Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzeństwo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 lipca 2015

Siostra mojej siostry – Izabella Frączyk



Hanka idzie przez życie z  głową uniesioną wysoko – ma świadomość, że raz jest dobrze, a raz źle, przy czym niepowodzenia wcale jej nie demotywują. Odniosłam wręcz przeciwne wrażenie – jeśli coś idzie nie tak, bohaterka jeszcze chętniej brnie do przodu, nie roztrząsając porażek czy przykrych doświadczeń. Kobieta mieszka w Bieszczadach, w  starej chatce nieopodal zalewu. Żyje skromnie, bo jej zarobki nie są wysokie: można wręcz powiedzieć, że ledwo wystarcza jej na życie, bowiem jej praca nie przynosi wielkich zarobków. 

Jej życie odmienia się, gdy odwiedza ją znana celebrytka, podająca się za jej przyrodnią siostrę. Kobieta niedawno przeżyła telewizyjną wpadkę, teraz więc, za namową menadżerki, stara się oczyścić swoje dobre imię. W  tym celu postanawia wykorzystać nigdy niewidzianą i niczego nieświadomą siostrę – zabiera ją do Warszawy, proponuje pracę w  charakterze jej sprzątaczki, udziela pożyczki na odremontowanie zniszczonego przez wichurę dachu. Wszystko to, by znów o niej mówiono i to mówiono dobrze: miała być wybawicielką siostry nędzarki, stawiającą dobro cudze nad własne.

Jak się jednak okazuje Hanka nie jest typową prowincjonalną dziewczyną. Doskonale odnajduje się w stolicy, raz po raz pnąc się po szczeblach kariery i poznając kolejnych mężczyzn, którym zawraca w  głowie. Jak potoczą się losy sióstr? Nie zdradzę, choć będzie mocno przewidywalnie.

Choć książkę czytało mi się dobrze i lekko, traktuję ją jednak jako poprawne czytadło, pozostające moim największym zawodem ostatnich miesięcy, jeśli chodzi o teksty wydawane przez wydawnictwo Prószyński.
Ogólne wrażenia z  lektury są bardzo dobre, jedynie czytanie jej pomiędzy kolejnymi powieściami klubowymi Kobiety to czytają! stawia ją w  zupełnie innym świetle i każe spojrzeć na nią bardziej krytycznie: nie ze względu na jej wady, lecz przez uwagę na przyzwyczajenie mnie przez wydawnictwo do tekstów bardzo wyrazistych. Nie jest jednak winą książki fakt tego między jakimi kolejnymi lekturami po nią sięgnęłam.

Jeśli zatem lubicie podobną tematykę, podobną lekkość, podobny sposób narracji – sięgajcie śmiało, bo to lektura dla kobiet doskonała. Taka, której zakończenie wywoła uśmiech na twarzy, sprowokuje do większego optymizmu, ucieszy i pocieszy. Zderzają się w  niej dwie rzeczywistości – ubogie Bieszczady i nieprzyzwoicie bogata stolica: z  celebryckim blichtrem, skandalami, wpadkami, zdobywaniem posad po trupach, sprzedawaniem siebie, by zostać zauważonym i nie spaść z piedestału.
To typowe relaksujące czytadło, dobre na plażę, dobre na hamak, jednak nijak niepasujące do serii.




niedziela, 31 maja 2015

Głupi dzidziuś – Stephanie Blake



Głupi dzidziuś to kolejna część serii o niesfornym króliczku Heniu. Tym razem mały bohater będzie miał nie lada kłopot – w  jego domu pojawił się bowiem nowy mieszkaniec – mały braciszek, który co rusz domaga się uwagi rodziców. Płacze, hałasuje, a najgorzej gdy śpi – wtedy bowiem nasz bohater musi być cicho i jego dotychczasowe harce są niepożądane.
Henio jest oburzony i postanawia pozbyć się niechcianego lokatora, nazywanego przez siebie głupim dzidziusiem.

Jak to wszystko się zakończy i czy małemu braciszkowi uda się zdobyć serce Henia?

Kolejny tom serii jest utrzymany w podobnym tonie co poprzednie, moim zdaniem jednak, jest jeszcze zabawniejszy!

To urokliwa opowiastka o trudnościach wiążących się z pojawieniem się w  rodzinie nowego dziecka, niezgodą na zaistniały stan i zazdrością starszego rodzeństwa i tym, jak dzieciaki same są w stanie uporać się z  pierwszymi braterskimi niesnaskami.

Zabawna, barwna, żywa, energiczna i tak samo jak poprzednie – oszczędna w  słowa, dopowiadająca ilustracjami.
Ich wielość pozwala na samodzielne rozszerzanie historii, obudowywanie jej nowymi zdaniami i tym samym – pobudzanie wyobraźni i umiejętności tworzenia wypowiedzi opartych na pomysłowości.

Polecam!





piątek, 13 czerwca 2014

Zacznijmy od nowa - Abbi Glines


Tytuł: Zacznijmy od nowa
Autor: Abbi Glines
Wydawnictwo: Pascal
ISBN: 9788376422930
Ilość stron: 320
Cena: 34,90

Zacznijmy od nowa to trzeci tom serii poświęconej rozwijającej się miłości Blaire i Rusha. Ich przejścia z dwu poprzednich tomów przypominały mi zabawy dwójki niedojrzałych nastolatków, którzy nie do końca wiedzą co zrobić ze swoim życiem, więc co rusz się na siebie obrażają, godzą, rozstają, znowu godzą, co chwila uprawiają seks i chyba tak naprawdę nie do końca dorośli do tego, by wejść w porządny związek. A „niestety” dziewczyna zachodzi w ciążę, rozrywkowy chłopak przeistacza się w opiekuńczego, zaborczego i statecznego ojca rodziny, dążąc do szybkiego ślubu i – miałam wrażenie – pozyskania ukochanej na własność i do tego z gwarancją.
Tom ten skupia się na ostatnich chwilach przed ślubem i narodzinami dziecka. Czas, który dla pary zakochanych w sobie młodych ludzi powinien być wyjątkowy i spokojny, w wypadku Blaire i Rusha jest taki jak zwykle: pełen negatywnych emocji, stresu, kłopotów rodzinnych. Bohater po raz kolejny musi podjąć próbę uporządkowania swoich relacji z chorą siostrą, odrzucaną przez ojca. I jeśli chodzi o fabułę, to właściwie jej główna linia na tym się kończy. Autorka wprowadza kilka wątków pobocznych, urozmaicających wałkowany już po raz trzeci schemat walk na linii Rush-Nan i jednocześnie komplikujących i tak już zagmatwane drzewo genealogiczne bohaterów. Jeśli powstanie czwarta część, dobrym posunięciem byłoby dołączenie do tekstu rozrysowanego rysu rodziny, bo w tym chaosie można się zagubić.
Glines wierna jest stylowi narracji zaproponowanemu już w pierwszej części – jest niezobowiązujący, lekki, bez zbędnej metaforyzacji, bez poetyzacji, pełen wyrażeń z rejestru potocznego, obfitujący w dynamiczne dialogi i krótkie zdania: taki, który sprzyja lekturze ekspresowej i bezrefleksyjnej.
Bohaterowie nie ulegli znaczącej przemianie od zakończenia tomu poprzedniego – Nan jest wciąż jednakowo irytująca, Rush beznadziejnie dla niej wyrozumiały, a Blaire tradycyjnie cierpliwa do czasu, aż po raz kolejny pakuje swój dobytek i ucieka. Choć zawirowań nie brakuje, tom ten nie jest już tak intensywny jak poprzednie, a przez to chyba bardziej realistyczny, choć jednocześnie mniej porywający. Bo tak – książki Glines mimo częstego odrealnienia, są jednocześnie tekstami wciągającymi.
Kolejny tom perypetii Blaire i Rusha, a w ich mentalności nadal nic się nie zmienia. Wszechobecne „o fuck”, „jestem mokra” i seks uprawiany w każdym miejscu, o każdej porze, bez względu na ludzi, którzy ewentualnie mogliby stać się jego świadkami czy słuchaczami, bo przecież po co komu intymność. Gdyby nie te wstawki, książka ta byłaby dobra, niestety nagminne wtrącenia tego typu coraz silniej mnie męczą i sprawiają, że bezwiednie przewracam oczami, prycham i okropnie się zżymam na niedopasowanie stylistyczne i wyczuwalne zgrzyty. Glines stara się podobnymi wtrąceniami odpowiadać na, w jej mniemaniu, zapotrzebowania czytelnicze młodzieży. Niech tak będzie, ale po co w takim razie cała reszta utrzymywana jest w nieco innym tonie? Nie sposób nie podkreślić kolejny raz uderzającego podobieństwa do E.L. James i jej „wewnętrznej bogini”. Tutaj mamy zewnętrze „o fuck, Rush”.
Taka kultura i język, jacy odbiorcy (tacy odbiorcy jaka kultura?).

Poprzednie tomy:


http://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/o-krok-za-daleko-abbi-glines.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/01/sprobujmy-jeszcze-raz-abbi-glines.html



poniedziałek, 24 lutego 2014

Rodzina Casteel – Virginia C. Andrews


Tytuł: Rodzina Casteel
Autor: Virginia C. Andrews
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN:  9788378396406
Cena: 36 zł
Ilość stron: 544

Nazwisko Virginii C. Andrews budzi moje zaufanie, ale też – każdorazowo – obawę. Trwożę się i gryzę paznokcie nim zajrzę któremukolwiek jej tekstowi pod okładkę: wiem, że łatwo nie będzie. Podskórnie wyczuwam bolesne tragedie rodzinne, szereg nieprzepracowanych traum, ogrom skrywanego bólu, jawne przejawy niesprawiedliwości i brak stałej nadziei na lepsze życie mimo jej przebłysków. I tym razem się nie mylę – losy Casteelów niepokojąco przypominają perypetie Dollangangerów. Choć różnią się szczegóły – ogólny zarys historii jest dość schematyczny, nawet zakończenie stanowi kalkę finału Kwiatów na poddaszu, dostosowaną do świata przedstawionego kolejnej sagi (o, pardon, spoiler).

Heaven Leigh Casteel, to nastoletnia dziewczyna, na której głowie spoczywa, jak się zdaje, całe zło tego świata. Najstarsza z piątki rodzeństwa (Tom, Nasza Jane, Fanny, Keith) opiekuje się nimi niczym matka, w niczym nie ustępując macosze. Młodych łączy bardzo silna więź, zacieśniana na skutek wspólnie przepracowywanych cierpień i prześladowań, z którymi stykają się co dnia. Tragiczne warunki życia (nędzna chata, brak prądu, brud, głód, bieda) potęgują ich chorowitość oraz słabość. Mieszkali wraz z babcią, dziadkiem i ojcem, jeśli ten się pojawiał. A gdy się pojawiał, łączyło się to zarówno z radością (przynosił jedzenie), jak i z cierpieniem (Heaven była jedynym jego dzieckiem z małżeństwa z piękną, przedwcześnie zmarłą kobietą, po której żałoby Luke nigdy nie przepracował – w związku z tym unikał jej, nigdy nie nazywał córką).

Casteel uchodził za piekielnie przystojnego i nieokrzesanego człowieka. Zranił wielu, zupełnie z nikim się nie licząc. Sam uznawał siebie za ojca dawnego modelu – dziecko jest moją własnością, którą mogę dowolnie rozporządzać. I robił to – władał ich życiem i śmiercią, nie zważając na ich zażyłość.
A ta – była wielka, momentami wręcz odnosi się wrażenie, że nie jest to relacja miłości bratersko-siostrzanej, lecz erotycznej, kazirodczej, niewiele różniąca się do związku rodzeństwa z Kwiatów na poddaszu.

Ciężko było mi przez książkę tę przebrnąć nie dlatego, że jest zła warsztatowo, ani nie dlatego, że powiela znane z poprzednich książek Andrews schematy – to wybaczam, bo stanowi znak rozpoznawczy tej pisarki, choć nie zmienia faktu, że jej książki zaczynają przybierać charakter skamienielin. Lektura umęczyła mnie, bo nie byłam w stanie jednym ciągiem czytać o losach tak nieszczęśliwych ludzi – z aspiracjami, nadziejami – którzy zostają wtłoczeni w rzeczywistość nie tyle niesprzyjającą, ile w każdy możliwy sposób hamującą rozwój a nawet przypływ wiary w lepszą przyszłość. To, co pozornie ma stanowić o polepszeniu stopy życiowej bohaterów – stanowi kolejną bolączkę, następny ciężar przybijany do krzyża ich egzystencji. 

Nie wierzę – nie chcę wierzyć – że w świecie panuje aż taki ostracyzm, aż takie znieczulenie. Książka traci na wiarygodności przez ogrom tragedii, które dotykają bohaterów. Jest ich tak wiele, że przestają być autentyczne.  Hiperbolizacja osiągnęła tu zjawiskowe rozmiary, a autorka dąży chyba do tego, by na jednej ludzkiej istocie skupić wszystkie możliwe tragedie.
Jeden, dwa, trzy dramaty, nawet największej rangi – okej – wielu z nas doświadczyło ich w podobnym do postaci wieku. Ale tak wielkie epatowanie złem, dramatem, niesprawiedliwością,  które nikogo nie interesowały, jedynie litującą się nauczycielkę i później Cala, którzy jednak potrafili jedynie załagodzić ból kupieniem czegoś podopiecznym, a nie zgłoszeniem wyżej ich ciężkiej sytuacji i konkretnymi czynami, mającymi realnie polepszyć ich warunki do życia.
Czy znacie drugich takich Casteelów, których babcia ginie, ojciec nienawidzi , macocha opuszcza, rodzeństwo rodzi się martwe, jedzenia brakuje, mieszkańcy miasta wyzywają, poniżają, traktują jak ludzi z dziczy, a później jest już tylko gorzej?
Nie wierzę, że panuje aż taka znieczulica. Nie mogłam tego czytać – nie dlatego, ze za dużo było zła: jego istnienia przecież nie neguję, nie żyję w szklanej klatce, bez wiedzy o tym co dzieje się wokół mnie – dlatego jednak,  że było nierzeczywiste, niemożliwe, stanowiło serię niefortunnych zdarzeń na najwyższym poziomie. Handel ludźmi (własnymi dziećmi!), społeczne przyzwolenie, brak zrozumienia, przemoc, … .
A mimo to – autorka napisała tekst sprawnie i w jakiś s cały czas siliła się na realność – język jakim posługują się bohaterowie wskazuje na ich brak wykształcenia i ogłady – szczególnie język ojca, Sary i Fanny – choć każde z nich uosabia inny jego typ –  u Fanny jest to rozbuchany erotyzm; u Sary głupota, brak wykształcenia, charakterystyczne słownictwo, zaciąganie, błędy, mowa prosta i zabarwiona kolorytem lokalnym; u ojca gruboskórność, męskość rozumianą stereotypowo.

Co zatem sprawia, że czytam z rosnącym zainteresowaniem książkę, która budzi we mnie najgorsze instynkty? Co decyduje o tym, że nie potrafię rzucić jej w kąt z głośnym „nie będę tego dłużej czytać!”? Niewątpliwie Andrews wie, co się sprzedaje – ma świadomość tego, że ludzie, kierowani jakimiś masochistycznymi pobudkami żądni są historii trudnych i bolesnych; sag rodzinnych, w których nie sielanka decyduje o rozwoju, lecz właśnie kłody wciąż rzucane przez los pod nogi.
Buduje intrygi, tworzy zawiłą sieć bolesnych relacji, komplikuje i przekracza granie, po to, by  wstrząsnąć, zwrócić uwagę, złowić czytelnika na haczyk, a później powoli, powoli wyciągać go z tej topieli, wciąż generując tak zwane mieszane uczucia czytelnicze.

Złapiecie przynętę?

___________
Recenzje innych książek Andrews:

http://shczooreczek.blogspot.com/2012/04/patki-na-poddaszu-virginia-c-andrews.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2012/04/kwiaty-na-poddaszu-virginia-c-andrews.html




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Seria niefortunnych zdarzeń. Przykry początek i Gabinet gadów – Lemony Snicket


Tytuł: Seria niefortunnych zdarzeń. Przykry początek
Autor: Lemony Snicket
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-6122-8
Ilość stron: 175

Gdy kilka dobrych lat temu czytałam Serię Niefortunnych Zdarzeń, byłam oszołomiona i całkowicie kupiona przez autora. Lekturę zawsze kończyłam z wypiekami, z najwyższym zainteresowaniem śledząc losy rodzeństwa Baudelaire. Dziś, po latach, cykl ten nie robi na mnie już tak piorunującego wrażenia. Dlaczego? Być może to kwestia wieku, zmiany czytelniczych upodobań, sposobu myślenia i oczekiwań wobec książki, być może zaś (to jest chyba bardziej prawdopodobne) kwestia ponownej lektury, będącej próbą zmierzenia się z pamięcią o niezwykłych emocjach, towarzyszących pierwszemu z nim zetknięciu.

Wtedy, za pierwszym razem nie mogłam wyjść z podziwu dla rodzeństwa, które w obliczu tak wielu nad wyraz niefortunnych zdarzeń, potrafi zachować optymizm i bez mrugnięcia okiem przeć do przodu, dziś niezmiernie dziwi mnie, że po śmierci rodziców, utracie całego dobytku, traumatycznych przeżyciach u wuja Olafa i kolejnych,  trudniejszych doświadczeniach, Słoneczko, Wioletka i Klaus zdają się niczym nie przejmować. Ot, mają świadomość wagi doświadczeń, a jednak przechodzą nad nimi do porządku dziennego bez dłuższego zastanowienia i rozpaczy (czy nawet smutku!). Można zrzucić to na karb dziecięcej naiwności i łatwości w akceptowaniu spadających na nas doświadczeń, można zaś doszukiwać się braku autentyczności i bogactwa przeżyć, a tym samym irytować się wielością dotykających ich niefortunności i każdorazowo podobnej reakcji z ich strony. Jedynym, co zmusza rodzeństwo do działania wydaje się strach przed żądnym ich majątku wujkiem Olafem, którego ci żadną miarą nie potrafią się pozbyć.

Seria Lemony’ego Snicketa ma oczywiście trzynaście pechowych tomów. Na ich kartach, sieroty zmagają się z trudnymi doświadczeniami, brakiem ufności ze strony dorosłych, pobłażliwością, niechęcią z podziwu godną niezłomnością. Z każdej opresji wychodzą obronną ręką, demaskując zło.

Tom pierwszy – Przykry początek – to akt pierwszy niefortunności toczących życie rodzeństwa. Oto dowiadują się oni o śmierci swoich rodziców w wyniku pożaru domu, niszczącego cały ich dobytek. Według rozporządzeń zmarłych opiekunów, dzieci mają trafić pod dach członka rodziny, a odziedziczonym majątkiem będą mogli rozporządzać w momencie osiągnięcia pełnoletniości.
Tak się składa, że jedyną osobą należącą do rodziny i zamieszkującą okolicę jest Hrabia Olaf – surowy, wymagający ponad miarę aktor trupy teatralnej, u której chce zyskać poklask i najwyższe honory. W opiece nad sierotami widzi on jeden cel: zagarnięcie majątku. Nie sili się więc na żadne uprzejmości, lecz zapędza dzieci do katorżniczej pracy, nie dając im nawet chwili na odpoczynek. Sam w tym czasie snuje plany dotyczące przejęcia tego, co jak sądzi, prawnie mu się należy.
By ocalić siebie i swój dobytek, rodzeństwo będzie musiało się wykazać ogromną pomysłowością i natychmiastowym działaniem. Na zaplanowane akcje nie będzie czasu, bowiem wuj zawsze znajdzie się krok przed nimi, odgadując ich kolejne posunięcia i skutecznie im przeciwdziałając.




Tytuł: Seria niefortunnych zdarzeń. Gabinet gadów
Autor: Lemony Snicket
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323761235
Ilość stron: 208


Gdy wydaje się, że wszystko dobrze się skończy, wkraczamy w scenerię tomu drugiego – Gabinetu gadów.

Oto dzieci po ciężkich doświadczeniach z wujem (który notabene, zamiast zostać skazany, ucieka) trafiają do innego członka rodziny – doktora Montgomery’ego Montgomery’ego, wielkiego miłośnika gadów, jednego z ludzi należących do Towarzystwa Herpetologicznego, który planuje właśnie wyjazd do Peru, a także prezentację swojego najnowszego gadziego odkrycia – Niewiarygodnie Jadowitej Żmii.
Choć początkowo wydaje się, że to kolejne kiepski opiekun, szybko okazuje się, że wuj to człowiek do rany przyłóż: opiekuńczy, dbający o rozwój i komfort dzieci, spełniający ich prośby, otwarty na propozycje, zachęcający do pozyskiwania przez nich wiedzy i doświadczeń.
Niestety, wszystko zmienia się, gdy dołącza do nich pomocnik Stefan, który wcale nie jest tym za kogo się podaje, a dzieciom po raz kolejny nikt nie chce uwierzyć.

Dwie krótkie książeczki, a tyle wydarzeń! Aż strach pomyśleć co będzie dalej.
Lemony Snicket buduje świat daleki od dziecięcych wyobrażeń od sielskości i dobra zwyciężającego nad złem – jego książki nie są jednoznaczne, wyrywają się schematom, nie prowadzą do oczekiwanych rozwiązań, lecz zawsze wprowadzają nutę niepokoju, którą autor należycie podsyca. Wraz z ilustratorem Brettem Helquistem stworzyli serię głęboko zapadającą w pamięć, właśnie na skutek wyrwania z okowów przewidywalności fabularnej. Tutaj jedyne co możemy przewidzieć to to, że będzie coraz gorzej. Jeśli lubicie więc szczęśliwe zakończenia – tu ich nie uświadczycie.


W zamyśle nie jest to seria radosna – wręcz przeciwnie. Każdy kolejny tom, mimo pozornych wyjść z opresji, jest jedynie zaczątkiem do wpadnięcia w kolejne tarapaty. Baudelaire’owie wikłają się kolejne nieszczęścia, ich życie toczą same przykrości, a jedyne chwile radości muszą pielęgnować w pamięci, jak największe skarby, bo pewnym jest, że ich los lada moment się odmieni. Autor podejmuje grę z czytelnikiem, w której proponuje mu rezygnację z tej konkretnej lektury na rzecz książek weselszych, tym samym intrygując i zachęcając do czytania tejże właśnie serii, żadnej innej. Wszak wesołości na rynku co niemiara i trudno już ją zliczyć. A nieszczęścia – wiadomo – chodzą parami, chyba że jest się rodziną Baudelaire – wówczas trzynastkami. Warto się im przyjrzeć, by uniknąć podobnych doświadczeń.
Gotowi na serię niefortunnych zdarzeń?

piątek, 13 grudnia 2013

Dom tajemnic – Chris Columbus, Ned Vizzini


Tytuł: Dom tajemnic
Autor: Chris Columbus, Ned Vizzini
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324019625
Cena: 34,90 zł
Ilość stron: 512
Sięgając po Dom tajemnic bałam, się, że jego reklama zaprogramowana została na wyrost: oto J.K. Rowling zachwala dzieło człowieka, który wcześniej docenił jej własne, robiąc z niego kinowy hit – znany wzór popierania działań ludzi z naszego kręgu, którzy mogą nam się odwdzięczyć w odpowiednim czasie, napędzając koło wzajemnych uzależnień i płynących z nich korzyści. Takim reklamom nie ufam.
I choć zaintrygował mnie slogan „Książka reżysera Harry’go Pottera”, wcale nie zorganizował on mojego pozytywnego myślenia o książce. Raczej włączył czujność.

I jakże pozytywnie mnie Chris Columbus i Ned Vizzini zaskoczyli! Oto porwali mnie oni w świat, w którym zawsze chciałam się znaleźć – świat książek.
Nie, nie tak jak każda inna książka – oni zrobili to dosłownie.
Ich bohaterowie, podobnie jak kiedyś bohaterowie Funke zostani porwani w rzeczywistość książki, by tam przeżywać kolejne przygody.

Kordelia, Eleonor i Brendan to trójka rodzeństwa, właśnie wprowadzającego się do nowego domu (pamiętacie Serię Niefortunnych Zdarzeń? Sporo tu inspiracji!). Wraz z rodzicami szukali oni czegoś co nie przekracza ich możliwości finansowych, aż trafili na niezwykły dom, który powinien być warty niebotyczną sumę, a okazuje się tani jak barszcz. Rodzina z radością wprowadza się do posiadłości, należącej niegdyś do tajemniczego pisarza, Denvera Kristofa. Już pierwsze chwile w domu okazują się niezwykle tajemnicze i… groźne. Bohaterowie, jeden za drugim natykają się na łysą kobietą – raz przemieniającą się w posąg, innym razem przybierającą postać miłej sąsiadki, zawsze jednak budzącej niepokój.
Gdy jeszcze pierwszego dnia kobieta staje u ich drzwi, wszystko wokół się zmienia.
Kobieta okazuje się Wichrową Wiedźmą – potomkinią Króla Burz, czyli Denvera Kristoffa, pragnącą odzyskać pewną książkę, niosącą ze sobą wielką moc, do której dostęp zablokował jej ojciec. Swoją szansę upatruje w odwadze rodzeństwa, toteż bez ich zgody przenosi ich do świata zbudowanego z trzech książek spisanych przez właściciela ich nowego domu, a jej tatę.
W nich to, młodzi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z nieprzewidywalnymi piratami, Ruchem Oporu, olbrzymami, a przede wszystkim – własnymi słabościami i egoistycznymi pobudkami, na które tak silnie liczy Wichrowa Wiedźma, żądna jedynie władzy i potęgi.
Rodzeństwo walcząc z tym, co napotkają na swojej drodze, muszą utorować sobie powrotną drogę do domu, który wydaje się teraz czymś zupełnie nierzeczywistym.
Także i dzieci zdają się w pewnym momencie bardziej interesować fikcją, w którą zostali wtopieni, niż zamiarem powrotu do domu, który jak się wydaje – zupełnie porzucili.
Tym, co mnie rozczarowało było zakończenie.
Śmierć i ofiary ponoszone przez bohaterów były w książce oczywiste – dlaczego więc postanowiono pewne rysy ułagodzić, wydarzenia anulować? Wszystko to arcysłodkie i nie na miejscu. Rozumiem, że miało udowodnić, że wszystko kończy się dobrze, dobro zwycięża nad złem, pieniądze same wpływają na konto, a jednak mam nieodparte wrażenie, że można było zrobić to zupełnie inaczej, niekoniecznie realizując – bądź co bądź – plany Wichrowej Wiedźmy co do egoistycznych zapisów w księdze.
Ale cśśś… nic więcej nie zdradzę!

Dom tajemnic to pierwszy cykl przygód rodzeństwa, zapowiadający serię niebywale wciągającą! Czytając ją już wyobrażałam sobie stworzony na jej podstawie film, dorównujący efektami Harry’emu Potterowi.
Przestrzeń starego, okazałego domostwa, skrywającego zatrważające tajemnice, imponujące pomieszczenia, monumentalna biblioteka wypełniona po brzegi starymi księgami, otwarte morze pełne pirackich statków i krwiożerczych rekinów, potężna Wichrowa Wiedźma i jeszcze bardziej mocarny Król Burz – to elementy, które doskonale sprawdzą się na dużym ekranie. I nie wyobrażam sobie, by to się mogło nie udać! Bardzo wyraźnie widać, że autorem książki jest reżyser, bowiem jej filmowość jest wręcz namacalna.

Dom tajemnic zaoferował mi godziny pełne intrygujących przygód. Autorzy nęcili mnie i wabili, fascynowali i budzili grozę.
Bohaterowie, choć czasem irytujący, pokazali jednak prawdziwe relacje międzyludzkie, mieli swoje słabostki, byli pyszni, czułostkowi, zaskakujący.
Czy można chcieć czegoś więcej od powieści dla młodzieży?
Pomimo kilku niedociągnięć, bardzo dobra książka – i wcale nie dlatego, że poleca ją Rowling.

środa, 13 listopada 2013

Taft – Ann Patchett


Tytuł: Taft
Autor: Ann Patchett
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-2427-8
Cena: 34,90 zł
Ilość stron: 312

Ann Patchett, to autorka, która pozyskała sobie nie tylko sympatię czytelników na całym świecie, ale też uznanie krytyków, którzy docenili ją za tworzenie prozy, charakteryzującej się zintensyfikowanymi emocjami, towarzyszącymi lekturze każdej z jej kolejnych książek. Pisarka ta, z godną podziwu wirtuozerią, zestraja się z oczekiwaniami odbiorcy, bombardując go serią wzruszeń i uczuciowych uniesień.
Autorka prowadzi nas śladami bohaterów spędzających większość swojego czasu na pracy w barze. Jest John, którego życie zmienia się po zatrudnieniu Fay – młodej dziewczyny, której ani na krok nie odstępuje jej brat, Carl. Mężczyzna nie wie wówczas, jak silnie przeobrazi się jego życie, dotąd zogniskowane wokół próby zapomnienia o nieszczęśliwym związku z Marion i zabraniu przez nią ich syna do Miami. Jego relacja z Fay, choć z powodzeniem mogłaby stać się stosunkiem opartym na uczuciach ojcowskich, przeradza się w intymny związek, który nie powinien zostać spełniony. Urok młodej dziewczyny tak silnie działa jednak na Johna, że ten nie zauważa innych zdarzeń, toczących się wokół niego, których konsekwencje będą dla niego samego niebezpieczne.
Fay i Clark tak intensywnie wpłyną na jego życie, że zmuszony on będzie do wybicia z dotychczasowego rytmu i ponownego zajrzenia we własną przeszłość.

Patchett ma dar przejrzystego docierania do głębi, tworzenia postaci tętniących życiem, o bogatym rysie psychologicznym. Malowanie ich przeszłości, przeplatanej z fabułą właściwą, wpływa na pogłębienie związku bohaterowie-odbiorca, wzmaga proces identyfikacji i sprawia, że utwór oddycha. Urzeka on swym czarem, porusza i zmusza do wejścia w głębszą relację czytelniczą. Mimo pozornie błahej fabuły, książka ta pozostawia po sobie niezatarte wrażenie ważnej i buzującej od emocji. Na długo po lekturze zostaje w człowieku uczucie tęsknoty za bohaterami, pewne niezaspokojenie spowodowane zawieszeniem akcji. Nie jest to cliffhanger, który sprawiałby, że nocami będziemy zastanawiać się co dalej, nie ma tu suspensu, bo też nie taki to gatunek. Zostało tutaj jednak zwielokrotnione poczucie związku z postaciami, które sprawia, że wchodząc w rytm ich życia, nie potrafimy przejść od niego do własnej codzienności.
Autorka stworzyła powieść, która zmusza do weryfikacji własnych wyborów i ponownego zastanowienia się nad źródłem naszych zachowań, ukrytym w dalekiej, nierzadko bolesnej przeszłości. Pisarka zdaje się ostrzegać, że przeniesienie pewnych uczuć na innych ludzi, nie zawsze kończy się dobrze, a wykorzystywanie zaślepienia każdorazowo prowadzi do dramatów.
Patchett snuje opowieść o dwojgu młodych ludzi, którzy w obliczu rodzinnej tragedii, szukają szczęścia gdzieś indziej. Zarysowuje postać dorastającej kobiety, spragnionej silnego, męskiego ramienia, którego zabrakło wraz z nagłą śmiercią ojca. Swoje uczucia lokuje więc w człowieku starszym, który zdecydował się okazać jej odrobinę ciepła. Jak w obliczu tej sytuacji zachowa się mężczyzna silnie doświadczony przez los?
Autorka stawia wiele pytań, nie zawsze udzielając jednoznacznych odpowiedzi. Koncentruje się na ewokowaniu emocji potężnych, mających powieść tę na trwale ulokować w naszej pamięci.
Czy jej się to udało? Sprawdźcie sami.