Pokazywanie postów oznaczonych etykietą związek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą związek. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 września 2015

Pulse – Gail McHugh


Nie będę ukrywać, że podobało mi się znacznie mniej niż Collide. Czuję pewne rozczarowanie, bo lektura poprzedniego tomu rozochociła mnie mocno, mimo że powoli zaczynam czuć przesyt podobnymi opowieściami i chyba należy mi się ucieczka w inny gatunek. Pulse daleki jest od emocji pierwszej części, brakuje tego wulkanu energii, siły wybuchającego uczucia. Jest jedynie… nuda?
Przeczytałam ją nad wyraz szybko, jednak równie prędko rozstałam się z bohaterami i zanurzyłam nos w innej książce.  Nie znaczy to jednak, że jest że – jest po prostu poniżej oczekiwań.

Gavin, mimo poświęcenia ze strony Emily, wciąż dąży do autodestrukcji. Mało tego – on sieje zniszczenie wszędzie, gdzie się pojawi, aż strach byłoby podobną osobę spotkać na swojej drodze. Kobieta musi podjąć rozpaczliwą decyzję – próbować ratować ukochanego przed nim samym, nie mając żadnej gwarancji na powodzenie swojej misji lub też zapomnieć o nim i wrócić do swojego dawnego życia, które tak właściwie przestało istnieć. Decyzja byłaby może prostsza, gdyby nie niepewność towarzysząca bohaterce – tak do końca nie jest ona przekonana o uczuciach Gavina – bo ten manifestuje je w bardzo dziwny dla niej sposób. Tak właściwie losy tej dwójki to ciągłe miotanie się – rozpaczliwa próba stworzenia związku, wydobycia z siebie choć krztyny siły i wiary w uczucie, a przy tym bezustanne zmaganie się z trudami życia, które bohaterów nie oszczędza ani trochę. Wydaje się wręcz, że pisane jest im trwałe rozstanie i życie w cierpieniu.

Choć zdawać by się mogło, ze emocji  nie brakuje, funkcjonują one jedynie na poziomie fabularnym, nie mają mocy przedostania się do z kartek do emocjonalności czytelnika – zupełnie inaczej niż było to w Collide. Tam gdy cierpiał Gavin, cierpieliśmy my; gdy płakała Emily, łzy ciurkiem ciekły nam po policzkach. Tutaj brakuje tej jedności i intensywności, mimo ogromnego ładunku emocjonalnego zawartego w treści, odbiór jest znacznie spokojniejszy, może dlatego, że wyczuwamy dobry finał. Owszem, odczytujemy wachlarz złożonych uczuć na poziomie intelektualnym, ale… przecież nie o to chodzi w emocjach.

Oczywiście jest także dużo scen łóżkowych ze „szmeksownym” Gavinem, które to epizody tej jesieni mogą rozpalić co niektóre czytelniczki do czerwoności.

Powieść ratuje finał – jest na co poczekać, bo staje się on doskonałym triumfem dobrego nad złym. Nie mogę także odmówić autorce talentu do tworzenia plastycznych i działających na wyobraźnię opisów.

To książka, która rewelacyjnie sprawdzi się w chłodniejsze dni – rozgrzeje Was od środka, zapewni sporą dawkę emocji, zagwarantuje szybko płynący czas przy lekturze i nie będzie wymagać dodatkowych źródeł ciepła z zewnątrz – powieść wygeneruje odpowiednią temperaturę sama.



Premiera 7 października.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Tully - Paullina Simons

Tully to opowieść o dojrzewaniu, przemianie pokaleczonej przez życie nastolatki w kobietę próbującą budować zdrowy dom i relacje oraz wreszcie przejąć kontrolę nad tym, co ją spotyka. Jest ona bohaterką dynamiczną, zmienia się, a mimo to wciąż nie udaje jej się przepracować skrytych głęboko w sercu traum i zranień, które stale ją paraliżują.

Początkowo – o dziwo – trudno się w lekturę wgryźć. Urywki z życia Tully zdają się niejasne, niepewnego znaczenia. Dopiero z biegiem czasu, po śmierci jej przyjaciółki, wszystkie puzzle zaczynają do siebie pasować, czyniąc obraz – głównie psychologiczny – pełnym. Simons tym razem bardziej niż na wątku obyczajowym i romansowym, który notabene rozwinięty jest mocno, skupiła się na portretowaniu głównej postaci i jej wyborów znaczonych poranioną psychiką. Toksycznych działań, zabawy uczuciami swoimi oraz innych, wynikających najpierw z przemocy, której zaznała w domu rodzinnym (psychicznej i fizycznej), opuszczenia przez ojca, który zamiast ją wybrał jej brata, molestowania seksualnego, później zaś z samobójstwa popełnionego przez przyjaciółkę, które Tully długo odbierała jak zdradę, z którym nie mogła sobie poradzić – wiele lat, wówczas gdy inni radzili sobie z  utratą, ona trwała w szoku, próbując znaleźć się na granicy śmierci, czego śladem są znaczone głębokimi bliznami nadgarstki. 

Jestem rozczarowana gorzkim, jak sądzę, zakończeniem. Kibicowałam bohaterce, mimo że swoim cierpieniem początkowo epatowała i usprawiedliwiała nim wszystko – także rozbuchaną seksualnie młodość, pragnęłam jej przemiany i długo wyczekiwanego spełnienia. A tutaj? Pozornie dobry finał, ale czytelnik mający przed oczami i w  pamięci całą historię Tully doskonale zdaje sobie sprawę, że jej ostateczna decyzja wcale nie jest trafiona, że bohaterka nie jest w stanie takiej podjąć, bowiem całkowicie spętana została przez  nieustanną niemożność bycia szczęśliwą: tak jakby całe życie musiała pokutować, by innym było dobrze, doskonale wiedząc przy tym, że taki model się nie sprawdza, bo swoje samopoczucie będzie przenosiła na bliskich, czyniąc ich życie – paradoksalnie – nieznośnym. 

Po lekturze czuję się rozdarta – najwidoczniej się starzeję, oczekując wciąż pozytywnych finałów: w  życiu chyba za dużo tych niedobrych, by mieć jeszcze siłę przeżywać literackie.  Mimo tego bolesnego zakończenia, książkę zapamiętam jako bardzo dobrą opowieść o kobiecie usiłującej zmagać się z życiem, które nie rozpieszcza. O sile miłości, namiętności, przyjaźni, ale też szeroko rozumianej zdradzie, niezdolności do działania i pragnieniu oszczędzenia cierpień bliskim.

Simons tworzyła kolejną wielowątkową, rewelacyjnie napisaną powieść, która choć trudna – sprawia wielką czytelniczą satysfakcję. Podczas lektury kibicuje się bohaterce, pragnie się jej szczęścia. Autorka ułatwia syntonię – wręcz namacalnie czuje się przed jak dramatycznym wyborem staje Tully, jak bardzo chciałaby mieć wszystko to, co dotąd, nie raniąc przy tym bliskich, jak rozpaczliwie pragnie szczęścia i jak trudno jest jej je osiągnąć. Współodczuwamy także z Jackiem i Robinem – dwoma mężczyznami życia Tully, którzy swoją miłością próbują ją uleczyć.

sobota, 4 lipca 2015

Grając w miłość – Abbi Glines


Przed Wami kolejna powieść Abbi Glines, w której na plan pierwszy wysuwa się trudna i na pozór niemożliwa miłość dwojga młodych ludzi.

Znani już z  poprzednich tomów Grant i Harlow zaczynają się do siebie zbliżać. Gdy jednak dziewczyna zaczyna powoli ufać mężczyźnie, ten znika bez znaku życia po ich pierwszej wspólnej nocy, nie próbując się z nią także i później skontaktować. Choć bohater miał dobry powód, by odejść bez uprzedzenia, dla dziewczyny jest to ogromny cios. Tym boleśniejszy, gdy po przeprowadzce do domu swojej siostry i byłej kochanki Granta – Nany – widzi go wychodzącego z  jej sypialni. Harlow, podwójnie zraniona, nie chce mieć nic wspólnego z mężczyzną, w  którym zaczęła się zakochiwać, podczas gdy ten stara się zrobić wszystko, by ją uzyskać jej przebaczenie, a z  czasem – także i zaufanie. Na ich drodze staje jednak nie tylko niszcząca wszystko wokół Nan…

Wszystko byłoby dobrze, gdyby część ta była utrzymana na podobnym poziomie co poprzednie, niestety jednak – nie wiadomo dlaczego, bo sposób pisania jest identyczny – jest to najsłabsza ze wszystkich dotychczas wydanych w Polsce książek autorki. Potencjał był, jednak gdzieś po drodze nie wszystkie elementy układanki zagrały ze sobą, sprawiając, że ów został zaprzepaszczony – czytelnik dostaje czytadło jedynie przyzwoite, które mimo nagromadzenia emocjonujących wydarzeń, wcale tych emocji nie generuje – wszystko rozgrywa się na poziomie racjonalnym. 

W porównaniu do historii Blaire i Rusha, ta zdaje się blednąć na ich tle. Mam jednak nadzieję, że autorka wróci do formy i kontynuacja losów Harlow i Granta pozwoli zapomnieć o tej wpadce. Mocno trzymam za to kciuki, gdyż polubiłam wszystkie serie Glines i żal byłoby mi się z nimi rozstawać. Są idealne wtedy, gdy chce się zrelaksować i odpocząć od innych gatunków. Mają w sobie niezwykłą lekkość, która także i tutaj – mimo elementów nużących – sprawia, że chętnie się do nich wraca oraz podrzuca je bliskim.

Jeśli szukacie serii niezobowiązującej, a przy tym wciągającej – polecam zacząć od historii Blaire i Rusha – jeśli w  niej zakosztujecie, na resztę nie będzie was trzeba długo namawiać.




sobota, 20 czerwca 2015

After. Ocal mnie – Anna Todd



Ocal mnie to już trzeci tom cyklu After podbijającego serca czytelników na całym świecie. Czytadło, które robi furorę przede wszystkim ze względu na niewymagający język i fabułę, która rzeczywiście wciąga, choć nie chciałoby się do tego przyznawać.

Tom ów skupia się przede wszystkim na wyjeździe głównej bohaterki na staż do Seattle, który to sprowokuję zmianę statusu jej związku na odległościowy. Hadrin nie do końca radzi sobie z  nową sytuacją, dla obojga jest to jednak okazja, by popracować nad relacjami. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt pojawienia się w życiu Tessy ojca, który przed laty porzucił ją i jej matkę, a który teraz stacza się z  powodu uzależnienia alkoholowego i narkotykowego. Dzięki córce i jej chłopakowi ma on szansę odbić się od dna i spróbować odbudować to, co na własne żądanie zburzył. Nie tylko ta relacja będzie jednak odbudowywana - na tom ten składa się bowiem układanie wielu zburzonych i zachwianych związków emocjonalnych - nie tylko rodzinnych.

Zdecydowanie najlepsza z  dotychczasowych części – więcej wydarzeń wyjaśniających przeszłość Tessy i Hadrina, mniej koncentracji na rozbuchanej sferze erotycznej, znacznie lepiej zbudowana linia fabularna – tutaj po prostu się dzieje! Przyjemność płynąca z czytania tej książki podobna jest satysfakcji jaką daje oglądanie amerykańskich seriali – to książkowy tasiemiec, od którego łatwo się uzależnić i trudno oderwać. Ponad 800 stron jest do przeczytania w jeden dzień, a zaangażowanie w  lekturę niemożliwe do opisania  - mam wrażenie, że Todd się rozwinęła, że zwiększona ilość stron tym razem wcale nie jest przesadzona – spędziłam przy książce naprawdę dobry, relaksujący czas, a zakończenie po raz kolejny wzmogło mój apetyt na kolejny tom – nie wiedzieć czemu ta seria się nie nudzi.

Jeśli potrzebujecie czegoś pisanego prostym językiem, tasiemcowatego, czegoś, co pozwoli Wam na długie godziny zatopić się w  lekturze i zapomnieć o codzienności – After z powodzeniem zaspokoi te oczekiwania.

Trzeci tom jest częścią o dojrzewaniu i zmienianiu siebie – pracą nad gniewem, radzeniem sobie z  przeszłością, próbą ułożenia życia, wyjścia z nałogów i uporządkowania związku oraz relacji z rodziną. Pełną namiętności, wybuchowości, ale też – o dziwo – przyjacielskiej mądrości. Są kolejne zdrady,  niespodziewane zachowania, nieoczekiwane wyznania, rozstania i powroty.
Czyta się błyskawicznie!



środa, 17 czerwca 2015

Collide – Gail McHugh


Collide otwiera serię romansów, których bohaterami jest trójkąt damsko-męski.

Ona, Emily, po ukończeniu college’u traci matkę, która umiera na raka.

On, Dillon, w  tych trudnych chwilach jest dla niej ogromnym wsparciem. Gdy dziewczyna nie potrafi już znaleźć sił na ostatnią opiekę nad mamą, przychodzi jej z  pomocą, będąc dla niej oparciem i niosąc jej pocieszenie. Oboje wyprowadzają się do Nowego Jorku, gdzie Dillon ma dobrze płatną pracę, a Emily będzie mogła rozpocząć wszystko od nowa.

Choć bohaterka kocha swojego chłopaka, zdarzają jej się chwile zwątpienia, gdy ten pokazuje swoje prawdziwe – i niezbyt dobre – oblicze.

Emily w  Nowym Jorku poznaje Gavina – mężczyznę tak elektryzującego, że wystarczyło jedno spotkanie, aby kobieta oszalała na jego punkcie. Przystojny, zmysłowy, elegancki – nie sposób było mu się oprzeć, mimo że starała się wyjątkowo intensywnie. Niestety, okazało się, że mężczyzna to przyjaciel Dillona, co mocno skomplikowało i tak już niełatwe sprawy – Emily i Gavin będą musieli często się spotykać i jakimś sposobem ukrywać to, co z  łatwością można  wyczytać z  ich oczu. Kobieta znajduje się odtąd w  bardzo trudnym położeniu – musi wybierać między wiernością mężczyźnie, który wspierał ją gdy było jej najtrudniej, a rosnącym przyciąganiem do tego, który pragnie jej udowodnić, że to co do niej czuje to nie jedynie namiętność, a prawdziwa miłość.

Choć zarys fabularny powieści nie zaskakuje, jest to doskonała – i pewnie dlatego tak wyczekiwana – propozycja na zbliżający się czas: wypełnia ona pustkę wakacyjnego rozleniwienia i lekkiej, przyjemnej nudy, poprawia nastrój, pozwala na relaks i oddanie się powieści, z  której najlepiej rozgrzesza właśnie letnia aura.

Nie jest rozwleczona, epatująca nadmiernym erotyzmem czy obarczona odrzucającym językiem (choć i tu zdarzają się wpadki – oczywiście wulgarne). To raczej klasyczny romans, w którym nie brakuje emocji, dylematów, trudnych wyborów, irracjonalnych kłótni, decyzji dyktowanych chwilą, szalejącymi uczuciami i kipiący namiętnością.

Bohaterka jest zmanipulowana przez swojego dotychczasowego partnera, nie potrafi poradzić sobie z  decyzją o odejściu, szybko ulega i – ze względu na dotychczasowe doświadczenia – z  niezwykłą łatwością można ją zranić. Nie wie czy kierować się sercem, czy rozumem, nie potrafi rozpoznać komu zaufać, z  kim się związać i czy w  ogóle kolejna zmiana to dobry pomysł.

A postaci mężczyzn? Za ich sprawą poznajemy nie tylko nowojorski świat bogaczy i mechanizmy rządzące biznesem, ale też nieprzekraczalne granice pewnych zachowań, nękanie psychiczne, przemoc emocjonalną, uzależnienie od drugiego człowieka, niemożność wyjścia z  toksycznego związku, trudną przeszłość skłaniającą do zakładania masek.

To dopiero pierwszy tom – jestem ciekawa w  którym kierunku podąży autorka dalej: czy rozwinie wątki obyczajowe, rozbuduje portrety psychologiczne postaci, czy raczej zdecyduje się na poszerzenie elementów stricte romansowych. 

Nie wiem, jestem zainteresowana – tym bardziej, że powieść kończy sygnalny rozdział kolejnego tomu – on jeden wystarczył, by jeszcze bardziej skomplikować to, co samo w  sobie było wystarczająco zapętlone.


Polecam tę pełną pasji lekturę na zbliżające się wakacje – dodatkowo podniesie  temperaturę ciała i otoczenia, bo:


Uwaga! Podczas lektury robi się gorąco! Ubierzcie się lekko i zapomnijcie o herbacie. 


Premiera dziś.

czwartek, 14 maja 2015

After. Już nie wiem kim bez Ciebie jestem – Anna Todd



Już nie wiem kim bez Ciebie jestem to druga część serii After. Po dramatycznym rozstaniu Tess wraca do mamy, by poradzić sobie z bólem towarzyszącym wiedzy o tym, jak podle wykorzystał ją Hardin. W  tym samym czasie chłopak próbuje zrobić wszystko, by udowodnić ukochanej, że zakład, który wygrał przestał mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, bo naprawdę się w niej zakochał. Oczywiście – dziewczyna ulega i para znów próbuje zacząć od nowa. Niestety, bardzo szybko na jaw wychodzą kolejne przewinienia Hardina, jedno gorsze od drugiego. By mu wybaczyć, Tess musi bardzo dużo zaryzykować. I właściwe w  tych paru zdaniach streszcza się główna linia fabularna. Co więcej?
O ile pierwsza część serii After w  jakiś sposób sugerowała nawiązania do Pięćdziesięciu twarzy Greya, mogła się z  nimi kojarzyć dzięki podobnej kreacji bohaterów, których miłości daleko do dojrzałości, o tyle część druga to już pewniak intertekstualny. Czytając w  jaki sposób żyją ze sobą Tess i Hardin, widziałam przed oczami Anastasię i Christiana. To samo szarpanie się, to samo ograniczanie wolności, te same bzdurne kłótnie, chore zachowania, zgody i rozstania dosłownie co dwie strony (a książka ma ich grubo ponad 700!), ta sama wulgarność, załatwianie problemów seksem, pięścią i wrzaskiem, ewentualnie fochem. Kończąc każdą kolejną stronę zastanawiałam się, co jest z nimi nie tak, dlaczego,  mimo że pozornie właśnie prowadzili dojrzałą rozmowę, wyznali sobie prawdę o swojej przeszłości, wybaczyli sobie, dlaczego już dwie minuty później znowu wszystko sobie wypominają, dlaczego zawsze jedna osoba (kobieta) musi dostosowywać się do zachcianek drugiej, skąd ta chora potrzeba kontrolowania każdej minuty z życia ukochanej i skąd w  Tess tak niezdrowa potrzeba rzucania się w ramiona kogo popadnie, gdy tylko coś między nią a Hardinem nie zagra. To nie tak, że tylko postać męska jest w  tej serii zdrowo pomylona – problemy psychiczne mają tutaj niemalże wszyscy. Pewnie, wynikają one z  głębokich zranień w  przeszłości, lęku, braku poczucia własnej wartości, autoagresji, nieprzepracowanych traum i wielu innych, ale – no, kurczę – aż tak?! Dlaczego nikt nie próbuje tutaj swojego wnętrza uporządkować, gdzie jakakolwiek autorefleksja?
I najgorsze jest w  tym wszystkim to, że mimo naprawdę żenującego poziomu fabularnego (jakieś 600 stron to opis kłótni, szarpania się, przepychania i godzenia bohaterów – znamy to, prawda? Pozostałe 150 to inne wydarzenia) ta powieść naprawdę wciąga. 758 stron przeczytanych w  jeden dzień.

Być może wynika to z tęsknoty za czasami gdy miało się te 19-21 lat (hej, to nie było tak dawno!) i podobne rozterki, wywoływało się podobne awantury o byle co, uczyło się związków, docierało się, próbowało dojrzałości, a jednocześnie tak łatwo było nas zranić i tak przesadnie reagowaliśmy na każdą reakcję odbieraną jako atak. Być może, nie wiem. Nie wiem w  czym tkwi niewątpliwy fenomen Anny Todd i jej serii. I – tak – naprawdę przeczytam tom trzeci i czwarty, a nawet zrobię to z  jakąś masochistyczną przyjemnością. Jestem ciekawa jak wszystko się rozwinie, choć sądząc po ilości stron kolejnych części, ilość szalenie interesujących kłótni znów zdominuje przekaz. Mimo zauważalnej toksyczności tego związku – bardzo mu kibicuję i wierzę, że uda się go ocalić i wprowadzić na właściwie tory. Jeśli macie ochotę spędzić czas z książką, która z równą intensywnością irytuje, co wciąga – oto pomysł.



środa, 18 marca 2015

Karma wraca (Jojo Moyes – Razem będzie lepiej)



Jojo Moyes utkwiła w mojej pamięci za sprawą fenomenalnej książki Zanimsię pojawiłeś. Emocji towarzyszących tamtej lekturze nie potrafię porównać z niczym innym – było intensywnie, gorąco i – co pozornie może wydać się wadą – czytałam z rosnącą furią. Losy bohaterów tak silnie mną wstrząsnęły, że jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę, nie byłam w  stanie nic sensownego o niej powiedzieć.
Nie ukrywam, że na podobne doświadczenia czytelnicze liczyłam przy okazji Razem będzie lepiej – powieści, która ma najdoskonalszą okładkę, jaką kiedykolwiek dane mi było w  Polsce zobaczyć. Przypomina mi ona angielskie obwoluty, do których zawsze tęskniłam i wzdychałam – nie ukrywam, że szata graficzna stanowi o ogromnej jakości tej pozycji, zatem osobie odpowiedzialnej za projekt – chapeau bas. Jeśli jednak okładka nie zrobiłaby swojego, zrobi to treść, która znów zawojowała mną na długie godziny.

Rozpoczyna się jak typowa powieść dla kobiet o melodramatyczno-ironicznym sztafażu. Jess pracuje na dwa etaty, by zapewnić swojej rodzinie byt: wychowuje Nicka, który nie radzi sobie z  prześladowaniami kolegów i proces zasypiania wspomagać musi sobie dawką trawki oraz Tanzie – niebywale uzdolnioną matematycznie dziewczynkę. Mąż opuścił ją, gdy zachorował na depresję i od dwóch lat nie wspomaga jej finansowo. Teraz ich córka ma szansę na zdobycie stypendium w wymarzonej szkole, jednak to wymaga sporych pokładów pieniężnych, których Jess nie posiada.

Ed stanowi przykład zblazowanego biznesmena – zdaje się, że ma wszystko, w  związku z czym może gardzić biedniejszymi od siebie. Pieniędzy nigdy mu nie brakowało, toteż ich nie doceniał. Jego życie jednak powoli zamienia się w ruinę, gdy chcąc pozbyć się namolnej dziewczyny, zdradza jej poufne informacje o inwestycjach swojej firmy, a ona wykorzystuje je, by się wzbogacić.
Tych dwoje, pochodzących z  zupełnie różnych światów spotka się i razem wyrusza w  podróż do Szkocji, która na zawsze odmieni ich życia i postrzeganie ludzi z  innych klas społecznych.
Maniak niezdrowego jedzenia na wynos uwięziony zostanie w  jednym samochodzie z  fanką zdrowego i taniego odżywania, dwójką dorastających, nieszablonowych dzieciaków i psem o wyjątkowo wielkim sercu i posturze.

Choć książka ta nie doprowadzała mnie do szaleństwa tak jak poprzednia, jej wartość znajduję w  innym punkcie – w  końcu ileż tak wyczerpujących emocjonalnie pozycji byłabym w  stanie znieść! Książka oddycha emocjami, którymi jest przepełniona, dzięki czemu całkowicie absorbuje uwagę czytelnika.

To rzeczywiście – jak podają wydawcy – nowa jakość literatury, którą zwykło się nazywać kobiecą. Jest smutno i radośnie, jest boleśnie, i jest krzepiąco. Uczucia zostały w  niej zmieszane w  doskonałych proporcjach, czyniąc z  książki prawdziwie wykwintne danie główne w  dziennym jadłospisie kulturalnym.  W  którymkolwiek miejscu otworzycie tę książkę, zostaniecie wciągnięci w  opowieść toczącą się instynktownie. Wszystko jest w  niej na miejscu – dobro przyciąga dobro, karma wraca, a choć trzeba na nią nieraz wyjątkowo długo czekać, efekty wynagradzają wszelkie wcześniejsze przeciwności losu. Wystarczy wierzyć w  siebie, pokładać ufność w  drugim człowieku i zawsze kierować się moralnością.
Napisana z  polotem opowieść, którą koniecznie musicie przeczytać.

Premiera już 8 kwietnia. Mam nadzieję, że do tej pory Wasz apetyt na nią będzie stale rósł.



poniedziałek, 2 marca 2015

Będzie dobrze kotku – Wioletta Sawicka



Tytuł: Będzie dobrze kotku
Autor: Wioletta Sawicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7961-181-2
Ilość stron: 440
Cena: 33 zł
Premiera: 10 marca 2015.




Będzie dobrze kotku, to  druga część losów Anny i Patryka – młodego małżeństwa, borykającego się z trudnościami wynikającymi zarówno z  codzienności, jak i niezamkniętej przeszłości oraz ogromnej zaborczości mężczyzny, niezdolnego pojąć, że kobieta ma prawo do wolności, a małżeństwo nie jest rzeczą raz daną na zawsze, umową najmu kobiety, lecz wielkim przywilejem.
Część ta przede wszystkim skupia się na życiu rodzinnym głównych bohaterów i ich przyjaciół. Anna całymi dniami przebywa w  domu, starając się być dobrą mamą, żoną i gospodynią. Mimo że daje jej to prawdziwą satysfakcję, widząc pracujące i spełniające się zawodowo koleżanki, czuje, że do pełni szczęścia brakuje jej powrotu do pracy. Oczywiście Patryk nie chce o tym słyszeć, tym bardziej, że coraz trudniej poradzić mu sobie z coraz dojrzalszą Mają spotykającą się ze swoją pierwszą miłością. Bohater całą swoją frustrację i zazdrość przelewa na Annę, nie dając jej wytchnienia. A ona tymczasem  decyduje się na objęcie stanowiska dyrektora, zarabiając niemalże tyle co, co dodatkowo go rozjusza. Mało tego – w  życiu ich przyjaciół nie dzieje się najlepiej. Cała sytuacja wydaje się daleka od sielanki, a dwójce młodym ludziom coraz trudniej poradzić sobie z  rosnącym między nimi napięciem. Tym bardziej, że w  ich życiu pojawia się pewien starszy mężczyzna, a Anna zaczyna dostawać tajemnicze przesyłki miłosne.
Dzieje się wiele, a gdy wydaje się, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, następuje nagła zmiana kierunku i w  konsekwencji zakończenie otwarte – co każe przypuszczać, że w kolejnej części wiele bohaterów  końcu zostanie ustawionych do pionu, a ich życie ulegnie całkowitej przemianie. Oby, bardzo im kibicuję.
Część ta znacznie bardziej przypadła mi do gustu niż poprzednia – cieszę się, że występujące w  niej kobiety w  końcu zaczęły stawiać na swoim i buntować się przeciwko patriarchalnemu spojrzeniu Patryka na rodzinę. Ta część, to właściwie historia wyzwolenia spod zaborczego jarzma mężczyzny, pokazana na przykładzie młodej rodziny, w  której mąż i żona mają jej zupełnie inne wyobrażenie. Cieszę się, że zarówno Majka jak i Anna wreszcie postawiły na siebie, zmuszając Patryka do zastanowienia się nad sobą i swoim postępowaniem oraz zrewidowania poglądów.
Polecam Wam przebrnięcie przez część pierwszą, po to, by dobrze odnaleźć się w drugiej, zdecydowanie lepszej.

Jeśli macie na nią ochotę, przypominam o konkursie, w  którym z  łatwością możecie ją zdobyć:


Recenzja poprzedniego tomu: Wyjdziesz za mnie kotku?

Wyjdziesz za mnie kotku? – Wioletta Sawicka



Tytuł: Wyjdziesz za mnie kotku?
Autor: Wioletta Sawicka
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378397731
Ilość stron: 528
Cena: 34 zł





Książka Wioletty Sawickiej Wyjdziesz za mnie kotku? urzeczywistnia wszystko to, co zwykło się mienić literaturą kobiecą i co znajduje posłuch u sympatyków takiej właśnie odmiany prozy.
Oto Anna – młoda, ambitna dziennikarka radiowa, odnosząca sukcesy na coraz większą skalę, doskonała w  tym co robi trwa w  związku z  mężczyzną, który reprezentuje typ ostatnio uwielbiany: kochający, ale zaborczy. On pragnie, by ich związek został w  końcu zalegalizowany (ściślej: by Anna była jego – dosłownie). Kobiecie jest to jednak nie w  smak, zwłaszcza, ze Patryk widziałby ją w  roli matki i gospodyni, której nie w głowie wywiady czy jakakolwiek inna praca. Gdy więc po raz pierwszy bohater prosi ją o rękę, spotyka się z nieuniknioną odmową. Anna nie chce rezygnować z  tego co osiągnęła i zaszyć się w  domu, bo doskonale wie, że to nie dawałoby jej pełni szczęścia. Wyobrażenia rodziny jej i jego mijają się. Kobieta jest na tyle silna, stanowcza i wyzwolona, ze jest w  stanie nie tylko mu się sprzeciwić, ale też samotnie wyjechać do Szwecji, by tam pracując i pomieszkując u dawnej znajomej (która teraz żyje według prawideł muzułmańskich, przeszedłszy na wiarę swojego męża) wsłuchać się w siebie i swoje pragnienia.
Wyjeżdżając uciera nosa ukochanemu, dla którego jej odmowa była pierwszą porażką w życiu.
Czy widząc rolę kobiety w  muzułmańskiej rodzinie Anna odnajdzie odpowiedzi na swoje pytania i będzie w  końcu zdolna przyjąć oświadczyny Patryka? O tym przekonajcie się czytają  tę powieść. Dodam jeszcze, że nad bohaterami unosić się będzie odtąd arabska przepowiednia, w  myśl której ich szczęście będzie niepewne i zachwiane.
Sawicka do swojej historii wplotła bohaterów takich, jakich znamy wraz z  ich (bliskimi nam) problemami i wątpliwościami. Wiele kobiet trwa w  związku z mężczyzną tradycyjnie pojmującym rodzinę, widzącym żonę w  domu przy dzieciach. I wiele z  nich pragnie się temu modelowi sprzeciwić, lecz nie każda ma tyle sił i chęci, by wykłócać się z zaborczym partnerem. Opowieść ta może okazać się dla nich nie tylko rozrywką, ale także dobrą lekcją tego, jak o siebie zawalczyć i jak pójść na kompromis.
Rzadko sięgam po tego typu książki – nie do końca wpisują się one w  krąg moich ścisłych zainteresowań, ale lubię od czasu do czasu poczytać coś tak niezobowiązującego. Lektura tej książki, mimo że chwilami męcząca (wówczas, gdy dwoje dorosłych ludzi mówiło do siebie jak do dzieci – nagromadzenie spieszczeń i zdrobnień było dla mnie chwilami niestrawne) była dla mnie bardzo pouczająca – w  bohaterach zobaczyłam odbicie znajomych mi ludzi, których teraz chyba łatwiej mi zrozumieć.
Polecam tę opowieść wszystkim tym, którzy cenią sobie prozę obyczajową, w  której fikcja jest niemalże niedostrzegalna, bo większość wydarzeń stanowi samo życie: tak bardzo znane są zarówno rysy charakterologiczne jak i same zachowania, a nierzadko i wypowiedzi.

Już za parę dni premiera drugiego tomu, warto więc nadrobić zaległości. Możecie go wygrać tutaj: