środa, 31 lipca 2019

Łąka - Dave Goulson




Nazwisko autora Łąki, Dave'a Goulsona, może Wam się kojarzyć z inną jego książką, o której już Wam opowiadałam - Żądła rządzą, w całości poświęconej życiu trzmieli.

Tym razem autor zabiera nas do swojego własnego mikrokosmosu, pokazując jak szalenie istotna jest bioróżnorodność i jak możemy stanąć na jej straży. 

Goulson, brytyjski entomolog, na pewnym etapie swojego życia wpadł na pomysł wykupienia trzynastu hektarów łąki na francuskiej wsi, po to tylko, by odtworzyć na niej idealne warunki do rozwoju roślin i zwierząt, o jakich coraz częściej możemy dziś jedynie marzyć.

Mając za sąsiadów ciekawskich ludzi, z którymi nie potrafił się porozumieć, kalecząc francuszczyznę, całkowicie oddał się swojej pasji, obserwując jak z roku na rok w jego otoczeniu pojawia się nowa roślinność i nowe stworzenia, które tak bardzo chciał widzieć, mając na uwadze dobro środowiska naturalnego. Wraz z autorem czytelnik podglądać będzie cwane trzmiele, w niesamowitym tempie mnożące się muchy, piękne i skrzące się barwami ważki, odwieczne kleszcze, ale też człowieka, który za pomocą przeróżnych środków ingeruje w to, co wokół niego, narażając na wymieranie setki gatunków, wydających mu się niepotrzebnymi. 

Łąka to nie tylko opowieść o tym, jak wspaniale jest czasem położyć się z nosem w trawie i wpatrywać w cudowne i onieśmielające życie zamieszkujących ją istot, ale także historia zawodowych poczynań Goulsona i płynących z nich (nierzadko gorzkich) wniosków. Książka ta jest peanem na cześć środowiska i wołaniem o ratunek dla niego, póki nie jest za późno. To opowieść jakich nam dziś potrzeba, jakich nigdy nie będzie dość, i które trzeba podsuwać tym, którzy mają realną moc zmieniania świata na najwyższych szczeblach.

Wybierzcie się do lasu, na łąkę, do ogrodu i zniżcie się do poziomu mrówki. Zachwyćcie się ich pracowitością, dostrzeżcie różnorodność trzmieli i ich zachowań, przyglądajcie się nierównemu lotowi pszczoły uginającej się pod ciężarem pyłku, powąchajcie kwiaty, dotknijcie ziemi, przypatrzcie się kołyszącym się na wietrze kwiatom. Doceńcie to piękno i spokój, jaki macie wokół siebie, szanujcie bioróżnorodność i wielkość przyrody ujawniającą się w jej najdrobniejszych przedstawicielach: silnych, zorganizowanych, sprytnych. I w wielu przypadkach bezbronnych, zdanych na łaskę człowieka.

Cudowna opowieść. Idealna na czas urlopów, kiedy nic nas nie goni i obserwacja przyrody może stać się pomysłem na popołudnia, a także impulsem do wprowadzania zmian w swoje życie. 

Polecam ogromnie i szczerze.

Sekrety Julii - Anna Płowiec




Sekrety Julii to druga (po W cieniu magnolii) powieść Anny Płowiec. Autorka zmyślnie oddała w niej  swoje dwa zamiłowania: górskie wędrówki i spotkania w krakowskich kawiarniach.

Powieść rozpoczyna się smutną nutą. Oto Alicja w krótkim czasie straciła ukochaną mamę i męża, zostając na świecie jedynie z córeczką. Obie bohaterki źle znoszą swoją obecną sytuację. Przestały się uśmiechać, a ich serca wypełniają dojmujący smutek i tęsknota. Buzia dziewczynki rozpromienia się jedynie na widok drogiej wanny z luksusowego magazynu, którą mama nieopatrznie jej obiecuje. Nie chcąc zawieść swojego dziecka, kobieta postanawia wyremontować mieszkanie i urządzić w nim łazienkę z marzeń córeczki. W tym celu musi jednak uporządkować sypialnię mamy, do której od jej śmierci nie potrafi zajrzeć. Gdy decyduje się na ten krok, odkrywa jej stare dokumenty i listy, a w nich zapisane i skryte dzieje Julii i jej ukochanego - ojca Alicji, którego ta nigdy nie poznała, i o którego nigdy nie pytała...


To historia życia jej rodziców stanowi sedno tej publikacji i jego główną część. Autorka, wykorzystując odnalezione przez Alicję listy, oddaje głos wspomnieniom, ukazując czytelnikowi relację, o jakich czyta się jedynie w książkach - gotowy scenariusz filmowy, który wycisnąłby niejedną łzę.

Historia utkana przez Płowiec to wspaniała i wzruszająca opowieść miłosna, pokazująca jak gorące mogą być uczucia i jak wielu przeciwnościom nierzadko muszą podołać, by wybrzmieć w pełni. Autorka podejmuje temat nie tylko miłości między kobietą a mężczyzną, ale również miłości macierzyńskiej, ojcowskiej, zaborczej i zdolnej do poświęceń, pokazując różne oblicza tychże. Między snuciem narracji o wzajemnych relacjach, autorka podejmuje także dużo poważniejsze wątki, takie jak emigracja, ale nade wszystko ksenofobia i antysemityzm rozkwitający w PRL-owskiej Polsce.

Wykreowani przez nią bohaterowie budzą wielką sympatię - zarówno zwariowana Ewka (przyjaciółka Alicji), jak i przystojni Adam oraz Sylwek czy nawet dozorczyni sprzyjająca rozkwitającemu uczuciu młodych. Autorka, szczegółowo rysując tło społeczno-historyczne tamtych czasów, oddaje realia epoki, w jakiej przyszło żyć bohaterom: czasu służalczości wobec partii, niechęci wobec Kościoła i wreszcie nagonki na Żydów, których zmuszano do opuszczenia kraju. Ulokowanie akcji w dwu przestrzeniach czasowych (współczesności i latach '60) dodaje powieści wyrazistości, czyniąc z niej nie tylko romans, lecz przede wszystkim opowieść o trudnych wyborach, samotności i życiu w czasach, które nierzadko pozostawiały człowieka w sytuacji bez wyjścia. 

Polecam - śledząc losy bohaterów z przeszłości, docenicie wolność, jaką macie dziś.


wtorek, 30 lipca 2019

Życie średniowiecznej kobiety - Frances Gies, Joseph Gies


Choć serię o wiekach średnich, której autorami są Frances i Joseph Gies, miałam na oku już od dawna, dopiero tegoroczny urlop i Życie średniowiecznej kobiety sprawiły, że niemalże natychmiast po przeczytaniu kilku stron, zamówiłam pozostałe tomy.

Jako że wakacje to dla mnie zawsze, bez względu na miejsce w jakie się wybieram, czas nie tylko leżenia, czytania i relaksowania się w nicnierobieniem, ale także moment w roku, kiedy mogę zwiedzać interesujące mnie miejsca, w którym prym wiodą wszelkiego rodzaju zamki oraz ich pozostałości, nie wyobrażałam sobie, bym książki tej miała ze sobą nie zabrać, skoro już trafiła w moje ręce w tak doskonałym momencie.

Z rzadka na tyle ufam autorowi, by po dosłownie paru zdaniach nabrać apetytu na wszystko, co  dotąd napisał, a tak właśnie rzecz miała się z publikacją, którą chcę Wam dziś zaprezentować.


Życie średniowiecznej kobiety zostało podzielone na dwie części, z których pierwsza (krótsza) rysuje kontekst i tło historyczne, zaś druga jest zbiorem rozdziałów poświęconych konkretnym kobietom, pochodzącym z różnych klas społecznych i mającym różne prawa, lecz jednakowo silne charaktery.

Dział pierwszy doskonale obrazuje funkcjonowanie i wizerunek kobiet w historii, unaoczniając także czytelnikowi zachodzące w tej niezwykle długiej epoce zmiany - od średniowiecza wczesnego, poprzez czasy feudalne, aż do momentu, w którym wizerunek kobiety musiał zetknąć się z funkcjonującymi wówczas obok siebie obrazami Ewy i Maryi. To właśnie ten wycinek książki okazał się dla mnie najbardziej zajmujący. Żałowałam nawet, że skończył się tak prędko, by ustąpić miejsca opisowi konkretnych życiorysów kobiet średniowiecza, wśród których znalazły się przeorysza, panująca królowa, wielka pani, pracująca mieszczanka, żona kupca, a także szlachcianka.

Autorzy udowadniają, że wbrew powszechnej opinii o braku wpływów kobiet w wiekach średnich, stanowisko to jest krzywdzące dla wielu z nich. Książka ta ukazuje bowiem przede wszystkim białogłowy silne, zdeterminowane, wysoko postawione, manipulujące mężczyznami, by zdobyć to, czego pragną i świadome zarówno swej słabości, jak i mocy. 

Być może mój zachwyt jest wypadkową wartości merytorycznej książki, jak i niezwykle sprzyjających okoliczności, w jakich ją czytałam, wiem jednak, że to kopalnia wiedzy o średniowieczu, obalająca wiele mitów dotyczących życia kobiet w tamtych zmaskulinizowanych czasach, dostarczająca wielu ciekawostek i inspirująca do dalszego zgłębiania wiedzy o tej epoce, której - jak powiedziałby kabaret Hrabi - objąć się nie da.

Nieprzegadana, napisana przystępnie, zajmująco, językiem wolnym od specjalistycznej terminologii, co zdecydowanie rozszerza zakres jej potencjalnych odbiorców. Niemalże 40 stron publikacji stanowią przypisy, udowadniające jak wielką pracę badawczą wykonali autorzy i jak doskonale udało im z takiego ogromu źródeł wybrać najważniejsze informacje, przedstawiając historię w sposób barwny i ciekawy - co udaje się niewielu. 

Czyta się cudownie! Polecam ogromnie - dajcie się przenieść do tej niezwykle różnorodnej i szalenie interesującej epoki, pełnej sprzeczności, niegodziwości i walki o wpływy. Jeśli prawdą jest, że George R.R. Martin inspirował się opowieściami autorów, to być może znajdziecie tu pierwowzory  władczej Cersei, nieustraszonej Daenerys lub walecznej Aryi? Z całą pewnością jest to książka wypełniona plejadą silnych kobiecych postaci, których w średniowieczu wcale nie brakowało.

Zachęcam do lektury, sama zaś nie mogąc doczekać się lektury poprzednich tomów i z niecierpliwością wyczekując Życia średniowiecznej rodziny, której zapowiedź wyłapałam.


***

Przy okazji zostawiam Was z jednym z moich ulubionych skeczów, który przyszedł mi na myśl podczas lektury i tegorocznego zwiedzania:)

Czytajcie i bawcie się!:)  



poniedziałek, 29 lipca 2019

Porcelanowy konik - Helen Tursten



Masz dość słodkiej literatury bombardującej Cię ze wszystkich stron? Korci Cię, by przeczytać coś, gdzie zamiast szampana leje się krew, a zamiast pocałunków bohaterowie oferują sobie strzał w plecy?

Porcelanowy konik może być tym, czego szukasz. Od razu uprzedzam - nie jest to kryminał wysokich lotów ani - sic! - dzieło mistrzyni szwedzkiego kryminału (znam prawdziwych mistrzów i Helen Tursten nie znajduje się na liście), ale rozrywkę na jako takim poziomie może on zapewnić. Oczywiście jeżeli nie masz dużych wymagań.

Autorka, którą wydawca chce mienić pretendentką do tytułu mistrzowskiego była mi dotąd zupełnie nieznana. W Polsce poza Porcelanowym konikiem, wydano jeszcze Zabójcze domino, Śmierć przychodzi nocą oraz Mężczyzn, którzy lubią niebezpieczne zabawy. O żadnej. nich wcześniej nie słyszałam, mam więc szczęście, że zaczęłam od czegoś, co ma być w dalszej perspektywie pierwszym tomem serii z detektyw Irene Huss.

Rzecz dzieje się w ciemny, listopadowy dzień. Na mokry chodnik na Molinsgatan w Goteborgu spada Richard von Knecht - mężczyzna, którego upadku nikt nie widział, nikt zatem nie może nic powiedzieć na jego temat. Brak bezpośrednich świadków, brak zeznań. Sprawa wygląda na samobójstwo, a jej rozwiązaniem ma zając się Irene Huss. Jedyną osobą przebywającą wówczas w pobliżu była spacerująca z psem staruszka. 

Bardzo szybko w mieście pojawiają się kolejne ofiary, a to co pozornie jawiło się jako samobójstwo staje się elementem układanki w sprawie tajemniczych morderstw, każdorazowo wyglądających na przypadkowe. Sprawa pierwszej śmierci staje się tematem publicznej debaty, bowiem jej ofiarą padł członek bardzo bogatej i wpływowej rodziny. Niestety, pozostali przy życiu krewni denata nie są specjalnie pomocni: zdaje się, że wszyscy przywdziali maski i nabrali wody w usta, byle tylko nie wyjawić rodzinnych sekretów, które - jak można się domyślić - do najprzyjemniejszych nie należą. Zdeterminowana Huss próbuje wszelkich środków, by rozwiązać sprawę, jednak bardzo szybko naraża na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale również swoich bliskich. 

Choć wszystkie elementy, które wykorzystała Tursten są zazwyczaj składnikami dobrego kryminału, tutaj zabrakło ikry. Powieść jest mało angażująca i nie potrafi tego zmienić ani ilość morderstw, ani nowych wątków wplatanych do sprawy. Całość najzwyczajniej w świecie się... wlecze. Autorka stara się być do bólu dokładna i z wielką pieczołowitością oddaje opisy czynności wykonywanych przez śledczych, co jest najzwyczajniej w świecie zbędne i - niestety - sprawia, że czytelnik odpływa myślami bardzo daleko, wcale nie śledząc w swej głowie poczynań bohaterów, lecz oddając się rozważaniom zupełnie niezwiązanym z powieścią - co by tu na obiad, ciekawe co słychać u Kaśki? Pisarka nie wykorzystała potencjału swego tekstu, zabiła go ilością nudnych opisów, unikając jak ognia pędzącej akcji, co w konsekwencji sprawiło, że czytelnik tak naprawdę modlił się o finał. I nie, wcale nie dlatego, że tak szaleńczo ciekawiło go rozwiązanie. Dlatego, że chciał książkę odłożyć i poszukać na półce czegoś ciekawszego. Może instrukcji składania regału? A może słownika języka polskiego, by upewnić się, że błędy, które zauważył naprawdę są błędami, a nie tylko wytworem jego wyobraźni?

Nie będę oszukiwać - nie polecam. Jest tyle dobrych kryminałów wokół, że naprawdę nie zachęcam do czytania czegoś, co w najlepszym wypadku może zostać nazwane przeciętnym. Bo i po co?


niedziela, 28 lipca 2019

Demelza - Winston Graham



Po lekturze świetnego Rossa Poldarka niemalże od razu rzuciłam się na drugą część sagi - Demelzę. Tak samo szybko jednak, jak zaczęłam czytać, tak prędko... znudziłam się. Dotarłam do strony około dwusetnej i lekturę porzuciłam na rzecz innych tekstów, nigdy nie przymierzając się już do kolejnych tomów. Od tamtej pory minęły trzy długie lata, a ja wciąż nie nabrałam ochoty na dalsze czytanie, mimo że seria wciąż zbiera bardzo dobre oceny i obiecuje rozrywkę na naprawdę zadowalającym poziomie oraz przeniesienie się w czasie i cudowną podróż w epokę, w której nieraz chciałoby się być.

Co więc wpłynęło na moją decyzję o rozstaniu się z Poldarkami? Podejrzewam zmęczenie materiału, bowiem narracja i forma w niczym nie ustępowały tej, którą zapamiętałam z pierwszego tomu.
Wydaje mi się, że daleko bardziej interesujące było dla mnie docieranie się Demelzy i Rossa niż burzliwe czasu ich małżeństwa, a także próby dostosowania się kobiety do życia w środowisku, do jakiego nie przywykła. Szalenie ciekawe było podglądanie zmagań kobiety, jednak to nie wystarczyło, by zatrzymać mnie przy lekturze na dłużej.

Poza opisem życia Demelzy, jest to również historia walki Rossa o prawa właścicieli kopalni i miedzi, co nie przysparza mu zbyt wielu przyjaciół. Staje się on śmiertlenym wrogiem George'a Warleggana - potężnego i wpływowego bankiera. Zawodowe perypetie bohatera przenoszą się na jego życie rodzinne i zakłócają radość płynącą z pojawienia się na świecie pierwszego dziecka. Który z wątków jest tym dominującym? Bardzo trudno byłoby go wskazać, tym bardziej, że Demelza jest dopiero drugim tomem wielotomowej sagi, w której co rusz splatają się różne opowieści, a historia, polityka, kultura i zawiłości społeczne splatają się.

Dobra lektura, dobra saga, do której z całą pewnością powrócę, gdy tylko nabiorę ponownej ochoty na przeniesienie się w czasy wiktoriańskie.



sobota, 27 lipca 2019

Ballady i romanse - Adam Mickiewicz




Czy Ballady i romanse kojarzą Wam się tylko z wydaniami lekturowymi, gdzie więcej niż tekstu głównego jest opracowań, a całość sprawia niezbyt dobre wrażenie, nie mówiąc już o jakimkolwiek zachęcaniu do czytania? Koniec z tym.

Oto przed Wami boskie wydanie EGMONT Art, w którym komentarzami do tekstu zajęła się Emilia Kiereś, zaś oprawą artystyczną oraz ilustracjami Marianna Sztyma. Ich wspólna praca dała niesamowity efekt końcowy, dzięki któremu pewnie niejeden młody czytelnik zapała sympatią (a może i miłością) do Mickiewiczowskiej twórczości, zanim jeszcze na dobre przekroczy progi szkoły i dostanie jego utwory bez jakiejkolwiek oprawy. Tutaj autorka ukazuje ich fantastyczny świat w sposób tak fascynujący i przystępny, że nikomu nie powinno sprawić trudności jego zrozumienie. Za zrozumieniem zaś idzie ciekawość i fascynacja, a dalej - przyjemność lektury. 

Jak mówi sama autorka, jej książka nie jest podręcznikiem ani pracą naukową, lecz osobistym przewodnikiem po świecie Ballad i romansów, w którym stara się ona przybliżyć znaczenie słów, które wyszły już z użycia, próbuje przybliżyć zwyczaje tamtych czasów, dziś w wielu miejscach już nieczytelne. Więcej zatem przestrzeni w książce tej zajmują odautorskie komentarze niż sama twórczość Mickiewicza. Celem łatwiejszego rozróżnienia tych miejsc, omówienia zostały zawarte na intensywnie żółtych kartkach, utwory na białych stronicach, zaś resztę - w większości w granacie, szarości i przygaszonej zieleni - obejmują ilustracje. 

Wydaniem tym jestem zachwycona zarówno jako czytelnik, fascynat literatury epoki romantyzmu, jak i nauczyciel - omówienia Kiereś są kapitalną formą do wprowadzenia na lekcję, po to, by ją ożywić, zaś wiele ich elementów może posłużyć jako część notatki lekcyjnej. Komentarze pisane są językiem przystępnym, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że uczniowskim. Samo zaś wydanie z całą pewnością zachwyci niejednego nastolatka łasego na piękno - oddawanie w ręce dzieci omawianych książek ma niesamowitą moc. Czami wystarczy impuls, by zagorzałych przeciwników czytania zmienić w książkozjadaczy. I tym właśnie stymulantem może być ta książka.

Świetna rzecz, cudownie wzbogacająca półkę. Serdecznie polecam każdemu - zwłaszcza tym, co z Mickiewiczem nie są za pan brat. Zobaczycie, jak wiele zależy od zrozumienia treści i kontekstu kulturowego. 

piątek, 26 lipca 2019

Baśnie dla starszych i młodszych - Zofia Stanecka



Nie odpowiadają Wam wydania baśni z ilustracjami Disneya? Żaden kłopot! Z odsieczą przychodzi niezawodna Zofia Stanecka i ilustratorka jej wersji baśni - Magdalena Kozieł-Nowak. 

Autorka, podobnie jak kiedyś jej mama (a także prawie wszystkie mamy na całym świecie) postanawia opowiedzieć swoje wersje baśni przefiltrowane przez własną wyobraźnię i wrażliwość, opierając się na wszystkich wydaniach, na jakie kiedykolwiek się natknęła. Do czynienia miała zaś z wieloma edycjami, bowiem zaczytywała się w nich zarówno jako dziecko i młoda osoba, jak i później, odnajdując różnice, ale też sedno, jakim jest motyw poszukiwania.

I tak właśnie, nie zatracając głównej myśli, pisarka oddaje dziś w Wasze ręce wydanie wyjątkowe, bo  oparte na wieloletniej kulturze czytania baśni. W wydaniu tym odnajdziecie Czerwonego Kapturka, Jasia i Małgosię, Knypsa z Czubkiem, Kopciuszka, Księżniczkę na ziarnku grochu i wreszcie Trzy świnki. 

Te klasyczne baśnie, na nowo opowiedziane przez autorkę szalenie lubianą przez dzieci i dorosłych (to "mama" Basi!) , pozwalają na powrót do dzieciństwa, do świata naszych marzeń, wielkich planów i nadziei na przyszłość, kiedy to w bohaterach opowiadanych historii widzieliśmy siebie samych - księżniczki, królewiczów, odważne dziewczyny i mężnych chłopaków, którzy nawet mimo przeciwności zawsze zmierzali ku szczęśliwemu finałowi. 

Wspaniale jest powrócić do tego świata i uchwycić jego piękno zmieszane z okrutnością - bo tej przecież mimo wszystko było w nich sporo.

Polecam taką podróż sentymentalną - zachęcam także do dzielenia się lekturą z dziećmi - każda baśń opatrzona została krótkim rysem historycznym, dzięki czemu odbiorca nie tylko pozna genezę przeczytanej właśnie historii, ale także pozna jej inne realizacje oraz morał z niej płynący. Ilustracje zaś - marzenie! 


czwartek, 25 lipca 2019

Miara człowieka - Marco Malvaldi



Miara człowieka to kolejna książka Marco Malvaldiego, autora takich tekstów jak Trzy karty, Gra w ciemno, Król gry czy Wyższa karta.


Zamysł autora był szalenie interesujący i mimo mojej wcześniejszej nieznajomości jego utworów, przekonał mnie do sięgnięcia po książkę. Oto bowiem pisarz w 500. rocznicę śmierci Leonarda da Vinci, postanawia upamiętnić tego wyjątkowego człowieka i przedstawić go w zupełnie innym świetle - nie tylko jako rzutkiego artystę swych czasów, nie jako wynalazcę i malarza, lecz jako detektywa, prowadzącego śledztwo w swej własnej sprawie, mające oczyścić go z zarzutów.

Mediolan 1493 roku. Na zamkowym dziedzińcu odnaleziono zwłoki mężczyzny, a znawcy nie potrafią określić przyczyny zgonu. Miasto szybko obiega paniczna myśl o powrocie dżumy lub innej zarazy, mogącej je spustoszyć. Sprawujący rządy Sforza zabiega o pomoc przenikliwego Leonarda da Vinci, który to nie raz dowiódł już swej bystrości, mimo że wciąż nie udało mu się dokończyć obiecanego projektu konnego pomnika jego ojca. Mężczyzna dociekając prawdy, mimochodem rzuca na siebie cień podejrzeń...

Da Vinci jest zagadką dla wielu mieszkańców miasta - mieszkający z matką i uczniem, godzinami przesiadujący w pracowni, gardzący mięsem i piszący wspak, a przy tym wszystkim nieumiejący wyegzekwować zapłaty za wykonane zlecenia mężczyzna, budzi tyleż szacunku, ileż plotek. Tym bardziej, że zdarza mu się samotnie spacerować nocą, co uchodzi za nad wyraz podejrzane... Wieść o nim i jego talentach bardzo szybko się rozprzestrzenia, a w czasach, gdy wróg puka do bram z każdej strony, każdy chce mieć wynalazcę po swojej stronie. Krążą bowiem słuchy, że jest się on pomysłodawcą maszyny śmierci, zdolnej przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swych sprzymierzeńców podczas każdego starcia. Pozostaje tylko kilka kwestii do rozwiązania: gdzie da Vinci przechowuje swe notatki i jak je wykraść? Czy znajdzie się ktoś, kto przechytrzy najwybitniejszego człowieka swoich czasów?

Choć historia utkana przez Malvaldiego może się jawić jako zajmująca, wcale taka nie jest. Niestety, nie udało się autorowi tak poprowadzić narracji, by mogła ona przykuć uwagę czytelnika na dłużej. Mimo że książka ta ma niespełna trzysta stron, czytałam ją kilka długich dni, niemalże zmuszając się do lektury. W dużej mierze jest to wina przyjętej formy, której sens nie do końca jest dla mnie zrozumiały. Autor oddał głos narratorowi wszechwiedzącymi, ten jednak wydaje się rozdwojony - raz pisze z perspektywy współczesności, niejako wychylając się przed tekst, odwołując się do wiedzy i doświadczeń dzisiejszego odbiorcy (np. Nie czas na urągowisko, współczesny Czytelniku*); innym zaś razem wypowiadając się z perspektywy naocznego świadka wydarzeń, które relacjonuje - być może byłoby to rozwiązanie ciekawe, jednak autor wykorzystał je tak nieumiejętnie, że powodowało ono jedynie zżymanie się czytelnika na nonsens użytego środka. 

Niestety, w ostatecznym rozrachunku Miara człowieka rozczarowuje, choć sama idea przybliżenia postaci Leonarda zasługuje na uznanie. Jeśli oczekujecie czegoś lekkiego, bez polotu, miałkiego, z nutką tajemnicy, lecz bez miejsca na ekscytację - lektura ta wcale nie musi Was rozczarować. Ot, ramotka, o której prędko zapomnicie, nowość jakich wiele.


* Miara człowieka, Marco Malvaldi, Wrocław 2019, s. 79. 

środa, 24 lipca 2019

Daj mi odpowiedź - Sandy Hall




Coś lekkiego na urlop? Proszę bardzo! Oto Daj mi odpowiedź, książka, która przeleżakowała u mnie dobre parę lat, zanim poświęciłam jej nieco swojej uwagi.

Autorka, Sandy Hall, może być Wam znana z publikacji Musimy coś zmienić, jednak mnie nie była znana w ogóle.

I tak naprawdę z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że równie szybko jak można przeczytać tę powieść, ja zapomnę nazwisko pisarki, spod pióra której wyszła. Dlaczego? Ano dlatego, że jest to lektura bardzo niezobowiązująca, na jedno popołudnie, do ukończenia na jednym wdechu, słowem - przeciętna. Wiecie, to taki tekst, który zabiera się na plażę czy na działkę, kiedy kompletnie nie ma zamiaru się angażować w lekturę, jednak chce się miło spędzić czas. 

Historia, w której chyba bardziej rozsmakują się nastolatkowie, bowiem to oni grają tutaj pierwsze skrzypce. Jane uwielbia oglądać seriale i jak prawie każda nastolatka w jej wieku - nie do końca wie, co chce robić w życiu. Ma siedemnaście lat i podejmowanie poważnych decyzji w ogóle jej nie odpowiada. Celem odwleczenia w czasie deklarowania się w jakiejkolwiek kwestii, ale również po to, by uniknąć wakacyjnego stażu, bohaterka zatrudnia się jako niania. Choć ma to być chwilowe i niezobowiązujące zajęcie, sprawy dość szybko się niepotrzebnie komplikują. Jej podopieczne okazują się siostrami przyrodnimi jej przyjaciela z dzieciństwa, Teo. Świat jest mały, prawda?

Oczywiście (jak moglibyśmy się tego nie domyślić?!) okazuje się, że dawna przyjaźń Jane i Teo wcale nie wygasła, a bohaterowie nadal doskonale się dogadują. Z tym, że nie mają już po 10 lat i ich uczucia niebezpiecznie zmierzają nie w tym kierunku, w którym oboje by się tego spodziewali.

Szukacie czegoś lekkiego, nieprzytłaczającego, rozrywkowego i niespecjalnie wymagającego? Oto propozycja dla Was. Nutka tajemnicy, wakacyjny klimat, słodkie nastoletnie zauroczenie - czy może być coś doskonalszego na urlop? 

wtorek, 23 lipca 2019

Okruch - Anna Ficner-Ogonowska




Szukacie lekkiej, ale za to długiej powieści na letnie popołudnia i wieczory? Takiej, która nie skończy się, gdy tylko zbratacie się z bohaterami, lecz będzie trwać w najlepsze? Przed Wami Okruch Anny Ficner-Ogonowskiej, autorki, która rozkochała w swojej twórczości setki polskich czytelniczek, a to wszystko za sprawą serii Alibi na szczęście, jak również tekstu Czas pokaże.

Jej najnowsza powieść ma w sobie wszystko to, czego zazwyczaj szukamy w wakacyjnych lekturach - miłość, tajemnicę do odkrycia, ukazanie siły dobra oraz burzliwą przeszłość, która czyni całość jeszcze bardziej emocjonującą. 

Jeśli jesteście osobami bardzo emocjonalnymi, warto przed rozpoczęciem lektury zaopatrzyć się w chusteczki, spory zapas dobrej herbaty albo kawy, posiłek oraz ciepły koc - noc, którą zarwiecie dla tej książki może okazać się chłodna, a uwierzcie mi, że może Wam się wcale nie chcieć przerywać lektury dla tak trywialnych czynności, jak przyniesienie sobie czegoś.


Poznajcie panią Marię - wdowę po policjancie, prowadzącą dziennik, który ma ukoić jej samotność i zabić nudę, tak często towarzyszącą ludziom w starszym wieku. Bohaterka notuje w nim niemalże wszystko: tak troski, jak codzienne radości, ale również swoje przemyślenia, będące efektem bujnego życia oraz marzenia, których wciąż jej nie brakuje. 

Inna kobieta pojawiająca się w tekście to Sara - przedszkolanka i kobieta z dość burzliwą przeszłością, obecnie mieszkająca z dziadkiem. Jej życie mogłoby toczyć się dalej z góry wytyczonym rytmem, gdyby nie wypadek, który pewnego dnia widzi z okna w czasie pracy. To on ma na zawsze odmienić jej życie, bowiem bohaterka za nic mając zasady bezpieczeństwa, opuszcza przedszkole, by pospieszyć na ratunek rannemu mężczyźnie.

To ów moment stanowi punkt, po którym życie każdej z postaci zmienia się, oferując ogromne przeżycia, wątpliwości, ale też... szczęście. 

Podobnie jak poprzednie książki Ficner-Ogonowskiej, także i tę cechuje niezwykłe ciepło otaczające czytelnika, gdy tylko zanurzy się w utkanym przez autorkę świecie. Choć wiele fragmentów tej powieści mogło zostać skróconych, bowiem często odnosi się wrażenie sztucznego rozwlekania wątków, powieść ta broni się i zachęca do zanurzania się w jej świecie. 

Polecam. Właśnie teraz - latem - gdy serca mamy gorące i wystarczy okruch (sic!), by nas poruszyć i zapewnić ogrom emocji. 

poniedziałek, 22 lipca 2019

Trzy razy tak! - Janusz Rudnicki




Za punkt honoru postawiłam sobie omówienie w te wakacje części z tych książek, do których zabierałam się przez bardzo długi czas, a wciąż było mi z nimi nie po drodze. Jedną z nich jest Trzy razy tak! Janusza Rudnickiego, autora znanego m.in. z takich książek jak Męka kartoflana czy Śmierć czeskiego psa. 

Nie miałam dotąd okazji czytać żadnej z jego książek, jednak zachęcona okrzykami zachwytu osób, które już czytały, a które są mi znane (m.in. Krystyna Janda, Maciej Stuhr, Magda Umer, Hanna Krall), skusiłam się. 

Bardzo istotną rolę w tej książce odgrywa język - to on w wielu punktach wysuwa się na pierwszy plan, odwracając uwagę czytelnika od czegokolwiek innego. Zabieg ten może tak samo zachwycać, jak mierzić, stąd pewnie tak skrajne opinie, które można przeczytać na portalach poświęconych. literaturze.

Ja zaś, choć przepadam za literaturę, w której bohaterem niefiguratywnym jest właśnie słowo, a dominantą gra tymże, to jednak tu miałam wrażenie, jakoby całość stanowiła sztukę dla sztuki, pisanie dla samej idei pisania, bez sedna. Co ciekawe, bardzo łatwo się w tej pozycji zatracić, idąc właśnie wyłącznie za lingwistycznym śladem, węsząc humor i szukając odniesień. Jeśli jednak ktokolwiek miałby napisać, o czym tak naprawdę traktuje ta krótka publikacja - cóż, sądzę, że byłby to kłopot i nie lada wyzwanie. Odnoszę jednak wrażenie, że to wcale nie o fabułę tutaj chodzi i nie ona jest najważniejsza. Lubicie ryzyko? Spróbujcie.

Specyficzna estetyka, niełatwa lektura, nie dla każdego, raczej dla tych, którzy lubią narracje niesztampowe. 

niedziela, 21 lipca 2019

Wykształciuchy z wioski Warszawa - Cezary Żbikowski



Trzydziestoparoletni, przystojni, wykształceni, mieszkający w Warszawie. Cezary Żbikowski, warszawianin, ojciec dwojga dzieci,  zabiera czytelnika do świata, w którym młodzi ludzie nazywani białymi kołnierzykami, imają się różnych zajęć i rozrywek dostępnych w stolicy. Jak zaś wiemy, tu zawsze dużo się dzieje, więc możliwości im nie brakuje.

Okładkowy opis zapowiada przednią zabawę, sporą dawkę humoru i odrobinę refleksji. Cóż, nie przypominam sobie, żebym się choć raz zaśmiała, a rozważaniom faktycznie się oddałam, niewiele miały one jednak wspólnego z treścią, więcej zaś z zaskakującą edycją.

Część wypowiedzi została bowiem zaznaczona pogrubioną czcionką - początkowo sądziłam, że są to te fragmenty, które powinny mocniej wybrzmieć, szczególnie, że gros obserwacji o charakterze aforyzmowym zostało w ten sposób wyróżnione, jednak później odniosłam wrażenie, że temu zabiegowi poddano także zupełnie przypadkowe fragmenty, bez ładu i składu - nawet pojedyncze wyrazy. 

Podsumowując? Nic ciekawego. Okładka zaś jest chodzącą antyreklamą tej powieści, samo zaś wydawnictwo najwyraźniej przestało istnieć, zatem niewiele będę się już mogła dowiedzieć o samym wydaniu.

Nie polecam - ani się specjalnie nie uśmiejecie, ani nie popadniecie w zadumę.



sobota, 20 lipca 2019

Siedmiu mężów Evelyn Hugo - Taylor Jenkins Reid


Siedmiu mężów Evelyn Hugo, której autorką jest Taylor Jenkins Reid - autorka powieści cieszących się ogromną poczytnością i uznaniem na całym świecie (m.in. Rozstańmy się na rok, Jedyna miłość razy dwa) - to historia o niebywałem mocy przyciągania czytelnika, opowieść, której popularność staje się niemalże legendą, podobnie jak była nią główna bohaterka powieści - Evelyn Hugo.


Rzecz rozpoczyna się, gdy seksbomba i gwiazda Hollywood, po wielu latach nieudzielania wywiadów, decyduje się na opowiedzenie historii swojego życia jednej z redaktorek magazynu "Vivant" - Moinique Grant. Hugo sama zabiega o spotkanie z dziennikarką, co budzi konsternację zarządu magazynu, jednak bojąc się utracić tak gorący materiał, przystają na warunki aktorki.

Gdy kobieta dociera do rezydencji legendy kina, dowiaduje się, że nie chodzi jej o wywiad, lecz szczerą spowiedź, będącą wyznaniem prawdy o jej życiu, którą do tej pory tak skrzętnie skrywała, ubarwiając ją i koloryzując niektóre elementy, po to, by odwrócić uwagę fanów i mediów od rzeczy naprawdę istotnych. Hugo oferuje Grant książkę, która rozsławi jej autorkę oraz sprawi, że ludzie zmienią zdanie o tej, która wielu spędza(ła) sen z powiek.

Jej relacja pokazuje, jak drastycznie jej codzienność różniła się od tego, co sprzedawane było publicznie; jak wielką grą pod publiczkę stanowiły jej kolejne małżeństwa torujące drogę do wpływów i sławy, wykalkulowane na zysk, wyrachowane i zawsze starannie wyreżyserowane. 

Wyróżnikiem tej historii, a zarazem jej największym atutem jest jej niesamowity realizm. Autorka tak sprawnie zarysowała historię aktorki, iż w pewnym momencie czytelnik zapomina, że to jedynie fikcja literacka i wierzy, że Hugo istniała naprawdę, że to wyznanie gwiazdy, z którą filmy oglądało się z zapartym tchem, której urody zazdrościło się z całą mocą, i którą chciało się spotkać, by skonfrontować swe wyobrażenia z rzeczywistością. Ma się wrażenie, że to zbeletryzowana biografia osoby, która faktycznie żyła i zawładnęła światem kina, której plakaty wisiały na ścianach naszych rodziców, i do której wzdychały kolejne pokolenia mężczyzn. 

Jenkins Reid całkowicie mami czytelnika, wciąga go w swój wymyślony świat tak bardzo, że zapomina on o jego iluzoryczności.

Tym samym kreśli ona wizerunek nie tylko wyimaginowanej postaci świata kina, lecz szeroki obraz Hollywoodu w ogóle. Za sprawą książki odbiorca uświadamia sobie, jakie mechanizmy rządzą codziennością gwiazd, co są one w stanie zrobić, by wejść na szczyt, by pławić się w blasku sławy i nie schodzić z ust fanów na całym świecie. Jenkins Reid przypomina, jaką fikcją mamią nas media, jak zmyślnie wykreowane obrazy gwiazd nam one sprzedają i jak rażąco różnią się one od prawdziwego życia tych, których chcemy poznać. Hugo, którą zapamiętali ludzie, była seksbombą, kobietą wypełniającą każdą przestrzeń, w której się pojawiła, żoną siedmiu mężów, matką, a nade wszystko obiektem westchnień wielu. Hugo, która kreśli swój obraz, to kobieta wiedząca czego chce i zdolna do wszelkich poświęceń, by to osiągnąć, grająca swą seksualnością, nierzadko płacąca seksem, by udowodnić sobie swoją wartość. 

W powieści na plan pierwszy wysuwa się obraz intymnego życia gwiazd, świat środowisk LGBT, które nie mogą się ujawnić, by nie narazić się na ostracyzm społeczny i utratę pozycji budowanej przez lata. To historia tego, co człowiek zdolny jest poświęcić dla miłości i przez nią, jak wiele zdolny jest ukryć i jakie grzechy może mieć na sumieniu, popełnione po to, by ratować bliskich.

Narracja poprowadzona została dwutorowo - jedna część, zdecydowanie mniej wychylająca się, to relacja z perspektywy Monique, druga zaś to swoisty strumień świadomości Evelyn.

Choć nie jest to proza zapierająca dech w piersiach, niewątpliwie ogromnie wciąga i rzuca światło na nieznany świat. Nie jest tekstem wybitnym czy ponadprzeciętnym, lecz nie pozwala się od siebie oderwać. Wiele w niej melodramatyzmu, momentami wybrzmiewa jak kolejny scenariusz filmowy, jednak czyż nie tym właśnie miał być - ostatnią kreacją aktorską wielkiej Evelyn Hugo?

Polecam. 

piątek, 19 lipca 2019

Pakt z diabłem - Dick Lehr, Gerard O'Neill



Pakt z diabłem to prawdziwa opowieść o tym, jak FBI zostało skorumpowane przez bandytów. Początkowo nic nie zapowiadało tak dramatycznego finału historii. Oto dawni znajomi z dzieciństwa, razem wychowujący się na brutalnych bostońskich ulicach, spotykają się po kilkudziesięciu latach. John Connolly - istotna postać w bostońskim oddziale FBI - postanowił pójść na układ z Jamesem "Siwym" Bulgerem, dziecięcym kolegą, a obecnie jednym z najgorszych gangsterów w historii USA. Bandyta miał doprowadzić do ruiny włosko-amerykańskiej mafii,  sam będąc ojcem chrzestnym lokalnej irlandzko-amerykańskiej. Bulger miał pomagać policji, w zamian otrzymując ochronę. Sytuacja jednak nie potoczyła się tak, jak oczekiwałby tego Connelly. Zamiast wykluczenia mafii, doszło do serii brutalnych morderstw, a sam Bulger przejął kontrolę nad miejscowym handlem narkotykami. To jednak był dopiero początek największego skandalu wywiadowczego w historii FBI - życie napisało filmowy scenariusz. 

Autorzy książki zaś, to śledczy zajmujący się ową sprawą od samego jej zarania. Dzięki temu, ich relacja jest niezwykle rzetelna i ukazuje nie tylko serce samego spisku, ale także rysując portrety dwu przyjaciół wychowanych przez bostońskie ulice, ukształtowanych prze tamtejsze sieci kontaktów i zależności.

Pakt z diabłem przeleżał na mojej półce cztery lata, podczas których nie mogłam się przemóc, by sięgnąć po reporterską pracę śledczych - mimo że jednocześnie z kinowych ekranów wołał film w doborowej obsadzie. Choć początkowo wydawało mi się, że książka ta będzie dla mnie idealna, szybko okazało się, że ta historia oparta na faktach urozmaicona serią zdjęć wplecionych w relację, nie jest lekturą dla mnie. Cóż, zamiast emocjonować się naprawdę filmową historią, poczęłam nudzić się od nadmiaru faktów i dłużyzn. Z całą pewnością nie można odmówić publikacji tej rzetelności - autorzy nie pomijają właściwie niczego, doskonale wchodząc w gangsterski półświatek, jednak dla czytelnika ta drobiazgowość może dawać odwrotny skutek - zamiast wciągać, lektura zaczyna odpychać i wzmagać senność. Autorzy opisali za dużo, tekst zupełnie niepotrzebnie jest aż tak rozwlekły, a w konsekwencji szalenie męczący i mdły. Przegadanie nie zawsze przynosi pozytywne rezultaty i tutaj niestety otrzymujemy tego żywy dowód.

Dla profesjonalistów, śledczych może stanowić ona świetne źródło wiedzy i inspirującą opowieść, jednak przeciętnego odbiorcę żądnego pędzącej na łeb, na szyję opowieści o gangsterach niestety zmierzi po kilkudziesięciu stronach. Bądź co bądź, w publikacji tej zmieszczono dwadzieścia lat widzianych reporterskim okiem - jeśli czujecie, że tego właśnie oczekujecie, polecam. Jeśli nie - lepiej sobie odpuśćcie.

czwartek, 18 lipca 2019

Syrena i Pani Hancock - Imogen Hermes Gowar





Syrena i Pani Hancock to historia, w której nie spotkacie się z kolejną z baśniową reinterpretacją Małej Syrenki. To opowieść, w której syrena staje się zarówno bohaterem figuratywnym - wszak to od jej znalezienia rozpoczyna się narracja i wokół jej dalszego poszukiwania jest utkana, jak i niefiguratywnym - symbolem kurtyzany, która podobnie jak te mityczne stworzenia wabiła mężczyzn na zatracenie, femme fatale uwodząca wszystkich, z którymi relacja mogła wiązać się dla niej z jakąś korzyścią.

Rzecz dzieje się w XVIII-wiecznej Anglii. Oto w roku 1785 do kupca Jonaha Hacoocka z jednej z  przedłużających się morskich wypraw wraca jego najlepszy kapitan z niecodziennymi wieściami. Statek Hancocka został sprzedany, lecz w jego miejsce Jones przywiózł coś dalece cenniejszego - morskiego potwora, którego mieni syreną. Wynaturzony, martwy stwór ma przynieść mężczyźnie bogactwo, o jakim nie śmiał marzyć. I faktycznie, wraz z pojawieniem się wodnego monstrum, życie kapitana odmienia się, wskakując na zupełnie nowe tory.
Gdy bowiem plotka o jego zdobyczy obiega cały Londyn, wszyscy chcą ją zobaczyć, płacąc za tę możliwość. Jedną z klientek Hancocka staje się właścicielka najsławniejszego domu uciech w mieście, pragnąca za sprawą syreny zapewnić swym klientom prawdziwie niecodzienną przyjemność. Wynajmuje ją więc od kapitana, zapraszając go jednocześnie na jedno ze swoich przyjęć, na którym syrenim śpiewem wabić będzie go nie tylko jego morska zdobycz, ale najznamienitsze i najbardziej luksusowe kurtyzany. 

Po przybyciu na miejsce Hancock szybko orientuje się, że popełnił błąd, bowiem wszechobecna rozpusta, wyuzdanie, rozpasanie i bezwstydność, budziły w nim jedynie zażenowanie i oburzenie, a miał świadomość, że to co widzi, jest dopiero przygrywką. Uświadomił sobie, że świątynia seksu, w której się znalazł wcale nie jest odpowiednim miejscem dla jego biznesu i że nie takiej sławy dla siebie pragnął. Wtedy jednak, było już za późno - wpadł bowiem w sidła najsławniejszej metresy, otrzymującej przykaz zabawienia gościa. Była  nią Angelica Neal, kurtyzana doskonała w swym fachu, umiejąca uwodzić, jak żadna inna... Odkąd ją poznał. bohater postanowił przypodobać jej się na wszelkie sposoby, obiecując jej rzeczy niemożliwe i całkowicie zatracając się w swej fascynacji. Czy syreni śpiew, któremu się poddał, może go poprowadzić ku szczęśliwemu życiu, czy też jest jedynie drogą na zatracenie?

Syrena i Pani Hancock, to poza zajmującą opowieścią o kapitanie i kochanicy, świadectwo życia w tamtych czasach, o bogato zarysowanym tle społeczno-obyczajowym. Brytyjska pisarka zadbała o to, by oddać klimat epoki, co fantastycznie jej się udało. Decydując się na opowieść o domu rozpusty, nie popadła ani w banał, ani nie oddała się żadnym sztuczkom językowym. Opisy życia w przybytku rozkoszy i wszelkie odbywające się tam sceny są dosadne, realistyczne, często wręcz naturalistyczne - nie ma tu delikatności, lecz często brud, brutalność i dosadność. Przy tym wszystkim wplotła autorka w swoją narrację wątek abolicjonizmu i niewolnictwa - jest on ledwie zasygnalizowany, lecz istotnie wybrzmiewa. 




Powieść ta wabi niczym syreni śpiew i choć obezwładniający smutek wcale nie musi Wam towarzyszyć, jak miało to miejsce w przypadku bohaterów, to jednak pewnej duszności, niemożnośćci uwolnienia się od książki z całą pewnością nie unikniecie. Musicie mieć jednak świadomość, że jest to raczej książka do lektury niespiesznej, wymagająca skupienia i zaangażowania. Ci, którzy nastawiają się na baśniową opowiastkę, będą zawiedzeni. Ci jednak, którzy takich wyobrażeń nie mają, z całą pewnością zaangażują się w tę powieść i będą pod wrażeniem tego, jak została dopieszczona.

Bardzo dobra proza, nęcąca okładką, wabiąca motywem syreny i niepozwalająca się od siebie oderwać. Czy to magia?  Tak, magia literatury. Polecam. 

środa, 17 lipca 2019

Great! Wielka Brytania dla dociekliwych - Tina Oziewicz




Panie i Panowie, Tina Oziewicz, o której pracach opowiadałam na blogu przy okazji książek Pamiątka z Paryża  czy Masło śpi, powraca.

Powraca z książką szalenie ciekawą, jaką jest Great! Wielka Brytania dla dociekliwych.

Był czas w życiu moim i mojego męża, gdy po obejrzeniu serialu Królowa, dzień nie mógł się rozpocząć bez odsłuchania hymnu Anglii. Po prostu nie mógł. Okazuje się jednak, że to nie jedyne elementy łączące nas z Wielką Brytanią. Dzięki publikacji Oziewicz, udało mi się zespolić większość moich największych zainteresowań (literackich), co sprawiło, że nareszcie widzę, że coś może je splatać.

Mowa o Williamie Szekspirze, a także dwu fantastycznych światach - uniwersum Władcy Pierścieni oraz Harry'ego Pottera. 

To jednak jedynie migawka z całej książki, podejmującej się opowiedzenia o tym, co dla Wielkiej Brytanii najważniejsze: poczynając od charakterystycznych budek telefonicznych, haseł, kraciastych kiltów, poprzez odkrycia, idee, wynalazki, sławnych Brytyjczyków, aż do ikonicznych miejsc wypełnionych zabytkami, które warto odwiedzić.

Publikacja ta, to Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej w pigułce. Możecie je zwiedzić bez obaw o deszcz czy nagłą zmianę pogody, mając pod ręką czarną herbatę z dużą ilością mleka i cukru. Nie wychodząc z domu, przyjrzycie się cudownej brytyjskiej naturze, podglądniecie maskonury, królewskie łabędzie i kruki zamieszkujące Tower. Odwiedzicie najlepsze uniwersytety, zjecie porządny posiłek składający się z fish&chips, by wreszcie poszukać w lesie Sherwood pozostałości po działaniach Robin Hooda. Na deser zajrzycie do teatru The Globe, a jeśli wciąż nie będziecie mieć dosyć, to może uda Wam się dostać na peron 9 i 3/4 :) Podobno niektórym udało się nawet spotkać Banksy'ego, a jeszcze inni poczuli ducha Tolkiena, gdy rozłożyli się pod czterema bukami będącymi inspiracją do stworzenia Entów. 

Wrażeń nie brakuje, a dzięki Oziewicz ma się ochotę odkryć te wszystkie cuda naprawdę, a nie tylko przewracając kolejne strony jej książki. Ma zatem ta publikacja zarówno wymiar poznawczy, jak i zachęcający do aktywności - nie sposób nie zachwycić się opowieścią autorki i nie nabrać ochoty na zabranie jej tam, gdzie powinna być czytana:) 

Jedno jest pewne - Wielka Brytania jest naprawdę great! :)

wtorek, 16 lipca 2019

One płoną jaśniej - Shobha Rao



One płoną jaśniej to obraz współczesnego feminizmu widziany nie oczami kobiet mieszkających na Zachodzie, lecz bohaterek z krwi i kości, które żyjąc w Indiach, muszą na co dzień mierzyć się z opresyjnym środowiskiem, skostniałymi prawami i zasadami, w których nad równością dominuje seksizm i mizoginia; prawo posiadania nad wolnością; a męskość jest jedyną poważaną dominantą.

W świecie tym przyszło żyć Purnimie i Sawicie - dziewczynom, których inicjację i drogę do wyzwolenia będziemy obserwować, a która znaczona będzie cierpieniem, okaleczeniami, poświęceniem i rozłąką.  Urodziły się w indyjskich wioskach, od poczęcia skazujących kobiety na znój i niewolnictwo. Mają one robić to, czego życzy sobie ojciec, a później posłusznie przejść w ręce męża, na którego usługach będą do końca swych dni: poniżane, rozliczane z męskich potomków, oceniane każdego dnia, wykorzystywane i oskarżane o każde zło przydarzające się rodzinie, a w razie potrzeby: okaleczane i wyrzucane. 

Purnima i Sawitha swą przyjaźń nawiązały przy krosnach i to utkane na nich sari kierowało ich pamięcią przez wszystkie lata po rozłące - symbolizowało ono złożone sobie niegdyś obietnice, nadzieję wolności i pieśń fletu. Dług po tym, gdy okrutny los je rozdzielił, za wszelką cenę próbowały znaleźć cenę ku odnalezieniu siebie nawzajem - za cenę służalczej pracy, poświęcenia, oddania, ale i uważnego życia - czegoś, czego po kobietach w ich okolicach się nie spodziewano.

Kobiety przedstawione w powieści cechuje niewypowiedziana odwaga, zdolność do poświęcenia, hart ducha, niezłomność, heroiczność, ofiarność i bezkompromisowość. 


Czy uda im się osiągnąć to, z czym ludzie Zachodu po prostu się rodzą?
Czy wolność i szczęście są im pisane?


Każdy moment w życiu kobiety jest interesem, w którym stawką jest jej ciało: najpierw jego rozkwit, potem jego więdnięcie, najpierw jej krwawienie, potem jej dziewictwo, potem jej ciąże (...), aż wreszcie jej wdowieństwo. [1]

One płoną jaśniej jest hipnotyzującą historią kobiet uwikłanych w opresyjne środowisko, która może być czytana zarówno jako powieść o konkretnych postaciach, jak również jako tekst uniwersalny, bowiem swe odbicie znajdą w niej kobiety z całego świata uwikłane w różne formy przemocy: domowej, środowiskowej, psychicznej, w miejscu pracy. To lektura pozostawiająca czytelnika z bolesną, jątrzącą się raną. Mocna i bezkompromisowa, od której nie sposób uciec myślami. Gdy tylko czytelnik uświadomi sobie, że tak naprawdę to nie jest fikcja, że tego typu historie rozgrywają się co rusz, że z miejsc, do których my chcemy podróżować, wielu chce uciekać - serce rozrywane jest na pół. 

Polecam. 




[1] One płoną jaśniej, Shobha Rao, Kraków 2019, s. 202.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Jeremi Przybora małoletnim i stuletnim


Wiedzieliście, że Jeremi Przybora, mistrz słowa, podjął się opowiedzenia najpopularniejszych baśni świata? Nie? Nic straconego! Dzięki cudnej edycji Wydawnictwa EGMONT (i tytułowi wcale niezwiastującemu tego, co znajdziemy w środku) macie teraz możliwość przeczytać i odświeżyć sobie znane z dzieciństwa historie lub też sprezentować je jakiemuś dziecku i w ten sposób nieść je dalej w świat.

W środku znajdziecie siedemnaście baśni, m.in. wspaniałą Piękną i Bestię, cudowną Śpiącą Królewnę, wyśmienitego Dzwonnika z Notre Dame, koncertową Małą Syrenkę, wzruszającego Oliviera i Spółkę, pysznego Zakochanego Kundla, popisowego Aladyna i kapitalnego Herkulesa. To oczywiście nie wszystko, ale chcę Was zostawić z pewnym niedosytem i pozwolić na własne okdkrycia :)

Przybora tak sprawnie operuje językiem, że w jego wersji tych historii zakochają się zarówno dzieci, jak i dorośli. Ci drudzy większą uwagę zwrócą właśnie na stronę lingwistyczną niż fabułę, urzecze ich humor, piękno opisów i używanych przez Przyborę sformułowań, niesamowita dbałość o kunszt wypowiedzi. Jestem olśniona - zarówno jako fanka baśni, jak i miłośniczka piękna języka i - ostatnie, choć nie najmniej istotne - skryta fanka Przybory, który jest dla mnie ucieleśnieniem człowieka wrażliwego na słowo. Ilustracje utrzymane zostały w stylu Disneyowskim, co mnie oczywiście bardzo odpowiada. 


niedziela, 14 lipca 2019

Żyj i pozwól żyć - Hendrik Groen


Żyj i pozwól życia Hendrika Groena to kolejna wydana w Polsce powieść holenderskiego autora ukrywającego się pod pseudonimem.  Historia opowiedziana przez autora ma wszelkie znamiona tekstusarkastycznego. Zarówno zamysł fabularny, jak i zwieńczenie opowieści ociekają gorzką ironią.

Bohater opowieści to mężczyzna po pięćdziesiątce, który wiódł dotąd niezbyt szczęśliwe, ale za to przewidywalne życie. Nudna praca; żona, z którą dawno nic go już nie łączy; wzdychania do dawnej kochanki; golf z kolegami.

W zasadzie nic nie musiałoby się zmieniać, gdyby nie fakt, że z powodu restrukturyzacji szef postanowił go zwolnić. To wydarzenie przelało czarę i spowodowało, że Arthur postanowił... zaszaleć.

Wpadł na genialny pomysł sfingowania własnej śmierci i pogrzebu, po to, by zacząć nowe życie w malowniczej Italii, z dala od narzekającego teścia i zrzędzącej żony. Przygotowania - wcale niełatwe - ruszyły pełną parą, a zaangażowani zostali w nie najbliżsi przyjaciele bohatera. Pomogli mu zdobyć odpowiednią odprawę w pracy, założyć fałszywe konto, na które mógłby odkładać oszczędności, załatwić dom pogrzebowy, wszelkie sfingowane papiery, zaświadczenia i dokumenty niezbędne do zakończenia starego i rozpoczęcia nowego życia. Cały proceder ciągnął się miesiącami i zdawał się przygotowany perfekcyjnie. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę, że wystarczy jeden błąd, a cała sprawa rozpadnie się w drobny pył...

Narracja prowadzona jest dwutorowo - z jednej strony śledzimy relację Arthura z toczących się właśnie przygotowań i towarzyszących im emocji, z drugiej zaś wczytujemy się w pamiętniki jego podejrzliwej żony. Taki sposób prowadzenia powieści pozwala czytelnikowi zarówno wejrzeć wgłąb ich relacji, jak i przyjrzeć się wszelkim niedostatkom planu mężczyzny, wynikającym w dużej mierze z jego braku umiejętności kłamania, ale również z doskonałego odczytywania jego zachowań przez niegdyś ukochaną kobietę.

Groen zbudował historię utkaną z misternego kłamstwa, doprawioną sporą dawką humoru, ale też gorzkiego chichotu losu. Jego obserwacje są celne, zaś w ich następstwie czytelnik zastanowi się nad tym, do czego zdolni są ludzie, by osiągnąć szczęście - ilu wyrzeczeń i trudów są w stanie się podjąć, byle tylko uzyskać to nieuchwytne poczucie spełnienia. 

Zabawna, lekka, doprawiona szczyptą dziegciu. Polecam - ironia, dobry (często czarny) humor, a przy tym trafność odautorskich spostrzeżeń budują wartość tej historii.

Niby lekka, a jednak w jakimś stopniu pouczająca. Oswajająca śmierć i zmuszająca do refleksji o własnym odchodzeniu i zadania sobie pytania o to, kto nam towarzyszyłby w ostatniej drodze.


sobota, 13 lipca 2019

Indygo - Michał Jan Chmielewski



Kryminalna intryga z wątkiem paranormalnym w tle? Jeśli szukacie czegoś podobnego, Indygo spełni Wasze oczekiwania.

Baskin to miasteczko z niezbyt chlubną przeszłością. Odkąd tylko pamiętają jej mieszkańcy, bez śladu ginęły w niej dzieci. Żadna ze spraw nie została dotąd wyjaśniona - ciał nigdy nie odnaleziono, zatem nie można było wykluczyć ucieczek z domu, a brak jakichkolwiek poszlak sprawiał, że śledztwa bardzo szybko zamykano. Policja, media i sąsiedzi dość szybko zapominali. Dzieci pozostawały jedynie w pamięci zrozpaczonych rodziców, których ból nigdy nie został ukojony. 

Jedyną osobą, która wiedział, jaki los spotkał zaginionych, był Kusak - bezwzględny morderca zabijający dla czystej przyjemności. Ofiary śledził wyjątkowo długo, upewniając się, że nie będą miały one żadnych koligacji, mogących rzucić na niego choć cień podejrzeń. Udzielał się w grupach wsparcia poszukujących zaginionych i wychodził z takimi inicjatywami, że nikomu nawet przez myśl nie przeszłoby, że mógłby być zamieszany w tragiczne wydarzenia. Czytelnik niemalże do samego końca nie poznaje jego prawdziwej tożsamości, pozostając jedynie ze świadomością, że dzieci rozpoznają swego oprawcę. Sadystę, który ukazuje im się dopiero tygodniu przetrzymywania ich, po to tylko, by brutalnie ich okaleczyć i zabić, samemu czerpiąc z tego ogromną satysfakcję.

Morderca jest przy tym wszystkim bardzo pewny siebie - rozzuchwala go to, że nikt nie wpadł dotąd na jego powiązania z zaginięciami, mimo że był cały czas obok, na wyciągnięcie ręki. Jego bestialska gra ma jednak wkroczyć na zupełnie nowe tory. Kolejna z jego przyszłych ofiar, Ada, przyjaźni się bowiem z Emilem - chłopcem o nietypowych zdolnościach, które mogą całkowicie i zupełnie niespodziewane popsuć szyki Kusakowi. To ci nastolatkowie, złączeni brzemieniem podobnych tragedii i cierpienia, wpadają na trop mordercy. Czy uda im się wykorzystać pozyskaną wiedzę, zanim dla jednego z nich będzie za późno?

Indygo to emocjonująca podróż szlakiem bestialskiego mordercy, to także próba zajrzenia wgłąb jego umysłu, a jednocześnie opowieść o niezmierzonym cierpieniu - tak współczesnych, jak żyjących w czasach II wojny światowej w okolicy Baskina ludzi. Istoty tytułu nie mogę zdradzić, nie odkrywając zbyt wiele fabuły - pozostawiam to zadanie wnikliwym czytelnikom.

Powieść Chmielewskiego jest niebezpieczna - wciąga, momentami przeraża (zwłaszcza tam, gdzie pojawiają się nawiązania do historii), uwrażliwia na cierpienia setek niewinnych ludzi, a także odsłania mechanizmy rządzące umysłami morderców. Między wierszami zaś, stawia odwieczne pytanie, którego nie sposób tu uniknąć: unde malum? Co jest istotą zła? Gdzie leży jego źródło? Jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek?

Polecam. Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że będę miała do czynienia z tak sprawnie rozpisanym thrillerem, zaś przeczytałam go jednym tchem. Z radością oczekiwać będę kolejnych tekstów Chmielewskiego, które - mam nadzieję - pojawią się już wkrótce.

piątek, 12 lipca 2019

Genialne dziewczyny - Vichi de Marchi i Roberta Fulci



Dziś chciałabym zaprezentować Wam książkę, po którą pewnie wcale bym nie sięgnęła, gdyby nie fakt, że w spisie treści dostrzegłam postać, która szalenie mnie interesuje - Jane Goodall, autorka tekstu Mądrość i cuda świata roślin.

Mowa oczywiście publikacji Genialne dziewczyny, wypuszczonej na rynek przez Wydawnictwo Kobiece.

Książka pomyślana została dokładnie tak samo, jak wiele innych wydań wpisujących się w trend opowiadania młodym ludziom o kobietach i mężczyznach, którzy dzięki swemu uporowi i sile swych marzeń osiągnęli ogromny sukces, a nierzadko także zmienili świat.

Na kartach tej książki znajdziecie opowieści kobiet, które mogły być Wam dotąd nieznane, które jednak stanowią niesamowity przykład. Wśród nich znalazły się: Walentina Tiereszkowa, Tu Youyou, Wangari Maathai, Rosalind Franklin, Vera Rubin, Katherine Johnson, Rita Levi Montalcini, Margaret Mead, Sophie Germain, Laura Conti, Maria Sibylla Merian, Katia Krafft, Marjam Mirzachani, Hedy Lemarr. Wiecie co je łączy poza płcią? Każda z nich przyczyniła się do rozwoju nauki - choć w bardzo różnych dziedzinach. Ich dokonania obiegły cały świat, a nazwiska powtarzane są z wielką estymą. 

To, że publikacja ta to bestseller, nikogo chyba nie dziwi. Warto bowiem mówić o sukcesach innych, gdyż to może stać się niesamowitą inspiracją, szczególnie dla tych osób, które napotykają na swej drodze przeszkody w postaci niezrozumienia dorosłych, braku pewności siebie i przebojowości, małej sieci kontaktów, braku pieniędzy i wielu innych czynników, mogących demotywować. Książki takie jak publikacja Vichi de Marchi i Roberty Fulci są niesłychanie ważne - idę o zakład, że niejedna osoba, która je czyta, postanawia zmienić coś w swoim życiu i wziąć przykład z tych, które również nie miały łatwo. 

Czytelnik ma szansę utożsamić się z przedstawionymi tu postaciami, dzięki zastosowaniu narracji pierwszoosobowej - historie kolejnych kobiet poznajemy z ust ich samych. Każda z nich tka własną opowieść, podkreślając tragające nią trudności, wątpliwości, ale też wyraziście akcentując radość z dokonań i nierzadko szalonych decyzji, podejmowanych pod wpływem chwili. 

Determinacja, upór, pogoń za pasją - przeczytajcie historie tych, które nie odpuściły nawet wtedy, gdy dały świat zdawał się być przeciwko nim.

Polecam.

czwartek, 11 lipca 2019

Jezus z Nazaretu. Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania - Benedykt XVI



Jezus z Nazaretu. Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania to jedna z części tryptyku Benedykta XVI poświęconego postaci Chrystusa i jego ziemskiemu życiu. Tom ów obejmuje ostatnie  osiem dni życia Jezusa na Ziemi, a więc okres między Niedzielą Palmową a Wielkanocą. 

Choć jest to publikacja dotykająca tak krótkiego okresu, myśli papieża zostały tu zebrane na trzystu stronach rzetelnej analizy gestów Mojżesza i wypowiadanych przez niego słów oraz przyjrzenie się tym, którzy nieustannie mu towarzyszyli. 

Benedykt XVI poza Jezusem koncentruje się także na apostołach, uczonych, ale również oprawcach Chrystusa, odnosząc jednocześnie swe rozważania do czasów współczesnych i na bieżąco zastanawiając się, co mogą one dać człowiekowi żyjącemu dziś. Z całą pewnością nie jest to lektura łatwa - w wielu miejscach sprawiać może ona trudności, a to przez wielką erudycję autora. Tak naprawdę to rozprawa naukowa, badająca stosunki między ówczesnymi a współczesnymi przepisami, obyczajami, kulturą i znaczeniami w oparciu o dostępne źródła. Już sam zapis bibliograficzny świadczy o tym, jak wiele pracy badawczej zostało włożone w przygotowanie tej publikacji. Papież bowiem swoje własne poglądy i spostrzeżenia zestawia z tym, co zostało dotąd powiedziane przez Ojców Kościoła, jak i biblistów czy badaczy, dając tym samym czytelnikowi możliwość wyrobienia sobie własnej opinii w oparciu o naukowe dociekania.

Z wielkim przekonaniem mogę powiedzieć, że nie jest to lektura dla każdego. Przez liczne odniesienia, teologiczne rozpoznania i gros specjalistycznego słownictwa, czytelnik bez odpowiedniego (chociażby pobieżnego) przygotowania może się w niej łatwo pogubić. Nie jest to lektura na jeden wieczór - to opracowanie służące namysłowi, refleksji i wymagające pełni koncentracji oraz oddania mu swoich myśli.

Polecam tę jakże ciekawą opowieść o ostatnich ziemskich dniach Chrystusa. 





środa, 10 lipca 2019

Mapy, których nie masz - Aleksandra i Daniel Mizielińscy




Pamiętacie absolutnie fenomenalne Mapy Aleksandry i Daniela Mizielińskich, publikację tak wspaniałą, że doczekała się wydań na całym świecie, rozsławiając naszych cudownych ilustratorów?

Niewiele po premierze wydana została ich edycja limitowana - pomarańczowa. Nie każdemu udało się wówczas na nią załapać. Wielka to była szkoda, bowiem wersja ta uzupełniona była dodatkowymi mapami, budziła więc pożądanie kolekcjonerów.

Dla tych jednak, którym nie udało się załapać, mam dobrą wiadomość! Oto Wydawnictwo Dwie Siostry  zdecydowało się na wydanie książki Mapy, których nie masz, a które stanowią zestaw 24 map uzupełniających wydanie podstawowe, niebieskie. 

Kapitalna wiadomość, prawda?

To książka na lata, idealny prezent dla dzieci z każdej okazji - na Komunię, na urodziny, imieniny, święta, a nawet bez specjalnych okoliczności. Cena nie jest wygórowana (44,90 zł), a jeśli macie wydanie podstawowe, to chyba nawet nie muszę Was przekonywać, że warto? 

Wydanie to zawiera między innymi mapy państw nam bardzo bliskich, takich jak Słowacja, Estonia, Łotwa, Litwa, Węgry, Ukraina, ale także nieco dalszych - Norwegii, Danii, a nawet Korei Południowej, Tajwanu, Iranu, Etiopii czy Indonezji. 

Spis treści klasycznie już został ujęty na mapie świata, na której kolorem zielonym oznaczono te kraje, które wcześniej przedstawiono w wydaniu podstawowym. Po raz kolejny jestem zachwycona i będę polecać ją absolutnie wszystkim - jest idealna do oglądania, poznawania znanych i nieznanych państw oraz ich cech charakterystycznych, kultury, potraw, strojów ludowych, ważnych miejsc, zabytków, postaci i wielu innych elementów, które każdorazowo zaprezentowane zostały na każdej z map.

Co zresztą dadzą moje opowieści, sami zobaczcie:


Źródło ilustracji

Źródło ilustracji

Chyba już rozumiecie, że warto wydać każde pieniądze?:)



Gliniany most - Markus Zusak



Grube książki to dla mnie zawsze obietnica wielkiej przygody. Tym większej, gdy autor powieści przez lata utrzymywał fanów w abstynencji czytelniczej od swych książek, a ni stąd, ni zowąd powraca, dzieląc się ze światem kolejnym tekstem.


Markus Zusak, za sprawą fenomenalnej Złodziejki książek zyskał czytelników na całym świecie. Nie jest on jednak autorem, który rokrocznie bombarduje odbiorców swoimi publikacjami - pisarz każe na siebie czekać, rozbudzając apetyt i niepohamowaną ciekawość, gdy tylko wieść o jego nowej książce obiegnie czytelniczy świat. 

Pojawienie się Glinianego mostu to święto dla fanów jego twórczości. Oto długo wyczekiwana opowieść dedykowana - co mogę stwierdzić już po lekturze - czytelnikowi wytrwałemu, cierpliwemu i gotowemu na chwile niekomfortowe, które należy przetrzymać, by dotrzeć do serca powieści. 

Pierwsze dwieście stron to bowiem wyboista droga znaczona irytacją, złością, chęcią rzucenia książką w kąt i zżymaniem się na autora. W Gliniany most bardzo trudno się wgryźć - autor zdecydował się na przeplatanie czasów obecnych z retrospekcjami, jednak w wielu miejscach zamiast  opowiadać chronologicznie, za nic miał linearność, powodując u czytelnika narastające rozdrażnienie, ewokowane przez mnogość wydarzeń i splatających się wątków. Tak naprawdę bowiem przez 1/3 książki odbiorca nie ma pojęcia dokąd ta opowieść tak naprawdę zmierza i czemu służy. Poznaje Claya i jego braci, krok za krokiem odsłaniane są ich rodzinne karty, jednak tym, co stanowi jedyną wiedzę, jest świadomość ważności mostu, który ma stanowić formę oczyszczenia, pracy żałoby i odkupienia. Zusak wcale nie ułatwia czytelnikowi lektury - język powieści jest bardzo specyficzny - w wielu miejscach myśli bohaterów zostają urwane, zawieszone, niedopowiedziane, to zaś w połączeniu z formą jaką przybrała opowieść, może wielu odbiorców zrazić i zmusić do porzucenia książki - nieważne, jak wielkim był dotąd miłośnikiem autora.

Warto jednak wytrzymać, bowiem po przekroczeniu 190 strony, wszystkie brakujące elementy zaczynają wskakiwać na właściwe miejsca, a powieść staje się zrozumiała i... wciągająca. Irytacja i wściekłość  bezpowrotnie mijają, a czytelnik może odtąd oddawać się lekturze wielowarstwowej, śledząc losy niezwykłej rodziny Dunbarów, w której miłość przeplata się ze złością, czułość z przemocą, a relacje między braćmi do końca pozostają zagadką. 

Polecam tę książkę czytelnikom wymagającym (od twórcy i od siebie samych), niestrudzonym, wrażliwym i spokojnym. Po niełatwym początku znajdziecie w niej wiele wzruszeń, a nade wszystko opowieść inicjacyjną o próbie uporządkowania chaosu powstałego po rozpadzie rodziny i konieczności szybkiego stania się mężczyzną. Warto, choć może to być jedna z najtrudniejszych do przebrnięcia i najbardziej angażujących lektur lata.