sobota, 30 lipca 2016

W krainie wodospadów - Sofia Caspari



Argentyna to dla mnie papież Franciszek, yerba mate, a od niedawna także i Sofia Caspari.

W krainie wodospadów, ostatnia część sagi argentyńskiej, spaja losy wszystkich poznanych dotąd postaci, finalizując to, co dotychczas pozostawało jedynie w  sferze domysłów albo autorskiego pomysłu.

Kraj ten od zawsze kojarzył mi się z witalnością, energią, pięknem i naturą – wodospadami, kolibrami, wspaniałością otaczającego nas świata.

Zachwyt nad nim przeżyła także Kirsten Schützhofer – bo tak naprawdę nazywa się  autorka bestsellerowej serii. Gdy podróżowała po Argentynie, zachwycił ją nie tylko krajobraz, ale również historia i sami mieszkańcy. Wyraz swojego zamiłowania dała w swoich powieściach cieszących się ogromną popularnością.

W  krainie wodospadów stanowi bezpośrednią kontynuację poprzedniego tomu. Clarrisa traci męża, który ginie zamiast niej z  rąk morderców wysłanych w  pościg za nią przez jej teścia. Próbując ratować swoje życie, rzuca się w wir rzeki, która zanosi ją daleko, wprost do stóp młodego lekarza Roberta, postanawiającego się nią zająć. Po czasie bohaterowie zakochują się w sobie, mimo że kobieta stanowczo unika jakichkolwiek rozmów o swojej przeszłości, wystawiając zaufanie mężczyzny na próbę…

To ich historia stanowi główną oś narracyjną, pozostałe wątki zdają się poboczne, stanowią jedynie dopowiedzenie opowieści z poprzednich części. Całość składa się na historię walki dwóch znienawidzonych rodów, w której miłość przeplata się z wrogością, a czułość z agresją. Wszystko to spojone ogromną namiętnością.

Caspari po raz kolejny udowodniła jak sprawnie potrafi łączyć wątki, z jaką pasją tka pajęczynę swojej opowieści i jak doskonale potrafi przykuć uwagę czytelników. Wartka opowieść, będąca dobrym domknięciem całości.

Jeśli pragniecie zakosztować nieco egzotyki, a przy tym się nie nudzić, polecam sięgnąć po sagę argentyńską Caspari.


Książkę kupisz na:

piątek, 29 lipca 2016

Kupiec wenecki. Shylock się nazywam - Howard Jacobson



Shylock, który w dramacie Szekspira dał się poznać jako ten gotów do wykrojenia kawałka ciała swojemu dłużnikowi powraca, zyskując jednocześnie na znaczeniu. Tym razem nie do końca będzie chodziło jednak o dług, lecz konflikt między Żydem a chrześcijaninem, w który uwikłana jest córka tytułowego bohatera.

Shylock niespodziewanie znajduje dobrego rozmówcę w Simonie Strulovitchu – mężczyźnie rozpaczliwie poszukującym kogoś, z kim mógłby porozmawiać o trudach dnia codziennego – żonie, którą po udarze musi się opiekować ze szczególną troską, o córce nieustannie sprawiającej kłopoty i o całej reszcie – życiu Żyda, ot. Bohaterowie spotykają się na cmentarzu, a widmo tej niecodzienności cały czas się za nimi ciągnie.

Chciałoby się rzecz, że mężczyźni odnajdują się w najlepszym z możliwych momentów – Shylock swą córkę już utracił, Strulovitch zaś musi zrobić wszystko, by swojej z oczu nie spuścić w czym pomocny może być nie kto inny jak nowo poznany znajomy, zawsze służący dobrą radą i pomysłem.
Choć Shylock się nazywam częściowo koncentruje się na miłości – szczególnie ojcowskiej – i nieposłuszeństwie oraz buncie, jej motywem przewodnim jest nieustępujący i wciąż podsycany antysemityzm, widziany oczyma współczesnego żyda i chrześcijanina.

Oprócz niewątpliwie istotnego odświeżania dzieł Szekspira, jakie dokonuje się za sprawą projektu, całość ma jeszcze jedną, bardzo znaczącą wartość – pozwala na odkrywanie autorów, po których w  innych okolicznościach byśmy nie sięgnęli. Zatem odkrycia, odkrycia, odkrycia – tak najlepiej oddać ideę serii.


Lekturę oczywiście polecam, szczególnie dla konfrontacji z oryginałem i ku zaskoczeniu jak sprawnie można go wykorzystać. 


Poprzednia część cyklu:


czwartek, 28 lipca 2016

Mamy rekord! Urodziny Harry'ego Pottera.



Harry Potter i Przeklęte Dziecko jest najczęściej zamawianą w przedsprzedaży książką w blisko 20-letniej historii empik.com. Do tej pory, na trzy miesiące przed pojawieniem się tytułu w księgarniach, zamówiono kilka tysięcy egzemplarzy w polskim tłumaczeniu. Tym samym został pobity rekord liczby zamówień należący do poszczególnych tomów całej sagi o przygodach czarodziejów z Hogwartu.

Harry Potter i Przeklęte Dziecko autorstwa J.K. Rowling, Jacka Thorne’a i Johna Tiffany’ego to ósma historia w serii i pierwszy autoryzowany spektakl teatralny z magicznego świata Harry’ego Pottera. Światowa premiera przedstawienia odbędzie się na słynnym londyńskim West Endzie 30 lipca, dzień później w sprzedaży pojawi się książka w oryginalnej wersji językowej. Premiera Harry’ego Pottera i Przeklętego Dziecka w polskim tłumaczeniu została zaplanowana na 22 października i właśnie tego dnia zostaną dostarczone egzemplarze kupione w przedsprzedaży.

– Zainteresowanie tym tytułem utrzymuje się stale na wysokim poziomie a spodziewamy się, że tuż przed premierą lawinowo wzrośnie. Finalnie liczba zamówień w tzw. pre-orderze na pewno się podwoi i rekord zamówionych egzemplarzy będzie długo nie do pobicia – podkreśla Szymon Bujalski, Dyrektor empik.com i przypomina, że już 31 lipca w warszawskim salonie Empik Arkadia odbędą się urodziny Harry'ego Pottera. W świecie czarodziejów niezwykłe zdarzenia są codziennością, ale ta impreza otwarta będzie dla każdego mugola niemającego dostępu do magicznej rzeczywistości.

Akcja Przeklętego Dziecka dzieje się 19 lat po wydarzeniach opisanych w siódmym tomie serii. Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, a tym bardziej teraz, gdy jest przepracowanym urzędnikiem Ministerstwa Magii, mężem oraz ojcem trójki dzieci w wieku szkolnym. Podczas gdy Harry zmaga się z natrętnie powracającymi widmami przeszłości, jego najmłodszy syn Albus musi zmierzyć się z rodzinnym dziedzictwem, które nigdy nie było jego własnym wyborem. Gdy przyszłość zaczyna złowróżbnie przypominać przeszłość, ojciec i syn muszą stawić czoło niewygodnej prawdzie: że ciemność nadchodzi czasem z zupełnie niespodziewanej strony.

Urodziny Harry'ego Pottera
31 lipca, godz. 14-18
Empik Arkadia,
Warszawa, Al. Jana Pawła 82 

On - Zośka Papużanka



Śpik zdaje się nigdzie nie przystawać. Podczas gdy inne dzieci rozwijają się wzorowo, on ani nie mówi, ani nie wydaje się specjalnie rezolutny. Gdy zaczyna dorastać, zła passa jest kontynuowana – fatalnie się uczy, jest obarczany za wszelkie klasowe przewinienia – z  wygody. W końcu Śpik, to Śpik. Nie rokuje. Dodatkowa rubryczka z uwagami w dzienniku nikogo zatem nie zaskoczy.

Jego matka boleje nad jego losem. Jak każda kobieta pragnęła dziecka pięknego, mądrego, do kochania. Tymczasem w stosunku do Śpika odczuwać można jedynie wstyd, litość, pobłażanie, bo już nawet nie złość – w końcu ileż można się złościć o coś, na co nie ma się wpływu? Śpik po prostu  nie pasuje do twardej rzeczywistości PRL-u. Nie jest wyjątkowy, a mimo wszystko – jest. Tam gdzie nie ma miejsca na indywidualizm, jemu udało się go osiągnąć, niestety w zupełnie niezadowalający dla społeczeństwa i masowości sposób. Może nie odpowiada na pytania i gubi co tylko może, ale za to bezbłędnie zna rozkład jazdy tramwajów. Jego pamięć jest doskonała.

W czasach jego dzieciństwa nikt nie słyszał o masowym wylewie ADHD, autyzmu, zespołu Aspergera czy jakichkolwiek innych specjalnych potrzebach edukacyjnych. Jeśli ktoś odstawał, przypinano mu odpowiednią etykietkę, z którą najczęściej szedł przez całe życie. Śpik był ofermą i nic nie było w stanie tego zmienić.

Jego dorastanie przypada na czasy początku transformacji ustrojowej, którą to rzeczywistość Zośka Papużanka odpowiednio zarysowuje. Fascynujące jest dla mnie to, że choć PRL to przeszłość tak nieodległa, to jednocześnie stanowi granicę wydającą się niebywale daleką. Moje pokolenie niby już do PRL-u nie należy, a jednak wiele jego konsekwencji odczuwa - sama z trudem oduczam się wyssanego z mlekiem matki, wynikającego z owych czasów chomikowania. U Papużanki widoczne są podobne owoce tamtych lat. Zarysowane z mocą, a jednocześnie delikatnie.

Autorka tę w gruncie rzeczy smutną opowieść, snuje z  (gorzkim nieraz) humorem. Otacza historię Śpika pewną poetyckością, narracja wewnętrzna sprawia, że doskonale widzimy nie tylko same wydarzenia, samą otoczkę, ale przede wszystkim emocje. Miejscami On to strumień świadomości, wylew żali, frustracji, niespełnionych nadziei, ale także pochwała literatury.

Czytałam z  dużym sentymentem. Opowieść o outsiderze, w której się rozsmakujecie. Polecam.




Książkę w dobrej cenie kupisz na:


 

środa, 27 lipca 2016

Księga wieszczb - Erika Swyler




Księga wieszczb to klimatyczna opowieść o rodzinnych sekretach, pełna unoszącej się wokół niej magii, kart tarota, klątw i niespełnionych miłości.

Simon Watson, młody (były) bibliotekarz, który właśnie utracił pracę z powodu cięć budżetowych, mieszka samotnie w domu, który z dnia na dzień coraz bardziej niszczeje i któremu grozi osunięcie się z klifu. Mężczyznę nie stać na renowację, a opuścić go nie jest w stanie – dom należał bowiem do jego ukochanych rodziców, którzy już nie żyją. Matka, mimo posiadanych umiejętności wielominutowego przebywania pod wodą, utonęła, ojciec zaś zmarł z żalu kilka lat później. Siostra, Enola, uciekła do cyrku, kontynuując rodzinną tradycję i zostawiając Simona samego. Pewnego dnia opuszczony bohater otrzymuje tajemniczą przesyłkę – wiekową księgę, będącą uszkodzonym przez wodę dziennikiem cyrkowym sięgającym schyłku XVIII wieku. Zastanawiające dla mężczyzny jest to, skąd na okładce książki znalazło się nazwisko jego babki i jakim sposobem tak wartościowy wolumin trafił w  jego ręce…

Czym bardziej Simon zaczytuje się w księdze, tym więcej frapujących ustępów w niej znajduje. Odnotowano w nim bowiem między innymi utonięcie cyrkowej syreny – dokładnie w tym dniu, w którym zginęła jego matka. Zdaje się, ze dziennik łączy się z dziejami jego rodziny, a newralgiczna data – 24 lipca – niepokojąco się zbliża. Na dodatek obarczona – jak sądzi bohater – klątwą siostra, zachowuje się coraz bardziej osobliwie…

Czy mężczyźnie uda się ocalić życie Enoli? Jakie jeszcze sekrety skrywa tajemnicza księga?

Erika Swyler spisała opowieść znaczoną magią, przepowiedniami i przypuszczeniami. Zdaje się, że każdy – nawet najbardziej przypadkowy bohater – jest tutaj złączony niewidzialną, tajemną nicią. Podczas odkrywania rodzinnych sekretów, Simon dowie się rzeczy, które na zawsze powinny zostać przemilczane.


Książka ta, mimo fascynującego tematu, jest dosyć nierówna. Czuć tutaj niepewne jeszcze pióro obiecującej debiutantki, a jednak całość wypada zadziwiająco dobrze. Uroku całości niewątpliwie dodaje kapitalna okładka, przykuwająca uwagę każdego miłośnika książek. Obiecuje ona klimatyczną opowieść, którą faktycznie otrzymujemy. Było trochę urzeczeń i trochę rozczarowań – wszystkiego po trochu, z umiarem.

Jeśli ciekawią Was losy rodzinny obarczonej klątwą sięgającą końca XVIII wieku – zachęcam do lektury! Przymknijcie oko na niedociągnięcia i smakujcie tę opowieść...




Polecam także lekturę krótkiego prequela:

wtorek, 26 lipca 2016

Harda - Elżbieta Cherezińska


Do książek Cherezińskiej dość długo dojrzewałam, po to, by teraz rozsmakować się w nich z wielką radością, przypominając sobie jednocześnie jak bardzo kocham polską historię.

Świętosława, siostra Bolesława Chrobrego, córka Mieszka I, w Szwecji znana jako Sigrida Storrada, w Dani zaś jako Gunhilda, w polskich podaniach imienia nie posiada. Historia zapamiętała ją jako Hardą – kobietę nieustępliwą, wojowniczą, mądrą, pretendującej do miana samodzielnej władczyni, nie zaś jedynie matki królów.

To właśnie ona, królowa Szwecji, Danii, Norwegii, matka króla Anglii, rozkochująca w sobie kolejnych zimnych i śmiałych mężczyzn sprawiła, że scena polityczna Skandynawii całkowicie się przeobraziła. Choć była to kobieta niespełniona w miłości, zapamiętana została jako mistrzyni strategii, barwna, dumna, niepokorna w działaniach. 

Opowieść snuta przez Cherezińską całkowicie mnie pochłonęła. Nie tylko ze względu na poruszanie przez nią oczywistych wątków historycznych, ale także przez wzgląd na wybór tematyki – Skandynawia i Polska to dwie szalenie interesujące dla mnie przestrzenie, a czytanie o tym, co je złączyło w jednej książce, napisanej tak sprawnie, że podczas lektury brakowało mi chwili na oddech, to doświadczenie niezapomniane. Początki państwa polskiego uzupełnione o konteksty relacji politycznych ze Skandynawią stają się podwójnie ciekawe. Silna postać Hardej dodawała zaś lekturze pikanterii i niesamowitego smaku. Choć autorka oddaje głos swojej bohaterce, nie unika przy tym opisywania losów złączonych z nią mężczyzn – najpierw Mieszka, później Bolesława, Olava, Svena, Eryka.

W powieści tej pogaństwo łączy się z początkami chrześcijaństwa, siła wikingów z siłą piastowską. Lektura całkowicie zmieniła moje wyobrażenie o rządach Mieszka, który nigdy dotąd nie wydawał mi się tak dobrym strategiem i nieugiętym władcą, za główny cel stawiający sobie wzmocnienie Polski na arenie międzynarodowej, bardziej niż synów ceniący córki, dające mu gwarancję korzystnych sojuszy.

Dwie pochodzące z małżeństwa z czasów sprzed przyjęcia chrztu – Astrydę i Geirę – wydaje kolejno za jarla Jomsborga (zapewniając sobie pokój na zachodzie) i za Olava Tryggvasona, potomka królów norweskich, dążącego do odzyskania korony. Świętosławę i Bolesława zaś, dzieci pochodzące ze związku z Dobrawą, przygotowuje do przejęcia po nim władzy. Uczy ich politycznych gier, sztuki zawierania sojuszy, rezygnowania z siebie na rzecz dobra kraju. Z tego też powodu wydaje Hardą, nie biorąc pod uwagę jej uczuć, za Eryka, króla szwedzkiego. Dla swoich dzieci pochodzących ze związku z Odą, ma zupełnie inne plany.

Świętosława uczy się od ojca więcej, niż ten mógłby się spodziewać, może nawet przewyższa go w mądrości. O losy swego rodzinnego kraju dba nawet zza morza, sama nie chcąc być jedynie pionkiem w grze o władzę i gwarantem sojuszu, ale przede wszystkim władczynią wielbioną i szanowaną za mądrość i spryt w walce o swoje. Za siebie, a nie za męża.

Mimo że Harda opiewa losy tej nie zawsze pamiętanej królowej, której oddaje należyty hołd, bardzo wiele miejsca zajmuje w niej początek kształtowania się polskiej państwowością, a co za tym idzie, historia Mieszka I. Zdaje się, że Świętosławę tak naprawdę poznamy dopiero w planowanej na jesień kontynuacji – Królowej – a to co czytamy tutaj, to jedynie prolog i zarys jej powolnej przemiany z buńczucznej pani w prawdziwie Hardą Królową.

Cherezińskiej udało się stworzyć szalenie porywającą powieść, której bohaterowie ożywają i stają koło nas. Rewelacyjna praca, zarówno historyczna, jak i literacka, której owoców zakosztować polecam każdemu.

Przy tych wszystkich obiektywnych walorach tekstu, na lekturę wybrałam doskonały moment – czytając o Uppsali, wspominałam własną w niej obecność; czytając stacjonowałam blisko Wolina, stąd lepiej było mi sobie pewne kwestie wyobrazić; tęsknie spoglądałam w kierunku Szwecji i wreszcie – planowałam wędrówkę przez Gniezno w drodze powrotnej z urlopu. Harda to doskonały przykład tego, że lektura oprócz tego, że sprawia przyjemność, to jeszcze może być kształcąca, przypominająca dawne pasje i zachęcająca do dalszych podróży. Kapitalna!

poniedziałek, 25 lipca 2016

Strażniczka książek - Mechthild Gläser


Kto z Was nigdy nie marzył o tym, by choć na chwilę przenieść się na karty literatury? Kto z Was nie chciał, by u boku Holmesa rozwiązywać najbardziej zawiłe zagadki? Kto nie chciał przejrzeć się w  lustrze Doriana Graya albo kto nie marzył o popołudniowej herbatce u Kapelusznika? O ile jednak my musimy zadowolić się w tej kwestii wyobraźnią, o tyle istnieją ludzie zwani strażnikami książek, którzy od 5 do 25 roku życia, mogą swobodnie wskakiwać do literatury i sprawdzać czy w naszych ulubionych powieściach wszystko przebiega tak, jak należy.

Podobny dar ma także Amy Lennox. Po przykrych doświadczeniach ze szkoły ucieka wraz z mamą i przyjeżdża do rodzinnego domu w Stormsay, gdzie przekonuje się jak wielkim darem i odpowiedzialnością została obdarzona.

Kapitalny pomysł z  nieco niewykorzystanym potencjałem realizacyjnym – tak naprawdę dopiero końcówka nadrabia braki akcji w początkowych fazach książki, nie wystarcza to jednak, by całkowicie zamazać obraz początkowych niedociągnięć. Wystarcza natomiast, by czerpać ogromną przyjemność z  lektury, szczególnie zaś z jej intertekstualnych nawiązań. Spotkać bowiem w jednej książce postacie z Szekspira, Doyle’a, Carrolla, Bronte, Goethego, Wilde’a i innych to czysta przyjemność i nie lada gratka dla oczytanych!

Ponadto książka ta doskonale obrazuje to jak magiczny, (nie)przewidywalny i pełen niebezpieczeństw oraz zagadek do rozwiązania jest świat literatury. Z  całą pewnością zaszczepi to szacunek do słowa pisanego i chęć jego zgłębiania.

Zachęcam do lektury, podsuwajcie młodym czytelnikom – może rozbudzi to w nich chęć sięgnięcia po wspominane w powieści tytuły?:) Strażniczka książek to swoisty przewodnik dla początkujących – osoba rozpoczynająca przygodę z książkami znajdzie w niej mapę z  wytyczonymi najważniejszymi szlakami i punktami docelowymi – dzięki temu kanon literatury znajdzie się na wyciągniecie ręki.
Starsi, rozkochani w  literaturze również będą zadowoleni;)

Lekka młodzieżówka, która choć niewolna od niedociągnięć, zapewni masę świetnej zabawy. Nie jest to Atramentowa seria jednak czy to ważne, gdy po raz kolejny dostajemy szansę dosłownego przeniesienia się do świata literackiego?:) Uwielbiam powieści autotematyczne, uwielbiam. 






niedziela, 24 lipca 2016

Rita i Cosiek - Jean-Philippe Arrou-Vicnod, Olivier Tullec


Rita to mała dziewczynka, która – na przekór rodzicom – niebezpiecznie często się dąsa. Nie inaczej dzieje się w dniu jej kolejnych urodzin. Wszystko jest nie tak – prezenty są albo za małe, albo za duże, albo za mało, albo za dużo. Dziewczynka nie wie od czego zacząć rozpakowywanie, aż jej uwagę przykuwa jeden szczególny pakunek, a w nim… szczeniak.

Niby dobrze, ale… wygenerował on kolejne problemy. No bo ja go nazwać? Nic nie pasuje, wszystko źle.  Gdy dziewczynce w  końcu udaje się nadać nowemu przyjacielowi imię – opowieść wskakuje na właściwie tory i strona po stronie opisuje historię tej szczególnej znajomości. Rita i Cosiek – bo tak nazwany został pupil – spędzają razem całe dnie, bawiąc się, sprzątając, chowając, docierając.

Całkiem przyjemną tworzą parkę, a zgrabne szkice Oliviera Talleca, którymi otulona jest książka doskonale oddają istotę ich relacji.

Minimalistyczna, ciepła, zabawna opowiastka o tym, jak zwierzątko może odmienić serduszko małej, wiecznie nadąsanej dziewczynki i sprawić, że już nigdy nie będzie ona samotna.

Do poczytania do poduszki.

sobota, 23 lipca 2016

Historia pszczół - Maja Lunde


Maja Lunde w swojej bestsellerowej opowieści splata trzy wątki spojone niczym miodem – tytułową historią pszczół właśnie.

W  dobie paranoicznego wręcz lęku przed końcem świata, mogącym nas zaskoczyć w każdej chwili, scenarzyści filmowi prześcigają się w swoich (post)apokaliptycznych wizjach. W tych samych czasach, w których ludzie budują okopy, by skryć się przed nieuniknionym, rozwijają technologie i zamieszkują w kosmosie, w tych samych czasach zapominamy o tym, co o wiele bardziej prawdopodobne – o końcu świata jaki znamy, który może nadejść, gdy nie zaczniemy chronić pszczół – dających nam nie tylko słodki miód, ale przede wszystkim zapylających wszystko to, co pozwala nam przetrwać.

1852. William to przyrodnik, który po miesiącach niemocy, spowodowanej prawdopodobnie ciężką depresją, wpada na pomysł zrewolucjonizowania konstrukcji ula. Mimo braku wsparcia ze strony syna, w  którym chciałby widzieć pomocnika, całkowicie zatraca się w swoim projekcie, nie wiedząc przy tym, że podczas miesięcy jego marazmu, ktoś inny zdołał już przekuć (nie)jego ideę w czyn.

2007. George prowadzi rodzinną hodowlę pszczół, którą po latach ma zamiar przekazać swemu synowi, Tomowi. Niestety los ma inne plany. Chłopak, podczas studiów dostał propozycję wysokiego stypendium naukowego na kontynuowanie nauki podczas robienia doktoratu. Dumę z osiągnięć syna zupełnie przyćmiewa jednak smutek wynikający z tego, że nie chce on zostać kontynuatorem rodzinnej tradycji. Oliwy do ognia dodaje jeszcze zapaść powodująca coraz szybsze wymieranie pszczół na terenie całych Stanów.

2098. Na świecie nie ma już żadnych pszczół. By nie zabrakło jedzenia, ludzie niemalże niewolniczo, w pocie czoła pracują nad zapylaniem kwiatów. Wśród nich znajduje się Tao, kobieta, która przez pracę widuje swojego małego synka jedynie wieczorami. Gdy w końcu zarządzony zostaje wolny dzień, kobieta wraz z rodziną wyrusza na piknik, podczas którego dochodzi do tragedii. To jednak, co dla niej zdaje się dramatem, dla świata może być cudem.

Trzy przestrzenie czasowe, trzy historie, wszystkie zlepione pszczelim miodem.

Książka Lunde jest tym bardziej poruszająca, że zapisana przez nią wizja świata wcale nie jest nieprawdopodobna, a wręcz przeciwnie – bardzo możliwa. Coraz częściej słyszy się o tym, jak zaczyna brakować pszczół i jakie może to mieć konsekwencje. Wydaje się, że trzy splecione opowieści to jednie pretekst do tego, by pokazać jak było, jak jest i jak może być, jeśli nie zaczniemy dbać o nas ekosystem i wspierać pracowite pszczoły w ich trudnym i pożytecznym zadaniu. Reszta jest dodatkiem, konieczną obudową fabularną, przyczynkiem do dyskusji na temat o wiele istotniejszy. Polecam książkę, szczególnie zaś pochylenie się nad problemem.



piątek, 22 lipca 2016

Sam w domu - Lotta Olsson, Maria Nilsson Throre



Mrówkojad, odkąd pamięta, mieszka blisko swojej przyjaciółki orzesznicy w domku skrytym w głębi lasu. Fakt, że ma własny przytulny kąt, nie powstrzymuje go przed tym, by zabierać swoją szmacianą lalkę i spędzać większość czasu u swojej znajomej. Nie od dziś bowiem wiadomo, że we dwoje zawsze jest raźniej.

Co jednak stanie się, jeśli orzesznica nie będzie mogła zawsze być z mrówkojadem?
(...)

Sam w domu Lotty Olsson i Marii Nilsson Thore to kapitalna opowiastka o tęsknocie, przyjaźni i przywiązaniu. Poza wartościową treścią i intrygującą fabułą, mogącą wzbudzić ciekawość niejednego młodego czytelnika, jej mocną stronę stanowi rewelacyjna szata graficzna.

(...)

Jeśli szukacie lektury, która uwrażliwi Wasze dziecko na potrzebę bycia z drugim człowiekiem, koniecznie podsuńcie mu tę publikację. Będzie się nie tylko świetnie bawić, ale również nacieszy oko i przejdzie ważną lekcję.


Całość recenzji na:



czwartek, 21 lipca 2016

Wróżenie z wnętrzności - Wit Szostak


Z recenzją tej książki zwlekam już od ponad miesiąca – nie sposób ubrać w myśli tego, co towarzyszyło mojemu doświadczeniu lektury, skądinąd BARDZO dobremu. 

Wit Szostak, którego mogliście wcześniej poznać dzięki książkom takim jak Sto dni bez słońca, Oberki do końca świata czy Dumanowski tym razem rozprawia przede wszystkim o samotności i robi to – jak na niego przystało – w pięknie filozoficzny i jednocześnie poetycki sposób, niewolny od metafzyki. Przez piękno to przeziera wiele smutku i melancholii – wszystko to jednak ubrane jest w tak piękne zdania, że przez książkę płynie się, mając wrażenie wielkiego ukojenia, pomimo że tematyka przyjemna i kojąca bynajmniej nie jest. Oniryzm wciąż utrzymuje w nas wrażenie bycia poza narracją, a jednocześnie bardzo głębokiego w niej zanurzenia. W narracji i we wszechobecnym, podskórnym, a także tym widocznym smutkiem.

Wnętrzności nie są czymś nad czym się zastanawiamy. Przypominają o człowieczym brudzie, brzydocie, konotują raczej negatywne skojarzenia. Siatka unerwień, żył, tętnic, kości, rozkładającego się wewnątrz pokarmu, nie są przedmiotami codziennych rozmyślań, zbyt silnie przypominają bowiem o przemijaniu i dalej - rozkładzie. Bohater książki Szostaka, Mateusz, z narządów tak naprawdę żyje. Specjalizuje się bowiem w rzeźbie, której są one przedmiotem. To co jednych zabija, jemu zapewnia byt. 

Jednocześnie jednak, brat mężczyzny, Błażej, jest tym głupszym z braci, tym, który niespodziewanie utracił intelekt, zamknął się w swoim świecie, w swoich wnętrznościach, zamilkł i niczym dziecko snuje swoją opowieść – z typową dla najmłodszych prostotą oraz niespodziewaną przenikliwością. Widząc mniej, widzi więcej. Rezygnuje przy tym z uczestnictwa w świecie zewnętrznym. Ich „wnętrzności” symbolizują pewien dualizm, rozdwojenie, dwa skrajnie różne podejścia do tematu.

Mateusz wraz z żoną Martą żyje w Poświatowie, na terenie dworca, który zdaje się prowadzić donikąd. Ich wędrówka życia znacząco odbiega od tego, jakie przeżywanie codzienności wybrał Błażej. Dokądś jednak zmierzają, coś ich bezpieczna przystań symbolizuje. Mateusz oddaje się sztuce, jego wytwory są jednak wyrazem turpizmu, odzierają człowieczeństwo z piękna, ograniczając się do wykrzywienia pewnych form. Dlaczego?

Rzadko mi się to zdarza, ale… brakuje mi słów. Sięgnijcie, zrozumiecie. Znakomita lektura.

środa, 20 lipca 2016

Ross Poldark - Winston Graham


Ross Poldark, po latach krwawej wojny w  Ameryce, niespodziewanie dla wszystkich wraca do rodzinnej posiadłości, gdzie czeka go dość chłodne przywitanie. Większość osób pogodziła się już z jego ewentualną śmiercią na placu boju i nie w smak im ponowne spotkanie.

Powrót nie jest dla bohatera przyjemny także z wielu innych powodów: jego ojciec zmarł, majątek jest zrujnowany, a ukochana, o której myśl towarzyszyła mu podczas każdej bitwy, i której wspomnienie kazało mu trzymać się przy życiu, zaręczyła się z jego kuzynem. Poldark rzuca się w wir pracy, by nie myśleć o miłosnym zawodzie i pogodzić się z porażką. Dokłada wszelkich starań, by kopalnia zaczęła przynosić należyte dochody. Pewnego dnia, wiedziony impulsem, postanawia przygarnąć spotkaną na jarmarku młodziutką dziewczynę, Demelzę, która to decyzja drastycznie zmienia jego życie. Nie dość, że po raz kolejny wystawia się na krytykę ze strony otoczenia, to jeszcze coraz bardziej zaczyna się nią interesować, co może mieć dalekosiężne konsekwencje.

Książkę tę czytałam z wypiekami na twarzy. Styl Grahama przypomina najlepsze klasyczne powieści osadzone w czasach wiktoriańskich. Prawdziwą przyjemnością było śledzenie losów postaci, kibicowanie Poldarkowi we wszystkich jego zamierzeniach, bez względu na osąd postaci pobocznych. Wszystko to okraszone pięknym językiem, przez który płynęłam, płynęłam, płynęłam.

Z bohaterami zżyłam się na tyle, że bezzwłocznie sięgnęłam po drugi tom opisujący ich losy – Demelzę. Mało tego – z  ochotą zabrałam się za oglądanie serialu, by jeszcze choć przez chwilę znajdować się w osiemnastowiecznej Kornwalii. I Wam również to polecam.

źródło


Jedyny element, do którego mogłabym się przyczepić to okładka w bardzo złym guście. Niestety, jest to powielenie wydania zagranicznego, na którym pojawiają się kolejni bohaterowie serialu. Gdyby nie słuszne zwrócenie mi uwagi na tytuł przez koleżankę, książkę odrzuciłabym bez zastanowienia, myśląc, że mam przed sobą ckliwy romans. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistością, dlatego uprzedzam – nie dajcie się zwieść i koniecznie zapamiętajcie ten tytuł.

wtorek, 19 lipca 2016

Mam na imię Lucy - Elizabeth Strout


Lucy to pisarka i spełniona żona oraz matka dwu córek. Od wielu lat nie widziała się z własną mamą, co znacząco wpłynęło na jej emocjonalność. Wszystko zmienia się, gdy bohaterka trafia do szpitala i na prośbę jej męża kobieta przyjeżdża, by towarzyszyć swej córce.

Elizabeth Strout całkowicie oddała głos swojej bohaterce, udzielając jej przyzwolenia na mówienie o sobie i swoim doświadczeniu za sprawą pierwszoosobowej narracji. Powieść ta jest niejako materiałem książkowym Lucy, do której punktem wyjścia jest jedno z wielu przywoływanych wspomnień, o pierwszym dniu wielotygodniowego pobytu w szpitalu.

Wielogodzinne rozmowy z matką odsłoniły bohaterkę przed czytelnikiem i ukazały jej przeszłość oraz umożliwiły podróż do świata, który – po zaprzestaniu spotkań z rodzicami – został przez kobietę częściowo stłumiony i zapomniany. Przygasiła przeszłość, by się nią nie zadręczać, a teraz, po latach, ma szansę na ponownie się w  niej zatopienie.

Ich konwersacje wielokrotnie (głównie?) dotyczyły bliższych lub dalszych znajomych – stanowiły bowiem grunt bezpieczny, przestrzeń, po której bez obaw można było stąpać.

Gdy rozmowy wchodziły na sferę ich rodziny – wszystko zdawało się zmieniać Co innego pamiętała Lucy, co innego utrzymywała, że pamięta jej matka. Czytelnik zastanawia się na ile wspomnienia bohaterki są prawdziwe, a na ile wyolbrzymione. Jeśli zaś realne, to dlaczego matka zaprzecza czemuś, co miało miejsce i odbiło się na psychice jej córki bardzo zauważalnie?

Poza wymianą zdań o tym, co minione, Lucy wielokrotnie oddaje się refleksji na temat swojego zawodu i funkcji pisania oraz książek, czy szerzej – literatury. W  niej to odnajduje lekarstwo na samotność, ona to ma być ukojeniem i pocieszeniem – nie tylko dla niej samej, ale również dla jej czytelników.


Mimo że książka ta porusza tak wiele wątków, w  tym niezwykle osobistych, nie sposób było mi poczuć jakiejkolwiek więzi z bohaterką. Jej rozważania o sile i znaczeniu pisania zbiegały się z moimi, lecz także w  tym punkcie, zabrakło mi poczucia wspólnoty. 
Odnosiłam wręcz wrażenie, że bohaterka jest całkowicie odizolowana, chłodna i  niedostępna. Lektura tej książki – mimo że owocna – nie wywołała we mnie żadnych emocji, a jedynie przyjemność intelektualną, dla której warto – naprawdę warto – po tę pozycję sięgnąć.

Mimo chłodu kończącego lekturę - polecam.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Do zobaczenia następnym razem - Rose Lagercrantz



Do zobaczenia następnym razem to kolejna część bestsellerowego cyklu Rose Lagercrantz i Evy Eriksson, wydawanego przez Wydawnictwo Zakamarki. W skład serii wchodzą Moje szczęśliwe życie, Moje serce skacze z radości, Kiedy ostatnio byłam szczęśliwa i Życie według Duni.
Główna bohaterka, Dunia, rozpoczyna właśnie drugą klasę. Wakacje się skończyły i pora zmierzyć się z nowymi obowiązkami oraz nauką. Zanim to jednak nastąpi, dziewczynka wraz z klasą udaje się na wycieczkę do sztokholmskiego Skansenu.

(...)

Książeczka ta w niezwykły sposób opisuje trudne uczucia jakimi szargane jest małe dziecko. Niezrozumienie, osamotnienie, tęsknota za bliską koleżanką – wszystkie te emocje kotłują się w dziewczynce, nie mając ujścia. Jak o nich rozmawiać? Jak o nich pisać? Co z nimi zrobić? Lagercrantz próbuje odnaleźć odpowiedzi na te i wiele innych pytań, mogących kłębić się w głowie dziecka podczas lektury, ale także ze względu na jego osobiste przeżycia i doświadczenia.

Uzupełnieniem publikacji są rewelacyjne rysunki, które doskonale oddają Skansen w Sztokholmie. Oglądając je, przypominałam sobie swoje własne spacery sprzed roku. Ilustratorka świetnie przedstawiła jego najbardziej charakterystyczne elementy, czyniąc książeczkę jeszcze bardziej wiarygodną i imitującą rzeczywistość.

(...)

Polecam gorąco tę opowieść o przyjaźni dwu dziewczynek i trudnych emocjach przeżywanych w szkole. Jeśli można prosto i stosownie mówić dziecku o uczuciach, to autorkom to właśnie udało się doskonale.  

Całość recenzji na:


niedziela, 17 lipca 2016

KONKURS!




KONKURS!

Chcesz wygrać książkę, która sprawi przyjemność (nie)Twojemu dziecku?:)
Zapraszam!
Wystarczy, że podzielisz się w komentarzu zdjęciem swojej ulubionej książki z dzieciństwa i udostępnisz post konkursowy.

Zabawa trwa do 30 lipca. Spośród zgłoszeń wybiorę fotografie, które podobają mi się najbardziej. Zgłaszać można się na Facebooku, Instagramie lub blogu.
POWODZENIA!

Od A do Z - Janusz Minkiewicz



Od A do Z  to kartonowa książeczka, mająca usprawnić poznawanie polskiego alfabetu  przez najmłodszych.

Ilustracje w starym stylu wyszły spod ręki Janusza Minkiewicza i śmiem twierdzić, że sprawdzają się one wybornie – przykuwają uwagę maluszków, które z ochotą sięgają po książeczkę, mającą ich być pierwszym kontaktem z polskim alfabetem.

Cechą charakterystyczną publikacja jest prostota – zarówno pomysłu, jak i wykonania. Jest ona przejrzysta, dzięki czemu uwaga dziecka skupia się dokładnie na tym, na czym powinna, na niczym więcej. 


Ponadto hasła mające utrwalić kolejne litery alfabetu są stworzone z pomysłem – w dużej mierze ułatwia to zapamiętywanie, tym bardziej, że całość tworzy rymowankę.


Odnoszę wrażenie, że to świetna propozycja nie tylko dla maluchów, ale także dla uczniów, którzy maja trudności z  utrwaleniem pisowni czy kolejności liter w  polskim alfabecie. Na pewno zarówno dzieci, jak i rodzice oraz nauczyciele będą zadowoleni. 

sobota, 16 lipca 2016

Czarna wołga - Maciej Żurawski


Czarna wołga Macieja Żurawskiego, to kryminał osadzony w latach osiemdziesiątych, we Wrocławiu. Realia PRL-u, połączone z charakterystycznym światkiem milicji i układów oraz układzików nadają książce specyficznego kolorytu, czyniąc z niej nie tyle kryminał retro, ile kryminał milicyjny właśnie.

Gdy Wrocławiem wstrząsa seria brutalnych zabójstw, ewidentne z podtekstem seksualnym, których ofiarą padają okaleczeni i pozbawieni członków mężczyźni, sprawą zajmuje się kapitan Kazimierz Zgrobel. Postać posiada wszystkie specyficzne dla gatunku cechy: nie układa mu się z żoną, pocieszenia szuka w ramionach prostytutek, smutki zatapia w pracy i wódce.

Na domiar złego morderca wciąż mu się wymyka, pozostawiając za sobą kolejne ofiary. Trop prowadzi szlakiem miejskich spelunek, gdzie kapitan dodatkowo narażony jest na pokusy, których nie potrafi odeprzeć – zarówno alkoholu, jak i miejscowych pań do towarzystwa. Ich wdzięki działają na niego kojąco, pozwalając choć na moment zapomnieć o frustracji i przygnębieniu.

Czarna wołga to krótka powieść, a może raczej – rozbudowane opowiadanie, w którym poza dociekaniem prawdy o sprawcy,  milicjant usiłuje uporządkować własne życie osobiste, szczególnie zaś relacje z  żoną. W oparach alkoholu stara się ustalić kto i czemu zabija i jaki związek z tym wszystkim ma Agnieszka.

Atmosfera opowieści jest przytłaczająca – całość jest brutalna, brudna, wyuzdana, spocona i spowita dymem papierosowym kiepskiej jakości.

Maciej Żurawski napisał tekst, który wolny jest od pościgów i wartkiej akcji. Narracja jest niespieszna, nikt nikogo nie goni na siłę, raczej snuje smętne rozważania o własnym życiu, pomiędzy którymi ukryte są także myśli poświęcone bestialskim mordom i tożsamości zabójcy.

Nie jest to powieść najwyższych lotów, lecz całkiem sprawnie skonstruowany debiut literacki, który z  całą pewnością bardziej przypadnie do gustu tym, którzy pamiętają smutne czasy PRL-u – kolejki, towary spod lady, załatwianie wszystko znajomościami, układziki, kolacyjki w hotelowych knajpach. Z  całą pewnością ta sentymentalna podróż nada lekturze dodatkowego, nieco cierpkiego smaku.



Na jedno, niezobowiązujące popołudnie.

piątek, 15 lipca 2016

Mój tata, Moja mama - Anthony Browne

    


Seria książeczek Mój tata, Moja mama, to kartonowe, bazujące na ilustracjach stanowiących dominantę kompozycyjną opowiastki dla najmłodszych.

To opowieści spisane oczami malucha, w których pokazuje on jak wspaniały jest jego tata i jak cudowna jest jego mama. 

Ojciec przedstawiony jest jako nieustraszony, odważny, męski, utalentowany, mądry opiekuńczy.

A mama? Bardzo fajna – doskonale gotuje, maluje, jest supersilna, piękna, idealna. Jest mamą.
Oboje są po prostu wspaniali – do kochania!


Dzięki tym książeczkom w dziecku utrwali się pozytywny obraz rodzica, co stanowi niezwykle istotny element jego prawidłowego rozwoju. Dziś, gdy autorytet rodzica jest bardzo często podkopywany, budowanie w dziecku dobrego wizerunku mamy i taty jest niezwykle istotne. Ważne, by robić to od najmłodszych lat.


Oprócz tego, że książeczki mogą być doskonałym prezentem dla dziecka – kapitalnie nadają się także na prezent dla rodziców – z  okazji ich świąt lub całkowicie bez okazji – z  miłości. Na pewno będą wzruszeni! 


czwartek, 14 lipca 2016

Myślnik. Twój codzienny motywator - Ewa Chodakowska




Ewa Chodakowska jest kobietą-fenomenem i od kilku lat bardzo pozytywnie oddziałuje przede wszystkim na polskie kobiety. Swoją postawą inspiruje je do zmiany stylu życia, porzucenia złych nawyków, modyfikacji sposobu odżywiania, a także do regularnej aktywności fizycznej. Tym jednak, co wyróżnia ją spośród innych trenerek personalnych, jest ustawiczne dbanie również o dobrą formę psychiczną swoich podopiecznych.

(...)

Myślnik. Twój codzienny motywator to spora dawka motywacji werbalnej, połączonej z fotografiami autorki i osób, które za nią podążyły, mającymi dawać impuls do działania i zmiany życia. To swoisty zbiór rad, zadań do wykonania na każdy dzień, a także przemyśleń autorki, niosących jedynie pozytywny przekaz.

(...)

Jeśli zatem potrzebujesz wsparcia – niekoniecznie po to, by zacząć ćwiczyć, lecz także by zmienić się od środka – książka Chodakowskiej może być∂ jego źródłem na co dzień. 

(...)
Całość recenzji znajdziesz na:


środa, 13 lipca 2016

Zacznij od dziś. Poznaj siebie - Meera Lee Patel



Tak pięknie wydanej książki po części o samopoznaniu, po części motywacyjnej nie widziałam dotąd nigdy.

Całość wygląda, jak gdyby ktoś ją namalował, jak obraz, który dokończyć może właściciel każdego egzemplarza, tworząc niepowtarzalne dzieło własnego życia.

Ta książka – przypuszczam, że w  dużej mierze dzięki formie i szacie graficznej – faktycznie inspiruje i zachęca do tego, by z niej namiętnie korzystać.

Tym, co podoba mi się najbardziej są motywujące słowa znanych osób – aż proszą się, by je wyrwać i włożyć do ramki, co – znając mnie – prędzej czy później zrobię.




Tak naprawdę publikacja Zacznij od dziś nie stanowi żadnego novum, jej mocą jest jednak piękno i prostota wydania – tym wygrywa z innymi publikacjami o podobnej treści, zachęcającymi, by notować swoje mocne strony, osiągnięcia, nowe wyzwania, którym udało nam się sprostać czy rzeczy bolesne, z którymi należy się rozprawić.


Jeśli potrzebujecie podobnej książki, a przy tym lubicie cieszyć oko – warto przyjrzeć się bliżej pozycji wydanej nakładem wydawnictwa MUZA. Aż się prosi, by do niej zaglądać, wertować, wracać. Zachwyca oprawą, choć treścią już zdecydowanie mniej. Jako jednak, że coraz częściej potrzebujemy podobnych kopniaków inspirujących do tego, by znaleźć czas dla siebie - ten będzie na pewno trafiony.

wtorek, 12 lipca 2016

Listy niezapomniane t.II - Shaun Usher




Listy niezapomniane Shauna Ushera, to książka, do której wracać będę po wielokroć. Pomysł ich wydania był nie tylko wydawniczym strzałem Sine Qua Non, ale też doskonałą ideą autorską. Kto by pomyślał, że to co miało być jedynie blogiem, stanie się fenomenem na skalę światową.

Listy zawarte w tomie drugim są chyba jeszcze lepsze niż te, które znamy z tomu pierwszego.  Każdy z nich powoduje kaskadę emocji – od radości, śmiechu, przez wzruszenie, poruszenie, przerażenie aż do głębokiego smutku.

W  książce tej jest wszystko: ustępy gwarantujące poprawę samopoczucia, listy bawiące do łez, jak i takie, po lekturze których konieczna jest chwila oddechu i złapania dystansu. Każdy z nich jednak jest doskonałym świadectwem życia osób, które je pisały. Stanowią materialny dowód ich poczucia humoru, poglądów, inteligencji, zdolności dyskusji, emocjonalności i zainteresowań.

Znakomita większość odsłania przed nami nieznane oblicza znanych. Kto bowiem miał okazję wcześniej, w jednym miejscu znaleźć obok listu Toma Clancy’ego odnaleźć korespondencję Albusa Dumbledore’a, kto widział wcześniej list Lincolna koło listu Raymonda Chandlera? Kto mógł sądzić, że w jednym zbiorze spotkają się Sylvia Plath i Winston Churchill? Kto w  innych okolicznościach zatopił by się w lekturze epistoł matki do nienarodzonego dziecka czy pasażerów lotu nr 123 na krótko przed tragiczną śmiercią?

Listy niezapomniane to zbiór korespondencji, który każdy czytelnik powinien (chcieć) mieć na swojej półce. Poza rewelacyjną redakcyjną robotą autora, jest to również zachęta do powrotu do źródeł – zarówno do książek wyróżnionych twórców, jak i do odręcznego pisania listów. 

Nie wolelibyście zamiast zdawkowego maila otrzymać listu zapisanego na czerpanym papierze? Nie wolelibyście zamiast pospiesznie nakreślonej wiadomości otrzymać piękną wiązankę zdań płynących prosto z  serca, ujętych na zdobnej papeterii? Ja bym chciała.


Uczmy się! Chapeau bas, drogi Autorze!

Przy tej okazji polecić mogę profil na Facebooku prowadzony przez moją siostrę - Ludzie listy piszą.
Jeśli macie ochotę - dołączcie, piszcie, wymieniajmy się korespondencją;)

Książkę w dobrej cenie kupisz na:
BookMaster księgarnie


poniedziałek, 11 lipca 2016

Wielkie małe życie (Małe życie - Hanya Yanagihara)



Małe życie to wydawniczy fenomen. Każdy chce ją przeczytać, każdy chce ją mieć, każdy zatrzymuje się w  księgarni, by chociaż dotknąć okładki i po raz setny przeczytać opis*.

Powieść ta jest wielowątkową historią dojrzewania paczki przyjaciół: Willema, początkującego aktora, Malcolma, architekta, JB, malarza o wielkim talencie i Jude’a – najbardziej tajemniczego z całej czwórki, o którym po latach znajomości, tak naprawdę wciąż nikt nic nie wie. Jest skryty, nie zdradza niczego ze swojej przeszłości i unika związków. Wraz z mijającym czasem, ich przyjaźń wystawiana jest na próbę – towarzyszące życiu wzloty, upadki, uzależnienia, choroby, sukcesy i porażki znacząco wpływają na rozwój tych męskich więzi. Z czasem nic nie jest już takie jak na początku.

Choć książka ta skupia się na losach wielu osób, jej główną osią narracyjną i głównym punktem oparcia jest życie Jude’a – mężczyzny o traumatycznej przeszłości i doświadczeniach, których nie potrafi wyprzeć, i które niszczą zarówno jego dorosłe życie, jak i jego samego od środka – dramatyczne wspomnienia pochłaniają go, ścigają i zmuszają do czynów i sądów, których nie życzylibyśmy najgorszemu wrogowi.

Kapitalnie poprowadzona narracja, wstrząsająca historia i bohaterowie, o których nie sposób przestać myśleć – to słowa, które najlepiej oddają clue tej książki.

Z Małym życiem spędziłam właściwie całą drugą połowę czerwca – książkę czytałam niespiesznie, z wielką uwagą i obawą przed tym, co jeszcze przeczytam. Mimo że tak naprawdę niemalże od samego początku podskórnie przeczuwa się, jak zakończy się ta opowieść – cały czas ma się nadzieję, że będzie inaczej, że pewne kwestie uda się bohaterom przepracować, a finał zaskoczy nieoczekiwanym zwrotem akcji.

Bardzo, bardzo dobra książka. Mam ogromny szacunek do autorki za to z jaką wprawą lawirowała między wątkami i czasami – całość została skonstruowana wręcz misternie, nie czuje się zagubienia, czytelnik doskonale wie, gdzie jest i o czym czyta, mimo że przeskoki czasowe zdarzają się znaczne. I choć porównanie do Intrygi małżeńskiej nastawiło mnie na nieco inną lekturę, i choć do wymienionego tytułu powieść Yanagihary w mojej opinii się nie umywa (tamta była znakomita, ta -  bardzo dobra), to Małe życie na długo pozostanie jeszcze w mojej głowie.

Jeśli zatem nie boicie się lektur i tematów trudnych, bolesnych, działających jak sól na otwartą ranę – sięgajcie. Będziecie bardziej niż ukontentowani. Będziecie zachwyceni – formą, sprawnością językową i doskonałym stylem. A o bohaterach nie zapomnicie już nigdy. Imię Jude wyryje się w  Waszych umysłach i pozostawi bliznę.

Ogromnie polecam. Rzadko trafia się na coś tak bezbłędnego.


*Każdy = każdy czytającyJ

Książkę w  dobrej cenie kupisz na:
BookMaster księgarnie internetowe



niedziela, 10 lipca 2016

Nie omijaj szczęścia - Ewa Podsiadły-Natorska


O tym jak często trudność sprawia znalezienie w życiu tego co dobre, wie niejeden z nas. Codzienne troski, zmartwienia – większe i mniejsze – stres związany z pracą, obserwacją tego, jak mimo ogromnych chęci nie sposób zrealizować swoich pasji, pogonią za pieniądzem, lepszym życiem, próbą usamodzielnienia się i życia inaczej niż do pierwszego – wszystko to sprawia, że coraz mniej ludzi nazwać może się szczęśliwymi – coraz mniej cieszy się bowiem z drobnostek, coraz więcej rezygnuje z przyjaźni i miłość i na rzecz kariery, coraz trudniej znaleźć chwilę na oddech, coraz częściej dopadają nas choroby i tragedie.

W  obliczu takich zmagań, nie mamy czasu na siebie i szukanie dobra w sytuacji w jakiej się znajdujemy. 

Podobnie miała Kaja Redo – bohaterka drugiej po Błękitnych dziewczynach książki, opisującej jej losy. Życie bohaterki powoli zaczyna się naprostowywać – znajduje pracę w wymarzonym zawodzie, otrząsa się z nieudanego związku, jednocześnie powoli wkraczając w nowy i – na co wskazuje wiele – dojrzalszy. Wszystko to w momencie, gdy założony przez nią profil na Facebooku, zrzeszający SZCZĘŚLIWE POLKI, zaczyna cieszyć się tak ogromną popularnością, że nie tylko daje jego pomysłodawczyni radość, ale także i dodatkowy dochód. Kaja rozpoczyna współpracę z poczytnym  czasopismem i znajduje spełnienie w miłości oraz przyjaźni. Niestety definiując własne szczęście zapomina, że życie nie może być aż tak różowe. Cieniem na jej codzienności kładzie się brak chęci ze strony Michała do złożenia jakiejkolwiek deklaracji – mimo że są razem, mężczyźnie niespieszno do wyznawania uczuć, a wręcz przeciwnie – unika jednoznacznych sformułowań, tak jakby czegoś się bał. Gdyby tego było mało, życiem przyjaciółek Kai wstrząsają pojawienie się uciążliwego stalkera u jednej i bliźniacza ciąża u drugiej. Jak młode kobiety, hołdujące tradyjnym wartościom, przedkładające szczęście nad zarobki, poradzą sobie z zawirowaniami losu?

Ewa Podsiadły-Natorska skonstruowała powieść pełną optymizmu i zaraźliwej wręcz pogody ducha. Dzięki prostocie i przejrzystości językowej czyta się ją w mgnieniu oka, co doskonale relaksuje i daje odpocznienie po lekturach cięższego kalibru.

I choć jest przewidywalnie – ta lektura była mi potrzebna. Stałą się jak balsam na zranione i udręczone serce. Ciepła, pogodna, na każdym kroku pokazująca, że najważniejsze jest nasze nastawienie do codzienności. Czytałam z tak dużą przyjemnością, że z prawdziwą radością sięgnę po część trzecią, która musi powstać – nie może stać się inaczej:) Mało tego! Wrócę do pierwszego tomu, by jeszcze bliżej poznać bohaterki, z którymi podczas jednego dnia zdążyłam się zżyć tak, jak gdybym naprawdę je znała.

Autorko, Kaju– dziękuję za ładunek dobrej energii. Taki kopniak wakacyjnej radości każdemu jest potrzebny.

Zatem drogie Panie – jeśli czujecie się przytłoczone, zmęczone, wyczerpane, smutne – sięgnijcie po Nie omijaj szczęścia i bawcie się dobrze!



zdjęcie Autorki dzięki uprzejmości Wydawnictwa  MUZA.

Biorę udział w konkursie Błękitne Dziewczyny z okazji premiery książki Nie omijaj szczęścia Ewy Podsiadły-Natorskiej. Autorka debiutowała powieścią Błękitne Dziewczyny – opisała w niej przygody tryskającej energią Kai Redo, która tworzy internetowy projekt zmieniający życie jej oraz tysięcy kobiet z całej Polski. Nazywają się Błękitnymi Dziewczynami – są szczęśliwe i akceptują siebie.