czwartek, 30 kwietnia 2020

Widziałem pięknego dzięcioła - Michał Skibiński





Kolejny dzień, kolejna książka Wydawnictwa Dwie Siostry, kolejna publikacja wojenna.

Rok 1939. Ośmioletni Michał otrzymuje wakacyjne zadanie domowe - codziennie ma zapisywać w specjalnie do tego przeznaczonym zeszycie jedno zdanie. Wypowiedzenie, które byłoby śladem jego doświadczeń i przeżyć, a dodatkowo treningiem pisania, który był warunkiem jego przejścia do drugiej klasy. Zeszyt, który miał być tylko formą ćwiczenia, stał się świadectwem historycznym. Tym ważniejszym, że dziecięcym, nieskażonym, niewinnym.

Wraz z bohaterem śledzimy jego wędrówki nad jezioro, wizyty w kościele, spacery po lesie, czas spędzony z rodzicami i babcią, obserwacje przyrody, oczekiwania na dworcu i wiele innych przyziemnych, niespiesznie wykonywanych czynności.


My - z perspektywy czasowej, z perspektywy ludzi przyszłości - wiemy, co czeka nas na końcu tej wędrówki. Chłopiec jeszcze nie.

Widuje jakieś przelatujące samoloty, jednak tym co istotniejsze są wakacyjne zabawy, zjedzone lody, wygrane mecze i spotkane osoby.

I wreszcie - jak grom z jasnego nieba - obok zdań upamiętniających te okruchy codzienności, pojawia się to jedno. Najważniejsze. Zmieniające wszystko. Rozpoczęła się wojna.

Od tej chwili nie ma już niewinnych zabaw, jest za to chowanie się przed samolotami - a przecież niedawno można było je podziwiać! - jest przyjazd cioci i wujka - ale nie ma on nic wspólnego z wizytą towarzyską - jest rzucanie bomb - ale już nie w grze, lecz realnie, tuż obok domu - słychać strzały - ale to nie fajerwerki, lecz armaty.

To właśnie to zderzenie normalności z czasami wojny - nagłymi, nieoczekiwanymi - stanowi moc tej książki. Kolorystyka ilustracji oddaje tę zmianę - od pięknej, soczystej zieleni i błękitu do szarości, ciemności i mroku. 

Książka poraża od samego początku, bo wiemy, czym się skończy. Mamy tylko nadzieję, że nie pojawią się tragiczniejsze wspomnienia, że dziecko choć trochę będzie mogło pozostać dzieckiem. Czy jednak widok bomb spadających tuż koło nas nie sprawia, że dojrzewamy natychmiast, że inicjacja przychodzi automatycznie, bez pytań, bez ostrzeżenia?

To kolejna książka, która właśnie dlatego, że utkana z prawdy, porusza niesamowicie. To nie literacka próba opowiedzenia o tym, co minione, lecz starannie wydane wspomnienia tego, co naprawdę miało miejsce. Językiem dziecka, oczami dziecka, które dopiero uczy się pisać - krótko, lakonicznie, jak bomba, jak wystrzał. Był dzięcioł i spacery, jest pożoga. 

Polecam. Kapitalne wyjście do rozmów o czasach wojny. 

środa, 29 kwietnia 2020

Mama zawsze wraca - Agata Tuszyńska, Iwona Chmielewska


Literatura wojenna zawsze robi piorunujące wrażenie, a obraz wojny widziany oczyma dziecka poraża ze zwielokrotnioną siłą.

Agata Tuszyńska, czarodziejka języka, wraz z Iwoną Chmielewską, czarodziejką obrazu, oddają w ręce czytelnika książkę tak kruchą, jak krucha może być dusza dziecka poranionego niezrozumiałym doświadczeniem wojny.

Zosia Zajczyk to mała dziewczynka, która po tym, jak z wszystkich bliskich osób została jej tylko mama, musi ukrywać się w jednej z piwnic warszawskiego getta. Mama zostawia ją tam z lalką, zapasami jedzenia, wyobraźnią i dyspozycjami, sama zaś wychodzi, by pomagać innym. Mała bohaterka czeka, bo wie, że mama zawsze wraca, ma też świadomość, że na zewnątrz jest bardzo niebezpiecznie, choć jej percepcja wojny z całą pewnością jest dla nas niepojęta. Dziewczynka niesiona wyobraźnią i prezentami mamy - baziami, listkami, gałązkami - daleka jest od rozpaczy. Wszędzie widzi piękno, przyroda ją zachwyca. 



To nie kolejna książka opisująca wojenne traumy, lecz literacki przykład dziecięcej ufności i bezgranicznej miłości do Mamy - tej, której słowo jest święte, tej, która nigdy nie zawodzi, wreszcie tej, która robi to, co robić należy. Relacja ta widziana oczami dziecka, dziś już starszej Pani mieszkającej w Izraelu, to świadectwo niezwykle wzruszające. Choć książeczka ta jest właściwie broszurką, mała ilość słów przelewa się na ogrom treści. Lakoniczność wypowiedzi - tak typowa dla czasów wojny - ta charakterystyczna poetyka ściśniętego gardła widoczna jest także tutaj - w opowieści nie-dziecka, które wciąż językiem dziecka operuje. Charakterystyczna kreska Chmielewskiej pasuje doskonale - oddaje mrok wojny i światło miłości przedzierające się przez wszelkie możliwe szczeliny. Jest coś poetyckiego - zarówno w tekście, jak i w ilustracjach, co potęguje wrażenie metafory. To książka niby o wojnie, ale bardziej o miłości. Niby o czasach nienawiści, ale jakby intensywniej o wierze w człowieka. Niby o śmierci, a jednak o odrodzeniu.


Poruszająca, refleksyjna i piękna. Tak po prostu. Zniewala swoją prostotą.




wtorek, 28 kwietnia 2020

Przez - Zośka Papużanka


Przez to literatura, w której trzeba się rozsmakować. Zośka Papużanka robi językiem i formą coś takiego, że momentami (no dobrze, stale) miałam wrażenie nurzania się w strumieniu świadomości bohatera.

Oto mężczyzna, który pięć lat temu rozstał się ze swoją żoną, postanawia na jakiś czas wprowadzić się do wynajętego mieszkania naprzeciwko bloku, który wspólnie zamieszkiwali, po to tylko, by ukradkiem, dzień po dniu, fotografować  kobietę. Po co? Tego do końca nie wiemy.

Być może chce do niej wrócić, być może udowodnić sobie, że decyzja o odejściu była słuszna, a być może to jego sposób na radzenie sobie z rozstaniem, które mimo upływu lat wciąż nie daje mu spokoju. Pewne jest jedno: do misji przygotował się (w swojej opinii) bardzo dobrze. Odpowiedni sprzęt i staranne pilnowanie tego, by nikt nie dostrzegł (a więc brak wychodzenia z domu, jedzenie tylko z dostawą pod drzwi, unikanie kontaktów z sąsiadami i in.) miały zapewnić mu anonimowość. Czy to jednak możliwe? Czy jego zachowanie nie zakrawa na zabawę w stalkera? Czy nie można uznać go za prześladowcę, a być może osobę chorobą psychicznie, wykazującą objawy obsesji? Kto bowiem, będąc przy zdrowych zmysłach, po takim czasie od rozstania tak pieczołowicie planuje podglądanie niegdyś bliskiej mu osoby? Czemu miałoby to służyć?

Proza Papużanki wyczulona jest na szczegół. Drobiazgowość opisów jest uderzająca, autorka krok po kroku prowadzi nas śladem czynności wykonywanych przez jej bohatera, potęgując wrażenie tego, jakoby to nie on był podglądaczem (sic!), lecz my. Ów voyeryzm osiąga tu drugie dno, nie do końca wiadomo już kto kogo i dlaczego monitoruje, kto za kim podąża i jaka tak naprawdę jest jego motywacja.

Papużanka pisze tak, że nie sposób nie wsiąknąć - jej pisarstwo uzależnia, pochłania czytelnika i nie chce wypuścić z rąk. Mimo jednak że pozornie tematyka wydawać się może błaha - ot, opowiastka o obsesyjnym mężu, który podgląda byłą żonę, nie takie rzeczy się słyszało - czytać trzeba uważnie, inaczej ów strumień myśli może stać się dla nas bełkotem, niezrozumiałym opisywaniem czynności pozbawionych sensu. Tutaj zaś sens ma wszystko, nie wolno nam go jednak swym rozproszeniem utracić.

Językowo bezbłędna. Do polecania i zaczytania.


poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Pokaż mi swoją bibliotekę - Aleksandra Rybka


Jeżeli jest coś, co kocham bardziej niż niż książki, to z pewnością są to książki o... książkach.

Czytanie ich wiąże się jednak ze sporym ryzykiem - kupując tę jedną, podświadomie godzisz się na zakup kolejnych.
Nie ma bowiem rozdziału, który nie kusiłby kolejnymi propozycjami czytelniczymi, które - chcąc, nie chcąc - musisz mieć.

Metody czytania takich publikacji są różne - dla odważnych - zaraz po wypłacie, by móc spożytkować ją na zakup wszystkich wypisanych tytułów, dla sprytnych - przed wypłatą. by nie było cię na nie stać i zapał zdążył ostygnąć. dając przemówić rozumowi;)

Na własnej skórze przetestowałam wszystkie dostępne metody, jednak żadna nie uchroniła mnie przed kompulsywnymi zakupami. Z bardzo prostego powodu: po prostu kocham książki, a im więcej czytam, tym więcej czytać muszę. Człowiek głodny nie zastanawia się, tylko je. Człowiek czytający nie zastanawia się, tylko czyta. No i rzecz jasna - kupuje, a jakże. 

Czymże jednak jest książka Aleksandry Rybki, winna tej przydługiej przemowie?
To zbiór rozmów z szesnastoma pisarzami, dziennikarzami, językoznawcami i felietonistami, którzy pozwolili czytelnikowi zajrzeć do swoich biblioteczek. Pokazali swoje książkowe kurioza, podzielili się zwyczajami związanymi z czytaniem, oczyścili z poczucia winy ze względu na własne nieprzeczytane książki, podsunęli dziesiątki tytułów, po które warto sięgnąć (uff! Tym razem większość już znałam!) i oddali się wspomnieniom związanym z książką i jej miejscem w ich życiu. 

Każdy czytelnik ma swoje grzeszki, a możliwość zajrzenia na regały znanych osób pozwala nie tylko znaleźć pokrewną biblioteczną duszę, ale też zrozumieć, że nas - czytelników - łączy wiele podobnych dylematów, ale też radości.
Autorka w większości zadawała swoim rozmówcom te same pytania, rysując przed odbiorcą całe spektrum typów czytelników. Okazuje się, że w jednej kwestii każdy może mieć zupełnie inne zdanie, dodatkowo podkreślając piękno i różnorodność płynącą z chłonięcia książek.

Kapitalna to książka, cudowne wejrzenie w czytelniczy, prywatny świat Sylwii Chutnik, Jacka Dehnela, Jerzego Bralczyka, Anny Dziewit-Meller, Krzysztofa Vargi czy Agaty Tuszyńskiej. 

Bardzo, bardzo Wam ją polecam! Znajdź wśród przedstawionych bibliotek bliźniaczkę swojej i daj znać, do którego rozmówcy jest Ci najbliżej.

PS Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za ukryte koszty związane z lekturą książki Rybki ;)



środa, 15 kwietnia 2020

Testamenty - Margaret Atwood




Testamenty, to długo wyczekiwana kontynuacja Opowieści podręcznej - książki, która przez lata zyskała sobie niezliczoną rzeszę fanów, spotęgowaną po premierze serialu o tym samym tytule.

Margaret Atwood  po ponad trzydziestu latach od pierwszego wydania (1986) postanawia wrócić do świata Gileadu, by pokazać czytelnikowi, co działo się po piętnastu latach od wydarzeń, o których mógł czytać. Jak zmienił się opresyjny świat po zniknięciu Małej Nicole i ucieczce Podręcznej? Czy Republika wciąż rządzi się takimi samymi (nie)prawami? 

Gilead zdaje się mieć coraz gorzej - wiele potencjalnych Podręcznych odczuwa wstręt do zamążpójścia (u części wynika to z traumatycznych doświadczeń z wykorzystującymi je mężczyznami), obecne Podręczne i Żony coraz częściej umierają, rodzi się coraz więcej Niedzieci, a wszyscy wokół knują i spiskują.

W tym wszystkim wciąż działa wywiad, który niestrudzenie pozyskuje i przekazuje informacje, narażając się na niebezpieczeństwo.

W samym centrum wydarzeń nieustannie znajduje się surowa Ciotka Lidia, której pozycja zdaje się nienaruszalna, a także Agnes - młodziutka kandydatka na Podręczną oraz Daisy - nastolatka mieszkająca w Kanadzie, z dala od Gileadu, nieświadoma tego, jak wiele ją z nim łączy. Wszystkie kobiety połączy wspólna historia, od której zależeć będą dalsze losy Republiki. 

Kapitalnym - w mojej opinii - posunięciem, było oddanie głosu Ciotce Lidii (Holograf z Ardua Hall), której relacji wysłuchujemy oraz dwu świadków, z których jednym był nie kto inny, jak Mała Nicole. To narracja, będąca jednocześnie wyznaniem, nadaje całości mocy, pokazując, jak zepsuty od środka był Gilead, jakimi rządził się prawami, jak istotna była w nim manipulacja i wynikająca z umiejętnego jej stosowania władza i wiedza. 

Pisarka za Testamenty zdobyła Nagrodę Bookera, co z całą pewnością jest nagrodą zasłużoną, sądzę jednak, że dla autorki ważniejsze będą słowa wiernych czytelników, którzy latami czekali na odpowiedzi na swoje pytania,  a teraz dostają je na tacy. 

Polecam. Nie wstrząsa już tak jak Opowieść..., jednak wiele uzupełnia i naświetla, ukazując opresyjny świat Gileadu niejako z drugiej strony, od zarodka. Czyta się wyśmienicie. 



wtorek, 14 kwietnia 2020

Kobieta w wielkim mieście - Katarzyna Olubińska



Od czasu lektury książki Bóg w wielkim mieście Katarzyna Olubińska ma u mnie miejsce szczególne. Przed jej wydaniem nie wiedziałam, kim jest jej autorka, bowiem telewizja naprawdę rzadko ma u mnie okazję wybrzmieć. Po jej przeczytaniu jednak, a później po spotkaniu autorskim, wiedziałam, że jest to Kobieta, jaką chciałoby się spotykać codziennie, osoba, której chce się słuchać - bije od niej taki blask i ciepło, że stojąc obok niej, ma się poczucie, jakby stał za nią Bóg. Ma się poczucie, ma się tę pewność, że to człowiek wiary - prawdziwej, głębokiej - i człowiek modlitwy, bo tylko one tak człowieka przemieniają. Spotkałam w swoim życiu tylko kilka takich osób i o każdej z nich wiem, że ich blask jest skutkiem ubocznym - jak lubię to nazywać - pokoju pochodzącego od Boga.

Po co o tym wszystkim piszę? Gdy dowiedziałam się o nowej książce Olubińskiej, nie mogłam przejść obok tej wiadomości bez ekscytacji. Miałam świadomość, że będzie to kolejne spotkanie z Autorką, która zaprosi mnie do życia znanych osób - tym razem wyłącznie Kobiet - które swą siłą, dobrocią i wiarą będą świadczyć. Często są to osoby, których nie podejrzewałabym o takie historie życia. Piękne, zadbane, eleganckie, z klasą - a w tym wszystkim kiedyś często poranione i dzięki sile czerpanej nierzadko z wiary - odrodzone. Uwielbiam te wywiady - każdy kolejny daje mi złudzenie siedzenia obok, wsłuchiwania się w intymne rozmowy gdzieś z boku, z ukrycia, mając jednak świadomość, że to nie forma podsłuchiwania, lecz wysłuchiwania tego, co ktoś chce powiedzieć, czym pragnie się podzielić. Cudowne, subtelne fotografie Toli Martyny Piotrowskiej nadają całości niesamowitej lekkości i... kobiecości. 

Opracowanie graficzne Magdy Grabowskiej-Wacławek to miód na moje serce - tak estetyczne, że aż zapiera dech.

Wszystko to - wywiady, fotografie, szata graficzna - tworzy harmonijną całość, książkę, po którą powinna sięgnąć każda kobieta. 

Olubińska zaprosiła do rozmowy osiem wyjątkowych osób - Agnieszkę Amaro, Annę Dec, Bovską, Joannę Jędrzejczyk, Annę Karwan, Paulinę Krupińską-Karpiel, Magdalenę Lamparską i Martę Żmudę Trzebiatowską. 

Opowieści wszystkich Pań układają się w koronkową historię o pogoni za marzeniami, doświadczeniu miłości, niełatwych relacji, ale też o wierze, kobiecej sile i codzienności, w której można odnaleźć piękno - właśnie teraz to tak ważne doświadczenie. Wywiady przeplatane są zapiskami autorki, która także dzieli się swoimi doświadczeniami, uzupełniając historie swoich bohaterek. Bardzo trudno zdecydować mi, który wywiad wywarł na mnie największe wrażenie, odczytuję je raczej jako całość, jako witraż kobiecości, do którego każda z postaci dołożyła swoje kolorowe szkiełko.

Choć Kobieta... nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia jak Bóg w wielkim mieście, dała mi wiele motywacji i stała się inspiracją do tego, by nigdy się nie poddawać. Bez względu na wszystko.
I tę myśl odbieram jako prezent po lekturze - jakże cenny i jakże ulotny.

Życzę, aby i dla Was książka ta stała się podarunkiem.




poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Oto człowiek - Adam Szustak OP


Wielki Post i przeżywanie Wielkiego Tygodnia nabrało w tym roku znaczenia dodatkowego, symbolicznego. 

Śledzenie krzyżowej drogi Chrystusa, który w swym cierpieniu - jak każdy człowiek - był osamotniony, nabrało w 2020 roku sensu nadplanowego. Wszyscy ludzie dotknięci pandemią i jej konsekwencjami oderwani zostali - mniej lub bardziej - od swojego dotychczasowego życia i w znakomitej większości znaleźli się w przestrzeni, która u współczesnych często budzi dyskomfort - u siebie.

Z ciszą, z towarzystwem najbliższych, z którymi być może od dawna prawdziwie nie rozmawialiśmy, z którymi jedynie się mijaliśmy i co najgorsze - w towarzystwie samego siebie i swoich myśli.
Sytuacja wymusza na nas zajrzenie w głąb siebie, przyjrzenie się swojej duszy (często pokiereszowanej), swoim potrzebom, prawdziwym pragnieniom i bolączkom. Autorefleksja jest niejako wpisana w ten niespodziewanie nam dany czas, który w zależności od położenia można nazwać błogosławieństwem lub przekleństwem.

Z całą pewnością jednak jest to czas, gdy w końcu mamy czas (sic!). 

I warto poświęcić go na lekturę - nie byle jaką, miałką i błahą, lecz ubogacającą i rozwijającą.

Taka jest między innymi książka Oto człowiek Adama Szustaka. Wznowienie to robi na mnie wielkie wrażenie, gdyż na jego okładce znajduje się mój ulubiony wizerunek Chrystusa - ten, który bez względu na okoliczności każe się zatrzymać i spojrzeć na swoje życie przez uchwycone na nim cierpienie i... spokój.  Ecce homo Alberta Chmielowskiego ma w sobie wielką moc, która doskonale koresponduje nie tylko z tytułem książki Szustaka, ale również z jego treścią. Oto bowiem dominikanin zabiera czytelnika w drogę krzyżową prosto z Jerozolimy, śladami Jezusa, jego męki i ukrzyżowania. Rozważania ojca skłaniają do zastanowienia - nad doświadczeniami Chrystusa, ale także (a może - przede wszystkim) nad sobą. Fotografie miejsc, do których odnosi się Szustak potęgują wrażenie relokacji. Odbiorca nie tylko czyta o Jerozolimie, lecz dzięki słowu i obrazom faktycznie w niej jest, podążając za Jezusem. Obrazy znane z Pisma Świętego uzupełniane są o to, co dziś można zobaczyć w Jerozolimie. To książka, którą winno się traktować jak rekolekcje i czytać po rozdziale jednego dnia, po to, by zawarte w niej myśli zdołały w nas wybrzmieć i wykonać pracę. Szustak pisze prosto, przystępnie, językiem, który wszyscy tak dobrze znamy z jego filmików na YouTube, metodą, która trafi nawet do najprostszego człowieka, ujmując go jednocześnie mądrością tkwiącą w owej prostolinijności.

Choć Wielki Post właśnie za nami, okres zadumy wciąż trwa, warto więc kontynuować rozważania. Oparcie się na tej książce z całą pewnością wyposaży Was w nieco inne spojrzenie na znane stacje, bowiem część z nich wcale nie przynależy do klasycznych stacji drogi krzyżowej.

Polecam. Ku namysłowi.