Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 marca 2019

Okrutny książę - Holly Black



Holly Black, autorka znana m.in. z młodzieżowej serii Kroniki Spiderwick powraca z cyklem przenoszącym czytelnika w świat bezwzględnych elfów.

Historia zaczyna się brutalnie - oto Madok, elf, przybywa do świata ludzi, by odebrać co swoje. Przed laty jego ukochana uciekła wraz z dzieckiem, fingując własną śmierć. Mężczyzna nie ustępował w trudach, by ją znaleźć. Gdy w końcu mu się to udaje, morduje ją - zdrajczynię i jej męża, zaś dzieci porywa do swojego świata. Vivi, Jude i Taryn przenoszą się w rzeczywistość, która zupełnie nie pasuje do tego, co poznały w ludzkim świecie. Mimo że tylko jedna z nich, Viv, jest córką Madoka, bohater przez wzgląd na pamięć o swojej ukochanej, wszystkie traktuje tak samo. Dziewczęta uczęszczają do szkoły, gdzie jednak wcale nie spotykają się ze zrozumieniem. Jako ludzkie dzieci, są pomiatane i szykanowane. Szczególnie upodobała ich sobie grupka Cardana - najbrutalniejszego z wszystkich elfów, który wraz ze swoimi znajomymi sieje postrach wszędzie, gdzie się pojawi. Postrach i podziw - są bowiem wysoko postawieni i piękni tak bardzo, że są w stanie omamić każdego. Jude, jako najbardziej wojownicza z sióstr, wielokrotnie wpadała w tarapaty, stawiając mu się i ośmielając nie wykonać jego poleceń. 

O sytuacji szkolnej dziewczyn ich opiekun nic nie wie - jako bliski współpracownik przyszłego następcy tronu ma bowiem na głowie o wiele ważniejsze sprawy niż ludzkie słabości i poniżanie. Dwór elfów kipi od intryg i spisków, kandydat do tronu ma przeciwników, którzy nie ustąpią, dopóki nie rozpoczną buntu, a sam Madok jest żądny krwi. Każdy knuje, by jak najwięcej zyskać.

Na skutek splotu wydarzeń w samym centrum walki o tron znajduje się Jude, która ma odegrać w niej bardzo ważną rolę, stając się szpiegiem, a jednocześnie spotykając się z Lokim - przyjacielem swojego prześladowcy. Każda postać jest pionkiem w grze o wysoką stawkę, w której nikt nie patrzy na nikogo poza sobą samym.  Liczy się tylko ten, kto ma wiedzę i umie sprawnie ją wykorzystać, a ufać nie można nikomu, nawet najbliższym, bowiem i oni są jedynie marionetkami. 


Okrutny Książę ogrywa znane schematy, które wybrzmiewają w głowie jak ulubiona melodia - nie sprawia to jednak, że książkę czyta się bez przyjemności. Wręcz przeciwnie - skupienie się na linii fabularnej, która przebiega dokładnie przewidzianym torem sprawia, że finał staje się tym bardziej zaskakujący. Autorka usypia czujność czytelnika, dając mu dokładnie to, czego ten oczekuje. W momencie, gdy wydaje nam się, że wszystko skończy się tak, jak rozrysowaliśmy to sobie w głowie, okazuje się, że daliśmy się podejść i koniecznie musimy sięgnąć po tom drugi, by sprawdzić, czy zręczność w łapaniu czytelnika na wędkę to jedynie wypadek przy pracy, czy wynik zmyślnej pisarskiej intrygi. 

Black udało się wykreować świat pełen brutalności, a jednocześnie magii - nie są to jednak czary znane z baśniowych historii - tutaj każde zaklęcie staje się niebezpieczne, a dzierżenie mocy przez nieodpowiednie osoby może prowadzić do strasznych konsekwencji.

Wartka akcja, konsekwentnie prowadzone postaci, dwór pełen intryg i knowań, a wszystko to podrasowane romansem, który na szczęście nie przyćmiewa całości.

Książka znajdzie uznanie zarówno u fanów fantastyki, jak i czytelników szukających w książkach spisków i stałego napięcia - tych bowiem tu nie brakuje.

Polecam.


piątek, 3 lutego 2017

Opowieść o Kullervo - J.R.R. Tolkien



Mimo że od śmierci Tolkiena minęło sporo czasu, rynek wydawniczy co rusz zalewają nowe publikacje spod jego pióra. Najczęściej są to albo dzieła nieukończone, albo literackie wprawki, albo też teksty, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Autor jednak cieszy się tak wielką estymą, że od lat przekazuje się czytelnikom kolejne jego teksty, bez względu na pierwotne plany samego autora.

I tak oto światło dzienne ujrzała Opowieść o Kullervo historia fantastyczna, która – na przekór polskiej okładce – niesie ze sobą wiele mroku.

Oto łabędzica wychowująca swoje dzieci, zostaje ich pewnego dnia pozbawiona. Porywają je drapieżne ptaki, rzucając w różne miejsca. Tylko jednemu udało się pozostać przy matce. Ten to wyrósł na złego czarnoksiężnika Untamō, gdy tymczasem Kalervo – jego uprowadzony brat, stał się człowiekiem dobrym, żyjącym w zgodzie z żoną i dziećmi. Wszystko jednak zmienia się, gdy bracia się spotykają.

Tytułowy Kullervo (co znaczy ‘gniew’), syn Kalervo, wychowywany  jest w  gospodarstwie wuja Untamō. Sprawa nie nosiłaby żadnych znamion nadzwyczajności, gdyby ów wuj nie był tym samym, który zabił wcześniej jego ojca, porwał matkę, a jego samego wielokrotnie nie próbował pozbawić życia. Nie dziwi zatem, że w mężczyźnie przez lata kiełkowała nienawiść, wściekłość i pragnienie zemsty. Choć opowieść ta jest krótka (liczy bowiem, bagatela, około 30 stronic) i nieukończona, zawiera w sobie wiele elementów, które wierny czytelnik Tolkiena odnajdzie później w innych jego dziełach. Najważniejszym z nich jest bezsprzecznie stworzenie postaci Túrina Turambara znanego z Dzieci Húrina, którego pierwowzorem był nie kto inny, jak poznawany właśnie Kullervo.

Sam Tolkien inspirował się w swojej pracy fińskim eposem Kalevala, któremu w wydaniu tym poświęcono sporo miejsca. Nie jest bowiem Opowieść o Kullervo jedynie zapisem owej legendy, lecz także zbiorem Tolkienowskich notatek i szkiców, składających się na całościowy obraz oraz ukazujący jak silną podwaliną do stworzenia późniejszego świata stała się owa krótka opowieść. Ważna dla interpretacji jego twórczości publikacja.


***
Tolkien na blogu:




czwartek, 8 października 2015

Księga zaklęć Mal - Tina McLeef



Księga zaklęć Mal początkowo budziła moją nieufność – spodziewałam się kolejnej lichej publikacji będącej zbiorkiem czarodziejskich formułek stworzonych na potrzeby produkcji Disney Channel, a tymczasem otrzymałam coś zgoła innego.

Książka, którą mam przed sobą kryje w sobie niespodziewaną wartość. Oto edycja będąca – owszem – kompendium zaklęć Diaboliny, z tym, że jej córka – Mal – uczyniła z niej coś o wiele bardziej frapującego. Na kolejnych stronicach oprócz przepisów na wzbudzenie miłości, znajdziecie rozmowy przyjaciół – dzieci czarnych charakterów, które utknęły w Auradonie i muszą zrobić coś bardzo niecnego, by wrócić do łask rodziców i zaświadczyć o kryjącym się w nich złu.

Całość stanowi dialog, książka – jak się zdaje – przechodziła z rąk do rak, stając się świadectwem przyjaźni i dynamiki zmian bohaterów – ci, którzy początkowo pragną siać zło i defetyzm, skrywają w sobie ogromne pokłady dobra, którym, nierzadko nieświadomie, promieniują wokół.

Lektura Księgi zaklęć Mal była dla mnie przyjemnym powrotem do czasów szkolnych, kiedy to podobne rozmowy odbywały się w tzw. „liścikach”. Dziś owe dyskusje przeniesione zostały raczej na forum publiczne – Facebooka i Ask.fm, gdzie o prywatności nie może być mowy. Sądzę, że przyzwyczajona do takich działań młodzież z wielką chęcią sięgnie po publikację operującą podobnymi chwytami.

Wydanie stylizowane jest na starą księgę (odświeżoną i unowocześnioną jedynie na okładce) z rycinami, zaklęciami, charakterystycznym papierem. Obok nich stoją kolorowe (każda barwa odpowiada wypowiedziom innego bohatera: czerwona – Carlos, fioletowa – Mal, niebieska – Evie, czarna - Jay) zapiski, stanowiące o wiele ciekawszy element niż same czary, będące jedynie pretekstem do dyskusji i bezpiecznym miejscem wymiany zdań.

Ciekawie wydana, z pięknym zakończeniem, atrakcyjna propozycja dla miłośników Disneya i pasjonatów ich najnowszego serialu.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Czy to koniec świata jaki znamy? (Piętnaście pierwszych żywotów Harry'ego Augusta)

Harry po śmierci będącej wynikiem wyniszczenia organizmu szpiczakiem mnogim… wcale nie umiera.

Odradza się do nowego życia i, nie wiedząc co się z  nim dzieje, w  wieku siedmiu lat popełnia samobójstwo, w  którego konsekwencji… nadal żyje, znów od początku, z wolna odzyskując wspomnienia. Po wielu latach Harry dowiaduje się, że jest ouborianinem, obdarzonym (przeklętym?) możnością przeżywania tysięcy żyć, raz po raz, dzięki czemu mógł posiąść wiedzę niemożliwą do pozyskania przez żadnego człowieka linearnego. Niestety, nie wszyscy tacy jak on wstępowali do Bractwa Kronosa – część z  nich, tak jak Vincent, pragnęło wykorzystać swoje zdolności do zupełnie innych celów, pragnęli stać się wszechwiedzącymi, potężniejszymi od Boga.

Cała powieść to wyścig dwu mężczyzn – profesora i jego byłego studenta, którzy przez wieki próbują pokrzyżować sobie szyki – Harry nie chce dopuścić, by Vincent przez swoje pragnienie boskości unicestwił świat, czyniąc to sukcesywnie od lat za pomocą listów wysyłanych do naukowców, zawierających treści wyprzedzające ówczesną epokę nawet o kilkadziesiąt lat, siejąc ferment i prowokując ludzi do udziału w  zagładzie.

Piętnaście pierwszych żywotów Harry’ego Augusta to świeża i mająca delikatne znamiona nowatorskości reinterpretacja opowieści o podróżach w czasie, zachowująca  typowy podział ról i rysów charakterologicznych. Są Ci dobrzy – panujący nad porządkiem świata, pilnujący, by wszystko przebiegało tak jak należy, jest jednak także szwarccharakter – ignorujący dążenia do pokoju, mający – w  swoim mniemaniu – wizjonerski cel, zdolny przyspieszyć rozwój ludzkości o lata świetlne. Harry podejmuje próbę ocalenia niezmiennej przyszłości, stara się wpłynąć na swojego byłego studenta – wcale nie pokojowo – by nie dopuścić do zbliżającej się katastrofy: końca świata jaki znamy.

Skrząca się okładka, imitująca kosmos, ale też rozpad cząsteczek (czy też ich ponowne scalanie się w większą całość) to pierwsza rzecz, która zwraca uwagę w tej książce – jedna z  piękniejszych ostatnimi czasy, a przy okazji doskonale, choć symbolicznie, oddająca treść.

Powieść czyta się płynnie, choć nie brak w niej terminologii z zakresu fizyki, która mogłaby zniechęcać. Ciekawa jest forma – początkowo czytelnik ma wrażenie, że Harry kieruje swą opowieść do niego – autorka zadbała o bezpośredniość zwrotów, wychylanie się autora z utworu, sprawiające, że całość imituje snucie opowieści czy też długi list do nas, odbiorców. Epistoła to faktycznie może być, jednak wcale nie kierowana do nas, lecz do Vincenta. Harry opowiada przebieg wypadków swojemu antagoniście, by ten mógł prześledzić całość boju toczącego się przez setki lat. Snuje historię swojego uwięzienia w ciele i czasie, które – choć początkowo przytłaczające – szybko pozwala mu na delektowanie się przeżywanymi chwilami: mógł zmieniać studia, preferencje, przeżywać nowe miłości, nie bać się podejmować wyborów, mając świadomość, że w  kolejnym życiu może zrobić to, co wielu z  nas chciałoby móc uczynić – zmienić je, zamiast w  lewo pójść w  prawo.

Śmierć nie jest tutaj synonimem klęski – po wielokroć to ona ratowała Harry’ego z opresji, pozwalała uciec przed dręczycielami i szpiegami, zezwalała na ponowne wciśnięcie przycisku „start” i rozpoczęcie kolejnej egzystencji.

Claire North wykorzystała  cały sztafaż klasycznej powieści z kręgu popkultury: są pościgi, śledztwo, miłości, wielorakie zdrady, kategoryczny podział na bohaterów czarnych i białych, wizja końca świata, walka dobra ze złem – wszystko to znamy, rozbrzmiewa w naszych uszach jak znana melodia, a mimo to autorce – przedrzeźniającej nas pozornym chaosem narracji – udało się skonstruować powieść, która wydaje się nowatorska.  To dowód na to, że literatura popularna nie musi być nudna i wtórna, a rozumne korzystanie ze sprawdzonych formuł może dać zaskakująco dobry efekt finalny.




sobota, 3 stycznia 2015

Wojna w Jangblizji. W domu – Agnieszka Steur


 Tytuł: Wojna w Jangblizji. W domu
Autor: Agnieszka Steur
Wydawnictwo: Poligraf
ISBN: 9788378562313
Ilość stron: 480
Cena: 45 zł


Ciężko brnęłam przez tę powieść – kontynuację świetnej Wojny w  Jangblizji rozpoczynający cykl spisany przez Agnieszkę Steur, pisarkę na co dzień mieszkającą w Holandii.
Nie dlatego, że była nieciekawa, wtórna czy pełna dłużyzn – jedynie z  tego powodu, że moje ostatnie spotkanie z  mieszkańcami równoległego świata opisywanego przez autorkę odbyło się tak dawno (przyznaję – sama ponowne zetknięcie ze względu na życiowe okoliczności okrutnie odkładałam), że trudno było mi się wgryźć w tę historię: opowiedzianą z  wielką dbałością o drobiazgi, niezwykle szczegółową i płynną. Podoba troska o detale cechowała tom pierwszy, w  związku z  czym przypomnienie sobie wszystkich elementów opowiedzianych poprzednio, stanowiło dla mnie początkowo znaczną trudność. Później było już z  górki – twórczyni po raz kolejny zaproponowała mi literacką wędrówkę pełną przygód i emocji – mam wrażenie, coraz bardziej zintensyfikowanych. Niebagatelny był w  tym udział objętości książki – znacznie pokaźniejszej niż w  tomie poprzednim, co siłą rzeczy spotęgowało ilość doznań czytelniczych.
Drugi tom przenosi nas w  sam środek przerwanej uprzednio opowieści, kiedy to Nana, wracając do domu z  Tamtego Świata dostrzega spustoszenia spowodowane przez działania wojenne na terenie Jangblizji – ogrom szkód jest nie do opisania, a wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec – wojska Szmaragdowej Pani wciąż się zbroją, by wygrać batalię o władzę. Podczas gdy jedni pragną przeforsować swoje siły, drudzy marzą jedynie o pokoju – paradoksalnie jedno i drugie wymaga działań wojennych.

Drugi tom serii poświęconej Jangblizji zaskakuje jeszcze większą mnogością i różnorodnością postaci – autorka wprowadza do swojej historii nowe gatunki istot, wplata w  narrację szereg bohaterów znacząco wpływających na rozwój wypadków, bez których całość przebiegłaby zupełnie inaczej.
Tym co istotne dla powieści jest jej dwugłosowość – część akcji toczy się w  Jangblizji, część zaś w Tamtym Świecie, rysując tym samym barwną mapę przygód i nie pozwalając czytelnikowi na odpoczynek – zarówno w  jednej, jak i drugiej przestrzeni akcja nie zwalnia tempa. Bardzo wiele w  części tej scen batalistycznych – co chwila dochodzi do starć, nadających całości kolorytu. Nie brakuje scen krwawych, które z  pewnością spodobają się męskiej i starszej grupie czytelników.
Jedynym minusem, tym co momentami „blokowało” mnie w  lekturze była właśnie niezwykła detaliczność. Wydaje mi się, że co jakiś czas autorka mogła „odpuścić” i zostawić miejsce na niedopowiedzenia, jest to jednak moje czysto subiektywne odczucie, z  którym pewnie wielu się nie zgodzi.
Niemniej, Wojna w  Jangblijzi. W  domu to świetny tom drugi, rozpalający ochotę na prędką lekturę części wieńczącej trylogię.
Obyśmy doczekali jej jak najprędzej i oby była równa poziomem lub jeszcze lepsza niż poprzedniczki.
Świetna polska literatura fantasy, mocno baśniowa i oswajająca z  podstawowymi wartościami.
Warta lektury. Zachęcam!

czwartek, 2 października 2014

Labirynt Śniących Książek – Walter Moers


Tytuł: Labirynt Śniących Książek
Autor: Walter Moers
Wydawnictwo: Publicat
ISBN: 9788324591244
Ilość stron: 384
Gdy kilka lat temu zajrzałam do jednego z najcudowniejszych i najbardziej wartych odwiedzenia fantastycznych światów – Camonii – przepadłam i pokochałam go miłością taką, na jaką stać jedynie mola książkowego, zdolnego pojąć czym Miasto Śniących Książek może być i czym jest – spełnieniem wszystkich marzeń o świecie idealnym.
Rzeczywistość utkana przez Waltera Moersa, obdarzonego nieopisanie plastyczną wyobraźnią, której projekcje przelane na papier, są w stanie oczarować, uwieść i całkowicie opętać czytelnika to uniwersum, o istnieniu którego każdy lubujący się w spijaniu liter z powieści, prędzej czy później zamarzy. Przestrzeń, w której chciałoby się być, namalowana słowami tak misternie, że momentami ma się wrażenie całkowitego zespolenia z bohaterami i stania się jednym z nich – tych zakochanych w księgach bibliofilach, specjalizujących się w czytaniu, pisaniu i sprzedawaniu tego co napisane.
Gdy tylko (z nieukrywanym smutkiem i żałością) opuściłam Miasto Śniących Książek, które spłonęło niemalże na mych oczach, niosąc smród spalenizny i rozrzucając tlące się jeszcze skrawki papieru po całym moim świecie na długo po wydarzeniach opisach w powieści, gdzieś w sercu wciąż tliła się nadzieja, że może jednak coś ocalało, że Moers nie pozwoli swoim bohaterom na tak marny koniec, jasno i precyzyjnie sugerujący zagładę kultury czytania i książek. Nie chciałam i nie mogłam się z tym pogodzić. Podejrzewam, że w swoich pragnieniach nie byłam odosobniona – miliony czytelników na całym świecie chciało znów znaleźć się w Camonii, kolejny raz kroczyć labiryntem jedynym w swoim rodzaju i rozkoszować się trwaniem w objęciach Orma.
Wydawało się jednak, że jest to sprawa przegrana i podczas gdy wszyscy pogrążeni byli w żałobie po tym niezwykłym mieście, niezauważony przez nikogo, Książę Cieni powrócił.
Zapytacie: jak to możliwe? Przecież spłonął! Nikt nie jest w stanie powrócić z zaświatów, nawet on! Dla Moersa jednak nie ma nic niemożliwego.
Tworząc Labirynt Śniących Książek, odpowiedział on na głosy fanów i dokonał niewykonalnego – powrócił do życia utraconych, zdawałoby się, bohaterów i po raz kolejny zaprosił do miasta, w którym najważniejsza jest literatura.
Wraz z Hildegunstem zwabionym do Księgogrodu tajemniczym listem, będziemy kroczyć po dwustu latach od ostatnich wydarzeń odbudowanym i na tyle na ile było to możliwe, odrodzonym miastem, który po doświadczonej tragedii stał się siedliskiem jeszcze większych dziwów i kuriozów, np. książek do kupowania w plasterkach niczym kiełbasę. Chociaż dawna świetność już minęła, jego mieszkańcy nadali mu zupełnie nowego znaczenia, wykorzystując to, co pozostało. Jedną z moich ulubionych postaci jest ”gazeta na nóżkach” – cśś. Więcej nie zdradzę.
Książka ta uświetniona jest arcypięknymi szkicami, pobudzającymi wyobraźnię i prowokującymi wzdychania z tęsknoty za światem marzeń, a przewodnik w postaci nieco styranego już i osławionego Rzeźbiarza Mitów, kręcącego się po znanym, a jednak nieco obcym świecie, potęguje wrażenie zagubienia i ponownego uczenia się tego, co zostało utracone, a tym samym pozwala nam na odnowienie przyjemności z kroczenia niezbadanymi wciąż terenami Księgogrodu.
Tym razem częściej niż do antykwariatów, zaglądać będziemy wraz z narratorem do teatrów, wykorzystujących dość niecodzienne formy przekazu i stymulowania wyobraźni. To one staną się nauczycielami historii i strażnikami przeszłości.
By jeszcze bardziej niż po ostatnim zakończeniu podenerwować czytelnika, Moers uciekł się do klasycznego cliffhangera – zawiesił akcję tam, gdzie powinna się dopiero rozpoczynać, każąc w mękach czekać na kontynuację.  Pozostaję pod wielkim czarem jego talentu, bałwochwalczo wręcz chwalę go za wyrażenie wszystkiego tego, co siedzi w głowach czytelniczych moli, pragnących wziąć Hildegunsta pod ramię i wraz z nim udać się do Księgogrodu. Autor nie zrezygnował z literackich zagadek, znajdujących się w nazwiskach bohaterów, będących anagramami, tworząc tym samym coś na wzór własnego camońskiego języka. Strona lingwistyczna zdecydowanie wskoczyła na wyższy poziom niż ostatnio – wpadek składniowych rzucających się cieniem na poprzednią część tutaj nie uraczycie.
Autor bawi się konwencjami, co rusz puszcza do czytelnika oko, licząc na jego oczytanie.
Czym większą wiedze na temat literatury macie – tym przyjemność płynąca z lektury będzie większa. Jestem ciekawa, czy jest na świecie choć jeden człowiek, który zdołał wychwycić wszystkie intertekstualności i zagadki. Ta książka, to prawdziwy labirynt dopracowany w każdym calu, przemierzanie którego jest gwarancją przedniej zabawy.
Piękne wydanie to jedynie skrawek cudowności, jakie kryje w sobie ta publikacja – KONIECZNIE sięgajcie!  Ja, jak wszystkim co stworzył Moers, jestem urzeczona. Wyborny tekst, łączący gatunki, mieszający style, stymulujący wyobraźnię!


Brawa – dla narratora, dla tłumacza i dla tłumaczki tłumaczącej tłumacza – wspaniała robota!

Inne książki Moersa:


http://shczooreczek.blogspot.com/2013/03/bibliofilska-arkadia-miasto-sniacych.html?q=moershttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/09/walter-moers-kot-alchemika.html?q=moers


poniedziałek, 30 czerwca 2014

Ujarzmienie - Jeff VandeMeer


Tytuł: Ujarzmienie
Autor: Jeff VanderMeer
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 9788375153002
Ilość stron: 400
Cena: 36,90zł
Premiera: 2 lipca

Ujarzmienie Jaffa VanderMeera to drugi tom trylogii biorącej pod lupę Strefę X – wciąż niezbadaną  i niebezpieczną.
Oto do zgłębiania jej sekretów powołana zostaje kolejna osoba- mężczyzna, tytułujący się Kontrolerem, śledczy po przejściach, któremu Southern Reach darowuje kolejną, a jednocześnie ostatnią szansę na odbudowanie kariery. Jego poczynania nie są jednak wolne od kontroli: władzę nad nim sprawuje tajemniczy Głos, domagający się szczegółowych raportów i sprawiający wrażenie, znajdującego się tuż obok. Rodriquez, przesłuchując biolożkę i próbując odnaleźć w jej zeznaniach ślady czegoś dotąd niezbadanego, orientuje się, że szansa, którą mu ofiarowano może okazać się zgubna. Kontroler na własnej skórze przekonuje się o istnieniu sił manipulacyjnych i hipnotyzujących. Prowadzenia badań nie ułatwia mu napięta relacja z Grace, wicedyrektorką mającą wdrożyć go w szczegóły śledztwa, której wcale nie uśmiecha się współpraca z nowym szefem. Oboje skrywają przed sobą tajemnice i karmią się półprawdami, co szybko prowadzi do kolejnej katastrofy.
Ich sytuacja staje się alarmistyczna, bowiem Strefa X niespodziewanie zaczyna się rozrastać, za nic mając ustalenia ludzi ją badających.
VanderMeer przekonuje pierwszorzędnie prowadzoną akcją, splotem wątków i tajemnic wykonanym bez zarzutu, bohaterami, skrywającymi niejeden sekret, lukami narracyjnymi na niedopowiedzenia i niewyjaśnione elementy, które z całą pewnością zostaną rozwikłane w kolejnym tomie. Lektura tej powieści to czysta przyjemność, połączona ze strachem o własne życie: oto fikcja zaczyna zacierać granice z rzeczywistością, to co na papierze, wymyka się poza granice książki, czyniąc Ujarzmienie jeszcze mocniej fascynującym.

Po świetnej części pierwszej, dostajemy jeszcze lepszą kontynuację, która wytrąca nas z codzienności i każe jeszcze raz poddać w wątpliwość zaufanie do świata. Jaką masz pewność, że nie jesteś śledzony i obserwowany, a Twoje poglądy sztucznie preparowane? W dobie Internetu mamy wręcz pewność, że inwigilowani jesteśmy nieustannie, na ile jednak się nad tym zastanawiamy? Podobne pytania kiełkują w naszej głowie po refleksyjnej lekturze Ujarzmienia. Wydawać by się mogło, że narracja VanderMeera dotyczy czegoś zupełnie innego, świata nieistniejącego, ciągle jednak miałam wrażenie, że jest niebezpiecznie zbliżony do tego co znamy, a cała fabuła zbudowana na oczywistej aluzji i potencjalności. Jeśli zaabsorbowała Was część pierwsza – ta wręcz Was zahipnotyzuje. I taki – jak sądzę – jest jej cel: pokazać jak łatwo ulegamy manipulacjom i jak daremne są nasze próby ucieczki przed wpływem sił, dążących do zawładnięcia naszymi myślami.
Rewelacyjna szata graficzna autorstwa Piotra Mogilnickiego wchodzi w dialog zarówno z warstwą fabularną, jak i z przesłaniem: wskazuje na umysł jako ośrodek hipnozy i manipulacji, sił zdolnych całkowicie go zmienić. Świetna propozycja!

Zapraszam także na  stronę nad podziw klimatyczną, gdzie oprócz grafiki znajdziecie muzykę uderzająco korespondującą z tekstem. Całość, to perełka, gwarantująca niezwykle emocjonującą przygodę! Jeśli będziecie czytać tę książkę i w tle puścicie sobie poniższą ścieżkę dźwiękową, odbierzecie ją o wiele pełniej. Gorąco zachęcam.
klik

Recenzja poprzedniego tomu:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/05/unicestwienie-jeff-vandermeer.html
 


piątek, 16 maja 2014

Unicestwienie - Jeff VanderMeer


Tytuł: Unicestwienie
Autor: Jeff VanderMeer
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 9788375152937
Ilość stron: 232


Strefa X, to jak podano do oficjalnej informacji ludności miejsce katastrofy ekologicznej, spowodowanej przez wojsko. Co jakiś czas wysyłane są do niej kolejne ekspedycje badawcze, mające zgłębić jej tajemnice. Z misji takich albo się nie wraca, albo wraca zupełnie odmienionym, w ciężkiej kondycji psychicznej, bez szans na dojście do siebie.
Przestrzeń ta ekscytuje i przeraża: każdy chciałby się dowiedzieć, co znajduje się za granicą, jednak niewielu ma odwagę poświęcić własne życie, by doświadczyć nieznanego i wciąż niezbadanego.
Osoby dopuszczane do Strefy X przechodzą ścisłe testy, z których wyłonione zostają jedynie te jednostki, które realnie będą miały szanse nadać sens wyprawie.
Niewielu wie, że Strefa X jest tak naprawdę czymś zupełnie innym, niż zwykło się sądzić. To ziejąca pustka, odizolowany teren, do którego wpuszczani są zmanipulowani i poddawani hipnozom ludzie, mający doświadczyć niepojętych i niezbadanych przemian, po to, by utorować drogę kolejnym ekspedycjom.

Główną bohaterką Unicestwienia jest biolożka, która wraz innymi kobietami (psycholożką, antropolożką i geodetką) bierze udział w dwunastej wyprawie organizowanej przez Southern Rest. Nie poznajemy ich imion - dostarczałyby one zbyt wiele informacji, zbyt silnie świadczyłyby o człowieczeństwie, które nie jest tym, co najważniejsze.
Ich wiedza o celu akcji jest minimalna: zostały wyposażone w mapę (prawdopodobnie specjalnie sfingowaną i do tego dość ogólnikową), broń i przeświadczenie o tym,  że mają kontynuować to, co zaczęli ich poprzednicy. Nie wiedzą kogo i co zastaną na eksplorowanych terenach, nie mają świadomości zła czyhającego za każdym rogiem: zła nienazwanego i nieuchwytnego.
Pierwszym miejscem, do którego udaje im się dotrzeć jest wieża prowadząca w głąb ziemi długimi spiralnymi schodami. To, co odkrywają na kolejnych poziomach wymyka się temu, co było im dotąd znane. Wpływ wieży na ich relacje zdaje się ogromny: kobiety z godziny na godzinę stają się wobec siebie coraz bardziej nieufne, kontrolują się wzajemnie, przyglądają sobie z (nad)czujnością, domagają się wyjaśnień, w które z założenia nie dowierzają. Ich początkowa ostrożność szybko przeradza się w narastającą agresję, a ta w niepohamowaną chęć usunięcia pozostałych uczestniczek. Jest to jednak dopiero początek arcydziwnych wydarzeń, mających źródło u wejścia do odwróconej wieży, której obecność została przemilczana zarówno przez mapy, jak i poprzednich uczestników. Czym zatem jest Strefa X i rządzące w niej prawa? Jak przebywanie w niej zmienia rysy charakterologiczne i psychologiczne? Co sprawia, że każda kolejna osoba ulega dehumanizacji i przestaje logicznie oceniać rzeczywistość?


Jeff VanderMeer stworzył niezwykle ciekawe uniwersum, rzeczywistość będącą swoistym gettem przyszłości - nurtującym, ale niebezpiecznym i nieznanym terenem odseparowanym od reszty świata, o którym krążą jedynie legendy, a poznanie prawdy nie jest dane nawet tym, którzy przebywają w jego wnętrzu. Podczas lektury nieustannie ma się wrażenie czuwania nad całością jakiejś siły wyższej, która niczym Wielkie Oko przygląda się zaplanowanemu przez siebie spektaklowi i raz po raz dowolnie zmienia aktorów i scenografię.
Autor prowadzi również grę na poziomie gatunkowym: książka ta bowiem wymyka się sztywnym klasyfikacjom. Jest równocześnie postapokaliptycznym thrillerem science fiction, jak i studium psychologicznym, kontynuacją odwiecznego pochylenia się nad pytaniem o źródło zła. Jest w niej wiele elementów, które zadowoloną zarówno wytrawnych miłośników prozy oscylującej wokół tematyki eksplorowania skażonych, niezbadanych terenów, skrywających w sobie niebezpieczeństwo i szaleństwo.
Tym, co niezwykle ważne dla tej powieści jest atmosfera: umiejętnie stworzony klimat nieustającego niepokoju, eskalacja przerażenia i szaleństwa. Strefa X to przestrzeń groźna, ale i zniewalająca tajemniczością budowaną wokół niej przez niemalże wszystkich. Kobiety w powieści symbolizują zaś everymana, bohatera-każdego: wbrew pozorom bowiem jest do powieść możliwa do odczytywania na wielu poziomach - podobnie jak wiele ma ich odwrócona wieża.
Zachęcam Was do ich eksplorowania!

Przykuwająca uwagę, hipnotyzująca okładka świetnie oddaje charakter książki, podobnie jak muzyka nią inspirowana, do której odsłuchania zachęcam równie mocno: https://soundcloud.com/kixnare/music-inspired-by-book 

piątek, 25 kwietnia 2014

Błękit szafiru – Kerstin Gier


Tytuł: Błękit szafiru
Seria: Trylogia czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323778226
Ilość stron: 364

Błękit szafiru stanowi drugą część Trylogii Czasu – opowieści snutej przez Kerstin Gier, bestsellerową autorkę niemiecką. 
Tom ten rozpoczyna się w miejscu, w którym zawieszona została Czerwieńi rubinu – gdy Gwendolyn i Gideon wracają z początku XX wieku, gdzie po raz pierwszy dali ponieść się, rodzącemu się  w nich uczuciu zakochania. Wszystko wskazuje jednak na to, że ich związek nie będzie rozwijał się zgodnie z zarysowanymi w wielu podobnych książkach ramami. Choć już czytając tom pierwszy, wyczułam nieszczerość Gideona w stosunku do Gwen, dopiero teraz została ona faktycznie wyciągnięta na powierzchnię i zaprezentowana w całej okazałości.
Zanim jednak do tego dojdzie, bohaterowie będą musieli poradzić sobie na soirée, do którego byli sumiennie przygotowywani. Na nim to, Gwen ma bliżej poznać się z hrabią de Saint Germain, któremu wbrew powszechnym oczekiwaniom wcale nie ufa. Jej zadaniem będzie także przekonanie się o winie lub jej braku Paula i Lucy, którzy od lat są ścigani jako przestępcy i zdrajcy, zagrażający realizacji odwiecznego planu.

Część ta wprowadza kilka nowych, ciekawych postaci, nadających jej charakteru, a w wielu miejscach także i humoru. Niewątpliwym asem powieści jest Xemerius – duch demona w postaci kamiennego gargulca. To jego wypowiedzi i nieuchwytna dla wszystkich poza Gwen obecność sprawia, że prezentowane wydarzenia widzimy poprzez inny pryzmat – jego istnienie jest dopełnieniem akcji. Jest on niejako szpiegiem bohaterki, jej trzecim okiem, zdolnym wejść wszędzie tam, gdzie jego obecność z pewnością byłaby niepożądana, gdyby ktokolwiek się jej domyślał, dzięki czemu dziewczyna jest w posiadaniu informacji, których w żaden inny sposób nie mogłaby pozyskać, a które są jej niezbędne do zrozumienia sytuacji w jakiej się znalazła. Xemerius jest także jej suflerem – gdy tylko bohaterka nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości historycznej, duch spieszy jej z pomocą, prezentując kolejne postaci czy też tłumacząc niezrozumiałe słowa. Jego wsparcie jest zatem nieocenione, a jego obecność nadaje całości niewyrażalnego uroku.
Choć nie szczędzi on szczerości i nieraz gorzkiej prawdy, jest jednocześnie pocieszycielem i wybawicielem, tryskającym humorem, a nierzadko także i raczący innych sardonicznym uśmiechem.
Kolejną wprowadzoną postacią jest dziadek Gwen, z którym ta spotyka się w przeszłości. Liczę na to, że to on okaże się jokerem Zieleni szmaragdu.
Tom ów zawieszony zostaje w podobnej sytuacji co poprzedni: gdy sytuacja uczuciowa bohaterów po raz kolejny się komplikuje, stawiając na szali ich dotychczasowe relacje.  Autorka wierna jest stosowanym już raz rozwiązaniom fabularnym, spinając nie tylko poszczególne tomy, ale i całą serię klamrą kompozycyjną.

Błękit szafiru pod względem językowym utrzymany jest na podobnym poziomie, co część wcześniejsza. Stanowią one spójną całość, tak silnie się zlewającą, że podczas czytania książek jedna po drugiej miałam wrażenie ciągłości, nie zaś rozdzielenia na tomy. Śladem podziału są jedynie okazjonalne i lakoniczne przypomnienia niektórych co ważniejszych postaci i wydarzeń, rozgrywających się w Czerwieni rubinu, zwłaszcza zaś epizodycznych, o których czytelnik mógł dotąd zapomnieć.
 Jeśli więc spodobała Wams się poprzednia część i wciąż macie ochotę na kontynuowanie śledzenia losów podróżników w czasie, zachęcam Was do lektury.

Poprzedni tom:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/czerwien-rubinu-kerstin-gier.html



wtorek, 15 kwietnia 2014

Mroczne umysły - Alexandra Bracken


Tytuł: Mroczne umysły
Autor: Alexandra Bracken
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 9788375150476
Ilość stron: 456
Cena: 36,90 zł

Podczas gdy w naszym kraju wskaźnik przyrostu naturalnego spada, za zachodnią granicą – w potężnej Ameryce – panuje kryzys i rząd postanowił pozbywać się dzieci, w ich mniemaniu zagrażające mocarstwu.
Po wstępnej selekcji, na której przydzielano poszczególne osoby do grup Zielonych, Niebieskich, Żółtych, Pomarańczowych i Czerwonych, bohaterowie trafiali do tzw. obozów rehabilitacyjnych. W powszechnej opinii utrzymywało się przekonanie, że dziecko kończące dziesiąty rok życia musi zostać tam zesłane, by ktoś mógł sprawować kontrolę nad jego mrocznym umysłem, którego moce właśnie się uaktywniały.  W związku z tym, wielu młodych ludzi, gdy tylko osiągało ten wiek i przejawiało zdolności Psi – znikało. Rodzicom wmawiano, że to groźna choroba OMNI - ostra młodzieńcza neurodegeneracja idiopatyczna, dziesiątkująca kraj.
Jedną z osób wysłanych do obozu była Ruby – dziewczyna, będąca w mocy wpływać na myśli i chcenia innych, wdzierać się do ich umysłów, przeglądać wspomnienia, a także zupełnie je wymazywać. Podczas selekcji ukryła swoje zdolności, by zamiast do Pomarańczowych zostać skierowaną do Zielonych – była to jej jedyna szansa na przetrwanie. Jak się okazało, oprócz niej, przeżył tylko jeden przedstawiciel jej  „rasy”.  Dziewczyna dokłada wszelkich starań, by zbiec z obozu i dotrzeć do Uciekiniera - Pomarańczowego, który – ma nadzieję – nauczy ją panowania nad swoimi umiejętnościami.

W dystopijny świat spod pióra Alexandry Bracken – młodziutkiej autorki, okupującej listy bestsellerów – wkradają się oczywiście elementy ocieplające trudną rzeczywistość. Są to wartości, które mimo wszelkich systemowych potworności przetrwały w niektórych jednostkach: bezinteresowność, życzliwość, szczera troska, przyjaźń, serdeczność, pomocność i oczywiście miłość. Istnienie tych abstrakcyjnych pojęć wciąż daje nadzieję na zmianę i nie pozostawia czytelnika z wrażeniem skrajnego pesymizmu i bezsensu. Choć Ruby, stanowiąca silną, choć nieumiejętnie posługującą się swoimi zdolnościami dziewczynę, spotyka na swojej drodze postaci przeróżne, najczęściej zaś łowców lub przywódców organizacji, pragnących wykorzystać jej moce dla własnych celów, wciąż nie traci kiełkującej w niej ufności do innych. Dzięki niej udaje jej się nawiązać relacje z Liamem, Zu, Pulpetem, w których podobnie jak w niej, ocalało człowieczeństwo i pragnienie dobra.
Choć pomysł na fabułę innowacyjny nie był, dzięki umiejętności autorki do budowania dynamiki i obrazowego przedstawiania kolejnych wydarzeń, zyskał on na mocy oddziaływania. Odświeżona została tu idea świata, w którym to dzieci muszą zawalczyć o przyszłość i to one stanowią zagrożenie, przede wszystkim poprzez łatwość ulegania manipulacjom i nieposkromioną naiwność.
Dobra realizacja znanych już z wcześniejszych tekstów kultury motywów sprawiła, że książka ta szturmem wbiła się na listy bestsellerów.

Mroczne umysły to test pop, zawierający wszystkie elementy, mogące przykuć uwagę nastolatków, do których jest adresowany: chłopcy znajdą w niej sztafaż sensacyjny, dziewczyny zaś z pewnością ucieszą się z wątku miłosnego – oczywiście trójkąta uczuciowego, który wpłynie na przebieg wydarzeń wyższych rangą.
Bohaterowie Bracken to postaci dynamiczne: zwłaszcza Ruby, która z dziewczyny nieporadnej szybko przemienia się w samoświadomą posiadaczkę zdolności, mogących zarówno nieść ochronę jak i siać zniszczenie. Jej przemiana nie jest jednak szokująca dla czytelnika. W przestrzeni, w której do metamorfozy dochodzi, jest ona niemalże niezauważalna: wydaje się wręcz, że bohaterka nie jest w stanie niczego się nauczyć i wszelkie jej próby spełzają na niczym. Dopiero po zmianie otoczenia i przeciwnika, ujawnia się jak wiele udało jej się osiągnąć.
Tym, co mnie zawiodło było bardzo pobieżne potraktowanie sytuacji w obozach – tak naprawdę niewiele wiemy o tym, to tam się działo, bowiem bohaterce niemalże natychmiast udaje się z Thurmond zbiec. Szkoda – brakuje nam naświetlenia sytuacji z perspektywy więźniów. Nie wiedząc czego doświadczali, pozostajemy jedynie w sferze domysłów i niedopowiedzeń. Podobnie sprawa samej choroby – jest i tyle. Skąd się wzięła, dlaczego władze zareagowały na nią tak dramatycznie? Odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy, co powoduje spory niedosyt już na samym początku, a tym samym ustawia nasz odbiór lektury.
Choć pierwsza połowa jest nieco chaotyczna, posiadająca wiele elementów niejasnych, a przez to momentami nużących dla czytelnika, który brnie przez nią opornie, po przekroczeniu bariery nudy (w okolicach końca) zaczyna się prawdziwie emocjonalna przygoda, przekreślająca wcześniejszą nijakość. Wydarzenia piętrzą się jak stosy kserówek przy biurku sumiennego studenta, a każde ich delikatne naruszenie sprawia, że całość podążą w przeróżnych kierunkach. Autorka decyduje się na kompozycję otwartą zapowiadającą kolejny tom, jest to jednak wybór, który stanowi jednocześnie układ klamrowy – wydarzenie, kończące pierwszą część jest zwielokrotnionym i przeniesionym na innego lustrzanym odbiciem tego, co zdarzyło się na początku.
Mimo kilku mankamentów, z wielką chęcią sięgnę po drugi tom, mając nadzieję na wypełnienie luk i emocjonujący ciąg dalszy.

czwartek, 2 stycznia 2014

Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem - Abigail Gibbs


Tytuł: Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem
Autor: Abigail Gibbs
Wydawnictwo: Muza
ISBN: 9788377584897
Ilość stron: 560
Cena: 39, 99 zł


Po raz kolejny trafiłam na książkę, o której ciężko pisać bez przyspieszonego tętna i wracania raz po raz do świata stworzonego przez autorkę – choć bardzo młodą, to niewyobrażalnie utalentowaną.

Do książki tej podeszłam po trosze na zasadzie doświadczenia – wiele było wokół niej szumu, wszak jej twórczyni początkowo publikowała ją w odcinkach na swoim blogu, zyskując niebagatela 17 milionów wejść, co uczyniło z niej niekwestionowane zjawisko na skalę światową, zwłaszcza że tekst ów stanowił kolejną, angielską odpowiedź na amerykańską sagę Zmierzch, zaś prawa do jego publikacji sprzedano do 19 krajów – a ja lubię być wobec szumnych powieści podejrzliwa, ale też – o, Matko Marketingu – ciekawska.

Nie jestem kompulsywną zbieraczką publikacji poświęconych wampirom – jako postaci literackie są one dla mnie zupełnie obojętne – akceptuję ich istnienie, lubię sobie o nich poczytać, ale nie stanowią też centrum moich czytelniczych upodobań ani też ośrodka badań.

Abigail Gibbs sprawiła jednak [zaraz po Sherrilyn Kenyon, choć u niej linia fabularna opierała się na czymś zgoła innym], że wampiry zaczęły mnie prawdziwie intrygować, a nawet toczyć ze mnie krew – bo ta niemalże lała się ze mnie wraz z potem podczas lektury – i to jest komplement.

Siedemnastoletnia Violet, to dziewczyna zadziorna i nieskrępowana w wyrażaniu swojego zdania, jakkolwiek niesprzyjające byłyby ku temu okoliczności. Nawet w obliczu zagrożenia życia, nic nie było wstanie stępić jej ciętego języka, co prawdopodobnie stało się z jednym elementów ważących nad tym, że, paradoksalnie, udało jej się uniknąć śmierci mimo bycia świadkiem masowego mordu na Trafalgar Square. Na skutek przypadkowego zdarzenia, wciągnięta została ona w świat, który dotąd pozostawał dla niej jedynie przestrzenią zarezerwowaną dla fikcyjności. Poznała bogatego arystokratę o wampirycznej proweniencji, co dalece skomplikowało ich wzajemne relacje. W praktyce została ona przez niego uprowadzona i przetrzymywana w nieprzyzwoicie luksusowej rezydencji, gdzie zatrzymał się czas, a w kieliszkach podawano krew zamiast szampana. Powinna stać się tym, kim reszta sprowadzanych kobiet – zabawką do gryzienia, upuszczania świeżej krwi, branką zaspokajającą wszelkie potrzeby, tak się jednak wcale nie dzieje. Oto Violet wtłoczona w mroczną (nawet nie wie jak bardzo!) rzeczywistość, powoli zaczyna w nią wnikać, coraz mniej pragnąć powrotu do domu, a coraz bardziej dając upust swoim żądzom.
Ucieleśnieniem jej wszystkich pragnień staje się niebezpieczny i równie nieokrzesany Kaspar – jej wybawca, a przy tym następca tronu, z którym zaczyna łączyć ją namiętność, na którą żadne z nich nie powinno sobie pozwolić. Stawką w tej grze jest bowiem coś więcej niż nieprzyzwoitość i społeczne wykluczenie płynące ze związku człowieka z wampirem, lecz pokój między wymiarami.

Gibbs skonstruowała fabułę godną największych weteranów literatury. Mimo że od początku akcja budowana była niezwykle precyzyjnie, raz po raz pogłębiając elektryzujące napięcie, to przez ostatnie sto stron wprost gotowałam się z emocji, gorączkowo kartkując książkę w poszukiwaniu rozstrzygnięcia, które – o ironio – nie nastąpiło, urywając akcję w momencie przełomowym.

Co ciekawe i dość wyjątkowe w gatunku – akcja wcale nie jest skoncentrowana na seksie, będącym główną osią, wokół której skoncentrowana została akcja ani na rozbuchanej erotyce – owszem, napięcie seksualne między bohaterami jest odczuwalne i nadaje narracji magnetyzmu, ale oni – w odróżnieniu od innych postaci literatury wampirycznej – potrafią je poskromić i w ten sposób zintensyfikować potencjał.
Seks nie jest dominantą, lecz jedynie wątkiem epizodycznym, koniecznym przy pisaniu o wampirach, będących ucieleśnieniem ideału kochanka, ale też przy konstruowaniu historii związków  w ogóle, którego ten element jest koniecznym dopełnieniem.
Tym, co jeszcze wpływa na jakość książki, jest dwutorowa narracja, prowadzona zarówno z perspektywy Violet jak i Kaspara, dzięki czemu możemy na bieżąco kontrolować przebieg zdarzeń z dwu odległych od siebie spojrzeń, w których niespodziewanie szybko zacznie zacierać się granica między tym co wampirze, a tym, co człowiecze.

Przy okazji mówienia o tej książce przychodzą mi do głowy same sformułowania dalekie od tradycyjnego komplementowania. Nic jednak nie poradzę na to, że podczas lektury było mi aż niedobrze od spotęgowania wrażeń i że jednocześnie chciałam ją pospiesznie czytać dalej, jak i odrzucać, bo wręcz omdlewałam z emocji. Napięcie z każdą stroną narastało, nawarstwiało się, intryga się zgęstniała, a ja nie mogłam złapać tchu – emocje te wciąż są żywe, a pisanie o nich powoduje wręcz ich eskalację!

Obłędna lektura!
Ale uwaga – to wampir czasowy!;)



PS Zaczynać rok takimi lekturami to wielka poprzeczka dla kolejnych :)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Upadające królestwa - Morgan Rhodes


Tytuł: Upadające królestwa
Autor: Morgan Rhodes
Wydawnictwo: Gola
ISBN: 9788364252013
Ilość stron: 512

Fantastyka jest chyba dziś jednym z nielicznych gatunków, który mimo wielu tradycyjnych rozwiązań potrafi mnie jeszcze zaskoczyć. I to jak!

 Upadające królestwa stanowią tom otwierający trylogię Morgan Rhodes, która wcześniej wydała już kilka książek pod pseudonimem Michelle Rowen.
W kręgu jej zainteresowań znajdują się fotografia, podróże, telewizyjne reality show.

Akcja powieści rozgrywa się w Mytice, krainie składającej się z trzech państw, którymi są Limeros, Auranos i Paelsia.

Auranos jest krajem bogatym, żyznym i rozwijającym się, zaś dwa pozostałe znajdują się na skraju upadku. Brak w nich charakterystycznej dla urodzajnych przestrzeni zieleni, dominują jedynie chłód i kamienie. Niestety kraje te zamiast współpracować i wspólnie poradzić sobie z zaistniałą sytuacją wciąż ze sobą konkurują, w efekcie czego ambicje własne są przedkładane nad dobro ogólne. Magia zanika, a królestwa coraz bardziej chylą się ku zagładzie.
Związane jest to z historią trzech sióstr czarodziejek, które w pradawnych czasach władały magią. Posiadały one cztery kamienie, mające ogromną moc, które rozdzieliły między siebie po śmierci jednej z nich. Dziś są one najpilniej poszukiwanymi przedmiotami, niosącymi nadzieję na władzę i potęgę. Motyw ów, choć tak często i chętnie eksploatowany przez twórców literatury fantasy, zdaje się tutaj nieodzownym elementem fabularnej układanki.
Artefaktów owych poszukiwać zaczynają władcy Myticy. Wiedzą, że ich historia nieodzownie łączy się z przepowiednią, dotyczącą narodzin dziewczynki o ogromnej mocy, zdolnej zmienić oblicze kraju.
Gdy więc dziecko te przychodzi na świat, zostaje natychmiast odebrane matce i wychowywane przez jednego z władców jako własne. Dziewczyna ta, okaże się nieposkromiona i niepokorna, trudna do okiełznania, co odbije się echem na całej historii.

Jest to jedynie początek nieuniknionych splotów wydarzeń, które łącząc się ze sobą tworzą barwną mozaikę i emocjonującą całość. Ta powieść to samonapędzająca się machina: wystarczył impuls, by pomknęła do przodu, nie czekając aż czytelnik zaczerpnie tchu. Mało w niej przewidywalności, bo tak naprawdę zdarzyć może się wszystko: trudno przewidzieć, na które rozwiązanie zdecyduje się autorka, w którą stronę zboczą bohaterowie, jakie podejmą decyzje i jakie te poniosą ze sobą konsekwencje. Autorka nie sili się na subtelności: krew leje się strumieniami, bohaterowie umierają w najmniej oczekiwanych momentach, muszą reagować natychmiast i pozbywać się młodzieńczej pyszałkowatości, by zapobiec nadciągającej katastrofie. Jeśli więc macie tendencje do szybkiego przyzwyczajania się do postaci, przy tej książce będziecie musieli od tych przyzwyczajeń się uwolnić. O jakichkolwiek sympatiach nie ma bowiem mowy – tutaj decydują sekundy i milimetry, pisarka nie ma litości, bezwzględnie pozbawia życia i daleka jest od taniej ckliwości.
To prawdziwie ekscytujący kocioł, niewolny od intryg, spisków, wojen, legend, magii i… miłości. Bez niej żadna powieść nie utrzymałaby się w ryzach. Rhodes namalowała słowem tak wiele postaci, o tak różnych rysach charakterologicznych, że wciąż nie mogę wyjść z podziwu. Ich mnogość dodaje książce blichtru. Nie jest to jednak tanie efekciarstwo, lecz intencjonalny zamysł i realizacja.
 Tym, co cenię w literaturze fantastycznej to podział na rozdziały, którego nierzadko brakuje.
Rhodes okazała czytelnikowi szacunek szatkując akcję w odpowiednich momentach, nie męcząc wydłużającymi się w nieskończoność etapami, które trzeba mozolnie przemierzać.
Krótkość rozdziałów zwiększa dynamikę książki, korzystnie wpływa na jej odbiór, dodaje skrzydeł podczas czytaniaJ

Mimo wierności tradycyjnym schematom powieści fantasy i występujących w niej wątkach, autorka przekuła swój pomysł w sukces literacki. Wykorzystując to, co znane i z czym odbiorca zdążył się już obyć, zbudowała narrację pełną zaskoczeń i intrygujących rozwiązań.
Przy tej książce nie sposób się nudzić!
Jedyna moja obawa dotyczy kolejnych tomów – czy tak wysoko zawieszona poprzeczka nie okaże się kluczem do porażki? Mam ogromną nadzieję, że nie, byłaby to bowiem ogromna strata.

Polecam!

niedziela, 15 grudnia 2013

Ziemiomorze – Ursula K. Le Guin


Tytuł: Ziemiomorze
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 978-83-7839-665-9
Ilość stron: 944
Cena: 69,90 zł
Gdy ponad trzydzieści lat temu w Polsce ukazał się znakomity Czarnoksiężnik z Archipelagu Urszuli K. Le Guin w przekładzie Stanisława Barańczaka, zyskała ona niezliczone rzesze fanów, wiernie oczekujących kolejnych tomów powieści, do dziś cieszącej się niesłabnącym zainteresowaniem. W jej przypadku porównania do Tolkiena i Lewisa nie są przesadzone – z powodzeniem mogłaby ona wraz z nimi zasiadać na panteonie władzy nad fantastyką.
Dziś, przed polskim czytelnikiem nie lada gratka: oto cykl poświęcony czarnoksiężnikowi Gedowi i jego perypetiom zebrany został w jednym tomie – tomie wydanym z ogromną dbałością o jakoś, zarówno techniczną jak i estetyczną. Twarda oprawa, mapy imitujące wiekowe dokumenty, wytrzymałość – ważne elementy przy wydaniach całościowych.

Malowany przez Le Guin świat to przestrzeń rojąca się od wysp zamieszkałych przez smoki i otoczonych aurą tajemniczości. Tym, co stawiane jest w nim na pierwszym miejscu, to utrzymanie równowagi między tworzącymi go siłami.

Na serię składają się tomy:  Czarnoksiężnik z Archipelagu, Grobowce Atuanu, Najdalszy Brzeg, Tehanu, Inny Wiatr i Opowieści z Ziemiomorza.

Przez życie przemierzamy wraz z głownym bohaterem, Gedem, którego losy śledzimy, począwszy od najmłodszych lat i początków zdobywania doświadczenia w świecie magii aż do momentu, gdy zaczęto wykorzystywać ją (a często i utożsamiać) jako narzędzie w rękach zła. Stała się ona atrybutem tego, co niszczące i siejące zamęt.
Zanim jednak do tego doszło, Ged, jako obdarzony niezwykłymi zdolnościami czarodziej, szybko stał się Arcymagiem, mającym pomóc Najwyższej Kapłance Archipelagu w ucieczce z labiryntu ciemności.
Niestety, ich plany pokrzyżuje zaburzająca się właśnie równowaga Ziemiomorza, nad którym kontrolę zaczęły przejmować siły zła, obracając tym samym wniwecz odwieczne pragnienie harmonii.
Za zasłoną fantastycznego sztafażu historii spisanej przez Le Guin, skrywa się opowieść o czymś znacznie donioślejszym: o dojrzewaniu i odkrywaniu harmonii nie tylko w świecie, ale też w samym sobie. Oto historia o młodzieńczym wichrzycielu, który przemienia się wraz z upływającymi latami i nabywaniem doświadczeń w człowieka pełnego mądrości, pozbawionego pychy przynależnej do adolescencji, a także mającego świadomość tego, że nie wszystko zdolni jesteśmy zmienić jedynie siłą ludzkich rąk.
Le Guin zwraca czytelnikowi szczególną uwagę na to, że zdobycie władzy niezmiennie wiąże się z odpowiedzialnością, która ta za sobą pociąga – czym potężniejsi jesteśmy, tym nasze zaangażowanie w losy innych musi być większe.

O tym, jak wielką wartość, nie tylko literacką, ale też życiową stanowią jej książki, świadczą rozliczne analizy, którym te były poddawane. Upodobali je sobie nie tylko krytycy literaccy, literaturoznawcy, ale także psychologowie i socjologowie, doszukujący się w  niej elementów, mogących korzystnie wpłynąć na badania w ich dziedzinach.
Uniwersalność tej serii dokumentują lata  popularności, którą wciąż się cieszy. To książki, które weszły już do klasyki, jako dzieła o wymiarze ogólnoludzkim. Psychomachia tocząca się na jej kartach, to nie tylko efekt walki sumień głównych jej bohaterów, ale też alegoria żucia ludzkiego w ogóle.
Nie jest to zatem dzieło, mające moc sprawczą jedynie u zagorzałych czytelników fantastyki: znajdzie ono odbiorców, podobnie jak dzieła Lewisa i Tolkiena, u każdego człowieka obcującego z literaturą, ukierunkowanego na spotkanie z dziełem najwyższej próby.
Nie jest to dzieło równe dzisiejszym wytworom kultury masowej, lecz obfity zdrój mądrości i kopalnia refleksji, do odkrywania na wielu poziomach analiz.
Rewelacyjny tekst, który jeszcze długo będzie odbijał się echem w literaturze światowej.
Zebranie w jednym tomie całej serii było posunięciem doskonałym – dzięki całościowej lekturze, czytelnik może raz po raz odkrywać to, co niewyjaśnione, może badać przestrzenie międzywierszowe, wracać do tego, co zostało ujawnione dopiero w późniejszych tomach, a co znacząco oświetla części poprzednie. Nie jest to oczywiście cykl bez wad, ale te blakną zupełnie, gdy spojrzy się na niego z dystansem i zrozumieniem.
Wspaniała lektura, doskonały pomysł na prezent świąteczny, ale też każdy innyJ Perełka, którą warto mieć i wielokrotnie czytać. Uniwersum uzależniające i oddające z nawiązką poświęcony mu czas.
Ogromnie polecam!

piątek, 13 grudnia 2013

Dom tajemnic – Chris Columbus, Ned Vizzini


Tytuł: Dom tajemnic
Autor: Chris Columbus, Ned Vizzini
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324019625
Cena: 34,90 zł
Ilość stron: 512
Sięgając po Dom tajemnic bałam, się, że jego reklama zaprogramowana została na wyrost: oto J.K. Rowling zachwala dzieło człowieka, który wcześniej docenił jej własne, robiąc z niego kinowy hit – znany wzór popierania działań ludzi z naszego kręgu, którzy mogą nam się odwdzięczyć w odpowiednim czasie, napędzając koło wzajemnych uzależnień i płynących z nich korzyści. Takim reklamom nie ufam.
I choć zaintrygował mnie slogan „Książka reżysera Harry’go Pottera”, wcale nie zorganizował on mojego pozytywnego myślenia o książce. Raczej włączył czujność.

I jakże pozytywnie mnie Chris Columbus i Ned Vizzini zaskoczyli! Oto porwali mnie oni w świat, w którym zawsze chciałam się znaleźć – świat książek.
Nie, nie tak jak każda inna książka – oni zrobili to dosłownie.
Ich bohaterowie, podobnie jak kiedyś bohaterowie Funke zostani porwani w rzeczywistość książki, by tam przeżywać kolejne przygody.

Kordelia, Eleonor i Brendan to trójka rodzeństwa, właśnie wprowadzającego się do nowego domu (pamiętacie Serię Niefortunnych Zdarzeń? Sporo tu inspiracji!). Wraz z rodzicami szukali oni czegoś co nie przekracza ich możliwości finansowych, aż trafili na niezwykły dom, który powinien być warty niebotyczną sumę, a okazuje się tani jak barszcz. Rodzina z radością wprowadza się do posiadłości, należącej niegdyś do tajemniczego pisarza, Denvera Kristofa. Już pierwsze chwile w domu okazują się niezwykle tajemnicze i… groźne. Bohaterowie, jeden za drugim natykają się na łysą kobietą – raz przemieniającą się w posąg, innym razem przybierającą postać miłej sąsiadki, zawsze jednak budzącej niepokój.
Gdy jeszcze pierwszego dnia kobieta staje u ich drzwi, wszystko wokół się zmienia.
Kobieta okazuje się Wichrową Wiedźmą – potomkinią Króla Burz, czyli Denvera Kristoffa, pragnącą odzyskać pewną książkę, niosącą ze sobą wielką moc, do której dostęp zablokował jej ojciec. Swoją szansę upatruje w odwadze rodzeństwa, toteż bez ich zgody przenosi ich do świata zbudowanego z trzech książek spisanych przez właściciela ich nowego domu, a jej tatę.
W nich to, młodzi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z nieprzewidywalnymi piratami, Ruchem Oporu, olbrzymami, a przede wszystkim – własnymi słabościami i egoistycznymi pobudkami, na które tak silnie liczy Wichrowa Wiedźma, żądna jedynie władzy i potęgi.
Rodzeństwo walcząc z tym, co napotkają na swojej drodze, muszą utorować sobie powrotną drogę do domu, który wydaje się teraz czymś zupełnie nierzeczywistym.
Także i dzieci zdają się w pewnym momencie bardziej interesować fikcją, w którą zostali wtopieni, niż zamiarem powrotu do domu, który jak się wydaje – zupełnie porzucili.
Tym, co mnie rozczarowało było zakończenie.
Śmierć i ofiary ponoszone przez bohaterów były w książce oczywiste – dlaczego więc postanowiono pewne rysy ułagodzić, wydarzenia anulować? Wszystko to arcysłodkie i nie na miejscu. Rozumiem, że miało udowodnić, że wszystko kończy się dobrze, dobro zwycięża nad złem, pieniądze same wpływają na konto, a jednak mam nieodparte wrażenie, że można było zrobić to zupełnie inaczej, niekoniecznie realizując – bądź co bądź – plany Wichrowej Wiedźmy co do egoistycznych zapisów w księdze.
Ale cśśś… nic więcej nie zdradzę!

Dom tajemnic to pierwszy cykl przygód rodzeństwa, zapowiadający serię niebywale wciągającą! Czytając ją już wyobrażałam sobie stworzony na jej podstawie film, dorównujący efektami Harry’emu Potterowi.
Przestrzeń starego, okazałego domostwa, skrywającego zatrważające tajemnice, imponujące pomieszczenia, monumentalna biblioteka wypełniona po brzegi starymi księgami, otwarte morze pełne pirackich statków i krwiożerczych rekinów, potężna Wichrowa Wiedźma i jeszcze bardziej mocarny Król Burz – to elementy, które doskonale sprawdzą się na dużym ekranie. I nie wyobrażam sobie, by to się mogło nie udać! Bardzo wyraźnie widać, że autorem książki jest reżyser, bowiem jej filmowość jest wręcz namacalna.

Dom tajemnic zaoferował mi godziny pełne intrygujących przygód. Autorzy nęcili mnie i wabili, fascynowali i budzili grozę.
Bohaterowie, choć czasem irytujący, pokazali jednak prawdziwe relacje międzyludzkie, mieli swoje słabostki, byli pyszni, czułostkowi, zaskakujący.
Czy można chcieć czegoś więcej od powieści dla młodzieży?
Pomimo kilku niedociągnięć, bardzo dobra książka – i wcale nie dlatego, że poleca ją Rowling.

sobota, 7 grudnia 2013

Republika złodziei – Scott Lynch


Tytuł: Republika złodziei
Autor: Scott Lynch
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374803984
Ilość stron: 680
Cena: 45 zł

Nazwanie „donośnym głosem w gatunku fantasy” przez George’a R.R Martina nobilituje.
Wydanie dwu tomów powieści, które dla czytelników stały się doskonałą realizacją, powodującą, że z wypiekami na twarzy oczekiwali części kolejnej, motywuje i zmusza do ciągłej pracy nad jakością swojej twórczości i chęcią spełnienia oczekiwań odbiorców.
Zdarza się jednak tak, że na skutek życiowych zawirowań, pisarstwo trzeba odłożyć na dalszy plan i zmusić czytelników do cierpliwości, dając nadzieję na wydanie kolejnego tomu, lecz nie precyzując kiedy to nastąpi.
Podobnie rzecz miała się z Lynchem, który i od polskich czytelników oczekiwał kredytu zaufania, który ci – chętnie w nim złożyli, licząc na ogromne literackie odsetki.

Wydając Republikę złodziei Lynch ich nie zawiódł, udowadniając, że dobrze zainwestowali swoje nadzieje. Mało tego, że nie zawiódł – przerósł oczekiwania i przeskoczył poprzeczkę narzuconą przez samego siebie. Pobił swoje własne możliwości, konstruując fabułę tak wciągającą, że nie sposób nawet zaczerpnąć tchu, śledząc kolejne losy Locke’a. Jego oszustwa są nie tylko przyczynkiem do fascynującej intrygi, lecz także pretekstem do obwarowywania tekstu humorystycznymi formułami, nadającymi jej kolorytu i wyróżniającymi cykl na tle innych jemu podobnych.

Niecni Dżentelmeni zamieniają się na powrót w szczyry lądowe. Opuszczają przestrzeń morską, by na dobre zakotwiczyć się w mieście. Spektakularna klęska, którą ponieśli wcale ich nie demobilizuje. Wręcz przeciwnie – fakt, że ledwo uszli z życiem zdaje się wpływać na nich inspirująco. Tym dziwniejsze wydaje się ich zachowanie, że Locke tak naprawdę powoli umiera – jego ciało toczy choroba spowodowana trucizną, na którą nikt nie zna antidotum.
Gdy Locke zaczyna już iść w stronę światła, na scenę jego życia wkracza tajemnicy więzimag, oferujący mu propozycję, która może przynieść mu jedynie korzyść. W zamian za oczyszczenie ciała przy użyciu magii, musi stać się pionkiem w politycznych rozgrywkach między magami, którzy właśnie rozpoczynają swoje wybory. 
Sprawa nie jest jednak tak prosta: proces zdrowienia będzie tak bolesny, że lepsza byłaby śmierć. Gdy zdaje się, że nieustraszony dotąd Lamory zdecyduje się na bliską śmierć, mag wspomina o kobiecie z jego przeszłości, czyniąc swoją propozycję o wiele bardziej interesującą….


Lynch po raz kolejny udowodnił jak precyzyjnie potrafi tkać ze słów – przeplata on zabawne partie dialogowe fabułą zbudowaną z największą maestrią. Zdaje się, że pochwały autora Gry o tron nie są jedynie czczą gadaniną i reklamą bez związku z realiami, lecz odpowiednim komentarzem do rodzącego się talentu fantastyki, który nie był jedynie przebłyskiem doskonałości, jak twierdzono po pierwszym tomie, lecz wciąż jaśniejącą na firmamencie swojego gatunku gwiazdą. Język – doskonały, styl – doskonały, fabuła – doskonała.
Czyż nie na takich pisarzy czekamy?

Polecam!
 

środa, 4 grudnia 2013

Kłamstwa Locke’a Lamory – Scott Lynch


Tytuł: Kłamstwa Locke'a Lamory
Autor: Scott Lynch
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374803946
Ilość stron: 556
Cena: 39 zł

Są takie cykle książek, co do których jeszcze przed lekturą nie ma się wątpliwości, że będą wyjątkowe. Nie inaczej było z serią poświęconą Locke’owi Lamorze, który zawładnął mną już od pierwszych przeczytanych stronic, zapewniając dni po brzegi wypełnione ciągiem przygód tak nietuzinkowych, że nawet jesienna chandra nie dała sobie z nimi rady, ponosząc sromotną klęskę w boju z literaturą i autorską wyobraźnią.

Locke to szef gangu Niecnych Dżentelmenów [co za cudowna nazwa!], działającego w mieście Camorra – tym silniej wyjątkowym, że przywodzącym na myśl Wenecję.
Nazywany jest Cierniem Camorry, a legendy towarzyszące jego działaniom zdają się nie mieć końca. Jedni widzą w nim bohatera i obrońcę biednych, własnego Robin Hooda, podczas gdy reszta kpi z podobnych opinii.
On sam, choć rzeczywiście owym Cierniem jest, mógłby rozczarować i jednych, i drugich. Bronią włada kiepsko, za to perfekcyjnie oszukuje. Okrada bogatych a biednym nie daje, zawłaszczając wszystko dla siebie i swojej grupy, zadając tym samym kłam legendom na swój temat.
Jego gang nie specjalizuje się w tradycyjnie rozumianych grabieżach. Jako łupieżcy mają znacznie wyższe aspiracje – nie trudnią się drobnymi kradzieżami, lecz oszustwami na wielką skalę. Okradają wysoką arystokrację, bo tylko ona posiada interesujące ich środki – reszta to tylko właściciele marnych groszy. Ich życie płynie mlekiem i miodem, do czasu gdy w małe imperium przestępcze wkracza niejaki Szary Król, krzyżujący im szyki i pokazując, jak wielką siłą napędową może być pragnienie zemsty.
Jego pojawienie się grozi rozdarciem przestępczego półświatka, zwiastuje widmo nikomu niepotrzebnej wojny i całkowitego zaburzenia własnej przestrzeni bezpieczeństwa. Locke i jego współtowarzysze zostaną poddani najwyższej próbie lojalności, w której stawką będzie ich życie.
Obok serii Lyncha, otwartej tak świetnym tomem, nie sposób przejść obojętnie.
Sportretowane przez niego postaci to prawdziwa plejada osobliwości, zarysowana z wielką dbałością o detale. Locke to postać nietuzinkowa, nadająca powieści kolorytu. Cwaniak, który bez swoich przyjaciół łotrów niewiele by zdziałał – jego wygląd bowiem daleki był od wyobrażeń mieszkańców Camorry – w wątłym Lamorym na pewno nie ujrzeliby oni legendarnego Ciernia. Jego gang to zespół indywiduów z różnymi doświadczeniami i motywacjami. Ich portretowaniu poświęcił Lynch sporo miejsca, czyniąc ich niebywale wiarygodnymi. Choć prawdopodobnie nie chcielibyśmy ich spotkać w ciemnej uliczce, na kartach książki są ulubieńcami.

Smaczku powieści nadaje jej język: soczysty, potoczysty, mięsisty, żywy, miejscami [zwłaszcza w partiach dialogowych] humorystyczny. Język doskonale oddaje realia półświatka przestępczego: nieobce mu są wulgaryzmy, te jednak nie są zbyt nachalne i bulwersujące. Lynch wykazał się doskonałym wyczuciem jeśli idzie o znalezienie złotego środka w tej mierze.  Ponadto niezwykle cennym elementem ksiązki jest sposób jej podzielenia – rozdziały dotyczące akcji właściwej przeplatane są z fragmentami, poświęconymi przeszłości Niecnych Dżentelmenów, odsłaniającymi wydarzenia, które w jakiś sposób wpływają na teraźniejszość i konstytuują poszczególnych członków grupy.

Nie sposób uwierzyć, że to debiut! Powieść tę czyta się rewelacyjnie, czując pracę autorską w nią włożoną i należycie ją doceniając.

Ogromnie polecam!