poniedziałek, 14 października 2019

Dziewięcioro nieznajomych - Liane Moriarty





Liane Moriarty jest autorką, która kupiła mnie za sprawą Wielkich kłamstewek. Odkąd je przeczytałam, ślepo ufam pisarce, sięgając po kolejne jej publikacje. 

I choć ostatnio, ze względu na wiele spraw zaprzątających mi głowę, czytam niewiele, a jeszcze mniej piszę, obok tej książki przejść bez słowa komentarza nie mogę.

Rzecz dzieje się w australijskim SPA,  Tranquillum House, ulokowanym na uboczu, w przestrzeni, która zapewniać powinna poczucie luksusu, relaksu, odcięcia od codziennych trosk i zabiegania. Siłą rzeczy jednak, jest to przestrzeń zamknięta, a w niektórych przypadkach - tak jak ma to miejsce u Moriarty - może jawić się nawet jako klaustrofobiczna. Umiejscowienie akcji w odludnym miejscu - bez względu na gatunek literacki - zawsze rozwiązaniami konstrukcyjnymi i fabularnymi kojarzy mi się z Agathą Christie. To konwencja, która choć zdarta niczym stara płyta, wciąż jest nośna i wciąż skutecznie przyciąga i utrzymuje uwagę czytelnika żądnego finału, najczęściej odsłaniającego wiele tajemnic.

U Moriarty sekrety stanowią niejako główną oś narracyjną. To one łączą tytułowych dziewięcioro nieznajomych i to one na zawsze powinny pozostać zamknięte w murach ośrodka, lecz na skutek działań charyzmatycznej szefowej, Maszy Dmitryczenko, mogą ujrzeć światło dzienne, stawiając ich depozytariuszy w sytuacji nie do pozazdroszczenia. 

Gdy wycieńczeni życiowymi doświadczeniami przyjechali oni na dziesięć dni do ośrodka, który miał całkowicie przemienić ciało i umysł, nikt nie spodziewał się o jaką metamorfozę chodzi, nikomu też do głowy nie przyszłoby zaprzątać sobie głowy czym innym, niż tylko tym, co zazwyczaj oferuje się kuracjuszom w takich miejscach - całkowitą odnowę. Choć bohaterowie pochodzili z różnych środowisk, łączyło ich poczucie znalezienia się w martwym punkcie, uderzania głową w mur i niemożności rudzenia naprzód - wszyscy mieli nadzieję na odzyskanie chęci do życia, jednak niekonwencjonalne metody zaproponowane w ośrodku bardziej przypominały rozdrapywanie ran, niż ich leczenie. 

Butikowe SPA nazywa się często szytym na miarę, spełniającym każde, nawet najbardziej wyszukane potrzeby i zachcianki klientów. Czy tak stało się w przypadku Frances Welty, Larsa Lee, Bena i Jessici, Carmel Schneider, Tony'ego Hogburna oraz Napoleona i Heather? O tym przekonacie się, czytając tę niezwykłą powieść, która jak rasowy thriller psychologiczny mazia się w meandrach ludzkiego umysłu, prezentując jednak wydarzenia w sposób, który przez nagromadzenie bohaterów może wydać się niesłusznie rozciągnięty - autorka oddaje bowiem głos każdemu z nich, a stosowanie takiej narracji dokładnie wprowadza w akcję, jednak powoduje też opóźnienie się najistotniejszych wydarzeń i nieco sztuczne rozwlekanie historii. Podczas czytania ma się wrażenie, że połowa książki to przydługi wstęp, a dopiero jej druga część stanowi prawdziwą opowieść. Z tego właśnie powodu należy uzbroić się w cierpliwość i chłonąć portrety rysowane przez Moriarty, po to, by później móc już oddać się lekturze bez zastanawiania się, dlaczego ktoś postąpił tak, a nie inaczej. Jeśli ktoś oczekuje wyłącznie wartkiej akcji, to musi przygotować się na to, że dopiero druga część książki zrekompensuje mu opisowy charakter pierwszej. 

Na jesień - książka w sam raz.  Polecam, choć zachęcam do lektury cierpliwej i uważnej.


***
Recenzje innych książek Moriarty:



sobota, 21 września 2019

"Zatrutka" - Ewa Przydryga


Zapraszam Was do obejrzenia zwiastuna książki, którego minirecenzję znajdziecie na Instagramie. 😊 




środa, 21 sierpnia 2019

Kolory zbrodni. Czerwień - Małgorzata Oliwia Sobczak



Sopotem w latach 90. wstrząsnęła wieść o brutalnym mordzie popełnionym na córce znanej i szanowanej sędzi. Sprawa, mimo rozgłosu medialnego, bardzo szybko została zawieszona, a wstrząśnięta matka nie ubiegała się w żaden szczególny sposób o jej dalsze prowadzenie. Była otępiała i kompletnie zagubiona.

Jej życie miało być odtąd znaczone rutyną. Wszystko zmieniło się, gdy siedemnaście lat później Trójmiasto obiegła wieść o bliźniaczym morderstwie. Ofiara o bardzo zbliżonym typie urody do zabitej przed laty Moniki, została okaleczona w dokładnie ten sam sposób: ktoś wyciął jej czerwień wargową. To szczególne okrucieństwo i przekaz sugerowały powiązania z mafią, a obecni śledczy dziwili się, jak wiele kwestii przed laty zostało pominiętych... Wszystko wskazywało na to, że ktoś celowo wyciszył sprawę. Czy tym razem policji uda się wpaść na właściwy trop i poprzez powiązania z przeszłością rozwiązać sprawę? Czy morderca Moniki i Martyny to ta sama osoba? Gdy akcja nabiera tempa, pojawia się coraz więcej pytań pozostających bez odpowiedzi. I choć czytelnik w pewnym momencie bardzo łatwo może zorientować się, kto zabija, powolne dochodzenie do momentu rozwiązania jest dla niego niezwykle satysfakcjonujące.

Powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak to bardzo dobrze skrojony i rozpisany kryminał, w którym zagadnienia z przeszłości i teraźniejszości zostały splecione z niezwykłą starannością. Autorka nie odkrywa zbyt wiele naraz, po to, by czytelnik mógł swobodnie dokonywać własnych obserwacji i wyciągać wnioski dotyczące toczącej się na jego oczach sprawy. Pikanterii całości dodają wątki obyczajowe oraz pojawiające się romanse, mające ogromny wpływ na przebieg akcji. To one sprawiają, że ożywają demony przeszłości, mogące naświetlić współczesne zbrodnie i stojące za nimi mechanizmy. Bestialstwo bowiem, nie rodzi się w powieści tej z niczego, lecz jest wynikiem pielęgnowanej przez lata pasji - do okrucieństwa, ale też do kobiet. 

Postaci wykreowane przez Sobczak to pełnokrwiści bohaterowie - zarówno pierwszoplanowi, jak i ci stojący w tle, prezentują pełną gamę swych cech, pozwalając się czytelnikowi zaklasyfikować - mało kto jest tutaj czarny albo biały, więcej jest szarości. W każdym złym kryje się bowiem dobro, zaś w każdym dobrym czai się pierwiastek zła.

Kolory zbrodni. Czerwień to porażająca i szokująca historia ludzkich namiętności, mogących prowadzić do najgorszego - nawet bestialskich zbrodni. Czytelnik pochłonie ją duszkiem, a makabryczne wizje na długo zawładną jego wyobraźnią. Uwaga - to lektura tylko dla osób o mocnych nerwach. Jeśli macie zbyt rozbuchaną wyobraźnię, część scen może utkwić w Waszych głowach na stałe.

Polecam - czyta się wyśmienicie. Jeśli szukacie kryminału wartego uwagi, to coś dla Was.

czwartek, 15 sierpnia 2019

Saga rodziny Neshov - Raki pustelniki / Na pastwiska zielone / Zawsze jest przebaczenie



Saga rodziny Neshov obejmuje pięć tomów: Ziemię kłamstw, Raki pustelniki, Na pastwiska zielone, Przebaczenie na zawsze oraz Kochanków.

O pierwszej z nich opowiadałam już jakiś czas temu, dziś zaś nadszedł czas na krótkie omówienie trzech kolejnych.

Raki pustelniki dotyczą czasów kiedy to już po śmierci i pogrzebie Anny Neshov i ujawnieniu rodzinnych sekretów, trzej bracia i Torunn - córka najstarszego z nich, za wszelką cenę próbują wrócić do normalności. Zaprzątać zaczynają ich codzienne sprawy i obowiązki, jednak ta zwyczajność szybko okazuje się zwykłą ułudą.

Pozostały w domu Tor wciąż prowadzi rodzinne gospodarstwo, jednak boryka się nie tylko z coraz większymi trudnościami z jego zarządzaniem, ale również z kłopotami finansowymi oraz coraz dotkliwiej odczuwaną samotnością, która szybko prowadzi do roztargnienia, to zaś - do nieszczęścia. 

Usilnie namawia Torunn, by przejęła po nim dom i gospodarstwo, jednak plany wobec niego mają także pozostali bracia.

Erlend ze swym partnerem bardzo pragną dziecka, a ta chęć stworzenia rodziny wiąże się dla nich z niełatwymi decyzjami. Margido zaś, podejmuje próbę uporządkowania swojego życia osobistego. 




Tom trzeci, Na pastwiska zielone, obejmuje okres, podczas którego Torunn przy pomocy młodego zmiennika, Kaja Rogera, usiłuje utrzymać rodzinne gospodarstwo, którego depozytariuszką się stała po samobójczej śmierci ojca. Kobieta obwinia się za rodzinną tragedię i coraz bardziej podupada na zdrowiu psychicznym, nie otrzymując żadnego wsparcia od wujostwa, zajętego własnymi sprawami. W tym czasie bowiem Margido rozwija działalność swojego biura pogrzebowego i w głowie ma jedynie swój coraz lepiej prosperujący biznes, a Elrend i Krumme oczekują narodzin dzieci z Jytte i Lizzi oraz remontują gospodarcze silosy, mające im posłużyć za miejsce letniego wypoczynku. Ich myśli zaprząta jedynie przyszłe ojcostwo oraz pragnienie przemienia gospodarstwa w ośrodek o zupełnie innych niż dotąd cechach. 




 Czwarta zaś część, Zawsze jest przebaczenie, porywa nas w czasy trzy lata po opuszczeniu Neshov przez Torunn. Kobieta ma już czterdzieści lat i czuje, że jej przyszłość nie powinna wyglądać tak jak teraźniejszość. Dość ma już niewierności swego partnera, jednak nie jest pewna czy po ucieczce ma szansę liczyć na wyrozumiałość i przebaczenie rodziny.

W jej życiu bowiem wiele się zmieniło - Erlend i Krumme zostali ojcami, Margido nadal rozwija swój biznes, choć czeka go wiele przeobrażeń.


Trudno opisywać tę sagę bez popadania w banał. Doceniam jej surowość, powolny rozwój wydarzeń, większe skupienie na opisach, lecz - jak to w sagach - to właśnie przez nie znajdują się tu momenty przestojów, dłużyzn, podczas których czytanie wydaje się tak monotonne, że ma się ochotę lekturę porzucić. Nie robi się tego jednak, bo jest w nich jednocześnie pewna magnetyczna siła, coś, co sprawia, że właściwie wiele niedoskonałości puszczamy kątem oka, udając, że wcale ich nie ma. Dziwny i wciągający to cykl, niewolny od partii portretujących wszystko i wszystkich, bardzo emocjonalny, oddający duszny klimat małomiasteczkowy, w którym każdy ruch jest obserwowany i skrzętnie zapamiętywany i gdzie nie bardzo jest miejsce na inność oraz zmianę. 

To, co zainicjowane zostało domem pierwszym, który skądinąd bardzo mi się spodobał, powoli zmierza ku finałowi. Rodzinne supły rozplątują się, a tajemnice przestają stygmatyzować. Ciekawa jestem tomu wieńczącego, jednak już teraz mogę miłośnikom długich historii polecić ten cykl. Nie bez powodu został on obsypany tyloma nagrodami i uznany za arcydzieło literatury norweskiej. 


środa, 14 sierpnia 2019

Tetris. Ludzie i gry - Box Brown




Tetris. Czy jest wśród Was ktokolwiek, kto nigdy nie słyszał o tej grze albo w nią nie zagrał?
Śmiem wątpić. O ile jednak każdy wie o jej istnieniu, o tyle burzliwe losy jej powstawania i przekazywania do niej praw nie są już historią powszechnie znaną.

Dzięki powieści graficznej Tetris. Ludzie i gry każdy czytelnik ma szansę zapoznać się z procesem powstawania jednej z najpopularniejszych gier świata, jej ewolucją, korzeniami i szaleństwem zdobywania praw do jej dystrybucji.

Wszystko zaczęło się niewinnie, od potrzeby stworzenia czegoś wyjątkowego, czegoś, co pokazywałoby, że gry mają moc, że są po coś, że socjalizują, dostarczają rozrywki i rozwijają pewne obszary mózgu, która rozwinęła się w głowie Aleksieja Pażytnowa, programisty Akademii Nauk ZSRR.

Dalej było już czyste szaleństwo: noce spędzane na wygenerowaniu tego, co siedziało w głowie twórcy, najwyżej postawieni przedstawiciele państw zaangażowani w zdobywanie praw do Tetrisa, ogólnoświatowe wariactwo na punkcie - zdawać by się mogło - zwykłych klocków, które należy odpowiednio ułożyć. To one bowiem generowały niesamowite zyski, toteż nie dziwi, że każdy kto mógł, chciał mieć w nich swój udział. 

Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda prawdziwa historia tej klasyki gier, sięgnijcie koniecznie. Bądźcie jednak gotowi na to, że od natłoku nazwisk zakręci Wam się w głowie. Przyznaję szczerze, że ani nie jestem w stanie ich powtórzyć, ani tym bardziej zapamiętać, jednak gdyby kiedykolwiek ta wiedza miała mi się przydać, będę wiedziała, gdzie jej szukać.

Wyjątkowa kolorystyka i kreska zastosowane w komiksie, również przypominają świat znany z ekranów konsoli. Z całą pewnością jest to powieść graficzna, która przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi gier i to nich w dużej mierze powinna być ona kierowana. 




Box Brown kapitalnie oddał wpływ gier na społeczeństwo, nie pomijając przy tym trudnej sytuacji politycznej tamtych czasów, walkę Wschodu z Zachodem o wpływy - jak się okazuje - nie tylko polityczne. Każda osoba zainteresowana popkulturą znajdzie tu sporą dawkę wiedzy, a przy tym rozrywki. Polecam Waszej uwadze, sama zaś pędzę... Tetris czeka:) 



wtorek, 13 sierpnia 2019

Farma - Joanne Ramos






Zapraszam do miejsca, w którym za pieniądze możesz kupić pełną kontrolę. Możesz też sprzedać siebie, nie mając świadomości jak bardzo jesteś lustrowany.⁣ ⁣Oto Farma, luksusowy ośrodek oferujący majętnym i wpływowym klientom usługi wyjątkowych surogatek.⁣ Kobiety mogą korzystać z codziennych masaży, treningów, porad lekarskich i specjalnie dla nich ułożonych diet. Na czas ciąży są jednak nie tylko całkowicie odcięte od świata, lecz także umieszczone pod stałą obserwacją. Cel jest jeden: wyprodukowanie idealnego dziecka, bez skaz i wad; stymulowanego od samego początku ciąży. Za to się płaci i tego się oczekuje.⁣

Joanne Ramos zabiera nas do bezwzględnego świata ubranego w piękny płaszcz luksusu i wyższego statusu społecznego. Złociste Dęby niewątpliwie są miejscem mającym moc zmieniania życia: zarówno przyszłych matek, które zapracowane, niemające czasu albo ochoty poświęcania swojej sylwetki, ze względów zdrowotnych lub z czystej wygody decydują się na zatrudnienie surogatek spełniających rygorystyczne wymogi i będących pod ciągłą kontrolą; jak i samych kobiet decydujących się na wsparcie owych zamożnych pań. Wynagrodzenie jest bowiem bardzo hojne, a premia za prawidłowo przeprowadzony poród może zapewnić byt na długie lata - tym bardziej, że na Farmę trafiają najczęściej młode kobiety, które nie posiadają zbyt wiele, próbujące zarobić sporą sumę pieniędzy.

Najczęściej nie zdają sobie one jednak sprawy z tego, że ostra selekcja, której poddawane są na samym początku, to jedynie wierzchołek góry lodowej i że jeśli ciąża nie będzie przebiegała pomyślnie, a życzeniem klienta będzie ją przerwać, stracą wszystko. Kobiety - mimo że pozornie zaopiekowane i przebywające w luksusowych warunkach - są tu traktowane bardzo przedmiotowo. Jak inkubatory, które trzeba możliwe jak najbardziej kontrolować - śledzić każdy ich ruch, nagrywać, a w razie potrzeby podsłuchiwać. Wszystko w imię większego dobra, jakim jest pomoc wpływowym osobom, które mogą zechcieć przedstawić się swojej surogatce, bądź też pozostać anonimowym. 

Przedziwny to świat ukierunkowany na zysk, pozornie dbający o swych pracowników, robiący wszystko, by publicznie zachować twarz, być przestrzenią dyskretną, a jednocześnie przedkładający dobro firmy nad dobro pracujących w niej kobiet - te mają jedynie być posłuszne, trzymać się planu dnia, spełniać oczekiwania klientów i rodzić im zdrowe dzieci.

Ramos stworzyła powieść prowokacyjną, będącą asumptem do dyskusji o świecie sfokusowanym na wygodzie (wygodnictwie), w którym liczy się jedynie pieniądz - to on rządzi światem i czyni nas jego niewolnikami, bez względu na to, czego oczekujemy i jak chcemy go spożytkować; o świecie ludzi idealnych, pięknych, wpływowych, gdzie nie ma miejsca na niedoskonałości ani czasu na oddanie się macierzyństwu - nawet jeśli ma się takie możliwości, bo ani wiek, ani stan zdrowia nie stoją na przeszkodzie.  W tej rzeczywistości nie możesz się buntować - każde wychylanie się przed szereg i nieprzestrzeganie listy zakazów i nakazów może skończyć się tragicznie: w najlepszym wypadku utratą pracy i marzeń o lepszej przyszłości. 

Tym, co mam do zarzucenia powieści jest dość sucha i beznamiętna narracja. Mimo dramatów, których doświadczały bohaterki, nie byłam w stanie wejść w ich skórę, a nad ich osobiste doświadczenia wychylały się mechanizmy rządzące przemysłem surogacyjnym. Powaga podejmowanych tematów wyparła emocjonalność, zaś nieco stereotypowe ukazanie różnych nacji (w tym Polek) nieco mierziło. Koniec końców nie była to tak emocjonalna historia, jak można by się spodziewać, jednak aktualna tematyka oraz inicjowanie refleksji stanowią jej niewątpliwy atut.

Z całą pewnością jest nietuzinkowa i oryginalna, a przy tym wszystkim bardzo na czasie.






Fale.- AJ Dungo

\

Dzięki Wydawnictwu Marginesy zaczęłam w końcu czytać komiksy – i to takie, które zostają w mojej głowie na długo i mają ogromny walor poznawczy.

Fale AJ  Dungo będą się we mnie kotłowały jeszcze jakiś czas, bo – choć lektury minęło już kilka dni – wciąż trudno ubrać mi w słowa to, co kryje się pod jedną z najpiękniejszych okładek tego roku. 

Ta powieść graficzna spaja ze sobą dwie historie – jedną narrację wyróżnioną na grafikach o ciepłej, piaszczystej tonacji, obrazującą przeszłość i opowieść o narodzinach surfingu oraz współczesną - relację życia autora, początek jego miłości i towarzyszenia ukochanej w chorobie. Ukochanej, która zaraziła go pasją do unoszenia się na falach.



Dungo spełnia się dziś zarówno jako surfer, jak i ilustrator, a obie te pasje złączone i zamknięte zostały w wyjątkowej książce, będącej swoistym peanem na cześć miłości i hołdem złożonym wszystkim prekursorom surfingu, jaki dziś możemy uprawiać.

Część książki obejmująca historię powstania i ewolucji tego sportu prezentuje Polinezyjczyków, którzy pierwotnie unosili się na wielkich deskach, a dla których dryfowanie na falach było doświadczeniem duchowym, zakłóconym przez pojawienie się na wyspie ludzi Zachodu, za wszelką cenę chcących uprzemysłowić nowe tereny. Autor prezentuje proces unowocześniania desek, opowiada o najważniejszych postaciach związanych z surfingiem, pozwalając czytelnikowi zapoznać się z tym, o czym rzadko się słyszy. 


Druga część, przeplatana z pierwszą, ma charakter zdecydowanie bardziej emocjonalny, jest bowiem historią wielkiej miłości Dungo do dziewczyny, która zaszczepiła w nim pasję do surfingu, jednak sama bardzo szybko musiała mierzyć się z czymś o wiele niebezpieczniejszym niż fale oceanu - ze śmiertelną chorobą, która niczym owe bałwany morskie niosła ze sobą chwile lepszego i znacznie gorszego samopoczucia. 

Nie jestem miłośniczką surfowania ani jakichkolwiek innych sportów wodnych, jednak tę powieść graficzną przeczytałam z ogromną przyjemnością. Choć generuje ona smutek i żal za tym, co mogło jeszcze się wydarzyć, gdyby nie choroba, to chyba właśnie to jest jej mocą – katartyczny i terapeutyczny charakter sportu został tu nakreślony bardzo wyraźnie, pozostawiając czytelnika nie tyle z rozpaczą, ile z nadzieją.


Piękna opowieść o miłoście i stracie będącej początkiem nowego. 





poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Śpiący giganci - Sylvain Neuvel



Sylvain Neuvel, kanadyjski twórca, zabiera nas w podróż do świata, o którym trudno będzie Wam zapomnieć. 

Gdy pewnego dnia, jadąca rowerem dziewczynka, Rose Franklin, pod którą zapadła się ziemia, odkryła metalową, gigantyczną dłoń, nie spodziewała się jeszcze, jak doniosłe będzie to wydarzenie.

Mierząca niemalże siedem metrów, zdobiona pobłyskującymi na turkusowo światłami, o palcach długości przeciętnego samochodu osobowego i - co najważniejsze - będąca częścią całego ciała, wykonanego z nieznanego stopu metalu. Dzięki przypadkowemu odkryciu nastolatki, ludzkość dowiaduje się, że pod ziemią znajdują się giganci. Ona zaś, wiedziona rozbudzoną tego dnia ciekawością, po latach będzie mogła chwalić się już serią zdobytych tytułów naukowych i staniem na czele projektu badawczego, którego celem będzie odkrycie właściwości objawionego przed laty znaleziska oraz - być może - odkrycie jemu podobnych. Oczywiście początkowo ośrodek badań nad obiektem znajduje się w Stanach Zjednoczonych, jednak prędko - jak wiemy z własnych doświadczeń - niemalże cały świat zgłasza zainteresowanie tematem. Tym bardziej, że analizy ukazały obecność kabiny dla pilotów we wnętrzu korpusu. Czy znajdujący się pod ziemią gigantyczny model człowieka to jakaś tajna broń, nowa technologia a może środek transportu istot pozaziemskich? Pytań pozostaje bez liku, jednak wątpliwości nie ulega jedno - na wszelki wypadek, każdy chciałby go mieć - tak politycy, jak wojskowi, zaś badaniami kieruje anonimowy człowieka, z daleka analizujący wyniki ekspertyz badaczy reprezentujących wiele różnych dziedzin.

Największym wyróżnikiem Śpiących gigantów jest nie tematyka - skądinąd szalenie intrygująca - lecz forma zapisuj przyjęta przez autora. Poza prologiem nie ma tu bowiem klasycznej narracji, są za to dokumenty - dzienniki osobiste, wywiady, transkrypty połączeń głosowych, transkrypty obserwacji satelitarnych i inne. To właśnie na ich podstawie czytelnik odtwarza sobie wszelkie wydarzenia, relacje świadków, uczestników badań, osób zaangażowanych w projekt, a dzięki nagromadzeniu  przeprowadzonych rozmów ma szansę poznać perspektywę różnych postaci.  Szalenie ciekawy koncept, doskonale oddający klimat powieści i jej sedno. Nietuzinkowa realizacja, która na długo zostanie w pamięci, jako świeża i zmyślnie obchodząca zużyty - wydawałoby się - temat.

niedziela, 11 sierpnia 2019

Błąd - Elle Kennedy



Błąd to druga powieść w cyklu Off-campus spod pióra Elle Kennedy. Pierwsza - Układ - niesamowicie wciągała i nie pozwalała się od siebie oderwać. Czy tak samo było z tą?

John Logan to gwiazda hokejowej ligi uniwersyteckiej i - jak to zwykle bywa - jeden z największych obiektów westchnień na kampusie. Chłopak korzysta ze swej popularności i pożądania jakie budzi, niemalże każdej nocy zabawiając się z inną dziewczyną. Wszystko to ma się zmienić, gdy poznaje Grace. To ona ma stać się jego kolejną zdobyczą, a jednocześnie nagrodą pocieszenia. Logan nie spodziewa się jednak, że może zostać odrzucony. To wydarzenie robi na nim tak wielkie wrażenie, że bohater szybko próbuje zrobić wszystko, by zdobyć przychylność Grace. Ta zaś, po perturbacjach jakie jej zafundował, postanawia dyktować mu wcale niełatwe do zrealizowania przez uczelnianego Don Juana warunki. 


Błąd to sprawna realizacja znanej konwencji, książka, których zazwyczaj nie czyta się zbyt wiele, a która jednak idealnie nadaje się na lato - to okres rozgrzeszający nas z sięgania po literaturę lekką, angażującą jedynie sferę emocjonalną, oferującą li uciechę, gwarantującą odprężenie i zapomnienie o świecie zewnętrznym.

Kennedy po prostu dobrze się czyta i choć nie oferuje ona niczego poza czczą rozrywką, właśnie tego od niej oczekujemy. 

Nie ma w książce tej niczego odkrywczego, jest to bowiem kolejna sztampowa opowiastka o nastoletnich miłościach, rozkwitającym związku superprzystojenego chłopaka z dziewczyną pochodzącą z zupełnie innego świata. Jest romantycznie, ale nie bez problemów - to taka przestrzeń komedii romantycznych, sprawiająca, że każda czytelniczka chciałaby się znaleźć na miejscu głównej bohaterki, by być tak zdobywaną, kochaną i rozpieszczaną, by chłopak, który zabiega o jej względy potrafił zdobyć się na romantyczne gesty znane dotąd jedynie z dużego ekranu, by znaleźć się w ramionach człowieka, którego stać zarówno na delikatność, jak i brutalność. 

Książka spodoba się nastolatkom i młodym dorosłym, odwołuje się bowiem do świata baśni, którym karmieni jesteśmy od najmłodszych lat - świata, gdzie wszystko kończy się dobrze, a na każdą księżniczkę czeka książę - nawet jeśli mieliby pochodzić z bardzo odległych krain.



sobota, 10 sierpnia 2019

Na tropie - Ewa Kołda




Szukacie przyjemnej, polskiej książki, o której niewiele się mówi, a która może Wam dostarczyć rozrywki na przyzwoitym poziomie? Przedstawiam Wam tekst Ewy Kołdy, absolwentki Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, początkującej pisarce młodego pokolenia. 

Na tropie niemalże idealnie wpasowuje się w moment roku, w którym się znajdujemy. Oto bowiem zbliżają się wakacje, skwapliwie planowane przez cztery przyjaciółki mające za sobą dość ciężki rok szkolny. Audry postanowiła nie osiadać na laurach i podjąć pracę w sklepie z odzieżą, Nina musi opiekować się schorowaną babcią w jednej z nadmorskich miejscowości, Ewelina wyjeżdża na kurs malarski, zaś Diana decyduje się na udział w sesji zdjęciowej w Wiedniu.

Choć wydawać by się mogło, że letni odpoczynek co najmniej dwójki z nich zapowiada się nietuzinkowo, losy każdej z dziewczyn pokierowane zostaną na nieco inne tory, niż początkowo przypuszczano - Diana nie wraca do domu, lecz zatrudnia się jako pokojówka w pensjonacie, gdzie trafia na ślad skrzętnie skrywanej tajemnicy; Ewelina poznaje Paula, który z dnia na dzień zaczyna się jawić jako jej bratnia dusza; Nina wsiąka w zagadkę kryminalną, zaś praca ekspedientki również nie ogranicza się do sprzedawania odzieży... Choć dziewczyny planowały nieco spokojniejsze wakacje, los ich nie oszczędza, podsuwając im pod nos coraz to nowe zagadki i sekrety, z którymi będą musiały się zmierzyć.

Na tropie  spaja elementy powieści obyczajowej i kryminalnej, łącząc historie czterech dziewcząt i splatając je w rzadką mieszankę. Lektura tej książki, to tyleż radość ze śledzenia losów dwu spokojniejszych opowieści, ileż emocje towarzyszące odkrywaniu tajemnic - nietrudnych do rozwikłania, jednak przemyślanych. Te dwa światy zostały dość dobrze wyważone i nieźle się ze sobą komponują, oferując lekturę czytelnikowi niezdecydowanemu na jeden gatunek: otrzymując wszystkiego po trochu, na pewno zaspokoi swój głód lektury.

Kołda stawiając swoje pierwsze kroki w pisarskim świecie, wcale się nie potyka. Jej książkę czyta się z zainteresowaniem i choć nie jest to może proza wybitna, oferuje rozrywkę na zadowalającym poziomie. Postaci nie są zarysowane zbyt szczegółowo, czytelnik otrzymuje ich bardzo ogólny obraz, jednak na tym etapie pisarstwa to wystarczy.
Pozostaje trzymać kciuki za rozwój talentu autorki i kolejne - oby coraz lepsze - powieści.

piątek, 9 sierpnia 2019

Płynąc do domu - Deborah Levy


Deborah Levy zasłynęła w Polsce jako autorka książki Gorące mleko. Pisarka jest dwukrotną finalistką Nagrody Bookera, a jej twórczość często uznaje się za współczesne wykorzystanie stylu Kafki, jak również tekstów Lacana czy Barthes'a.

To właśnie owe nazwiska przyciągnęły mnie do jej powieści, stając się obietnicą wyjątkowej prozy, ukształtowanej na porządnym przygotowaniu teoretycznym. Czy jednak Płynąc do domu faktycznie można uznać za tekst wybitny i oryginalny? Czy jego bohaterka, Kitty Finch, to istotnie złączenie cech Sylvii Plath i Edie Sedgwick?

Przenieśmy się do Nicei, a konkretniej do willi znajdującej się tuż pod nią. Tam też podczas wypoczynku rodzina dostrzega unoszące się w basenie nagie ciało kobiety, przywodzące na myśl niedźwiedzia. Okazuje się, że to Kitty Finch, postać, która za zgodą właścicieli często przebywa w domu podczas nieobecności innych wynajmujących. Tym razem jednak, pomyliła daty, a wszystkie okoliczne hotele są już zajęte. Isabel zaprasza ją do zajęcia jednego z pokoi, burząc tym samym iluzję rodzinnego spokoju, budowaną przez lata.

Kitty okazuje się botaniczką i fanką twórczości Joego, męża Isabel, a jej pojawienie się przestaje wyglądać na przypadkowe. Kobieta szybko wkrada się w łaski ich córki, dojrzewającej Niny i wszelkimi sposobami próbuje sprawić, by Joe zainteresował się jej twórczością poetycką, będącą - jak się okaże - krzykiem rozpaczy człowieka z zaburzeniami psychicznymi. 

W tej krótkiej powieści każdy bohater ma swoje tajemnice, których wyjawienie może ich wiele kosztować. Joe, to tak naprawdę polski Żyd, który w wieku 5 lat znalazł się w Anglii - jego historia naznaczyła go na zawsze, wypełniając go poczuciem beznadziei i braku przynależności. Isabel swój zawód - dziennikarstwo - traktuje jako ucieczkę, niemalże zawsze lądując w miejscach naznaczonych wojną.  Nina tak bardzo przyzwyczajona do życia z ojcem, praktycznie nie ma relacji z matką, jednak posiada doskonały zmysł obserwacyjny i podejrzewa, co tak naprawdę się wokół niej dzieje. Choć najmłodsza, ona jako pierwsza rozumie jaki dramat rozrywa się na jej oczach.

Książka podejmuje szereg ważkich tematów, z samotnością na czele, jednak ma w sobie coś, co sprawiło, że czytało mi się ją szalenie opornie. Odniosłam wrażenie, że postaci, mimo wielkiej złożoności psychologicznej, zostały potraktowane bardzo po macoszemu. To wszak ich wewnętrzne dramaty są osią narracyjną powieści, zaś zarysowane zostały one bardzo powierzchownie, pozostawiając sporo miejsca na niedopowiedzenia, które zdają się zaburzać fabułę.

Nie jest to powieść, do której chętnie bym wróciła, nie jest to nawet tekst, który śmiałabym komuś zaproponować do lektury. Po jej przeczytaniu mam wręcz poczucie bylejakości, zmarnowania potencjału. Choć językowo nie mam się do czego przyczepić, odkładam tę książkę na półkę z dość sporym zawodem, wiedząc, że raczej się już z Levy nie przeproszę. 

czwartek, 8 sierpnia 2019

Gorące krzesła - Arne Dahl



Gorące krzesła stanowią drugi tom cyklu Opcop (pierwszy, Głuchy telefon, zyskał dużą przychylność czytelników). Jego autor, Arne Dahl, to piszący pod pseudonimem członek Akademii Szwedzkiej, literaturoznawca, Jan Arnald. Swą popularność zawdzięcza przede wszystkim wspomnianemu cyklowi o Zespole A, specjalnej jednostce szwedzkiej policji, przeznaczonej do walki z przestępstwami o zasięgu międzynarodowym. 

Rzecz rozpoczyna się jak wiele innych kryminałów - od samobójstwa. Na ten ostateczny krok decyduje się znany chirurg plastyczny, osoba mająca sporo problemów zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym, co dla policji stało się jasnym motywem. Jednostka Opcopu ma jednak na ten temat nieco inne zdanie, dostrzegając siatkę powiązań z opuszczoną wyspą skazańców, gdzie  na ludziach dokonywano przerażających eksperymentów naukowych. Od tego miejsca trop wiedzie co międzynarodowego mordercy.

W powieści tej pojawia się element polskości - jednym z bohaterów jest Marek Kowalewski, gliniarz z Warszawy, na co dzień zwalczający przestępczość gospodarczą w Europie Wschodniej.

Dahl ma niezbywalny talent do snucia opowieści w taki sposób, by dozować napięcie i wyskok adrenaliny. Gorące krzesła dostarczają wielu niespodzianek, są sprawnie skonstruowane, przemyślane, spójne, wnikliwe, a przy tym nielitościwie wciągające. Akcja trzyma w niepewności do samego końca, intryga zapętla się, a rozwiązanie tajemnicy przynoszą dopiero ostatnie strony. Dodanie do historii postaci reprezentujące różne kultury i osadzenie akcji w wielu miejscach świata jest niewątpliwym atutem. Jest to jednak tekst dla osób o mocnych nerwach, bowiem Dahl nie szczędzi brutalnych opisów, nie stosuje eufemizmów w miejscach, gdzie oddaje makabryczne sceny tortur na skazańcach, dzięki czemu książka staje się pełnokrwistym kryminałem z wątkami historycznymi.  Plejada różnorodnych postaci pozwoli każdemu odbiorcy na wybranie "swojego" bohatera i zżycie się w nim.

Dobry kryminał potrzebny od zaraz? Gorące krzesła spełnią oczekiwania.


środa, 7 sierpnia 2019

Początek. Kroniki Kolegium. Księga I - Mercedes Lackey



Początek to pierwsza część cyklu Kroniki Kolegium, serii Heroldowie z Valdemaru. Jej autorką jest Mercedes Lackey, pisarka amerykańska.

Książka ta spodoba się przede wszystkim tym czytelnikom, którzy nad akcję pędzącą na łeb, na szyję przedkładają opisy i powolny rozwój wydarzeń. Postawiła bowiem autorka na stworzenie części, która bardzo ogólnikowo zarysowywałaby losy głównych bohaterów oraz ich motywacje, będąc jednocześnie asumptem do rozwinięcia ich w kolejnym tomie.

Bohaterem cyklu stał się Mags, trzynastoletni chłopiec będący sierotą. Jego życie znaczone było dotąd niewolniczą pracą u Cole'a Pieteresa: albo w kopalni kamieni szlachetnych, gdzie wydobywał diamenty, albo przy śluzie, gdzie miał swoje zmiany. Chłopakowi udało się uciec z tego miejsca, które nie tylko nieludzko traktowało przebywające w nim osoby, zmuszając dzieci do wykonywania bardzo ciężkich, fizycznych prac, będących wielokrotnie ponad ich siły, ale też poniżało ich godność. Cole bowiem, wraz z całą swą rodziną uważali, że dzieci powinny być im dozgonnie wdzięczne, że mają co zjeść i gdzie się skryć. A że od czasu od czasu ktoś zginął przysypany przez głaz, schorowany albo wycieńczony głodem? Właściciele kopalni wpisywali to w bilans strat. 

Jak zatem nastolatkowi udało się opuścić to okrutne miejsce wyzysku? Pewnego dnia, Towarzysz, magiczny koń, zjawia się u bram Pietersa, oczekując, że ten wyda mu człowieka, którego wskaże, wiedząc, że kiedyś zostanie on Heroldem. Cole nie może się sprzeciwić, chyba że chce mieć do czynienia z niespecjalnie serdecznymi urzędnikami. Gdy zatem Jahyr wskazuje Magsa, musi mu go wydać, by ten udał się do Kolegium, gdzie czeka go specjalne szkolenie. Na miejscu chłopak odkrywa swój talent oraz powoli przyzwyczaja do życia w świecie dworskich intryg, do jakiego był nienawykły. 

Lackey swą opowieść snuje bardzo prostym językiem, dzięki czemu jest przystępna i lekka w odbiorze, jednak jej narracji brakuje drobiazgowości w rysowaniu portretów swych postaci. Nie wzbudziły one we mnie ani szczególnych emocji, ani zainteresowania. Do tego stopnia, że niespecjalnie ciekawa jestem tego, co wydarzy się w kolejnym tomie. Jest to niewątpliwie największy minus książki, bowiem postać, która ma stać się w przyszłości kimś niezwykle ważnym, powinna od pierwszych chwil budzić w odbiorcy jakieś emocje: złość, współczucie, chęć poznania jego losów. Jakieś. Tu zaś nie ma ich wcale, żeby nie powiedzieć, że wcale. Mags wydaje się nijaki, mimo że historia jego życia ma ogromny potencjał, którego niestety autorka należycie nie spożytkowała.

Będąc zupełnie szczerą, znam dużo lepsze serie fantasy, które mogłabym Wam polecić, jeśli jednak chcecie zainwestować swój wolny czas w niespecjalnie zajmująco zapowiadającą się serię - Początek nadaje się do tego idealnie. 

wtorek, 6 sierpnia 2019

Dopóki starczy mi sił - Karolina Klimkiewcz



Jeśli okładka książki Dopóki starczy mi sił kojarzy Wam się z ckliwym romansem, to muszę Was rozczarować - obok istotnego wątku miłosnego pojawia się tu więcej elementów z pogranicza powieści sensacyjnych i to one nadają historii charakteru.


Oto Zola Henderson. Albo Ava Hoyle. Albo... właściwie możecie wstawić dowolne dane. Przed kilku laty bowiem bohaterka uciekła z domu znaczonego przemocą i od tamtej pory musi się ukrywać pod różnymi nazwiskami i w bardzo odległych od siebie miejscach. Towarzyszy jej ciotka Camilla dbająca o to, by wysoko postawiony senator znęcający się nad rodziną nigdy ich nie odnalazł.

Ich życie to ciągła tułaczka i gra: nie mogą nigdzie osiąść na stałe, muszą uważać na słowa, na wymyślone temperamenty i charaktery, by za bardzo się spod nich nie wychylać, a także co rusz zmieniać wygląd i styl. To jednak nie jest najgorsze: najtrudniejsza dla dorastającej Zoli jest niemożność nawiązywania prawdziwych relacji: przyjaźń i miłość są poza jej zasięgiem, bowiem naraziłyby ją i jej bliskich na wielkie niebezpieczeństwo. Jest ona bowiem od lat poszukiwana przez policję, która założyła, że dziewczynę uprowadzono. Przemocowy ojciec z całą pewnością. nie będzie miał dla niej litości, po tym, jak publicznie oskarżyła go o znęcanie się nad rodziną. Jakakolwiek forma zaangażowania uczuciowego mogłaby ją niepotrzebnie narazić.

Wydaje się, że kobiety będą uciekać już zawsze, jednak wszystko ma zmienić się, gdy docierają do małej nadmorskiej mieściny. Wyposażone w nowe tożsamości, wkładające kolejne maski, perfekcyjnie przygotowane do odtworzenia iluzorycznych wersji samych siebie, trafiają do miejsca, które odsłoni ich największe sekrety i bolączki.

Gdy Zola (jako Ava) rozpoczyna naukę w kolejnej szkole, od razu przyciąga kłopoty. Podpada szkolnym liderom, będąc na celowniku i na językach każdego ucznia. Taka popularność nie może jej przynieść niczego dobrego, a w momencie, gdy zakochuje się w jednym z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych chłopaków w miasteczku, jej nowa tożsamość pozostaje jedynie iluzją. Dziewczyna doświadczając całkowicie nowego dla niej stanu, nigdy na dobre nie wchodzi w przygotowaną wcześniej rolę. Zaprzyjaźnia się również z wyjątkowo wnikliwymi nastolatkami, którzy z łatwością odkrywają jej prawdziwe nazwisko...

Czy cena za bycie sobą będzie musiała zostać zapłacona? Jak daleko można posunąć się w kłamstwie i do czego zdolny jest człowiek mieniący się ojcem?


Jeśli liczyliście na lekki romans, liczcie się z niemałym zaskoczeniem. Oto bowiem powieść o ucieczce, poszukiwaniu prawdy o sobie samym, życiu przepełnionym kłamstwem i udawaniem,  a także o miłości zdolnej do największych poświęceń. Jako że autorka nadała swoim bohaterom obce nazwiska i umiejscowiła akcję poza Polską, podczas lektury ma się wrażenie, że to powieść zagraniczna i tak też została skrojona. W niczym nie przypomina ona rodzimych powieści - jest przepełniona emocjami, zbudowana na bólu, cierpieniu, dezorientacji, przerażeniu i przymusie ciągłego wchodzenia w rolę.

Czyta się ją jednym tchem, kibicując bohaterom i do końca mając nadzieję na szczęśliwy finał. Tutaj jednak za wszystko trzeba zapłacić. Jaką cenę będzie miało doświadczenie młodzieńczej miłości?

Musicie to sprawdzić. 

Choć w książce pojawiają się pewne przeskoki czasowe i komentarze dotyczące wydarzeń, które wcześniej nie zostały zasygnalizowane: szczególnie w scenach miłosnych, to jednak są to niewielkie deficyty; drobiazgi, których prawdopodobnie niejeden czytelnik nawet nie zauważy.

Poza tym czyta się wspaniale. 

Polecam. 

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Cokolwiek uczyniliście - PM Nowak

PM Nowak, to doktor językoznawstwa, absolwent Harvardu i Berkeley, autor debiutu nagrodzonego na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału w 2013 (Ani żadnej rzeczy). Cokolwiek uczyniliście, to już trzeci tom cyklu o prokuratorze Wilku i komisarzu Zakrzeńskim (drugim było Na pokuszenie).

Tematyka, szczególnie dziś, wydaje się szalenie aktualna, mimo że sama książka ukazała się na rynku w roku 2015.

Właściwa akcja rozpoczyna się, gdy do prokuratury zgłasza się mężczyzna, którego zeznania mają obciążyć księdza-pedofila. Prokurator Kacper Wilk odmawia wszczęcia śledztwa, ma jednak głębokie przekonanie i obawę, że ofiara spróbuje dojść sprawiedliwości na własną rękę. 

W tym samym czasie komisarz Jacek Zakrzeński prowadzi dochodzenie w sprawie napadów rabunkowych, których ofiarami stali się w ostatnim czasie przedstawiciele duchowieństwa. Rzecz zaskakująca - po naniesieniu na mapę Warszawy miejsc ataków, oczom śledczych ukazał się odwrócony pentagram. Wilk i Zakrzeński podejmują decyzję o podjęciu wspólnego, nieoficjalnego śledztwa, które miałoby zapobiec dalszemu rozlewowi krwi. Wspólnie mają stanąć na straży sprawiedliwości i rozwiązać zagadkę wstrząsającą stolicą.

Motyw molestowania pojawiający się w książce jest niezwykle ważki, bowiem to ono naznaczyło życie jednego z bohaterów, niszcząc je doszczętnie. 

U Nowaka w oczy rzuca się czułość językowa - autor pisze tak, że mimo dosadności wielu opisów, czytelnik nie czuje się ani urażony, ani oburzony - bez względu na swoje przekonania. Choć to duchowieństwo znajduje się w centrum zainteresowania, w żaden sposób nie odczuwa się tutaj stygmatyzacji czy jawnie antyklerykalnego ujęcia. Udało się pisarzowi tak ubrać w słowa swą historię, by wyważyć wszelkie jej elementy, czyniąc narrację spójną, przejrzystą, a przy tym zajmującą. Choć tematyka jest poważna, odbiorca doskonale bawi się podczas lektury - mimo że ten dobór słów może nieco zgrzytać w przypadku wspomnianych motywów, tak właśnie jest. Nowak dostarcza rozrywki i choć całość dość długo się rozwija, zachęca do dalszej lektury i czytelniczego zaangażowania. Warto, bo finał może zaskoczyć niejednego.



niedziela, 4 sierpnia 2019

Bez parabenów - Beatrice Mautino



Wchodząc do jakiegokolwiek sklepu oferującego kosmetyki, trudno dziś nie natknąć się na opakowania, które nie alarmowałyby wiadomościami o tym, czego zawierający się w nich produkt nie zawiera. Żyjemy w czasach, w których ważniejsze od tego co jest, stało się to, czego nie ma. Paradoks? Czym zatem są owe parabeny i barwniki, których pozbawiona zaczyna być większość kosmetyków? Czy to, co mieni się produktem anti-age naprawdę sprawi, że nasza skóra pozostanie wiecznie młoda, a kremy antycellulitowe na zawsze pozbawią nas koszmaru pomarańczowej skórki? 

Beatrice Mautino, absolwentka biotechnologii przemysłowej, doktor nauk neurologicznych i magister komunikacji naukowej, z iście naukowym zacięciem przygląda się temu, co oferują nam sklepowe półki i demaskuje oszustwa marketingowców, zdolnych do wspaniale brzmiącego pustosłowia, byle tylko pozyskać klienta.

Jej książka, choć stosunkowo krótka, może pomóc Ci stać się świadomym konsumentem i nie dać się więcej nabrać na wszystkie eko, organiczne i free produkty, które wykorzystują zmyślną sztukę manipulacji, by stać się atrakcyjnym i pożądanym. 

Publikacja została podzielona na dwie główne części: Informacje, wzniecanie paniki i złudna reklama, w której autorka rozprawia się z tym, jak próbują nas straszyć marketingowcy, dodając do opisów swych produktów wszelkie "wolne od...", "bez...", "nie zawiera...", sugerujące, że dotąd dawaliśmy się truć oraz Nasze zdrowie poświęcone ludzkiej różnorodności i produktów, które się do niej dostosowują, sugerując, że musimy mieć kosmetyki na każdą okoliczność, obrazujące jak koncern kosmetyczny wykorzystuje nasz strach przed cellulitem, zmarszczkami, a także niechcianym owłosieniem i wreszcie zawierające krótkie podsumowanie.

Szalenie ciekawa pozycja. Mimo że początkowo czułam się znudzona i nie mogłam się w nią wgryźć, po kilkudziesięciu stronach pochłonęła mnie ona całkowicie, sprawiając, że odtąd bardzo wnikliwie przyglądam się swoim kosmetykom, sprawdzając jak to dałam się nabrać (niby) lepszemu kremowi z wyższej półki i superdrogiej palecie cieni, mimo że ich producenci są dokładnie ci sami (o czym konsument nie ma możliwości się dowiedzieć, bo cały przemysł by runął), skład identyczny, a jedynie ceny inne, po to, by dotrzeć do każdego konsumenta. Nie ma więc co wierzyć, że tusz za 10 zł będzie gorszy niż ten za 100 zł. Prawdopodobnie mają one identyczny skład - płacimy wyłącznie za wrażenie luksusu. Pytanie jednak czy naprawdę warto?

Przeczytajcie.


piątek, 2 sierpnia 2019

Sztuka życia razem - dr Dphne de Marneffe



Czujesz, że Twój związek nie ma się najlepiej, a Ty sam przestałeś żyć w zgodzie z sobą samym?
Sięgnij po książkę, która dzięki omówionym w niej zagadnieniom, może pomóc Ci wrócić do poczucia spełnienia i naprawić relację, zdającą się nie mieć szans na przetrwanie.

Dr Daphne de Marneffe, autorka publikacji Sztuka bycia razem, to psycholożka i pisarka zajmująca się terapią par i pacjentów indywidualnych, a także prowadząca wykłady dotyczące małżeństwa, terapii par oraz rodzicielstwa. Jej bogate doświadczenie zawodowe pozwoliło jej na napisanie książki obejmującej szereg ważkich zagadnień, istotnych szczególnie w codzienności par z długim stażem, nierzadko będących przyczyną konfliktów, niedopowiedzeń, a nawet rozstań. Wśród nich znajdują się finanse, seks, zdrady, zdrowie, uzależnienia, dzieci oraz ich dorastanie, starzenie się i jego oznaki (tak fizyczne, jak psychiczne), ale także opieka nad niedołężnymi czy schorowanymi rodzicami.

Autorka wyciąga do odbiorców pomocną dłoń, służąc im radą i pokazując możliwe rozwiązania w każdej z wyżej wymienionych sytuacji, pomagające w odnalezieniu równowagi i spokoju. Psycholożka udowadnia, że każde życiowe doświadczenie - nawet to wiążące się z bólem, niedogodnościami czy szokiem - może stać się szansą na wyciągnięcie z niego nauki, okazją do przyjrzenia się własnym emocjom, do autorefleksji, rozmowy z sobą samym i lepszego samopoznania. Trudności nie muszą kończyć się rozstaniem, a mogą zbliżać i łączyć, uwrażliwiając na drugiego człowieka, a przy tym pozwalając na przeżycie kolejnego wybuchu uczuć. Gorsze chwile nierzadko stają się inicjacją do kolejnego etapu dojrzewania, godzenia się z nieuchronnością wielu zachodzących zmian. Dr de Marneffe kieruje swą książkę przede wszystkim do tych, którzy żyją już ze sobą tak długo, by pamiętać zarówno wzloty, jak i upadki, a teraz mają okazję usprawnić swoją komunikację, nauczyć się ze sobą dorośle rozmawiać i wspólnie szukać rozwiązań, po wielokroć będących kompromisami.

Polecam ją wieloletnim małżeństwom napotykającym problemy na drodze swej komunikacji - z całą pewnością uda im się zaczerpnąć wiele mądrości z proponowanej książki, a być może także uratować coś, co chyliło się już ku upadkowi. W ratowaniu związku i szukaniu zgody z sobą samą wszystkie chwyty dozwolone - wszak życie razem, to naprawdę jest sztuka i tylko prawdziwi artyści stworzą dzieło będące dla innych inspiracją przez lata.

czwartek, 1 sierpnia 2019

Przeplatalińscy - Maria Dek




Drodzy Czytelnicy, dziś przedstawiam Wam książeczkę dla dzieci opartą na jednym z moich ulubionych konceptów, od którego miałam oddech już bardzo długo, stąd tym bardziej cieszę się, że Wydawnictwo Dwie Siostry do niego powróciło. Mowa o Przeplatalińskich Marii Dek. Tytuł tej publikacji doskonale oddaje jej istotę.

Oto w ręce (rączki) odbiorcy trafia wydanie wielkości formatu a4, jednak o połowę węższe, opierające się na... przeplataniu. Stron, oczywiście. 

Każda z kolejnych tekturowych kartek została pocięta na trzy mniejsze części, które można dowolnie przerzucać, tworząc zupełnie nowe obrazki i historyjki. Dzięki temu nie mamy jedynie dziewięciu ilustracji, lecz o wiele więcej cieszących oko stworków. Ich postury będą różne, nierzadko komiczne, wyolbrzymione i karykaturalne, a zadanie młodego czytelnika polega na dopasowaniu właściwych ciał do odpowiednich głów. Jako że dzieciaki uwielbiają w książeczkach wszystko odwracać, przesuwać i dopasowywać - zabawa i uśmiech malucha gwarantowane! 

Dorosłych (mnie) na pewno urzekną zaś barwne ilustracje autorki, takie nieco w starym stylu, przypominające dawne wydania dla dzieci - cudowne!

Przeplatając strony, najmłodsi zapoznają się z Wielkim Panem Jabłkiem, Wszędobylską Tamarą, Eleganckim Bobem, Sympatyczną Lucynką,  Dziarskim Henrykiem, Markotną Olą, Pomysłowym Albertem, Marzycielską Zosią i Wesołym Jaśkiem. Każdy z nich jest nieco dziwaczny, ale za to szalenie sympatyczny, uśmiechnięty i kolorowy. Musicie ich poznać :)

Zapraszam Was do przeplatania - tu nie ma szans na nudę! 









środa, 31 lipca 2019

Łąka - Dave Goulson




Nazwisko autora Łąki, Dave'a Goulsona, może Wam się kojarzyć z inną jego książką, o której już Wam opowiadałam - Żądła rządzą, w całości poświęconej życiu trzmieli.

Tym razem autor zabiera nas do swojego własnego mikrokosmosu, pokazując jak szalenie istotna jest bioróżnorodność i jak możemy stanąć na jej straży. 

Goulson, brytyjski entomolog, na pewnym etapie swojego życia wpadł na pomysł wykupienia trzynastu hektarów łąki na francuskiej wsi, po to tylko, by odtworzyć na niej idealne warunki do rozwoju roślin i zwierząt, o jakich coraz częściej możemy dziś jedynie marzyć.

Mając za sąsiadów ciekawskich ludzi, z którymi nie potrafił się porozumieć, kalecząc francuszczyznę, całkowicie oddał się swojej pasji, obserwując jak z roku na rok w jego otoczeniu pojawia się nowa roślinność i nowe stworzenia, które tak bardzo chciał widzieć, mając na uwadze dobro środowiska naturalnego. Wraz z autorem czytelnik podglądać będzie cwane trzmiele, w niesamowitym tempie mnożące się muchy, piękne i skrzące się barwami ważki, odwieczne kleszcze, ale też człowieka, który za pomocą przeróżnych środków ingeruje w to, co wokół niego, narażając na wymieranie setki gatunków, wydających mu się niepotrzebnymi. 

Łąka to nie tylko opowieść o tym, jak wspaniale jest czasem położyć się z nosem w trawie i wpatrywać w cudowne i onieśmielające życie zamieszkujących ją istot, ale także historia zawodowych poczynań Goulsona i płynących z nich (nierzadko gorzkich) wniosków. Książka ta jest peanem na cześć środowiska i wołaniem o ratunek dla niego, póki nie jest za późno. To opowieść jakich nam dziś potrzeba, jakich nigdy nie będzie dość, i które trzeba podsuwać tym, którzy mają realną moc zmieniania świata na najwyższych szczeblach.

Wybierzcie się do lasu, na łąkę, do ogrodu i zniżcie się do poziomu mrówki. Zachwyćcie się ich pracowitością, dostrzeżcie różnorodność trzmieli i ich zachowań, przyglądajcie się nierównemu lotowi pszczoły uginającej się pod ciężarem pyłku, powąchajcie kwiaty, dotknijcie ziemi, przypatrzcie się kołyszącym się na wietrze kwiatom. Doceńcie to piękno i spokój, jaki macie wokół siebie, szanujcie bioróżnorodność i wielkość przyrody ujawniającą się w jej najdrobniejszych przedstawicielach: silnych, zorganizowanych, sprytnych. I w wielu przypadkach bezbronnych, zdanych na łaskę człowieka.

Cudowna opowieść. Idealna na czas urlopów, kiedy nic nas nie goni i obserwacja przyrody może stać się pomysłem na popołudnia, a także impulsem do wprowadzania zmian w swoje życie. 

Polecam ogromnie i szczerze.

Sekrety Julii - Anna Płowiec




Sekrety Julii to druga (po W cieniu magnolii) powieść Anny Płowiec. Autorka zmyślnie oddała w niej  swoje dwa zamiłowania: górskie wędrówki i spotkania w krakowskich kawiarniach.

Powieść rozpoczyna się smutną nutą. Oto Alicja w krótkim czasie straciła ukochaną mamę i męża, zostając na świecie jedynie z córeczką. Obie bohaterki źle znoszą swoją obecną sytuację. Przestały się uśmiechać, a ich serca wypełniają dojmujący smutek i tęsknota. Buzia dziewczynki rozpromienia się jedynie na widok drogiej wanny z luksusowego magazynu, którą mama nieopatrznie jej obiecuje. Nie chcąc zawieść swojego dziecka, kobieta postanawia wyremontować mieszkanie i urządzić w nim łazienkę z marzeń córeczki. W tym celu musi jednak uporządkować sypialnię mamy, do której od jej śmierci nie potrafi zajrzeć. Gdy decyduje się na ten krok, odkrywa jej stare dokumenty i listy, a w nich zapisane i skryte dzieje Julii i jej ukochanego - ojca Alicji, którego ta nigdy nie poznała, i o którego nigdy nie pytała...


To historia życia jej rodziców stanowi sedno tej publikacji i jego główną część. Autorka, wykorzystując odnalezione przez Alicję listy, oddaje głos wspomnieniom, ukazując czytelnikowi relację, o jakich czyta się jedynie w książkach - gotowy scenariusz filmowy, który wycisnąłby niejedną łzę.

Historia utkana przez Płowiec to wspaniała i wzruszająca opowieść miłosna, pokazująca jak gorące mogą być uczucia i jak wielu przeciwnościom nierzadko muszą podołać, by wybrzmieć w pełni. Autorka podejmuje temat nie tylko miłości między kobietą a mężczyzną, ale również miłości macierzyńskiej, ojcowskiej, zaborczej i zdolnej do poświęceń, pokazując różne oblicza tychże. Między snuciem narracji o wzajemnych relacjach, autorka podejmuje także dużo poważniejsze wątki, takie jak emigracja, ale nade wszystko ksenofobia i antysemityzm rozkwitający w PRL-owskiej Polsce.

Wykreowani przez nią bohaterowie budzą wielką sympatię - zarówno zwariowana Ewka (przyjaciółka Alicji), jak i przystojni Adam oraz Sylwek czy nawet dozorczyni sprzyjająca rozkwitającemu uczuciu młodych. Autorka, szczegółowo rysując tło społeczno-historyczne tamtych czasów, oddaje realia epoki, w jakiej przyszło żyć bohaterom: czasu służalczości wobec partii, niechęci wobec Kościoła i wreszcie nagonki na Żydów, których zmuszano do opuszczenia kraju. Ulokowanie akcji w dwu przestrzeniach czasowych (współczesności i latach '60) dodaje powieści wyrazistości, czyniąc z niej nie tylko romans, lecz przede wszystkim opowieść o trudnych wyborach, samotności i życiu w czasach, które nierzadko pozostawiały człowieka w sytuacji bez wyjścia. 

Polecam - śledząc losy bohaterów z przeszłości, docenicie wolność, jaką macie dziś.


wtorek, 30 lipca 2019

Życie średniowiecznej kobiety - Frances Gies, Joseph Gies


Choć serię o wiekach średnich, której autorami są Frances i Joseph Gies, miałam na oku już od dawna, dopiero tegoroczny urlop i Życie średniowiecznej kobiety sprawiły, że niemalże natychmiast po przeczytaniu kilku stron, zamówiłam pozostałe tomy.

Jako że wakacje to dla mnie zawsze, bez względu na miejsce w jakie się wybieram, czas nie tylko leżenia, czytania i relaksowania się w nicnierobieniem, ale także moment w roku, kiedy mogę zwiedzać interesujące mnie miejsca, w którym prym wiodą wszelkiego rodzaju zamki oraz ich pozostałości, nie wyobrażałam sobie, bym książki tej miała ze sobą nie zabrać, skoro już trafiła w moje ręce w tak doskonałym momencie.

Z rzadka na tyle ufam autorowi, by po dosłownie paru zdaniach nabrać apetytu na wszystko, co  dotąd napisał, a tak właśnie rzecz miała się z publikacją, którą chcę Wam dziś zaprezentować.


Życie średniowiecznej kobiety zostało podzielone na dwie części, z których pierwsza (krótsza) rysuje kontekst i tło historyczne, zaś druga jest zbiorem rozdziałów poświęconych konkretnym kobietom, pochodzącym z różnych klas społecznych i mającym różne prawa, lecz jednakowo silne charaktery.

Dział pierwszy doskonale obrazuje funkcjonowanie i wizerunek kobiet w historii, unaoczniając także czytelnikowi zachodzące w tej niezwykle długiej epoce zmiany - od średniowiecza wczesnego, poprzez czasy feudalne, aż do momentu, w którym wizerunek kobiety musiał zetknąć się z funkcjonującymi wówczas obok siebie obrazami Ewy i Maryi. To właśnie ten wycinek książki okazał się dla mnie najbardziej zajmujący. Żałowałam nawet, że skończył się tak prędko, by ustąpić miejsca opisowi konkretnych życiorysów kobiet średniowiecza, wśród których znalazły się przeorysza, panująca królowa, wielka pani, pracująca mieszczanka, żona kupca, a także szlachcianka.

Autorzy udowadniają, że wbrew powszechnej opinii o braku wpływów kobiet w wiekach średnich, stanowisko to jest krzywdzące dla wielu z nich. Książka ta ukazuje bowiem przede wszystkim białogłowy silne, zdeterminowane, wysoko postawione, manipulujące mężczyznami, by zdobyć to, czego pragną i świadome zarówno swej słabości, jak i mocy. 

Być może mój zachwyt jest wypadkową wartości merytorycznej książki, jak i niezwykle sprzyjających okoliczności, w jakich ją czytałam, wiem jednak, że to kopalnia wiedzy o średniowieczu, obalająca wiele mitów dotyczących życia kobiet w tamtych zmaskulinizowanych czasach, dostarczająca wielu ciekawostek i inspirująca do dalszego zgłębiania wiedzy o tej epoce, której - jak powiedziałby kabaret Hrabi - objąć się nie da.

Nieprzegadana, napisana przystępnie, zajmująco, językiem wolnym od specjalistycznej terminologii, co zdecydowanie rozszerza zakres jej potencjalnych odbiorców. Niemalże 40 stron publikacji stanowią przypisy, udowadniające jak wielką pracę badawczą wykonali autorzy i jak doskonale udało im z takiego ogromu źródeł wybrać najważniejsze informacje, przedstawiając historię w sposób barwny i ciekawy - co udaje się niewielu. 

Czyta się cudownie! Polecam ogromnie - dajcie się przenieść do tej niezwykle różnorodnej i szalenie interesującej epoki, pełnej sprzeczności, niegodziwości i walki o wpływy. Jeśli prawdą jest, że George R.R. Martin inspirował się opowieściami autorów, to być może znajdziecie tu pierwowzory  władczej Cersei, nieustraszonej Daenerys lub walecznej Aryi? Z całą pewnością jest to książka wypełniona plejadą silnych kobiecych postaci, których w średniowieczu wcale nie brakowało.

Zachęcam do lektury, sama zaś nie mogąc doczekać się lektury poprzednich tomów i z niecierpliwością wyczekując Życia średniowiecznej rodziny, której zapowiedź wyłapałam.


***

Przy okazji zostawiam Was z jednym z moich ulubionych skeczów, który przyszedł mi na myśl podczas lektury i tegorocznego zwiedzania:)

Czytajcie i bawcie się!:)