środa, 29 lutego 2012

Kobieta w lustrze – Eric-Emmanuel Schmitt



Tej książki nie mogłam się doczekać z wielu powodów. Po pierwsze wiedziałam, że będzie zdobił ją podpis samego autora, po drugie wiele czytałam o procesie jej tworzenia, a po trzecie… zatęskniłam za Schmittem w wersji pełnometrażowej. Ostatnio wydawane były jego książki, których ilość stron w dużej mierze mnie nie zadowalała, a wiedziałam, że Kobieta w lustrze zapewni mi o wiele więcej chwil w towarzystwie ulubionego pisarza.

I nie zawiodłam się.
Już od pierwszych stron byłam zaskoczona pewną nowością formalną: do tej pory, gdy na publikację składały się więcej niż dwa opowiadania [nawet te bezpośrednio się do siebie odnoszące] były one specjalnie wydzielone, zapisane jako osobne historie. Tym razem, podobnie jak w dotychczasowych zbiorach z przeplatającymi się dwoma historiami, zachowana została forma przekładańca. Nie bez powodu: opowieści te łączy bowiem nie tylko jeden motyw – są one wzajemnym uzupełnieniem; jedna nie mogłaby zaistnieć bez drugiej, a druga bez trzeciej.

Bohaterkami opowiadań Schmitta są trzy kobiety: Ann, Hanna i Anny.

Pierwsza z nich, Ann, to kobieta, która stanęła na życiowym zakręcie. Poprzez wpływy wywierane na niej przez społeczeństwo, została postawiona w sytuacji, w której miała poślubić jednego z najbardziej rozchwytywanych kawalerów w okolicy. Niestety, Ann miała duszę romantyczki i marzycielki. Nie żywiła uczuć do wybranego chłopaka, dlatego chcąc uniknąć największego błędu swojego życia decyduje się na ucieczkę – ucieczkę do lasu.
Tam też odnalazła prawdziwe szczęście i spełnienie. Przytulając się do drzew i matki ziemi, obcując z przyrodą, poskramiając zwierzęta, wiedziała, że znajduje się we właściwym miejscu, siłę do życia czerpała z przyrody, którą tak bardzo ukochała. Ann poznała tutaj mnicha Braindora, który usilnie namawiał ją do powierzenia swojego życia Bogu. Widział w niej prawdziwie natchnione Boże dziecko, któremu należy wskazać drogę, bo samo nie do końca wie, co właśnie odkryło i czym się zachwyciło.

Druga kobieta, Hanna, to kobieta, której historia została przedstawiona w sposób epistolograficzny. Zapisem jej życia są listy, które kierowała do swojej przyjaciółki Grethen. Jej to, w każdym ze swoich wyznań, opowiadała codzienne zmagania ze swojego małżeńskiego życia, dokonywała analizy związku, przedstawiała radości i smutki podróży poślubnej. Jako młoda małżonka miała wiele obaw, pytań i wątpliwości. U Grethen szukała wsparcia i zrozumienia, które albo znajdowała, albo nie. Na skutek jednej z kłótni kobiety całkowicie zerwały kontakt. Na ten czas relacja  z życia Hanny urywa się. Kilka lat jest całkowicie pominiętych, możemy jedynie domyślać się, co przez ten czas dzieje się z młodą kobietą, która lecząc się ze swojej obsesji na punkcie zbierania szklanych kul, u uczniów Zygmnta Freuda, sama zachwyciła się psychoanalizą, której postanowiła poświęcić prace badawcze.

Wreszcie kobieta trzecia, Anny – gwiazda filmowa, która jedynie chwile szczęścia i spełnienia odnajduje na scenie. W prawdziwym życiu rekompensuje sobie swoje niezadowolenie ucieczką w alkohol, narkotyki i przygodny seks.
Widząc uwielbienie w oczach mężczyzn, miała ona poczucie bycia piękną i pożądaną, wiedziała, że wciąż jest obiektem westchnień, a to dawało jej siłę do kolejnych wyzwań aktorskich. Nimfomania, narkomania i alkoholizm wydawał jej się czymś odległym. Dopiero spotkanie z pewnym pielęgniarzem całkowicie przewartościowało jej życie.

Schmitt po raz kolejny nie zawodzi. Opowiadaniom tym daleko do sztampowości czy przewidywalności. Każdy rozdział urywa się w momencie, gdy czytelnik najbardziej chce dowiedzieć się, co stanie się dalej, jak potoczą się losy bohaterek.
Taka konstrukcja zmusza do prawie natychmiastowego „pochłonięcia” całej książki. Użycie tego słowa nie jest przesadą, bowiem lekturze towarzyszą tak silne emocje, że czytelnik niemalże oddycha i żywi się jedynie tą powieścią. Zapomina o obowiązkach, nie kontroluje czasu. Jest w Kobiecie w lustrze i nią żyje. Niczym więcej.

Opowieści te, choć w wielu momentach zasmucają, niosą jednak wielką nadzieję. Są hołdem złożonym ludziom, którzy nie boją się postawić wszystkiego na jedną kartę i całkowicie zmienić oraz przewartościować swoje życie. Są historia tych, którzy mimo pozornej świadomości posiadania wszystkiego, porzucają swój dotychczasowy dorobek i wyruszają w poszukiwaniu prawdziwego szczęścia; wyruszają w poszukiwanie tego, co w życiu liczy się najbardziej, a co nie jest ani sławą, ani pieniędzmi, ani dobrym zamążpójściem.
Bohaterki, odnajdując swoje prawdziwe przeznaczenie niosą nadzieję wielu kobietom, które mogą ujrzeć w nich siebie, swoje błędy, swoje troski.

W oczach wielu czytelników książka ta uchodzi za najlepszą w dorobku Schmitta. W moich nie, choć z całą pewnością ukazuje kolejne oblicze tego nietuzinkowego autora, który jak nikt inny potrafi budować portrety psychologiczne swoich bohaterów.


Polecam.

_______________
KONKURS
Jeśli ktoś chciałby wygrać tę książkę, do tego z autografem autora [wiem - jest Was wielu, dawaliście już tego wyraz], to dzisiaj do północy jest taka szansa. Więcej informacji TUTAJ.

wtorek, 28 lutego 2012

Koniec świata – Marek Kołodziejski



Przede mną leży interesująco zapowiadający się tomik wierszy. Gdybym kierowała się właśnie nią przy intuicyjnym zgadywaniu tego, co znajdę w środku – nigdy nie trafiłabym w sedno.

Koniec świata, to zbiór ponad czterdziestu wierszy, mniej lub bardziej nawiązujących do problematyki kresu życia. Autor studiował filologię polską, a swoje wiersze publikował już na łamach prasy literackiej oraz w kilku antologiach.
Tytułowy koniec świata, to pojęcie z drugim dnem. Markowi Kołodziejskiemu bowiem, nie chodzi jedynie o ostateczny koniec czekający nas przy końcu czasów, ale o każdy, codzienny, najmniejszy koniec. Niech więc ten wiersz, a chociaż jego fragment, który znalazłam na blogu autora, stanie się mottem na najbliższy czas.

Taki koniec,
nieważny i pomijalny, jest najlepszy.


Poezja Kołodziejskiego jest bardzo… męska. Zdecydowane opisy, mocne, czasem na granicy turpizmu. Przeszłość ujawnia się w nich jako brud, budzi uczucia obrzydzenia, odrzucenia i skrajnego wstrętu [np. utwór Poranna wiadomość]. Wiele tekstów skrywa pokłady bólu, które choć przedstawione w sposób piękny pod względem językowym, niosą czytelne przesłanie, które od tego piękna zdecydowanie odchodzi [Autoportret]. Znaczna część utworów, to teksty o samotności i zagłuszanej potrzebie drugiego człowieka.
Są tu momenty, w których autor wykorzystując motywy religijne, przerabia je na swój własny użytek, aktualizuje je i dokonuje przemiany semantycznej, przy zachowaniu szyku i stylu znanego z Pisma Świętego [Wiersz lingwistyczny]. Tworzy nowość, bazując na znanym schemacie, przyciąga uwagę i zaskakuje.
Wiele utworów jest pozornie chaotycznych, co dodatkowo podkreśla ich budowa: jedna rozpoczęta myśl jeszcze się nie kończy, a już zaczyna się druga, wiele rzeczy dzieje się równolegle, a podkreślają je licznie stosowane przerzutnie.
Co jeszcze charakterystyczne dla poezji Kołodziejskiego, to przemieszanie stylu wysokiego z bardzo kolokwialnym. W jednym wersie będziemy mogli odnaleźć takie perełki, jak zestawienie Platona z dupą.
Formą dominującą są w zbiorze tym wiersze białe i wolne. Nie są one w żaden sposób usystematyzowane metrycznie, brakuje rytmiki i jednolitości.
W tomiku tym przewijają się wątki religijne, jednak najczęściej są one łączone z rzeczami przyziemnymi, codziennymi. Nie odnajdziemy tu patosu ani wzniosłości. Znajdziemy natomiast codzienność, szarą rzeczywistość.

Poezja ta ma w sobie nieopisaną moc przyciągania. Gdy sięgałam po tomik, mówiłam sobie, że chcę przeczytać tylko jeden utwór ”na próbę”. Jednak ani się obejrzałam, a z każdym kolejnym chciałam więcej i więcej, aż w końcu … skończyłam zbiorek.

Chcecie zakosztować tej poezji, spróbować jak będzie się układać na końcach Waszych języków?
Zapraszam do częstowania się tutaj.





poniedziałek, 27 lutego 2012

Cheeky Elf i poszukiwanie zaginionego elfiego skarbu – Maria Izabela Fuss


Nie tak dawno wraz z Cheeky Elfem, pomocnikiem Świętego Mikołaja, trwaliśmy w atmosferze świątecznej lekcji przebaczania i wyrozumiałości.

W kolejnej książce opisującej jego przygody – Cheeky Elf i poszukiwanie zaginionego elfiego skarbu – zostaniemy obdarowani kolejną porcję morałów i życiowych pouczeń.

Elf jest narratorem własnej opowieści – i to narratorem podwójnym. Mamy tutaj do czynienia z narracją pierwszoosobową, ale na tym nie koniec, bowiem, jako bohater swoich historii Cheeky Elf również… opowiada. Tworzy nam się zatem coś na kształt miniaturowej powieści szkatułkowej, w której jednak nie sposób się zagubić.

Pewnego słonecznego dnia, z wielkim hukiem, do ogrodu Elfa, jak burza wpada mała Hairy Mairy The Fairy, przy okazji niszcząc bohaterowi płot. Jak się okazuje dziewczynka jest wnuczką najlepszego przyjaciela Cheeky’ego – Buddy’ego. Powołując się na łączącą obu Elfów przyjaźń, bohaterka prosi bajarza, by opowiedział jej którąś ze swoich niesamowitych przygód.

Elf wybiera jedną, która najbardziej utkwiła mu w pamięci; tę, która od lat nie pozwala mu o siebie zapomnieć, bowiem niosła ze sobą niesłychanie ważną lekcję. Była to opowieść o poszukiwaniu zaginionego skarbu, na które udał się on wraz z Buddym.
Jako młodzi Elfowie, chłopcy byli bardzo żądni przygód, co chwila wpadali też z tego powodu w tarapaty.
Pewnego dnia, tego samego, którego Cheeky został zwolniony z pracy, Buddy zaproponował mu podróż w poszukiwaniu zaginionego skarbu, którego od lat bezskutecznie szukali mieszkańcy całej Krainy Elfów. Sprytny bohater, wyrwał stronicę z pilnie strzeżonej Wielkiej Księgi Elfach Tajemnic i Sekretów, która informowała o położeniu owych kosztowności.

Na swojej drodze spotkali nowych, fascynujących bohaterów, takich jak pegaz Chunky-Chunky czy klucznik Śpioszek.
Dzięki ich pomocy, Cheeky i Buddy odkryli co od wielu lat tak skrzętnie ukrywane jest w Krainie Elfów.
Stanęli także przed trudną decyzją, dzięki której poznali siłę swojej przyjaźni i moc poświęcenia.

Autorka po raz kolejny stworzyła opowieść, która nie jest jedynie ciekawą historią przedstawioną w interesujący sposób, lecz także tekstem, który wskazuje na najważniejsze wartości, podkreśla ich znaczenie w życiu. Morał tej krótkiej książeczki jest bardzo czytelny: przyjaźń to jedna z najistotniejszych relacji w życiu każdego z nas i należy o nią codziennie zabiegać, dbać i ją pielęgnować.
To wspaniała propozycja dla najmłodszych, którzy już od pierwszych lat swojego życia budują relacje oparte na wzajemnym zaufaniu i serdeczności, lecz także dla dorosłych, którzy być może w codziennej gonitwie zapomnieli, co tak naprawdę się liczy.


Podobnie jak poprzednia część, także i najnowsza ubogacona jest wspaniałą szatą graficzną, pięknymi ilustracjami i niezwykłymi dodatkami znajdującymi się na końcu książki, w tym wycinkami z elfich gazet. Ponadto znajduje się tam również specjalnie wydzielone miejsce na fotografię swojego najlepszego przyjaciela.

Polecam wszystkim rozpoczęcie swojej przygody z Cheeky Elfem – nie będziecie się nudzić.






Link do recenzji części poprzedniej: tutaj.



niedziela, 26 lutego 2012

Rzym – Agnieszka Masterniak



Rzym od zawsze wzbudzał podziw i szacunek wielu.
Od tysiącleci jest miejscem pielgrzymek tłumów. W tej kwestii po dziś dzień niewiele się zmieniło – od przodków różnią nas jedynie środki transportu i sposoby przemieszczania się po Wiecznym Mieście. Posiadamy także coś czym oni nie dysponowali – przewodniki.
Zapraszają nas one do zwiedzania Rzymu, sugerują miejsca, w których koniecznie musimy się znaleźć oraz zawierają praktyczne wskazówki przydatne przy podróżowaniu.

Agnieszka Mastreniak jest autorką informatora z serii „Przewodnik-celownik. Trafiaj bezbłędnie” wydanego nakładem oficyny Bezdroża.
Przewodnik ten jest bardzo poręczny – doskonale sprawdzi się jako towarzysz podróży, którego możemy schować właściwie wszędzie – rozmiar jest standardowy, okładka miękka, co sprawia, że jest on lekki, a to podczas wielogodzinnego wędrowania może okazać się fundamentalne.

Zaletą jest także legenda – jej objaśnienie znajduje się na zakładce okładki, dzięki czemu możemy zaglądać do niej bez konieczności wracania do początku publikacji.

A co znajdziemy w środku?
Przewodnik składa się z pięciu zasadniczych części, na które składają się: Indeks atrakcji turystycznych, atlas Rzymu, historia Rzymu, atrakcje Rzymu oraz informacje praktyczne.

Atrakcje turystyczne w indeksie uporządkowane zostały alfabetycznie, dzięki czemu odnalezienie strony z interesującym nas obiektem stanie się łatwiejsze. Przy każdej nazwie odnajdziemy odpowiednie znaki, których objaśnienia dostarczy nam legenda – w dużej mierze ułatwi to dobór atrakcji podróżnikom preferującym wędrówki tematyczne. Nie będą oni musieli przewertować całego przewodnika, by odnaleźć pożądane miejsce, lecz będą mogli odszukać je przy pomocy indeksu.

Atlas Rzymu zawiera bardzo dokładne mapki, z oznaczeniem nazw wszystkich większych ulic. Są na nie naniesione także wszystkie opisane w przewodniku miejsca dla odwiedzających, a także placówki takie jak restauracje czy kawiarnie. Nie brakuje tutaj nawet umiejscowienia stacji benzynowych, czego wielu przewodnikom brakuje, a co często okazuje się sprawą kluczową. Atlas zamyka indeks ulic wraz z odsyłaczami do konkretnego miejsca na mapie.


Historia Rzymu, to bogato ilustrowana część przewodnika, zawierająca podstawowe informacje o dziejach Wiecznego Miasta. Znajdziemy tu między innymi wzmianki o pradziejach, początkach miasta, okresach rzymskich podbojów, a także o podziale Cesarstwa Rzymskiego czy S.P.Q.R. Wszelkie informacje są oczywiście podane w pigułce – nie jest to obszerna lekcja historii, lecz zasygnalizowanie najważniejszych dla tego miejsca wydarzeń i króciutkie ich przybliżenie.

Atrakcje Rzymu to część, składająca się z opisu konkretnych miejsc, które warto odwiedzić podczas swojej wizyty w mieście. Do każdego opisanego zabytku [podana zostaje nazwa polska i łacińska] dołączona jest fotografia oraz dokładne umiejscowienie, linie środków komunikacji, którymi możemy do niego dotrzeć, numer kontaktowy, godziny otwarcia, a nawet aktualny cennik. Dodatkowo przy prawie każdym obiekcie odnajdziemy odsyłacz do miejsca na mapie.
Choć wydawać, by się mogło, że nie znajdziemy tu zbyt wielu informacji [opis każdego z miejsc zajmuje nie więcej niż pół strony],to rzeczywistość okazuje się zgoła inna. W przewodniku tym odnajdziemy wszystko, co będzie nam potrzebne do sprawnego przemieszczania się po mieście.


Część ostatnia, to Informacje praktyczne. Autorka zamieściła tutaj informacje o noclegach [w tym placówkach polskich, kempingach, schroniskach młodzieżowych, kwaterach prywatnych i in.], wyżywieniu, dobrych miejscach na zakupy oraz wiadomości o komunikacji. Nie brakuje tutaj specjalnie wyróżnionych informacji niezbędnych dla osób niepełnosprawnych czy wiadomości na temat dostępu do Internetu. Przewodnik posiada także listę ośrodków kulturalnych i rozrywkowych; ważne adresy i telefony oraz minisłowniczek polsko-włoski, a w nim zwroty przydatne podczas pytana o drogę, nazwy liczebników, niezbędne słówka oraz podstawowe zwroty i najważniejsze napisy pojawiające się w odwiedzanych miejscach.

Rzym, to przewodnik godny polecenia.
Kolorowe fotografie, przejrzysty system odsyłaczy oraz dokładna mapka i leksykon nazw sprawią, że nasze podróżowanie po Wiecznym Mieście będzie czystą przyjemnością.

Jeśli wybieracie się w podróż, a nie macie jeszcze swojego książkowego przewodnika – warto zaopatrzyć się w publikację wydawnictwa Bezdroża.



Krwawe szaleństwo – Karen Marie Moning



Mroczne szaleństwo, które opanowało mnie tamtej pierwszej nocy w Dublinie, zmieniło się w obsesję innego rodzaju – krwawe szaleństwo.


Krwawe szaleństwo, to drugi tom kronik Mac O’Connor. Część pierwsza, Mroczne szaleństwo, podbiła serca czytelników na całym świecie.

Losy MacKayli Lane, która wyrusza z Ameryki do Irlandii, by na własną rękę dokonać zemsty na mordercy swojej siostry, komplikują się coraz bardziej.

W części pierwszej poznała ona Jericho Barronsa – osobę, która wydawała jej się najniebezpieczniejsza ze wszystkich dotąd poznanych – groźniejsza nawet od Wielkiego Pana sprawującego władzę nad Mrocznymi i Elfami, a która postanowiła jej pomóc.
Szybko dowiedziała się, że jest widzącą sidhe, osobą, która potrafi wykrywać PM-y, z których najwartościowszym jest księga Sinsar Dubh. To ona jest obiektem pożądania wielu, w tym także Barronsa.
Mac straci orientację, nie będzie już pewna kto jest jej wrogiem, a kto przyjacielem…

W Krwawym  Szaleństwie na jej drodze staną kolejne postaci, które wprowadzą w jej życie niemałe zamieszanie.
O wartości tej ksiązki stanowią mnożące się zagadki i tajemnice. Z pozornym rozwiązaniem jednej, rodzą się kolejne dwie. Sprawia to, że akcja sinusoidalnie przyspiesza i zwalnia.
Ostatnie pięćdziesiąt stron, to najmocniejszy fragment powieści. Wtedy też dochodzi do zaskakującego zwrotu akcji, który zmienia wszystko. Akcja przyspiesza, staje się wręcz niebezpiecznie szybka, dostarcza niezwykłych emocji i nie pozwala oderwać wzroku od kolejnych stronic.
Czytelnik będzie świadkiem cofania się bohaterki w ewolucji, złamania przez nią najświętszych zasad, powolnego wpływu wszechobecnego zła na jej postrzeganie i podejmowane przez nią decyzje. MacKayla zaryzykuje wieczne wewnętrzne gnicie za cenę przedłużonego życia, wda się w relacje z niebezpiecznym Elfem V’lanem, pozna inne widzące sidhe, a także niebezpiecznie zbliży się do Jericho.
Rozwikłanie tajemniczej zagadki śmierci jej siostry wydaje się coraz bardziej odległe, a mnożące się niebezpieczeństwa sprawiają, że bohaterka zaczyna zapominać o swoim dawnym życiu, coraz bardziej zatracając się w nowym.

Podobnie jak poprzednio, akcja urywa się w momencie największego napięcia. Czytelnik zostaje pozostawiony z uczuciem niedosytu i wielkiego pragnienia sięgnięcia po część kolejną.

Krwawe szaleństwo, to publikacja, w której erotyka, czarna magia i zagadka kryminalna przenikają się, budując niezwykłą atmosferę. Wszystko to w deszczowym klimacie Irlandii i Walii.

Polecam, a sama z niecierpliwością oczekuję tomu trzeciego.




środa, 22 lutego 2012

Spotkanie z E.E. Schmittem

"Eric-Emmanuel Schmitt jest autorem marzeń i właśnie to marzenie spełnia"

Kochani - cóż mogę powiedzieć. Rewelacyjny człowiek, niespożyte pokłady energii i optymizmu. Iskierki w śmiejących się oczach, które widać na kilometr.
Jestem pod tak ogromnym wrażeniem, że nie napiszę dziś już nic. Zostawiam Was ze zdjęciami, a dokładną, składną relację dodam jutro:)

***
edit:

Co prawda z lekkim poślizgiem, ale jestem, piszę, relacjonuję:

Choć spotkanie zaczynało się o godzinie 17.00, na miejscu byłam już o 14.00. Nie trudno domyślić się, że byłam pierwszą osobą, która przyszła zająć sobie miejsce. Dzięki temu mogłam przysłuchiwać się, jak ekipa BŚ dopinała wszystko na ostatni guzik, przygotowywała nagrania, rezerwowała obiad dla E.E.Schmitta, dostawiała miejsca siedzące dla osób, którym nie uda dostać się na salę. 
Trzy godziny oczekiwania minęły niezauważenie. Przed 17.00 przyjechali reprezentanci Wydawnictwa Znak, sprzedający Kobietę w lustrze, Marzycielkę z Ostendy, Oscara i Panią Różę oraz Kiki van Beethoven. Panowie oferowali czytelnikom również kubki z kolekcji E.E.Schmitta w promocyjnych cenach.
Gdy zajęłam już miejsce na sali, ciągle nie wierzyłam gdzie się znajduję i po co tu przyszłam.
Bardzo bałam się, że Schmitt nie sprosta moim oczekiwaniom, że moja idealna wizja ukochanego pisarza, którą noszę w głowie, drastycznie zderzy się z rzeczywistością.
Niepotrzebnie! Gdy tylko wszedł na salę i z szerokim uśmiechem na twarzy pomachał zgromadzonym gościom - zaczarował wszystkich.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Początkowo odpowiadał na pytania prowadzącego spotkanie Dariusza Bogalewskiego, następnie przeszedł do wysłuchiwania czytelników.
Część ostatnią stanowiło to, na co wszyscy czekali z największą niecierpliwością - podpisywanie książek. Niestety, nie każdy mógł otrzymać autograf, bo czas pisarza był ograniczony, dlatego tym bardziej cieszę się, że udało mi się go zdobyć! 
To było najbardziej niezwykłe spotkanie, w jakim brałam udział. Mało tego, że Schmitt jest jednym z trójki moich ulubionych autorów i już samo to stanowiło o jego niezwykłości. Najbardziej niezapomniany był dla mnie moment, w którym Schmitt z uśmiechem od ucha do ucha spojrzał mi w oczy i z taką samą radością powiedział merci
Rewelacyjny człowiek: przez całe spotkanie opowiadał anegdotki, często udzielał lakonicznych odpowiedzi, które wywoływały salwy śmiechu i niekończące się oklaski. Widać było jak wielki dystans ma do swojej popularności.
Mogłabym pisać, pisać i pisać, ale... resztę pozostawię dla siebie;)

 















wtorek, 21 lutego 2012

Pan Potwór – Dan Wells


Gdy kończyłam czytać pierwszą część trylogii Nie jestem seryjnym mordercą mój apetyt na tom kolejny nie potrafił zostać zaspokojony żadnym substytutem w formie innego kryminału.

Pan Potwór przeszedł jednak moje najśmielsze oczekiwania, zapewniając mi kilka godzin, podczas których błędnym wzrokiem przeskakiwałam kolejne słowa i z wypiekami na twarzy śledziłam dalsze losy Johna Cleavera.

Po zabiciu przez niego demona, w głowie młodego bohatera coraz częściej kontrolę przejmuje Pan Potwór.
Jego dotąd ujarzmiana chęć do wzbudzania strachu i panowania nad człowiekiem, coraz częściej pchała go do czynów, których za wszelką cenę chciał uniknąć. Uwolniona żądza mordu i zakosztowanie popełnionej zbrodni spowodowało, że okiełznanie budzącego się Potwora stawało się coraz trudniejsze.

Wewnętrzne rozterki Johna zintensyfikowały się, gdy hrabstwem Clayton po raz kolejny zaczęła wstrząsać seria morderstw.
Niezwykłym zbiegiem okoliczności bohater zawsze znajdował się na miejscu odkrycia zwłok, co wzbudzało podejrzenia miejscowej policji.
Sam chłopak, doszukiwał się w popełnianych zbrodniach śladów pokonanego demona. Nic jednak nie wskazywało na to, by powrócił.
W głowie Johna rodzi się myśl o tym, jakoby kolejne morderstwa miały być wiadomościami przeznaczonymi specjalnie dla niego. Ktoś wiedział czego się dopuścił, a teraz postanowił go dopaść.

Tym gorzej, że chłopak przeżywał właśnie swoje pierwsze zauroczenie. Wybranką jego serca jest Brooke – jedna z najbardziej pożądanych dziewczyn w szkole. W tej sytuacji bohater ma podwójny problem – nie musi bronić już tylko siebie. Teraz musi chronić także i ją.

Pan Potwór nie jest ksiązką subtelną. Roi się w niej od szczegółowych opisów balsamowania czy zamordowania kota, które u co delikatniejszych czytelników może wywołać spore obrzydzenie. W części tej duży nacisk położony został na dokładne prześledzenie tego, co działo się w głowie Johna. Opis walki toczonej między nim a Panem Potworem w sposób bezprecedensowy ukazał narodziny zła. Bohater, by uniknąć uwolnienia jego pokładów, musiał cały czas być w stanie gotowości i czujności. Chwila zapomnienia mogła kosztować go utratę wszystkiego.
W chłopaku dokonuje się także pewna zauważalna przemiana – nie pragnie on już uratować ludzi, pragnie jedynie dopaść zabójcę. Za cel nadrzędny stawia sobie spojrzenie mu w oczy i uzasadnione użycie przemocy. Zarówno w czytelniku, jak i w samym bohaterze rodzi się pytanie o to, co tak naprawdę nim kieruje: dobro czy zło.
W miejscu tym rodzi się kolejny problem: czy książka ta jest jedynie kolejnym kryminałem; warto dodać – kryminałem na wysokim poziomie, czy może pretekstem do postawienia szerszej kwestii: zapytania unde malum?, zapytania o ludzką kondycję w świecie, w którym rządzi przemoc.

Cleaver to postać zaskakująca przede wszystkim dla mieszkańców hrabstwa Clayton. Z opisaniem mordercy radzi sobie o wiele lepiej niż wykształcony profiler, widzi rzeczy, których tamten nie dostrzega, służy radą policji, która wydaje się być zagubiona. Czy to jednak nie dziwne, że doświadczona jednostka ścigania prosi o pomoc nieletniego chłopca, opinią lekarską uznanego za socjopatę?

Pan Potwór, to studium ludzkiej psychiki poddawanej ciągłej walce ze złem. To swoiste brutalne przeniesienie zjawiska psychomachii na grunt podatnego i osłabionego umysłu potencjalnego zabójcy.
W tekście nie brakuje również motywu powielania schematów rodzinnych, od których nie sposób uciec. Zjawisko szeroko rozumianego determinizmu doskonale obrazuje tutaj związek siostry Johna, Lauren, ze stosującym przemoc Curtem.
Wells w swojej książce zaskakuje czytelnika niezwykłą przewrotnością – oto to, co powszechnie uznawane jest za praworządne staje się siedliskiem zła; a to co społecznie opieczętowane, jako niebezpieczne staje się wybawieniem.

Gorąco polecam - na pewno nie będziecie się nudzić.
Zastanawia jedno.... czy to aby na pewno powieść dla nastolatków?

Baza recenzji Syndykatu ZwB

poniedziałek, 20 lutego 2012

Zemsta jest kobietą – antologia





Zemsta jest kobietą, to antologia opowiadań, na którą składają się teksty pisane zarówno przez przedstawicieli płci męskiej, jak i żeńskiej. Wszystkie utwory skupiają się wokół motywu odwetu, silnie powiązanego z kobietami.

Publikacja ta zrodziła po wyłonieniu dwunastu zwycięskich prac spośród stu pięćdziesięciu nadesłanych. Pisarze na różne sposoby zinterpretowali motyw przewodni, tworząc niepowtarzalne opowieści o sile kobiecej determinacji i pamiętliwości.

Poziom opowiadań jest bardzo zróżnicowany – bywają lepsze oraz gorsze, ogólny bilans wypada jednak dodatnio.
Książkę otwiera opowiadanie Naga. Jest to tekst bardzo męski. Porusza problematykę bolesną, tematykę molestowania córki przez ojca, a następnie jej okrutną zemstę, odwet po latach, który przesuwa granicę dobrego smaku, intensywnie zahacza o kazirodztwo. Niestety zemsta ta jest nieudana, nie przynosi oczekiwanego katharsis, lecz robi coś skrajnie odwrotnego – wyniszcza główną bohaterkę, powoduje jej upadek moralny i całkowite zepsucie.

Na antologię składają się także teksty:
Malarz – opowieść o podążaniu za wymyślonym ideałem, o niespełnieniu i ucieczce w świat pragnień i wyobrażeń,
Dziennik Juli - traktujący o kobiecie, która dla sztuki poświęciła wszystko, zatraciła nawet samą siebie i swój niepowtarzalny styl, zrezygnowała z indywidualizmu na rzecz sławy i chwilowych potrzeb mas,
 Sto dni lata – tekst o bardzo ciekawej formie, przyjmuje funkcję dziennika rozmów, w którym opisany został każdy kolejny dzień, podczas którego bohaterka przechodzi od stanu depresyjnego, przez upojenia nową miłością, aż na powrót do skrajnego załamania i odcięcia się od wszystkich. Czytając to opowiadanie, odbiorca ma wrażenie podsłuchiwania prywatnych rozmów bohaterki ze swoją przyjaciółką,
Granica starości – utwór przenosi nas do roku 2050, kiedy to żyjąca dotąd w ustabilizowanym związku kobieta zostaje porzucona dla innej. Jej partner szybko się nudził, wybierał sobie coraz młodsze towarzyszki życia. Porzucona kobieta postanawia więc zemścić się na swoim byłym ukochanym przy wykorzystaniu jego własnej broni,
Prywatny akt oskarżenia – jest to pomniejszy zbiorek krótkich opowieści, w których autor proponuje różne spojrzenia na literaturę. Teksty te łączy wizja zamordowanego pisarza, który ginie z rąk niezadowolonej poziomem obecnie tworzonej literatury krytyczki literackiej. To ona odpowiedzialna jest za wszystkie zbrodnie przedstawione na kartach tych opowiadań.
Primadonna – historia pewnej młodej kobiety, która za wszelką cenę chciała dostawać lekcje śpiewu u znanej śpiewaczki operowej. Szybko stała się dla niej najbliższą osobą, która w chwili próby doskonale wykorzystała chorobę divy.
Mgła – tekst przedstawiający zemstę przeprowadzoną z prawdziwą premedytacją i zupełnie na chłodno. Bohaterka zabija młodą dziewczynę, która kilkanaście lat wcześniej spowodowała wypadek, na którego skutek kobieta straciła całą najbliższą rodzinę,
Dzień, którego nie było – historia zupełnie nieprawdopodobna – oto ogłoszone zostaje, że dzień 19 maja… zdubluje się. Pierwszy z nich, to będzie czas, którego wydarzenia zostaną na zawsze zapomniane o godzinie 00.43 kolejnego 19 maja. Dzień, w którym każdy może robić co tylko chce, nie obawiając się żadnych konsekwencji. Dzień, który wyzwala pokłady ukrywanego zła i przemocy,
Oczy wieprza – opowieść snuta przez osobę siedzącą na nudnym wykładzie, który skłania do snucia refleksji nad życiem i nad znienawidzonymi przez nią „oczami wieprza”, z których promieniuje zło,
Przyjaciele – tekst traktujący o dwójce przyjaciół, z których jeden znajduje się w centrum uwagi, zdobywa sympatię wszystkich dziewczyn, względy rodziny znajomych, chwali się swoimi sekspedycjami; podczas gdy drugi jest całkowicie niezauważany. Wraz z pierwszą prawdziwą miłością swojego przyjaciela planują na nim zemstę, której ofiarą niespodziewanie stanie się więcej niż planowana jedna osoba.
Seweryn – tekst kończący antologię, którego przedmiotem są losy pisarki, która po wielu latach godzi się na napisanie biografii swojego byłego męża. Wiąże się to dla niej z wielkim cierpieniem, lecz jest także okazją do nieplanowanej zemsty.


 Dużym walorem tej publikacji jest różnorodność tekstów w niej zawartych, które mimo swojej dużej indywidualności zachowują oczekiwaną spójność. Z mojej perspektywy najwyższy poziom utrzymują opowiadania z pierwszej połowy antologii.
Niemniej jednak każde z nich bardzo dobrze ukazuje różnorodność kobiet i ich zachowań.
Przewodni temat zemsty został świetnie wykorzystany nie tylko do stworzenia ciekawych opowiadań, lecz także do pokazania praw rządzących w przysłowiowo słabej, lecz prawdziwie twardej i bezwzględnej rzeczywistości kobiet.

Książkę tę wieńczy ciekawy wywiad przeprowadzony przez Janinę Koźbiel z Elżbietą Adamiak, o tym czy zemsta naprawdę jest kobietą i czy odpowiedzi na to pytanie możemy szukać w Piśmie Świętym.

Polecam. Książka zdecydowanie warta uwagi. Panowie, strzeżcie się.






niedziela, 19 lutego 2012

O modlitwie – Clive Staples Lewis


Na każde kolejne spotkanie z Lewisem czekam z wytęsknieniem.
Oczekuję Go jak przyjaciela, w którego towarzystwie będę mogła poprowadzić inteligentną rozmowę, a także przysłuchać się rozmyślaniom kogoś, kto wiele wie i zna odpowiedzi na szereg nurtujących mnie pytań.
Tym razem moja rozmowa z pisarzem była ubogacona dzięki formie, jaką przybrała jego książka O modlitwie.
Publikacja ta została pomyślana jako zbiór listów Lewisa do fikcyjnego przyjaciela, którym przy odrobinie chęci i wyobraźni może być każdy z sięgających po nią Czytelników.

Autor stosując tak osobistą formę wyrażania własnych myśli, w sposób niezwykle szczery i bezpośredni przedstawia swoje przemyślenia dotyczące modlitwy, jej formy i funkcji.
Dochodzi tutaj do głosu jego zdanie na temat wszelkich zmian wprowadzanych w formach modlitwy zbiorowej.

Dzisiaj, coraz więcej osób deklaruje się jako „niepraktykujący wierzący”. W sytuacji takiej dochodzi do całkowitego zrezygnowania z tej formy rozmowy z Bogiem i życia we wspólnocie. Wydawać by się mogło, że powinno odbić się to na rosnącej potrzebie modlitwy indywidualnej. Czy jednak zadajemy sobie pytanie jak wygląda nasze spotkanie ze Stwórcą? W jaki sposób się do niego zwracamy, czego oczekujemy po takim spotkaniu, czy jest ono regularne, czy nie jest jedynie instrumentalnym traktowaniem Boga czy też przykrym obowiązkiem?
Podobne wątpliwości dręczyły także Lewisa. Wiele z nich poruszył w listach, które stanowią jednocześnie ostatnią z ukończonych przez niego książek, wydaną drukiem już po jego śmierci.


Epistolarny charakter publikacji Lewisa pozwala czytelnikowi na swoistą polemikę z pisarzem. Podczas lektury, wielokrotnie kusiłam się o dyskutowanie z autorem, poddawałam w wątpliwość wiele z jego spostrzeżeń. Stanowiło to wspaniałą możliwość dialogu z kimś, z kim bardzo chciałabym porozmawiać. Każdy z kolejnych rozdziałów był dla mnie odpowiedzią na podjęte tematy, których nie czytałam biernie, lecz do których zawsze starałam się ustosunkować, przytaczając własne kontrargumenty. Dzięki temu lektura ta stała się niezwykłym wyzwaniem: musiałam bowiem przypomnieć sobie całą teoretyczną wiedzę, którą zdobyłam, połączyć ją z życiowym doświadczeniem i w takiej formie „zareklamować” Lewisowi.
Poprzez to książka ta nie stała się dla mnie kolejnym nudnym wywodem, lecz pretekstem do zaktualizowania swoich poglądów.

Rozważania Lewisa skupiają się głównie na tym, jaka powinna być dobra modlitwa, jak mają się do niej utarte schematyczne formułki, znane nam od dawna. Autor wielokrotnie podkreśla, że każda modlitwa jest doświadczeniem indywidualnym, dlatego niezwykle ważne jest samodzielne doświadczenie jej siły. Ponadto odpowiada na wątpliwości dręczące człowieka, który przeżywa „duchową pustynię”; który przestał „odczuwać” obecność Boga.

Choć książeczka ta nie jest długa, powinna stanowić lekturę na kilka dni. Kilka dni refleksji nad kondycją własnej duszy, nad stanem relacji ze Stwórcą i formą swojej modlitwy. Pozwolą one dostrzec jej słabe cechy, a także znaleźć sugestie dotyczące pewnych fundamentalnych zmian, mających pomóc nam odbudować pewne relacje.
Polecam, zwłaszcza na okres zbliżającego się Wielkiego Postu, sprzyjającemu zmianom.



Najdalsza podróż – Constanze Kopp


Choroba i śmierć mogą dotknąć każdego. Młodego, starego, biednego, bogatego. To jedyne, nad czym człowiek jeszcze nie zapanował i nigdy nie zapanuje. Wymyka się ludzkiej kontroli i człowieczej próbie przejęcia władzy nad samym sobą i światem.

Gdy choroba dotyka osobę starszą, zawsze jest to cios, jednak cios złagodzony poprzez świadomość, że osoba taka „swoje przeżyła”. Gdy choroba uderza w niewinne dziecko, zaczyna brakować słów na opisanie bezsilności w jakiej znajduje się całe jego otoczenie. Nie sposób wytłumaczyć jej sobie niczym, nie sposób załagodzić.
Wielu z nas zadaje sobie wówczas szereg pytań o sens cierpienia, sens śmierci i przemijania.
Wielu dopiero wówczas zaczyna doceniać życie, jakiekolwiek by nie było i cokolwiek by ze sobą nie niosło. W takich chwilach przestajemy rozumieć samobójców, którzy dobrowolnie zrezygnowali z tego wielkiego daru, jaki otrzymaliśmy całkowicie za darmo.

Najdalsza podróż, to opowieść pisana z perspektywy dziewczynki, która umarła w wieku piętnastu lat. Dziecko urodziło się z  mukowiscydozą, chorobą genetyczną, na którą nie wymyślono lekarstwa. Powodowała ona liczne zaburzenia w organizmie dziewczynki, osłabiała ją i sprawiała, że jej życie od samego początku było wypełnione bólem.
Franny charakteryzował jednak niezwykły optymizm. Samodzielnie oswoiła chorobę, uosabiając ją i nazywając zdrobniale – Muki.

Choć książeczka ta miała w domyśle rozwiać wiele wątpliwości związanych ze śmiercią, tak naprawdę stanowi ogromny zbiór retorycznych pytań, na które wciąż nie znamy odpowiedzi.
Dziewczynka zastanawia się nad sprawami, które dotykają każdego z nas. Jednak, jako osoba, która przebyła już granicę oddzielającą Niebo od Ziemi, wie co zostało nam dane od Boga, by ułatwić ziemskie podróżowanie.

Franny w swojej opowieści odwołuje się do Małego Księcia oraz Hallo, Pan Bóg? Tu Anna…. Osobiście odnajduję w niej także wiele podobieństw do Oskara i Pani Róży – podobnie jak w książce Schmitta, Franny dojrzewa do powrotu do Pana Boga, próbuje przeżyć życie, oswaja umieranie.
Constanze Kopp w swojej publikacji nie omija samego momentu śmierci. Opisuje chwilę umierania, wskazuje na różnice między duszą a ciałem, zwraca uwagę na to, jak należy o nie dbać.

Fascynujące jest to, jak wielką dojrzałością wykazuje się małą Franny. Doskonale wie, co ją czeka i świetnie sobie z tym radzi. Nie tylko sama przygotowuje się na moment, swojego odejścia, ale także daje wskazówki rodzinie, dotyczące tego, jak powinni zachować się w momencie jej śmierci.
W książce tej ukazuje się również wizja świata, w którym nie ma piekła. W świecie bohaterki nawet ludzie, którzy za życia podejmowali bardzo złe decyzje i ranili innych, mają swoje miejsce przy Panu Bogu.
Piękna, a jednocześnie dość niebezpieczna wizja, jeśli wziąć pod uwagę to, że mając świadomość istnienia jedynie Nieba za ziemskiego życia można by pozwalać sobie właściwie na wszystko, wiedząc, że nie czeka nas żadna kara.

Książka Kopp ma wiele przesłań. Jednym z nich jest nieustająca świadomość tego, że najważniejsze w życiu są uczucia i relacje, a nie rzeczy, którymi się otaczamy. Drugim – zachęcenie do odnajdywania w każdym wydarzeniu naszego życia aspektów pozytywnych, zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi. Wreszcie trzecie – podjęcie próby oswojenia śmierci, ze świadomością, że jest jedyną pewną rzeczą na tym świecie i że należy być na nią odpowiednio przygotowanym.

Najdalsza podróż
, to wzruszająca wyprawa do Nieba, gdzie wszyscy są szczęśliwi, nikt nie cierpi ani nie tęskni. To przestrzeń, w której odnajdziemy idealne wersje siebie.


Polecam.




Dziki owoc – Marcin Jeleń OP



Dziki owoc, to kolejna z książeczek dominikanina Marcina Jelenia, która za pomocą baśniowej poetyki wprowadza młodego czytelnika w świat Pana Boga, przedstawiająca w sposób czytelny i zrozumiały najważniejsze prawdy wiary.
Jak do tej pory – to moja ulubiona.

Bohaterami tej krótkiej opowieści są Zygfryd i Leon – dwaj najlepsi przyjaciele zamieszkujący Brązową Krainę, stanowiącą metaforyczne przedstawienie ziemi.
Chłopcy zawsze świetnie się dogadywali. Niestety ostatnio sytuacja trochę się zmieniła. Gdy ich rozmowa zbaczała na temat Zielonej Krainy, zawsze kończyła się kłótnią. Wszystko zaczęło się od dnia, gdy chłopcy wyruszyli we wspólną podróż, podczas której spotkali Starca. Ten, obiecał im odnaleźć drogę do Zielonej Krainy i nakazał, by zaczerpnęli cudownej wody ze źródła, która miała pomóc im w dojściu do celu. Droga do wymarzonej krainy nie była niestety usłana różami – chłopcy bardzo długo szli w ciemnościach, noc spędzili w przerażającym miejscu. Leon, mimo wielkiego pragnienia odnalezienia Zielonej Krainy, bardzo szybko się wycofał. Zygfryd postanowił iść dalej, a jego wędrówka została zwieńczona sukcesem. Ten właśnie dzień na zawsze ich poróżnił. Leon zrażony porażką, nie mógł uwierzyć w opowiadania przyjaciela, nie dał się przekonać, że Zielona Kraina istnieje i że posiada Króla ani że jest tak piękna, że opuszczenie jej wiąże się z wielkim bólem. Zygfryd opowiadał także o Czarnej Krainie oraz zamieszkujących ją potworach, wspominał Białą Postać, która strzegła go podczas całej wędrówki oraz gorąco namawiał Leona, by wraz z nim ponownie wyruszył w tę wspaniałą podróż.
Leon był już jednak odmieniony – czuł ogarniającą go złość i niechęć, przestał wierzyć w istnienie czegokolwiek poza Brązową Krainą, w której aktualnie mieszkał, poddawał w wątpliwość nawet istnienie Starca, którego bohaterowie spotkali razem.
Szukał usprawiedliwień w racjonalizmie, wszystko starał się uzasadnić rozumowo, zrzucając przygodę Zygfryda na karb jego bujnej wyobraźni.
Zaniepokojony chłopak postanowił jednak się nie poddawać i po wielu próbach namówił przyjaciela na ponowną wspólną podróż, która miała udowodnić, że niczego sobie nie wymyślił. To właśnie tutaj zaczyna się akcja właściwa, której przedmiotem jest podróż młodych bohaterów w poszukiwaniu Zielonej Krainy.
Na ich drodze stanie wiele barwnych postaci, w tym Nieznajomy, Chien, Łucja. Bohaterowie będą musieli podjąć wiele trudnych wyborów, a cały czas będą mieli wrażenie, że zostali całkowicie opuszczeni.
Będą wystawiani na wiele prób – Starzec nie będzie odpowiadał na ich wezwania, nie złamią go groźby, szantaże. Młodzi bohaterowie dowiedzą się, że Starzec ujawnia się wtedy, kiedy sam tego chce – Jeleń bardzo czytelnie i przystępnie opisał teofanię, choć oczywiście nie nazywa jej po imieniu.
Wspaniale pokazał także niewidzialną obecność Aniołów Stróżów, którzy dają swoim podopiecznym poczucie bezpieczeństwa i nieustającej opieki.
Rewelacyjnie ujął moment, w którym chłopcy wdali się w dyskusję z pokusą i ukazał tego konsekwencje. Dobitnie wskazał, że ze złym się nie dyskutuje, że należy go ignorować.
Świetnie przejaskrawił jedną z bolączek współczesności ciągnącą się za nami już od czasów oświecenia, a pewnie i dłużej – hołubienie rozumowi, podważanie wszystkiego, uznawanie za prawdziwe tylko to, co można wyjaśnić rozumowo, przyrównanie wiary do choroby psychicznej.
W książeczce tej ukazany został także przykład wiary żarliwej, którą uosabia Zygfryd. Jest to wiara, którą niełatwo złamać, która czerpie siłę z dostrzegania Bożych łask i Bożej obecności.
Nie zabrakło tutaj również motywu owocu, którym Nieznajomy prowokuje młodych bohaterów, za pomocą którego wyzwala w Leonie strach i dzięki któremu manipuluje jego postrzeganiem rzeczywistości. Grzech osłabia, zniewala. Wiara naraża na wyśmianie, na społeczny ostracyzm.

Bardzo podoba mi się oprawa graficzna tej książeczki, tym bardziej, że doskonale współgra z jej treścią. Tam, gdzie do głosu dochodzi największe zło, stronice są czarne, co dodatkowo działa na wyobraźnię i potęguje wrażenie niebezpieczeństwa.
W publikacji tej nie sposób nie zwrócić uwagi także na ważność cyfry 3 – po 3 dniach Starzec powrócił do bohaterów [wyraźna aluzja do Zmartwychwstania].

Jak nie trudno się domyślić, każdy z bohaterów, każda kraina oraz każde wydarzenie ma w książeczce tej znaczenie metaforyczne.
Czarna, Brązowa oraz Zielona Kraina, to kolejno Piekło, Ziemia i Niebo. Król – władca Zielonej Krainy, to wizualizacja Boga, Białe Postaci – Aniołów, Nieznajomy – Szatana.
Książeczka ma wiele morałów, z których najważniejszym jest chyba uświadomienie czytelnikowi, że droga do Boga nie jest prosta, że jest ona usiana licznymi zasadzkami i niebezpieczeństwami, że jej przebycie wiąże się z cierpieniem i niejednokrotnie z próbą, ale na końcu, na każdego czeka zasłużona nagroda i wieczna szczęśliwość w miejscu, którego piękna nie sposób opisać za pomocą ludzkich słów.

Jeleń doskonale zebrał w całość prawie całą mądrość chrześcijańską i podał ją młodemu czytelnikowi w sposób tak zrozumiały, że wzbudza ogromny szacunek i podziw.
O sprawach fundamentalnych bowiem często mówić jest ciężko. Autor dokonał czegoś niezwykle trudnego. Dla mnie, odkrywanie kolejnych wartości, kolejnych prawd wiary przedstawionych w sposób alegoryczny, było niezapomnianą i ekscytującą przygodą. A co dopiero powiedzą dzieci! O pozycji tej można byłoby pisać wiele, bo stanowi niewyczerpaną studnię mądrości, ale przyjemność odkrywania pozostawię Wam…
Polecam!





sobota, 18 lutego 2012

Puszczyk – Jan Grzegorczyk

Przy wyborze książki Jana Grzegorczyka intuicja mnie nie zawiodła.
Rzadko zdarza się, by okładka, opis, opinie – wszystko składało się na jedną spójną całość, która do czytelnika woła głośnym „przeczytaj mnie!”. Wyżej opisana sytuacja ma jednak miejsce w przypadku najnowszej powieści Grzegorczyka, autora m.in. Chaszczy.

Czasem, wielu z nas marzy o ucieczce od codzienności do miejsca, które samym swoim istnieniem gwarantowałoby pożądany spokój, wyciszenie i zaszycie się. Idealnym miejscem na oddech, dla osób z dużych miast, wydaje się być prowincjonalne miasteczko, znajdujące się z dala od gwaru, szumu i dostępności wszystkiego.
Niejednokrotnie jednak, to właśnie w takim miejscu nasze życie nie dość, że nie zaczyna być ustabilizowane, to jeszcze ulega ciągłym zawirowaniom.

Bohaterem Puszczyka jest Stanisław Madej – niespełniony pisarz w średnim wieku. Nieodłącznymi towarzyszami jego życia są samotność, zagubienie i niezmienny brak szczęścia w miłości. Mężczyzna ma nadzieję, na odnalezienie upragnionego spełnienia w nowym miejscu, które staje się ucieleśnieniem jego eskapizmu.
To w nim Stanisław pragnie zacząć życie od nowa, przeszłość odgradzając grubą linią demarkacyjną. Bohater oczekuje jedynie spokoju i azylu.
Szybko jednak okazuje się, że wybór miejsca na nowy start był dość niefortunny.

Gdy Stanisław odnajduje zwłoki księdza, który miał wyjawić mu pewną tajemnicę, czuje, że jego śmierć nie jest przypadkowa. Choć zgon proboszcza  przez specjalistów uznany był za wypadek, Madej na przekór wszystkim postanawia przeprowadzić małe śledztwo na własną rękę. Dobrze wie, że w tak małej miejscowości, to właśnie ksiądz jest osobą, która o swoich parafianach wie najwięcej – zna ich najskrytsze sekrety, obserwuje ich zachowania, uczestniczy w ich życiu od lat. Stanisław podejrzewa, że proboszcz wiedział o czymś, co mogło przysporzyć mu wrogów pragnących jego śmierci.

Podczas dochodzenia, na drodze bohatera staje wielu ludzi, którzy okazują się być pionkami w grze o wszystko. Stanisław wikła się w kilka romansów, z których żaden nie kończy się tak, jak chciałby tego Madej. Nieświadomie jest on manipulowany i wykorzystywany, a jego nadmierna ufność przysparza mu nie lada problemów.

Powieść Grzegorczyka jest rewelacyjna. Wciąga od pierwszych chwil, trzyma w napięciu, które budowane jest stopniowo i doskonale oddziałuje na psychikę.
Podczas całej lektury przez moją głowę przewinęła się całą plejada potencjalnych podejrzanych. W końcowej fazie udało mi się odkryć winnego, przed wyłożeniem wszystkich kart przez autora, jednak nie wpłynęło to na dalszą lekturę negatywnie. Z przyjemnością śledziłam losy Madeja, z wielką radością obserwowałam jak moje przypuszczenia staję się niepodważalną prawdą.
Puszczyk, to opowieść dla tych, którzy cenią sobie zaskakujące wydarzenia. Nie jest to bowiem typowy kryminał, lecz  w dużej mierze kryminał obyczajowy. Obserwujemy w nim psychologiczne gry bohaterów, uzasadnienia ich zachowań, wiele wątków miłosnych, odwołań do tekstów kultury, średniowiecznej mistyki, a także dużo, dużo więcej.


Jeśli szukasz czegoś utrzymanego w konwencji, jednak niesztampowego – sięgnij po Puszczyka, a nie pożałujesz.








czwartek, 16 lutego 2012

Koniec gry – Anna Onichimowska



Homoseksualizm przestaje być tabu. Coraz częściej osoby o tej orientacji seksualnej decydują się na  wielki coming out, wyjście z ukrycia i podzielenie się z innymi swoją historią. Formy takich wyznań są różne: filmy, listy, deklaracje. Najpopularniejsze jednak stają się… książki.
Biografie, opowieści o…, wspomnienia, pamiętniki.
W dobie promowania szacunku i tolerancji oraz akceptowania „inności”, temat ten na różne sposoby próbuje się upublicznić i rozpowszechnić. Zaznajamiane są z nim już nawet dzieci, po to, by od najmłodszych lat żyć w poszanowaniu odmienności oraz różnic, jakie istnieją między ludźmi na wielu płaszczyznach życia.
Próbę opowiedzenia o homoseksualizmie dzieciom oraz młodzieży [bo to do nich w zamierzeniu kierowana jest oferta znak emotikon] podjęła Anna Onichimowska – autorka, która nigdy nie bała się trudnych tematów, a która wręcz przeciwnie – właśnie o nich z największym zamiłowaniem pisała. Wystarczy wspomnieć tutaj jej najpopularniejsze ksiązki – Hera, moja miłość oraz Lot komety.
Bohater powieści Koniec gry – Alek – po stosunkowo długim związku z najbardziej pożądaną nastolatką w szkole i po zdobytych dzięki niemu pierwszych doświadczeniach seksualnych, odkrywa w sobie pociąg do mężczyzn. Bardzo długo prowadzi walkę z samym sobą, „próbuje się” na wiele sposobów; odwiedza nocne kluby, ogląda porno filmy, przegląda kalendarze dla homoseksualistów – a wszystko to utwierdza go w przekonaniu, że trwały związek jest w stanie utworzyć jedynie z osobą tej samej płci.


Problemem staje się jednak związek z Renią, która coraz bardziej naciska na wstępne zaręczyny, wspólne mieszkanie w Warszawie, a w przyszłości – wspólne życie. Alek czuje się stłamszony, jednak mając na uwadze popularność dziewczyny wie, że każdy jego krok musi być przemyślany. Zanim jednak odkrył w sobie pociąg do mężczyzn, spędził kilka miesięcy za granicą, gdzie próbował zarobić parę groszy.
Po wakacyjnej pracy w Anglii, gdzie poznał przemiłego starszego Pana Ludwika, Alek wrócił do kraju odmieniony. Niestety, jego przedwczesny powrót związany był z wypadkiem ojca. Wydarzenie to spowodowało, że chłopak musiał wrócić do pracy w kraju. Przed wyjazdem pełnił funkcję „chłopca na posyłki” u reżysera Macieja. Tam też zatrudnił się po powrocie na stałe. Decyzja ta była brzemienna w skutki, bowiem jego pracodawca był… gejem.
Wiele pozornie przypadkowych wydarzeń w życiu Alka przyczyniło się do tego, że o jego skłonnościach dowiedziała się Renia domagająca się publicznego oświadczenia, a po niej rodzice Alka – bardzo radykalni w swoich poglądach.
Zerwanie z dziewczyną, stało się początkiem zupełnie nowego życia bohatera. Stało się tytułowym końcem gry, a początkiem życia w prawdzie, kosztem wyrzeczenia się dawnego siebie.
Wydawać by się mogło, że w książce tej nie brakować będzie scen erotycznych. Mylił się jednak będzie ten, kto uzna to przypuszczenie za prawdę. Onichimowska jedynie zasygnalizowała „momenty”, niczego nie podając na tacy, niczego nie opisując i nie opatrując pikantnymi szczegółami. Z tej perspektywy książka jest bardzo poprawna dydaktycznie. Uczula na problem, wskakuje go – jednak nie sprawia, że ksiązka staje się ekshibicjonistycznym wyznaniem młodego homoseksualisty.
Co jednak dramatycznie rzuca się w oczy, to pewien znaczący brak – brak skrajnych emocji. Alek, choć znajduje się w wieku dojrzewania, odkrywa swoją seksualność, zrywa z maską przed rodziną i środowiskiem zewnętrznym; tak naprawdę niczego nie przeżywa do głębi. W książce tej brak rozterek, brak rozmyślań, brak dramaturgii. Czytelnik pozostaje z niejasnym wrażeniem, że bohater wszystko przeżył „na zimno”, podczas gdy gorący temperament dorastającego nastolatka wskazywałby na zachowanie zgoła odmienne.
Można tłumaczyć to docelowymi odbiorcami, jakimi mają być właśnie nastolatki.  Czy w tej sytuacji jednak książka nie okaże się mało autentyczna? Czy ktokolwiek z młodych czytelników będzie w stanie potencjalnie utożsamić się z bohaterem? Myślę, że w tej kwestii powieść ta swojego zadania nie spełnia.
Co jeszcze może denerwować, to zakończenie. Z mojej perspektywy jest one urwane, niepełne. Niczego nie kończy, ale też nie otwiera pola na domysły. Czytelnik pozostaje z książką w ręku, mając wrażenie, że brakuje w niej kilku ostatnich stron, które powinny tam być, aby: albo spójnie zakończyć historię; albo otworzyć przestrzeń dla własnych interpretacji wydarzeń późniejszych. Niestety, nic takiego tutaj nie znajdziemy.

Mimo tych kilku wad, cieszę się, że pojawiają się rynku książki poruszające trudną problematykę homoseksualizmu, podaną nastolatkom  w sposób wychowawczy, uczący postawy szacunku, tolerancji i otwartości. Być może dzięki temu zwiększa się szansa na wyrośnięcie pokolenia, które zrezygnuje z ostracyzmu, na rzecz wzajemnej akceptacji.
Warto tę pozycję podsuwać młodym i zwiększać ich świadomość, nim uczyni to przekłamany Internet lub podwórko.



poniedziałek, 13 lutego 2012

Niezłomny - Laura Hillenbrand

Nie sposób zauważyć, że tendencje na dzisiejszym czytelniczym rynku drastycznie się zmieniają.
Coraz częściej i z coraz większą pasją sięgamy po biografie, wspomnienia i dzienniki. Z coraz większą intensywnością zatapiamy się w lekturze opowieści, które wydarzyły się naprawdę. Na szczęście, powoli odkrywamy jak niezwykłe są historie z życia wzięte i odkładamy na bok to, co wytworem fantazji. Przestajemy uciekać się w fikcję, podczas gdy wokół nas dzieją się tak nieprawdopodobne rzeczy. Dostrzegamy, że życie to najbardziej zdumiewająca opowieść.
Są bowiem historie, które TRZEBA opowiedzieć i które TRZEBA przeczytać. Przedstawiam Wam jedną z nich.

Louis Zamperini w dzieciństwie podobny był wielu chłopcom w swoim wieku – rozrabiaka, drobny złodziejaszek nie stroniący od przepychanek, przez którego cała rodzina traciła nerwy, nie potrafiąc odnaleźć sposobu na wskazanie mu drogi, którą powinien podążać. Był szybszy niż czujny wzrok opiekunów, co niejeden raz sprawiało, że znajdował się w sytuacjach nie do pozazdroszczenia.
Jego sytuacja zmieniła się, gdy za sprawą brata zapałał miłością do biegania. Znany wszystkim schemat – resocjalizacja w ramach sportowych zmagań – przyniósł niespodziewane efekty. Cała energia Louisa została spożytkowana w tak rewelacyjny sposób, że chłopak bardzo szybko dostał się na Olimpiadę. Jego sukcesy były przyczyną zazdrości wielu, a wrodzony talent niesamowitą konkurencją dla innych sportowców.
Niestety, sielanka nie trwała długo.
Europą wstrząsnęła wojna, podczas której ojczyzna upomniała się także o Zamperiniego.
I tutaj zaczyna się tragiczna historia człowieka, który poświęcił wszystko, aby przeżyć.
Po katastrofie lotniczej, trzyosobowa odratowana część załogi Louisa przez wiele tygodni dryfowała po oceanie, bezskutecznie czekając na ratunek. Zmagali się z rekinami, sztormami, ale nade wszystko – z samymi sobą, swoją kruchą psychiką i wielkim pragnieniem przetrwania.

Niezłomny, to rewelacyjnie opowiedziana  historia człowieka, którego siła charakteru, determinacja, upór, wola przeżycia i odwaga są nieporównywalne z żadnym innym znanym mi dotychczas człowiekiem.
Doskonała opowieść, od której nie sposób się oderwać, która wciąga lepiej niż niejeden thriller, która wstrząsa i przenika do głębi.
Fenomenalna, doskonała biografia człowieka, o którym powinien usłyszeć cały świat.

Opowieść o bohaterze, który staje się żywym świadectwem człowieczeństwa, żywym dowodem na to, do jak niewiarygodnych czynów zdolny jest człowiek.
Zamporini to człowiek, który budził i nadal budzi niewyobrażalny szacunek i podziw. To ktoś, kto mimo cierpień, mimo niewoli i męki nie do opisania staje się symbolem. Symbolem jakiego coraz częściej nam brakuje, a jakiego coraz bardziej nam potrzeba.
Wstrząsająca opowieść, na myśl o której słowa grzęzną w gardle.

Wzbogacona fotografiami i wieloma anegdotkami z życia Zampiego, staje się perełką, która bez wątpienia MUSI znaleźć się na naszej półce. Nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł nie poznać tej historii.
Gorąco polecam!



niedziela, 12 lutego 2012

Podróżnik stulecia- Andres Neuman


Andres Neuman, spędził dzieciństwo w Buenos Aires. Ukończył filologię hiszpańską na Uniwersytecie w Grenadzie, gdzie wykładał również literaturę iberoamerykańską.
Podróżnik stulecia, to jego czwarta powieść, przetłumaczona na dziesięć języków, nagrodzona szeregiem prestiżowych nagród, w tym nazwaniem ją jedną z pięciu najlepszych książek roku napisanych w języku hiszpańskim.
Wyróżnienia te nie dziwią, gdy w pamięci ma się jeszcze niezwykłą lekturę i podróż  w głąb miasta- labiryntu, które niezamierzenie staje się miejscem naszego stałego pobytu, a nie jedynie jednym z wielu miast przejezdnych na drodze ku przygodzie.
Hans wybierał się właśnie w podróż do Dassau. Czy aby na pewno? Nie sposób tego dowieść, gdyż gdy tylko pojawił się w  Wandernburgu – został w nim na zawsze. Miasto to, stanowiło dla niego zagadkę nie do rozwikłania. Żadne z odwiedzanych przez niego miejsc, nigdy nie znajdowało się w tej samej pozycji, przestrzenie mieszały się i zmuszały do kolejnych poszukiwań, zaskakiwały swoją niestałością i otwierały pole do interpretacji oraz dyskusji.
Właściciele oberży, w której zatrzymał się bohater, szybko przyzwyczaili się do jego nieustannej obecności, przestali pytać o dzień wyjazdu, gdyż znacznie szybciej niż on zrozumieli, że ten nigdy nie nadejdzie.
Miasto pochłonęło bohatera, nie pozwalało mu się od siebie uwolnić. Wiele w tym zasługi miała Sophia oraz kataryniarz, którego spotkał pierwszego dnia swojej podróży. To on stał się jedyną niezmienną istotą w Wandernburgu, on stanowił dla Hansa swoiste oparcie, a w niedługim czasie stał się także jego przyjacielem.
Już ta więź na stałe zespoliła go z miastem, jednak w momencie poznania Sophii – los bohatera został przypieczętowany. Zaczął bywać na spotkaniach Salonu, których była przewodniczką, próbował zdobyć ją swoją wiedzą, erudycją i niezwykłym darem przemawiania. Jej zachowanie sprawiało, że zamiast się zniechęcać, Hans był coraz bardziej zmotywowany do kolejnych słownych przepychanek z innymi członkami Salonu.
Ich znajomość szybko przerodziła się w tajemny romans, który za wszelką cenę należało ukryć przed narzeczonym bohaterki. By to uczynić, młodzi wyjaśniali swe spotkania wspólnym tłumaczeniem tekstów. Jak potoczyły się ich losy? Nie chcąc psuć Wam przyjemności płynącej z lektury – nie zdradzę. Dość jednak powiedzieć, że powieść ta co rusz zaskakuje. Sama staje się labiryntem, który należy przejść indywidualnie, samodzielnie dobierając drogę, którą chcemy się poruszać.

Podobnie bowiem jak z bohaterem, rzecz ma się z czytelnikiem, który raz zakosztował w tej niezwykłej powieści. Neuman czaruje nas językiem, „wsysa” do wykreowanej przez siebie rzeczywistości i nie pozwala złapać oddechu. Jesteśmy niczym bohater - „przejazdem” - a tak naprawdę zostajemy na stałe. Nie chcemy kończyć tej powieści, nie chcemy przewracać ostatniej stronicy, do końca mamy nadzieję, że otworzy ona przed nami kolejne drzwi labiryntu myśli i uczuć.

Doskonale zarysowani bohaterowie, tajemnica sącząca się z każdej kartki – to spoiwa, które niczym magnes przyciągają nas do Podróżnika stulecia. A cóż to za język! Język zaczarowany, hipnotyzujący, dialogi wplecione w narrację, wtrącane po przecinkach lub w nawiasach, szeregi dźwiękonaśladowczych słów, wiele słownych gierek.
Wspaniała podróż w zakamarki literatury, rzekłabym nawet – podróż stulecia!

czwartek, 9 lutego 2012

Gówno się pali – Petr Šabach


Petr Šabach  dzieciństwo spędził w praskich Dejvicach. Skończył szkołę bibliotekarską, a następnie studiował kulturologię na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola.

Gówno się pali Petra Šabacha, to książka charakterystyczna.
Niepozornych rozmiarów wolumin kipi czeskim humorem, który albo się lubi, albo nie. A w zależności od tego odbiór tej publikacji będzie różny – jedni ją pokochają, inni przeczytają i szybko o niej zapomną. 
Na jej podstawie Jan Hřebejk, Petr Jarchovský i Ondřej Trojan, nakręcili kultowy w Czechach film Pelíšky (polski tytuł Pod jednym dachem).
Pozycja ta, to jedna z najlepiej sprzedających się czeskich książek. Co wpływa na jej niesłabnącą popularność?
Na publikację składa się ciąg urywanych wspomnień, które nie tworzą jednej fabularnej całości, lecz są połączone jedną tematyką – problemem dorastania w Czechach pamiętających reżim, a także różnicami między płciami. Krótkie opowiadania, w których będziemy mogli obserwować znaczne różnice w przeżywaniu swojego dojrzewania, jakie istnieją między dziewczynami a chłopakami, dostarczą nam niezapomnianej rozrywki i dużej dawki humoru.

Šabach zwraca szczególną uwagę na sprzeczności widoczne między płciami, na tle których rodzi się szereg nieporozumień, konfliktów, ale także młodzieńczych fascynacji, przyjaźni, miłości czy pasji. Wszystko to ubrane jest w zmyślnie spleciony kostium z zabawnych anegdotek, dowcipnych sytuacji, czeskiej ironii. Książeczka ta, momentami przewrotna, nasuwa pewne skojarzenia z telewizyjnymi sitcomami, w których ważne są pojedyncze sytuacje, wpływające na odbiór całości, determinujące ją i stanowiące o jej niepowtarzalności.

Także i u Šabacha ważne są właśnie „momenty”. Chwile, w których dziewczyna postanawia stać się chłopakiem, wychowawca rozmawia z rodzicami o szerzącej się zarazie przekleństw, a ktoś inny wypowiada uniwersalną prawdę na temat obrzydzenia mężczyzn, które odczuwają na myśl o wodzie czy kąpieli.
Na tekst czeskiego twórcy należy spojrzeć z przymrużeniem oka, a wtedy dostaniemy od niego o wiele więcej niż oczekujemy. Przewrotny dowcip na długo pozostanie w naszej pamięci, a lekturze nie raz towarzyszyć będzie wybuch śmiechu.

Nie jest to jednak książka dla każdego, bo podobnie jak humor angielski czy surowość skandynawską – nie każdy „poczuje” czeski humor na tyle, by się śmiać.

Dla tych, którzy chcą spróbować – polecam!


http://www.petrsabach.pl/



Przynęta – Jose Carlos Somoza



Świat jest teatrem, aktorami ludzie – ile razy słyszeliśmy, ba, nawet analizowaliśmy to zdanie wypowiedziane przez Szekspira?

Ten angielski pisarz od wielu lat inspiruje innych twórców, którzy na różne sposoby ustosunkowują się do jego dzieł.
Także i Jose Carlos Somoza postanowił zaczerpnąć z szekspirowskiego motywu teatru i przenieść nas w rzeczywistość, w której rządzą maski i psynomy.

Psynom, to coś w rodzaju indywidualnego kodu naszych pragnień. Dzięki znajomości naszej filii, przynęta może całkowicie nami zawładnąć, dając nam niewyobrażalną rozkosz.
Do roli owych przynęt przygotowywani są różni ludzie: kobiety, mężczyźni, a nawet dorastająca młodzież. Na scenach teatru są oni uczeni przywdziewania wielu masek, mających pomóc usidlić wybraną ofiarę. Za pomocą kilku gestów, tembru głosu czy sposobu chodzenia, potrafią zrobić z nią co tylko chcą. Według tej teorii, wszystkie psynomy zostały w doskonały sposób przedstawione przez Szekspira we wszystkich jego dziełach. To przy pomocy jego sztuk, szkolone są najwybitniejsze Przynęty.

Choć zabiegi te wydają się niespecjalnie moralne, ucieka się do nich nawet madrycka policja, która posiada swój własny wydział, szkolący Przynęty, których zadaniem jest usidlenie najpilniej poszukiwanych przestępców. Oczywiście jednostka ta objęta jest ściśle tajnym nadzorem, a o jej istnieniu wiedzą tylko nieliczni.

Wśród najlepszych przynęt klasyfikuje się Diana – wybitna specjalistka, która od kilku miesięcy próbuje bezskutecznie usidlić Widza – psychopatycznego mordercę.
Kobieta działa w jednostce od wielu lat, a swoje szkolenie odbyła pod czujnym okiem najlepszego znawcy teorii psynomów. Teraz jednak, postanawia odejść z jednostki, by móc cieszyć się swoim związkiem. Niestety, w jej ślady postanawia pójść jej siostra szkoląca się na kolejną przynętę. Diana, próbując ochronić Verę nakładania swojego szefa, by odsunął ją od niebezpiecznych akcji. Niestety nie przypuszcza, że dziewczyna podejmie się gry na własną rękę…

Przynęta, to książka, przy której z całą pewnością nie będziemy się nudzić.
To doskonały thriller psychologiczny, w którym nic nie jest prawdziwe, a każda gra ciągnie za sobą kolejną. Do samego końca nie wiadomo w niej, co jest maską, co jest zabawą, a co prawdą.
Czy prawda w ogóle istnieje? Czy my, żyjąc, nie opieramy się jedynie na ciągłej zmianie masek, czy nie przechodzimy płynnie od jednej roli do kolejnej?

Jose Carlos Somoza serwuje nam kawał dobrej literatury, które pozwala na wniknięcie w świat życiowego teatru. Autor pokazuje nam realia, w których nie rządzą emocje, lecz zabawa ludzką psychiką – jej odkrywanie, rozumienie i bawienie się nią.  Gdzie w tym wszystkim etyka i wolność, zapytacie?
Nie ma. Ważna jest przyjemność, bo to ona, jak się okazuje, determinuje wszystko.

Przeczytajcie, a nie dość, ze zapałacie uwielbieniem do Somozy, to jeszcze na powrót nabierzecie ochoty na dzieła Szekspira.
I nawet gdyby to był jedyny walor tej książki – polecałabym ją każdemu.
A to przecież dopiero początek gry…



środa, 8 lutego 2012

Spotkanie autorskie z Danutą Wałęsą



Dzisiaj, w katowickim Empiku odbyło się spotkanie autorskie z Panią Danutą Wałęsą.
Jej książka Marzenia i tajemnice w przeciągu niecałych dwóch miesięcy stała się bestsellerem sieci Empik, dlatego też Pani Prezydentowa zgodziła się na odbycie, jak to sama określiła, tournée po kilku polskich miastach. Wśród nich znalazły się Katowice.
Pani Wałęsa podczas spotkania odpowiedziała na jedno pytanie Piotra Adamowicza - jej opiekuna i osoby odpowiedzialnej za opracowanie książki; a także na szereg pytań czytelników, których przybyły całe tłumy. (ludzi było tak wiele, że znaczna część musiała stać za sceną oraz pomiędzy regałami).
Po kilkunastu minutach takiej rozmowy, rozpoczęło się ustawianie w kolejce po autograf  pod czujnym okiem ochroniarzy odpowiedzialnych za sprawny przebieg spotkania.
Po ponad półtorej godziny oczekiwania, ostatni czytelnicy otrzymali dedykację w swoich książkach oraz zamienili z Panią Prezydentową kilka słów.
Choć był to wieczór autorski tak różny od dotychczasowych, w których brałam udział, jedno uderzało w nim od samego początku - niezwykła pogodność Pani Wałęsy. Uśmiech towarzyszył jej od początku do samego końca i mimo widocznego zmęczenia, nie zrezygnowała z niego ani na moment.
Zostawiam Was z kilkoma fotografiami:))


 

Miłuje – Henryk Wolniak Zbożydarzyc


Jeśli w Internecie na cokolwiek można trafić rzadko albo prawie wcale, to są to… recenzje tomików poezji.
Oczywiście, Szymborska i Miłość królują, ale co z autorami mniej znanymi? Co z tymi, o których świat się jeszcze nie dowiedział?
Wydawnictwo Miniatura, to oficyna, która do tej pory wydała ponad 1600 tytułów, z których ponad połowę stanowi właśnie liryka. Liryka mniej znana, liryka jeszcze nie odkryta na dużą skalę.
Poezja, to charakterystyczny typ literatury, który nie u każdego odbiorcy odnajduje uznanie. Warto jednak, by chociaż od czasu do czasu, podarować sobie kilka chwil z wierszami w domowym zaciszu. Wiele z nich pewnie na trwałe wryje się w nasze serca, chociażby nieświadomie.
Henryk Wolniak Zbożydarzyc jest wrocławskim poetą i dramatopisarzem.
Swoją twórczością wypracował sobie wiele nagród w konkursach ogólnopolskich. Porównywana jest ona do tekstów Mirona Białoszewskiego i Bolesława Leśmiana.
Henryk Wolniak doczekał się publikacji swoich utworów między innymi we Włoszech, Rosji, Kanadzie i Słowacji. Jeden z jego tomików – Zaurocznia Lądecka – został zgłoszony do Nagrody Literackiej NIKE. Zbiór ten powstał z zamiłowania autora do Lądka Zdroju, w którym obecnie mieszka.

Tomik Miłuje podzielony jest na trzy widocznie wydzielone części. Tytuł został zaczerpnięty z jednego z utworów drugiej z nich.
Partia pierwsza to Mgielnia.
Nic nie jest w niej przypadkowe – ważny jest każdy przysłowiowy przecinek – bowiem tak naprawdę interpunkcji tutaj brakuje. Utwory zawarte w tej części, to teksty upamiętniające wydarzenia katyńskie. Autor bardzo starannie dokonał doboru używanych słów, które służą podkreśleniu nastroju powagi, zadumy, refleksji. Po każdym utworze odbiorca czuje, że musi się zatrzymać. I to właśnie robi. Czeka, zamyśla się. Wyczuwam tutaj poetykę ściśniętego gardła, wywołaną nie wojną, lecz tragedią naszych czasów, tragedią XXI wieku.
Co charakterystyczne dla autora w tej części, to licznie stosowane przerzutnie, niezwykle bogate złożenia oraz określające całą twórczość Wolniaka – neologizmy. Neologizmy poetyckie, wyszukane i …piękne.
Druga część, Miłomgnień,  to szereg utworów, które ciężko zrozumieć. Na ich trudność w odbiorze wpływa ogrom stosowanych przez twórcę słownych gier, a nade wszystko neologizmów, których ilość przekracza ilość znanych nam słów. Zabawa deminutiwami, augmentativami, a także szereg zabiegów słowotwórczych sprawiają, że teksty te należy czytać kilkakrotnie. Należy rozkładać je na czynniki pierwsze, by dotrzeć do ich sedna. To mozolna praca, ale wysiłek będzie nagrodzony.
Moim ulubionym tekstem z tej części, a zarazem utworem, który „poczułam” najbardziej z całego tomiku, to Miłuj XVI, który pozwolę sobie zacytować na koniec.
Miłomgnień, to zbiór utworów wszelakich: smutnych, wesołych, refleksyjnych.


Część trzecia, a zarazem ostatnia nosi tytuł Wieczność na bis. Odnajdziemy w niej utwory autotematyczne – o poezji, natchnieniu, muzach.
Całość wieńczy jednak kolejny tekst katyński, co nadaje całości kompozycję klamrową, a jednocześnie pozostawia po sobie uczucie nieprzejednanego żalu i smutku.

Poezja Henryka Wolniaka, to z całą pewnością twórczość, która na długo pozostaje w pamięci. Wielość neologizmów, a co za tym idzie – trudność w odbiorze – sprawia, że do tomiku tego pewnie jeszcze niejeden raz będę wracać, po to, by zachwycić się na nowo, by zrozumieć i poczuć więcej. Charakterystyczna okładka, na której widnieje portret samego autora przyciąga wzrok i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Polecam. RozMIŁUJEcie się w poezji.
Ocena: brak
Poezji nigdy nie oceniam tradycyjną skalą.