Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hiszpania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hiszpania. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 czerwca 2016

Sekret Wesaliusza - Jordi Llobregat



Wesaliusz to flamandzki uczony, twórca współczesnej anatomii, którego dzieła po dziś dzień cieszą się ogromnym zainteresowaniem i popularnością. Legenda głosi, że poza oficjalnymi siedmioma księgami Budowy ludzkiego ciała, istnieje jeszcze jedna – ósma – nikomu nieznana, za to kluczowa dla możliwości leczenia wielu przypadłości.

Wokół owej zagadki osnuta została cała fabuła Sekretu Wesaliusza, książki aspirującej do Cienia wiatru. Tym co faktycznie łączy obie publikacje jest gatunek – obie są powieściami przygodowymi z wątkiem historycznym w tle, wokół którego zbudowano główną intrygę. Na tym jednak podobieństwa się kończą – brakuje bowiem zarówno niezwykłej lekkości pióra kojarzonej z Carlosem Ruizem Zafonem, jak i zdolności do realnego przykuwania uwagi czytelnika. Nie wspominam nawet o klimacie miasta, którego tutaj praktycznie nie ma, a który w  Cieniu wiatru był niezapomniany. 

(...)

Jordi Llobregat utkał historię, w której zagadka bardzo płynnie balansuje między przeszłością a latami życia głównych bohaterów, sprawiając, że Wesaliusz staje się jakoby postacią na powrót ożywioną, a jego poczynania niezwykle istotne dla wydarzeń współczesnych bohaterom. Sam dziennik może okazać się czymś cenniejszym niż skłonni jesteśmy - jako czujni czytelnicy - przypuszczać.

(...)


Całość recenzji dostępna tutaj:

czwartek, 26 maja 2016

Samotna gwiazda - Paullina Simons




Paullina Simons znów mnie zachwyciła i rozkochała w swojej prozie. Po nie aż tak doskonale odebranej przeze mnie Tully (ale wciąż poruszającej!), Samotna gwiazda objawiła się przede mną jako kolejny wzrost i jednocześnie dowód twórczej formy Autorki, którą mam przyjemność mienić jedną z ulubionych.

Oto grupa nastolatków, która właśnie skończyła szkołę i wybiera się do college’u, postanawia wyruszyć w podróż do Barcelony. Niestety, rodzice głównej bohaterki – Chloe – nie są przychylni temu pomysłowi. Sytuację ratuje (choć pozornie nic tego nie zapowiada) babcia dziewczyny, godząc się dofinansować wyprawę, pod warunkiem, że zostanie ona wydłużona, a grupa przyjaciół odwiedzi po drodze Treblinkę, by złożyć tam kwiaty. Tym samym wymarzone wakacje w Hiszpanii zamieniają się w  eurotrip, a sama książka w powieść-drogę.

Młodzi ludzie podróżując pociągiem, mają okazję obserwować zupełnie nieznany sobie dotąd świat – z wielkiej Ameryki trafiają do byłych krajów komunistycznych, tak bardzo odległych – zarówno kulturowo, jak i społecznie oraz historycznie. Ich wędrówka oprócz oczywistych walorów turystycznych i edukacyjnych, staje się podróżą przemian – to, co ma być miłym wyjazdem w gronie najbliższych, za sprawą nowo poznanego Johnny’ebo Rainbowa zamienia się w  grę o najwyższą stawkę – o prawdę i szczerość: wobec siebie samego i wobec innych. Młody mężczyzna o ujmującym uśmiechu i hipnotyzującym głosie sprawia, że więzi (wydawałoby się: silne) łączące czwórkę przyjaciół staną pod wielkim znakiem zapytania, a przyszłość ich relacji okaże się zagrożona. Lato poprzedzające studia będzie dla młodych okazją do rewizji przekonań, poglądów i wizji przyszłości jaką dotąd przed sobą roztaczali.

Simons po raz kolejny udało się stworzyć powieść, która porywa. Utkana przez nią historia skrzy się od wielości wątków, migocze od wyrazistych charakterów, ujmuje pięknem języka i opisów, a przede wszystkim: wciąga bez reszty. Przy tym wszystkim nie skupia się jedynie na wątkach obyczajowych, lecz idzie daleko dalej: ku pamięci, tożsamości, poznaniu. Można ją czytać po wielokroć i jak sądzę, co rusz natrafimy na kolejne interesujące momenty i przybliżenia. Autorka ma niebywały dar do snucia opowieści pochłaniających czytelnika, a przy tym będących okazją do refleksji na wielość tematów: zarówno społecznych, jak i historycznych oraz osobistych, związanych z przeżywaniem własnego życia.

Kapitalna, nieobojętna na dzieje Polski, które autorka miała okazję poznać między innymi podczas swojej wizyty w naszymkraju przed trzema laty.  Mimo umiejscowienia akcji we współczesności, także i II wojna światowa gra w niej ważną rolę – zdaje się, że temat ów jest dla pisarki szczególnie istotny, czego największy wyraz dała w trylogii Jeźdźca miedzianego i do czego teraz mimochodem powraca. Ulokowanie części wydarzeń w Warszawie, Krakowie i Treblince sprawiło, że książka ta nabrała dla mnie bardziej niż kiedykolwiek dotąd osobistego wydźwięku. Nie jest jedynie opowieścią o dorastających nastolatkach, szukających swojej drogi, ale także hołdem złożonym historii i wyrazicielką wielkiego szacunku do osób i miejsc nią naznaczonych. Znajdziemy w niej wszystko: poszukiwanie sensu, miłość, przyjaźń, uważne przyglądanie się rzeczywistości, zachwyt nad światem, a także opowieść o dojrzewaniu i prawdzie.

Książka, która nie zapowiadała się wcale na tak emocjonującą, bo akcja wcale nie pędziła (u Simons niezwykle istotne jest delektowanie się językiem, co prowokuje lekturę niespieszną – i dzięki temu wydłużenie przyjemności z niej płynącej) sprawiła, że po przewróceniu ostatniej strony nie mogę znaleźć sobie miejsca.


Stało się – mam książkowego kaca. 





niedziela, 18 stycznia 2015

W butach Valerii – Elisabet Benavent


Tytuł: W butach Valerii
Autor: Elisabet Benavent
Cykl: Valeria (t.I)
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308054789
Ilość stron: 432
Data wydania: 5 lutego 2015


Należycie do grona fanek Seksu w wielkim mieście? Nie przyznacie tego przed nikim, ale poniekąd chciałybyście przeżyć to co bohaterka E.L. James – romans z  dotąd nieuchwytnym, nieziemsko przystojnym i – wydawać by się mogło – idealnym pod każdym względem casanovą?  Ta książka to coś stworzonego specjalnie dla Was.
Główną bohaterką jest tytułowa Valeria, dwudziestosiedmioletnia kobieta od dobrych paru lat żyjąca w małżeństwie z  Adrianem, które właśnie zaczęło przechodzić kryzys. Czynników na niego wpływających było – jak się zdaje – wiele. Po sukcesie swojej pierwszej powieści Valeria postanowiła zrezygnować z  nudnej pracy i całkowicie oddać się pisarstwu. Jak na złość jednak, każde kolejne zdanie, które w  bólach rodziła, wydawało jej się niewystarczająco dobre. Niemoc twórcza przełożyła się na jej wygląd i zachowanie – z  kobiety zawsze dbającej o perfekcyjny wygląd, stała się szarą, nudną żoną, chodzącą w  wypłowiałych i za szerokich ubraniach, bez grama makijażu. Adrian w miejsce atrakcyjnej kobiety, co dnia zastawał w  domu wymęczoną, zmagającą się z widocznym kryzysem osobą. Sam też nie miał lekko – jego prace odnosiły coraz większe sukcesy, w  związku z  czym obowiązków zawodowych przybywało. Małżeństwo oddaliło się od siebie, przestało ze sobą sypiać. Wówczas Valeria poczuła się podwójnie odtrącona – mężczyzna nie miał ochoty na seks: to nie wróżyło niczego dobrego, było wręcz nierzeczywiste.
Za namową przyjaciółek postanowiła wziąć się w  garść i przywrócić dawną siebie – zadbaną i pewną własnej wartości. Podczas pierwszego wyjścia z  domu natknęła się na nieziemsko przystojnego Victora, mającego opinię faceta, z  którym spało już chyba całe miasto. Nasza bohaterka jednak szybko nawiązała z  nim bliską relację, początkowo przyjacielską, która jednak z dnia na dzień, coraz bardziej przypominała związek dwu kochanków – choć technicznie do zdrady nie dochodziło. Sprawę komplikowało też ujawnienie tożsamości „asystenta” Adriana. Dotąd Valeria sądziła, że jest nim podlotek Alex i nie ma się co martwić ilością czasu, który razem spędzają, tymczasem okazało się, że jest nią ponętna dwudziestoletnia Alex, wyraźnie próbująca usidlić swojego współpracownika.
Odtąd bohaterka nieustannie podejrzewać będzie męża o niewierność, jednocześnie spotykając się z  mężczyzną, który w  końcu znów obudził w niej ukrytą kobiecość.
Nad życiem Valerii nieustannie czuwają jej przyjaciółki: Lola, Carmen i Nerea. Każda z  nich mająca zupełnie inne usposobienie, a jednak wspólnie się uzupełniające. Podczas lektury nieustannie nachodziły mnie porównania ich relacji do przyjaźni bohaterek serialu emitowanego niegdyś przez TVN – Klubu szalonych dziewic. Podobna wulgaryzacja języka używanego przez jedną z  nich, identyczne tematy, problemy, zawsze perfekcyjny wygląd, faceci padający im do stóp, związki na jedną noc, czasem dłużej, spotkania w  klubach, restauracjach – typowy wpływ zachodniej mody.  Lola spotyka się z  mężczyzną, który po seksie z  nią wraca do swojej oficjalnej dziewczyny, Carmen podkochuje się w  koledze z  pracy, który wydaje jej się niesłychanie nieśmiały, a jednocześnie bez ustanku kłóci się z  apodyktycznym szefem, z  którym – jak się później okazuje – spotka się Nerea, sprawiająca wrażenie tkwiącej w  związku z  człowiekiem idealnym. Jak to możliwe, że znienawidzony szef i cudowny partner to jedna i ta sama osoba?
Przy tej pozycji nie sposób uniknąć również porównania do Pięćdziesięciu twarzy Greya, bowiem niektóre schematy są powielone - oto wykorzystujący kobiety mężczyzna, nagle w imię prawdziwej miłości zmienia się w czułego towarzysza, oto główna bohaterka (również związana z literaturą, już nie jej studentka, a twórczyni) używa zwrotów w stylu św. Barnaby James- są to mianowicie "majteczki piszczące z radości". Niepokojąco bliźniacze.
Autorka przez usta swych bohaterów zadaje czytelnikom pytanie o to, na czym tak naprawdę powinien opierać się dobry związek: czy konieczna jest miłość (i jak powinna się ona wyrażać), czy może w  dzisiejszych czasach miłość nie tylko nie jest konieczna, ale stanowi wręcz zbędny balast, który należy zastąpić tak promowanym pożądaniem i obłędnym seksem? Czy w  momencie wygasania pożądania w  stosunku do partnera powinno się rozstać i szukać kolejnych doznań w  ramionach kogoś innego, czy może walczyć o dotychczasowy związek, który siłą rzeczy przetransformował się już w relację opartą na czymś zupełnie innym niż dotąd? I jak wiele w takich związkach znaczą jakiekolwiek deklaracje i słowa? Czy poświęcając wszystko dla chwili namiętności na własne życzenie nie dążymy do emocjonalnej pustki i jałowości życia? Nie ocenianie jest jednak celem i przekazem tej książki, lecz zabawa, carpe diem. Nie ma skłaniać do refleksji, czyni to być może u niektórych (u mnie) mimochodem. Tak naprawdę jest jedną wielką kopalnią dobrego humoru, bez grama ciężkiej materii, którą sama wyprowadziłam w  tym akapicie.
Myślę, że okrzyknięcie tej powieści hiszpańskim Seksem w wielkim mieście i jej ogromna popularność na całym świecie, powodująca wydanie kolejnych trzech tomów mówi sama za siebie – to klasyczne czytadło, w którym zgadza się wszystko: można spotkać przyjaciółki, jakie zawsze chciałyście mieć, kłopoty jakie macie lub mieć będziecie, przystojnych mężczyzn, zdolnych prawić komplementy sprawiające, że ugną się pod Wami nogi, małżeństwa dotknięte rutyną, romanse, młode, ponętne asystentki męża, podłego szefa, przygody na jedną i więcej nocy, trudne decyzje o byciu (nie)wierną, rozstania, rozkwitające związki i tak dalej, i tym podobne.
Lekkie, momentami wulgarne, dobre w ramach zapomnienia o codzienności – okraszone humorem, a przez to bardzo dobrze relaksujące po ciężkim dniu.
Sprawdźcie, skosztujcie, a nuż zapragniecie sięgnąć po kolejne tomy?

Oficjalna premiera Valerii w  Polsce już 5 lutego.

niedziela, 21 grudnia 2014

Tamte cudowne lata - Marian Izaguirre


Tytuł: Tamte cudowne lata
Autor: Marian Izaguirre
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788379610150
Ilość stron: 408



Tamte cudowne lata – książka, co do której mam ambiwalentne uczucia. Pierwsze kilka(set) stron mnie wykończyło: nie potrafiłam się wgryźć, irytował mnie sposób narracji, kompletnie nie pasowała mi forma i w jakiś nieuchwytny sposób ciągle denerwowało mnie w niej dosłownie wszystko. Każde zasiadanie do lektury wiązało się z nerwami i – co gorsza – odkładaniem na wieczne później.
Podobnie rzecz miała się z napisaniem opinii – nie chciałam ksiązki skrzywdzić, ale nie chciałam nadmiernie wychwalić – a to zrobiłabym, gdybym pisała świeżo po przeczytaniu, bowiem zakończenie zupełnie zmieniło mi jej obraz  w głowie, wiele rzeczy zaczęło do siebie pasować bardziej właśnie dzięki nużącemu i przydługiemu wstępowi.

Tamte cudowne lata próbowano wypromować na porównaniu do Cieniu wiatru – zupełnie niesłusznie. Obie publikacje łączy jedno – autotematyzm, pisanie o książce w książce i zwrócenie ku przeszłości, naznaczającej teraźniejszość. Ale to wszystko.
Pozostałe 99% zupełnie je różni – już nawet na poziomie sposobu narracji. Porównanie to zatem niesłuszne i na wyrost.

Książka Marian Izaguirre ma bardzo ciekawą kompozycję – składają się na nią niejako trzy opowieści, z których jedna dzieje się w powieści wspólnie czytanej przez dwie bohaterki: Angielkę – Alice i Hiszpankę – Lolę. To ona spaja ich losy i pozwala na zatracenie się w arcyciekawej przeszłości. Kobiety spotykają się niejako „za plecami” partnera Alice, właścicielki niewielkiego, podupadającego antykwariatu w Madrycie, który klientka – Lola – stara się niepostrzeżenie ratować.
Rok 1951, to czas, w którym kurz wojenny jeszcze nie do końca opadł, a jego skutki odczuwają wszyscy mieszkańcy Madrytu – niektórzy ratują się ucieczką w świat książek.
Obie panie spędzają godziny na wspólnej lekturze opowieści Dziewczyna o włosach jak len – autobiografii nieślubnej córki księcia Ashford, która kryje w sobie znacznie więcej tajemnic niż mogłoby się początkowo zdawać i która obu czytelniczkom stanie się niezwykle bliska, każdej z innego powodu.
Życiorysy trzech pań, równorzędnych bohaterek powieści, poznajemy naprzemiennie – co może stać się od czasu do czasu przyczyną dezorientacji, ale i stanowi środek spajający całość.
Piękna to historia o miłości, poświęceniu i tęsknocie za tym co utracone. Dla niecierpliwych czytelników może być odrzucająca, bowiem tak naprawdę akcja toczy się w niej dość niespiesznie, nie ma zbyt wielu dramatycznych zwrotów. Poza tym nużące początkowe strony mogą skutecznie zniechęcić do lektury. Warto się jednak nie zniechęcać – to opowieść daleka od bestsellerowego Cienia wiatru, do którego jest przyrównywana, ale wciąż warta poznania.


czwartek, 10 lipca 2014

Skradziona – Clara Sanchez


Tytuł: Skradziona
Autor: Clara Sanchez
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324025725
Ilość stron: 503
Cena: 36,90zł

Skradziona, to książka, po której w mojej głowie panuje mętlik i lekkie otępienie, spowodowane przytłoczeniem: nie tyle tematem, ile formą.
Czytając ją, co jakiś czas musiałam robić sobie chwilę na oddech, nie jest to bowiem lektura z gatunku tych, w które łatwo się wgryźć, które wciągają tak, że reszta przestaje mieć znaczenie i możemy się w niej zatopić na długie godziny bez obowiązku powrotu do rzeczywistości.

Właściwa historia rozpoczyna się gdy Veronica, dziesięcioletnia wówczas dziewczynka, znajduje w teczce z krokodylej skóry zdjęcie innej dziewczynki, bardzo do niej podobnej, opatrzone imieniem „Laura”. Imię to często padało w ich domu, jednak bohaterka nie potrafiła go skojarzyć z niczym konkretnym. Miała jednak głębokie przekonanie o tym, że mama byłaby niezadowolona, gdyby zaczęła zadawać pytania o tajemniczą fotografię, zdecydowała się więc na milczenie. Ono jednak nie sprawiło, że dziewczynka przestała myśleć o tym, kim jest zagadkowa Laura. Rodzinny sekret zaczął ją prześladować, po to, by z wiekiem bohaterka mogła wyruszyć jego śladem i odkryć tragedię, o której miała się nigdy nie dowiedzieć, a która wyjaśniała stan psychiczny jej matki. Wówczas, już jako nastolatka, postanawia dowieść zbrodni, którą popełniono i spotkać się z Laurą.

Mimo ważkości podjętej tematyki, momentami ma się ochotę przerwać czytanie, stające się nierzadko męką – i właściwie nie wiadomo dlaczego tak się dzieje, bowiem analiza wszystkich elementów składających się na ten tekst, pozwala sądzić, że jest on znakomity i powinien poruszać i nie pozwalać na towarzyszące mi emocje, a nieraz i znużenie. Nie ukrywam jednak, że lektura szła mi opornie, było duszno, gęsto i jedynie ogromne samozaparcie kazało mi dobrnąć do końca. A i tutaj czekał mnie nieco rozczarowujący finał, w porównaniu do bardzo rozbudowanej akcji wcześniejszej, zarysowany „po łebkach”, bez troski o detale i większą dramaturgię.
Autorka zarysowała bohaterów z dbałością o szczegółowość ich rysu psychologicznego, który odgrywa w tej powieści bardzo dużą rolę. Nie bez znaczenia jest także sieć relacji, łączących poszczególne postaci: ci, którzy uważani byli za przyjaciół, okażą się wrogami, zaufani lekarze zdrajcami. Świat w Skradzionej, to rzeczywistość tak mocno ukartowana, że niemalże nie sposób spotkać w nim szczerości i prawdziwej bezinteresownej troski: każdy dba o swoje sekrety, by nikt nie zdołał ich odkryć. 
Historia inspirowana jest wydarzeniami autentycznymi, jej oddziaływanie jest zatem podwójne: podczas lektury zżymamy się na  niesprawiedliwość i zło panoszące się po świecie, każące odbierać matkom ich wyczekiwane dzieci i sprzedawać za około milion peset innym rodzinom, oficjalnie utrzymując tezę o śmierci noworodków, mając jednocześnie świadomość, że to nie wymysł, lecz fakt. Hiszpanią wstrząsnęły doniesienia o porwaniu i sprzedaniu zaraz po urodzeniu około 60 000 dzieci (choć śledztwo jest nadal w toku i prawnicy dziś szacują już, że mogło to być nawet 300 000!), których rodzicom wmawiano zgon pociech. Nie potrafię wyobrazić sobie rozmiaru tej tragedii, ilości rozbitych rodzin i związanych z tym przejść, a także wielości osób w nią zamieszanych – handel bowiem nigdy nie był bezpośredni, dzieci przechodziły przez ręce wielu pośredników (w tym mafię i siostry zakonne), po to, by ostatecznie znaleźć nowy (pierwszy) dom.
Muszę przyznać, że mimo ciężkiego charakteru tej publikacji, ma ona wiele zalet: sprawiła, że zaczęłam drążyć temat, szukać nowych faktów i doniesień, odgrzebywać historię i śledzić ją z rosnącym niedowierzaniem. Nie sposób ocenić jej ważności, na pewno jednak jest ona ważnym głosem w sprawie handlu ludźmi, odbywającego się u schyłku XX wieku, fikcją, która skłoni do szukania prawdy.  
Polecam, choć ostrzegam, że nie będzie to lektura łatwa.


 Polecam obejrzenie wywiadu z Clarą Sanchez, emitowanego niedawno przez TVN:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/handel-hiszpanskimi-dziecmi,126470.html

wtorek, 10 grudnia 2013

Szmaragdowa tablica – Carla Montero


Tytuł: Szmaragdowa tablica
Autor: Carla Montero
Wydawnictwo: Rebis
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 9788375109993
Ilość stron: 672
Cena: 39,90 zł
Choć Polska poznała Carlę Montero za sprawą jej drugiej powieści – Szmaragdowej tablicy – ja zapragnęłam śledzić jej pisarski fenomen linearnie, poczynając od debiutanckiej Wiedeńskiej gry, która pozwoliła mi docenić talent autorki już w pierwszej lekturze, a następnie zwracając się ku bestsellerowej i szeroko komentowanej drugiej książce pisarki.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że oto na naszych oczach rozwija się talent niebyły: sceną literacką zaczyna władać czarodziejka słowa, będąca w mocy przekonać do siebie – poprzez język właśnie – najbardziej zatwardziałych i opornych na literaturę. Jej teksty, w których różne dziedziny sztuki korespondują ze sobą, i w której spotykają się jednostki silne z jednostkami słabymi, to prawdziwy przegląd rzeczywistości opisywanych czasów.
Montero maluje inne światy, światy, w których każdy chciałby się choć na chwilę znaleźć, by nie tylko smakować litery na języku, ale także przechadzać się tymi samymi, co bohaterowie ulicami, niejako krocząc ich śladem.



Akcja toczy się dwutorowo, a tym co ją spaja jest wątek tajemniczego renesansowego obrazu – Astrologa.
Powieściopisarka wrzuca swoich bohaterów (i nas) w rzeczywistość początku XXI wieku do Madrytu.

Ana, to kobieta wiodąca bardzo spokojne życie. Przechadzając się po pięknym Madrycie jeszcze nie wie, że to co dotąd uchodziło za nudę – przewidywalność, pewna rytualność codzienności – już za chwilę stanie się luksusem nie do przecenienia. Gdy kobieta czyta tajemniczy list z czasów drugiej wojny światowej, dotyczący wspomnianego już obrazu, zmienia się dla niej wszystko. Za namową męża wyrusza ona bowiem na poszukiwanie zagadkowego dzieła, wyrywając się tym samym ze sztywnego gorsetu rutyny i wkradając we wciągające osobiste śledztwo.

Równolegle do prowadzenia historii Any, Montero zabiera nas do Paryża czasów niemieckiej okupacji. Tam też dowiadujemy się, że ów Astrolog, to jedno z największych pragnień Hitlera, który twierdzi, że dzieło to skrywa w sobie niepojętą moc, uzdalniającą do władania całym światem. Nie dziwi więc, że stara się za wszelką cenę zgłębić tajemnicę i posiąść obraz, mający być kluczem do sukcesu na międzynarodowej arenie politycznej. Poszukiwania rozpoczynają się od pewnej francuskiej Żydówki.

Choć każda z historii, to dwa zupełnie różne światy, dopiero w zestawieniu tworzą niezwykły klimat tajemniczości, wzajemnie się uzupełniając, tłumacząc i na siebie oddziałując.

Powiedzieć, że tę książkę dobrze się czyta, to nic nie powiedzieć: ją się zawłaszcza, nią się zachłystuje, wertuje w pośpiechu, chcąc natychmiast wiedzieć, co czeka nas dalej. Podobnie jak w debiutanckiej powieści, Montero portretuje bohaterów nietuzinkowych, charakternych, bogato wyposaża ich w historie, które później, niczym najlepszy malarz – zlewa ze sobą, łączy odcienie, tworząc obraz, stanowiący prawdziwe arcydzieło.
Wikłanie wątków opanowała powieściopisarka tak dalece, że potrafią one ewokować emocje, utrzymujące się niemalże przez całą książkę na równie wysokim poziomie – napięcie jest w niej wyczuwalne na odległość.

Szmaragdowa tablica stanowi prawdziwy gatunkowy koktajl: nie jest li historią poszukiwania obrazu, ale też opowieścią wyposażoną w wątek miłosny – i wcale nie banalny. Choć brzmi to trywialnie i sztampowo, książka ta daleka jest od pospolitości. Ona zaskakuje, ona czaruje, ona mami, ona pozwala na zagubienie, na tracenie śladów – nic nie jest w niej pewne.

I to właśnie ten brak pewności, brak standardowego szablonu, na którym zbudowana została cała konstrukcja fabularna, stanowi o sile tej powieści, którą – a jakżeby mogło być inaczej – polecam ogromnie!


_____________
Recenzja Wiedeńskiej gry:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/wiedenska-gra-carla-montero.html