niedziela, 30 grudnia 2012

Obce dziecko – Alan Hollinghurst


Tytuł: Obce dziecko
Autor: Alan Hollinghusrt
Wydawnictwo: MUZA
ISBN: 978-83-7758-194-0
Ilość stron: 616

Obce dziecko to opowieść podzielona na pięć zasadniczych części. Są to: Dwa akry, Revel, Równo chłopcy, równo, Coś z poety i Dawni kompani. Każda z nich snuje osobną opowieść, którą łączy postać bohatera pojawiającego się w pierwszej z nich – poety Cecila Valance’a, który latem 1913 roku zjawia się w tytułowej posiadłości. Przybywa on na miejsce zaproszony przez matkę swojego przyjaciela z Cambridge – George’a Sawle’a.
Wraz z członkami rodziny przeżywa weekend obfitujący w wydarzenia, mające odcisnąć się trwałym piętnem na ich życiu, a także na życiu wielu przyszłych pokoleń, zainteresowanych postacią sławnego pisarza i jego pederastyczną przeszłością.

Osobą, która najmocniej przeżyła wydarzenia lata 1913 była Daphne – wówczas szesnastoletnia dziewczyna, prosząca Cecila o wpisanie się do jej sztambucha. Twórca zamieścił w nim napisany specjalnie na tę okoliczność wiersz, który szybko stał się jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem, czyniącym go nieśmiertelną legendą. Utwór ten bowiem, odczytany publicznie przez Churchilla,  uznany został za profetyczny i symboliczny opis Anglii, która w niedługim czasie zmieniona została przez wybuch I wojny światowej.

Pozornie niewinny wpis, rozpoczął ciąg wydarzeń, które przez lata połączyły tłumy ludzi: rodzinę Sawle’a, rodzinę Valance’a, czytelników, a także biografów poety oraz krytyków literackich.
Każda z części wyróżnionych w książce, dotyczy kolejnych pokoleń oraz charakterystyczne im reinterpretacje tekstów Cecila.

Wszystkie rozdziały łączy postać Daphne, przewijającej się przez każdą z nich – Daphne młodziutką i niedoświadczoną, Daphne dorastającą, rodzącą i wychowującą dzieci, Daphne dojrzewającą i wreszcie Daphne osiągającą sędziwy wiek.

Obce dziecko uznane zostało za najlepszą książkę Holiinghursta, określaną mianem mistrzowskiej klasy, epickiej sagi i prozy eleganckiej.
Z wszystkich tych określeń, podpisać mogę się jedynie pod ostatnim – rzeczywiście jest to powieść, którą można nazwać elegancką, zwłaszcza uwzględniając wszystkie konteksty i osadzenie w czasach. Niestety, nie odnalazłam w niej pierwiastka mistrzostwa ani epickości, uważam wręcz, że są to określenia przesadzone. Książka jest dla mnie nad wyraz przegadana, w gąszczu opisów, zatraca się w moim odczuciu to, co najważniejsze. Powieść traci swoją świeżość, zamieniając ją na niekończące się opisy pełne dłużyzn. Zamiast doskonałej narracji, mamy tu monotonne i spore frazy opisowe, które rzutują na całą powieść, czyniąc ją nużącą, a która ma jedynie przebłyski momentów z polotem i potencjałem. Są to w większości fragmentu poświęcone bezpośrednim opisom relacji homoseksualnych łączących poszczególnych bohaterów sagi.
Żałuję, ale Hollinghurst mnie nie porwał i szczerze wątpię, bym miała ochotę kiedykolwiek kontynuować tę literacką znajomość. Pomimo rzeczywiście dobrych partii, zbyt wiele było w książce tej momentów, sprawiających, że zamiast żyć czytaną historią, odpadałam z nudów.


Mad women


Tytuł: Mad women
Autor: Jane Maas
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 280
Wydawnictwo: Epika


Reklamy bombardują nas na każdym kroku. Są jednymi z najczęściej widywanych i słyszanych przez nas elementów serwowanych przez wszelkiego rodzaju media. Znajdziemy je w telewizji, usłyszymy w radiu, zobaczymy na bilbordzie, przejeżdżającym autobusie, w gazecie, na opakowaniu, w dołączeniu do gry – są wszędzie. Nasze zdolności percepcyjne rejestrują tylko ich wycinki, natomiast ich siła oddziaływania na naszą podświadomość jest niewyobrażalna. Na temat reklam, w różnorakich aspektach, powstało do tej pory wiele publikacji – gros z nich to książki popularnonaukowe, znajdują się jednak i takie, które są świadectwami pracowników czy też powieściami inspirowanymi życiem – i to one interesują nas najbardziej.

Od 2007 roku emitowany był serial osadzony w latach sześćdziesiątych XX wieku, w Nowym Jorku, o tytule Mad men. Opowiadał on o losach Donalda Drapera, specjalisty od reklamy, wysoko cenionego, otaczanego przez ściśle wybrane grono osób. Był on dyrektorem kreatywnym w fikcyjnej firmie Sterling Cooper. Serial miał na celu ukazanie zmieniających się realiów i obyczajów społeczeństwa amerykańskiego, tak silnie widzianego przez pryzmat wprowadzanych przez bohaterów serialu pomysłów reklamowych. Przedstawiał nie tylko marketing i powstawanie spotów reklamowych od zalążka, ale też ukazywał życie osób uwikłanych w ową pracę: ich romanse, chęć bycia na szczycie, biurowe intrygi.
Początek lat 60. wciąż był czasem dominacji mężczyzn, powoli jednak wkraczał w fazę rewolucji obyczajowej.
O ile w serialu kulisy świata reklamy przedstawione są z perspektywy królujących mężczyzn, o tyle książka Mad women staje się głosem kobiety w tej marketingowej debacie.
Jane Maas jest postacią rzeczywistą – nie dzieli się swoimi wyobrażeniami, lecz faktami. Ukazuje fakty dotyczące jej pracy w biurze przy Madison Avenue, pokazuje swoją krętą drogę do sukcesu, obnaża prawdę, unikając przy tym zbyt patetycznych określeń.

Autorka w sposób cięty, ironiczny, chwilami wręcz gorzki i sardoniczny – a przy tym rozbrajająco szczery – prezentuje kulisy obyczajowej rewolucji: dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat panującej hipokryzji, sztuczności i stałego uwikłania  w stary system.
Pokazuje, że kobiety wcale nie miały tak łatwo: wciąż stawały przed ogromnym dramatem rozdarcia między chęcią bycia przykładną matką i żoną a pragnieniem odniesienia zawodowego sukcesu. Te dwie sfery bowiem wciąż były antagonistyczne, nie miały prawa współistnieć.

Maas jest dziś synonimem legendy swojej branży. Osiągnęła wielki sukces, pracując w najpopularniejszych nowojorskich agencjach, twardo obstawała przy swoich poglądach, nie dawała się zmanipulować. To jej upór pozwolił jej na zawodowe spełnienie oraz wielokrotne wyróżnienia. Najważniejszymi dla jej życia ośrodkami reklamowymi stały się agencje Ogilvy & Macher oraz Wells Rich Greene.
Dziś, kobieta ma niemalże 80 lat i choć nie jest już aktywną działaczką branżową, nie rezygnuje z pracy konsultanta oraz wykładowcy. Jej doświadczenie jest studnią bez dna, jest kopalnią wiedzy i pomysłów, a przede wszystkim inspiracją do działania dla kolejnych pokoleń ludzi związanych z reklamą.
Maas pokazała rzecz na owe czasy niezwykłą: oprócz odniesienia zawodowych sukcesów, udowodniła, że bizneswoman ma prawo mieć rodzinę: spełniła się ona bowiem i nadal spełnia, jako szczęśliwa żona oraz matka dwóch córek.
Można? Można!

Mad women to ksiązka, która nie tylko obnaża mechanizmy funkcjonujące w latach 60. w wielkich korporacjach, ale także próba otworzenia oczu na problemy wyższej rangi – problemy, które są uniwersalne, których możemy dopatrzeć się także i dziś.
Walka o swoje wciąż nie jest działaniem lekkim, a pogodzenie macierzyństwa, życia rodzinnego i społecznego z pracą nadal często nie jest dla kobiet sprawą prostą. I choć od opisywanych na kartach tej książki czasów minęło pół wieku – w niektórych kwestiach wciąż niewiele się zmieniło.
I choć w publikacji tej przeważającą część stanową opisy tworzenia reklam od fazy pomysłów do ich bezpośredniej realizacji, tak naprawdę książka Maas jest głosem zwracającym uwagę na bolączki naszych czasów, na ludzką zawiść, trudności w tworzeniu relacji, wciąż panoszący się makiawelizm i dochodzenie po trupach do celu – bez zwracania uwagi na otaczające nas osoby. Nie chodzi jedynie o dyskryminację kobiet – jest to bowiem zaledwie szczyt lodowej góry trudności przed jakimi stajemy. Jest raczej efektem zaniedbań na niższych poziomach niż bezpośrednią przyczyną innych niepowodzeń.


sobota, 29 grudnia 2012

Siostrzyczka – Dariusz Rokosz

Tytuł: Siostrzyczka
Autor: Dariusz Rekosz
Wydawnictwo: Funky Books
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 978-83-7489-286-5
Ilość stron: 208



Dariusza Rekosza miałam przyjemność poznać za sprawą jego alternatywnej i przezabawnej historii Polski, jaką był Szyfr Jana Matejki. W dorobku tego pisarza znajdują się jednak także powieści przygodowo-kryminalne dla dzieci i młodzieży, do których zalicza się seria Mors, Pinky i…  oraz Czarny Maciek. Choć z wykształcenia jest informatykiem, ostatnio specjalizuje się w pisaniu felietonów oraz tworzeniu słuchowisk radiowych.

Siostrzyczka, to mikropowieść wpisująca się w cykl historii mających u podstaw jakąś kryminalną zagadkę, niekoniecznie jednak musi być ona adresowana do dzieci czy też młodzieży. Jest bardziej powieścią dla dorosłych, dla których będzie stanowiła dobre oderwanie się od rzeczywistości.

Powieść tę otwiera znalezienie zwłok nagiego mężczyzny na terenie jednego z gdańskich pływalni. Sprawa jest o tyle nietypowa, że denat ów pozbawiony został gałek ocznych.
Po sekcji okazuje się, że to nie jedyna jego cecha charakterystyczna – koronek znalazł za jego lewym uchem niewielki tatuaż, będący słowem zapisanym w obcym, jak się później okazuje pendżabskim, języku. Napis literalnie znaczył tyle, co Ray-wind.
Sprawą zajmuje się doświadczony komisarz Marek Szwerman oraz młodszy aspirant Jerzy Woźniak.
Szybko okazuje się, że w tej sprawie, to nie jedyne zwłoki – sprawcą okazuje się być seryjny morderca, mające upodobanie w mężczyznach powiązanych identycznymi, tajemniczymi tatuażami. Kolekcjoner gałek ocznych, jak nazywają mordercę osoby dowodzące śledztwem, zaczyna działać coraz szybciej, a każda dokonana przez niego zbrodnia odznacza się doskonałą precyzją – przed wydłubaniem oczu, ofiary pchnięte były idealne w miejsce połączenia aorty z sercem, nie dając tym samym mężczyznom żadnych szans na przeżycie.

W sprawę okazuje się być zamieszana pewna piękna kobieta, nazbyt często widywana jest w okolicach miejsc zbrodni, z czarną bejsbolówką noszoną w torebce…

Choć kryminał Rekosza nie jest w żaden sposób nowatorski ani zaskakujący formą czy też fabułą, jest jednak lekturą w sam raz do przeczytania w jedno popołudnie. Autor spełnia wszelkie klasyczne wymogi gatunkowe, dając nam tym samym kolejną konwencjonalną opowieść o femme fatale, pozwalającą na chwilowe oderwanie od codzienności, ale też na szybki do niej powrót. To lektura z cyklu tych, o których zapomina się tak szybko, jak szybko się je czyta.
Nic w tym jednak zdrożnego – taki bowiem urok kryminałów! Prostota języka, prostota formy, zwięzłość, brak zbędnego przegadania – to elementy, które najlepiej określają tę książkę. Nic nas w niej nie zaskoczy, ale też nic nas w niej nie zawiedzie. Ot, kolejna porcja lekkiej rozrywki podana w przystępnej formie.
Na jeden zimowy wieczór – jak znalazł.

http://www.siostrzyczka.rekosz.pl/

czwartek, 27 grudnia 2012

Magiczna gondola – Eva Voller

Tytuł: Magiczna gondola
Autor: Eva Voller
ISBN: 978-83-237-5292-9
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: EGMONT
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 368

Do tej książki, jak do rzadko której robiłam nieporównywalne z niczym podchody. Bardzo ciągnęła mnie Wenecja, którą kusiła autorka, intrygowała mnie okładka, zachęcał opis wydawcy i rekomendacja Kerstin Gier, autorki Trylogii Czasu. Krótko mówiąc – wszystkie okoliczności wraz z moim wewnętrznym czytelniczym instynktem, zapraszały mnie do lektury.
Ja natomiast, spotkanie z Evą Voller i stworzonym przez nią światem, co rusz odraczałam. Przeczuwałam, że to lekturowe doświadczenie pochłonie mnie na tyle mocno, że nie będę w stanie zrobić czegokolwiek innego, dlatego czekałam na moment odpowiedni, który miał zaowocować doskonałą przygodą w piętnastowiecznej Wenecji. I, na szczęście, nie pomyliłam się.
Voller rozpoczyna swoją historię przytoczeniem dość enigmatycznej wiadomości pochodzącej z roku 1499, po to, by na kolejnej stronicy przenieść czytelnika w XXI wiek, do czasów, gdy pewien zapalony archeolog odnajduje ów rękopis i próbuje zdobyć dowody na potwierdzenie jego autentyczności. W tym celu przybywa do malowniczej Wenecji wraz z rodziną, oswajając ją z kulturą, zachęcając do zwiedzania i zainteresowania tym bogatym w zabytki miejscu.
Podczas jednego z rodzinnych wyjść, w dniu regat, jego córka Anna, zauważa czerwoną gondolę.  Pamiętając opowieść przewodnika o tym, że te weneckie środki transportu wodnego są stuprocentowo czarne, zaciekawiła się. Podeszła na tyle blisko, że w pewnym momencie przepychający się przez tłum mężczyzna, strącił ją do wody, po czym szybko się zreflektował i wciągnął ją na gondolę. Jedynym problemem okazało się to, że wraz z próbą zejścia na ląd Anna została przeniesiona do Wenecji sprzed pięciuset lat.
Jej dalsze losy, to ciąg nieprawdopodobnych przygód, mających na celu uratowanie znanego nam świata, przed ludzi co rusz odbywających podróże w czasie. Jaki udział w tych działaniach będzie miała Anna i niezwykle przystojny Sebastian – człowiek, który wciągnął ją na gondolę? Tego nie zdradzę, ale gwarantuję mocne wrażenia:) Okaże się bowiem, ze przeskok bohaterki w czasie nie jest bynajmniej dziełem przypadku, lecz skutkiem pewnego równie nieprzypadkowego zakupu w sklepie z maskami…

Książka Voller, to typowo młodzieżowa romantyczna opowieść o rodzącym się uczuciu, nie robiącym sobie nic z granic czasowych, o zgubnej żądzy władzy i sile zawieranych znajomości.
Magiczna gondola przeniesie Was z Wenecji, jaka jest nam dziś dostępna, do Wenecji kurtyzan, nierozwiniętej stomatologii, publicznych egzekucji, słabych możliwości dbania o higienę osobistą, ale też miejsca pełnego zagadek i tajemnic, nieskażonego przez technologię. Voller snuje swoją opowieść w sposób tak swobodny, że od książki nie da się oderwać! Nie tylko fabuła toczy się poza czasem – to my, rozpoczynając lekturę, jesteśmy oderwani od rzeczywistości, wyłączeni z drobiazgowego śledzenie pędzących minut.
Żywa akcja, tajemnicze układy, walka o przeżycie, próba powrotu do domu – to tylko niektóre elementy tej magicznej układanki, które sprawią, że godzina na zegarku w ogóle nas nie zainteresuje. Wszystko pisane jest językiem przejrzystym, nie zwracającym na siebie uwagi. Nie o język bowiem tutaj chodzi, lecz o przeżycie emocjonującej przygody wraz z bohaterami: Anną, Sebastianem, Jose, Jacopem, Alvisem, Doroteą, Mariettą, Esperanzą, Bartolomeem, Trevisanem i Klaryssą. Dzięki nim, choć przez chwilę będziecie mogli wyobrazić sobie barwne weneckie życie, zdominowane przez bale, w którym to siedemnastolatka przezywa nie tylko pierwsze prawdziwe uczucie, lecz uczy się także odwagi, niezłomności, sztuki radzenia sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Zapraszam na pokład czerwonej gondoli – dajcie się porwać przygodzie i przenieść w czasie:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Moc świątecznych życzeń....

Boże Narodzenie

 


Kochani, pragnę życzyć Wam spokojnych, rodzinnych, radosnych świąt Bożego Narodzenia. Niech ten czas będzie dla Was okazją do ponownego zbudowania nadziei i wiary, chwilą zapomnienia o zgiełku i momentem wsłuchania się w samych siebie:)






sobota, 22 grudnia 2012

Gdzie jest czytelnik?


Tytuł: Gdzie jest czytelnik?
Autor: Łukasz Gołębiewski
Wydawca: Biblioteka Analiz
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 978-83-62948-67-3



Tegoroczne doniesienia Biblioteki Narodowej, informujące o stanie czytelnictwa w Polsce, wielu z nas zmroziły krew w żyłach. Niemal natychmiast wielkie portale, księgarnie, biblioteki, ale także osoby prywatne rozpoczęły akcje mające na celu promocję kultury czytania. Łukasz Gołębiowski w swojej książce postawił na rzeczową analizę sytuacji i próbę wyciągnięcia wniosków na przyszłość, mających posłużyć bardziej świadomemu oddziaływania na potencjalnego czytelnika, który do tej pory z książkami był na bakier.

Gołębiowski nie próbuje uniknąć mówienia o zjawisku dziś najpopularniejszym – życiu on-line. Nie sposób ukryć, że to ono dominuje, że Polacy czytają dużo, bardzo dużo – nie są to jednak książki, a witryny przeglądane w Internecie. Autor zastanawia się jak wykorzystać zmieniająca się rzeczywistość na korzyść książki właśnie.  Jego racjonalne podejście pomaga przyzwyczaić się do nowego myślenia o czytaniu i nowym miejscu książki w świadomości Polaków.

Żyjemy w czasach przełomu, pokolenie wychowanych na książkach wciąż jest statystycznie dość duże, by dawać złudzenie, że świat wciąż jest normalny. Ale to złudzenie. Nowe pokolenie, zwane Born Digital, dorastało przed monitorem. Ma inne potrzeby i skutecznie je forsuje(…).[1]

Autor przypomina o tym, co dziś stanowi jedną z najważniejszych cech cywilizacyjnych: życie w ciągłym pośpiechu, pragnienie natychmiastowości, przyzwyczajenie do kultury instant, dostępnej zawsze i o każdej porze. Młode pokolenie Polaków nie umie już czekać. Do wszystkiego ma dostęp on-line, zwolnione jest więc niejako z pracowitości i cierpliwości. Żąda darmowości i łatwości dostępu. 
Co ciekawe, autor podkreśla, że fakt dostępności wszystkich informacji, wcale nie sprawia, że stajemy się mądrzejsi, bowiem w natłoku informacji, którymi jesteśmy bombardowani, zatraciliśmy umiejętność czytania uważnego i analizowania informacji. Czytamy tak jak żyjemy – masowo, bezrefleksyjnie, bez filtrowania wiadomości.
Rzeczą, która mnie zatrwożyła, a o której wspomina Gołębiowski jest niewielki odsetek kontaktu z lekturą osób z wykształceniem wyższym. Jak to o nas świadczy? Zdobywamy tytuł i przestajemy się rozwijać. Lektura tej ksiązki skłoniła mnie do zastanawianie nad ogólnym stanem czytelnictwa w Polsce, ale też nad stanem mojego czytelnictwa. Czytam bardzo dużo, ale czy efektywnie? Czy analizuję, czy rozważam, czy może czytam pobieżnie, byle jak najwięcej i jak najszybciej? Czy swoją bezmyślną postawą wzbogacam odsetek ludzi dających się ponieść natłokowi informacji?

Ważnym tematem podjętym przez  autora jest nowoczesna kultura 2.0, w której to głoszony jest kult autora. Dziś, co bardzo wyraźnie widać, każdy może zostać autorem. Nie liczy się ani to czy posiada się talent, ani nawet to czy ma się o czym powiedzieć. Najważniejszy jest sam proces tworzenia. Każdy chce być autorem, niewielu chce być odbiorcami. Stąd przy coraz bardziej masowej produkcji książek mniej lub bardziej wartościowych, coraz niższy odsetek ludzi czytających.

Gołębiewski nie podaje informacji wyssanych z palca. Jego notabene dość krótka publikacja, obfituje w rzetelne przypisy, miarodajne i sprawdzalne. Autor wielokrotnie odsyła do innych wydań poświęconych analizowanemu tematowi, dzięki czemu jego tekst jawi się jako doskonale przygotowany, podparty sporym materiałem źródłowym. Niestety, namolne wręcz odwoływanie się do innych tekstów kultury sprawia, że nie sposób skupić się na omawianym problemie – średnio co dwa zdania czytelnik musi zerknąć do przypisu, przez co już po kilku chwilach główny wątek rozważań rozmywa się. Nie sprawdza się także czytanie przypisów po każdym rozdziale. Wszystko wybija z rytmu.
Nie warto się jednak tym zrażać, bowiem książka ta porusza naprawdę ważkie problemy, które z pewnością leżą na sercu czytelnikowi zaangażowanemu, pragnącemu wpływać na jakość czytelnictwa w Polsce, poprzez indywidualne świadectwo lektury, ale też wszelkiego rodzaju akcje promujące książkę, jako produkt [tak, produkt] wartościowy. 
Analiza Gołębiowskiego jest niezwykle smutna, a miejscami także i zatrważająca. Choć zdarzają się w niej przebłyski optymizmu, tak naprawdę wizja czytelnika nastawionego na lekturę od czasu do czasu, pobieżnego, żądającego darmowego dostępu do dóbr kultury przeraża. Pośpiech XXI wieku nie sprzyja kilkugodzinnemu skupieniu się na lekturze. Coraz trudniej oderwać nam się od trosk codzienności, włączyć tryb offline i poddać się lekturze.

Trzeba o to walczyć. Książka Gdzie jest czytelnik? otwiera oczy na mnogość problemów, przed którymi dziś stajemy. Warto się z nimi zapoznać.
Serdecznie polecam.



[1] Łukasz Gołębiowski, Gdzie jest czytelnik?, Biblioteka Analiz, Warszawa 2012, s. 19.


czwartek, 20 grudnia 2012

Bóg nigdy nie mruga :)


Tytuł: Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu
Autor: Regina Brett
ISBN: 978-83-61428-35-0
Wydawnictwo: Insignis
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 320
Cena:
31,99


Są takie książki, których wystarczy zakosztować raz, by wiedzieć, że staną się one jednymi z ważniejszych publikacji w naszym życiu. Tak było w przypadku moim i woluminu Reginy Brett.
Przechadzając się wśród księgarnianych półek łatwo zauważyć tę jedną pozycję. Książka mająca błękitną, a przy tym niezwykle oszczędną okładkę. Subtelne, łagodne kolory, brak krzykliwości, wyróżniający się tytuł – Bóg nigdy nie mruga.
Dowód na to, że skromność wydania może przynieść niemierzalne korzyści. Rzadko zdarza się, by jakakolwiek książka, znajdująca się wśród setek innych, tak bardzo mnie przyciągała. Odczytuję to jako odpowiedź na postawione niedawno przeze mnie pytanie „czy to my znajdujemy naszą książkę życia, czy to ona znajduje nas?”.
Usiadłam w księgarni. Zajrzałam pod okładkę. Zaczytałam się i już, już wiedziałam, że tę książkę muszę mieć. Bezwzględnie. Bo została napisana właśnie dla mnie. Dla mnie znajdującej się na takim, a nie innym etapie.
Podtytuł 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu powiedział mi wszystko. Ta publikacja znalazła mnie wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. I przypuszczam, że dla wielu tym odpowiednim momentem na jej przeczytane jest właśnie chwila obecna. Trudniejsza, wyraźnie uboższa w optymizm. Brett wychodzi tym wołaniom naprzeciw.
I wie co robi. Jej życie bowiem nie należało do najłatwiejszych. Zachorowała na raka piersi. Mogła poddać się rozpaczy, ale tego nie zrobiła. Dopiero choroba pozwoliła jej na pełnowymiarowe docenienia czasu danego jej na ziemi z wszelkimi jego aspektami.
Autorka poprzez 50 krótkich opowieści nazwanych lekcjami, będących przeplatanką jej własnych przeżyć oraz doświadczeń jej znajomych oraz ludzi, których spotkała na swojej drodze uczy jak żyć i czerpać z tego radość. Brett posiłkując się Księgą Psalmów, przywołując ważne dla siebie sentencje, tytuły książek i filmów, wypowiedzi znajomych afirmuje życie. Ksiązka ta może być czytana zarówno jako całościowa opowieść, świadectwo życia, może jednak również być odczytywana na wyrywki.
Jako, że życie to sinusoida trudniejszych i łatwiejszych chwil – wędrówkę po książce umożliwią wymowne tytuły rozdziałów, które same w sobie stanowią sentencjonalne podsumowanie każdego z felietonów i mogą być wystarczającym kopniakiem do zmian, np. Bóg nigdy nie daje nam więcej, niż potrafimy udźwignąć [lekcja 10],
Płacz w towarzystwie przynosi większą ulgę niż płacz w samotności [lekcja 7],
Nie porównuj swojego życia z życiem innym. Nie masz pojęcia co przyniósł im los [lekcja 13],
Nieważne jak się czujesz: wstań, ubierz się i przyjdź, gdzie trzeba [lekcja 46].

Ważne, że publikacja Brett nie jest książką jednorazowego użytku – można do niej wracać po wielokroć, czytając ten jej wycinek, który w danej chwili jest nam najbardziej potrzebny. Mój egzemplarz został całkowicie oblepiony fiszkami, które wskazują na najważniejsze dla mnie cytaty, najważniejsze urywki, najmocniejsze uderzenia zachęcające do natychmiastowych zmian myślenia i zachowania.
Jeśli zastanawiacie się czy Bóg nigdy nie mruga, to kolejna książka stanowiąca masową produkcję pseudomądrości, mająca znaleźć naiwnego kupca, to ze spokojem możecie odetchnąć – gwarantuję, że nie jest. Dla mnie, to przede wszystkim prawdziwa i rozbrajająco szczera opowieść o walce z chorobą oraz trudach codzienności, która w z miejsca pozwala zmienić sposób patrzenia na świat, włączyć tryb „żyję w pełni, a nie na pół gwizdka”, to wreszcie doskonała lekcja życia wypełnionego miłością, życia odważnego, życia o jakim marzymy, a zawsze brakowało nam odwagi, by o nie zawalczyć.
Wspaniała lektura, z którą nie chce się rozstawać, której nie chce się kończyć, którą się delektuje, by niczego nie uronić. Doskonała, jeśli chcemy się wyleczyć z pośpiechu, zagonienia, będąca prawdziwym oddechem i obfitą dawką nadziei.
Idealna u progu Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Dla każdego, kto na poważnie traktuje myśl o zmianie swojego życia.
Dochód z jej sprzedaży wspiera Fundację Ewy Błaszczyk Akogo?

http://bognigdyniemruga.bloog.pl/?ticaid=6fb91
http://www.reginabrett.com/

Poniżej jedna z lekcji, czytana przez Ewę Błaszczyk. Na zachętę;)



Na każdy wieczór – ks. Mieczysław Maliński


Tytuł: Na każdy wieczór
Autor: ks. Mieczysław Maliński
Wydawnictwo: WAM
Udostępnienie: Sztukater
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7767-014-9
Ilość stron: 352

Ks. Mieczysław Maliński w swojej książce Na każdy wieczór, dzieli się przemyśleniami dotyczącymi wiary i życia według zasad wyznawanej religii – chrześcijaństwa.
W swoich króciutkich rozważaniach, przybierających formę minikazań czy też mininauk moralnych, podejmuje problematykę ważką, taką jak sprawa Eucharystii i jej właściwego pojmowania oraz przeżywania: wskazuje tutaj na konieczność przystępowania do Komunii Świętej w celu całkowitego zjednoczenia się z Bogiem oraz pełnego uczestnictwa w uobecnieniu tajemnicy Jego męki i zmartwychwstania. Tematyka godnego i dobrego przeżywania Mszy świętej, jest dla autora na tyle ważna, że wraca do niej po dwakroć, nadając tym samym swojej publikacji znamion budowy klamrowej – rozdziały poświęcone Eucharystii rozpoczynają oraz kończą rozważania zawarte w tej książce, co stanowi niejako przeniesienie wartości Mszy na rzeczywistość namacalną – to ona spaja nasze duchowe życie, jest jego kwintesencją i największym darem, a bez niej cała reszta traci na znaczeniu.

Do pozostałych zagadnień, którym kilka westchnień i myśli poświęca autor należą: Adwent, Boże Narodzenie, Zmartwychwstanie, Zesłanie Ducha Świętego, Kościół, ale także: powołanie do miłości, krzyż, matka Jezusa, wielki format oraz niebo. Nie są to suche treści, lecz przeniesienie nauki płynącej z Pisma Świętego na życie każdego z nas – znajdziemy tutaj gros przykładów odnoszących się do naszej codzienności, wskazane nam zostaną pewne elementy życia mający bezpośredni związek z nauczaniem Kościoła, a o których być może zapomnieliśmy lub też nie mieliśmy świadomości tych konotacji.
Książeczka ta pisana jest językiem przystępnym, daleka jest od tonu patetycznego, w wielu elementach odchodzi także od retoryki kaznodziejskiej – stanowi raczej zbiór luźnych refleksji, być może, jak sugeruje tytuł, wieczornych przemyśleń, rachunków sumienia, mających posłużyć czytelnikowi jako zachęta do zastanowienia się i zatrzymania się nad własnym życiem oraz spojrzenia na nie przez pryzmat nauczania Chrystusa. To swoiste speculum, lustro, w którym powinniśmy się przejrzeć, zanim na pewne zmiany będzie za późno.

Rzeczą, która denerwowała mnie w tej publikacji, to permanentne wrażenie, że autor kieruje swoje słowa do osób należących do jego pokolenia. Choć język jest przystępny, to brakuje w nim nowoczesności i słownej zachęty, być może jakichś leksykalnych i semantycznych gier, które mogłyby zwrócić i zatrzymać na dłużej uwagę czytelnika młodego, do którego należałoby mówić w sposób zgoła odmienny. Wszelkie retoryczne sztuczki, których autor uniknął, byłyby tutaj mile widziane. Bez nich – młodzież może się zanudzić, polecam więc książkę tę przede wszystkim osobom nieco starszym, przyzwyczajonym do tradycyjnego przekazywania wiary, bez powiewu nowoczesności i usilnego szukania odniesień w kulturze masowej.



środa, 19 grudnia 2012

Kod władzy. Tajemnica czternastej bramy – Victor Orwellsky

Tytuł: Kod władzy. Tajemnica czternastej bramy.
Autor: Victor Orwellsky
Udostępnienie: Sztukater
Rok wydania: 2012



Teorie spiskowe u podstaw mające historie o UFO, nigdy nie znajdowały się w kręgu moich zainteresowań. Wizyty Obcych, wysyłane przez nich znaki, eksperymenty przeprowadzane na ludziach, próba zawładnięcia wszechświatem – to sprawy, do których nie przywiązywałam żadnej wagi: ani nie byłam im przeciwna na kartach literatury czy ekranach telewizorów, ani też nie byłam nadmierną fanką oczekującą kolejnej nowej informacji. Do wszelkich wariacji na ten temat podchodzę obojętnie, traktuję je raczej jako zjawisko kulturowe, niż potwierdzone badaniami fakty. Jak się jednak okazuje, wielu ludzi bierze owe rewelacje na poważnie – biorąc pod uwagę statystyki, przestaje dziwić tak spora popularność witryn poświęconych teoriom spiskowym. Tematem owym zainteresował się także jeden z blogerów, autor strony Kod władzy, wydający pod pseudonimem już drugą książkę, publikowaną we fragmentach także na blogu www.orwellsky.blogspot.com

Sięgając po kolejny tom przygód Poula, Marca i Monic, jakim jest Kod władzy. Tajemnica czternastej bramy, bez wcześniejszej wiedzy o istnieniu wyżej wymienionego blogu oraz bez znajomości poprzedniej książki autora,  nie spodziewałam się tak bliskiego spotkania z teorią spiskową osadzoną właśnie na motywie wizyt Obcych na Ziemi. Nie przeszkodziło mi to jednak w żaden sposób w lekturze, a wręcz przeciwnie – okazało się na tyle zaskakujące i frapujące, że od lektury nie mogłam się oderwać.
W moim bogatym czytelniczym doświadczeniu, zwłaszcza w kwestii powieści sensacyjnych, było to niewątpliwie świeże doświadczenie.
Kod władzy. Tajemnica czternastej bramy, to opowieść, w której bohaterowie próbując rozwiązać tajemnicę masowych zniknięć ludzi, dowiadują się o drastycznych eksperymentach przeprowadzanych na ludziach, ingerujących w ich psychikę, zachowania, oddziałujących na mózg, całkowicie zaburzając ludzkie myślenie i pamięć. Za wszystkim stoją tajemnicze istoty, w niczym nie przypominające ludzi.
Dociekania bohaterów zaczynają się jednak nietypowo. Marc zostaje wysłany na austriacki zamek Hochosterwitz, by przyjrzeć się mającemu się tam odbyć spotkaniu ważnych osobistości. Przed samym wyjazdem odwiedza go człowiek twierdzący, że ma kontakty z Obcymi, a niedługo później Marc otrzymuje telefon z groźbą, by powstrzymał się przed udaniem się w podróż, bo ta może stać się jego ostatnią. Mężczyzna dzieli się  swoimi obawami z ukochaną, która zaniepokojona postanawia wyruszyć w ślad za nim. Szybko ich kontakt się urywa, kobieta zostaje porwana i umieszczona w podziemnej piwnicy. Jakiś czas później „dołącza” do niej jej dawny znajomy – ksiądz Poul. Okazuje się, że i on dostał nakaz pojawienia się na zamku i obserwowania rozgrywających się tam wydarzeń. Sprawa wydaje się być poważna, skoro zainteresował się nią także i Watykan… 

Zamek Hochosterwitz
Bohaterowie po raz kolejny staną w samym centrum wydarzeń sięgających dużo dalej niż możemy się spodziewać.

Orwellsky bardzo umiejętnie buduje napięcie. Pisze zajmująco, stosując wiele krótkich, urywanych zdań, wypełnia je po brzegi czasownikami, przez co narracja staje się niezwykle dynamiczna.
W momencie, gdy wydaje się, że bohaterowie są już u progu rozwiązania zagadki, autor postanawia zagrać nam na nerwach i… urwać opowieść. Kompozycja powieści jest otwarta, w jasny sposób wskazuje na to, że pojawią się jej kolejne części. Niedosyt po lekturze może zostać zrekompensowany jedynie regularnymi wizytami na blogu autora, na którym być może w pewnym momencie znajdziemy oczekiwane rozwiązanie;)
Targi Książki w Katowicach

Przy recenzji tej książki nie mogę pominąć ważnego elementu: sposobu jej promocji na Targach Ksiązki w Katowicach. Kod władzy posiadał najbardziej przyciągające uwagę stoisko, będące makietą podziemi, w których odbywały się owe zaznaczone w fabule makabryczne eksperymenty przeprowadzane na ludziach. Taka wizualizacja przyciągnęła wielu potencjalnych czytelników, którzy z zainteresowaniem obserwowali przestrzeń powieści.

Tajemnicze lochy, podziemia kościoła, malownicze zamki, sale eksperymentalne – trzeba przyznać, że autor ma dar do budowania akcji w miejscach niezwykle zwracających uwagę.


Zamek Korzkiew
Polecam tę książkę każdemu miłośnikowi pozycji sensacyjnych – nie zawiedziecie się, a spędzicie doskonale czas, poznając kolejne teorie spiskowe, w które uwikłane są największe potęgi współczesnego świata.









wtorek, 18 grudnia 2012

Alfabet Tischnera – wybrał Wojciech Bonowicz

Tytuł: Alfabet Tischnera
Autor: Józef Tischner, wybrał Wojciech Bonowicz
Wydawnictwo: Znak
Udostępnienie: Sztukater
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-240-1881-9

Alfabet Tischnera, to zbiór wybranych przez Wojciecha Bonowicza tekstów Józefa Tischnera. Uporządkowane w porządku alfabetycznym, stanowią swoistą kondensację tego, czego u tego najpopularniejszego księdza i filozofa szukamy najczęściej.
Bonowicz we wstępie pisze, że przy dokonywaniu wyboru wziął pod uwagę sytuację, w której dziś się znajdujemy, a jaką jest rzeczywistość czasów przełomowych.
Podkreśla, że ważnym elementem wciąż rządzącym naszym światem jest nadzieja. Nadzieja wpisująca się w tradycję chrześcijańską, nadzieja pozwalająca na życie w tych trudnych czasach.
Nadzieja owa staje się więc elementem wiążącym dla wątków podejmowanych w tej książce. Bonowicz zdecydował się zgromadzić w zbiorze tym krótkie wypowiedzi Tischnera na tematy ważkie takie jak: aborcja, cierpienie, ciało, diabeł, dobro i zło, etyka, góry, Kołakowski, Kolbe, komunizm, melancholia, Norwid, łaska, Polska, solidarność, śmierć, sumienie, wartość, wierność, wina, życie i wiele innych. Teksty te, to krótkie spojrzenie na wymienione pojęcia oraz znane nazwiska przez pryzmat życia we współczesnym świecie, jak sugeruje wydawca, mogą być one jednak czytane zarówno jako prawdy uniwersalne, wypowiedziane przez osobę kompetentną.
Nie trzeba wierzyć w Boga, by w lekturze tekstów Tischnera odnaleźć prawdziwą przyjemność. Jego wypowiedzi mają wymiar zarówno duchowy, jak i praktyczny, a zawarte w nich prawdy mogą zostać wykorzystane przez każdego, kto pragnie wzbogacić swoje życie.
Tischner nie boi się tematów trudnych, nie stanowi dla niego problemu stanięcie w prawdzie i próba odpowiedzi na dręczące ludzi wątpliwości. Z perspektywy księdza i filozofa, ale przede wszystkim z perspektywy człowieka pokazuje to, co w życiu liczy się najbardziej.
Choć teksty Tischnera to nie lektura na jeden wieczór, wymagająca skupienia i intelektualnego przygotowania, każdy z nas znajdzie w nich coś dla siebie.
Nawet jeśli będzie to jedynie kilka cytatów, już one mają moc zmieniania naszej rzeczywistości.
Bonowicz wykonał dobrą robotę, wybierając teksty stanowiące najbardziej przystępną „formę Tischnera”.

Zaletą książki tej jest fakt, że możemy czytać ją wyrywkowo. Gdy któryś z podejmowanych wątków w danej chwili nie okaże się dla nas interesujący, możemy bez problemu przejść do kolejnego. Choć całościowo publikacja ta stanowi zwartą całość, czytanie jej fragmentarycznie może być równie inspirujące.

Polecam każdemu – zarówno miłośnikom Tischnerowskiej myśli, jak i tym, którzy nie mieli okazji jeszcze się z nią zetknąć w pełnym wymiarze. Alfabet… będzie dobrym rozpoczęciem znajomości.:)


czwartek, 13 grudnia 2012

Słowa....


Polecam bardzo, bardzo serdecznie!:) Dla wszystkich, którzy kochają pisać i czytać oraz oglądać wszelkie produkcje dotyczące książek...:)  A przy okazji dla wszystkich, którzy żywo włączają się w walki o prawa autorskie.

niedziela, 9 grudnia 2012

Dom na krawędzi – Maria Nurowska


Tytuł: Dom na krawędzi
Autor: Maria Nurowska
ISBN: 978-83-240-2177-2
Wydawnictwo: Znak
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 270








Drewniana chata przytulona do stromego zbocza. Dom na krawędzi – przyszło mi wtedy do głowy, jeśli coś takiego można nazwać domem: podziurawiony gontowy dach, puste oczodoły okien, wyrwane drzwi.[i]


Dom na krawędzi stanowi kontynuację opowieści o losach bohaterki Drzwi do piekła – Darii.
Kobieta po wyjściu z więzienia, postanawia całkowicie zmienić swoje życie. Przyjmuje nową tożsamość, buduje dom w Bukowinie Tatrzańskiej, z którego czyni pensjonat.
Budowa przyjęła w jej życiu wymiar symboliczny – stała się widzialnym znakiem zmian, naocznym świadkiem wewnętrznej przemiany bohaterki, ucieczki od przeszłości, oczyszczenia, swoistego katharsis.
Przestaje być ona Darią, a staje się Martą – kobietą pewną siebie, spełnioną, pragnącą zacząć wszystko od początku, bez zbędnego balastu przeszłości. Z tego powodu opuszcza znaną sobie okolicę; ludzi, którzy już zawsze spoglądaliby na nią przez pryzmat jej życiowych doświadczeń i zaszywa się w miejscu pozornie oddalonym od dotychczasowego.
Wszystkie losy ludzkie splecione są jednak w pewien niezrozumiały dla nas sposób i w momencie, gdy Marta ponownie zaczyna czuć szczęście i spełnienie, gdy ma wrażenie, że oto narodziła się na nowo – wracają demony przeszłości. W drzwiach jej pensjonatu staje jej współwięźniarka, chcąca ujawnić wszystkim jej prawdziwą tożsamość.
Marta raz po raz natyka się na poznane w więzieniu kobiety, jedną z nich zaprasza nawet na dłużej do swojego życia, dając jej szansę na zmianę – zabiera ją z Dworca centralnego, pozwala zająć jeden z pokoi pensjonatu, stara się pomóc jej wyjść na prostą.
Na tym jednak nie koniec zawirowań w życiu Darii-Marty. Gdy pojawia się kolejna współwięźniarka – Iza – życie kobiety nabiera nowego kształtu. Zostawia ona bowiem u niej córkę – początkowo mowa o kilku miesiącach, jej wizyta ostatecznie przeradza się jednak w wieloletnie zamieszkiwanie pensjonatu i wejście na stałe w relacje rodzinne z bohaterką. Marta staje się dla córki koleżanki drugą matką, dbającą o jej wychowanie, wykształcenie, dającą jej wszystko co potrzebne: trwającą przy niej, jak na posterunku, zarówno w zdrowiu, jak i w chorobie, podczas gdy Iza robi zawrotną karierę za granicą i nie ma czasu na zainteresowanie się swoim dzieckiem.
Jak na marzenie o spokojnym i sielskim życiu po wyjściu z więzienia – dzieje się zbyt dużo.
Dom, o którym śniła bohaterka, stał się tytułowym domem na krawędzi – krawędzi rozumianej wielorako. Jako granicy starego życia, granicy załamania, granicy przyjaźni, granicy starych uraz. Krawędź owa jest raz po raz przekraczana przez wszystkie kobiety przewijające się na kartach tej powieści, głównie zaś przez Martę, która zmieniła nie tylko swoją tożsamość, lecz właściwie wszystko. Budując pensjonat w Bukowinie, faktycznie zbudowała podwaliny nowego, wspaniałego życia – poznała smak przyjaźni, macierzyństwa, miłości, spełnienia, zadowolenia z siebie i nade wszystko – odwagi. Odkryła, że czas dany nam na ziemi, to sinusoida barw, prawdziwa paleta kolorów, a odcień każdego dnia, zależy tylko i wyłącznie od niej.

Nurowska po raz kolejny zaprezentowała swój dar w budowaniu portretów psychologicznych. Choć tym razem bohaterkami rządzą zupełnie inne emocje niż w Drzwiach do piekła, w dalszym ciągu są one doskonale nakreślone. Uważny czytelnik zauważy powolne przemiany każdej z nich, autorka bowiem poświęciła sporo uwagi każdemu niuansowi, sprawiając, że powieść tę czytać można jako historię o dojrzewaniu do nowego życia.

Polecam, czyta się jednym tchem. Warto jednak najpierw poznać część pierwszą, by zrozumieć mechanizmy zachowań bohaterek, ich historie życia, sposób ukształtowania psychiki. Wszystko to, będzie bardzo ważne podczas lektury i zadecyduje o jej docenieniu w każdym, nawet najmniejszym detalu.


Recenzja Drzwi do piekła dostępna po kliknięciu w obrazek:




[i] Maria Nurowska, Dom na krawędzi, Kraków 2012, s.30.

sobota, 8 grudnia 2012

Kuchenne rewolucje. Przepisy Magdy Gessler


Tytuł: Kuchenne rewolucje. Przepisy Magdy Gessler
Autor: Magda Gessler
Wydawnictwo: Znak
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 978-83-240-2340-0
Cena: 54,90
Ilość stron: 160


Program Kuchenne rewolucje przez cztery sezony gromadził przed telewizorami rzesze ludzi: smakoszy, kucharzy-amatorów, szefów kuchni, ale tez całkowitych laików w dziedzinie gotowania. Charyzmatyczna postać prowadzącej Magdy Gessler, doskonale się sprawdziła, a jej sława drastycznie wzrosła – zaczęła być ona znana nie tylko w kręgach kulinarnych, ale właściwie we wszystkich innych również – i to na szeroką skalę.
Jej program cieszył się tak wielką popularnością, że tylko kwestią czasu było otwarcie przez nią kolejnych restauracji [m.in. w Katowicach, którą notabene już zdążyłam zwiedzić], ale też – wydanie książki.Książki tak samo perfekcyjnej, jak jej autorka.
Publikację otwiera krótkie słowo wstępne od Gessler, będące czymś na kształt wyznania o jej pragnieniu zmienienia wizerunku polskiej kuchni i polskiego gotowania, a także chęci powrotu do tradycji, ale, dość paradoksalnie, tradycji unowocześnionej, pokazanej współcześnie i co najważniejsze – smacznie. Gessler nie kryje, że jako narodowi, brakuje nam spontaniczności w kuchni, brakuje nam chęci do zmian, chęci do wprowadzania nawet drobnych innowacji, a co za tym idzie – określa nas przewidywalność i nuda – a opinia ta idzie na cały świat. Zatraciliśmy gdzieś na drodze rozwoju głęboką pasję pielęgnowania tradycji kulinarnych przodków i wykorzystywania ich podczas pichcenia – czy to jedynie dla najbliżs

zej rodziny, czy to na większe okazje.
Kuchenne rewolucje, zawierają przepisy na najważniejsze i – mam nadzieję – na najsmaczniejsze potrawy ze wszystkich czterech sezonów programu. Uporządkowane są one właśnie wedle nich.
Z całą pewnością jest to książka bogata w receptury na dania różnorodne – trudniejsze i łatwiejsze do przyrządzenia, bardziej i mniej czasochłonne, mięsne, rybne, deserowe, i tak dalej, i tym podobne.
Znajdziemy tutaj słynny już pasztet z dziczyzny, latające szaszłyki, wariacje śledziowe i wiele, wiele innych. Wszystko okraszone wspaniałymi fotografiami, na widok których aż chce biec się do kuchni i samemu upichcić coś tak rewelacyjnie wyglądającego.
Jak to książka kucharska, także i ta bardzo silnie oddziałuje na wszystkie zmysły: atakuje wzrok, a także ma się wrażenie, że bombarduje węch, bo zapach gotowanych potraw niemalże się z nich unosi.
Każdy przepis składa się z elementów tradycyjnych: zawiera listę składników, ilość porcji, która zostanie z nich przyrządzona, dokładny opis krok po kroku, a ponadto informację o tym, z którego sezonu i odcinka programu przepis ów pochodzi. Te wiadomości znajdują się na jednej stronie, natomiast całą przestrzeń kolejnej zajmują chwalone już przeze mnie fotografie planowanych wyników naszych kulinarnych eksperymentów :)
Książka wydana jest szalenie starannie. Jest estetyczna, schludna, oszczędna w ozdobniki. Są tylko potrawy i aż potrawy. Od czasu do czasu fotografie autorki.
Zwieńczeniem książki jest dwadzieścia prostych rad na temat tego, jak kuchnię zmienić w „miejsce magiczne, pełne smaku i zapachu”, a także miejsce na własne notatki, własne przepisy, własne kuchenne rewolucje.

Nie sposób nie zauważyć, że Kuchenne rewolucje, jako program zmieniły pogląd na gotowanie i celebrowanie jedzenia wielu osób – w końcu nabieramy odwagi.
Gessler ze swoją telewizyjną ekipą odmieniła życie wielu ludzi, a teraz ma szansę zawojować wszystkie polskie domy, wejść pod strzechy na stałe i tam się rozgościć oraz czuwać nad naszymi kulinarnymi eksperymentami.
Polecam serdecznie, ta książka to doskonały wybór zarówno dla fanów programu, jak i dla wszystkich, którzy chcą wprowadzić w swój jadłospis jakieś innowacje – mniejsze lub większe. Bo i takie, i takie tutaj znajdziemy. 

› zajrzyj do środka...

środa, 5 grudnia 2012

O Jerzym Pilchu...prywatnie


Kochani, mam do Was ogromną prośbę.
Znajduję się właśnie na życiowym zakręcie [:P], jakim jest dobieranie przemyślanej bibliografii do pracy licencjackiej.
Gryzmolę o Dzienniku Jerzego Pilcha, w kontekście pisania, płci, starości, choroby i wykluczenia.
Gdyby ktokolwiek z Was znał/znalazł/byłby uprzejmy poszukać jakiekolwiek tytuły pozycji bibliograficznych [artykuły, książki, recenzje, wywiady], zwłaszcza opracowań i omówień, które mogłyby być mi pomocne przy pisaniu pracy - ślicznie proszę o ujawnienie się:)
Albo w komentarzach, albo też mailowo [shczooreczek@interia.pl].
Za każdą pomoc będę serdecznie wdzięczna;)
Nie ukrywam, że najbardziej zależałoby mi na czymś sensownym i przydatnym dot. starości i płci.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Święci specjaliści. Sylwetki patronów.

Tytuł: Święci specjaliści. Sylwetki patronów
Wydawnictwo: WAM
Udostępnienie: Sztukater - dziękuję!
ISBN: 978-83-7767-005-7
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 108


Święci specjaliści. Sylwetki patronów, to przejrzysty zapis i wybór życiorysów najpopularniejszych świętych chrześcijańskich. Podany w formie skrótowej, pisany prostym językiem, a co za tym idzie – przystępnym, przegląd historii życia najpopularniejszych patronów naszych czasów, to dobra propozycja dla wszystkich tych, którzy chcieliby poznać żywoty świętych, dla których jednak większość dostępnych na rynku publikacji stanowi mur nie do przeskoczenia, za przyczyną ich długości i, niejednokrotnie, formy. 
Wydana nakładem Wydawnictwa WAM książeczka, to publikacja zbierająca to, co najważniejsze, bez zbędnych szczegółów. Wyróżnia ją poprzedzająca opis każdej sylwetki modlitwa do patrona.
Wśród życiorysów omówionych w tej pozycji, znajdują się: św. Adam Chmielowski, św. Agata, św. Ambroży, św. Antoni Padewski, św. Barnaba, św. Jan Boży, św. Piotr Kanizjusz, św. Zygmunt Gorazdowski i wiele, wiele innych.
Uporządkowanie alfabetyczne, wraz z dołączoną do każdego nazwiska dziedziną,  której przedstawiana osoba patronuje, ułatwia odnalezienie interesującego nas życiorysu oraz sprawia, że publikacja jest spójna i nieprzypadkowa.
Na końcu książki znajduje się wypis tekstów źródłowych, z których korzystali autorzy tworząc skondensowane życiorysy, pozwalająca osobom szczególnie zainteresowanym jakąś sylwetką, na sięgnięcie do dzieł obszerniejszych i bardziej szczegółowych, bez konieczności wertowania katalogów bibliotecznych.


Publikację polecam wszystkim tym, którym bliskie są prezentowane w niej sylwetki, ale również osobom, które poszukują patrona dla jakiejś konkretnej dziedziny życia, a których dotychczasowe poszukiwania skończyły się fiaskiem. To malutkie kompendium wiedzy podpowie, do którego niebieskiego doradcy „zgłosić się” w wypadku problemów rodzinnych, sporów, w chorobie, ale też u kogo pomocy i wsparcia mogą szukać artyści, internauci, odrzuceni, politycy czy też studenci. Niekoniecznie musimy udawać się po pomoc do ziemskiego specjalisty, wielu patronów, mamy w niebie, a niestety, często przez nas zapomniani, spędzają oni czas na bezrobociu.
Warto sobie o nich przypomnieć.