Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tajemnica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tajemnica. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 stycznia 2019

Hotel Winterhouse - Ben Guterson Chloe Bristol



Hotel Winterhouse to powieść, która przyciągała mnie jak magnes. Odkąd tylko ujrzałam jej okładkę i przeczytałam opis, chodziłam jak zahipnotyzowana. Nawet podczas lektury innych tekstów, w głowach wciąż miałam ją - historię jedenastoletniej Elizabeth Jones, nastolatki, kochającej rozwiązywać łamigłówki i wielbicielki książek. Oto dziewczynka zostaje wysłana przez wujostwo do tajemniczego Hotelu Winterhouse. Nie wiadomo kto opłacił pobyt, ale mimo szczerej niechęci do opiekunów, spędzenie Gwiazdki poza domem nie napawa bohaterki optymizmem. Zwłaszcza, że już w drodze na miejsce spotkają ją dziwne rzeczy - ma wrażenie, że jest śledzona przez podejrzaną parę przyodzianą w czerń. Co gorsza, oni również zmierzają w to samo miejsce. Na szczęście sam hotel robi na dziewczynce piorunujące wrażenie, szybko też zaprzyjaźnia się ona z jego właścicielem, bibliotekarką oraz z Freddiem - jedyną osobą będącą mniej więcej w jej wieku i tak samo kochającą zagadki.

Przemierzając długie korytarze i zaglądając na kolejne piętra, bohaterowie będą próbowali zgłębić sekret skrywany w hotelowych murach - sekret, sięgający lata wstecz, związany z pewnym proroctwem i darem rodu Fallsów, o którym ci taktownie milczą. Sekret, którego istotą jest Książka.

Hotel Winterhouse to szalenie wciągająca, naszpikowana akcją i aż prosząca się o odkrywanie kolejnych zagadek powieść, która nie pozwala się nudzić podczas lektury. Co prawda rozwiązania byłam pewna już w połowie książki, nie jestem jednak jedenastolatką (a tyle lat ma przecież główna bohaterka i do takiego odbiorcy przeznaczona jest całość), więc miałam na względzie to, że zagadka musi być na miarę docelowego czytelnika i zupełnie mi to nie przeszkadzało - przeciwnie, z zaciekawieniem przyglądałam się temu jak rozwija się akcja i w którym kierunku zmierza.
                                            
Jeśli kochacie książki (a kochacie), jeśli lubicie zagadki (a na pewno lubicie), jeśli chcielibyście pobuszować po ogromnej bibliotece (a chcielibyście!), to nie potrafię Wam wskazać lepszej nowości. Nic to, że w zamyśle książka dedykowana jest dla młodszego czytelnika. Ja bawiłam się świetnie i Wy również będziecie. 

Bardzo dobra rzecz - gorąco polecam.


piątek, 26 czerwca 2015

Przygody Tintina. Afera Lakmusa – Herge


Tintina znam z filmu, który opiewa jego przygody, a którego nawet nie widziałam. Z  komiksami jestem na bakier. Jak to się zatem stało, że sięgnęłam po publikację łączącą w sobie wszystko, czego dotąd nie znałam? Lubię nowości i nowe spojrzenie na to, z czym dotąd nie tyle nie chciałam się zapoznać, ile nie miałam okazji.

Afera Lakmusa zwróciła moją uwagę, bo zapowiadała intrygę na miarę dobrego kryminału, co skutecznie przełamało mój opór.

Kapitan i Tintin stają w obliczu przedziwnego zjawiska. Oto w  Księżymłynie, na skutek koincydencji – podczas burzy, dochodzi do dziwnych wydarzeń – pękają szyby, roztrzaskują się kieliszki, mleczarz traci swój dorobek, bo wszystkie butelki niszczą się na jego oczach. Bohaterowie sądzą, że padli ofiarą dziwnego zamachu. Szybko jednak okazuje się, że sprawa wiąże się z czymś o wiele bardziej niebezpiecznym – oto Lakmus zdołał stworzyć urządzenie pożądane w czasie II wojny światowej, mające zmienić oblicze walk zbrojnych – na odległość miało mieć ono zdolność niszczenia czołgów bez konieczności bezpośredniej interwencji. Nie dziwi zatem, że każdy kraj chce mieć dostęp do planów maszyny, które pragnie zdobyć za wszelką cenę. Jak z tą sytuacją poradzą sobie bohaterowie? Czy Lakmusowi uda się ochronić dostęp do planów maszyny, które tak skrzętnie ukrywa? Jaki wpływ na bieg historii będzie miał jego wynalazek?

Gwarantuję, że emocji i zwrotów akcji nie zabraknie.


Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona swoim odbiorem publikacji i z prawdziwą przyjemnością rozpocznę nadrabianie komiksowych zaległości – widzę, że wiele mnie ominęło.


Polecam serdecznie – zarówno Wam, jak i młodszym, dla których intrygi i tajemnice to ulubione cechy dobrej lektury. To świetna propozycja, szczególnie, jeśli wciąż nad ilość tekstu przekładacie ilość ilustracji uzupełniających przekaz.

wtorek, 23 czerwca 2015

Notebook - Tomasz Lipko. Thriller 2.0 z rozszerzoną rzeczywistością. /przedpremierowa.


Notebook, debiut literacki Tomasza Lipko, to pierwszy polski thriller 2.0, wykorzystujący technologię rozszerzonej rzeczywistości.

Wykorzystanie jej akurat w tym gatunku było posunięciem rewelacyjnym – dzięki możliwościom jakie stwarza aplikacja Viuu odbiorca nie tylko mógł czytać o znalezionych przez bohaterkę materiałach i filmach, ale także na bieżąco je oglądać – takie wzbogacenie lektury nie tylko czyni z niej o wiele bardziej przekonującą i wciągająca, ale pozwala także na zupełnie nową formę kontaktu z wykreowaną fikcją literacką. Świetne posunięcie, doskonały wybór materiałów video fenomenalnie łączy się z narracją, pozwalając na całkowite zaangażowanie w lekturę. Zalążek nowoczesnej technologii zastosowanej w  tejże publikacji, to jedynie sygnał tego, o czym opowieść traktuje.

Narrator przenosi nas do roku 2012, kiedy to Polska żyje ostatnimi przygotowaniami do Euro. Całkowite zaangażowanie w wydarzenia sportowe nie pozwala innym – ważniejszym, choć niepozornym – faktom na pełne wybrzmienie. Oto w wypadku drogowym ginie Dagmara Frost – młoda dziennikarka i reporterka, mająca ogromny udział w najważniejszych artykułach ostatnich lat, woląca pozostać anonimową postacią. Do zdarzenia zostaje wezwany prokurator Radosław Bolesta, który po nieudanym przebiegu kariery utknął w Piotrkowie Mazowieckim, gdzie mógł z powodzeniem pracować nad swoim rozczarowaniem życiem zawodowym. Widząc umierającą na jego oczach kobietę, nie podejrzewa jeszcze jak sprawa pozornie podobna wielu innym wpłynie na jego życie. Tragedia wydająca się jedynie przykrym wypadkiem, zaczyna jawić się zupełnie inaczej, gdy ciałem zmarłej bohaterki nie zaczyna interesować się nikt z rodziny oraz znajomych. Jedyną szansą na zdobycie jakiejkolwiek wiedzy o ofierze jest laptop, który ta trzymała na kolanach podczas wypadku. Jego zawartość – jak szybko dowie się Bolesta – jest tak cenna, że nawet ABW nie dopuści do jego odszyfrowania.

Prokurator wraz z  dwójką przyjaciół wplącze się w sprawę, która na dobre zmieni jego nudne jak dotąd życie. Notebook to thriller z  prawdziwego zdarzenia, obnażający mechanizmy władzy, zagrożenia Internetu – jest przełomowy nie tylko ze względu na zastosowaną w nim technologię, ale także przez wzgląd na ujawnienie faktów, które choć skryte pod bezpieczną poszewką literackiej fikcji, rzucają nowe światło na to, co dzieje się w  Polsce i na świecie – handel danymi, inwigilację jakiej się nawet nie spodziewamy, mechanizmy, w  których – na szczęście – bezpośrednio nie musimy uczestniczyć.

To porywająca historia, trzymająca w napięciu do samego końca, w której stawką są nie tylko wielkie pieniądze, ale także bezpieczeństwo narodowe i… uniknięcie kary przez tych, którzy od lat dopuszczają się oszustw na światową skalę.

Czyta się re-we-la-cyj-nie! Jeśli tylko będziecie mieć okazję, koniecznie sięgajcie po tę powieść. Przeniesie Was – dosłownie – w  zupełnie nowy wymiar. Na takie debiuty się czeka.


Premiera już 2 lipca. Zapiszcie tę datę w kalendarzu.



piątek, 19 czerwca 2015

Tulipanowy wirus – Danielle Hermans



Jeśli wydaje Wam się, że to, co zostało rozpoczęte w  XVII wieku nie ma wpływu na to, co dzieje się dziś i nie znajduje swojej kontynuacji, szczególnie jeśli idzie o pieniądze, jesteście w  błędzie.

W Holandii Anno Domini 1936, Wouter Winckel – szanowany, znany i ceniony handlarz tulipanami został znaleziony martwy w  swojej gospodzie. Do opinii publicznej przedostała się informacja o morderstwie będącym konsekwencją nadmiernej wolności słowa, objawiającej się krytyką religii, której denat sobie nie szczędził. Tym bardziej, że ofiara miała wepchnięty w  usta antyreligijny pamflet własnego autorstwa. Niewielu wiedziało, że za zbrodnią stało coś więcej – Winckel bowiem był właścicielem najpiękniejszej i najokazalszej kolekcji tulipanów w  Zjednoczonej Republice Siedmiu Prowincji Niderlandzkich. Mało tego – posiadał on najbardziej pożądaną i niemożliwą do zdobycia cebulkę odmiany Semper Augustus, której istnienie przez wieki poddawano w  wątpliwość, a która istniała jedynie w  trzech egzemplarzach.

W  Londynie 2007 roku historia zatacza koło. Martwy zostaje znaleziony Frank Schoeller, który jeszcze przed zgonem zdołał przekazać siostrzeńcowi, który go znalazł wskazówkę dotyczącą morderstwa. Trzymając w dłoniach siedemnastowieczną księgę o tulipanach, wskazał na datę mającą być podpowiedzią do dalszych poszukiwań. Kazał także ukryć trzymane dzieło i przed nikim się nie zdradzić.

Alek do pomocy wybiera Damiana, przyjaciela, antykwariusza, który wraz z nim podąży siedemnastowiecznym szlakiem tulipanowym, by odnaleźć mordercę i odpowiedzieć na dręczące ich pytania o przeszłość Schoellera, którego – jak się okazuje – wcale nie znali.

Danielle Hermans popełniła naprawdę dobrą książkę – pełną zwrotów akcji, opartą na niezwykle frapującej tajemnicy, historii niesłychanie zajmującej i przekonującej. Tulipany stoją w  niej na pierwszym planie, udowadniając, jak wiele ludzie są skłonni zaryzykować i poświęcić dla pieniędzy, a nade wszystko – dla sławy. W  niej to arogancja, pycha, chciwość i marzenie o potędze ściera się z nauką, religią i dążeniem do prawdy. To połączenie ewokuje zagrożenie, którego nikt się nie domyśla.

Narracja prowadzona jest dwutorowo – z  perspektywy współczesności i XVII wieku. Te dwie przestrzenie narracyjne zostały wyróżnione w  szczególny sposób – poza oczywistymi nagłówkami sygnalizującymi czasy, których dotyczyć będą kolejne rozdziały, historie toczące się przed ponad trzystu laty zostały zapisane innym odcieniem czcionki – zastosowany tusz jest jaśniejszy, niby wypłowiały, niby starszy. Bardzo dobre rozwiązanie, z  którym spotykam się w  książce po raz pierwszy – Marginesy udowadniają, że mają nosa nawet do najdrobniejszych, pozornie nieistotnych szczegółów – brawo!


Polecam – czyta się świetnie, wydanie dodatkowo podkreśla wartość publikacji, a sama historia – zwłaszcza dla fanów tejże – nadaje powieści smaczku. Wciąga.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Niechciani – Yrsa Sigurdardottir


Tytuł: Niechciani
Autor: Yrsa Sigurdardóttir
Wydawnictwo: Muza
ISBN: 9788377587775
Ilość stron: 336
Cena: 34, 99 zł


Niechciani to kolejna mrożąca krew w żyłach książka spod pióra islandzkiej mistrzyni kryminału – Yrsy Sigurdardóttir.

Historia opowiedziana przez autorkę rozpoczyna się, gdy w sposób tragiczny ginie była żona Ódinna- pracownika państwowego urzędu kontroli. Od tego wydarzenia ich córeczka – Run – trafia pod jego stałą opiekę. Niestety dziewczynka i ojciec nie dogadują się specjalnie dobrze. W nawiązaniu bliższych relacji i uporaniu się bohaterki z traumą po śmierci mamy, ma im pomóc sesja psychoterapeutyczna, której poddawana jest Run.

Relacje ojca z córką stanowią – jak by się mogło zdawać – jedynie tło dla innych, wiodących zdarzeń. Poza tym wszystkim życie zawodowe toczy się dalej – Ódinn otrzymuje w pracy kolejne zadanie do wypełnienia – jego celem ma być ustalenie wydarzeń sprzed wielu lat – wydarzeń, które miały miejsce w Krókur – zamkniętym domu wychowawczym, znajdującym się na odludziu i mającym bardzo złą sławę. Świat obiegła plotka jakoby chłopcy byli w niej nieodpowiednio traktowani.
Pikanterii dodaje wszystkiemu sprawa tragicznej śmierci dwójki wychowanków ośrodka, którzy udusili się spalinami w samochodzie. Wiele wskazuje na to, że nie był to wypadek, a śmierć miała być zgotowana komuś innemu… Ódinn próbując dociec prawdy, uwikła się w historię, w której niejedno zostało zaciemnione.

By dodatkowo podkręcić rozwój akcji, narracja prowadzona jest dwutorowo – autorka raz zabiera nas w wydarzenia z przeszłości, powoli odtwarzając ich przebieg, po czym przenosi do teraźniejszości, gdzie wciąż toczy się śledztwo, a głównego bohatera dręczy nie tylko kiepska relacja z córką, ale też demony przeszłości, atakujące go pod postacią urojeń.
Jakby tego było mało, sprawa z przeszłości w przedziwny sposób łączy się ze współczesnością. Być może tragiczna śmierć żony Ódinna, ma jakiś związek ze sprawą, którą także i ona wcześniej badała…

Sigurdardóttir w sposób niezwykle plastyczny opisała przestrzeń pełną lęków i obaw – nie tylko jak przez mgłę ukazała dramatyczne wydarzenia przeszłości, rzutujące na teraźniejszość, ale też doskonale zarysowała sieć relacji, łączących wszystkich bohaterów. Obłęd i symptomy szaleństwa jedynie zaostrzają apetyt czytelnika, który coraz bardziej daje się opanować atmosferze strachu i niepewności.

Książka ta – mimo narastającej atmosfery grozy – nie straszy tak mocno jak poprzednie teksty autorki. Tutaj raczej autorka robi to w sposób niezwykle subtelny, opisuje rzeczywistość tak, byśmy sami potęgowali swoje lęki, byśmy w swoim tempie poddawali się nastrojowi pełnemu zagadek, których nie chcielibyśmy poznać.  Nie ma więc strachu pełną gębą – są za to ustępy skonstruowane tak umiejętnie, że lepiej nie czytać ich nocą: od razu poczujecie czyjś oddech na karku.

Wielkim plusem jest także finał – rozwiązanie zagadki każe całkowicie inaczej spojrzeć na całość książki – to, co wydawało się niepozorne okazało się kluczowe, a to czego byliśmy pewni, zdaje się zupełnie nie mieć znaczenia.

Cóż, nie bez przyczyny Sigurdardóttir została okrzyknięta nową królową w swoim gatunku – jeśli jeszcze nie znacie jej prozy, koniecznie skosztujcie.
Ale uwaga! Sprawdźcie czy wszystkie drzwi i okna są dobrze zamknięte!

Recenzje innych książek Yrsy:

http://shczooreczek.blogspot.com/2012/10/pamietam-cie-yrsa-sigurdardottir.html
http://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/statek-smierci-yrsa-sigurdardottir.html


czwartek, 13 listopada 2014

Czerwone liście – Paullina Simons


Tytuł: Czerwone liście
Autor: Paullina Simons
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379434305
Ilość stron: 400


Kristina, Connie, Jim i Albert to czwórka przyjaciół, wspólnie zamieszkująca uniwersytecki kampus w Nowej Anglii. Mimo że od początku studiów są właściwie nierozłączni, tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Oficjalnie Jim spotka się z Cristiną, a Albert z Connie, jednak tajemnicą poliszynela jest, że ten układ jest jedynie prowizoryczny – tak naprawdę ów miłosny kwadrat przyjmuje zupełnie inne konfiguracje, zasłaniając się jedynie grą pozorów.
Przyjaciele na przekór podejrzeniom i podwójnemu życiu, udają przed sobą, że wszystko jest w porządku i sprawiają wrażenie otaczających się troską i serdecznością młodych ludzi, od zawsze wspólnie spędzających czas i doskonale się znających oraz rozumiejących. Nic bardziej mylnego.

Kristina Kim była niezwykle piękną, radosną, młodą kobietą stojącą u progu dorosłości.
Wydawać by się mogło, że ma wszystko i swoją pełnią próbuje obdarować wszystkich wokół: dziewczyna była gwiazdą studenckiej drużyny koszykówki, opoką i pomocą dla nastolatek spodziewających się dziecka w domu Czerwone Liście, miała stałego partnera, przyjaciół i – jak myślano – ustabilizowane życie.
Tak naprawdę jednak, w głębi serca bohaterka zmagała się z demonami przeszłości, które niestrudzenie za nią kroczyły, nie dając jej nawet chwili wytchnienia.
Na kilka dni przed swoimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami, dziewczyna spotyka na swej drodze detektywa Spencera Patricka O’Malleya, z którym decyduje się umówić – jest bowiem osobą, przy której wreszcie, po latach gier i udręki poczuła się swobodnie.
Do spotkania jednak nigdy nie doszło.
Krótko po Święcie Dziękczynienia, Kristina zostaje znaleziona martwa pod zaspą śniegu na terenie kampusu, a nikt z jej przyjaciół nie jest tym zdziwiony. Jej śmierć była największym szokiem właśnie dla detektywa, który niemalże parę chwil wcześniej rozmawiał z tą piękną i pogodną dziewczyną.

Detektyw Spencer bardzo szybko dowiaduje się, że żadne z trójki jej (ponoć prawdziwych) przyjaciół nie dość, że nie zgłosiło jej zaginięcia mimo kilkudniowej nieobecności, to jeszcze w ogóle nie zainteresowało się tym, gdzie dziewczyna się znajduje przez te wszystkie dni bez kontaktu ani tym, w jaki sposób zginęła.
Żadne z nich nie chce współpracować podczas przesłuchań – wypowiadają się półsłówkami, zaciemniają prawdę o swoich relacjach, reagują bez emocji na niemalże każde pytanie dochodzeniowa.
Podczas śledztwa wychodzi jednak na jaw wiele sekretów, rządzących życiem czwórki przyjaciół – tajemnic tak głęboko ukrytych, że sami zainteresowani przestali się już nad nimi zastanawiać.
Jedno jest pewne: ich relacja w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe była okraszona kłamstwem.

Paullina Simons popełniła tę książkę na długo przez sagą o losach Tatiany i Aleksandra, będącą źródłem jej międzynarodowej popularności. Wykreowała obraz pełen napięć, niewiadomych, sekretów z przeszłości, enigmatycznego zachowania głównych bohaterów, w którym każdy nowy, z trudem wykryty ślad prowadził do kolejnych postaci, który miast rozjaśniać sytuację i prowadzić śledztwo ku jasnym rozwiązaniom, jedynie przysłaniał prawdę, komplikował to, co i tak było wystarczająco zamotane.

Mimo widocznej pracy włożonej w pisanie Simons, stawiająca pierwsze kroki w powieściach sensacyjno-kryminalnych, nie wypada tak dobrze, jak przy swoich pozostałych powieściach.
Podczas lektury ciągle towarzyszyły mi mieszane uczucia czytelnicze – z jednej strony doceniam sposób zarysowania opisywanej rzeczywistości, z drugiej wiele w tekście tym przestojów i nużących fragmentów, w żaden sposób nie wpływających na podkreślenie jakości ksiązki jako sensacji, lecz jedynie usypiających – nie czujność, lecz odbiorcę. Przydługi wstęp także robi swoje – zanim autorka przeszła do meritum, nakreśliła sytuację pierwszego spotkania detektywa z Kristiną – wówczas jeszcze pełną życia – mającą (jak się domyślam) spotęgować późniejszy szok prowadzącego śledztwo. A jednak coś nie zagrało, proporcje zostały zaburzone i rzutowało to na całość książki.

Fanom Simons polecam, bo lektura tej powieści będzie dla nich wejrzeniem w pierwsze pisarskie kroki stawiane przez autorkę. Tym jednak, którzy żądni są naprawdę mocnych wrażeń radzę zmienić oczekiwania w stosunku do tej publikacji i dopiero później zajrzeć jej pod okładkę. Tylko wówczas unikniecie rozczarowania.
Jak dla mnie - najsłabsza z powieści autorki. Co nie zmienia faktu, że i tak ją uwielbiam:)

____________________________
Recenzje innych książek Simons:


http://shczooreczek.blogspot.com/2013/08/jezdziec-miedziany-paullina-simons.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/07/dzieci-wolnosci-paullina-simons.html?q=simonshttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/06/piesn-o-poranku-paullina-simons.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/jedenascie-godzin-paullina-simons.html?q=simons


Relacja ze spotkania autorskiego:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/05/paullina-simons-w-katowicach.html




czwartek, 1 maja 2014

Zieleń szmaragdu – Kerstin Gier


Tytuł: Zieleń szmaragdu
Seria: Trylogia Czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323752660
Ilość stron: 455
Cena: 34,99zł


Zieleń szmaragdu wysunęła się właśnie na prowadzenie w kategorii najlepsza część, obejmującej Trylogię Czasu autorstwa Kerstin Gier.
Choć z czytaniem ostatnio u mnie krucho i kradnę każdą minutę notorycznie czytając na raty, czego szczerze nie znoszę, nawet to nie przeszkodziło mi wciągnąć w tę zwichrowaną opowieść.
Gdy ja zasiadałam do lektury z nadzieją na klasyczne rozsupłanie akcji, typowe dla trzecich tomów, często nużących i przewidywalnych, autorka tymczasem zacierała rączki, patrząc na mnie znad książki i mrucząc: „haha, ja ci dam rozwiązanie”. Mieszała jednocześnie w kotle fabularnym, dorzucając do niego kolejne wybuchowe składniki, czyniące książkę tę frapującą ponad miarę. Nastolatką już od kilku lat nie jestem, a mimo to dałam się złapać na przynętę i do samego końca wodzić za nos.
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Gwendolyn cierpiącą, która teraz próbuje uporządkować swoje uczucia i uzdrowić złamane serce, metodą iście dziewczyńską: długie rozmowy przez telefon z przyjaciółką, rozpacz, próby uzasadnienia zachowania Gideona, rozkładanie swojego cierpienia na czynniki pierwsze i sadomasochistyczne próby wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, oczywiście ze zogniskowaniem całej winy na sobie. W międzyczasie na jej oczach rozgrywają się wydarzenia, mające mieć ogromny wpływ na losy jej, jej rodziny, a może i świata. Gwen musi więc mimo złamanego serca wziąć sprawy w swoje ręce. Nie po to, by pomóc Kręgowi Dwunastu, bo cierpiącej dziewczynie nie takie rzeczy w głowie, lecz po to, by przeżyć i w spokoju móc dalej rozpamiętywać swój ból.
Część ta lokuje nas na wyższym poziomie niż poprzednie. O wiele więcej w niej niebezpieczeństw, intryg, spisków. Bohaterka musi zdecydować się komu zaufać, a także wykazać ogromną pomysłowością. Mimo że zaplanowała sobie niemalże wszystko, by powstrzymać hrabiego de Sain Germain przed osiągnięciem celu, jej szyki popsuje niespodziewanie wyjawiona prawda o jej życiu, burząca jej dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa i przynależności.
Niezmiennie moją ulubioną postacią pozostaje Xemerius, choć w tym tomie w mych oczach zyskali także bohaterowie epizodyczni oraz – o dziwo! – Gideon, do tej pory kojarzący mi się niezbyt pozytywnie. Zieleń szmaragdu pełna jest niespodzianek, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że zachwyty nad całą trylogią nie są przesadzone, lecz w dużej mierze uzasadnione.
Mimo że nie jest to lektura najwyższych lotów, lecz prosta, mająca sprawić czytelnikowi przyjemność opowieść, jako młodzieżówka spisuje się rewelacyjnie! Pochłania, wyzwala z linearności, pozwala czytelnikowi na bezpieczne dryfowanie między XVIII a XXI wiekiem bez konieczności posiadania genu podróży w czasie, a jedynie za niewielką opłatą w formie poświęcenia kilku godzin z życia na lekturę. I te koszty warto ponieść!

Choć seria ta powstała wcześniej niż film, o którym chcę wspomnieć,  nie sposób nie dostrzec pewnych podobieństw i inspiracji. Już od pierwszego tomu w mojej głowie otworzyła się szufladka z produkcją Czas na miłość, w której to bohaterowie (tam jedynie mężczyźni, za to wszyscy) po przekroczeniu pewnego wieku otrzymywali dar podróżowania w czasie. Pomysł z zapisaniem w genach możliwość przekraczania ciągłości, jak i ogromu możliwości z tym związanych jest znany i… wciąż jeszcze nie do końca wyeksploatowany.
Jeśli spodobał wam się wspomniany film, a z trylogią tą nie mieliście jeszcze do czynienia – zachęcam! Nie są to idealne odwzorowania, bo przecież nie o to chodzi, ale powtarzalność motywów i stopnień przyciągania odbiorcy jest ten sam.

Poprzednie tomy (recenzje po kliknięciu):

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/czerwien-rubinu-kerstin-gier.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/bekit-szafiru-kerstin-gier.html

 


piątek, 25 kwietnia 2014

Błękit szafiru – Kerstin Gier


Tytuł: Błękit szafiru
Seria: Trylogia czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323778226
Ilość stron: 364

Błękit szafiru stanowi drugą część Trylogii Czasu – opowieści snutej przez Kerstin Gier, bestsellerową autorkę niemiecką. 
Tom ten rozpoczyna się w miejscu, w którym zawieszona została Czerwieńi rubinu – gdy Gwendolyn i Gideon wracają z początku XX wieku, gdzie po raz pierwszy dali ponieść się, rodzącemu się  w nich uczuciu zakochania. Wszystko wskazuje jednak na to, że ich związek nie będzie rozwijał się zgodnie z zarysowanymi w wielu podobnych książkach ramami. Choć już czytając tom pierwszy, wyczułam nieszczerość Gideona w stosunku do Gwen, dopiero teraz została ona faktycznie wyciągnięta na powierzchnię i zaprezentowana w całej okazałości.
Zanim jednak do tego dojdzie, bohaterowie będą musieli poradzić sobie na soirée, do którego byli sumiennie przygotowywani. Na nim to, Gwen ma bliżej poznać się z hrabią de Saint Germain, któremu wbrew powszechnym oczekiwaniom wcale nie ufa. Jej zadaniem będzie także przekonanie się o winie lub jej braku Paula i Lucy, którzy od lat są ścigani jako przestępcy i zdrajcy, zagrażający realizacji odwiecznego planu.

Część ta wprowadza kilka nowych, ciekawych postaci, nadających jej charakteru, a w wielu miejscach także i humoru. Niewątpliwym asem powieści jest Xemerius – duch demona w postaci kamiennego gargulca. To jego wypowiedzi i nieuchwytna dla wszystkich poza Gwen obecność sprawia, że prezentowane wydarzenia widzimy poprzez inny pryzmat – jego istnienie jest dopełnieniem akcji. Jest on niejako szpiegiem bohaterki, jej trzecim okiem, zdolnym wejść wszędzie tam, gdzie jego obecność z pewnością byłaby niepożądana, gdyby ktokolwiek się jej domyślał, dzięki czemu dziewczyna jest w posiadaniu informacji, których w żaden inny sposób nie mogłaby pozyskać, a które są jej niezbędne do zrozumienia sytuacji w jakiej się znalazła. Xemerius jest także jej suflerem – gdy tylko bohaterka nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości historycznej, duch spieszy jej z pomocą, prezentując kolejne postaci czy też tłumacząc niezrozumiałe słowa. Jego wsparcie jest zatem nieocenione, a jego obecność nadaje całości niewyrażalnego uroku.
Choć nie szczędzi on szczerości i nieraz gorzkiej prawdy, jest jednocześnie pocieszycielem i wybawicielem, tryskającym humorem, a nierzadko także i raczący innych sardonicznym uśmiechem.
Kolejną wprowadzoną postacią jest dziadek Gwen, z którym ta spotyka się w przeszłości. Liczę na to, że to on okaże się jokerem Zieleni szmaragdu.
Tom ów zawieszony zostaje w podobnej sytuacji co poprzedni: gdy sytuacja uczuciowa bohaterów po raz kolejny się komplikuje, stawiając na szali ich dotychczasowe relacje.  Autorka wierna jest stosowanym już raz rozwiązaniom fabularnym, spinając nie tylko poszczególne tomy, ale i całą serię klamrą kompozycyjną.

Błękit szafiru pod względem językowym utrzymany jest na podobnym poziomie, co część wcześniejsza. Stanowią one spójną całość, tak silnie się zlewającą, że podczas czytania książek jedna po drugiej miałam wrażenie ciągłości, nie zaś rozdzielenia na tomy. Śladem podziału są jedynie okazjonalne i lakoniczne przypomnienia niektórych co ważniejszych postaci i wydarzeń, rozgrywających się w Czerwieni rubinu, zwłaszcza zaś epizodycznych, o których czytelnik mógł dotąd zapomnieć.
 Jeśli więc spodobała Wams się poprzednia część i wciąż macie ochotę na kontynuowanie śledzenia losów podróżników w czasie, zachęcam Was do lektury.

Poprzedni tom:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/czerwien-rubinu-kerstin-gier.html



niedziela, 20 kwietnia 2014

Czerwień rubinu – Kerstin Gier


Tytuł: Czerwień rubinu
Seria: Trylogia czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 23 maja 2011
ISBN: 9788323734383
Ilość stron: 344
Cena: 24,99
Gdy Gwendolyn kończy szesnaście lat, okazuje się, że obdarzona została ona genem podróży w czasie. Sytuacja jest dla niej o tyle zaskakująca, że przez całe życie do jego przejęcie przygotowywana była jej kuzynka Charlotta. Ona to ukończyła lekcje fechtunku, gruntowny kurs historii i kultury dawnych czasów, poznała leksykę typową dla kilku stuleci wstecz, a także imponująco szybko opanowała języki obce i nauczyła się klasycznych tańców i etykiety dworskiej.
Niestety, to nie ona będzie przenosić się w czasie, lecz Gwen, która żadnej w powyższych umiejętności nie posiadła (za wyjątkiem rozmów z duchami, których nikt poza nią nie widzi), będąc tym samym zupełnie nieprzygotowaną do czekającego ją zadania. Co gorsza, uznana zostaje ona za spiskowca, który zagrozić ma misji nie tylko nie kompletnym beztalenciem, ale przede wszystkim brakiem ogłady i jakiejkolwiek chęci współpracy. Dziewczyna w oczach Mistrzów i swojego współpodróżnika  Gideona uchodzi za wyjątkowo oporną i niezdolną do przysłużenia się wykonaniu zadania. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że to ją zapowiadały przepowiednie i że to jej krew niezbędna jest do zamknięcia kręgu dwunastu.

Drugi podróżnik, Gideon, to wyjątkowo arogancki typ, który (podobnie jak wszyscy pozostali) nie ukrywa niechęci do Gwen ani ogromnego zachwytu nad Charlottą, „stworzoną do wyższych celów”. Chłopak onieśmiela jednak bohaterkę nieprzeciętną urodą, sprawiającą, że serce zaczynało jej przy nim szybciej bić. Tych dwoje będzie musiało dojść do konsensusu, by misja, którą chcąc, nie chcąc muszą wykonać wspólnie, została zwieńczona sukcesem. W interesie Gideona jest ekspresowe przygotowanie Gwen do przeskoków, w jej zaś jak najszybsze przyswojenie niezbędnej wiedzy i pozyskanie sojuszników.
Kerstin Gier zbudowała powieść dla nastolatków opartą na znanym i chętnie (a przy tym gęsto) wykorzystywanym schemacie – ona nieprzygotowana do tego, co ją czeka; on impertynencki i wyniosły, ale za to niewymownie przystojny i onieśmielający. Razem stworzą związek niewolny od słownych potyczek, iskrzącej wymiany zdań oraz… pocałunków, który jednak mimo schematyzmu będzie rozwijał się dość interesująco, tym bardziej, że w moim odczuciu intencje Gideona nie są do końca szczere, co czyni relację tej dwójki dość niejednoznaczną.
Książka ta istnieje poza czasem i to nie tylko ze względu na fabularne wycieczki do XVII i innych wieków, ale przede wszystkim dzięki żywej i barwnej narracji, która wyrzuca czytelnika poza linearność i gwarantuje zapomnienie o upływających godzinach.

Jeśli macie więc ochotę na lekką, niewymagającą, choć angażującą emocjonalnie (na poziomie rzecz jasna płytkich uczuć – przyjemności i ciekawości z poznawania losów bohaterów) lekturę, trylogia rozpoczęta tomem Czerwień rubinu, to coś dla Was. Nie braknie w niej lekcji historycznych i kulturalnych, krztyny romansu, elementu tajemnicy, pięknych kostiumów szytych na miarę, a także radości z poznawania innych niż znane nam światy.
Marzyliście o podróżach w czasie? Oto Wasza szansa!


PS Na podstawie książki film - Rubinrot.





poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Kto to być może o tej porze? – Lemony Snicket


Tytuł: Kto to być może o tej porze?
Cykl: Seria niewłaściwych pytań
Autor: Lemony Snicket
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770435
Ilość stron: 264
Cena: 24,99
Drodzy, oto przed Wami kolejny cykl sygnowany nazwiskiem Snicket. Tym razem, zamiast niefortunnych zdarzeń, czekają Was niewłaściwe pytania – zadawane z podobną częstotliwością z jaką w poprzedniej serii kumulowały się wydarzenia feralne.
Bohater to, jak można przypuszczać, „ja” sylleptyczne autora, co w dużej mierze ustawia nasz sposób odbioru tekstu. Odtąd traktujemy bohatera nie tylko jako rzeczywiste odbicie autora, ale też jako jego fikcyjno-powieściową realizację czy też jego chcenie, a kto wie – może i ukryte fantazje.
Lemony-narrator a jednocześnie główna postać odebrał dość nietypowe wykształcenie. Po ukończeniu szkoły miał oddać się w ręce jednego z pięćdziesięciu dwóch mistrzów. Wybrał S. Teodorę Markson – kobietę plasującą się na ostatnim miejscu rankingu. Jej pozycja miała zapewnić chłopakowi pokątne, obok terminowania, realizowanie zadania o wiele większej rangi. Niespostrzeżenie jednak wikła się on w ciąg zdarzeń odpychających go od jego głównej linii działania, a przy tym – jak to u Snicketa – niezwykłych. Wraz ze swoją Mistrzynią zostaje zaangażowany do przywrócenia (nie)skradzionej Bombinującej Bestii (stworzenie mitologiczne; ni to koń, ni to rekin) jej prawowitym właścicielom. Nie wiadomo jednak czy wrogowie rodziny to nie czasem jej przyjaciele ani czy figurka naprawdę została porwana, czy może jedynie zapomniana. Powiecie – niezły chaos! I będziecie mieć rację. Nie łudźcie się jednak, że na tym sprawa się kończy, bowiem zaangażowani w nią będą nie tylko mała dziewczynka, wynajęta aktorka, lokaj czy rodzeństwo taksówkarzy, ale też cała gama innych postaci, stanowiących przekrój przedziwnych mieszkańców przedziwnej miejscowości – Splamionego Nadmorskiego, które od dawna nie znajduje się już nad morzem, a które wciąż trudni się pozyskiwaniem atramentu od zastraszanych meduz, lecz niestety- chylące się ku upadkowi.
Lemony Snicket-autor tomem Kto to być może o tej porze? otwiera całkiem nowy cykl – Serię niewłaściwych pytań – zapowiadający się rewelacyjnie! Pierwsza część to prawdziwy koktajl wydarzeń, na który składa się szczypta tajemnicy, odrobina obyczajówki, duża porcja sensacji i wreszcie - w roli pysznej pianki wieńczącej cały napój – smakowita doza humoru, którą będziemy spijać drobnymi łyczkami, delektując się niezrównanym smakiem.

Polecam! Lemony Snicket w świetnej formie! Seth – autor ilustracji – w równie wybornej.

czwartek, 27 marca 2014

Tajemnica Filomeny - Martin Sixsmith


Tytuł: Tajemnica Filomeny
Autor: Martin Sixsmith
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 978-83-7839-702-1
Ilość stron: 504
Cena: 37zł

Jeśli znaleźliście się w tej samej sytuacji co ja, czyli najpierw obejrzeliście film, a później zdecydowaliście się na lekturę (kolejność choć haniebna, to ostatnio u mnie częsta) tekst ten może Was zaskoczyć. Jego autor przyjmuje bowiem zupełnie inną perspektywę niż reżyser, który na publikacji tej ponoć się opierał (jak się za chwilę przekonacie materiał miał skąpy). O ile w przypadku produkcji filmowej tytuł ma swoje umocowanie w prezentowanej historii, o tyle w przypadku książki – zdaje się zupełnie niestosowny i co najgorsze: mylący.
Filomena na kartach książki pojawia się w początkowym rozdziale i jednym z końcowych. I na tym jej bezpośrednia relacja się kończy, gdyż książka ta jest przede wszystkim zapisem doświadczeń Michaela, który niemalże od chwili osiągnięcia dojrzałości próbował odnaleźć swoją biologiczną matkę i tym samym zdefiniować siebie. Jest to opowieść o jego poszukiwaniach i drodze do dojrzałości, w czasach mu zupełnie nieprzychylnych.

Będąc młodą matką, Filomena została zmuszona przez zakonnice z Roscrea do zrzeczenia się praw do dziecka i zaniechania poszukiwania go w jakkolwiek odległej przyszłości. Anthony mając trzy lata, został adoptowany i wywieziony z Irlandii przez rodzinę z Ameryki, która jemu i Mary – dziewczynce, którą również przygarnęli – zbudowała prawdziwy dom i zapewniła wykształcenie na najwyższym poziomie, dzięki czemu Tony – późniejszy Michael, miał możliwość realizowania się między innymi jako znakomity prawnik w partii republikańskiej.

Przybrani rodzice od początku wmawiali dzieciom, że ich matki oddały ich natychmiast po urodzeniu. Te wypowiedzi stworzyły w nich nigdy nie zapełnioną wyrwę, bolesne miejsce, już do końca ich dni sugerujące, że nie są oni wystarczająco dobrzy, skoro nawet biologiczne matki zrezygnowały z ich wychowania. Dzieci (zwłaszcza Michael) żyły w przeświadczeniu o własnej bezwartościowości i braku prawa do szczęścia, co z kolei powodowało, że mimo pozornie poukładanych relacji, wciąż podejmowali działania autodestrukcyjne, które prędzej czy później niszczyły ich związki, utwierdzając ich w przekonaniu, że rzeczywiście na spełnienie i radość nie zasługują. Błędne koło toczyło się przez całe ich życie, co rusz rzucając kłody pod nogi.
Od najmłodszych lat Michael wydawał się odstawać od rówieśników – był wrażliwszy, głębiej przeżywał wszelkie niepowodzenia i sukcesy, zdawał się zachłystywać codziennością, jednak już jakiekolwiek drobne przeciwności całkowicie burzyły porządek – jego sfera emocjonalna była nieuporządkowana, do czego dołożył się także brak akceptacji jego orientacji seksualnej, zarówno ze strony rodziny jak i partii, przed którą musiał ją ukrywać, skazując się na życie w ciągłym lęku przed demaskacją.
Przez wiele lat tracił on partnerów, wmawiając sobie i im, że nie zasłużył na miłość i rujnując przez to każdy kolejny związek. Gdy wreszcie udało mu się stworzyć trwałą relację homoerotyczną, opartą  na zaufaniu i wsparciu, postanowił ponowić próbę odnalezienia matki, o której myśli kiełkowały w nim od dawna. Dzięki powrotowi do przeszłości, mężczyzna miał raz na zawsze zamknąć bolesny rozdział, poznać prawdę o swoim pochodzeniu i dokonać pracy, mającej w konsekwencji pozwolić na zabliźnienie ran i wyzbycie się piętna opuszczonego dziecka, niezdolnego do okazywania miłości i budowania więzi. Gdzieś pomiędzy jego poszukiwaniami, a karierą polityczną, pojawia się trudny na tamte czasy temat akceptacji związków homoseksualnych, a także przeznaczania pieniędzy na leczenie i badanie HIV, zbierającego coraz większe żniwo i naznaczającego piętnem każdego nosiciela wirusa.
Historię Michaela napisało życie i to właśnie w autentyczności tkwi jej największa siła. Ukazuje ona, że życie rzuca nas w przeróżne miejsca, ograbiając z jednego, po to, by zaoferować nam drugie, co nie zmienia faktu, że w ludzkiej naturze tkwi głęboko zakorzenione pragnienie określenia siebie i swojego pochodzenia, bo dzięki tej wiedzy możemy poczuć się „kimś skądś”, nie zaś „kimś (nikim) znikąd”. Opowieść tę czyta się ze ściśniętym gardłem, przeczuwając jej zakończenie i zżymając się na człowieczą niesprawiedliwość i uwikłanie  w przeszłość.
Polecam!

niedziela, 12 stycznia 2014

Sklepik Okamgnienie. Walizka pełna gwiazd – Pierdomenico Baccalario

Tytuł: Sklepik Okamgnienie. Walizka pełna gwiazd
Autor: P.D. Baccalario
Wydawnictwo: Olesiejuk
ISBN: 9788378449713
Ilość stron: 238

Wyobraź sobie, że przyszło Ci spędzać dzieciństwo w miasteczku tyleż spokojnym i sprzyjającym braku rozproszeń, ileż nudnym. Tak nudnym, że decydujesz się na rezygnację z nauki, by w pełni cieszyć się słonecznymi dniami, spędzonymi z wędką w ręku nad brzegiem jeziora. Oczywiście, nic nikomu o tym nie mówiąc.

Podobną decyzję podjął Finley Mc Phee, spędzający siedemdziesiąt jeden dni poza murami szkoły, narażając się tym samym na niezdanie do kolejnej klasy. W niczym mu to jednak nie przeszkadzało – najważniejsze było chwilowe upojenie na łonie natury.
Konsekwencje jego zachowania, były dużo bardziej dalekosiężne niż mógłby przypuszczać. Gdyby nie wagary, prawdopodobnie nigdy nie znalazłby się w centrum wydarzeń, które lada dzień miały rozegrać się w, na pozór nużącym i sennym, miasteczku Applecross.
Zaczęło się na pozór niewinnie: wizytą dyrektora w domu, który poinformował rodziców Finleya o zaistniałej sytuacji, kilkudniowym gniewie tychże, po których nastąpił ciąg reperkusji. Młodzieniec został wysłany do wielebnego Prospera, który to miał narzucić na niego stosowną karę. Imał się Finey różnych prac, aż w końcu został pomocnikiem listonosza. I to własnie ta praca, pozwoliła mu natknąć się na nową dziewczynę w mieście – Aiby Lily.

Spotkanie z nią było dla niego jak rażenie piorunem – zaskoczony jej niezwykłością, uległ obezwładniającemu go uczuciu zakochania, wierząc, że nieprzypadkowo los zetknął ich ze sobą.

Wówczas jeszcze nie wie, jak znaczącą rolę w jej życiu przyjdzie mu odegrać.
Dziewczyna bowiem, to potomkini tajemniczego mieszkańca miasta – Ricarda, który niemalże dwa stulecia wcześniej zginął, roztrzaskując się wraz z czerwonym, legendarnym już statkiem, na którym wówczas przebywał.
Dziś, po wielu latach, jego spadkobiercy wracają do miasteczka, by otworzyć sklepik „Okamgnienie”. W ślad za nimi podążają jednak wrogowie, którzy mają swoje własne cele.

Fineyowi przyjdzie zmierzyć się ze światem, którego istnienia nigdy by nie podejrzewał, skonfrontuje swoje wyobrażenia z rzeczywistością, pozwalając ponieść się czarodziejskiej fali.

Opowieść snuta przez Baccalaria, to podróż pełna magii i niezwykłości. Przez książkę przemierzają duchy, strachy, olbrzymy, a bohaterowie na każdym kroku stykają się z magicznymi przedmiotami: peleryną niewidką, złotym atramentem, pająkiem reperatorem, spodniami ze szkockiej żywej wełny, kijem podróżnym, czy też siecią tkaczy snów.
Magia snuje się za bohaterami niczym cień, sprawiając, że ich życie wyrwane zostaje z rutyny i przewidywalności.
W okamgnieniu stają się uczestnikami wydarzeń nieprawdopodobnych. Ci, którzy do niedawna narzekali na senność i nudę miasteczka, dziś zmagają się z postaciami rodem z baśni  i bajek. Stają oko w oko z niebezpieczeństwami, by dać świadectwo swojej mężności i gotowości do poświęcenia.
Wszystko to w fantastycznej oprawie graficznej, będącej uciechą dla oka. Fantastyczne szkice wieńczą każdy kolejny rozdział, ilustrując to, co wymagające zobrazowania. Iacopo Bruno wykonał kawał świetnej roboty, szkicując – jak mówi – ołówkiem magicznym. Nie ulega to wątpliwości.

Gwarantuję, że przy tej lekturze ani Wy, ani Wasze dzieci nie będziecie się nudzić. Spędzicie za to szare, jesienne popołudnie w atmosferze przypominającej najwspanialsze chwile z dzieciństwa, kiedy to Wasza wyobraźnia pracowała na tyle silnie, że była w stanie wygenerować obrazy dziś czytane na kartach książek.
Dajcie się skusić!

piątek, 13 grudnia 2013

Dom tajemnic – Chris Columbus, Ned Vizzini


Tytuł: Dom tajemnic
Autor: Chris Columbus, Ned Vizzini
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324019625
Cena: 34,90 zł
Ilość stron: 512
Sięgając po Dom tajemnic bałam, się, że jego reklama zaprogramowana została na wyrost: oto J.K. Rowling zachwala dzieło człowieka, który wcześniej docenił jej własne, robiąc z niego kinowy hit – znany wzór popierania działań ludzi z naszego kręgu, którzy mogą nam się odwdzięczyć w odpowiednim czasie, napędzając koło wzajemnych uzależnień i płynących z nich korzyści. Takim reklamom nie ufam.
I choć zaintrygował mnie slogan „Książka reżysera Harry’go Pottera”, wcale nie zorganizował on mojego pozytywnego myślenia o książce. Raczej włączył czujność.

I jakże pozytywnie mnie Chris Columbus i Ned Vizzini zaskoczyli! Oto porwali mnie oni w świat, w którym zawsze chciałam się znaleźć – świat książek.
Nie, nie tak jak każda inna książka – oni zrobili to dosłownie.
Ich bohaterowie, podobnie jak kiedyś bohaterowie Funke zostani porwani w rzeczywistość książki, by tam przeżywać kolejne przygody.

Kordelia, Eleonor i Brendan to trójka rodzeństwa, właśnie wprowadzającego się do nowego domu (pamiętacie Serię Niefortunnych Zdarzeń? Sporo tu inspiracji!). Wraz z rodzicami szukali oni czegoś co nie przekracza ich możliwości finansowych, aż trafili na niezwykły dom, który powinien być warty niebotyczną sumę, a okazuje się tani jak barszcz. Rodzina z radością wprowadza się do posiadłości, należącej niegdyś do tajemniczego pisarza, Denvera Kristofa. Już pierwsze chwile w domu okazują się niezwykle tajemnicze i… groźne. Bohaterowie, jeden za drugim natykają się na łysą kobietą – raz przemieniającą się w posąg, innym razem przybierającą postać miłej sąsiadki, zawsze jednak budzącej niepokój.
Gdy jeszcze pierwszego dnia kobieta staje u ich drzwi, wszystko wokół się zmienia.
Kobieta okazuje się Wichrową Wiedźmą – potomkinią Króla Burz, czyli Denvera Kristoffa, pragnącą odzyskać pewną książkę, niosącą ze sobą wielką moc, do której dostęp zablokował jej ojciec. Swoją szansę upatruje w odwadze rodzeństwa, toteż bez ich zgody przenosi ich do świata zbudowanego z trzech książek spisanych przez właściciela ich nowego domu, a jej tatę.
W nich to, młodzi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z nieprzewidywalnymi piratami, Ruchem Oporu, olbrzymami, a przede wszystkim – własnymi słabościami i egoistycznymi pobudkami, na które tak silnie liczy Wichrowa Wiedźma, żądna jedynie władzy i potęgi.
Rodzeństwo walcząc z tym, co napotkają na swojej drodze, muszą utorować sobie powrotną drogę do domu, który wydaje się teraz czymś zupełnie nierzeczywistym.
Także i dzieci zdają się w pewnym momencie bardziej interesować fikcją, w którą zostali wtopieni, niż zamiarem powrotu do domu, który jak się wydaje – zupełnie porzucili.
Tym, co mnie rozczarowało było zakończenie.
Śmierć i ofiary ponoszone przez bohaterów były w książce oczywiste – dlaczego więc postanowiono pewne rysy ułagodzić, wydarzenia anulować? Wszystko to arcysłodkie i nie na miejscu. Rozumiem, że miało udowodnić, że wszystko kończy się dobrze, dobro zwycięża nad złem, pieniądze same wpływają na konto, a jednak mam nieodparte wrażenie, że można było zrobić to zupełnie inaczej, niekoniecznie realizując – bądź co bądź – plany Wichrowej Wiedźmy co do egoistycznych zapisów w księdze.
Ale cśśś… nic więcej nie zdradzę!

Dom tajemnic to pierwszy cykl przygód rodzeństwa, zapowiadający serię niebywale wciągającą! Czytając ją już wyobrażałam sobie stworzony na jej podstawie film, dorównujący efektami Harry’emu Potterowi.
Przestrzeń starego, okazałego domostwa, skrywającego zatrważające tajemnice, imponujące pomieszczenia, monumentalna biblioteka wypełniona po brzegi starymi księgami, otwarte morze pełne pirackich statków i krwiożerczych rekinów, potężna Wichrowa Wiedźma i jeszcze bardziej mocarny Król Burz – to elementy, które doskonale sprawdzą się na dużym ekranie. I nie wyobrażam sobie, by to się mogło nie udać! Bardzo wyraźnie widać, że autorem książki jest reżyser, bowiem jej filmowość jest wręcz namacalna.

Dom tajemnic zaoferował mi godziny pełne intrygujących przygód. Autorzy nęcili mnie i wabili, fascynowali i budzili grozę.
Bohaterowie, choć czasem irytujący, pokazali jednak prawdziwe relacje międzyludzkie, mieli swoje słabostki, byli pyszni, czułostkowi, zaskakujący.
Czy można chcieć czegoś więcej od powieści dla młodzieży?
Pomimo kilku niedociągnięć, bardzo dobra książka – i wcale nie dlatego, że poleca ją Rowling.

wtorek, 10 grudnia 2013

Szmaragdowa tablica – Carla Montero


Tytuł: Szmaragdowa tablica
Autor: Carla Montero
Wydawnictwo: Rebis
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 9788375109993
Ilość stron: 672
Cena: 39,90 zł
Choć Polska poznała Carlę Montero za sprawą jej drugiej powieści – Szmaragdowej tablicy – ja zapragnęłam śledzić jej pisarski fenomen linearnie, poczynając od debiutanckiej Wiedeńskiej gry, która pozwoliła mi docenić talent autorki już w pierwszej lekturze, a następnie zwracając się ku bestsellerowej i szeroko komentowanej drugiej książce pisarki.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że oto na naszych oczach rozwija się talent niebyły: sceną literacką zaczyna władać czarodziejka słowa, będąca w mocy przekonać do siebie – poprzez język właśnie – najbardziej zatwardziałych i opornych na literaturę. Jej teksty, w których różne dziedziny sztuki korespondują ze sobą, i w której spotykają się jednostki silne z jednostkami słabymi, to prawdziwy przegląd rzeczywistości opisywanych czasów.
Montero maluje inne światy, światy, w których każdy chciałby się choć na chwilę znaleźć, by nie tylko smakować litery na języku, ale także przechadzać się tymi samymi, co bohaterowie ulicami, niejako krocząc ich śladem.



Akcja toczy się dwutorowo, a tym co ją spaja jest wątek tajemniczego renesansowego obrazu – Astrologa.
Powieściopisarka wrzuca swoich bohaterów (i nas) w rzeczywistość początku XXI wieku do Madrytu.

Ana, to kobieta wiodąca bardzo spokojne życie. Przechadzając się po pięknym Madrycie jeszcze nie wie, że to co dotąd uchodziło za nudę – przewidywalność, pewna rytualność codzienności – już za chwilę stanie się luksusem nie do przecenienia. Gdy kobieta czyta tajemniczy list z czasów drugiej wojny światowej, dotyczący wspomnianego już obrazu, zmienia się dla niej wszystko. Za namową męża wyrusza ona bowiem na poszukiwanie zagadkowego dzieła, wyrywając się tym samym ze sztywnego gorsetu rutyny i wkradając we wciągające osobiste śledztwo.

Równolegle do prowadzenia historii Any, Montero zabiera nas do Paryża czasów niemieckiej okupacji. Tam też dowiadujemy się, że ów Astrolog, to jedno z największych pragnień Hitlera, który twierdzi, że dzieło to skrywa w sobie niepojętą moc, uzdalniającą do władania całym światem. Nie dziwi więc, że stara się za wszelką cenę zgłębić tajemnicę i posiąść obraz, mający być kluczem do sukcesu na międzynarodowej arenie politycznej. Poszukiwania rozpoczynają się od pewnej francuskiej Żydówki.

Choć każda z historii, to dwa zupełnie różne światy, dopiero w zestawieniu tworzą niezwykły klimat tajemniczości, wzajemnie się uzupełniając, tłumacząc i na siebie oddziałując.

Powiedzieć, że tę książkę dobrze się czyta, to nic nie powiedzieć: ją się zawłaszcza, nią się zachłystuje, wertuje w pośpiechu, chcąc natychmiast wiedzieć, co czeka nas dalej. Podobnie jak w debiutanckiej powieści, Montero portretuje bohaterów nietuzinkowych, charakternych, bogato wyposaża ich w historie, które później, niczym najlepszy malarz – zlewa ze sobą, łączy odcienie, tworząc obraz, stanowiący prawdziwe arcydzieło.
Wikłanie wątków opanowała powieściopisarka tak dalece, że potrafią one ewokować emocje, utrzymujące się niemalże przez całą książkę na równie wysokim poziomie – napięcie jest w niej wyczuwalne na odległość.

Szmaragdowa tablica stanowi prawdziwy gatunkowy koktajl: nie jest li historią poszukiwania obrazu, ale też opowieścią wyposażoną w wątek miłosny – i wcale nie banalny. Choć brzmi to trywialnie i sztampowo, książka ta daleka jest od pospolitości. Ona zaskakuje, ona czaruje, ona mami, ona pozwala na zagubienie, na tracenie śladów – nic nie jest w niej pewne.

I to właśnie ten brak pewności, brak standardowego szablonu, na którym zbudowana została cała konstrukcja fabularna, stanowi o sile tej powieści, którą – a jakżeby mogło być inaczej – polecam ogromnie!


_____________
Recenzja Wiedeńskiej gry:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/wiedenska-gra-carla-montero.html
 

czwartek, 28 listopada 2013

Szatan z papieskiego rodu. Prawdziwe życie Cezara Borgii - Arael Zurli



 Tytuł: Szatan z papieskiego rodu. Prawdziwe życie Cezara Borgii
Autor: Arael Zurli
Wydawnictwo: Bellona
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 9788311128361
Ilość stron: 448
Chociaż Borgiowie są rodem, nad którym od pokoleń pochylają się kolejni badacze i amatorzy historii, moją szczególną uwagę zwrócili oni wcale nie po książce Maria Puzo, lecz po emisji pierwszego sezonu serialu Rodzina Borgiów, emitowanego przez telewizję HBO.
Zrealizowany z rozmachem i dbałością o wysunięcie na pierwszy plan spiskowego charakteru rodziny, przyciągał mnie przed ekran telewizora z każdym kolejnym odcinkiem. Od tamtego czasu z uwagą śledzę kolejne publikacje i opracowania poświęcone tego nietuzinkowego rodu, wpisującego się w historię jako jedna z pierwszych rodzin o cechach mafijnych. Moją ulubioną postacią jest właśnie Cezar Borgia, któremu szczególną uwagę poświęciła Arael Urli, podejmując się napisania powieści inspirowanej jego życiem. Ta zbeletryzowana biografia to prawdziwe novum  jeśli idzie o zakres opracowań dotyczących jednej z mroczniejszych postaci renesansu, uwikłanej w sieć intryg i spisków. To on dał początek czarnej legendzie rodu Borgiów, na stałe zapisując go w historii kultury i Kościoła w poczet kontrowersyjnych i dalekich od ideałów rodzin papieskich, a jednak tak zgodnych z tendencjami podówczas panującymi.


Zurli na stałe mieszaka w Krakowie. Jest edytorem i muzeologiem, a w wolnych chwilach para się malowaniem obrazów i tłumaczeniem poezji z kilku języków. Jest autorką deklarującą większą przychylność czasom renesansu niż współczesnym, choć nie sposób nie zauważyć między nimi podobieństw, szczególnie zaś jeśli idzie o intrygi i afery toczące świat polityki oraz duchowieństwa.

Czasy, w jakim przyszło żyć Borgiom były czasami sprzyjającymi tworzonej wokół rodziny legendy – intrygi, plotki i przekłamania, spowodowały, że dziś nie sposób oddzielić nam prawdy na ich temat od fikcji tak silnie podkoloryzowanej, że często nie sposób uwierzyć, by tak barwne postaci rzeczywiście chodziły po tym padole. Sposób funkcjonowania legendy o Borgiach w kulturze, sprzyja tworzeniu powieści fikcyjnych, inspirowanych wydarzeniami autentycznymi, ale też próbom ponownej rekonstrukcji wydarzeń autentycznych z domieszką fikcji. Historia tego rodu, to doskonały materiał na powieść sensacyjną, wszak roi się w niej od typowego dla gatunku obwarowania fabularnego – morderstwa, przekupstwa, wiarołomstwa, spiski, płomienne romanse, symonia, nepotyzm, obłuda, kazirodztwo, fałsz, makiawelizm – wymieniać można by długo, a środków służących zdobyciu władzy i większych wpływów wcale nie zaczęłoby ubywać. Nie dziwi więc, że tak chętnie historia Borgiów wykorzystywana jest za materiał filmowy – na ekranie ich rządy prezentują się bowiem nadzwyczaj imponująco. Niestety – gros produkcji utrwala błędne i stereotypowe przekonania.

Stąd też moje wielkie uznanie dla pracy Zurli, która w momencie największej dziś fali popularności tej tematyki, podjęła się próby zarysowania jej w świetle prawdy historycznej, bez przekłamań, z dbałością o autentyczność każdego detalu, każdego epizodu. By lektura była ciekawsza, ubrała ją w piórka powieści, którą czyta się nadzwyczaj szybko i z ogromną uciechą.
Choć całość prezentuje wydarzenia prawdziwie mające miejsce, opowiedziana jest z perspektywy postaci fikcyjnej, Diamanta di Romy, przyjaciela Cezara, niemalże nie odstępującego go na krok. Jest to jednak jedyna postać fikcyjna.

Cezar Borgia był postacią nietuzinkową i szalenie interesującą. Oczywiście,  był to nieślubny syn Rodriga Borgii, który wbrew własnym ambicjom został w młodym wieku mianowany kardynałem. Jego prawdziwym pragnieniem było dowodzenie papieskimi wojskami, wciąż jednak, mimo podejmowanych wciąż na nowo prób zdobycia w tym względzie przychylności ojca, ten daleki był od udzielenia zgody. Dopiero po kilku latach porzucił szatę kardynalską i objął dowództwo, pokazując jak bardzo jest pod tym względem utalentowany.
Tyle fatów, znanych z każdych opracowań. Czym jednak wyróżniał się Cezar, co czyniło go tak wielce interesującym? Znany był on pod pseudonimem Il Valentino i zasłynął jako mężczyzna porywczy, nieobliczalny, zazdrosny, a przy tym mściwy i zmyślny w wymyślaniu zemsty. Do każdego celu dążył bez względu na środki – sposób działania znany z Księcia Nicollo Machiavellego. Nieprzypadkowa to zbieżność, bowiem to właśnie Cezar był inspiracją do napisania tego uznanego tekstu. Z czasem Il Valentino stawał się coraz bardziej nieobliczalny, na co ogromny wpływ miał postępujący syfilis, czyniący z niego diabła w ludzkiej skórze – jeszcze bardziej brutalnego i mściwego.

Książka ta przybliża jednak nie tylko rys Cezara, ale również Rodriga oraz Lukrecji.
Wszystkie postaci pojawiające się w książce zostały przedstawione bez koloryzowania i przekłamań, a jednak wielu czytelnikom może wydawać się, że obraz bohaterów jawi się jako wybielony i niezgodny ze znaną do tej pory wersją prawdy. Wynika to właśnie z fałszywego obrazu rodu, pokutującego w świadomości wielu z nas.
Zachowanie rodziny bowiem, niczym nie różniło się od typowych zachowań renesansu – w duchowieństwie panował ogólny zwyczaj rozwiązłego prowadzenia się i braku jakichkolwiek pruderii, nikt nie krył się ze swoimi kolejnymi kochankami, uznając swój sposób postępowania za coś całkowicie naturalnego. Stąd też dziwi czarna legenda narosła akurat wokół Rodriga i jego najbliższych, którzy w sposobie działania niczym nie odstępowali innym ludziom swej epoki. Wówczas ich zachowanie wcale nie szokowało, lecz uchodziło za coś rozwiązłego, aczkolwiek akceptowalnego.

Podobnych zaskoczeń będzie w tej książce wiele. I choć nie znajdziemy z niej fikcji, znajdziemy za to fascynujący obraz prawdziwych wydarzeń, o których czyta się z równym zainteresowaniem.
Polecam serdecznie!