czwartek, 30 sierpnia 2012

Brzydka miłość

Tytuł: Brzydka miłość
Autor: Jacek Getner



Opowiadania roszczą sobie specjalne prawa – by stworzyć naprawdę dobre, nie wystarczy sam pomysł i sumienna jego realizacja. Na taką krótką formę literacką składa się cały ciąg elementów powodujących, że jest ona albo dobra, albo z zaprzepaszczonym potencjałem. Rzecz ma się tak jednak, jedynie wtedy, gdy opowiadania mają swoje źródło w wyobraźni autora; jeśli bowiem mają swoje pierwowzory w rzeczywistości, to kogo winić za dziwne zwroty akcji, za nie do końca wyjaśnione sytuacje i za brak tej iskierki, która sprawia, że tekst staje się spójny, a także na długo zapadający w pamięć?
Jacek Getner, to autor, który pisaniem trudni się zawodowo – jest scenarzystą seriali Klan, Daleko od noszy oraz Malanowski i partnerzy. Ponadto był on laureatem Konkursu Na Opowiadanie POLITYKI i Jerzego Pilcha.
I to właśnie owe nazwisko podziałało na mnie jak magnes. Co zarekomendował mi swoją obecnością na okładce Pilch?

Opowiadania Getnera, jak we wstępie wspomina sam autor, to teksty inspirowane codziennością i wydarzeniami, które wydarzyły się w rzeczywistości. Mimo odautorskiego rzetelnego uprzedzenia, podczas całej lektury towarzyszyła mi myśl o tym, że prawdopodobnie w tych miniaturach literackich została jednak przemycona spora ilość fikcji: wiele z wydarzeń balansuje bowiem na krawędzi wiarygodności, ciężko jednoznacznie stwierdzić czy są one jedynie wiernym przeniesieniem rzeczywistości na karty literatury, czy też przeniesieniem okraszonym sporą dawką wyobraźni, po to, by „lepiej się czytało”.

Nigdy nie negowałam tego, że życie niesie ze sobą wielkie niespodzianki i jest najbardziej szalonym scenarzystą, układającym historie, których nie potrafiłaby wytworzyć nawet najbardziej rozwinięta ludzka wyobraźnia, a jednak… co innego w teorii, a co innego w praktyce: książka, to zawsze książka; opowiadanie to zawsze opowiadanie: i nachodzą wątpliwości…
Nie to jest jednak najważniejsze.

Pierwsze opowiadanie – Życiowa opowieść – to dobra zapowiedź tego, co będzie. Jednak już tutaj zauważam pewne cechy, które konsekwentnie towarzyszyły mi do końca lektury: błędy korektorskie. Czasem drobne, czasem większe: tu ogonek, tam brak końcówki fleksyjnej, kropka zamiast przecinka i tak dalej, i tym podobne…

Nie zaważyło to jednak nad odbiorem całości, bowiem ta – jest naprawdę przyzwoita. Pomiędzy wersami została podkreślona między innymi wartość punktualności i wzajemnego szacunku. I choć z ręką na sercu mogę powiedzieć, że pomimo swojej stosunkowo małej objętości, są to opowiadania treściwe, to jednak nie mogę nie wspomnieć o tym, że pomimo wszystko brak im tej mocnej iskry, tego spoiwa sprawiającego, że o opowiadaniach nie zapomni się na krótko po lekturze , lecz będzie się o nich trwało pamiętało.
Co tu dużo kryć, tytułowa Brzydka miłość, jest tekstem w moim odczuciu najlepszym, uczącym wrażliwości i spojrzenia głębiej niż tylko na powierzchnię.

I choć polecam cały zbiorek, to możecie dać się skusić również jedynie dla tego jednego opowiadania, a nie pożałujecie. Jeśli nadal nie jesteście przekonani, nikt nie zmusi Was do zakupu w ciemno – niektórych opowiadań możecie skosztować na blogu autora: www.jacekgetner.blog.onet.pl . Polecam degustację:)

środa, 29 sierpnia 2012

O literaturze i nie tylko

Tytuł: Szczęście małych rybek. Listy z Antypodów - O literaturze i nie tylko
Autor: Simon Leys
ISBN: 978-83-89933-41-6
Data wydania: 2011
Liczba stron: 152
Cena: 30 zł


Gdy widzę książkę autotematyczną, z założenia traktującą o innych książkach, dzieje się ze mną coś dziwnego. Wpadam w zakupowe szaleństwo – już, teraz, natychmiast – muszę ją mieć. Mało tego – już, teraz, natychmiast, poza jakąkolwiek kolejką – muszę ją przeczytać.
Tak też stało się za sprawą publikacji Szczęście małych rybek, która w jakiś sposób całkowicie zdezorganizowała moje czytelnicze plany, ale która na tyle zawładnęła moimi myślami, że nie sposób mi się od niej uwolnić jeszcze długo po lekturze. Na półkę odłożyłam ją ponad tydzień temu i od tamtej pory nie sposób ubrać mi w słowa myśli towarzyszących czytaniu. Długopis rozgrzałam do czerwoności, a  to za sprawą niezliczonej liczby cytatów, które uznawałam za niezwykle trafne, w sposób istotny dotykające mojego czytelnictwa i z jakichś przyczyn warte zapamiętania. Po krótkim czasie dałam sobie spokój – równie dobrze mogłabym zakreślić całą tę niepozorną książeczkę i cytować przy różnorakich okazjach.  Przypuszczam, że tak rzecz będzie się miała z każdym książkowym molem, w którego ręce trafi ta pozycja.
Nie zdradzę wiele jeśli powiem, że na wolumin ten składają się felietony Simona Leysa (właściwie Pierra Ryckmansa), które ten publikował przez dwa lata na łamach „Magazine littéraire” oraz kilku innych, które ukazały się między innymi w „Écrivain”, „Nouvelle Reuve Française”, „Lire”. Nie zdradzę też wiele, jeśli powiem, że autor nie lubi się powtarzać i stara się o coś czym mi zaimponował – by w swoich tekstach dwa razy nie wracać do jednego tematu, by wciąż wwiercać się w nowe literackie przestrzenie i by szukać, szukać, szukać inspirujących materiałów do przemyśleń, doskonałych zarówna dla czytelnika pojedynczego felietonu, jak i całego zbioru.
Żeby jednak nam, molom książkowym, nie było za dobrze w czasie lektury, żebyśmy całkowicie nie popadły w zachwyt i odcięły się od świata na stałe – teksty są różnorodne i nie skupiają się jedynie na literaturze.  Autor zna się na kulturze, cytuje, nie pozwala na rozleniwienie, utrzymuje odbiorcę w stanie permanentnej aktywności umysłowej. Bogactwo myśli, tytułów, do których warto zajrzeć, nazwisk, wobec których nie można przejść obojętnie. Lekka i błyskotliwa – taka jest.

Co tu dużo kryć – autor mnie w sobie rozkochał, już przeszukałam cały Internet by odnaleźć jakąkolwiek wzmiankę na jego temat, przeczytać jeszcze choć jedno słowo, które wyszło spod jego pióra. Lubię czytać teksty inteligentne, wymagające obycia, wiedzy teoretycznoliterackiej, ale też wszelkiej innej około literackiej, wymagające na czytelniku znajomość najważniejszych pisarzy oraz ich życiorysów. A takie jest właśnie Szczęście małych rybek. Moja mała literacka niespodzianka, która zasiada właśnie w gronie książek ulubionych, tych, do których się wraca, by zakosztować choć jednego wersu, by spokojnie zasnąć mając w głowie zdanie wartościowe i płynące prosto od osoby obdarzonej niewymiernym talentem.



 

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozkoszuj się Winem z Malwiną:)

Tytuł: Wino z Malwiną
Autor: Magdalena Kordel
ISBN: 978-83-62405-26-8
Data wydania: 2012
Cena: 29,90


Uff! Po lekturze tej książki pozostało mi jedynie westchnąć z ulgą – dawno nie zdarzyło mi się czytać powieści, w której działoby się tak wiele w tak krótkim czasie. Przyznaję, przebrnięcie przez kolejne losy mieszkańców urokliwego miasteczka o wdzięcznej nazwie Malownicze, było nie lada wyzwaniem. Pod koniec sama nie wiedziałam już od czego się zaczęło i jakich jeszcze rewelacji mogę się spodziewać nim odłożę książkę na półkę.
Wino z Malwiną, to opowieść o dalszych perypetiach Majki, bohaterki Okna z widokiem, właścicielki pensjonatu Uroczysko, nauczycielki języka polskiego w miejscowej szkole oraz osoby o wielkim sercu.
Po jej przygodach opisanych w poprzedniej części, jej aktualne życie można by uznać za ustabilizowane. Po życiowych zakrętach w końcu odnalazła miłość, prawdziwą przyjaźń i od dawna poszukiwany spokój.
Można by, ale niestety wcale takie nie jest. Wszystko, co wydawać by się mogło niezmienne i stabilne, nagle lega w gruzach. A cichym sprawcom całego zamieszania staje się przyjazd pewnej Niemki, nie Niemki. Jej pojawienie się w Malowniczym staje się praprzyczyną nieporozumień, niedomówień i niemałych kłopotów, z których Majka będzie musiała wyjść obronną ręką. Mało tego, wraz z przyjazdem tajemniczej osoby do miasta, skumulowało się pojawienie innych indywiduów – tajemniczej ciotki Rozalii, podejrzanej o ucieczkę z domu starości; gościa wymagającego specjalnej uwagi – Bronka; nowej nauczycielki polskiego miłującej ekstrawagancję i niegrzeszącej powalającą inteligencją, a także wielu, wielu innych.
Majka, będzie musiała po raz kolejny postawić swe dobre serce przed wielką próbą życzliwości i chęci niesienia pomocy. W jej domu będzie radośniej o jedenaście szczeniaczków, jej córka rozwinie swą pasję do nieopisanych rozmiarów, a nad związkiem bohaterki pojawią się burzowe chmury.
To jednak tylko część przygód,; tak - właśnie przygód; które przeżyje Majka. Wraz z nią możemy uważnie śledzić losy Malowniczego, które dalekie jest od wymarzonej spokojnej mieściny, w której warto osiąść na starość jeśli chce się w ciszy przeżyć emeryturę. 
Wino z Malwiną, to idealna powieść na lato – pogodna, radosna, humorystyczna, pewna przedziwnych splotów wypadków, doskonale współgrająca z wakacyjną atmosferą rozluźnienia i poszukiwania przygody.  Atrakcji w Malowniczym jeszcze długo nie zabraknie! Dajcie się zaprosić na tę niezwykłą podróż!

Recenzja Okna z widokiem.

Słowik, Kopciuszek i inne najpiękniejsze bajki

Tytuł: Słowik, Kopciuszek i inne najpiękniejsze bajki
Autor: zbiorowy
ISBN: 978-83-932780-9-1
Data wydania: 2011
Liczba stron: 288
Cena: 38,90

Słowik, Kopciuszek i inne najpiękniejsze bajki to antologia stworzona z myślą o najmłodszych czytelnikach, w której skład wchodzą najpopularniejsze, najbardziej tradycyjne, a zarazem najpiękniejsze bajki polskie oraz te wpisujące się w kanon literatury światowej.
Dzięki tej publikacji młodzi odbiorcy będą mogli poznać najważniejsze polskie legendy, wraz  z nimi historię swojego kraju, a oprócz tego cieszyć się znajomością lektur mających specjalne miejsce w narodowej świadomości.
Oprócz tekstów typowo polskich, znajdziemy tutaj baśnie klasyczne, autorstwa Andersena, Puszkina czy też Leśmiana.
Jako, że publikacja ta nie została ukierunkowana jedynie na przekaz opowieści wiekowych, odnajdziemy w  niej również bajki nowe, jeszcze nie zawsze rozpoznawalne,  których autorkami są Agnieszka Tyszka, Liliana Bardijewska. Małgorzata Strękowska-Zaremba i Dorota Suwalska.
Za pośrednictwem tej książki poznamy historię Świątecznego Elfa, Złośliwego Karła, Ważki, Smoka, Elfa i Raptulli, Tańczącego Bociana, Pięknej i Bestii, Śpiącej Królewny, Waligóry i Wyrwidęba oraz wielu, wielu innych postaci.

Książka zawiera teksty mające wartości dydaktyczne. Przekazuje bowiem podstawowe wartości, ukazuje przenikanie się dobra i zła w świecie, wskazuje jak poszczególne zachowania mogą wpłynąć na rzeczywistość i z wielką pasją promuje dobro. Dziecko, które wejdzie w świat baśni, pozostanie pod urokiem nie tylko fascynujących historii, lecz także mądrości w nich zawartych, które na trwałe ukształtują jego światopogląd i zasieją ziarenko pozytywnych wartości.

Barwne ilustracje Marianny Jagody-Mioduszewskiej dodają książce uroku i walorów estetycznych. Jest ona wydana niezwykle starannie. Twarda oprawa i kolorowe wnętrze z całą pewnością przyciągną wzrok każdego czytelnika. Prawdziwą przyjemność sprawia śledzenie losów bohaterów przeplatanych barwnymi ilustracjami, które otwierają pole wyobraźni.

Książkę te z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto szuka właśnie antologii z baśniami i nie potrafi się zdecydować, którą wybrać. Ta publikacja zawiera najpopularniejsze z nich oraz dodatkowo promuje nowe bajki, dzięki czemu dziecko poszerzy swoje horyzonty. Obok pięknego wydania również trudno przejść obojętnie. I choć dziś starannych książek nie brakuje – zakupu właśnie tej, na pewno nie pożałujecie.


niedziela, 26 sierpnia 2012

Prawdziwe morderstwa – Charlaine Harris

Tytuł: Prawdziwe morderstwa
Autor: Charlaine Harris
ISBN: 978-83-7674-182-6
Data wydania: 11/07/2012


Charlaine Harris poznałam już za sprawą serii z Sookie Stockhouse, a także innej – z Lily Bard, jednak dopiero o serii powieści z Aurorą Teagarden w roli głównej, którą zapoczątkowały Prawdziwe morderstwa, mogę uznać za najlepszą i najbardziej wciągającą. Dlaczego ryzykuję takie stwierdzenie już po pierwszej części?
Do tej pory słysząc peany na cześć talentu Harris, kiwałam nieznacznie głową, sądząc, że tak naprawdę jest ona jedynie dobra, nie zaś jak twierdzą niektórzy – wybitna, jeśli idzie o pisanie tekstów komercyjnych. W wybieraniu tematyki, która pociągnie miliony, prawdopodobnie zasiada ona dziś na podium, jako jedna z trójki najlepszych pisarzy w tej kategorii. Jej książki są lekkie, pisane prostym językiem, z fabułą może niekoniecznie bardzo wciągającą, ale mającą w sobie coś nienazwanego, co sprawia, że po prostu chce się czytać dalej, chce się sięgać po kolejne części, choć są lepsze i gorsze [z przewagą tych drugich].
Do tej pory Harris nie potrafiła jednak wykreować świata, który miałby w sobie jakiś element, który przyciągnąłby mnie na tyle, bym sama mogła nazwać się fanką pisarstwa tej autorki. Aż do teraz.
Stworzenie głównej bohaterki, którą byłaby niepozorna bibliotekarka, siedząca z nosem, na który opadają duże okulary utkwionym w książkach, a która interesuje się sprawami morderstw, a po czasie staje się także ich niemalże główną bohaterką, było strzałem w dziesiątkę. Harris wreszcie wybrała temat, który sprawia, że choć do wybitności, wciąż Prawdziwym morderstwom daleko, ja już wiem, że serię, którą ta książka zapoczątkowała będę śledzić z należytą jej uwagą, nie opuszczając ani jednej jej części, nawet jeśli jej wartość daleka będzie od zadowalającej. I to jest chyba to, na czym najbardziej zależy twórcom komercyjnym – owinięcie sobie czytelnika wokół palca, za sprawą drobnych elementów.
Za to, Harris należą się gratulacje.

Czym jednak tak bardzo mnie zainteresowała? Brawa należą się w pierwszej kolejności Wydawnictwu, które zdecydowało się na taką okładkę – nie znając opisu fabuły, wiedząc jedynie, że to kryminał – kupowałabym w ciemno. I nie zawiodłabym się, bowiem wnętrze jest nie mniej frapujące.

Inteligencja, przenikliwość, bystrość, zdolność szybkiego kojarzenia faktów – cztery cechy, których zewnętrznym symbolem są w przypadku Aurory duże okulary, to elementy, które powinien mieć każdy szanujący się „detektyw”, nawet amatorski. Myślę, że takim mianem z powodzeniem można nazwać bohaterkę, która wraz z innymi mieszkańcami Lawrenceton należy do klubu o wdzięcznej nazwie Prawdziwe Morderstwa, zrzeszającego ludzi interesujących się dawnymi zbrodniami, wspólnie dochodzącymi do prawdy i dzielącymi się celnymi spostrzeżeniami. Grupa spotyka się raz w miesiącu, wtedy też jedna z osób przedstawia jakąś znaną sprawę, którą wspólnie analizują.
Tym razem swoją kolej ma Aurora, która postanawia wygłosić konferencję na temat sprawy Julii Wallace. Nieprzypadkowo tego samego dnia dochodzi do brutalnego morderstwa, które w najdrobniejszych szczegółach przypomina sprawę, którą miała omawiać Roe.

Od tego dnia miasteczkiem zaczyna wstrząsać seria zabójstw kopiowanych, wiernie przypominających te sprzed lat. Automatycznie w gronie podejrzanych znajdują się wszyscy członkowie klubu Prawdziwe Morderstwa, a Aurora wraz z należącym do grupy policjantem, starają się szybko odnaleźć sprawcę. Niestety, oprócz tego, że osoby zrzeszające się co miesiąc na spotkaniach grupy stały się podejrzane, okazały się być także potencjalnymi ofiarami…

W najnowszej książce Harris trup ściele się gęsto, nikt nikomu nie ufa, każdy żyje w strachu, a jednocześnie bardzo przeżywa całą sprawę – wszyscy bowiem niezdrowo interesują się morderstwami i nie ma dla nich znaczenia fakt, że sami mogą okazać się kolejnymi ofiarami.

Autorka zbudowała intrygę, która nie pozwala o książce zapomnieć, czyta się ją jednym tchem, zapominając przy tym, że na moment sami stajemy się nadmiernie interesującymi się sprawą morderstwa czytelnikami.
Lektura z całą pewnością przypadnie do gustu osobom, które lubują się w makabrze, interesują się starymi zbrodniami i marzą o tym, by samym należeć do podobnego klubu. Dla mnie była to doskonała lektura i idealne rozpoczęcie serii, budzące apetyt na więcej.
Szkoda, że książka ta jest stosunkowo niewielkich rozmiarów, bowiem nie do końca pozwala to intrygę rozbudować fabularnie, jednak z drugiej strony sprawia, że napięcie zaskakująco szybko rośnie, a podejrzanym staje się niemalże każdy. Zakończenie na miarę hollywoodzkich filmów, książka stanowi zatem doskonały materiał na film lub też, idąc w ślad za Czystą krwią – na serial.
Polecam i z niecierpliwością oczekuję kolejnych części!


Baza recenzji Syndykatu ZwB


Co ma spaghetti do szkieletu?


Tytuł: Miłość, szkielet i spaghetti
Autor: Marta Obuch
ISBN: 978-83-62405-24-4
Data wydania: 11/07/2012
Cena detaliczna: 29.9 zł
Nie od dziś wiadomo, że życie pisze najciekawsze, a często zarazem najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. Nikogo więc nie dziwi już gdy ktoś opowiada nam historię, które wydają się nie mieć podłoża w rzeczywistości, a  która mimo to wcale nie jest zmyślona. Inaczej rzecz ma się z książkami: tutaj usilnie poszukujemy realizmu, często o wiele większego niż ten, który gotuje nam codzienność.
W życiu jednej z bohaterek książki Miłość, szkielet i spaghetti dochodzi do wydarzeń, które z powodzeniem można by uznać za wymysł jej wyobraźni. Zatrudnia się ona w domu włoskiego biznesmena, który nie szczędzi jej grosza. Początkowo miała jedynie sprzątać, szybko jednak okazało się, że w zakres jej obowiązków wchodzi także gotowania. I to bynajmniej nie dla jednej osoby, ale dla sześciu rosłych mężczyzn wychowanych na obfitych daniach swoich włoskich mam. Wszystko mogłoby nadal być piękne i opłacalne – w końcu wypłacana kwota nie była najniższą pensją krajową – gdyby nie fakt, że Dorota ma dwie lewe ręce, jeśli idzie o sprawy kulinarne. Nigdy nie nauczyła się gotować podstawowych potraw, a co tu mówić o coraz bardziej wymyślnych daniach dla siódemki dorosłych i wiecznie głodnych mężczyzn. Niewiele myśląc dziewczyna wplątuje w „kuchenny spisek” swoją mamę, ciocię i siostry. Wtedy nie wie jeszcze jednak, że osoba u której się zatrudniła to członek włoskiej mafii, a w całym domu zainstalowane są kamery śledzące jej ruchy…
Jakby tego było mało miastem wstrząsa dramatyczne wydarzenie: oto z jasnogórskiej wieży spada trup, który okazuje się być synem jednego z pracowników klasztoru. Mało tego: na Jasnej Górze pracuje właśnie grupa archeologów, która dokonała przełomowego odkrycia – odnalazła bardzo wiekowy szkielet, który… został im skradziony.
Sytuacja robi się coraz groźniejsza i dziwniejsza, po klasztorze przemieszcza się zakapturzony mnich, o którym nikt nic nie wie, w wykopaliskach przeszkadza młoda kobieta, ślady zbrodni coraz częściej kierują uwagę policji ku Włochom, a nad wszystkim przyświeca rozkwitająca miłość.

Książka Marty Obuch napisana jest niezwykle żywym językiem, co sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. Emocjonująca fabuła i chęć śledzenia rozwijającego się uczucia bohaterów, podsyca jedynie rosnącą ciekawość i nie pozwala skupić się na niczym innym. Bohaterowie Obuch, bardzo charakterni, to postaci nietuzinkowe, których spotkanie w realnym życiu groziłoby pozbawioną nudy i oklepanych schematów znajomością.
Bo czy ktokolwiek z Was słyszał, by groźną mafię zdołało wypędzić kilka „niewinnych”, „delikatnych” i „subtelnych mieszkanek” Częstochowy?
Decydując się na powieść Obuch, decydujecie się na kilka godzin spędzonych przy niezwykle wciągającej książce, pełnej zwrotów akcji i niepoprawnych wydarzeń. Humoru w niej nie brakuje, to prawdziwa komedia kryminalna z krwi i kości!

________
Jedyną denerwującą mnie sprawą, już poza marginesem, była konsekwentna w całej książce zła odmiana imienia Bruno. Gdy co rusz na kartach książki widziałam takie twory jak Bruna, Brunowi, o Brunie – ciarki mnie przechodziły. Gdzie podziało się poprawne Brunona, Brunonowi, o Brunonie? Więcej informacji dlaczego tak, a nie inaczej tutaj. Dobrze, że zachowana została konsekwencja. I może stanę się nadgorliwą purystką, ale nie jestem zwolenniczką aż takiego dostosowywania języka, tylko po to, żeby było wygodniej. Za dużo dziś skracamy:)



sobota, 25 sierpnia 2012

Podziel się książką!



Dzielimy się we wrześniu w Katowicach!
Akcja Społeczna „Dzielę się książkami 2012”

 
Jeszcze tylko kilkanaście dni dzieli nas od kolejnej, trzeciej już edycji Akcji Społecznej „Dzielę się książkami”, organizowanej w 2012 roku przez Fundację „Dziecko i Kultura” (w roku ubiegłym przez firmę Qlturka.pl) we współpracy z Silesia Expo (organizatorem Targów Książki w Katowicach), portalem Qlturka.pl i Fundacją „Miasto Słów”.

Sponsorami Akcji są DPD Polska i Firma Księgarska Olesiejuk.

Od 7 do 9 września, przez cały czas trwania Targów Książki w Katowicach, czekać będziemy na wszystkie chętne dzieci (i dorosłych też), które zechcą przynieść wybraną ze swoich zbiorów książkę i podarować ją dzieciom pozbawionym kontaktu z literaturą, przebywającym w domach dziecka, szpitalach, hospicjach, a także pod opieką świetlic środowiskowych. Część książek przekażemy także do małych wiejskich bibliotek i do tworzących się biblioteczek polonijnych, m.in. w Danii i na Ukrainie.

W stoisku portalu Qlturka.pl/Fundacji „Dziecko i Kultura” będzie można nie tylko zostawić przyniesioną książkę, ale także wziąć udział w twórczych działaniach.

Gorąco zachęcamy rodziców, nauczycieli i wychowawców do przekazywania informacji o naszej Akcji dalej, do drukowania plakatu, a także osobistego – wraz z dziećmi, udziału w zbiórce.

Targi Książki w Katowicach
Data i miejsce:
7-9 września 2012
7 września 2012 (piątek) - 10:00 - 17:00
8 września 2012 (sobota) - 10:00 - 18:00
9 wrzesnia 2012 (niedziela) - 10:00 - 16:00

Hala Widowiskowo-Sportowa SPODEK
Al. Korfantego 35
Katowice

Pierwsza edycja akcji społecznej „Dzielę się książkami”, przeprowadzona przez firmę Qlturka.pl we współpracy z Fundacją „Miasto Słów” w 2011 roku podczas Targów Książki dla Dzieci w Krakowie (2- 5 czerwca) spotkała się z ogromnym zainteresowaniem. Udało się zebrać ponad tysiąc książek, które dzięki firmie DPD Polska, sponsorowi Akcji, zostały dostarczone do 50 placówek (domów dziecka, hospicjów, szpitali i świetlic środowiskowych) na terenie całego kraju.
Głównymi darczyńcami były dzieci, które przynosiły wybrane przez siebie książki, chcąc podarować je potrzebującym. Akcję wsparły także wydawnictwa, przekazując egzemplarze; dużo książek podarował też organizator konkursu na Najlepszą Książkę Dziecięcą „Przecinek i Kropka”. Akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem mediów – Radio Kraków, „Dziennik Polski”, Biblionetka.pl itp.
Podczas pierwszej tegorocznej edycji, zorganizowanej podczas Warszawskich Targów Książki (9-13 maja) zebraliśmy 2 tys. książek, które trafiły do 50 placówek w całym kraju.

Serdecznie zapraszam do udziału w Akcji, a także do kontaktu, gdy będzie taka konieczność,

Ewa Świerżewska
Prezes Fundacji „Dziecko i Kultura”
Koordynatorka Akcji społecznej „Dzielę się książkami”
Więcej o Akcji:
www.dzielesieksiazkami.pl
www.dzieckoikultura.pl

Kontakt:
ewa.swierzewska@qlturka.pl
+48 502 362 752


_________________________________

Kochani, dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, otuchy, solidarności:)) Odpoczęłam kilka dni od nerwowego pisania, poświęciłam się rodzinie, przyjaciołom i tylko kilku książkom. Dzięki temu odzyskałam trochę sił i uniknęłam stresu. Od dziś zacznę wprowadzanie na bloga kilku kosmetycznych zmian, ale też zmian większych - o tym jednak później. Będzie się działo i mam nadzieję, że to działanie oderwie mnie od nieprzyjemnych myśli:))) Cieszę się, że mimo mojej kilkudniowej nieobecności [a wydaje mi się jakby to były wieki!] nadal tu wchodzicie;)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Mea culpa


Sztuka nieczytania jest bardzo istotna. Polega ona na tym, by nie interesować się wszystkim, co w danej chwili przyciąga uwagę szerokiej publiczności. Kiedy o jakimś dziele wszyscy mówią, proszę pamiętać, że nigdy nie zabraknie czytelników temu, kto pisze dla durniów. Pierwszy warunek czytania dobrych książek to nie tracić czasu na czytanie kiepskich, bo życie jest krótkie.
/Schopenhauer/

Ciągle się uczę...
I szczerze mówiąc jestem wyczerpana miernością, zmęczona nijakością tego, co czytam i przygnieciona ilością tego co jeszcze na mnie czeka, bo w którymś momencie za dużo wzięłam sobie na głowę, bo nie umiałam odmówić, bo wszystko wydawało mi się wówczas warte uwagi. Chyba potrzebuję trochę przerwy od blogsfery, a wiem, że nie mogę sobie na nią pozwolić. Dziś, na widok listonosza mniej się nie cieszę, a częściej wpadam w panikę. Ze zmęczenia czytam coraz wolniej, a w konsekwencji stosy rosną, moje pióro już dawno nie jest "lekkie".
Wiem, że nie czas na narzekanie, ale jeśli wakacje kończą się zmęczeniem podobnym temu, z którym się je zaczynało, to gdzie szukać odpoczynku? Z tej lekcji wyciągnę sporo nauki...bo wiem, że sama jestem sobie winna. No, ale sztuki odmawiania człowiek uczy się przecież całe życie. I nie, nie oczekuję pocieszania ani rad. Ostracyzmu też nie. Po prostu - publiczne przyznanie się do błędu może bardziej mnie zmotywuje do zmian, niż powtarzane jak mantra "już nic nie kupię, już nic nie zamówię, dopóki nie przeczytam tego, co mam".

Ostrożnie z marzeniami!

Autor: Maja Kotarska
Tytuł: Ostrożnie z marzeniami
Wydawnictwo: Prószyński
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7839-215-6
Ilość stron: 304


Idealna lektura na lato, to książka niezobowiązująca, ujmująca w swej prostocie, z fabułą najczęściej banalną, aczkolwiek w warunkach letnich odpowiednią, bo niespecjalnie wymagającą wzmożonego wysiłku intelektualnego. Mało tego – książkom wakacyjnym, najczęściej towarzyszy nutka nieprawdopodobności, świadcząca o tym, że autora troszkę poniosła fantazja. Taka tez jest książka Mai Kotarskiej, której główny wątek konotuje wspomnienie o filmie  Starsza Pani musi zniknąć, tyle, że z pewnym przemieszaniem fabularnym.  Powieść ta czytana w każdą inną porę roku mogłaby budzić uczucia mieszane, jednak latem, kiedy wymagania większości ograniczają się do przyjemnego spędzenia czasu z książką, o której można bez obaw zapomnieć i o której wspomnienia ograniczą się jedynie do uczuć bliżej nieokreślonych, jednak z pewnością przyjemnych – ta mieszanka wystarczy.
Powieść zaczyna się schematycznie – pewna kobieta dostaje w spadku po znienawidzonym i od lat niewidzianym wuju dom. Oczywiście nie cały. Mało tego, wraz z domem gratisowo otrzymała uprzykrzającą życie staruszkę oraz wierną kotkę, Matyldę. Choć rodzina od początku widziała w tym spadku pośmiertną zemstę wuja, bohaterka zdecydowała się go przyjąć. Jak się okazało, wraz z nim przyjęła nowe życie, dalekie od idealnego, kojarzące się jedynie  z filmami akcji albo komediami kryminalnymi, które choć z perspektywy widza bawiły, z perspektywy uczestnika stają się nie do zniesienia.
Agnieszka do tej pory wiodła uporządkowane życie. Miała narzeczonego, który choć ciągle w rozjazdach, planował z nią przyszłe życie. To właśnie z myślą o nim, kobieta zdecydowała się na przyjęcie domu wraz z całym arsenałem, którym okazały się: utrata narzeczonego, szajka przestępców, mętne stosunki z pewnym znajomym, nieznośna starsza pani, której życiowym celem stało się zniszczenie Agnieszki, nowe znajomości rodowodem sięgające warsztat samochodowy, zamęczanie przyjaciółki i jej męża, szykany ze strony sąsiadów oraz kolegów z pracy.
Nowy dom nie okazał się arkadią, lecz praprzyczyną nieszczęścia. Agnieszka zamiast odpoczywać, toczyła wojnę, w której z góry skazana była na porażkę, jej życie dzięki Sabinie Boszko stało się piekłem, a znajomość z Radkiem, tylko przeniosła je na wyższy level.  
Jak to jednak bywa w świecie fikcyjnym – na horyzoncie pojawiła się nowa miłość, która być może nigdy by nie zaistniała, gdyby nie… upiorna sąsiadka. Nie ma więc tego złego, co by nadobne nie wyszło i chyba właśnie to zdanie, można uznać za motto przyświecające tej powieści.

Pisana prostym językiem, pozwalającym wczuć się w akcję, na chwilę stać się uczestnikiem wydarzeń, książka, to idealny zestaw na lato, który połączony ze słońcem, hamakiem i lemoniadą okaże się wakacyjnym strzałem w dziesiątkę. Poznając skomplikowane życie książkowej Agnieszki, odstresujecie się i zrozumiecie, że Wasze problemy to naprawdę pestka, w porównaniu z tym, co mogłoby Wam się przydarzyć. Duża dawka humoru i jedna wielka komedia pomyłek.
Troszkę trącące banałem, jednak na lato – jak znalazł.


Rok jeża Teofila

Autor: Aniela Cholewińska - Szkolik
Tytuł: "Rok jeża Teofila"
Wydawnictwo: Drzewo Laurowe, 2011
Ilość stron: 93

Dziś, mam Wam do zaoferowania przeuroczą książkę, która słusznie została wyróżniona w  Konkursie na Dobrą Powieść organizowanym przez wydawnictwo Drzewo Laurowe.
Przedmiotem opowieści jest rok z życia pewnego sympatycznego jeża – Teofila, który wraz ze swoimi przyjaciółmi z lasu, robi wszystko, by jego mieszkańcom rok upłynął radośnie i wypełniony był kreatywnymi rozrywkami . Na tę niezwykłą książeczkę składa się dwanaście rozdziałów reprezentujących każdy z miesięcy.
I tak, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem wróbelkiem Pętelkiem, Teofil, nazywany przez przyjaciół pieszczotliwie Filkiem, spędzają rok ucząc czytelników i siebie nawzajem tego, czym są prawdziwe wartości i jak można spędzić czas, mając do dyspozycji jedynie swoją wyobraźnię oraz to, co oferuje natura.
Wraz ze zwierzątkami czytelnik przeżyje niezwykły Dzień Babci i Dziadka, weźmie udział w tworzeniu walentynkowego wiersza, przespaceruje się po śniegu, odszuka wiosnę, przeżyje  wyjątkowe święta Wielkiej Nocy, odbędzie poszukiwanie Kwiatu Paproci, zawiąże niezwykłe przyjaźnie, przeżyje prawdziwą morską przygodę, odkryje swoje największe talenty, zorganizuje przedstawienie, pomoże w remoncie, przeprowadzi długie i radosne rozmowy oraz, to co lubimy najbardziej, przeczyta kilka cudownych książek przy kominku z filiżanką herbaty z sokiem malinowym w ręku.
Czy może być lepszy sposób na udany rok?
Autorka, Aniela Cholewińska-Szkolik, za sprawą tej pouczającej książeczki, pomaga młodym czytelnikom uporządkować świat wartości, zbudować właściwą hierarchię, uświadamia jak ważne w życiu każdego człowieka są relacje z najbliższą rodziną, z przyjaciółmi, jak wielkie znaczenie mają uczucia i dbanie o ukochaną osobę, ile znaczy troszczenie się o siebie nawzajem, jak wiele można zrobić łącząc siły i wyobraźnię, jak dobrze można się bawić, nie niszcząc własnego zdrowia, jak wielkie znaczenie mają święta i przeżywanie jej w zdrowej, przyjaznej atmosferze, jaką wartość dla rozwoju ma czytanie książek, a jaki smak ma zrealizowane marzenie. Ta książka to samo dobro. Może być ona czytana zarówno jako ciąg, ale również jako zbiór opowiadań dobrych na każdą porę roku – bo pomaga żyć w zgodzie ze światem przyrody, uczy o najważniejszych wydarzeniach danego okresu i co najważniejsze, jest kopalnią pomysłów na spędzanie wolnego czasu w danym miesiącu.  Doskonały wybór dla dzieci twórczych i żywych – planów na każdą porę roku nie zabraknie!
Książeczka ta jest niezwykle pogodna, emanuje niezwykłym ciepłem  - zarówno rodzice, jak i dzieci będą zadowoleni.

Polecam!



poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Ostatni sprawiedliwy – Irena Matuszkiewicz

Tytuł: Ostatni sprawiedliwy
Autor: Irena Matuszkiewicz
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7414-809-2
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 288
Z kryminałami tak to bywa, że po pewnym czasie i stosownej ilości przeczytanych książek, wpisujących się w ten gatunek, wnikliwy czytelnik ma wrażenie, że wie już wszystko. Posiadł wiedzę wystarczającą do tego, by rozgryźć nawet najbardziej skomplikowaną zagadkę, a żaden autor nie jest już  w stanie go zaskoczyć. Ciężko bowiem w tym rodzaju literatury o wyjście z pewnych konwencji i narzuconych schematów, których świadomie bądź nie, oczekuje każdy odbiorca. Mamy więc zabójstwo; szereg osób z mniej lub bardziej czytelnymi motywami, najczęściej finansowymi; mamy elokwentnego śledczego i długotrwały ciąg przesłuchań, które dzięki sprytowi detektywa/dochodzeniowca, sprawiają, że na światło dzienne wychodzą skrzętnie ukryte grzeszki. Sprawa się komplikuje, lecz nagle – jedno źle dobrane słowo, jeden grymas twarzy, jeden kupiony blef – i sprawa się, kolokwialnie mówiąc, sypie, a śledczy może odhaczyć kolejną rozwiązaną sprawę w swojej bujnej karierze. Podobnie rzecz ma się z powieścią Ireny Matuszkiewicz, Ostatnim sprawiedliwym.
Jako przedmiot opowieści wzięła sobie autorka historię pewnej rodziny.
Kurczyłłowie, to prawdziwa mieszanka osobowościowa. Seniorka rodu, to jak w wypadku większości starszych pań goszczących na kartach szanującego się kryminału, osoba uparta, z przeczuciami i snami, których odbicie koniecznie chce widzieć w rzeczywistości i z tego powodu stawia życie wszystkich na głowie. Ona to, po śmierci jej niedawno zmarłego brata, stwierdza z wielkim przekonaniem, że bez wątpienia jej, sędziwy już brat, został otruty. Na tym jednak nie koniec! W rzeczywistości onirycznej, którą traktuje z wielką powagą, ujrzała śmierć kolejnej osoby – bliskiego sąsiada.  Żeby było ciekawiej, na dniach mężczyzna ów znika bez śladu, a jego żona zostaje znaleziona ciężko ranna we własnym mieszkaniu. Czyżby sny Kurczyłłowej, miały mieć solidne podwaliny w rzeczywistości?
Tą niewątpliwie ciekawą sprawą zajmuje się komisarz Jarosław Rębowicz – młody tata i małżonek. W śledztwie pomoże mu samozwańcza komisja sąsiedzka, pragnąca jak najszybciej wyjaśnić tajemnicze zniknięcie bliskiego znajomego.
Jak to zazwyczaj bywa w tego typu sprawach – światło dzienne ujrzą rodzinne sekrety, których wyjawienia nikt się nie spodziewał, a które ukażą relacje między sąsiadami w całkowicie innej perspektywie.

Ostatni sprawiedliwy, to sprawnie napisane czytadło, jednak… wciąż tylko czytadło. Brakuje suspensu, nie ma tutaj niezbędnego współczesnym kryminałom napięcia, nie ma godnych uwagi zwrotów akcji, a cała historia po odłożeniu książki na półkę, radośnie ulatuje z pamięci.
Jeśli więc szukacie lektury lekkiej, która niekoniecznie musi wryć Wam się w pamięć – to książka dla Was. Jeśli jednak pragniecie emocji i napięcia – lepiej rozejrzyjcie się za czymś innym.



sobota, 18 sierpnia 2012

Seks jest boski!

Tytuł: Seks jest boski, czyli erotyka katolika
Autor: Ksawery Knotz OFMCap, Krystyna Strączek
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-1417-0
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 248



Seks jest boski! – przekonuje ojciec Ksawery Knotz, wydając kolejną publikację biorącą pod lupę „te sprawy”. Ktoś zapyta, co zakonnik może tak naprawdę wiedzieć o życiu seksualnym, skąd czerpie pomysły na to, jak ożywiać życie łóżkowe i przez całe małżeństwo z dnia na dzień mocniej podobać się współmałżonkowi? Ano, z życia i z… Pisma Świętego. Tak, tak, nie ma się co dziwić ani pukać w czoło. To własne w tej księdze znajdziemy najwięcej wskazówek  odnośnie do naszego życia seksualnego. Już tak to sobie Pan Bóg przemyślał, że bez drogowskazów katolików nie zostawił.  Także w tej sferze.
Podtytuł tej publikacji, to „erotyka katolika”. Jak przekonuje Knotz, seks jest boski nie tylko ze względu na uczucia jemu towarzyszące, ale przede wszystkim ze względu na swoją boską proweniencję.  
Książka ta, to wywiad-rzeka, przeprowadzany przez Krystynę Strączek i mający na celu ukazanie właściwego spojrzenia na ludzką seksualność i odpowiedź na najbardziej drażliwe i wstydliwe pytania: o to kiedy można, jak można, co ma Kościół do aborcji i antykoncepcji, jak się sprawy mają z naturalnym planowaniem rodziny, co robić gdy się w łóżku nie układa, gdzie szukać pomocy, co robić z oziębłością i właściwie jaki to wszystko ma związek z Bogiem. Przecież w naszej pruderyjnej świadomości utwierdziło się już przekonanie o tym, że wszystko co dotyczy ciała, dalekie jest od spraw boskich.  Knotz skutecznie sprowadza nasze myślenie na właściwe tory, posiłkując się nie tylko Biblią, lecz również nauczaniem Jana Pawła II i jego teologią ciała.
Knotz nie jest jednak przykładem duszpasterza, który stoi z rózgą i biczuje za każdą złą odpowiedź, za każde głupkowate pytanie. Naukę Kościoła potrafi dostosować do realiów, nie zatrzymał się na etapie wczesnochrześcijańskim kiedy to gros problemów nie istniało, a gros było zupełnie innych.  Nie potępia osób stosujących antykoncepcję, szuka jedynie przyczyn i drogi wyjścia. Nie na siłę! Ukazując jedynie piękno pełnego współżycia bez lęku i strachu, z otwartością na nowe życie.
Strączek nie unika również pytań o cudzołóstwo, seks przedmałżeński, przyczyny rozwodów i wiele, wiele innych nurtujących zagadnień, które wciąż nie zostały przegadane do końca i które wciąż są ogniwem zapalnym wielu kłótni, a na które Knotz stara się z największą gorliwością odpowiedzieć.
Czytając tę książkę wyczuwa się jego wieloletnie doświadczenie w rozmowach z małżeństwami, młodymi parami, ludźmi zmagającymi się ze swoją seksualnością oraz ogromne ciepło płynące z tego duchownego. Wprost czuje się, że on chce jedynie pomóc uporządkować pewne sfery życia, a nie szerzyć jedyne prawdziwe i poprawne poglądy, terrorem „namawiać” do życia w czystości i na siłę kogoś  nawracać. Knotz szanuje cudze poglądy, ale niestrudzenie głosi własne, mając nadzieję na jak największy zasięg swojego nauczania.
Dlaczego bierzmuje się nastolatków? Bo jeszcze mamy nad nimi władzę. Gdy dzieci skończą liceum, rozpraszają się po świecie. Każdy musiałby sam prosić o bierzmowanie, dokonując świadomego wyboru chrześcijaństwa. Pewnie zdecydowałoby się niewielu. I czy tak nie byłoby lepiej?
Kapucyn stawia sprawę jasno i, co najważniejsze, uczciwie. Nie posiłkuje się fałszywymi statystykami, nie zniekształca rzeczywistości. Mówi, co widzi i jest w tym niezwykle ujmujący i przekonujący.
Książka ta stanie się nieocenioną pomocą dla młodych (i nieco starszych) ludzi borykających się z problemami w sferze seksu, rozwieje wiele wątpliwości, uporządkuje pewne sprawy i treściwie acz nieprzegadanie, rozwiąże wiele z naszych problemów.
Świetna lektura.

 


Jak makiem zasiał – Anna Trojan

Tytuł: Jak makiem zasiał
Autor: Anna Trojan
Wydawnictwo: Prószyński


Jak makiem zasiał, to kolejna z powieści wydanych  w serii „Asy kryminałów”, obecnie jednej z najlepszych tego typu.
Autorka, Anna Trojan, ukończyła farmację i etnologię, a aktualnie zajmuje się historią farmacji oraz XIX-wiecznym lecznictwem. Akcję swojej powieści umieściła w tym samym okresie na Mazowszu.
Mglista atmosfera nierozłącznie kojarząca mi się z tym czasem, upodobanie do miejsc tajemniczych i i mrocznych, przesiąkniętych legendami, duchami i sprawami sięgającymi daleko poza ludzką świadomość, znalazły oddźwięk także i tutaj. Choć język powieści w żaden sposób nie jest stylizowany na ten, którym posługiwano się ówcześnie, to jednak autorka pozostała wierna atmosferze grozy – akcję swojej opowieści ulokowała przede wszystkim na cmentarzu. Mało tego, umiejscowiła ją w przestrzeni zwanej Czarną, za sprawą Czarnego anioła odgradzającego do niej przejście i będącego jednocześnie symbolem, że oto w tym właśnie miejscu pochowani są ludzie „wyklęci” – samobójcy, biedota, zamordowani, ofiary cholery. Nikt z miejscowej elity nie zaznawał tu wiecznego spoczynku, toteż z rzadka ta część cmentarza była odwiedzana. Do czasu, gdy pod osłoną nocy, oprawca zaczął rozkopywać wybrane groby i bezcześcić zwłoki, okaleczając je w sposób nie do  opisania.
Sprawą zajmuje się miejscowa policja, której przewodzi komisarz Połżniewicz.
Mimo coraz większej częstotliwości z jaką poddaje się swoim chorym zabiegom, sprawca długo pozostaje nieuchwytny, co zmienia się dzięki sprytowi i pomysłowości członków załogi dochodzeniowej. Na tym jednak sprawa się nie kończy, bowiem oprawca zostaje otruty w szpitalu dla obłąkanych, w którym chwilowo przebywa, a z całą historią niebezpiecznie łączyć zaczyna się historia zaginięcia Adeli, córki miejscowego rzeźnika oraz samobójczej śmierci nastoletniego studenta. Wszystkie powiązania budzą niepokój komisarza, a rozwiązanie sprawy bezczeszczenia zwłok coraz bardziej się oddala…

Napisana żywym językiem historia, wciąga i jest doskonałą receptą na udane popołudnie – jedno, bo czyta się ją niezwykle płynnie.
Niestety, brakuje w niej tak ważnego dla tego gatunku budowania napięcia. Historia jest jednolita pod tym względem, nie ma gwałtownych skoków, co sprawia, że ciężko uznać ją za doskonale zrealizowaną. Potencjał, który w niej drzemie został w dużej mierze niewykorzystany, co zrzucam na karb długości – książka jest króciutka, przez co akcja nie zdążyła się właściwie rozwinąć.  Nie do końca rozumiem też fakt umiejscowienia historii w XIX wieku. Gdy doszłam do połowy książki, zerknęłam na opis z okładki i dopiero wtedy dowiedziałam się, że właśnie w owym czasie toczy się akcja. Nic z języka powieści ani elementów świata przedstawionego na to nie wskazuje. Z takim samym powodzeniem można by historię tę uznać za dwudziestowieczną, tyle że tradycyjną, bez stosowania zmyślnych, typowych dla dzisiejszych czasów metod.  
Jeśli to tekst, którego akcja została umiejscowiona w tak charakterystycznym okresie, to autorka zdecydowanie nie poradziła sobie z wytworzeniem surowego klimatu owych czasów. Romantyczny duch tajemnicy, który powinien się wraz z mgłą unosić nad cmentarzem  oraz szpitalem psychiatrycznym gdzieś się ulotnił. Brakuje mrowienia ciała, brakuje tak ważnego klimatu grozy. Są tylko części składowe, które dość nieudolnie zostały złączone w całość. Spójną, jednak nie zapadającą w pamięć. To co najważniejsze, gdzieś się rozmyło, zostało tylko delikatnie zasygnalizowane, ale równie szybko przez autorkę porzucone.  Nie tak to sobie wyobrażałam. Oczekiwałam mrożących krew w żyłach historii, po których słowa „jak makiem zasiał” będą odbijały się głuchym echem, wprawiając czytelnika w stan odrętwienia. Niestety, nie dostałam nawet namiastki.
Książki ani nie polecam, ani nie odradzam. Jest dobra, sprawnie napisana, jednak nie budzi żadnych emocji. Jeśli chcecie tylko chwili relaksu, sekundy dla szarych komórek – to powieść dla Was. Jeśli jednak oczekujecie dreszczyku emocji – srodze się zawiedziecie.



piątek, 17 sierpnia 2012

Moja Wyspa Marzeń – Urszula i Radosław Lemańscy


Tytuł: Moja Wyspa Marzeń
Autor: Urszula i Radosław Lemańscy
Wydawnictwo: Drzewo Laurowe

ISBN: 978-83-62468-19-5
Liczba stron:
 109
Rok wydania:
 2011

Urszula i Radosław Lemańscy po raz kolejny czarują…
Nie, nie – żadnej magii. To pisarskie małżeństwo, jak żadne inne potrafi za sprawą swoich tekstów przypomnieć o sprawach najprostszych, a jednak najistotniejszych, bez użycia czarodziejskiej różdżki, bez trudnych zaklęć i mikstur wykonanych z dziwnych składników. A jednak coś ich z tym wszystkim łączy:  różdżką jest dla nich pióro, zaklęciami słowa, a miksturą – to wszystko plus wyobraźnia i serce zamieszane i podgrzane za sprawą niezwykłego ciepła, którym aż promieniują. Efekt? Sami skosztujcie!
W książce Moja Wyspa Marzeń, dedykowanej Oskarowi, Dawidowi, Kubie i Pawłowi,  autorzy bliżej przyglądają się pewnemu chłopcu, który jak to współczesne dzieci – marzyć potrafił jedynie o komputerach, czekoladzie, nowych grach. Po śmierci taty jego życie wywróciło się do góry nogami., a ukochana mama coraz częściej poddawała się smutkowi, wpadając w szpony mrocznej depresji. Poprawę miało przynieść przeniesienie się tej dwójki w inne miejsce. Wyjechali na wyspę, gdzie mama bohatera miała zastępować miejscowego lekarza, a tym samym zapomnieć o cierpieniu, przepracować żałobę, uporać się ze śmiercią najbliższej osoby i po raz kolejny zakosztować życia.
Michael i jego mama poznają na wyspie fascynujących ludzi – Pana Po, Dawida i innych. Choć początkowo ciężko odnaleźć im się w nowej rzeczywistości i przyjąć zwyczaje panujące w tym miejscu, szybko zapominają o swoim dawnym życiu, ucząc się żyć w zgodzie  z przyrodą i przypominając sobie i najskrytszych marzeniach – tych prawdziwych, mniej powierzchownych niż nowa gra.
Moja Wyspa Marzeń to piękna opowieść o przyjaźni, utracie, docenianiu otaczającego świata, ale nade wszystko – o poszukiwaniu własnej tożsamości zatraconej przez codzienną gonitwę. Wędrówka z bohaterami tej książki oducza ksenofobii, pokazuje, że „innych” nie trzeba się bać, że nie są oni groźniejsi od nas, a jedyne co nas różni, to kultura i zwyczaje – sprawy umowne.
Wszystko to napisane językiem przystępnym dla młodego czytelnika. Wciągająca fabuła, szereg wartości – to sprawia, że warto poznać tę publikację bliżej.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Camelot


Przepadłam i na dziesięć odcinków odrzuciłam książki w kąt...

Piotr Bednarski – Spotkania


  Tytuł: Spotkania
 Autor: Piotr Bednarski
Wydawnictwo: Miniatura



Mało który tomik wierszy sprawia mi tak wiele trudności, jak poezja Piotra Bednarskiego.
Przyznaję, zbiorek Spotkania czytałam kilka miesięcy, kilka długich miesięcy wypełnionych refleksją na temat utworów w nim zawartych.
Powolność czytania nie wynikała bynajmniej z kiepskiej jakości wierszy, lecz z potrzeby zatrzymania się nad nimi chwilę dłużej, „przetrawienia ich” i dotarcia do sedna.
Tomik ten to wielki kocioł tradycji. Łączy w sobie zarówno teksty metapoetyckie, traktujące o procesie tworzenia, muzach, z utworami o tematyce miłosnej, religijnej, a także nawiązującej do mitologii. To prawdziwy wór pełen niezwykłych miniatur literackich, swoista poetycka wieża Babel, w której kumulują się teksty z każdej dziedziny.
Niezwykła metaforyka tekstów Bednarskiego nie pozwala oderwać się od jego słów.
Nawiązanie łączności z poetą jest sprawą niezwykle trudną – wystarczy wrażliwość nastrojona do odbioru innych „fal”, chwila nieuwagi czy rozkojarzenia, a już tracimy wszystko.
Poezja Bednarskiego okazała się być ukierunkowana właśnie na mnie, znalazłam się bezpośrednio na trasie kodu przesyłanego przez pisarza i dzięki wyposażeniu w specjalnie dostosowaną wrażliwość, potrafiłam go zdekodować.  Brak rymów i znaków interpunkcyjnych tylko pozornie może powodować chaos w przestrzeni organizacyjnej – tak naprawdę wszystkie utwory są niezwykle przemyślane pod względem kompozycyjnym. Ponadto formą jaką przyjął autor sprawia, że w tekstach tych nie ma niczego co rozprasza – czytelnik może dowolnie interpretować, samodzielnie decydować o tym gdzie postawić kropkę, gdzie przecinek. Rymy nie nakazują jedynej poprawnej linii rytmicznej, nie odwracają uwagi od treści.
Wspaniałe utwory, którym warto się przyjrzeć, warto spędzić z nimi czas – czy będzie to chwilka, czy tak jak w moim wypadku – miesiące – zależy jedynie od Was.
Na zaostrzenie apetytu proponuję fragment jednego z utworów – Siostry i bracia:

Siostry i bracia po piórze
Bądźcie mężni
Przed wami czysta kartka papieru – niczym Lolita

Patrzy Homer i Dante
Wergiliusz i Różewicz prześwitują przez trawę
Na morzu sztorm
W oknie rozkwita gałązka japońskiej śliwki
(….)
Wiersz siostry Poezja bracia
To Piękno i kunszt i światłość
Która stworzyła nas i ten świat
To chleb i woda sumienie i dusza
Uświęca nasze imiona
(…)
Siostry bracia poezja to droga pełna cierni
Dziwność jak zakochanie
Wspinaczka na szczyt na którym mieszka Bóg
(…)
Bracia i siostry – poezja to nasz herb[1]


Polecam!



[1] Piotr Bednarski, Spotkania, Miniatura, Kraków 2009, s.52.

środa, 15 sierpnia 2012

Lolita – Vladimir Nabokov


  Tytuł: Lolita
 Autor: Vladimir Nabokov




Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich  lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.
Książkę tę przeczytałam już niemalże tydzień temu, jednak do napisania o niej czegokolwiek dojrzewałam o wiele dłużej. Nie sposób bowiem ubrać w słowa tego, co siedzi w mojej głowie po jej lekturze, nie sposób moim ubogim słownictwem oddać tego, co powinno być oddane. O tej książce można by pisać wiersze, można by tworzyć kolejne książki, można by krytykować i rozpływać się z zachwytu – a to wciąż będzie za mało. To wciąż będzie pustka, wyzuta z tego, co naprawdę stworzył Nabokov. Nie ma więc dla Was innego rozwiązania, jak z tą pozycją usiąść i nią się delektować. Bo to właśnie robiłam ja i tysiące czytelników przede mną  - smakowaliśmy każde słowo, degustowaliśmy piękno języka, częstowaliśmy się tą na pozór kontrowersyjną, choć przepiękną historią miłości, raczyliśmy się każdym wersem i prawdopodobnie, staraliśmy się jak najbardziej oddalić myśl o rozstaniu z tą książką, co sprawiało, że lektura się wydłużała, wydłużała, a my wracaliśmy do poszczególnych fraz, by jeszcze raz doświadczyć tej literackiej finezji.
Czytając pierwszy wers, który przytoczyłam na wstępie, z moich ust wydobył się tylko okrzyk – Co za język, co za styl! Wystarczył moment, by Nabokov mnie zdobył. Sekunda, bym została uwiedziona i zaprogramowana na taki a nie inny odbiór tej książki.
Przedmiotem narracji jest historia miłości głównego bohatera, Humberta Humberta, do swojej dwunastoletniej pasierbicy, zwaną przez niego nimfetką.  Mężczyzna swoje zadurzenie tłumaczy  niespełnionym uczuciem z dzieciństwa, które spowodowało, że w swoich pragnieniach wciąż ma obraz dziewczynki, która dopiero wkracza w świat kobiet, która nie została jeszcze skażona okresem pokwitania i która balansuje na krawędzi dzieciństwa oraz kobiecości. Bohater zatrzymał się na etapie młodzieńczej miłości, która ugruntowała jego późniejsze spojrzenie na nimfetki sprawiła, że wdał się w relację w naszej kulturze uchodzącej za chorą. Jego fascynacja, to dewiacja – pedofilia, którą należy ukracać, którą należy tępić i szykanować. Bohater próbuje się tłumaczyć, podając przykłady z innych dzieł kultury, biorąc pod włos inne miejsca świata, gdzie uczucie do młodziutkiej dziewczynki nie jest niczym złym, nie jest traktowane jako zboczenie, lecz jako normalna kolej rzeczy. Nie u nas.
Warto więc, już teraz, przytoczyć opinię znajdującą się na okładce, która winna ukrócić wszelkie komentarze osób oburzonych:
Elio Vittorini: Tylko analfabeta, bigot albo tępak może się w tej powieści doszukać czegoś gorszącego lub skandalicznego.

Nie o to bowiem chodzi, by hołubić pedofilię i nakłaniać do jej społecznej akceptacji w krajach europejskich – chodzi o opis przeżyć, o głęboką fascynację, o obnażenie tego, co jest w stanie zrobić człowiek zaborczy. Autor ukazuje piękno duchowej więzi, a potem tragedię rozerwania tej nici. Prezentuje relacje dziewczyny krnąbrnej, opryskliwej, wyrachowanej, która mnie, jako czytelnika doprowadzała do szału oraz mężczyzny, który za wszelką cenę stara się o nią dbać, niestety w sposób niedopuszczalny – czyniąc z niej psychicznego więźnia. Oboje byli siebie warci, dobrali się jak w korcu maku. Dla osób pruderyjnych: nie znajdziecie tutaj opisów aktów seksualnych, są one spowite mgiełką niedopowiedzeń, brak tu fragmentów ostentacyjnie erotycznych i wulgarnych. Wręcz przeciwnie – przez tę relację promieniuje piękno i mimo wszystko, subtelność. Choć niektórych ogarnia obrzydzenie i bunt na myśl o wywlekaniu tak tabuistycznych tematów [czego dowodem były liczne kontrowersje związane z wydaniem tejże książki]  na światło dzienne, to dla większości nie jest to nic gorszącego. Dziwne, bowiem hasło „pedofilia” budzi niechęć i zgorszenie w każdym wydaniu. A tutaj – odbiorcą miotają sprzeczne emocje. Dopóki skupia się na języku, zapomina, ze główny bohater opowiada o fascynacji tak młodą dziewczyną. Gdy sobie to uświadomi – rodzi się bunt. Nabokov jednak do buntów nie dopuszcza, cały czas starając się, by jego tekst był spektaklem słowa.  Jednak czy perwersja ubrana w piękne wyrażenia przestaje być perwersją i staje się sztuką? Wiele rzeczy balansuje tutaj na cienkiej granicy wstydliwości i społecznego przyzwolenia.
Historia ta opisana jest w sposób, który przywodzi na myśl mowę obronną. Humbert zeznaje w sądzie i chcąc ocalić swoją duszę oraz ukazać prawdziwe oblicze swojej fascynacji, opisuje ją krok po kroku, nie omijając niczego.
I dzięki temu pewnie lektura staje się niespieszna – ja chłonęłam każde słowo, wiedziałam bowiem, że nic – nawet kropka – nie jest w tym tekście bez znaczenia.   I to jedno uznaję za najważniejsze doświadczenie  - obcowanie z takim słowem, to coś, czego pragnie każdy czytelnik.
To literatura przez wielkie L, nie żadna tania podróbka ani próba wierszoklety  - to dzieło świadomego i doświadczonego artysty, człowieka, który został obdarzony darem słowa. Dzięki niemu lektura przestaje być czczą rozrywką czy też czytelniczą fanaberią, lecz staje się książką, którą bezwzględnie, każdy powinien przeczytać.  Jest tylko jedno zagrożenie – po zakosztowaniu takiej prozy, wszystko inne wydaje się być mdłe i bez wyrazu. To książka z serii moich ulubionych – tych, które zmuszają, by podczas lektury zerkać do słownika, po to, by nie uronić żadnego zapomnianego już lub nieużywanego od dawna słowa, którego znaczenie gdzieś nam się zatraciło. Nabokov zmusza społeczeństwo do pogłębiania swojego słownictwa, zmusza do poszukiwań. Stosuje liczne zwroty dod odbiorcy, budując z nim intymną relację.
Książka ta bogata jest w makaronizmy, pęka od nawiązań do innych tekstów kultury, jest prawdziwym popisem pisarskiego kunsztu.
Choć miała ona momenty pełne dłużyzn, gdy wydawało mi się, że te  partie napisał chyba ktoś inny, nie pozostaje wątpliwym, że jest to klasyk, który KONIECZNIE musi zostać wpisany w listę lektur obowiązkowych każdego bibliofila.  Chwile znużenia i zmęczenia nie skreślają tej pozycji, pokazują tylko, że takie jest życie – jak sinusoida.
Polecam!

wtorek, 14 sierpnia 2012

Koriolan – William Szekspir + Koriolan Ralpha Fiennesa



Tytuł: Koriolan
Autor: William Szekspir
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 240
Rok wydania: 2003
Cena: 28 zł
ISBN 83-240-0283-9

O tym, że Szekspir od wielu lat zasiada w panteonie moich ulubionych twórców, wspominałam już nie raz. O tym, że za każdym razem czytając jego sztukę lub widząc jakąś jej adaptację, odkrywam go na nowo – również.
O tym, że zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie jego tragedie niż komedie – też.
Nikogo z Was pewnie więc nie zdziwi, gdy pozachwycam się troszkę nad Koriolanem, przypominając także o ubiegłorocznej uwspółcześnionej adaptacji filmowej, będącej reżyserskim debiutem Ralpha Fiennesa, którego notabene, jako aktora bardzo cenię i podziwiam. A mój podziw wzrósł po wielokroć właśnie za sprawą kolejnej próby przeniesienia Szekspira na duży ekran.
źródło

Żeby nie być gołosłowną, przypomnę Wam fabułę tej tragedii, posiłkując się tłumaczeniem Stanisława Barańczaka.
Powstanie Koriolana datowane jest na rok 1607, a książka ta oparta jest na trzech innych tekstach kultury:  Życiu Koriolana, fragmencie Żywotów równoległych Plutarcha oraz na Ab Urbe condita Liwiusza.
Jej bohaterem jest wybitny rzymski żołnierz, Kajus Marcjusz, który wykazując się swoją niezłomnością i odwagą, zyskał przydomek Koriolan, gdy szturmem zdobywa Koriole.
Mężczyzna ów od lat toczy zaciekłą wojnę z innym przywódcą – Aufidiuszem, stojącym na czele armii Wolsków. Ich potyczki zawsze kończą się zwycięstwem Marcjusza, co dla jego przeciwnika jest powodem rosnącej nienawiści.
W pewnym momencie lud rzymski oskarża Koriolana o brak zapasów zboża w Rzymie, które zostały odebrane jego mieszkańcom, budząc tym samym zamieszki i bunt przeciwko Marcjuszowi. Konflikt podżega złe traktowanie ludu przez zainteresowanego, który od dziecka wytrenowany na wojownika, a nie na mówcę zachowuje się arogancko, traktuje lud jako nic niewartych przypadkowych ludzi, którzy nie reprezentują sobą nic. Mimo swego zachowania, przyjaciel Koriolana, Meneniusz, próbuje uspokoić lud i pozyskać dla Koriolana głosy w wyborach na konsula. Gdy już mu się to udaje, zazdrośni trybuni, Brutus i Sycyniusz, pałający do Marcjusza nienawiścią, postanawiają zacząć podżeganie ludzi, mające doprowadzić ostatecznie do wygnania obrońcy Rzymu.
Tak też się dzieje i to właśnie staje się przyczyną klęski Rzymian. Marcjusz wyrzeka się wszystkich przydomków i łączy swoje siły z odwiecznym wrogiem – Aufidiuszem, po to, by w ramach zemsty podbić niewdzięczne miasto i pokazać ludowi, co sam sobie zgotował.
Wtedy też następuje prawdziwy pokaz sił, a u Marcjusza gości wielu posłów, próbujących go przekonać, by zaniechał swoich działań.
źródło

Tragedia Szekspira, to kolejna genialnie ukazana historia stosunków społecznych, różnic między plebsem a patrycjuszami, ukazująca zarzewie konfliktu i podatność prostego ludu na manipulacje. To także, a może przede wszystkim, opowieść o zemście i nienawiści, która powodowana upokorzeniem sprawia, że nic nie jest w stanie jej zatrzymać i przejednać. To opowieść o niewdzięczności, ale też o złym traktowaniu ludzi prostych, o wynoszeniu się na piedestał i uznawaniu za kogoś lepszego. To wreszcie opowieść o silnych jednostkach i ludzkich namiętnościach, a także relacji matka-syn.
Koriolan to postać nietuzinkowa – nie wiadomo do końca, jak go oceniać i co nim myśleć. To też cecha charakterystyczna dzieł Szekspira – nie podaje on rozwiązań na tacy, nie kreśli bohaterów jednoznacznych, unika oceniania i jasnego podziału na dobro i zło.
Marcjusz bowiem,  to postać nie tylko przesadnie dumna, wyniosła i z zawziętością pielęgnująca nienawiść, lecz także jednostka zajadle walcząca w imię swojej ojczyzny, która nie chce wykorzystywać swoich wpływów do celów politycznych. Brakuje mu jednak ogłady, co czyni go mało sympatycznym. Nie jest to jednak bezuczuciowy robot zaprogramowany li wyłącznie na zemstę.
To osoba, którą targają sprzeczne emocje, nieprzenikniona i niedefiniowalna.

źródło
Ekranizacja Fiennesa z kolei to próba przeniesienia historii w realia współczesne, z zachowaniem oryginalnego tekstu. Fiennes wykorzystuje w swojej opowieści konflikt bałkański, rewelacyjnie ukazując machinerię polityki.


Oczywiście, wiele rzeczy jest poprzez to przeniesienie niejasnych i niespójnych. Moja siostra, oglądająca ze mną film, bardzo długo nie potrafiła się zorientować o co chodzi, co spowodowane było jej nieznajomością Szekspirowskiego Koriolana.  Z tego też powodu, lepiej najpierw sięgnąć do pierwowzoru, by później ze spokojem podziwiać fenomenalną grę aktorską.  Fiennes swoją kreacją zachwyca, udało mu się stworzyć postać dumną, autorytarną, nieprzejednaną, zaciętą. Każdy jego krzyk, powodował przechodzenie ciarek po ciele.
Dla tej gry – warto film obejrzeć.
Wolę adaptacje klasyczne, zachowującą wszystkie elementy, bez prób ich uwspółcześniania, jednak tej wersji warto się przyjrzeć, chociażby w celach poznawczych i porównawczych. Większą gratką będzie ona jednak dla osób znających lekturę, ale też dla lubujących się w krwawych scenach i doborowym aktorstwie – odegranie głównych ról spoczęło bowiem w rękach Fiennesa, Butlera i Redgrave – majstersztyk. To wbrew pozorom wielkie widowisko teatralne, wykorzystujące wszelkie dostępne środki, by stworzyć coś niesztampowego. Ktoś może powiedzieć – ot, zwykła historia wojenna. Nie wtedy, gdy zna się pierwowzór.

Polecam zarówno tekst Szekspira, jak i adaptację Fiennesa. W tej właśnie kolejności.