czwartek, 27 stycznia 2022

Idealne życie Molly - Valerie Keogh

 


Życie Molly Chatwell uchodzi za idealne - osiągnęła wszystko, czego chciała. Ma wspaniałe dzieci, które wyjechały niedawno na wymarzone studia; przystojnego męża i piękny dom w samym sercu Londynu. Życie zawodowe również jej się układa i wydaje się, że nic więcej do szczęścia jej nie potrzeba. To jednak tylko pozory, bowiem od momentu wyjazdu jej dzieci, bohaterka bardzo mocno odczuwa syndrom pustego gniazda. Spostrzega także, że jej relacje z mężem mocno się rozluźniły, a sam Jack dziwnie się zachowuje - zdaje się nieobecny, przepracowany, a Molly zaczyna podejrzewać, że ma jakieś problemy, o których jej nie mówi.

Gdy proponuje mu wspólny wyjazd z przyjaciółmi, ten odmawia, wymawiając się innymi zobowiązaniami. Kobieta wyjeżdża więc sama, nie podejrzewając nawet, jakie wydarzenia zapoczątkuje. Na miejscu spotyka bowiem pewnego młodego, przystojnego mężczyznę o turkusowych oczach, który przyciąga ją w zupełnie niezrozumiały dla niej sposób. Dla niego jest gotowa zdradzić męża. Gdy jednak są już blisko siebie, mężczyzna odrzuca ją, ona zaś w popłochu ucieka i skraca swój pobyt w kurorcie, czym prędzej wracając do domu i zaskakując tym Jacka.

Kobieta ma nadzieję, że uda jej się zapomnieć o feralnym weekendzie i przeżytym upokorzeniu, gdy jednak najpierw pod domem spostrzega mężczyznę poznanego w Wiltshire, któremu przecież nie podawała swojego adresu, a dzień później do jej drzwi puka policja, wie, że będzie to niemożliwe. Nie dość, że staje się ona podejrzaną w sprawie o morderstwo, to parę chwil później sama staje się niedoszłą ofiarą zabójstwa. 

Idealne życie Molly to książka, którą czyta się z żywym zainteresowaniem, jednak rodzi się ono stosunkowo późno. Jej akcja rozwija się bowiem niespiesznie, po to, by przy końcówce nabrać rozpędu. Początkowe rozdziały są... nudne. Nużące i męczące tak samo, jak życie głównej bohaterki, w którym rutyna przysłoniła wszystko inne, każąc przywdziewać na twarz sztuczny uśmiech zadowolenia. Podejrzewam, że efekt ów nie jest dziełem przypadku (mam nadzieję!), lecz świadomym zagraniem pisarskim, tym bardziej, że późniejszy rozpęd jest naprawdę godny uwagi.

Przez stosunkowo niewielką objętość książki odnosi się jednak wrażenie, że część wątków nie została należycie rozwinięta, zaś innym (może mniej istotnym) poświęcono zbyt dużo czasu, potęgując wrażenie rozwlekłości pierwszych rozdziałów. Sam tytuł może być nieco zwodniczy, bo idealne życie znajdziecie tu tylko we wspomnieniach głównej bohaterki, zaś jej obecną sytuację można mienić jedynie katastrofą. To, co idealne, jest tu tylko maską, złudzeniem, iluzją, której uległa nawet sama bohaterka. Tam, gdzie pieniądze i bogactwo, o takie pozory jest bowiem niezwykle łatwo.




Mimo mnogości fatalnych wydarzeń zgromadzonych na kartach tej książki, nie staje się ona lekturą przytłaczającą - autorce udało się je wyważyć na tyle, że ma się nawet wrażenie pewnej lekkości. Osoby, które zaczytują się w gatunku, bardzo szybko zorientują się, kto odpowiedzialny jest za cały feralny splot wydarzeń i co stanowi jego motywację; nie uznałabym tego jednak za mankament, bo dzięki takiemu rozpisaniu historii, odbiorca może skonfrontować swoje wyobrażenia z autorską realizacją. Pisarka jednak nie podaje gotowych rozwiązań, bo co rusz zwodzi czytelnika, podając mu fałszywe tropy.

Polecam tę książkę uwadze szczególnie osób lubujących się w powieściach z wątkami psychologicznymi, bo tych tu nie brakuje. To właśnie na grze emocjonalnej z główną bohaterką zbudowana została intryga.

Jest zatem lekko, ciekawie, a taka rozrywka na jeden wieczór, to idealna propozycja dla wszystkich tych, których grube i zawiłe tomiszcza męczą. Będziecie ukontentowani.





środa, 26 stycznia 2022

Miłosny układ - Sarah Hogle


 Miłosny układ to jedna z tych książek, z którymi początki nie są proste. Czytałam, brnęłam wręcz przez wstępne rozdziały, a w mojej głowie coraz głośniej odzywał się głos sugerujący, że powinnam ją czym prędzej porzucić, bo to kolejna ramota i totalna sztampa.

Coś jednak nie pozwalało mi przerwać, a ta - jak ją nazywam -  czytelnicza intuicja pozwoliła mi pozostać przy, jak się później okazało, książce absolutnie fantastycznej!

Naomi i Nicholas uchodzą za parę idealną i taki też wizerunek bohaterka kreuje w swoich mediach społecznościowych. Tymczasem im bliżej daty ślubu, tym mocniej odczuwa, że ich związek to tylko fikcja, a ona o wiele bardziej nie znosi swojego narzeczonego, niż go kocha. Teoretycznie zaręczyny można jeszcze zerwać. Jest tylko jeden kłopot: nie czeka ich zwykłe wesele, lecz wystawne, eleganckie, całkowicie sponsorowane przez teściową wydarzenie, którego niebotyczne koszty w razie zerwania zobowiązań Naomi z pewnością musiałaby pokryć. Już jej przyszła teściowa by tego dopilnowała. Nic to, że przyszła panna młoda o niczym nie może decydować sama. Wszelkie kluczowe sprawy załatwia mama Nicholasa, ten zaś posłusznie jej przytakuje. 

Bohaterka wiedziona coraz większą niechęcią, postanawia zrobić wszystko, by sprowokować Nicholasa,  by to on zerwał zaręczyny. Podejrzewa jednak, że on próbuje dokonać czegoś identycznego. Zaczyna się zatem cicha wojna - na uszczypliwości, złośliwe żarty, sztuczki, podstępne prowokacje. Nie ma żadnych ograniczeń - można robić dosłownie wszystko, by uprzykrzyć drugiej stronie życie. A jako że można robić wszystko, można także w końcu być w pełni sobą - bez udawania i przywdziewania masek idealnych do towarzystwa. 

Walka na złośliwości przynosi bohaterom tyle satysfakcji, że zaczyna w końcu przybierać niespodziewany obrót...

Kto pierwszy wywiesi białą flagę? Tego dowiecie się jedynie wówczas, gdy rozsiądziecie się wygodnie w fotelu i oddacie lekturze. Obiecuję, że warto!

Może zabrzmi to pompatycznie, jednak Miłosny układ to książka, dzięki której człowiek staje się choć odrobinę lepszy. Przygląda się relacjom bohaterów i niczym w zwierciadle widzi prawdę o swoich związkach z bliskimi. Widzi ją i ma potrzebę natychmiastowej reakcji, bo dostrzega, że nie jest idealnie. Choć w codziennym pędzie wydaje się nawet, że jest dobrze, to tak naprawdę jest źle. Bo gdzieś się mijamy, rozchodzimy, siedzimy blisko siebie, myślami będąc daleko. Bo nie pracujemy każdego jednego dnia nad swoim związkiem.

Sarah Hogle za sprawą swej dowcipnej powieści obyczajowej pozwala czytelnikowi przypomnieć sobie, jak istotna jest rozmowa, jak ważne jest komunikowanie swoich potrzeb, marzeń, trudności, jak szalenie potrzebne są drobne, codzienne gesty, jak niesamowicie mogą one zbliżać. 

Drobnostki, które pozwalają drugiej osobie poczuć się  D O S T R Z E Ż O N Ą. Ważną.

Spłakałam się na niej jak niemądra, chyba z potrzeby przebycia takiej uzdrawiającej drogi jak bohaterowie. 

Szalenie była mi ta książka potrzebna i polecać będę ją każdemu. Jedynie okładka wydaje mi się nieco krzywdząca, bo do kupna specjalnie nie zachęca, zapowiadając romans jakich wiele [przynajmniej mnie by nie zachęciła].