niedziela, 25 stycznia 2015

Mumia - gra planszowa




Przed wami zapowiedziana już Mumia - gra zapewniająca doskonałą rozrywkę graczom, w wieku nieprzekraczającym 108 lat :)

 Jeśli kiedykolwiek marzyliście o tym, by być jak Indiana Jones czy bohaterowie serialu Łowcy Skarbów właśnie macie niepowtarzalną okazję, by to pragnienie spełnić - co prawda w domowych, bezpiecznych warunkach, ale przy odrobinie wyobraźni można poczuć ciarki na plecach, gdy staniemy na jednym polu z mumią.

Cała gra pomyślana jest jako wyprawa po skarby ukryte w egipskich piramidach. Trasa nie jest łatwa: gracze poruszają się po planszy złożonej z kafelków, będących lub to cennymi skarbami (pkty dodatnie), lub to pułapkami, których należałoby unikać, jeśli życie wciąż nam miłe - w piramidach czają się nie tylko nieznane odmiany pająków, ale też czyhający na naiwnych wędrowców rabusie oraz szkielety(pkty ujemne), które mogą przyprawić o zawał serca. Naszymi sprzymierzeńcami w walce o skarb są wielbłądy - jedne z najbardziej pożądanych kafelków, zdolne zamieniać punkty ujemne w dodatnie, pecha przekuwać w nieszczęście - do tego jednak oprócz wielbłąda potrzebny jest bystry umysł i dobra strategia.

Gra zyskała na całym świecie grono wiernych fanów, zyskała ważne nagrody i doczekała się szeregu dodatków - polska edycja uzupełniona jest o najciekawsze z nich, dzięki czemu gra praktycznie nigdy się nie nudzi, bo wciąż możemy ją urozmaicać o kolejne elementy, wzbogacając rozgrywkę.
Świetna propozycja dla młodszych, i dla starszych, gwarantująca świetną zabawę!
Gorąco polecam wyprawę w tę podróż pełną niebezpieczeństw;) Skarb jest wart ryzyka;)











Autor: Michael Kiesling, Wolfgang Kramer
Ilustrator Gianluca Panniello 
Ilość graczy 2-6 graczy 
Wiek od 8-108 lat 
Czas rozgrywki 30 min.


sobota, 24 stycznia 2015

Capuccino - gra planszowa



Nikomu nie muszę już udowadniać, że od lat jestem fanką planszówek i ogromnie cieszy mnie powracająca moda na ten typ rozrywki, a wraz z nią wzmożona produkcja wysokiej jakości gier.

Mając już spore doświadczenie w tej dziedzinie, bez obaw mogę powiedzieć, że oto trafiłam na najbardziej estetyczną, elegancką i doskonale wydaną grę - takiej jakości dotąd nie doświadczyłam.
Mam na myśli oczywiście egmontowskie Cappuccino.


Zasady gry są bardzo proste - można nawet jej zarzucić, że zbyt proste.
Należałoby wyjść od tego, że Cappuccino to gra logiczna, w której wygrywa najbardziej przebiegła osoba (2-4) - choć nie da się ukryć, że o tym czasami decyduje również przypadek:)


Gra rozpoczyna się ustawieniem na stole specjalnych kubeczków - jednego obok drugiego, w dowolnej kolejności, tak, by kolory były wymieszane. Każdy gracz jest właścicielem innego koloru - podczas rozgrywki musi przemieszczać swoje pionki na sąsiednie, tak, by tworzyć coraz wyższe stosy. I tutaj uwaga - stos może być przemieszczany tylko na niższy lub tej samej wielkości. Gra kończy się, gdy wszystkie możliwości ruchów zostały wyczerpane, a zwycięzcą zostaje ten, którego kubeczek wieńczy najwyższy stos. Prawda, że proste?



Jakość wykonania zdecydowanie przerasta samą grę - gdyby nie naprawdę eleganckie opakowanie, pozycja ta stanąć mogłaby obok sztampowych gierek na parę chwil. Wydanie jednak stawia ją parę poprzeczek wyżej. Cena dość wysoka - ale to właśnie wynik świetnej jakości.
Spodoba się zwolennikom nieskomplikowanych gier, którzy wolą krótkie rozgrywki: ta gra posiada bowiem wszystkie te cechy.
Dla tych jednak, którzy wolą coś bardziej skomplikowanego i czasochłonnego - mam drugą propozycję - Mumię. O niej  poczytacie tutaj.





A oto zasady podane w skórcie, przygotowane przez Wydawnictwo Egmont:



Wieczór z kryminałem skandynawskim



W ubiegły piątek, 16 stycznia, miałam przyjemność wziąć udział w wieczorze z kryminałem skandynawskim, prowadzonym przez Kawiarenkę Kryminalną, mającym miejsce w nowo powstałym katowickim antykwariacie Kocham Książki przy ul. Kościuszki 47.
Zostałam zaproszona przez Anię (dziękuję!) i dzięki temu mogłam spędzić 1,5 godziny w niepowtarzalnej atmosferze antykwariatu (na pewno to znacie - kurz, mieszający się ze sobą zapach starych i nowych książek, regały tonące różnorodnością, kameralna przestrzeń), wsłuchując się w prezentację przygotowaną przez Martę, a później w dalsze dyskusje. 
Wykład dotyczył twórczości trojga najpopularniejszych dziś autorów skandynawskich kryminałów, którymi są: Camilla Läckberg, Jo Nesbø i Stieg Larsson.
Prelegentka nie tylko przypominała ich biografie oraz co ważniejsze utwory, wraz z zarysowaniem ich fabuły, ale też [co było dla mnie najbardziej interesujące:)] opowiadała także anegdotki z ich życia, ciekawostki, których wcześniej nie słyszałam, a także umożliwiła odsłuchanie fragmentów audiobooków. Ciekawa forma, interesujący przekaz, całość na bardzo duży plus;)
Spotkanie cieszyło się sporym zainteresowaniem  - już w trakcie trwania prezentacji do antykwariatu po cichutko wchodziły kolejne osoby, chcące wziąć udział w wieczorze.
Spotkanie uświetniła obecność na sali pani Katariny Wrześniewskiej, Polki, która przez wiele lat mieszkała w Szwecji i teraz naucza tego języka. Dzięki niej mogliśmy już po części oficjalnej usłyszeć co nieco o tym kraju, z  perspektywy jej mieszkańca (dla chętnych w antykwariacie będą odbywały się lekcje szwedzkiego!), co bardzo ubarwiło całe spotkanie. Mówiła między innymi o skrajnym równouprawnieniu, dążeniu do równości, objawiającym się nierzadko identycznością np. w sposobie urządzania domów, a także o zwyczajach żywieniowych - na myśl o wspomnianych kiszonych śledziach wciąż czuję obrzydzenie:P

Było to dla mnie tym ważniejsze, że właśnie planuję wakacyjny wyjazd do Szwecji, do którego jeszcze muszę dojrzeć:)

A poniżej krótka fotorelacja:








* Wszystkie zdjęcia zostały mi udostępnione przez ich autorkę - Martę z Kryminalnej Kawiarenki.

niedziela, 18 stycznia 2015

W butach Valerii – Elisabet Benavent


Tytuł: W butach Valerii
Autor: Elisabet Benavent
Cykl: Valeria (t.I)
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308054789
Ilość stron: 432
Data wydania: 5 lutego 2015


Należycie do grona fanek Seksu w wielkim mieście? Nie przyznacie tego przed nikim, ale poniekąd chciałybyście przeżyć to co bohaterka E.L. James – romans z  dotąd nieuchwytnym, nieziemsko przystojnym i – wydawać by się mogło – idealnym pod każdym względem casanovą?  Ta książka to coś stworzonego specjalnie dla Was.
Główną bohaterką jest tytułowa Valeria, dwudziestosiedmioletnia kobieta od dobrych paru lat żyjąca w małżeństwie z  Adrianem, które właśnie zaczęło przechodzić kryzys. Czynników na niego wpływających było – jak się zdaje – wiele. Po sukcesie swojej pierwszej powieści Valeria postanowiła zrezygnować z  nudnej pracy i całkowicie oddać się pisarstwu. Jak na złość jednak, każde kolejne zdanie, które w  bólach rodziła, wydawało jej się niewystarczająco dobre. Niemoc twórcza przełożyła się na jej wygląd i zachowanie – z  kobiety zawsze dbającej o perfekcyjny wygląd, stała się szarą, nudną żoną, chodzącą w  wypłowiałych i za szerokich ubraniach, bez grama makijażu. Adrian w miejsce atrakcyjnej kobiety, co dnia zastawał w  domu wymęczoną, zmagającą się z widocznym kryzysem osobą. Sam też nie miał lekko – jego prace odnosiły coraz większe sukcesy, w  związku z  czym obowiązków zawodowych przybywało. Małżeństwo oddaliło się od siebie, przestało ze sobą sypiać. Wówczas Valeria poczuła się podwójnie odtrącona – mężczyzna nie miał ochoty na seks: to nie wróżyło niczego dobrego, było wręcz nierzeczywiste.
Za namową przyjaciółek postanowiła wziąć się w  garść i przywrócić dawną siebie – zadbaną i pewną własnej wartości. Podczas pierwszego wyjścia z  domu natknęła się na nieziemsko przystojnego Victora, mającego opinię faceta, z  którym spało już chyba całe miasto. Nasza bohaterka jednak szybko nawiązała z  nim bliską relację, początkowo przyjacielską, która jednak z dnia na dzień, coraz bardziej przypominała związek dwu kochanków – choć technicznie do zdrady nie dochodziło. Sprawę komplikowało też ujawnienie tożsamości „asystenta” Adriana. Dotąd Valeria sądziła, że jest nim podlotek Alex i nie ma się co martwić ilością czasu, który razem spędzają, tymczasem okazało się, że jest nią ponętna dwudziestoletnia Alex, wyraźnie próbująca usidlić swojego współpracownika.
Odtąd bohaterka nieustannie podejrzewać będzie męża o niewierność, jednocześnie spotykając się z  mężczyzną, który w  końcu znów obudził w niej ukrytą kobiecość.
Nad życiem Valerii nieustannie czuwają jej przyjaciółki: Lola, Carmen i Nerea. Każda z  nich mająca zupełnie inne usposobienie, a jednak wspólnie się uzupełniające. Podczas lektury nieustannie nachodziły mnie porównania ich relacji do przyjaźni bohaterek serialu emitowanego niegdyś przez TVN – Klubu szalonych dziewic. Podobna wulgaryzacja języka używanego przez jedną z  nich, identyczne tematy, problemy, zawsze perfekcyjny wygląd, faceci padający im do stóp, związki na jedną noc, czasem dłużej, spotkania w  klubach, restauracjach – typowy wpływ zachodniej mody.  Lola spotyka się z  mężczyzną, który po seksie z  nią wraca do swojej oficjalnej dziewczyny, Carmen podkochuje się w  koledze z  pracy, który wydaje jej się niesłychanie nieśmiały, a jednocześnie bez ustanku kłóci się z  apodyktycznym szefem, z  którym – jak się później okazuje – spotka się Nerea, sprawiająca wrażenie tkwiącej w  związku z  człowiekiem idealnym. Jak to możliwe, że znienawidzony szef i cudowny partner to jedna i ta sama osoba?
Przy tej pozycji nie sposób uniknąć również porównania do Pięćdziesięciu twarzy Greya, bowiem niektóre schematy są powielone - oto wykorzystujący kobiety mężczyzna, nagle w imię prawdziwej miłości zmienia się w czułego towarzysza, oto główna bohaterka (również związana z literaturą, już nie jej studentka, a twórczyni) używa zwrotów w stylu św. Barnaby James- są to mianowicie "majteczki piszczące z radości". Niepokojąco bliźniacze.
Autorka przez usta swych bohaterów zadaje czytelnikom pytanie o to, na czym tak naprawdę powinien opierać się dobry związek: czy konieczna jest miłość (i jak powinna się ona wyrażać), czy może w  dzisiejszych czasach miłość nie tylko nie jest konieczna, ale stanowi wręcz zbędny balast, który należy zastąpić tak promowanym pożądaniem i obłędnym seksem? Czy w  momencie wygasania pożądania w  stosunku do partnera powinno się rozstać i szukać kolejnych doznań w  ramionach kogoś innego, czy może walczyć o dotychczasowy związek, który siłą rzeczy przetransformował się już w relację opartą na czymś zupełnie innym niż dotąd? I jak wiele w takich związkach znaczą jakiekolwiek deklaracje i słowa? Czy poświęcając wszystko dla chwili namiętności na własne życzenie nie dążymy do emocjonalnej pustki i jałowości życia? Nie ocenianie jest jednak celem i przekazem tej książki, lecz zabawa, carpe diem. Nie ma skłaniać do refleksji, czyni to być może u niektórych (u mnie) mimochodem. Tak naprawdę jest jedną wielką kopalnią dobrego humoru, bez grama ciężkiej materii, którą sama wyprowadziłam w  tym akapicie.
Myślę, że okrzyknięcie tej powieści hiszpańskim Seksem w wielkim mieście i jej ogromna popularność na całym świecie, powodująca wydanie kolejnych trzech tomów mówi sama za siebie – to klasyczne czytadło, w którym zgadza się wszystko: można spotkać przyjaciółki, jakie zawsze chciałyście mieć, kłopoty jakie macie lub mieć będziecie, przystojnych mężczyzn, zdolnych prawić komplementy sprawiające, że ugną się pod Wami nogi, małżeństwa dotknięte rutyną, romanse, młode, ponętne asystentki męża, podłego szefa, przygody na jedną i więcej nocy, trudne decyzje o byciu (nie)wierną, rozstania, rozkwitające związki i tak dalej, i tym podobne.
Lekkie, momentami wulgarne, dobre w ramach zapomnienia o codzienności – okraszone humorem, a przez to bardzo dobrze relaksujące po ciężkim dniu.
Sprawdźcie, skosztujcie, a nuż zapragniecie sięgnąć po kolejne tomy?

Oficjalna premiera Valerii w  Polsce już 5 lutego.

piątek, 16 stycznia 2015

Przebudzenie – Stephen King



Tytuł: Przebudzenie
Autor: Stephen King
ISBN: 9788379610709
Ilość stron: 536
Cena: 42zł




Coś się stało. Coś się stało. Coś się stało.


Stephen King napisał książkę długo dojrzewającą, z  rozwlekłym wstępem, w  którym to szczegółowo i bogato opisuje wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni kilkunastu lat, po to, by stworzyć odpowiednie tło dla zajść późniejszych.

To książka o ogromnym ładunku energetycznym – elektryzująca i przytłaczająca jednocześnie. Gęsta od przepływu elektronów, a momentami ogłuszająca ciszą podobną tej sprzed ogromnego wyładowania. Tak naprawdę jednak – nie zrobiła na mnie tak silnego wrażenia, jakiego się spodziewałam. Miałam raczej wrażenie, że od pierwszych słów autor przygotowywał mnie na to, co odkryje przede mną w finałowej scenie – z  pewnością pełniącej funkcję znaku ostrzegawczego dla tych, którzy zbyt silnie chcieliby ingerować w  to, co niedostępne ludzkiemu poznaniu, dla tych, którzy za cenę zdrowia swojego i innych chcą dowiedzieć się, co czeka nas po śmierci.

Oto wiele lat przed wydarzeniami współczesnymi, młodziutki pastor za pomocą prowizorycznego sprzętu umożliwiającego swobodny przepływ prądu, uzdrowił małego chłopca – Cona – z  powypadkowej niemoty. Bardzo religijna społeczność miasta zaczęła po wydarzeniu owym doceniać głoszoną przez pastora prawdę o niedocenieniu elektryczności, która może jawnie zmieniać naszą rzeczywistość, a którą to dotąd traktowali nieco z pobłażaniem. Stali się naocznymi świadkami cudu, potwierdzającego teorię - i odtąd nie mogli jej przeczyć. A Jacobs okazał się bardziej niż kiedykolwiek pożądanym pastorem.
Wszystko zmieniło się w dniu Strasznego Kazania, wygłoszonego przez Jacobsa na krótko po utracie przez niego żony i synka w wyniku wypadku.
Po tym wydarzeniu mężczyzna utracił wiarę, a w  jego życiu na cuda nie starczyło już miejsca. To co w  jego oczach było jedynie zbiegiem okoliczności, przez wierzących odczytane zostało jednoznacznie.
Jacobs odszedł ze wspólnoty. W  miejsce ogromnej wiary i pragnienia szerzenia jej, pozostały w  nim jedynie pustka, wiedza i niezaspokojona chęć poznania rzeczywistości pozagrobowej  i – może – kontaktu z  utraconymi bliskimi.

Mimo że ze swojej ostatniej parafii odszedł wiele lat temu, kiedy nasz narrator spotyka go po latach, nie ma wątpliwości na kogo się natknął. Pastor zmienił nazwisko, zmienił fach – stał się jarmarcznym uzdrowicielem, który za pomocą coraz to nowszych eksperymentów uzdrawiał ludzi: najpierw podczas festynów, później już na wizji w ramach prowadzonego przez siebie programu. Jego cuda były spektakularne – oto niemi, głusi, sparaliżowani, pożerani przez raka ludzie zdrowieli w  przeciągu kilku sekund, zapominając o bólu i dotychczasowych ograniczeniach.
Niestety, dla części z  nich owo uzdrowienie wiązało się z  licznymi komplikacjami, kończącymi się czy to zamknięciem w  zakładach dla obłąkanych, czy nawet samobójstwem – wydarzeń tych nigdy nie łączono jednak oficjalnie z  Charlsem Jacobsem, który – ktoś by powiedział – cudzym kosztem dorobił się ogromnego majątku. I miałby rację. Jemu jednak nie o majątek chodziło. Zamierzenia miał o wiele bardziej mroczne.

Smaczku opowieści dodaje to, że całościowo poznajemy ją z  perspektywy samego Jamiego – brata uzdrowionego niegdyś Cona, dziś mężczyzny, będącego dla Jacobsa kartą przetargową do osiągnięcia jeszcze bardziej widowiskowych i pożądanych przez niego rezultatów. Ich losy bowiem zostały na zawsze połączone, bez względu na to, co którekolwiek z nich miało na ten temat do powiedzenia - jeden był potrzebny drugiemu. I vice versa. Pytanie brzmi jak daleko będzie w  stanie posunąć się Jacobs, by zrealizować swoje zamierzenia, nad którymi pracuje od kilkudziesięciu lat (sic!), eksperymentując na przypadkowych, potrzebujących jego pomocy ludziach.
To niebywałe, że na ponad pięciuset stronach tej książki, zostało przekrojowo opisane kilkadziesiąt lat z  życia głównego bohatera, życia obarczonego jarzmem uzdrowienia z  przeszłości, które to zespoliło dwie główne postaci niewidzialną nicią. Jeden z  nich był piorunem, drugi słupem przyciągającym elektryczne wyładowania. 
Taki sposób rozwiązania fabularnego ma zarówno wady jak i zalety. Z  cała pewnością na plus przemawia możliwość gruntownego i kompleksowego przyjrzenia się życiu dwóch panów i wyciągnięcia własnych obiektywnych wniosków dotyczących realnego wpływu wydarzeń z  przeszłości na ich teraźniejszość. Minusem jednak jest niebywała rozwlekłość narracyjna, która momentami zaczyna robić się nużąca – napięcie ustępuje miejsca powolnemu wygasaniu emocji, przyglądaniu się całości raczej z  perspektywy obserwatora niż współuczestnika. Tak naprawdę akcja właściwa rozpoczyna się mniej więcej po przeczytaniu 75% książki – musicie przyznać, że to istotnie nieco przydługi wstęp.
Rekompensuje go dobre zwieńczenie powieści, które nie mogłoby zrobić takiego wrażenia, gdyby nie wcześniejsze wyciszenie emocjonalne – finał bowiem znacznie odbiega od rozpoczęcia, można wręcz powiedzieć, że początek w  żadnym wypadku takiego rozwiązania nie zapowiadał - był jedynie ciszą przed burzą: a sformułowanie to nabiera w przypadku tej książki nowych znaczeń.
Nie braknie wplecionych tutaj ksiąg zakazanych, elektryczności zakrawającej o magię, tropów Browna, miłości do muzyki i kobiet.
To nie tyle horror, ile thriller – choć wcale nie klasyczny. Powtarzające się frazy Coś się stało. E-dur. E to podstawa to tak naprawdę jedyne spoidła początku i końca, przypominające, że wciąż znajdujemy się w obrębie jednej powieści.

Wielce dziwna to książka, ale i ciekawa – warta lektury, ale z  całą pewnością przeznaczona dla czytelników cierpliwych – jeśli macie tendencję do porzucania książki w  połowie, gdy akcja się należycie nie rozkręca – przy tej na pewno to zrobicie. Jeśli jednak macie wyrozumiałość dla autorów, którym wyraźnie się nie spieszy, by przejść do meritum – na pewno ją docenicie.
Przebudzenie to swego rodzaju polemika wiary z  naukowością, religii z  horrorem, umiejscowieniem Boga w  uniwersum tego, co – jak przypuszczamy – czeka nas po drugiej stronie. Ciekawy dialog, zwieńczony przerażającą wizją w stylu Kinga.





środa, 7 stycznia 2015

Do zobaczenia w Barcelonie – Anna B. Kann


Tytuł: Do zobaczenia w Barcelonie
Autor: Anna B. Kann
Wydawnictwo: Pascal
ISBN:  9788376423685
Cena: 34,90 zł
Ilość stron: 334




Do zobaczenia w Barcelonie to powieść wielogłosowa, spisana z  perspektywy czterech osób – Paco, Ewy, Gosi i Marty.

Ewa to kobieta, żyjąca w  rozpadającym się małżeństwie – mąż zupełnie stracił nią zainteresowanie, szukając pociechy poza domem i zupełnie nie rozumiejąc jej nowej pasji – tańca, będącego dla niej jednocześnie formą eskapizmu. Bohaterka poznając nowe rytmy, zapominała na chwilę o trudach codzienności, nie myślała o obojętności czekającej na nią w  domu, lecz pozwalała sobie na chwilę „wyłączenia” się i oddawania pasji.
Na kurs flamenco uczęszcza wraz z  przyjaciółką Gosią, z  którą dzieli wszystkie sekrety.

Oprócz nich na zajęcia chodzi także Marta, niestety bohaterki nie wiedzą o sobie zbyt wiele.

Wszystkie kobiety poznały się na kursie tańca w Poznaniu, prowadzonym przez Paco – uwodzicielskiego Hiszpana, mistrza flamenco, o niesłychanej charyzmie i sile oddziaływania na płeć przeciwną – między innymi na kolekcjonerkę mężczyzn Martę, która zapragnęła uczynić z  niego swoją kolejną zdobycz oraz na Ewę – która z  kolei próbowała opierać się jego intensywnym zalotom, lecz przez wzgląd na beznadziejną sytuację małżeńską w  końcu mu uległa – póki co jednak ich romans nie prowadzi do żadnych decyzji bez odwrotu. Obie panie nie wiedzą o swoich wzajemnych planach.
Gdy więc z  inicjatywy Ewy organizowany jest wakacyjny wyjazd do Barcelony, gdzie w  najsłynniejszej katalońskiej szkole, pod okiem najwybitniejszych tancerzy prowadzone będą zajęcia – Marta nie waha się ani chwili. W wyjeździe tym upatruje bowiem dla siebie szansy. Nie wie jednak, że Paco oddał swoje serce już komuś innemu i zrobi wszystko, by ich uczucie przypieczętowane zostało wspólną przyszłością.

Mimo że o lecie dawno już zapomniałam, ta książka wprowadziła mnie  w  iście wakacyjny nastrój – magiczny klimat hiszpańskich miast, rytmy flamenco, gorące romanse przeciwstawione monotonii i rutynie zdziałały cuda: oto poczułam się jak na zagranicznym wyjeździe, podczas którego wszystko jest możliwe.
                                                                                                               
Kann skonstruowała sprawny romans obyczajowy, ale do swej książki wplotła także wiele fragmentów, dotyczących kultury i historii Barcelony – podane w  skondensowanej formie, nierzadko rozszerzane w  przypisach informacje na temat rodzajów kroków flamenco czy krótki zarys dziejów katedry Sagrada Familia oraz jej genialnego twórcy – Antonia Gaudiego – to jedyne wyimek ciekawostek, które sprawnie zostały wkomponowane w – zdawałoby się – błahą opowieść miłosną, nabierającą dzięki tym ustępom wyjątkowego kolorytu i zachęcającą do dalszego zgłębiania tematu.
Polecam tę opowieść mimo jej dość gorzkiego końcowego wydźwięku – po cichu liczę na kontynuację, która zadałaby kłam wielu moim domysłom i zniwelowała uczucie twardego zderzenia z  rzeczywistością.

niedziela, 4 stycznia 2015

Zamknij oczy - Sophie McKenzie


Tytuł: Zamknij oczy
Autor: Sophie McKenzie
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-995-0
Ilość stron: 432
Cena: 36,90 zł


Ta książka to prawdziwa bomba emocji – nie spodziewałam się tego po dość szablonowej okładce – liczyłam raczej na thriller, który choć dobry, wcale nie będzie zapierającą dech w  piersiach lekturą, lecz zwykłą rozrywką. Jakże srodze się pomyliłam!
Sophie McKenzie, brytyjska powieściopisarka dziennikarka i redaktorka, autorka ponad piętnastu cieszących się ogromnym powodzeniem powieści dla dzieci i młodzieży postanowiła zaryzykować i spróbować swoich sił w  historii dla dorosłych – efekty tej próby możemy dziś śledzić dzięki Wydawnictwu Sonia Draga. Jak wyszło? Rewelacyjnie!
Już dawno nie byłam w sytuacji, gdy od ksiązki nie mogłam się (dosłownie) oderwać i podczas lektury nie dochodziło do mnie żadne sygnały z zewnątrz. To pozycja, która całkowicie zawłaszcza czytelnika, czyniąc go niezdolnym do normalnego funkcjonowania nim nie zakończy lektury i… dość długo po tym.

Geniver Loxley, to żona cenionego biznesmena, pnącego się coraz wyżej po szczeblach kariery, która od ośmiu lat nie może uporać się z  traumą. Oto gdy była już bliska rozwiązania, dowiedziała się, że jej córeczka – Beth – zmarła na skutek mutacji chromosomów, tak mocno zniekształcającej jej ciało, że lekarz odradził jej nawet jednego spojrzenia na utracone przedwcześnie dziecko.
Kobieta przez wiele lat nie potrafiła poradzić sobie z  cierpieniem, które stało się jej udziałem.  Ból tkwił w niej tak głęboko, że obracał wniwecz każdą kolejną próbę zapłodnienia in vitro.
Tracąc Beth, młode małżeństwo utraciło szansę na potomstwo. Gen tym trudniej było przepracować własną stratę, że wśród jej znajomych co rusz rodziły się dzieci, będące owocem miłości rodziców, niepotrafiących zrozumieć dlaczego kobieta tak kurczowo trzyma się pamięci po nienarodzonym maleństwie.
Gdy wydaje się, że nic bardziej bolesnego nie spadnie na jej ramiona, w  drzwiach jej domu pojawia się kobieta twierdząca, że Beth wcale nie zmarła, a w sprawę zamieszany jest nie tylko cały personel asystujący przy porodzie, lecz także mąż bohaterki – Art. Wiadomość ta – choć szokująca i wielce nieprawdopodobna – rozpaliła w  Gen to, czego już dawno nie miała – iskierkę nadziei każącą jej bliżej przyjrzeć się sprawie przed lat. Kosztować będzie ją to niemało – bliscy, na czele z  jej najbliższą przyjaciółką posądzają ją bowiem o całkowite załamanie nerwowe i utratę zmysłów, starając się jednocześnie odwieść ją od dociekania prawdy. Jaki mają w tym cel? Co tak naprawdę wiedzą? Sytuacja mocno się komplikuje, gdy na scenę wkracza były współpracownik Arta, wyraźnie pożądający  Gen.

Doskonała proza, naszpikowana emocjami i choć brzmi to trywialnie – trzymająca w napięciu do ostatniego słowa. Już dawno nie byłam tak rozemocjonowana w czasie lektury i nie pamiętam kiedy tak przyspieszałam codzienne czynności, by możliwie jak najprędzej powrócić do lektury. Fenomenalny pomysł na fabułę, imponujące wykonanie, żywi, pełnowymiarowi bohaterowie ze świetnie zarysowaną, znaczącą przeszłością, która każdy ich kolejny ruch czyni ciekawszym, a jednocześnie bardziej skomplikowanym, choć umotywowanym psychologicznie.
Kapitalna proza, thriller psychologiczny z najwyższej półki.

Polecam rękami, nogami – MUSICIE go przeczytać!

sobota, 3 stycznia 2015

Wojna w Jangblizji. W domu – Agnieszka Steur


 Tytuł: Wojna w Jangblizji. W domu
Autor: Agnieszka Steur
Wydawnictwo: Poligraf
ISBN: 9788378562313
Ilość stron: 480
Cena: 45 zł


Ciężko brnęłam przez tę powieść – kontynuację świetnej Wojny w  Jangblizji rozpoczynający cykl spisany przez Agnieszkę Steur, pisarkę na co dzień mieszkającą w Holandii.
Nie dlatego, że była nieciekawa, wtórna czy pełna dłużyzn – jedynie z  tego powodu, że moje ostatnie spotkanie z  mieszkańcami równoległego świata opisywanego przez autorkę odbyło się tak dawno (przyznaję – sama ponowne zetknięcie ze względu na życiowe okoliczności okrutnie odkładałam), że trudno było mi się wgryźć w tę historię: opowiedzianą z  wielką dbałością o drobiazgi, niezwykle szczegółową i płynną. Podoba troska o detale cechowała tom pierwszy, w  związku z  czym przypomnienie sobie wszystkich elementów opowiedzianych poprzednio, stanowiło dla mnie początkowo znaczną trudność. Później było już z  górki – twórczyni po raz kolejny zaproponowała mi literacką wędrówkę pełną przygód i emocji – mam wrażenie, coraz bardziej zintensyfikowanych. Niebagatelny był w  tym udział objętości książki – znacznie pokaźniejszej niż w  tomie poprzednim, co siłą rzeczy spotęgowało ilość doznań czytelniczych.
Drugi tom przenosi nas w  sam środek przerwanej uprzednio opowieści, kiedy to Nana, wracając do domu z  Tamtego Świata dostrzega spustoszenia spowodowane przez działania wojenne na terenie Jangblizji – ogrom szkód jest nie do opisania, a wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec – wojska Szmaragdowej Pani wciąż się zbroją, by wygrać batalię o władzę. Podczas gdy jedni pragną przeforsować swoje siły, drudzy marzą jedynie o pokoju – paradoksalnie jedno i drugie wymaga działań wojennych.

Drugi tom serii poświęconej Jangblizji zaskakuje jeszcze większą mnogością i różnorodnością postaci – autorka wprowadza do swojej historii nowe gatunki istot, wplata w  narrację szereg bohaterów znacząco wpływających na rozwój wypadków, bez których całość przebiegłaby zupełnie inaczej.
Tym co istotne dla powieści jest jej dwugłosowość – część akcji toczy się w  Jangblizji, część zaś w Tamtym Świecie, rysując tym samym barwną mapę przygód i nie pozwalając czytelnikowi na odpoczynek – zarówno w  jednej, jak i drugiej przestrzeni akcja nie zwalnia tempa. Bardzo wiele w  części tej scen batalistycznych – co chwila dochodzi do starć, nadających całości kolorytu. Nie brakuje scen krwawych, które z  pewnością spodobają się męskiej i starszej grupie czytelników.
Jedynym minusem, tym co momentami „blokowało” mnie w  lekturze była właśnie niezwykła detaliczność. Wydaje mi się, że co jakiś czas autorka mogła „odpuścić” i zostawić miejsce na niedopowiedzenia, jest to jednak moje czysto subiektywne odczucie, z  którym pewnie wielu się nie zgodzi.
Niemniej, Wojna w  Jangblijzi. W  domu to świetny tom drugi, rozpalający ochotę na prędką lekturę części wieńczącej trylogię.
Obyśmy doczekali jej jak najprędzej i oby była równa poziomem lub jeszcze lepsza niż poprzedniczki.
Świetna polska literatura fantasy, mocno baśniowa i oswajająca z  podstawowymi wartościami.
Warta lektury. Zachęcam!

piątek, 2 stycznia 2015

Najlepsza oferta – Giuseppe Tornatore


Tytuł: Najlepsza oferta
Autor: Giuseppe Tornatore
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN9788363656126
Ilość stron: 143
Cena: 32,90 zł


Najlepsza oferta, to książka nietuzinkowa – stanowi ona bowiem zarys scenariusza filmu Koneser. Napisana jest jednak z  tak wielkim smakiem, że czytanie jej przypomina zgłębianie się w  powieści z  prawdziwego zdarzenia – co prawda oszczędnej w słowa i bardzo detaliczne opisy, za to pozostawiającej miejsce wyobraźni i mocy twórczej.

Zaczęłam ciut nie po kolei – najpierw był film, później lektura. Myślę jednak, że w tym wypadku odwrócony porządek to świetne posunięcie! Dzięki zachowaniu tej nieco nielogicznej konstrukcji możemy z czystą przyjemnością wrócić się do czasów sprzed filmu i obserwować jak słowo stało się obrazem, śledzić proces twórczy, na bieżąco analizować czy wszystkie posunięcia twórców były trafne i w pełni oddające pierwotny zamysł autorski.

We wstępie do tej króciutkiej publikacji autor dzieli się z czytelnikami drogą do stworzenia scenariusza i wcześniej – narodzin pomysłu, stanowiącego zlepek dwu innych idei, od lat zaprzątających głowę Giuseppe’a Tornatore’a, które dopiero zespolone stały się przyczynkiem do stworzenia filmu wysokiej klasy – dla (sic!) koneserów kina.

Samą opowieść trudno streścić tak, by nie powiedzieć za dużo, a jednocześnie skutecznie zachęcić: jej oś fabularna wytworzona została wokół trojga istotnych bohaterów:
– tytułowego konesera, prowadzącego aukcje miłośnika sztuki, o którego skrzętnie skrywanej kolekcji kobiecych portretów krążą już legendy: tym bardziej zagadkowe, że szeroko komentowanych zbiorów nie widział nikt poza ich właścicielem – trzeba dodać, ekscentrykiem, nieustannie noszącym rękawiczki,
– kobiety, pragnącej wycenić zabytkowe wyposażenie domu, którego stała się dziedziczką, a która skrywa równie wiele sekretów jak wybrany przez nią i owinięty wokół palca koneser – mówi ona, że cierpi na bliżej nieokreśloną chorobę, sprawiającą, że nie może opuścić domu,
– młodego chłopaka, doskonale znającego się na funkcjonowaniu wszelakich mechanizmów, przyjaciela głównego bohatera, z  którym dzieli wiele sekretów, jak się okazuje jednak – nie wszystkie.

Historie tej trójki splatają się, tworząc niebanalną opowieść oszustwa doskonałego, które z  jednej strony – budzi podziw, z  drugiej zasmuca, każąc współczuć temu, który na nim ucierpiał najbardziej.
Jeśli jeszcze nie widzieliście – koniecznie zobaczcie (w  obsadzie mistrzowski Geoffrey Rush), a następnie kupcie i przeczytajcie książkę – dokładnie w  tej kolejności! Naprawdę warto tej niezwykłej formie poświęcić czas.

czwartek, 1 stycznia 2015

Noworoczny konkurs

Kochani, blog obchodził niedawno swoje 4 urodziny, a świętowania nie było.

Jestem orędownikiem zasady, w myśl której solenizant obdarowuje swoich gości choćby drobnym upominkiem. W związku z tym mam dla Was mały, pourodzinowy , a przy okazji noworoczny drobiazg  - egzemplarz audiobooka Ja, anielica.
Chciałabym, żeby trafił on do osoby, która do 10 stycznia wyśle na mój adres mailowy [ shczooreczek@interia.pl ] najładniejsze/ najbardziej pomysłowe/ najbardziej estetyczne zdjęcie utrzymane w klimacie świąteczno-zimowym.
Co to będzie? Zostawiam Wam całkowitą dowolność, licząc na pomysłowość:)

Zapraszam do zabawy wszystkich  - proszę, dzielcie się informacją o niej jak najliczniej;)