Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 kwietnia 2015

O życiu Wilczyńskiej u boku Korczaka (Kochana Stefo – Amela Einat)

"Ta dziewczyna rzeczywiście straciła umiar" - podśmiewali się znajomi podczas stałych spotkań przy kawie z jej rodzicami. "Ale to pewnie tylko chwilowy entuzjazm" - pocieszali poważną twarz ojca i rozbiegane oczy matki. Między jednym spotkaniem a drugim każdy dawał kilkaset złotych. "Żeby ją choć trochę uspokoić" - myśleli. "No, bo jak długo wytrzyma w tym chlewie?".[1]

Janusz Korczak jest wszystkim dobrze znany. Doskonale znamy jego historię, pamiętamy zasługi doktora dla dzieci żydowskich z  Domu Sierot, wiemy też jak tragicznie ta opowieść się kończy.
Mało kto jednak podczas swoich studiów nad jego życiem, pochyla się dłużej na jego współpracownicy  Stefanii Wilczyńskiej, której zasługi były nie mniejsze – jeśli nie zdecydowanie większe.
Kobieta, która zawsze żyła w  cieniu, na pozór ostra i oschła, jednak o wielkim sercu, trzymającym w  ryzach cały Dom Sierot. To ona, poświęcając swoje życie i karierę zawodową, całkowicie oddała się dzieciom, na których dobru bezwzględnie jej zależało.
Ona trzymała sierociniec w pionie, ona nim zarządzała i sprawiała, że funkcjonował niemalże bezbłędnie.
Ona też, w  skrytości serca, pałała wielkim, platonicznym, bo nigdy nie wyrażonym uczuciem do swojego współpracownika, który zdawał się jej nie zauważać – a już na pewno nie okazywał jej żadnych uczuć, zbyt zajęcy pisaniem i pracą na rzecz Domu.
Kochana Stefo to przyjrzenie się historii z  perspektywy Stefy – niepełne i w  dużej mierze oparte na domysłach i dopowiedzeniach, a jednak nadające nowy charakter całej historii, która jak każda – ma swoje małe tajemnice.
Oparta głównie na listach Stefanii do Fani – swojej podopiecznej, traktowanej niemalże jak rodzoną córkę, prowadzi nas szlakiem życia tej niezwykłej kobiety – od porzucenia marzeń o zawodzie, przez kpiny rodziny, pracę w  Domu Sierot, aż do tragicznej śmierci w  Treblince.
Jej historię poznajemy za sprawą dwu kobiet: babci Hany i jej dociekliwej wnuczki Nety, która pragnie poznać Stefanię z  relacji babci. Hana zaś była córką Fani, która po jej śmierci odkryła listy i pamiątki po Stefie. Obie bohaterki mieszkają w  Palestynie i pragną wyjechać do Polski i odwiedzić miejsca tak istotnych dla Stefy i Fani, w których będą mogły „dotknąć” ich historii, upamiętnić ją i oddać im hołd.
Neta ma tę możliwość za sprawą szkolnej wycieczki, na której poznaje historię swojej prababci z  nieco innej perspektywy, na pewno mniej osobistej. Ona zaś ma okazję podzielić się tym, co sama wie z  zainteresowaną opowieścią badaczką życia Wilczyńskiej.
Skrawki wspomnień, listy, zapiski, drobne przedmioty – wszystko to pozwala na odtworzenie historii jednej z  najbardziej (nie)zapomnianych bohaterek czasów wojny. Warto się z  nią zmierzyć, warto spojrzeć na życie jej i Korczaka oczami kobiet i po części jego wychowanków, „od środka”, z  samego centrum, warto zestawić je z wspomnieniami samego Korczaka, który w  swym pamiętniku prawie wcale o Stefie nie wspomina, co wydaje się symptomatyczne.
Wzruszające jest to, że wydanie tej książki jest tak samo niepozorne i skromne jak sama Stefania – książka doskonale oddaje jej brak pragnienia do rzucania się w  oczy – nie narzuca się, nie prowokuje. Jeśli jednak zostanie zauważona – wprowadzi w życie wiele dobra.

[1] Amela Einat, Kochana Stefo, Warszawa 2014, s. 22.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Wojna się skończyła, walka wciąż trwa (Wciąż czekam – Louisa Young)



Wraz z zakończeniem I wojny światowej do domu wracają żołnierze, który przeżyli. Choć minęło już pół roku od podpisania rozejmu, w  duszach i psychice walczących wciąż pozostały ogromne niezasklepione wyrwy, które całkowicie zmieniły ich sposób przeżywania codzienności, ich relacje z  otoczeniem i samym sobą – wielu z nich boryka się z niemożnością wybaczenia samemu sobie tego, że przeżyli, podczas gdy innym nie było to dane. W pamięci żołnierzy wciąż tkwią obrazy ich wiernych przyjaciół umierających na ich rękach, pozbawionych kończyn, rozerwanych  niemalże na strzępy, ginących w  okrutny sposób. Takie wspomnienia nie mogą pozostać bez śladu. 


Nie da się patrzeć na cierpenie innych i nie oślepnąć. Nie da się kręcić w kółko co noc, dopóki nie rozpłyniesz się we łzach... [1]

 
Choć wojna się skończyła, ich walka nadal trwa – tym razem nie stawiają czoła żołnierzom, nie chronią się przed bombami czy pociskami, lecz starają się przetrwać we własnych domach.
Pamiętając morze krwi rozlewającej się po bitewnych polach, nie są już w  stanie zasiąść do rodzinnego posiłku, przytulić ukochanej czy bawić się z  dziećmi – tak trywialne czynności stają się barierą nie do przeskoczenia.

I nie są to ludzie starsi, doświadczeni wiekiem i życiem – to młodzi ludzie, nasi rówieśnicy: dwudziestotrzylatek Riley Purefoy i jego świeżo poślubiona żona Nadine. Młody mężczyzna został mocno okaleczony, tak bardzo, że musiano dokonać rekonstrukcji szczęki, która choć się powiodła, całkowicie zmieniła jego życie: bohater ma trudności z  przełykaniem i jedzeniem twardych pokarmów, musi mierzyć się z litością lub obrzydzeniem widzianym w  oczach mijających go ludzi, a to wszystko jedynie błahostki przy wizjach wojennych, które wciąż go nie opuszczają. On i Nadine muszą ratować swoje małżeństwo, zanim na dobre zostanie ono skonsumowane – także i z  tym okazuje się problem, bowiem ona nie chce go do niczego zmuszać i poganiać, wiedząc jak mocno wojna okaleczyła jego psychikę, on zaś myśli, że przestał być dla niej atrakcyjny, gdy nie potrafi nawet jej pocałować.
 
Ta para jednak, radzi sobie nienajgorzej, mimo braku akceptacji ze strony rodziców.

Gorzej rzecz ma się z  Peterem i jego zoną Julią. Ich małżeństwo niemalże wisi na włosku – mężczyzna jest tak silnie dręczony demonami wojennymi, że zamienia się w  odludka znajdującego zapomnienie jedynie w  alkoholu. Przed oczami wciąż stoją mu podwładni, których stracił – jak sądzi, na skutek swoich złych decyzji. Julia robi co może, by ulżyć jego cierpieniom – próbuje rozmawiać, wraz z  jego kuzynką Rose dają mu wytchnienie, starają się, by niczego mu nie brakowało, organizują spotkania z  Rileyem. On jednak jest nieustępliwy – wojna okaleczyła go bardziej niż wszyscy są w  stanie przypuszczać. Wydaje się, że nie ma już dla niego ratunku. Opuszcza go najpierw kuzynka, później żona – w dodatku będącą w  kolejnej ciąży. 


Każda śmierć przywraca wszystkie te, które wydarzyły się przed nią - z czego wcześniej nie zdawała sobie sprawy. [2]


Jak potoczą się losy tych dwu, na zawsze splecionych ze sobą par? Czy demony wojny w końcu ustąpią pod naporem miłości i czułości? Czy człowiek jest w  stanie zapomnieć to wszystko, z  czym przyszło mu się dotkliwie mierzyć? Czy ci, którzy przeżyli okropieństwo wojny są w  stanie na powrót stać się szczęśliwymi?

Louisa Young po raz kolejny podejmuje podobną problematykę, snując opowieść będącą luźną kontynuacją wcześniejszej, fenomenalnie napisanej książkiKochanie, chcę Ci powiedzieć, stanowiącej zapis zmagań wojennych Rileya i Petera oraz przeżyć ich kobiet, próbujących radzić sobie z rozłąką i widocznymi zmianami zachowania swoich ukochanych mężczyzn. 
Znowuż pozwala zauważyć jak wielką wrażliwością cechuje się jej pisanie, jak doskonale potrafi poddać się syntonii z  bohaterami, z  jaką łatwością – mimo historycznej odległości wydarzeń – jest w  stanie odtworzyć uczucia, emocje, trudności tamtych chwil, parę miesięcy po zakończeniu kaleczącej wojny, parę lat przed jej jeszcze straszniejszą powtórką.

To książka nie tak dobra jak poprzednia, ale wciąż wyróżniająca się wśród powieści obyczajowych z  wątkiem wojennym.
Obyśmy nigdy nie musieli stać się uczestnikami podobnych wydarzeń, depozytariuszami podobnych traum i tragedii.
Ku przestrodze, ku zrozumieniu, ku poruszeniu.


[1] Louisa Young, Wciąż czekam, Warszawa 2015, s. 114.
[2] Tamże, s. 183.

środa, 25 lutego 2015

Nie dochodzą tylko listy nienapisane – Michaił Szyszkin


Tytuł: Nie dochodzą tylko listy nienapisane
Autor: Michaił Szyszkin
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
ISBN: 9788373924314
Ilość stron: 278
Cena: 35zł



Nie dochodzą tylko listy nienapisane jest książką, do której podchodziłam z  wielką ostrożnością. Jak się okazało – słusznie.
Wiele w  niej bowiem elementów, które wymagają odpowiedniego skupienia, odpowiedniego nastrojenia wrażliwości, sfokusowania się na nieprzezroczystym języku, będącym w  wielu miejscach kwintesencją opowieści, w  której ścierają się dwie odwieczne przestrzenie: Eros i Tanatos, miłość i śmierć. To ponadczasowe zestawienie nabiera w  książce tej nowego znaczenia.
Michał Szyszkin za formę książki obrał sobie powieść epistolarną – zapiski zgromadzone w  publikacji stanowią wymianę korespondencji pomiędzy dwojgiem kochanków – ich pierwsza miłość wybuchła w  niedogodnym momencie, bo zanim mogła na dobre rozkwitnąć, spowiły ją widma wojny, w  której on musi wziąć udział. Udaje się więc do Chin, skąd regularnie wysyła do ukochanej zapiski z  pola bitwy. Miejsce, w  którym się znalazł całkowicie rewiduje jego poglądy, co widoczne jest w  rozwijającej się korespondencji. Intymne zwierzenia przesączone są rozmyślaniami o przemijalności, o ludzkich dramatach, pojawiają się w nich wspomnienia o charakterze erotycznym, a jednak to co wysuwa się na plan pierwszy to świadectwo nieuchronności śmierci i trudności zmierzenia się z nią i unosząca się nad tym wszystkim miłość. Bohater powoli dojrzewa do ujrzenia świata w  innym wymiarze – odsuwa od swojego myślenia drobiazgi, skupiając się w  zamian na tym, co fundamentalne, na tym co konstytuuje i definiuje człowieka. Wiedząc zatem, że za rogiem czai się śmierć, snuje opowieści o rodzicach, wspomnienia czasów dzieciństwa, rozmyśla jak podreperować to, co po drodze uległo zniszczeniu, widzi miłość w  jej najczystszej formie.
Książka ta zestawia dwie ogromne siły: niszczycielską, brutalną moc wojny i przeciwstawioną jej delikatną, subtelną miłość z niewymuszonym, nienachalnym, niewulgarnym erotyzmem.
Ciekawa  i niecodzienna jest także poruszana w  książce problematyka zdrady i notabene zdradzieckie do niej podejście. Oto sam akt nie jest okrucieństwem i zadawaniem bólu bliskim – dopiero przyznanie się do popełnionego czynu jest przejawem czystego znęcania się nad ukochanymi. Dopóki zatem zdradzamy milcząc, nic złego się nie dzieje.
Podejmuje także Szyszkin wątek choroby – pokazuje raka, który zżera człowieka, wysusza, odziera z  resztek godności i człowieczeństwa. Autor raczy (hehe) nas scenami, których rangę rozumiemy dopiero wtedy, gdy sami tego doświadczymy i zobaczymy co ta choroba w  zaawansowanym stadium czyni z  człowiekiem. Dopiero wówczas rozumie się jak brutalnie prawdziwe są opisy i stosowane w  nich sformułowania. Szyszkin uruchamia problematykę godnego chorowania i umierania, rozwijając ją między kolejnymi frazami.
Nie daje żadnych recept ani odpowiedzi – jedynie relacjonuje życie i dzieli się z  nim w  najintymniejszy z  możliwych sposobów. Pokazuje jak bardzo śmierć jednostki niczego nie zmienia w  oczach stałego świata. Ta książka wypełniona jest gorzkimi prawdami, które nie zawsze do siebie dopuszczamy. Mój egzemplarz zatopiony jest w  zakładkach, którymi zaznaczałam co istotniejsze dla mnie fragmenty. Bo istotna jest całość – częstokroć trudna do przełknięcia, a jednak ważna, podejmująca ogrom tematów, których nie sposób objąć.
Oprócz historii, ta publikacja, to także plastyczny język, którym aż chce się zachłysnąć, który sam się w  nas „wlewa”. Rzadko trafia się jeszcze na takie książki i choćby dla samej przyjemności obcowania z  tak piękną formą snucia opowieści – warto.
Długo z  nią zwlekałam, ale myślę, że był w  tym głębszy zamysł – każda książka dociera do nas bowiem dopiero wtedy, gdy jesteśmy na nią gotowi.
A Ty? Jesteś gotowy?

sobota, 3 stycznia 2015

Wojna w Jangblizji. W domu – Agnieszka Steur


 Tytuł: Wojna w Jangblizji. W domu
Autor: Agnieszka Steur
Wydawnictwo: Poligraf
ISBN: 9788378562313
Ilość stron: 480
Cena: 45 zł


Ciężko brnęłam przez tę powieść – kontynuację świetnej Wojny w  Jangblizji rozpoczynający cykl spisany przez Agnieszkę Steur, pisarkę na co dzień mieszkającą w Holandii.
Nie dlatego, że była nieciekawa, wtórna czy pełna dłużyzn – jedynie z  tego powodu, że moje ostatnie spotkanie z  mieszkańcami równoległego świata opisywanego przez autorkę odbyło się tak dawno (przyznaję – sama ponowne zetknięcie ze względu na życiowe okoliczności okrutnie odkładałam), że trudno było mi się wgryźć w tę historię: opowiedzianą z  wielką dbałością o drobiazgi, niezwykle szczegółową i płynną. Podoba troska o detale cechowała tom pierwszy, w  związku z  czym przypomnienie sobie wszystkich elementów opowiedzianych poprzednio, stanowiło dla mnie początkowo znaczną trudność. Później było już z  górki – twórczyni po raz kolejny zaproponowała mi literacką wędrówkę pełną przygód i emocji – mam wrażenie, coraz bardziej zintensyfikowanych. Niebagatelny był w  tym udział objętości książki – znacznie pokaźniejszej niż w  tomie poprzednim, co siłą rzeczy spotęgowało ilość doznań czytelniczych.
Drugi tom przenosi nas w  sam środek przerwanej uprzednio opowieści, kiedy to Nana, wracając do domu z  Tamtego Świata dostrzega spustoszenia spowodowane przez działania wojenne na terenie Jangblizji – ogrom szkód jest nie do opisania, a wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec – wojska Szmaragdowej Pani wciąż się zbroją, by wygrać batalię o władzę. Podczas gdy jedni pragną przeforsować swoje siły, drudzy marzą jedynie o pokoju – paradoksalnie jedno i drugie wymaga działań wojennych.

Drugi tom serii poświęconej Jangblizji zaskakuje jeszcze większą mnogością i różnorodnością postaci – autorka wprowadza do swojej historii nowe gatunki istot, wplata w  narrację szereg bohaterów znacząco wpływających na rozwój wypadków, bez których całość przebiegłaby zupełnie inaczej.
Tym co istotne dla powieści jest jej dwugłosowość – część akcji toczy się w  Jangblizji, część zaś w Tamtym Świecie, rysując tym samym barwną mapę przygód i nie pozwalając czytelnikowi na odpoczynek – zarówno w  jednej, jak i drugiej przestrzeni akcja nie zwalnia tempa. Bardzo wiele w  części tej scen batalistycznych – co chwila dochodzi do starć, nadających całości kolorytu. Nie brakuje scen krwawych, które z  pewnością spodobają się męskiej i starszej grupie czytelników.
Jedynym minusem, tym co momentami „blokowało” mnie w  lekturze była właśnie niezwykła detaliczność. Wydaje mi się, że co jakiś czas autorka mogła „odpuścić” i zostawić miejsce na niedopowiedzenia, jest to jednak moje czysto subiektywne odczucie, z  którym pewnie wielu się nie zgodzi.
Niemniej, Wojna w  Jangblijzi. W  domu to świetny tom drugi, rozpalający ochotę na prędką lekturę części wieńczącej trylogię.
Obyśmy doczekali jej jak najprędzej i oby była równa poziomem lub jeszcze lepsza niż poprzedniczki.
Świetna polska literatura fantasy, mocno baśniowa i oswajająca z  podstawowymi wartościami.
Warta lektury. Zachęcam!

niedziela, 21 grudnia 2014

Tamte cudowne lata - Marian Izaguirre


Tytuł: Tamte cudowne lata
Autor: Marian Izaguirre
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788379610150
Ilość stron: 408



Tamte cudowne lata – książka, co do której mam ambiwalentne uczucia. Pierwsze kilka(set) stron mnie wykończyło: nie potrafiłam się wgryźć, irytował mnie sposób narracji, kompletnie nie pasowała mi forma i w jakiś nieuchwytny sposób ciągle denerwowało mnie w niej dosłownie wszystko. Każde zasiadanie do lektury wiązało się z nerwami i – co gorsza – odkładaniem na wieczne później.
Podobnie rzecz miała się z napisaniem opinii – nie chciałam ksiązki skrzywdzić, ale nie chciałam nadmiernie wychwalić – a to zrobiłabym, gdybym pisała świeżo po przeczytaniu, bowiem zakończenie zupełnie zmieniło mi jej obraz  w głowie, wiele rzeczy zaczęło do siebie pasować bardziej właśnie dzięki nużącemu i przydługiemu wstępowi.

Tamte cudowne lata próbowano wypromować na porównaniu do Cieniu wiatru – zupełnie niesłusznie. Obie publikacje łączy jedno – autotematyzm, pisanie o książce w książce i zwrócenie ku przeszłości, naznaczającej teraźniejszość. Ale to wszystko.
Pozostałe 99% zupełnie je różni – już nawet na poziomie sposobu narracji. Porównanie to zatem niesłuszne i na wyrost.

Książka Marian Izaguirre ma bardzo ciekawą kompozycję – składają się na nią niejako trzy opowieści, z których jedna dzieje się w powieści wspólnie czytanej przez dwie bohaterki: Angielkę – Alice i Hiszpankę – Lolę. To ona spaja ich losy i pozwala na zatracenie się w arcyciekawej przeszłości. Kobiety spotykają się niejako „za plecami” partnera Alice, właścicielki niewielkiego, podupadającego antykwariatu w Madrycie, który klientka – Lola – stara się niepostrzeżenie ratować.
Rok 1951, to czas, w którym kurz wojenny jeszcze nie do końca opadł, a jego skutki odczuwają wszyscy mieszkańcy Madrytu – niektórzy ratują się ucieczką w świat książek.
Obie panie spędzają godziny na wspólnej lekturze opowieści Dziewczyna o włosach jak len – autobiografii nieślubnej córki księcia Ashford, która kryje w sobie znacznie więcej tajemnic niż mogłoby się początkowo zdawać i która obu czytelniczkom stanie się niezwykle bliska, każdej z innego powodu.
Życiorysy trzech pań, równorzędnych bohaterek powieści, poznajemy naprzemiennie – co może stać się od czasu do czasu przyczyną dezorientacji, ale i stanowi środek spajający całość.
Piękna to historia o miłości, poświęceniu i tęsknocie za tym co utracone. Dla niecierpliwych czytelników może być odrzucająca, bowiem tak naprawdę akcja toczy się w niej dość niespiesznie, nie ma zbyt wielu dramatycznych zwrotów. Poza tym nużące początkowe strony mogą skutecznie zniechęcić do lektury. Warto się jednak nie zniechęcać – to opowieść daleka od bestsellerowego Cienia wiatru, do którego jest przyrównywana, ale wciąż warta poznania.