Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Marginesy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Marginesy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 kwietnia 2020

Przez - Zośka Papużanka


Przez to literatura, w której trzeba się rozsmakować. Zośka Papużanka robi językiem i formą coś takiego, że momentami (no dobrze, stale) miałam wrażenie nurzania się w strumieniu świadomości bohatera.

Oto mężczyzna, który pięć lat temu rozstał się ze swoją żoną, postanawia na jakiś czas wprowadzić się do wynajętego mieszkania naprzeciwko bloku, który wspólnie zamieszkiwali, po to tylko, by ukradkiem, dzień po dniu, fotografować  kobietę. Po co? Tego do końca nie wiemy.

Być może chce do niej wrócić, być może udowodnić sobie, że decyzja o odejściu była słuszna, a być może to jego sposób na radzenie sobie z rozstaniem, które mimo upływu lat wciąż nie daje mu spokoju. Pewne jest jedno: do misji przygotował się (w swojej opinii) bardzo dobrze. Odpowiedni sprzęt i staranne pilnowanie tego, by nikt nie dostrzegł (a więc brak wychodzenia z domu, jedzenie tylko z dostawą pod drzwi, unikanie kontaktów z sąsiadami i in.) miały zapewnić mu anonimowość. Czy to jednak możliwe? Czy jego zachowanie nie zakrawa na zabawę w stalkera? Czy nie można uznać go za prześladowcę, a być może osobę chorobą psychicznie, wykazującą objawy obsesji? Kto bowiem, będąc przy zdrowych zmysłach, po takim czasie od rozstania tak pieczołowicie planuje podglądanie niegdyś bliskiej mu osoby? Czemu miałoby to służyć?

Proza Papużanki wyczulona jest na szczegół. Drobiazgowość opisów jest uderzająca, autorka krok po kroku prowadzi nas śladem czynności wykonywanych przez jej bohatera, potęgując wrażenie tego, jakoby to nie on był podglądaczem (sic!), lecz my. Ów voyeryzm osiąga tu drugie dno, nie do końca wiadomo już kto kogo i dlaczego monitoruje, kto za kim podąża i jaka tak naprawdę jest jego motywacja.

Papużanka pisze tak, że nie sposób nie wsiąknąć - jej pisarstwo uzależnia, pochłania czytelnika i nie chce wypuścić z rąk. Mimo jednak że pozornie tematyka wydawać się może błaha - ot, opowiastka o obsesyjnym mężu, który podgląda byłą żonę, nie takie rzeczy się słyszało - czytać trzeba uważnie, inaczej ów strumień myśli może stać się dla nas bełkotem, niezrozumiałym opisywaniem czynności pozbawionych sensu. Tutaj zaś sens ma wszystko, nie wolno nam go jednak swym rozproszeniem utracić.

Językowo bezbłędna. Do polecania i zaczytania.


wtorek, 25 czerwca 2019

Mózg ćwiczy - Kaja Nordengen



Mózg ćwiczy to kolejna po Mózg rządzi książka spod pióra Kai Nordengen obejmująca zagadnienia związane z funkcjonowaniem mózgu. Tym razem autorka skupiła się przede wszystkim na tym, jak usprawniać obszary działalności tego narządu poprzez konkretne ćwiczenia.

Książka ta jest uzupełnieniem poprzedniej, swoistym zeszytem ćwiczeń do wykonania, aby aktywizować nasz mózg, wytrenować go, podobnie jak każdy inny mięsień. Dzięki codziennym treningom będziemy tworzyć nowe połączenia między komórkami, które poprawią naszą pamięć, będą chroniły przed demencją, a także sprawią, że staniemy się mądrzejsi. Zadania podejmowane każdego dnia, uczenie się nowych rzeczy, drobne i niepochłaniające wiele czasu zagadki, wykonywanie tych samych czynności w inny sposób, przełamywanie nawyków, stawianie wyzwań, pisanie lewą ręką jeśli jesteśmy praworęczni i prawą, gdy jesteśmy leworęczni - to właśnie takie na pozór drobne rzeczy ćwiczą nasz mózg. Chcesz być zdrowy i bystry przez długi czas? Trenuj!

Nordengen za sprawą tej książki oddaje w ręce czytelnika trzydziestodniowy program treningowy, który nie sprawi, że nasza sylwetka się wysmukli i zniknie oponka na brzuchu, lecz uczyni z nas ludzi mądrzejszych, bardziej skoncentrowanych, łatwiej wykonujących pewne czynności, z doskonałą pamięcią. 

W świecie, który wszystko robi za nas - zapamiętuje numery telefonów, rozkłady jazdy, listę zakupów i szereg innych drobiazgów, które jeszcze kilkanaście lat temu trenowały mózgi naszych rodziców, a może i nasze - niezwykle ważne jest, by nie poddawać się tym trendom i szukać możliwości aktywizowania uśpionych obszarów mózgu i tworzenia w nim nowych połączeń.

Nie ukrywam, że najatrakcyjniejsze okazały się dla mnie ćwiczenia językowe, a do matematyczno-logicznych podeszłam mniej chętnie, ale czymże byłoby życie bez podejmowania wyzwań, szczególnie tych niekomfortowych?:)

Polecam - idealna na wakacje, by nie dać się zaleniwieniu i pod pozorem rozrywki wytrenować mózg jak nigdy. Wasze komórki nerwowe będą Wam bardzo wdzięczne, a kto wie? Może posiądziecie pry okazji jakieś nowe umiejętności?


poniedziałek, 6 maja 2019

Neurokomiks - dr Matteo Farinella, dr Hanna Roš




Czy o mózgu wciąż można opowiadać zajmująco? Czy da się czytelnika dosłownie włożyć w czyjąś głowę, by ten mógł zrozumieć mechanizmy jego działania, nie popadając przy tym ani w infantylność. ani z nadmierne epatowanie fachowym (a co za tym idzie - niezrozumiałym), słownictwem?

Jak udowadniają dr Matteo Farinella i dr Hanna Roš - można.  Wystarczy tylko ubrać swą opowieść w komiks, a wszystko stanie się możliwe i - co najistotniejsze - przystępne. 

Bohater opowieści snutej przez autorów, za sprawą magicznego przyciągania zostaje wciągnięty w czyją głowę. Tam zaś natyka się na szereg zadziwiających miejsc i postaci. Miejsce przypominające mu gęsty las jawi się początkowo jako przestrzeń niebezpieczna, taka, z której jak najprędzej należy się wydostać. Próbując tego dokonać, mężczyzna przemierza kilka miejsc ujętych w kolejne rozdziały, spotykając przy tym znanych uczonych zajmujących się badaniami nad mózgiem i prezentujących mu swoje teorie. Bohater  przemierza gąszcz neuronów, zamknięty zostaje we wnętrzu komórki, pochłonięty zostaje przez synapsę, by zgłębić mechanizmy jej działania, a wszystko to po to, by oddać hołd nauce i przemierzyć meandry ludzkiej pamięci i wyobraźni.

Świetnie rozrysowana historia zachęca czytelnika do wejścia w ten na pozór niebezpieczny i - jak wiemy - wciąż w wielu obszarach niezbadany teren. Czarno-białe ilustracje nadają całości klimatu, podkreślając trudności, jakie napotykamy w swych próbach zgłębienia tajników ludzkiego umysłu. Zagubiony bohater przemierza tereny jawiące się jako świat horroru z przyszłości, pełnego dziwnych kształtów i połączeń, które objaśnić mogą mu jedynie napotkani naukowcy, sami nie do końca znający odpowiedzi na wszelkie pytania, jednak posiadający niesamowity instynkt i chęć zgłębiania tematu, tak szalenie interesującego.

Polecam ogromnie - zarówno jeśli sami chcecie poznać mechanizmy działania mózgu przedstawione w sposób przystępny, jak i wówczas, gdy pragniecie przekonać kogoś do czytania - komiks sprawdzi się kapitalnie, tym bardziej, że jego niepowtarzalny klimat nie pozwala się od siebie oderwać, pokazując jak wielką moc posiada połączenie słowa i obrazu. 



wtorek, 30 stycznia 2018

Mózg rządzi - Kaja Nordengen



Ludzki mózg jest zadziwiający.

Potrafi wykonywać niezwykle skomplikowane operacje, zapamiętywać tysiące wiadomości, wrażeń, reakcji, a przy tym wystarczy jedno drobne jego uszkodzenie – w  zależności od jego lokalizacji – by zaburzyć funkcjonowanie człowieka bądź to odbierając mu sprawność, bądź to zmieniając jego charakter i osobowość.

Od zawsze podziwiałam pracę i odwagę neurochirurgów, w których rękach spoczywa odpowiedzialność za wszystko – każdy, nawet najdrobniejszy błąd w sztuce lekarskiej może prowadzić do tego, że ze stołu operacyjnego zejdzie zupełnie inny człowiek, niż ten, który na niego siadał.

Na temat mózgu, narządu wciąż w pełni niezbadanego, wciąż pozostającego zagadką, powstało wiele mitów – wierzymy, w  czym skutecznie utwierdzają nas media, że używamy tylko jego 10%, próbujemy go trenować, wpływać na IQ i wiele innych.

Od lat zastanawiano się, czy to właśnie mózg jest ośrodkiem duszy, czy to on decyduje o tym, kim jesteśmy i czy są jakiekolwiek szanse, by to zmienić. Mózg umożliwia nam komunikację, mózg odpowiada za emocje, za to, że się uzależniamy i za to, jakie decyzje podejmujemy.

Mózg rządzi to pisana językiem niezwykle przystępnym, opatrzona równie intuicyjnymi rysunkami książka, podejmująca temat niebywale skomplikowany, jakim jest właśnie ów narząd i jego wpływ na życie człowieka. Kaja Nordengen dosłownie wchodzi nam do głowy i prowadzi w jej wnętrzu dochodzenie – sprawdza co i w jaki sposób działa, który element za co ponosi odpowiedzialność i czym skutkowałoby jego ewentualne uszkodzenie. Podpowiada ona również co robić, by wykorzystać potencjał, jaki jest dany każdemu z nas.

Lektura niezwykle zajmująca, kształcąca, zachęcająca do dalszych poszukiwań i pracą nad sobą, a przede wszystkim przypominająca, jak wielkim darem jesteśmy obdarzeni i jak wspaniale możemy go spożytkować, uważając, by nie pozwolić przejąć nad sobą kontroli. Kapitalna rzecz, zaskakująco łatwa w odbiorze (a to wielka sztuka pisać o rzeczach skomplikowanych tak, by przeciętnie inteligentna osoba zdolna była je pojąć), a przy tym szalenie interesująca.


Polecam ogromnie, tym bardziej, że tematyka związana mniej lub bardziej z neurologią jest mi niezwykle bliska.

piątek, 1 grudnia 2017

Lagom - Lola A. Åkerström


W Szwecji wszystko musi być w sam raz. Ani za dużo, ani za mało. Ani za często, ani za rzadko. Umiar jest tym, co dla Szwedów stanowi podstawę dobrego życia. Lagom, to dokładnie tyle ile trzeba. Wszystkiego: pożywienia, pracy, wolnego czasu, relacji międzyludzkich, szacunku okazywanego sobie, bliskim oraz naturze. Szwecja dąży to równowagi i tym dążeniem chce zarazić cały świat. Nie po to, by kogoś czegoś pozbawić, ale po to, by zapewnić mu pełniejsze i szczęśliwsze życie.

Ile bowiem razy nadmiar rzeczy wokół; zadań do wykonania; czasu wolnego; jedzenia; imprez spowodował u Was dyskomfort albo frustrację? Wszystko podawane w nadmiarze, szkodzi. Naszym zadaniem jest umiejętne i zrównoważone życie, mające w rezultacie czynić nas ludźmi spełnionymi.
Temu właśnie szwedzkiemu sekretowi dobrego życia poświęcona jest książka Lagom spod pióra Loli A. Åkerström. Całość skoncentrowana jest na kilku podstawowych dziedzinach, w których zachowanie umiaru wydaje się najbardziej znaczące. Są nimi: kultura i emocje; jedzenie i święta; zdrowie i dobre samopoczucie; moda i uroda; design i urządzanie wnętrz; życie towarzyskie i zabawa; praca i biznes; pieniądze i finanse oraz natura i stabilny rozwój.

Autorka jest zdania, że wprowadzenie lagom w życie może je skutecznie zmieniać na lepsze, sprawiając, że wreszcie przestaniem gonić za tym, by mieć więcej, więcej i więcej, koncentrując się na teraźniejszości i budowaniu silnych więzi, a także na środowisku, o które należy dbać, by nam samym żyło się lepiej, a nasze zdrowie było niczym niezmącone.

Bardzo ładna szata graficzna, a także cytaty, którymi przeplatane są wiadomości, pozwalają na cieszenie się książką tak ze względów wizualnych, jak i merytorycznych.


Ciekawe ujęcie, w sam raz na jedno popołudnie mijającego powoli roku – może stać się impulsem do przedefiniowania własnych wartości i zapisania wstępnych planów na nadchodzący czas – ku lepszemu życiu. 

środa, 21 czerwca 2017

Ekspedycja - Bea Uusma



Odkąd Bea Uusma przeczytała książkę dotyczą wyprawy szwedzkiego podróżnika Salomona Augusta Andréego, inżyniera Knuta Frænkela oraz fotografa Nilsa Strindberga na biegun północny, na Wyspę Białą, ta historia nie dawała jej spokoju. Ekspedycja z 1897 roku zakończona śmiercią trójki polarników, której przyczyny przez lata nie potrafiono ustalić, fascynowała ją i przyciągała od lat. Tak silnie, że własnymi siłami postanowiła ona zbadać wieloletnią tajemnicę.

To, co od ponad stu lat próbują zgłębić i zrozumieć profesjonaliści – badacze Arktyki oraz lekarze – teraz planuje odkryć autorka. Myśl o tajemniczej, nagłej śmierci całej ekspedycji nie pozwala jej od siebie odpocząć, dręcząc ją wątpliwościami. Jak to możliwe, że mając spory zapas jedzenia, ciepłych ubrań, amunicji oraz broni, zginęli nagle, bez żadnych notatek w skrupulatnie dotąd prowadzonym dzienniku? Jak to się stało, że Wyspa Biała zabrała tych, którzy na spotkanie z nią w ogóle nie powinni byli wyruszać, bowiem nie byli bardzo dobrze przygotowani? Nie mieli podstawowej wiedzy, zabrali mnóstwo niepotrzebnych rzeczy i już od samego początku przypadkowo niesieni wiatrem dotarli tam, gdzie powinni byli przetrwać jeszcze długo. Co wydarzyło się w miejscu odciętym od świata? Co przyczyniło się do śmierci trójki młodych mężczyzn? Uusma postanowiła zbadać wszystko – każdy dokument, każdy fakt, każdą teorię. Nie zważając na przeciwności, kilkakrotne niepowodzenia i trudności w zdobyciu podstawowych informacji wynikające z nieubłaganego upływu czasu, dotarła tam, gdzie wszystko się zaczęło i skończyło. Odpowiedziała na wezwanie i znalazła się tak blisko prawdy, jak dotąd nikt.

Jej opowieść jest pełna pasji – autorka pisze tak żywo, że nawet niezainteresowany tematem czytelnik zostanie porwany i zainspirowany do dalszych poszukiwań. Publikacja ta to nie tylko jej obserwacje, ale także fragmenty listów uczestników wyprawy, próby odtworzenia przebiegu kolejnych dni, a wszystko to zgrabnie złączone i doskonale przedstawione odbiorcy.

Choć początkowo, mimo kapitalnego wydania, książka wydawała mi się graniem na grafice i nośnym temacie kosztem tekstu, po lekturze jestem zdania zgoła odmiennego. Warstwa graficzna – zdjęcia, przedruki, kserokopie, skany notatek – doskonale uzupełnia warstwę tekstową, będąc dopowiedzeniem i zaznaczeniem tego, co da się opowiedzieć jedynie obrazem.  Czytając tę książkę, ma się wrażenie, że wszystko wokół pokrywa się lodem – publikacja działa na wszystkie zmysły, pogłębiając doznania sensualne, sugestywnie przenosząc nas w krainę lodu i mrozu.


Ekspedycja to ostatecznie mroźna, a mimo to rozgrzewająca autorskimi emocjami publikacja, która zostanie w Waszej pamięci na długo – i to między innymi właśnie dzięki fotografiom oraz nieopisanej pasji jej twórczyni. Polecam i zapraszam do eksploracji. 


czwartek, 15 czerwca 2017

Skandynawski sekret. 10 prostych rad jak żyć szczęśliwie i zdrowo - Dr Bertil Marklund



Skandynawski sekret. 10 prostych rad jak żyć szczęśliwie i zdrowo dr Bertila Marklunda to mój ogromny zawód. Książka, która traktować miała o lagom, szwedzkiej zasadzie umiaru, wydana na wzór popularnych wciąż poradników dotyczących duńskiego hygge, to jedynie wtórna zbieranina tendencyjnych i trywialnych haseł, ukrytych za promocją zdrowia i sekretem, który oto miał zostać ujawniony, pozwalając Polakom na życie długie i szczęśliwe jak w Szwecji.

Pozwólcie, że ów sekret Wam zdradzę, oszczędzając Wasze pieniądze i czas. Ruch odmładza. Sen relaksuje. Stres należy niwelować. Słońce poprawia nastrój. Optymiści żyją dłużej.

Za te i podobne „tajemnice” podane w urokliwym miętowym opakowaniu (na które jako fanka koloru dałam się nabrać) zapłacić musicie 34,90 zł. Odkrywczego nie znalazłam nic, obawiam się zatem, że autor, doktor badający związki między stylem życia a jego długością przez lata, nieco spóźnił się z ujawnianiem polskiemu, uświadomionemu czytelnikowi tych skandynawskich sekretów.

Właściwie jedyną zaletą książki jest jej przepiękne wydanie – na półce prezentuje się ślicznie, jednak poza funkcją reprezentacyjną – nie pełni żadnej innej, pozostając dla mnie bezużyteczną.


Krótko mówiąc - nie polecam. Swoje pieniądze i czas możecie ulokować zdecydowanie lepiej. 
Nihil novi.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Żądła rządzą - Dave Goulson




Uwagę opinii publicznej przyciąga raczej groźba wyginięcia dużych ssaków, jak tygrysy czy nosorożce, a tymczasem to utrata tych mniejszych stworzeń powinna nas najbardziej niepokoić [1] 

Żądła rządzą to kolejna wydana w ostatnich czasach publikacja podejmująca temat wątków przyrodniczych. Oto Dave Goulson porywa nas w fascynujący świat trzmieli – gatunku, któremu, podobnie jak pszczołom, grozi wymarcie, jeśli tylko nie podejmiemy odpowiednich środków zaradczych.

Z autorem wiele mnie łączy – co prawda nie zbierałam trucheł zwierząt, ale do dziecka eksperymentowałam i obserwowałam świat fauny – a to zbierałam mrówki, drobiazgowo obserwowałam ich życie (nie słyszałam bowiem wówczas jeszcze o formikarium, robiłam więc jego własną, dość nieudolną wersję), a to hodowałam ślimaki i sprawdzałam jak reagują na różne działania człowieka (czasem – niechlubnie – bardzo brutalnie), a to łapałam motyle, zakładałam kluby Pod zielonym drzewkiem, gdzie prowadziłam wykłady o wyimaginowanym życiu podziemnym mrówek, badałam owady pod mikroskopem. To jedynie wierzchołek góry lodowej. Moja ciekawość natury nie znała granic, tego zresztą nauczył mnie tata. Niewiele pod tym względem się zmieniło – zainteresowanie jednak przeniosło się na inne gatunki, jednak ciekawość rozszerzona na cały świat zwierząt została.


Możecie też pomyśleć przez chwilę, że wszystko, co jecie: każdy ogórek, bakłażan, każde ziarnko fasoli, grono czarnej porzeczki, każda papryka, prawie na pewno zostało zapylone przez trzmiele – albo te z  fabryki, albo dzikie [2]

Goulson zaspokoił moje pragnienie wiedzy o trzmielach i zrobił to w sposób fenomenalny. Jego tekst, mimo że kotłujący się od naukowej wiedzy, skrzy się ciekawostkami i anegdotami. Czyta się go z szaleńczym zainteresowaniem i pasją, bowiem daleki jest od nudnego wywodu. Przypomina raczej rozprawę pasjonata, opowiadającego o swojej wielkiej słabości i próbującego przy okazji zaszczepić swoje zamiłowanie innym. I faktycznie – to mu się udaje nad wyraz dobrze.

Dzięki autorowi dowiemy się jak wiele gatunków trzmieli można spotkać na świecie, jakim sposobem zasiedliły one nieznane sobie dotąd terytoria, jak istotne są one dla utrzymania środowiska jakie znamy w równowadze, jak wielki wpływ mają na to, co znajdujemy na naszych talerzach i jak istotne jest, by zapewniać im szansę na życie, szczególnie w dużych miastach. Autor nie szczędzi opisów sposobu życia tych stworzeń, które przy bliższym poznaniu mogą zachwycać. Sam zresztą nazywa je 'rozkosznymi'.


Bombus monticola
Od czasu lektury moje pobyty na działce wyglądają zupełnie inaczej – nie zrywam się do ucieczki na widok trzmiela i nie wymachuję gwałtownie rękoma. Wiem już bowiem, że są to najspokojniejsze z pszczołowatych, które atakują jedynie w ostateczności, a widząc człowieka oraz jego nerwowe gesty, szybko się wycofują.

Nie traktuję też już wszystkich pszczołowatych jednakowo – ba, potrafię je dość precyzyjnie odróżnić. Wiem już, że mój ogródek zamieszkuje prawdopodobnie przepiękny bombus lapiradius  i jego bzyczenie traktuję jak najpiękniejszą muzykę, a każdorazowe pojawienie się go witam z uśmiechem.

Żądła rządzą to doskonała lektura, poszerzająca horyzonty, ucząca szacunku do tych niewielkich stworzeń, którym tak wiele zawdzięczamy, do lektury niespiesznej, odsyłająca do innych tekstów, pozwalających jeszcze głębiej drążyć temat.

Mieszkańcy miast - siejcie lawendę – nie dość, że pięknie pachnie, odstrasza zjadające wasze książki mole  i wspaniale smakuje jako dodatek do herbaty, to jeszcze pozwala wykarmić trzmiele znajdujące się w mieście i z wielkim trudem poszukujące pokarmu.

Właściciele ogródków – sadźcie żywokost, żmijowiec, naparstnicę lub szczypior. Tak niewiele wystarczy, by pomóc trzmielom, a w konsekwencji i nam samym oraz naszym dzieciom.

Gorąco polecam.

[1] Żądła rządzą, Dave Goulson, Marginesy 2017, s. 81.

[2] Tamże, s.247.




środa, 8 marca 2017

O ziołach i zwierzętach - Simona Kossak



O ziołach i zwierzętach Simony Kossak to przedruk wydanej w latach 90-tych książki o tym samym tytule. Jego autorka od kilku lat cieszy się renesansem popularności. Z wykształcenia była ona biologiem, zaś z zamiłowania leśnikiem. Wiele lat swojego życia spędziła w Puszczy Białowieskiej skąd obserwowała fascynujący świat roślin i zwierząt.

Stanowi ona prawdziwą perełkę dla osób żywo interesujących się otaczającym nas światem przyrody. Uwrażliwia na troskę o zwierzęta, pokazuje jak bogaty jest świat fauny i flory oraz jak wiele korzyści niósłby on człowiekowi, jeśli ten jedynie chciałby z niego czerpać.

Skarbnica wiedzy, wzbogacona rycinami ilustrującymi to, o czym rozprawia autorka. Najwspanialsze jest to, że ten jej ni to zielnik, ni to księga zwierząt, okraszony jest niezwykłym humorem i czułością z jaką jego autorka wypowiada się o sprawach, które omawia. Z jej wypowiedzi wyziera troska o każde najmniejsze stworzenie oraz roślinę, szczególna forma bliskości i zachęty do odkrywania tego, co nas otacza, póki jeszcze nas otacza. 

Niezwykle wartościowa, a przy tym arcyciekawa pozycja. Dla mnie, miłośnika zwierząt, ciekawszymi fragmentami były te poświęcone światowi fauny, jednakże niektóre ustępy dotyczące flory (jak na przykład wyimek dotyczący cykuty) sprowokowały mnie do dalszych poszukiwań celem wyjaśnienia wątpliwości i lektur nadprogramowych, niesamowicie poszerzających horyzonty. To zaś jest zdecydowaną wartością naddaną publikacji.

Winniczki, trzmiele, sikorki, rusałki – jakże wiele można się dowiedzieć o tych pozornie znanych na wylot istotach! Kossak otwiera przed nami fascynujący świat przyrody, ukazując jak mało o nim wiemy i jak wiele pozostało nam jeszcze do odkrycia.


Doskonała pozycja, którą jestem oczarowana.

piątek, 24 lutego 2017

Słoneczne miasto - Tove Jansson


Słoneczne miasto Tove Jansson to zbiór dwu powieści autorki – tytułowej oraz Kamiennego pola. Obie, choć odmienne zarówno pod kątem przestrzeni w jakiej toczy się akcja, bohaterów w niej występujących oraz długości samego tekstu, łączy refleksyjność i odautorskie prowokowanie do zatrzymania się i zastanowienia.

Sun Cities, z których jedno znajduje się w Saint Petersburguna Florydzie, to nic innego, jak miasteczka emerytów, obiecujące raj na ziemi. 
Starsi ludzie zamieszkują w nich wyspecjalizowane pensjonaty z profesjonalną obsługą, gdzie do dyspozycji mają wszelkie udogodnienia, o jakich tylko mogliby pomyśleć. Jednym z nich jest Butler Arms.

Przestrzenią ich spotkań są znajdujące się na werandach fotele bujane, których pierwsze zajęcie rezerwowało je aż do śmierci osoby, która zdecydowała się na nich usiąść. Każdy miał swoje ściśle określone i niezmienne miejsce. Odkrywana co jakiś czas pustka, wprowadzała nerwowość i była właściwie jedynym quasi-kontaktem ze śmiercią. Inne bowiem możliwości zetknięcia się z nią czy chociażby pomyślenia o niej – jak przyjazd karetek załatwiany pokątnie i po cichu – były skutecznie niwelowane, by pensjonariuszom nie dostarczać niepotrzebnego stresu.

Starsi ludzie mieli odpoczywać, cieszyć się słońcem i nie myśleć o tym, co ich nieuchronnie czeka.

W Butler Arms spotykają się między innymi panna Peabody, pani Morris, pan Thompson i inni, raczej poboczni, bohaterowie. Tove Jansson z niezwykłą zgrabnością, ale też nie bez ironii zarysowuje ich grupę, nie stroniąc od refleksyjnych dociekań wyłaniających się z opisu ich – mimo wszystko – barwnego i emocjonującego życia, targanego konfliktami, ploteczkami i scysjami. 

I choć wydawać by się mogło, że powieść o starszych ludziach będzie nudna i pozbawiona znaczenia dla czytelnika młodego – autorka zadaje temu kłam. Opowiedziana przez nią historia jest pretekstem do rozważań ogólnoludzkich i uniwersalnych – pokazuje ona niezmienność pewnych rzeczy, paradoksalną trwałą niestałość, niepewność, niemożność pogodzenia się z sobą samym, nieumiejętność poznania siebie i celu swojego życia toczącą tak samo młodych, jak i starszych, traktuje o rozwianej nadziei, potrzebie komunikacji, przemijaniu, starzeniu się, samotności i osamotnieniu. 

Podobne refleksje towarzyszyć będą czytelnikowi po lekturze Kamiennego pola, które dodatkowo skupia się na ludzkim pragnieniu separacji, oddalenia od innych, procesie twórczym zawłaszczającym autora, ale także nadmiernym skupieniu na sobie i swojej pracy kosztem najbliższych ludzi, których całe życie było jedynie oczekiwaniem na chwilę poświęconej im uwagi. 


Opowieść ta skupia się na historii Jonasza – pisarza, który wraz z córkami daje się domu letniskowego, gdzie towarzyszący mu spokój, ma pomóc mu ukończyć pisanie biografii Igreka. Niestety, praca nie idzie po jego myśli. Mężczyzna staje się coraz bardziej drażliwy i nieznośny, przypomina sobie wydarzenia z przeszłości i powoli uświadamia jak dalece odciął się od swojej rodziny, jak dał pochłonąć się pisarstwu, z którego efektów wcale nie jest zadowolony, jak bardzo dał się zawłaszczyć pracy, wcale niebędącej źródłem spełnienia i szczęścia.

Jansson z typową dla siebie wrażliwością tka historie ludzkich losów, zachęcając jednocześnie do tego, by błędów jej bohaterów nie popełniać. Jej uwagi są szczególnie cenne dziś, w czasach, gdy coraz silniej obserwujemy powolny rozpad rodziny, egoistyczne, choć czasem nieuświadomione skupienie jedynie na sobie samym, swoich oczekiwaniach i swojej pracy, odcięcie się od ludzi starszych, zaprzeczanie istnieniu wieku dojrzałego i starczego, usilne dążenie do zatrzymania czasu i kult młodości. 

Słoneczne miasto to zbiór dwu powieści o nieco przewrotnym tytule, mogących dla współczesnego czytelnika stanowić formę (gorzkiego) rachunku sumienia. Ujawnia niewygodne fakty o naszym życiu, drąży to, o czym wolelibyśmy zapomnieć, wytyka błędy i podprogowo zachęca do zmiany, póki jeszcze czas.

Szczerze i gorąco polecam.


Inne ksiażki Tove Jansson na blogu:

Może Ci się również spodobać:
Szwecja okiem Polki - Muminkowy raj




piątek, 30 grudnia 2016

W kuchni mamy i córki - Katarzyna Meller



W kuchni Mamy i córki to książka Katarzyny Meller, właścicielki agencji PR, w której postanawia przypomnieć ona przepisy swojej mamy, Beaty. To wokół nich kręciła codzienność całej rodziny Mellerów. Same potrawy są dla autorki jedynie pretekstem do snucia opowieści o życiu rodzinnym – Meller między kolejnymi przepisami przywołuje anegdoty i humorystyczne wydarzenia z życia swojego i swoich bliskich. W  formie i zamyśle, książka ta przypomina mi nieco wydaną na początku tego roku przez Wydawnictwo Literackie pozycję Audrey w domu Lucci Dotti. Tak jak tam, tak i tutaj dania są przyczynkiem do snucia historii swojej rodziny, wspominania i mieszania tradycji ze współczesnością, tworzenia nowej bazy smaków i nowych receptur opartych na tym, co klasyczne, uwspółcześniania ich i dostosowywania do nowych realiów – stanu wiedzy i stylu życia.

Wydanie wzbogacone jest o przepiękne fotografie rodzinne (współczesne, a także archiwalne) oraz zdjęcia przyrządzanych potraw. To one nadają całości familiarności, tworzą swoiste poczucie bezpieczeństwa i potęgują wrażenie przeglądania rodzinnego, przekazywanego z pokolenia na pokolenie almanachu kulinarnego. Meller podjęła się opisania stołu gromadzącego wokół siebie całą rodzinę, stołu – trzeba dodać – z wieloletnią tradycją. Książka jest jednocześnie hołdem złożonym mamie autorki.

Do Wydawnictwa Marginesy mam słabość i nie zmieni tego nic. Powtórzę zatem – ich dbałość o piękno wydania jest nie do przecenienia. Jakość ponad wszystko. Dzięki temu książki te zyskują, jako doskonały pomysł na prezent – na każdą okazję. Pięknie się prezentują, a ich cena nie jest zaporowa. Nie inaczej rzecz ma się z  W kuchni Mamy i córki. Jest apetycznie i rodzinnie! Idealnie!

środa, 30 listopada 2016

Tak pysznie dawno nie było! [My New Roots - Sarah Britton]


My New Roots to książka kucharska mieszcząca w sobie inspirujące przepisy kuchni roślinnej na każdą porę roku, według autorskich przepisów Sary Britton. Wśród receptur znajdują się także propozycje dań wegańskich i bezglutenowych, tak, by każdy – bez względu na wybory żywieniowe – mógł z książki skorzystać. 

Kuchnia roślinna nigdy nie była tym, co mogłoby mnie przekonać. Muszę jednak przyznać, że autorka pokazuje, że to co zdrowe nie musi być mdłe i nudne – może być za to pyszne i kolorowe. Może także pieścić kubki smakowe i sprawić, że dotąd nielubiane warzywa, staną się podstawą przygotowywanych odtąd posiłków.

Tym co cechuje Britton jest korzystanie z sezonowych składników. Autorka robi cuda z tego, co najzdrowsze, najświeższe, lokalne i najłatwiej dostępne w danej porze roku. Jej książka jest uporządkowana właśnie według tychże, po to, by pozwolić organizmowi żyć w zgodzie z naturą.




Źródło fotografii - blog My New Roots

Świadectwem tych kulinarnych cudów są pyszne fotografie, z których niemalże unosi się zapach prezentowanych dobroci – ciasteczek z dołeczkiem, malinami i makadamią; pasty orzechowo-paprykowej; grillowanych brzoskwiń z sosem jeżynowym;  śniadaniowej gryczanej tarty figowej; sałatki ze wstążek selera z prażonym kuminem i granatem; banoffee.  Jestem o-cza-ro-wa-na i całkowicie kupiona. To jedna z  najbardziej obłędnych książek kucharskich, jakie ostatnio miałam w ręku. Absolutnie obezwładniająca i zwiastująca niebo w gębie.

Jeśli zdecydujecie się na zakup, pozostaje życzyć Wam wielu wyśmienitych posiłków. Bon apetit! 

Jeśli nie jesteście przekonani - wejdźcie na stronę autorki. Ja oszalałam!

niedziela, 27 listopada 2016

Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia - Barbara Gawryluk


Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia to spisana przez Barbarę Gawryluk ni to biografia, ni to wspomnienia o królowej polskich tekstów dla dzieci, ni to wywiad-rzeka. Autorka w wielu miejscach oddaje głos samej poetce, co znacząco podnosi wartość książki, bogatej w fakty, plotki, anegdotki – tym bardziej, że Chotomska pamięć ma nieprawdopodobną. Wierszami sypie jak z rękawa, do każdej fotografii mnoży setki historii. A tych w książce tej nie brakuje! Nie sposób zliczyć wszystkich ilustracji, przedruków, wierszy, pocztówek i innych źródeł umieszczonych w publikacji.

Na wydanie to składają się również liczne wspomnienia byłych i obecnych współpracowników Chotomskiej, jej przyjaciół, znajomych i rodziny. Wspomina Bohdan Butenko, Joanna Olech, wypowiada się Grzegorz Kasdepke, Wojciech Korcz czy Grzegorz Leszczyński. Ich zwierzenia ukazują poetkę z wielu różnych perspektyw, malując jej obraz kompletny i strojny.

Chotomska jawi się jako osoba nieprzystępna dla dorosłych i otwarta dla dzieci – ten dualizm wynika przede wszystkim z przepaści dzielącej niewinne dzieci oraz (często) interesownych starszych.
Autorka ukazana została jako mistrzyni improwizacji i wielka ambasadorka słowa pisanego. Wydaje się, że dzięki niej czytanie w Polsce wniosło się na wyższy poziom, a jej hasła promujące czytelnictwo z powodzeniem mogłyby zostać wykorzystane w aktualnych kampaniach.

Poetka wspomina czasy PRL-u, nakreśla swoje dzieciństwo, dorastanie, młodość, pracę twórczą, odsłania jej kulisy, pokazuje zalety i wytyka wady. Słowo, które kojarzy mi się z Chotomską, to – elegancka. Zawsze, bez względu na okazję – dama.

Szalenie podoba mi się także jej stosunek do dzieci przychodzących na spotkania autorskie – każdego traktowała indywidualnie, czego wyraz dawała w specjalnie preparowanych dedykacjach wpisywanych do książek. Wśród młodego pokolenia autorów, niekoniecznie pisarzy przez wielkie P,  na palcach jednej ręki policzę takich, którzy w ten sposób traktują dziś czytelnika (tu ukłon w stronę Marcina Mellera, którego zawsze przy podobnych okazjach wspominam).

Pyszny był to powrót do lektur dzieciństwa, arcymiła wędrówka szlakiem jednej z najważniejszych dla mnie pisarek tego okresu. Polecam każdemu, kto pamięta Jacka i Agatkę, a teraz chciałby bliżej poznać ich „mamę”. Jest barwnie, jest wesoło, jest anegdotycznie. No i to piękne wydanie Marginesów – obłęd!



poniedziałek, 19 września 2016

Nie jesteś sobą - Michelle Wildgen



Nie jesteś sobą to historia, która niejednemu mogłaby wycisnąć łzy z oczu. Mogłaby, choć raczej tego nie zrobi. Utrzymana w słonecznej tonacji okładka wcale nie zapowiada miejscami przytłaczającej treści.

Oto trzydziestosześcioletnia Kate, bizneswoman, która doskonale spełniała się w kuchni, otoczona niegdyś wianuszkiem przyjaciół i znajomych, cierpi na stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje wyjątkowo szybko, w  mgnieniu oka przykuwając kobietę do wózka inwalidzkiego. Opiekę sprawuje nad nią mąż, jednak, by prowadzić w miarę normalne życie, potrzebna jest mu pomoc. 

Zatrudnia Bec – młodą dziewczynę uwikłaną w romans z żonatym mężczyzną, swoim wykładowcą.
Bohaterka ma pomagać kobiecie podczas wakacji w podstawowych kwestiach – musi ją umalować, uczesać, wypełnić domowe obowiązki.

Szybko jednak okazuje się, że życie Kate jest jeszcze bardziej skomplikowane – jej mąż nie radzi sobie z chorobą żony i po serii zdrad postanawia ją opuścić, zostawiając kobietę samą sobie.
Bec widząc tragedię kobiety, którą się opiekuje, zacznie zadawać sobie trudne pytania o sens własnego życia.

Michelle Wildgen utkała powieść afirmującą życie, która daleka jest od ckliwości. Mimo że podejmuje ona ważki temat i napisana jest sprawnie, miałam wielką trudność z dostatecznym zaangażowaniem emocjonalnym – wydaje się, że w warstwie językowej zabrakło czegoś, co stanowiłoby rusztowanie powieści, pozwalało na głębokie przeżywanie historii, połączone z eksplozją uczuć. Nie jest ona tak dobra, jak się spodziewałam. Odnoszę wręcz wrażenie, że w przypadku tej historii, film z  Hilary Swank w  roli głównej, może mieć zdecydowanie większą moc rażenia. To, co tutaj zostało niedopowiedziane i niedopracowane, prawdopodobnie doskonale wybrzmi w języku filmowym.


Zbyt wiele opisów codziennych czynności, zbyt mało głębi.

___________________

Czytałeś/widziałeś ekranizację "Nie jesteś sobą"?
Bohaterka powieści przegrała walkę ze stwardenieniem zanikowym bocznym, jednak jest jeden Polak, który za punkt honoru postawił sobie wygraną.
Jeszcze kilka dni możecie go wesprzeć:


wtorek, 26 stycznia 2016

Ginekolodzy – Jürgen Thorwald





Ginekolodzy to kolejna po Stuleciu chirurgów czy Triumfie chirurgów książka w dorobku Jürgena Thorwalda biorąca pod lupę historię i rozwój medycyny. O ile poprzednie książki były jednak w jakiś sposób pochwałą rozwoju kolejnych jej dziedzin i ich prędkiego pędzenia ku unowocześnieniu, o tyle Ginekolodzy dalecy są od peanów na cześć pierwszych osób zajmujących się tą dziedziną. Wręcz przeciwnie – wiele tu opisów metod kontrowersyjnych i budzących sprzeciw, a pierwsi ginekolodzy pokazani są raczej jako rzeźnicy i dręczyciele kobiet niż ich sprzymierzeńcy. Choć pojawiają się również prawdziwi bohaterowie.

Autor kreśli świat (nie tak odległy!), w którym macica jest ważniejsza niż kobieta, świat, w którym cenniejsza od życia staje się fałszywa skromność i pruderia, w którym lepiej pozwolić kobiecie umrzeć niż zajrzeć jej pod sukienkę, by ją zoperować.

Zachowania takie miały swoje źródło przede wszystkim w obawie przed sprzeciwieniem się Kościołowi, który to jawnie występował przeciwko rozwojowi ginekologii, szczególnie zaś wówczas, gdy zaczęła ona wkraczać w sferę antykoncepcji czy aborcji. Kosztem jednak obawy przed zapobieganiem ciąży czy jej przerywaniem, pierwsi ginekolodzy pozwalali kobietom umierać, sądząc, że odsłonięcie halek grozi ekskomuniką – nawet jeśli miałoby służyć ratowaniu życia. 

Musiały minąć lata, by pierwsi odważni decydowali się na operowanie przetok, guzów, usuwanie cyst, mięśniaków czy nowotworów, nie mówiąc już o stosowaniu znieczuleń podczas porodów, które to wszak (za Biblią) miały być karą kobiety za pierwszy grzech ( w bólach będziesz rodziła dzieci[1]) i nikomu do głowy nie przyszło, by tego cierpienia unikać. Nawet wówczas, gdy znaleźli się mężczyźni próbujący pomóc kobietom, skazywali się oni na wykluczenie – zarówno z Kościoła, jak i ze społeczności innych lekarzy, uznających ich za buntowników przeciwko prawu Bożemu i etyce. Sami ginekolodzy zresztą nie byli chętni do pierwszych operacji – dochodziło do nich dzięki uporowi i nieustępliwości kobiet, które postanowiły walczyć o swoje życie. Mimo społecznego ostracyzmu, coraz śmielej pojawiali się tacy doktorzy, którzy pragnęli paniom pomagać, widząc, jak niekiedy łatwym zabiegiem, mogą uratować ich życie. 

Łamali więc tabu, operowali, usprawniali swoje metody, zaglądali pod spódnice, proponowali nowe metody badań. Długo trwało, zanim ginekologia dotarła do punktu, w którym znajduje się dziś, możemy być jednak wdzięczni, że znaleźli się odważni, którzy postanowili przeciwstawić się panującym normom – to dzięki nim kobiety mogą dziś odwiedzać lekarza z takim komfortem (jeśli dotąd wydawało Wam się, że daleko wizytom u ginekologa do tegoż, po lekturze tej książki szybko zweryfikujecie poglądy). To opisani w tej książce lekarze położyli podwaliny pod współczesne leczenie nowotworów i wczesne ich wykrywanie – wynaleźli cytologię, próbowali leczyć za pomocą radioterapii, usuwali podejrzane zmiany.

Pierwsze wydanie tej książki faktycznie może budzić kontrowersje – a raczej, mogłoby setki lat wstecz.

Dziś oburzenie budzą jedynie stosowane wówczas metody, które przerażają i obrazują jaka ciemnota panowała jeszcze dwa wieku temu, jak tragiczne w skutkach były podejmowane decyzje, jak wiele kobiet niepotrzebnie straciło nie tylko zdrowie, ale także i życie.

Thorwald w sposób rzetelny, konkretny i szczegółowy prezentuje czytelnikowi materiał zebrany na temat powstania i rozwoju ginekologii. Lektura książki częstokroć musi być przerywana okrzykami niedowierzania i buntu, a także poczucia ulgi, że nas to już nie spotka. Choć jest to pozycja kapitalna i – jak sądzę – obowiązkowa, podczas jej czytania nie unikniecie szoku i złości na to, co spotykało kobiety lata temu. 

Nie sposób nie zżymać się na niekompetencję ówczesnych lekarzy (a raczej ich niechęć, by kompetencje nabywać), a mimo to nie sposób lektury porzucić. Napisana została z taką lekkością i pomyślunkiem, że mimo ciężaru materii, przez publikację praktycznie się przepływa.

Doskonała, choć okrutnie prawdziwa to książka, którą polecać będę każdemu – nie tylko kobietom, które pewnie zainteresują się same, lecz także mężczyznom.

Jej lektura nasuwa bowiem jeden podstawowy wniosek i refleksję: jakie to szczęście, że żyjemy w  XXI wieku!




[1] Rdz 3,16.

wtorek, 19 stycznia 2016

Córka rzeźbiarza - Tove Jansson




Szepcze się i szepcze, i pozwala słowu rosnąć, aż nic już innego nie ma, tylko to słowo [1]

Do książek Tove Jansson trzeba wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Wymagają one spokoju i idealnej ciszy – tylko w takich warunkach docenimy ich głębię i odczytamy charakter, a także znajdziemy jeszcze większe ukojenie. Coś jest w opowiadaniach autorki, co sprawia, że przez lekturę niemalże się płynie. Wszystko jest tak delikatne, tak naturalne, tak subtelne jak tylko może być wybitne pisanie.

Córka rzeźbiarza to opowiadania autobiograficzne. Krótkie, często urywane fotografie wydarzeń w jakiś sposób utrwalonych w pamięci pisarki, rzutujące na jej życie i osobowość. Są to głównie wspomnienia lat dzieciństwa, w których nie sposób nie dostrzec przewijających się motywów biblijnych oraz kojącej siły natury. Surowa, szwedzka przyroda oraz wciąż towarzyszący szum morza i widok ojca rzeźbiącego paniusie, to elementy spajające wszystkie opowiadania.

Nie sposób powiedzieć o czym tak naprawdę to książka – wystarczy rzec, że lekturze towarzyszą zachwyty, wyciszenie i niebywała przyjemność obcowania z tekstem, wypełnionym trafnymi spostrzeżeniami i nieraz prostymi porównaniami – niebywale celnymi. To co rzeczywiste, miesza się tutaj jednak z  tym, co wyobrażone. Teksty Jansson pulsują od jej imaginacji, mieszają dziecięcą fantazję z nieprawdopodobną intuicją postrzegania, typową dla wielu inteligentnych dzieci. Spisane opowiadania doskonale oddają te pozorne rozbieżności, które razem tworzą niepowtarzalny obraz osobowości nie do podrobienia, sposobu myślenia nie do skopiowania.

Czyta się znakomicie, choć (w mojej opinii) całość wypada nieco słabiej niż wydana wcześniej przez Wydawnictwo Marginesy Wiadomość. Jeśli cenicie niespieszność lektury, pozycje wymagające namysłu, ciszy, ale też niosące nieopisaną radość lektury – polecam serdecznie.



Warto poznać Jansson z nieco innej perspektywy, niż tylko okiem czytelnika Muminków.




[1] Tove Jansson, Córka rzeźbiarza, Warszawa 2016, s. 18.

niedziela, 19 lipca 2015

Haśka Poświatowska we wspomnieniach i listach – Mariola Pryzwan


Halina Poświatowska to legenda. Ambitna, utalentowana, a przy tym chorowita i przedwcześnie zmarła. Poetka, w  której wierszach – naprzemiennie z  poezją Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – zaczytywałam się w czasach gimnazjum i początkach liceum.

Publikacja, którą mam przed sobą jest wyjątkowa – stanowi ona poszerzone wydanie książki Marioli Pryzwan ja minę, ty miniesz. Wspomnienia o Halinie Poświatowskiej i  uzupełniona jest o niepublikowane dotąd urywki wypowiedzi Ireneusza Morawskiego na temat kobiety, z  którą łączyła go relacja przez lata mająca charakter swoistej zagadki i tajemnicy, znanej jedynie dwójce zainteresowanych.

W  książce tej znajdziemy zarówno fragmenty listów i utworów samej Poświatowskiej, jak i osób bliskich jej sercu takich jak mama, rodzeństwo, kuzynostwo, przyjaciele, ale też relacje osób, z  którymi poetka się zetknęła: Wisławy Szymborskiej, Magdaleny Samozwaniec, Józefa Tischnera i wielu, wielu innych, które razem tworzą niepowtarzalną całość, fantastyczne połączenie, budujące biografię autorki, wyglądające jak quasi-pamiętnik, odtwarzające po kolei wydarzenia jej życia: od dzieciństwa, przez lata nauki, później skomplikowaną operację na otwartym sercu w Stanach Zjednoczonych, w których to pobyt otwarł przed nią nowe możliwości, studia fizyczne w USA, następnie ukończenie ich na Uniwersytecie Jagiellońskim, otwarcie doktoratu i wreszcie druga niefortunna operacja, po której próżno było już oczekiwać cudu. Pomiędzy tymi punktami życie Poświatowskiej wyznaczały relacje z  ludźmi, którzy skądinąd mało ją interesowali. Ze wszystkich zapisków, listów i świadectw wyłania się obraz poetki dbającej o urodę, pięknej, ambitnej, piekielnie zdolnej i zdeterminowanej do osiągania wytyczonych celów.

Wspomnienia i listy oraz fotografie i kserokopie dokumentów tworzą portret kobiety nietuzinkowej: egotycznej – ale jaka miała być, gdy od dziecka wszystko było jej podporządkowane przez wzgląd na chorobę – ale fascynującej, o niepowtarzalnej powierzchowności, rzadkim talencie pisania o miłości i przemijaniu tak bardzo zakotwiczonym we własnych doświadczeniach.


Arcycudne wydanie, wspaniała pozycja do kolekcji, upamiętniająca przypadające na 9. maja 2015 roku urodziny poetki.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Sklep w Paryżu – Maxim Huerta




Przed Wami kolejna opowieść delikatnie splatająca przeszłość z  teraźniejszością, ukazująca, że to przedmioty wybierają nas i że nasza ścieżka życia została zaplanowana tak zmyślnie, by posłużyć mogła za fabułę najbardziej wzruszającego i niewiarygodnego filmu.

Teresa to kobieta, która w wolnych chwilach oddaje się pasji malowania. Zarówno ona, jak i jej prowadzący kurs zauważają jednak, że w życiu bohaterki brakuje kolorów – poddała się ona smutkowi, zgorzknieniu, przestała cieszyć się tym, czym obdarowywał ją los. Wszystko odmienia się w  dniu, gdy jej kroki kierują ją do sklepu ze starociami, w  którym niczym magnes przyciągał ją stary szyld, należący wcześniej do Alice Humbert. Kobieta kupując go, kupiła nowe życie: przeniosła się bowiem do Paryża, gdzie po trudach madryckiego wegetowania postanowiła osiąść i otworzyć sklep. Jak się okazało jej wybór padł na miejsce należące wcześniej do tej samej Alice, która sprowadziła ją w  to miejsce: podopiecznej Coco Chanel, rozpoczynającej jako modelka słynnych paryskich malarzy, rozkochującej w sobie mężczyzn ówczesnej Francji. Zaintrygowana postacią, której fotografie odnalazła w piwnicy swojego sklepu, bohaterka postanawia podążyć jej śladem, przenosząc się – wraz z  czytelnikami – do Paryża lat 20. XX wieku. Z  ubóstwa, do bogactwa, z  prostoty do luksusu, z  nic nieznaczących znajomości do relacji z cesarzową mody. Jazz, blichtr, bohema, namiętność.

Co sprawiło, że losy dwu tak różnych bohaterek zostały splecione? Zdradzę, że wcale nie przypadek…:)

To książka, której bohaterowie z  miejsca zyskują sympatię odbiorców: sami pragniemy przecież historii, w  której niesieni odwagą przeniesiemy się do wielkiego miasta (odległej wsi) i tam odnajdziemy utraconą dawno siebie i całkowicie odmienimy swoje życie: będziemy żyły w  zgodzie z  własnymi pragnieniami, poznamy miłość swojego życia, wzbogacimy się i będziemy czerpać pełnymi garściami z  obfitej codzienności.

Paryż pozostaje w niej tłem – lekka mgiełka francuskiego klimatu, wplecenie w fabułę postaci Coco Chanel, wejście do jej salonu na jedno z  przyjęć, to jedynie dodatki subtelnie podkreślające koloryt opowieści.

Przyjemna, lekka, odprężająca, dobra do popołudniowej herbaty i makaroników, pozwalająca na chwilę zatopienia się w marzeniach.




piątek, 19 czerwca 2015

Tulipanowy wirus – Danielle Hermans



Jeśli wydaje Wam się, że to, co zostało rozpoczęte w  XVII wieku nie ma wpływu na to, co dzieje się dziś i nie znajduje swojej kontynuacji, szczególnie jeśli idzie o pieniądze, jesteście w  błędzie.

W Holandii Anno Domini 1936, Wouter Winckel – szanowany, znany i ceniony handlarz tulipanami został znaleziony martwy w  swojej gospodzie. Do opinii publicznej przedostała się informacja o morderstwie będącym konsekwencją nadmiernej wolności słowa, objawiającej się krytyką religii, której denat sobie nie szczędził. Tym bardziej, że ofiara miała wepchnięty w  usta antyreligijny pamflet własnego autorstwa. Niewielu wiedziało, że za zbrodnią stało coś więcej – Winckel bowiem był właścicielem najpiękniejszej i najokazalszej kolekcji tulipanów w  Zjednoczonej Republice Siedmiu Prowincji Niderlandzkich. Mało tego – posiadał on najbardziej pożądaną i niemożliwą do zdobycia cebulkę odmiany Semper Augustus, której istnienie przez wieki poddawano w  wątpliwość, a która istniała jedynie w  trzech egzemplarzach.

W  Londynie 2007 roku historia zatacza koło. Martwy zostaje znaleziony Frank Schoeller, który jeszcze przed zgonem zdołał przekazać siostrzeńcowi, który go znalazł wskazówkę dotyczącą morderstwa. Trzymając w dłoniach siedemnastowieczną księgę o tulipanach, wskazał na datę mającą być podpowiedzią do dalszych poszukiwań. Kazał także ukryć trzymane dzieło i przed nikim się nie zdradzić.

Alek do pomocy wybiera Damiana, przyjaciela, antykwariusza, który wraz z nim podąży siedemnastowiecznym szlakiem tulipanowym, by odnaleźć mordercę i odpowiedzieć na dręczące ich pytania o przeszłość Schoellera, którego – jak się okazuje – wcale nie znali.

Danielle Hermans popełniła naprawdę dobrą książkę – pełną zwrotów akcji, opartą na niezwykle frapującej tajemnicy, historii niesłychanie zajmującej i przekonującej. Tulipany stoją w  niej na pierwszym planie, udowadniając, jak wiele ludzie są skłonni zaryzykować i poświęcić dla pieniędzy, a nade wszystko – dla sławy. W  niej to arogancja, pycha, chciwość i marzenie o potędze ściera się z nauką, religią i dążeniem do prawdy. To połączenie ewokuje zagrożenie, którego nikt się nie domyśla.

Narracja prowadzona jest dwutorowo – z  perspektywy współczesności i XVII wieku. Te dwie przestrzenie narracyjne zostały wyróżnione w  szczególny sposób – poza oczywistymi nagłówkami sygnalizującymi czasy, których dotyczyć będą kolejne rozdziały, historie toczące się przed ponad trzystu laty zostały zapisane innym odcieniem czcionki – zastosowany tusz jest jaśniejszy, niby wypłowiały, niby starszy. Bardzo dobre rozwiązanie, z  którym spotykam się w  książce po raz pierwszy – Marginesy udowadniają, że mają nosa nawet do najdrobniejszych, pozornie nieistotnych szczegółów – brawo!


Polecam – czyta się świetnie, wydanie dodatkowo podkreśla wartość publikacji, a sama historia – zwłaszcza dla fanów tejże – nadaje powieści smaczku. Wciąga.

środa, 8 kwietnia 2015

Amsterdamskie miniatury sieją zamęt (Domek dla lalek – Dawid Hewson)

Z  domkiem dla lalek Petronelli Oortman spotkałam się już przy okazji innej, wyjątkowej powieści – Miniaturzystki. Tam domek ów znacząco wpływał na życie jego właścicielki i jej bliskich. Tutaj nie jest inaczej, jego wpływy jednak należą do innej kategorii – to nie tajemnicza miniaturzystka niejako kontroluje życie właścicielki, lecz osoba, która zdjęcie owego domku dostała sama narzuca mu konkretną moc i znaczenie w sprawie, potęgując wrażenie jakoby znów, po raz kolejny, domek ten jednoznacznie łączył się z wyższymi mocami.

Historia z  kart Domku dla lalek Hewsona dotyczy jednak czegoś zgoła innego niż Miniaturzystka. Tutaj wszystko rozpoczęło się trzy lata przed opisywanymi wydarzeniami, kiedy to w  dotąd niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła szesnastoletnia wówczas córka prowadzącego śledztwo detektywa Pietera Vosa. Gdy bohater nie poradził sobie z rozwiązaniem sprawy, porzucił pracę w  policji i zamieszkał w  podupadłej łodzi, symbolizującej jego upadek prywatny i zawodowy.

Odtąd jego podstawowym zajęcie, stałym punktem dnia było spędzanie kilku godzin w  amsterdamskim Rijksmuseum, w którym wpatruje się w  domek dla lalek Petronelli Oortman. Przed trzema laty bowiem, wraz z  informacją o zaginięciu córki otrzymał lalkę wraz ze zdjęciem wspomnianego domku. Vosa za pewnik uznał więc, że jest on w  jakiś niepojęty dla niego sposób powiązany jest ze sprawą – jak się później okazało, w historii tej domków dla lalek było znacznie więcej – i nie każdy z  nich ulokowany był w  muzeum.

Historia właściwa rozpoczyna się, gdy zgłoszone zostaje zaginięcie kolejnej nastolatki, córki ważnego polityka, zwiastowane przysłaniem lalki.  Vos zostaje po raz kolejny zwerbowany do służby, by raz na zawsze rozprawić się z  kwestią zaginięć nastolatek. Jego pomocnicą ma być Laura Bakker, niezdarna policjantka z  prowincji, która w  niedługim czasie ma zostać zwolniona. Sprawa ta zatem zarówno dla niej, jak i dla Vosa jest szansą na podreperowanie swojej reputacji lub całkowite pogrążenie się. 

Domek Petronelli Oortman, Zbiory Rijksmusem -źródło
Czy dwoje zagubionych ludzi najlepiej sprawdzi się w  tej walce z  czasem, gdzie każda informacja, każde zeznanie i każdy świadek zdają się podstawieni i fałszywi? Jakby tego było mało z  więzienia wychodzi przywódca jednego z  dwu największych miejskich gangów, a jego zwolnienie wiąże się z  ponownym wszczęciem wojny. W  takich warunkach trudno o rzetelne prowadzenie śledztwa w sprawie.

Opowieść spisana ręką Hewsona to sprawny kryminał, w  którym cieszy możliwość odwołania się do innych tekstów kultury, szukania powiązań i wspólnych mianowników. Czyta się ją bardzo dobrze i lekko, lecz brakuje w  niej elementu pozwalającego na całkowite zatracenie się w  lekturze. Jest dobrze, ale nie oszałamiająco – to nie jest historia z  serii tych, których nie będziecie w  stanie odłożyć ani na moment. Tu z  powodzeniem możecie lekturę przerwać, wrócić do porzuconych obowiązków, po to, by po ich wypełnieniu znów na spokojnie usiąść do lektury.

Jeśli zatem potrzebujecie kryminału, który Was odpręży, ale nie odetnie całkowicie od rzeczywistości  - to książka dla Was. 

Jeśli czytaliście Miniaturzystkę i chcielibyście przekonać się jak domek Oortman pracuje w  innym gatunku literackim, również polecam.