poniedziałek, 14 października 2019

Dziewięcioro nieznajomych - Liane Moriarty





Liane Moriarty jest autorką, która kupiła mnie za sprawą Wielkich kłamstewek. Odkąd je przeczytałam, ślepo ufam pisarce, sięgając po kolejne jej publikacje. 

I choć ostatnio, ze względu na wiele spraw zaprzątających mi głowę, czytam niewiele, a jeszcze mniej piszę, obok tej książki przejść bez słowa komentarza nie mogę.

Rzecz dzieje się w australijskim SPA,  Tranquillum House, ulokowanym na uboczu, w przestrzeni, która zapewniać powinna poczucie luksusu, relaksu, odcięcia od codziennych trosk i zabiegania. Siłą rzeczy jednak, jest to przestrzeń zamknięta, a w niektórych przypadkach - tak jak ma to miejsce u Moriarty - może jawić się nawet jako klaustrofobiczna. Umiejscowienie akcji w odludnym miejscu - bez względu na gatunek literacki - zawsze rozwiązaniami konstrukcyjnymi i fabularnymi kojarzy mi się z Agathą Christie. To konwencja, która choć zdarta niczym stara płyta, wciąż jest nośna i wciąż skutecznie przyciąga i utrzymuje uwagę czytelnika żądnego finału, najczęściej odsłaniającego wiele tajemnic.

U Moriarty sekrety stanowią niejako główną oś narracyjną. To one łączą tytułowych dziewięcioro nieznajomych i to one na zawsze powinny pozostać zamknięte w murach ośrodka, lecz na skutek działań charyzmatycznej szefowej, Maszy Dmitryczenko, mogą ujrzeć światło dzienne, stawiając ich depozytariuszy w sytuacji nie do pozazdroszczenia. 

Gdy wycieńczeni życiowymi doświadczeniami przyjechali oni na dziesięć dni do ośrodka, który miał całkowicie przemienić ciało i umysł, nikt nie spodziewał się o jaką metamorfozę chodzi, nikomu też do głowy nie przyszłoby zaprzątać sobie głowy czym innym, niż tylko tym, co zazwyczaj oferuje się kuracjuszom w takich miejscach - całkowitą odnowę. Choć bohaterowie pochodzili z różnych środowisk, łączyło ich poczucie znalezienia się w martwym punkcie, uderzania głową w mur i niemożności rudzenia naprzód - wszyscy mieli nadzieję na odzyskanie chęci do życia, jednak niekonwencjonalne metody zaproponowane w ośrodku bardziej przypominały rozdrapywanie ran, niż ich leczenie. 

Butikowe SPA nazywa się często szytym na miarę, spełniającym każde, nawet najbardziej wyszukane potrzeby i zachcianki klientów. Czy tak stało się w przypadku Frances Welty, Larsa Lee, Bena i Jessici, Carmel Schneider, Tony'ego Hogburna oraz Napoleona i Heather? O tym przekonacie się, czytając tę niezwykłą powieść, która jak rasowy thriller psychologiczny mazia się w meandrach ludzkiego umysłu, prezentując jednak wydarzenia w sposób, który przez nagromadzenie bohaterów może wydać się niesłusznie rozciągnięty - autorka oddaje bowiem głos każdemu z nich, a stosowanie takiej narracji dokładnie wprowadza w akcję, jednak powoduje też opóźnienie się najistotniejszych wydarzeń i nieco sztuczne rozwlekanie historii. Podczas czytania ma się wrażenie, że połowa książki to przydługi wstęp, a dopiero jej druga część stanowi prawdziwą opowieść. Z tego właśnie powodu należy uzbroić się w cierpliwość i chłonąć portrety rysowane przez Moriarty, po to, by później móc już oddać się lekturze bez zastanawiania się, dlaczego ktoś postąpił tak, a nie inaczej. Jeśli ktoś oczekuje wyłącznie wartkiej akcji, to musi przygotować się na to, że dopiero druga część książki zrekompensuje mu opisowy charakter pierwszej. 

Na jesień - książka w sam raz.  Polecam, choć zachęcam do lektury cierpliwej i uważnej.


***
Recenzje innych książek Moriarty: