wtorek, 30 sierpnia 2011

Relikwiarz - Douglas Preston & Lincoln Child


Przede mną i przed Wami kolejna powieść mistrzowskiego duetu: Lincolna Childa i Douglasa Prestona. Także i tym razem mamy na celowniku wydanie kieszonkowe tego thrillera wypuszczone na rynek przed oficynę G+J. Zacznę od skarg – bardzo cenię sobie pocketowe wersje wielu książek, jednak mają one podstawową wadę, która dla mnie jako osoby krótkowzrocznej jest wielką niedogodnością – chodzi mianowicie o wielkość czcionki. Przy czytaniu wzrok męczy się niemiłosiernie i chociaż dzięki ciekawej fabule ani myślę o odłożeniu książki, oczy błagają o litość w bardzo cyklicznych odstępach. Psuje to komfort czytania i bardzo źle oddziałuje na całościowy odbiór. Rozumiem, że tego typu wydania żądzą się swoimi prawami, jednak wolałabym, by książka miała stron osiemset i ewentualnie łamał jej się grzbiet, niż żebym ja musiała bardzo, bardzo nadwyrężać wzrok, by cokolwiek przeczytać.  Faktem jednak jest, że na tle wydań kieszonkowych nie jest tutaj najgorzej, jednak bądź co bądź znajdujemy się na granicy, którą bardzo łatwo przekroczyć. Mniej cierpliwi czytelnicy mogliby odrzucić książkę czym prędzej, a byłoby szkoda.
Na tym bowiem wady się kończą.

Relikwiarz to kontynuacja bestsellerowego Reliktu. Przypomnę pokrótce o czym owa powieść traktowała: do jednego z nowojorskich muzeów sprowadzono wyjątkowe okazy mające uświetniać wystawę o przesądach i wierzeniach. Na kilka dni przed jej otwarciem miastem wstrząsa fala niecodziennych, brutalnych morderstw. Ślady pozostawiane na ciałach zmarłych nie należą ani do człowieka, ani do żadnego znanego zwierzęcia. Podejrzewa się, że w podziemiach muzeum zamieszkała bestia. Dzięki współpracy udaje się odnaleźć odpowiedzialnego za dokonane mordy.
Jak jednak głosi stare, mądre przysłowie „nie chwal dnia przed zachodem słońca”. Nowojorska policja pochwaliła, więc na odzew nie trzeba było długo czekać. Po osiemnastu miesiącach od schwytania bestii zaczynają ginąć kolejni ludzie, a ich ciała wyłowione przez nurków. Sposób ich zamordowania przypomina wydarzenia, o których wszyscy chcieliby zapomnieć. Do pracy w śledztwie zaproszono Margo Greek, kustosza Muzeum Historii Naturalnej, która oprócz analizy antropologicznej będzie przydatna policji do czegoś jeszcze.

Ekipa śledcza uda się w najodleglejsze zakamarki podziemi Nowego Jorku, by wraz z Kretami, odszukać Pomarszczonych, na których pada główne oskarżenie. Niestety, nic w tej sprawie nie będzie proste i oczywiste.

Jak udało mi się przekonać już ostatnio Preston i Child w sposób rewelacyjny budują atmosferę grozy. Tym razem wykreowany przez nich świat wciągnął mnie tak bardzo, że zaczęły zacierać się granice między fikcją a rzeczywistością. Książka pobudza wyobraźnię, jest widowiskowa i emocjonująca. Nagłe zwroty akcji do końca nie pozwalają przewidzieć co tak naprawdę kryje się za serią tajemniczych morderstw.

Duet Preston&Child powoli staje się moim ulubionym duetem, którego książek z pewnością będę wypatrywać zarówno w bibliotekach jak i na sklepowych półkach. Z każdym kolejnym thrillerem poziom napięcia wzrasta, a lektura mija w szalonym tempie. Ich powieści są gwarancją dobrze zainwestowanego czasu i pieniędzy, w końcu co dwóch pisarzy w świetnej formie, to nie jeden.

Polecam! Szczerze żałuję, że do tej pory nie czytałam Reliktu. Jednak bez obaw – najważniejsze wydarzenia z te powieści są przypomniane na tyle, na ile są one potrzebne w odbiorze Relikwiarza. Kolejność czytania jest tu moim zdaniem dowolna, zwłaszcza, że kontynuacja rządzi się swoimi prawami.

5/6



niedziela, 28 sierpnia 2011

Zatrute Pióro – Agatha Christie



 
Zatrute Pióro, to jedna z kilkunastu książek Agathy Christie, w których śledztwem zajmuje się doskonała obserwatorka i przesympatyczna starsza Pani – Jane Marple. Inne powieści z jej udziałem, to między innymi Noc w bibliotece, Morderstwo na plebanii, 4:50 z Paddington [moja ulubiona!], Nemezis, Hotel Bertram, Morderstwo to nic trudnego czy strzały w Stonygates.

Akcja Zatrutego Pióra jest skonstruowana tak zmyślnie, że nasza Pani Detektyw pojawi się w nim dopiero na ostatnich stronicach, po to by naprowadzić miejscową policję na prawidłowy trop. Jak? Oczywiście dzięki swojemu zmysłowi obserwacji ludzkich zachowań, emocji i często podświadomych reakcji i wypowiedzi. 

Zacznijmy jednak od początku. Jerry Burton, to młody lotnik, który po wypadku został przeniesiony na przymusową rekonwalescencję do cichego miasteczka, w którym nie będzie miał możliwości spotkać nikogo znajomego. Wszystko po to by móc nawiązywać nowe znajomości oraz w spokoju wyleczyć ciało oraz skołatane nerwy. Wraz z siostrą Joanną wybierają Lymstock, które według nich najlepiej spełnia wszystkie wymagania. Jak się jednak okazuje ich wybór był dość niefortunny: od kilku dobrych tygodni miasta tego nie można nazwać bowiem spokojnym. Krążą w nim paszkwile, bolesne i co najgorsze – kłamliwe. „Jej ekscelencja plotka miele językiem!”[1] Mieszkańcy oraz policja nie potrafią rozstrzygnąć tego kto i w jakim celu trudni się rozsyłaniem tychże anonimów. Wiedzą jedynie, że z pewnością winną jest wykształcona kobieta próbująca zasiać ziarno nienawiści i niepokoju wśród mieszkańców. Policja obawia się, że winowajca, nazywany Zatrutym Piórem, prędzej czy później doprowadzi do tragedii. Tak też się dzieje. Miasteczkiem wstrząsa samobójstwo pani Symmington – kobiety, która wydawała się jednostką słabą i skłonną do depresji, a po otrzymaniu anonimu nie wytrzymała i targnęła się na swoje życie. Choć do tej pory listy były serią obraźliwych kłamstw, mieszkańcy zaczynają zastanawiać się czy aby na pewno „nie ma dymu bez ognia”. Na samobójstwie bowiem się nie kończy… Zatrute Pióro czuje się coraz bardziej bezkarnie i przestaje się ograniczać jedynie do wysyłania ohydnych listów – Lymstock staje się świadkiem morderstwa. Jak w takich warunkach leczyć skołatane nerwy? Paradoksalnie ciekawość sprawia, że Jerry biorąc udział w toczącym się śledztwie coraz szybciej wraca do siebie – ślady po wypadkowych urazach stopniowo zanikają.

Nie muszę chyba dodawać, że wielkim uczuciem darzę klasyczne kryminały – ze stopniowanym napięciem, bez dramatycznego rozlewu krwi, jedynie z dozą wiary w czytelnika i z misternie skonstruowaną intrygą. Z napisanych przez Agathę Christie kilkudziesięciu powieści, na palcach jednej ręki zliczę te, w których udało mi się odgadnąć kim jest morderca. Tego właśnie najbardziej brakuje mi w kryminałach współczesnych – może i napięcie jest większe, akcja szybsza, jednak z łatwością można wykryć sprawcę. W większości – nie mówię, że w każdym, nie lubię generalizacji – brakuje tego co Christie opanowała do perfekcji: elementu zaskoczenia i niesamowitego zmysłu do tworzenia zagadek nie do rozwikłania. Dzięki temu zabawa trwa do końca, a czytelnik z tym większą radością i przyjemnością obserwuje jak książkowi detektywi wpadają na trop sprawcy i z chirurgiczną precyzją potrafią odtworzyć przebieg zbrodni. Umysłowy majstersztyk, wielki hołd dla rozumu. Nie zapominajmy, że nie są to czasy, w których za pomocą techniki można było dojść wszystkiego. Jane Marple za swojego największego pomocnika miała właśnie rozum i zmysły – tylko tyle i aż tyle.

Polecam!

5,5/6






[1] Agatha Christie, Zatrute Pióro, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2010, s. 129.

sobota, 27 sierpnia 2011

Sejf z milionem w środku, czyli bestseller IIIb – Małgorzata Kondej



Małgorzata Kondej, to dziennikarka, poetka, a także autorka opowiadań dla dzieci. Jej książka Sejf z milionem w środku czyli bestseller IIIb została wyróżniona w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren zorganizowanym przez Fundację ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W konkursie tym zostały nagrodzone prace wyróżniające się pod względem zgodności z najwyższymi standardami literackimi wyznaczonymi przez jego Patronkę, zarówno na płaszczyźnie artystycznej jak i etycznej. Są to lektury, które bez wahania można podsunąć młodemu czytelnikowi, by w sposób przystępny ukazać mu świat podstawowych, pozytywnych wartości i nauczyć życia w społeczności.

Bohaterem opowiadania jest  Felek Felicjański – chłopak, marzący o prawdziwym przyjacielu, a który na skutek choroby nowotworowej większość swojego życia spędza w szpitalu, gdzie nie jest w stanie nawiązać głębszej relacji. Jego krótkie pobyty w często zmienianych szkołach również nie umożliwiają mu poznania rówieśników, a nieumiejętność przystosowania się do grupy sprawia, że chłopak przebywa w osamotnieniu i nie uczy się budować przyjaźni i dzielić radościami oraz smutkami codzienności z innymi. Jego sytuacja zmienia się jednak, gdy przybywa do klasy III b, której wychowawczyni postanawia ze wszystkich sił wesprzeć Felka i spełnić jego wielkie marzenie. Wraz z uczniami wpada na pomysł stworzenia książeczki, w  której każdy z członków klasy opowie coś o sobie, po to, by ich nowy kolega ze szkolnej ławki mógł ich lepiej poznać oraz by czuł, że nie jest sam i że zawsze ma na kogo liczyć.
Historie opowiedziane przez dzieci pełne są prostoty, uroczej naiwności. Rozczulają i ukazują codzienne problemy z jakimi zmagają się uczniowie w początkowych latach swojej edukacji, a których nie doświadcza mały Felek.
Książeczka ta uczy marzyć i swoje marzenia spełniać. Promuje podstawowe wartości, takie jak przyjaźń, ludzka solidarność, współczucie, wsparcie, pomoc, życzliwość, a także empatia.
Oprócz wartości pozytywnych, pomaga dziecku uporać się z sytuacjami ciężkimi, często przez niezrozumianymi, takimi jak śmierć kogoś bliskiego. Uczy postawy patriotycznej, związków z rodziną. Autorka porządkuje także świat dziecięcych marzeń i planów, od tych najbardziej błahych, jak posiadanie zwierzątka, aż do tych poważniejszych, jak decyzja o przyszłym zawodzie. Przedstawia świat dziewczynek marzących o byciu modelkami, piosenkarkami, aktorkami, lekarkami. Autorka podkreśla ważność wyobraźni i jej stałego rozwoju. Między wierszami próbuje przekonać czytelnika o wartości słowa pisanego. Oprócz spraw z pozoru naiwnych, Małgorzata Kodej podsuwa młodemu odbiorcy tematy na dłuższe rozważania – między innymi problem patriotyzmu w świecie wolnym, w którym nie trzeba już o nic walczyć, w którym kraj jest autonomiczny i niepodległy, a obowiązek służby wojskowej staje się powoli zamierzchłą przeszłością. Autorka namawia do fantazjowania i marzenia, uczula na ważność prostych, ludzkich wyobrażeń w walce z szarzyzną dnia codziennego.
W książeczce tej szczególnie ujęła mnie historia Ewy, inspirująca mnie do szukania korzeni własnej rodziny, a także skłaniająca do rozmyślań nad brakiem przypadkowości i ważnością wszystkich decyzji podejmowanych w życiu. Mimo, iż książka przeznaczona jest dla dzieci powyżej 8 roku życia, sama znalazłam w niej wiele mądrości. Humor jakim opatrzone są historie jest tylko jednym z bardzo wielu plusów, których wymienianie mogłoby nie mieć końca. Pozycja ta wzbogacona jest ilustracjami, niestety czarno-białymi, lecz przez to nie mniej atrakcyjnymi.
Polecam! Zarówno małym, jak i tym trochę większym.


6/6

PS Dziś w Tesco udało mi się nabyć dwie sztuki podręcznego wydania Kinga - Grę Geralda i Dolores Claiborne za 3,75 każda. Rozglądajcie się, okazje się piętrzą!:)

piątek, 26 sierpnia 2011

Blondyn i Blondyna - Magdalena Kulus


Ciężko pisać, gdy serce jeszcze drży po lekturze, a emocje nie opadły. Wiem na pewno, że książka Magdaleny Kulus zajmie honorowe miejsce w mojej biblioteczce i w taki też sposób będę ją traktować.
Co jest w niej takiego wyjątkowego?
Gdy otrzymałam ją do recenzji miałam bardzo mieszane uczucia, wynikające z obawy przed tym co czeka mnie przy lekturze. Teraz cieszę się radością dziecka, że otrzymałam wspaniały dar możliwości przeczytania jej i podzielenia się z Wami wrażeniami. Dlaczego? Poniekąd dlatego, że z autorką łączy mnie bardzo, bardzo wiele – jak wiele, zobaczycie sami, a poniekąd dlatego, że już dawno nie miałam tak wielkiej przyjemności podczas czytania czyjegoś świadectwa życia. Autorka, a jednocześnie bohaterka tej niezwykłej publikacji jaką jest książka-blog choruje na zanik mięśni. Jej niepełnosprawność przykuła ją do wózka inwalidzkiego, co jednak wcale nie odbiera jej radości życia! Wraz ze swoim asystentem goldenem retrieverem Igorem, co dzień walczy o spełnienie snu o samodzielności.
Dzięki książce tej możemy dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku śledzić ich wspólne przygody, troski i całą masę zabawnych przygód.
Magdalena Kulus ofiaruje czytelnikowi wspaniałe świadectwo życia przepełnionego optymizmem, niewiarygodną otwartością, miłością i wytrwałością. Odkrywa ona to, co powoli przestaje być tabu, a coraz częściej zaczyna być tematem wiodącym wielu kampanii: że niepełnosprawność nie wyklucza z życia, że można pracować, spełniać marzenia, realizować się, rozwijać i czerpać z niego garściami.  Uczy empatii, wiary w siebie, optymizmu, a jedno z większych przesłań jakie ze sobą niesie to jedno zdanie „Przeżyj swoje życie”.
Podczas lektury moje serce radowało się non stop, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Autorka wlała we mnie tak wielkie pokłady radości, że nie sposób się tym podzielić. Moje przeżywanie tej książki było – i nadal jest – tym większe, że Magdalena Kulus to absolwentka mojego wydziału – Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego – i mojego kierunku – filologii polskiej. Czułam rozpierającą dumę, że TACY ludzie wyrastają z tej uczelni i że TACY ludzie chcą na nią przychodzić i na niej studiować.
Wzruszeniom towarzyszącym lekturze nie było końca – postawa rodziców autorki mnie rozczuliła, a poczucie humoru z jakim Magdalena podchodzi do życia nieustannie zadziwiało. Ta książka to wielki hołd poświęcony więziom rodzinnym i przyjacielskim.

Co łączy mnie z Panią Magdaleną oprócz wyboru studiów i uczelni? Podobnie jak większość Czytelników blogu, jest ona recenzentką książek, a także, uwaga, byłą członkinią Ruchu Światło-Życie zasłuchującą się w szantach. Cały czas towarzyszyło mi uczucie, że to taka „swoja dziewczyna”. Autorka jest jednak w czymś zasadniczo lepsza ode mnie i pewnie od wielu z Was – przeżywa życie tak, jak ja nigdy nie potrafiłam. Stała się dla mnie niedoścignionym wzorcem. I choć mogłam wraz z nią odbywać podróże po znanych mi miejscach Katowic, chodzić do cenionych i często odwiedzanych przeze mnie teatrów – Korezu i Śląskiego, tak naprawdę dopiero od października spojrzę na nie jej oczami.

Magdalena i Igor to duet doskonały, który jest idealnym przykładem na to, że praca i wysiłek mogą dokonać wielu cudów. Ich wspólna droga do samodzielności, choć usłana wieloma trudnościami, stała się największą przygodą ich życia, a możliwość czytania i towarzyszenia im na tej drodze była dla mnie prawdziwym darem. Autorka uświadamia odbiorcy jak wielu z nas żyje podobnie do emerytów – spanie, książka, film, spanie – a jak niewielu korzysta z krótkiego czasu jaki został nam dany na ziemi. Pani Magdalena zachwyciła mnie także swoją wiarą.

Jej książka wzbogacona jest zdjęciami ilustrującymi niektóre z przygód Blondyny i Blondyna – żałuję, że jest ich tak niewiele.
Moim ulubionym rozdziałem, jako książkoholika, jest rozdział o Targach Książki w Krakowie – przeczytajcie, a pewnie podzielicie mój zachwyt.


Książkę odebrałam bardzo osobiście, toteż recenzja jest bardzo subiektywna. Nie sposób jest mi ją ocenić, to publikacja naprawdę wyjątkowa, zasługująca na to, by znaleźć się w każdej biblioteczce i by wracać do niej co rusz.
Gdy ogarnie Cię zwątpienie, zaufaj autorce i wraz z nią odzyskaj wiarę w sens tego co robisz.

Gorąco i szczerze polecam!


Zabójcza fala – Douglas Preston & Lincoln Child

Douglas Preston to amerykański pisarz, twórca thrillerów i horrorów, znany mi skądinąd za sprawą jednego z nich – Kodeksu. Już wtedy dał mi się poznać jako świetnie posługujący się suspensem literat. W swoim dorobku ma on także publikacje z zakresu literatury faktu nawiązujące do historii Południowo- zachodnich Stanów Zjednoczonych. Jest on absolwentem Cambridge School of Weston oraz Pomona College.
Swoją pisarską karierę rozpoczął w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Dziś swoje talenty wykorzystuje także pisząc dla czasopism Smithsonian, The Atlantic Monthly, oraz The New Yorker.
Wraz z Lincolnem Childem, innym twórcą powieści sensacyjnych i thrillerów stworzyli wiele powieści cieszących się ogromną popularnością.
Jedną z nich jest Zabójcza fala. Akcja utworu osadzona jest głownie na Ragged Island, wyspie należącej do jednego z mieszkańców Stormhaven – Hatcha.
Z miejscem tym już od XVII wieku wiążą się niezwykłe wydarzenia. Odkąd w 1695 roku bezlitosny angielski pirat – Krwawy Ned – według legendy ukrył swój skarb o kolosalnej wartości w podziemnych tunelach jednej z wysepek u wybrzeża Maine, jego poszukiwania nie ustają. Niestety, zamiast bogactwa na wszystkich poszukiwaczy niechybnie czeka śmierć strzegącą wrót do komnaty wypełnionej ukrytymi kosztownościami. Przez lata na wyspę przybywali odkrywcy puszący się znajomością nowych faktów z życia pirata. Żadnemu z nich jednak nie udało się dotrzeć do serca tajemnicy Krwawego Neda.

Wszystko zmienia się gdy po trzystu latach u Hatcha zjawia się znany poszukiwacz skarbów – Neidelman – który dzięki fundatorom dysponuje milionowymi nakładami pieniężnymi, nowoczesną technologią oraz całkowicie nowymi danymi na temat miejsca ukrycia skarbu  i osoby, która skrytkę zaprojektowała. Sekretne zapiski, które odkrył, mają ułatwić poszukiwania oraz zapewnić ekipie wydobycie skarbu mające być już tylko kwestią czasu. Hatch pomny na rodzinną tragedię jaka dwadzieścia pięć lat wcześniej wydarzyła się na wyspie postanawia przystać na propozycję Neidelmana, by przy jego pomocy oddać hołd zmarłym na Ragged Island ojcu i bratu. W tym momencie rozpoczyna się właściwa akcja utworu – rozpoczyna się akcja poszukiwawcza, w którą zaangażowanych jest gros najlepszych specjalistów, poświęcających dnie i noce by odnaleźć legendarną skrytkę, a wraz z nią nie tylko niebotycznych rozmiarów kosztowności, ale także miecz św. Michała – według podań największy łup pirata.
Odkrywcy będą musieli zmierzyć się z klątwą, która od lat pochłaniała wszystkich próbujących odnaleźć skarb. Ponadto co rusz okazywać się będzie, że XVII-wieczny architekt nawet z grobu dzięki swojej niebezpiecznej i wyrafinowanej pomysłowości wygrywać będzie z nowoczesną technologią. By odkryć jego sekret bohaterowie będą musieli wykazać się wielkim sprytem i bystrością umysłu. Ile osób zginie zanim klątwa Krwawego Neda zostanie złamana? Co tak naprawdę kryje się w podziemnych tunelach wyspy?

Douglas Preston i Lincoln Child stworzyli książkę fascynującą. Budowanie nastroju grozy i napięcia to ich specjalność, a przyspieszające tempo oraz towarzyszące lekturze dreszcze i suspens czekający na każdym kroku, to znak firmowy tego duetu. Akcja ich utworu zagęszcza się z każdą stronicą, powodując, że jest to nie tylko świetna lektura, ale także doskonały materiał na film sensacyjny!
Nie jest to jednak jedynie czcza rozrywka. Dzięki temu thrillerowi poznamy mechanizmy funkcjonowania ludzkiego umysłu opętanego żądzą bogactwa, zaślepionego, popadającego w paranoidalną obsesję. Poszukiwacze w pewnym momencie przestaną przyjmować racjonalne argumenty dotyczące niebezpieczeństwa, po to by jak najszybciej dostać się do ukrytych bogactw. Wielu z nich będzie również szerzyć defetyzm. Ziarno nienawiści zasiane przez architekta na każdym kroku będzie zbierało plony…
Jedyne co w tej książce może delikatnie irytować, to wielokrotnie powtarzany schemat kończenia rozdziałów. Po pewnym czasie jednak przestaje się zwracać na niego uwagę i pozostaje jedynie czysta przyjemność czytania i… niekryty podziw dla pomysłowości Macallana – budowniczego podziemnych tuneli.

Każdy z nas prawdopodobnie choć raz w życiu marzył o poszukiwaniu skarbów. Dzięki Douglasowi Prestonowi i Lincolnowi Childowi nasze marzenie może się ziścić już teraz. Lekturze towarzyszyć będą silne emocje i wielkie pragnienie pokonania architekta z XVII wieku. Autorzy gwarantują nam niezapomnianą przygodę pełną zwrotów akcji. Mieliście nudne wakacje? Sięgnijcie po tę książkę, a wszystko się zmieni!

Strona domowa autorów: http://www.prestonchild.com/


4/6


Egzemplarz recenzyjny książki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater i wydawnictwa G+J.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Pałac Północy – Carlos Ruiz Zafon


Zafona zna już chyba każdy. Cień wiatru to jedna z nielicznych powieści, o których prędzej czy później na swojej czytelniczej drodze usłyszymy. Nie każdy ma świadomość, że nim powstała ta znana i ceniona pozycja, autor parał się tworzeniem utworów przeznaczonych dla młodzieży, mających porwać swoją historią i zafascynować światem lektur.

Pałac Północy, to druga powieść Zafona. Ukazała się ona w 1994 roku w Hiszpanii. Jej akcja toczy się jednak gdzie indziej. Autor drugiej części sagi młodzieżowej zabiera nas do Kalkuty, by wraz z narratorem na nowo przeżyć tajemnicze wydarzenia rozgrywające się w maju 1932. Przerażające doświadczenie, którego staniemy się uczestnikami obejmie cztery dni. Cztery dni podczas których Ben, wychowanek sierocińca St. Patrick’s oraz jego siostra Sheere dowiedzą się o swoim istnieniu, a także o mrocznych zakamarkach swojej przeszłości, która nie dość, że nigdy ich tak naprawdę nie opuściła, to jeszcze teraz, po szesnastu latach postanowiła wrócić pod postacią tajemniczego Jawahala. W uporaniu się z demonami przeszłości pomogą bohaterom przyjaciele – członkowie stowarzyszenia mieszczącego się w Pałacu Północy.

Opowieści towarzyszyć będą liczne poszukiwania i odkrywanie prawdziwej historii swojego życia, ukrywającej się za zasłoną łamigłówki, której rozwiązaniu bohaterowie mogą podołać jedynie przy pomocy osób, pod których opiekę zostali oddani.

Fani twórczości Zafona nie mogą Pałacu Północy przegapić, ja jednak uważam, że jest to najsłabsza z jego dotychczasowych książek, pozostająca daleko w tyle nawet za Grą Anioła, co do której miałam mieszane odczucia.
Emocji było stosunkowo niewiele, a i fabuła wydała mi się niedopracowana. Być może jest to skutkiem małej objętości – gdyby tę samą historię zapisać na dwukrotnie większej liczbie stron, prawdopodobnie i jej jakość byłaby znacznie lepsza. Co tu kryć – choć seria młodzieżowa zapowiadała się bardzo dobrze, [Księcia Mgły oceniłam na notę najwyższą- recenzja] drugi jej tom poziom zdecydowanie zaniżył. Choć nie mówię, że nie może się podobać – może, ale to raczej rozrywka na jedno popołudnie, którą, co stwierdzam z przykrością, szybko zapomnimy. Zabawa jednak przednia, więc i oceny niesprawiedliwie zaniżać nie będę.
Jestem ciekawa jak zaprezentuje się kolejna część sagi, z której czytania zrezygnować nie mam zamiaru.

4/6


wtorek, 23 sierpnia 2011

Lit-6 - Risto Isomäki


Problem terroryzmu, to problem na szeroką skalę. Broniami masowego rażenia interesuje się coraz szersze grono osób, a elektrownie atomowe już dawno przestały budzić wielkie kontrowersje, choć nadal gros spośród znawców ma co do ich powstawania pewne obiekcje.
Przyznaję, że w dziedzinie fizyki i powiązanych z nią tematów jestem laikiem. Z tym większą ostrożnością podeszłam do książki Risto Isomäkiego. Autor ten od lat zajmuje się zagadnieniami związanymi z energią jądrową i globalnym ociepleniem klimatu. Jest pisarzem oraz dziennikarzem. Doświadczenie zdobywał również pracując na rzecz krajów rozwijających się a Azji Południowo-Wschodniej oraz Afryce. Lit-6 to szósty utwór literacki Isomäkiego.
Wiedzę na wyżej wymienione problemy autor bardzo dobrze wykorzystuje pisząc powieści z elementami fantastyczno-naukowymi, takie jak thriller ekologiczny wydany w Polsce nakładem Wydawnictwa Kojro.
Lit-6 to powieść bardzo specyficzna. Znajdziemy w niej wiele informacji dotyczących izotopów litu i plutonu oraz liczne opisy metod konstruowania bom atomowych, jak jednak zastrzega sam autor – wiele rzeczy zostało przemilczanych, by nie wzbudzać niepotrzebnych sensacji oraz nie prowokować ewentualnych zainteresowanych wytworzeniem tak silnej broni.
Fabuła opiera się na kradzieży promieniotwórczych pierwiastków oraz próbie odzyskania ich przez specjalne jednostki do spraw walki z terroryzmem atomowym. Na ślad naprowadza nieświadoma wielkiego zagrożenia z jakim wiąże się cała sytuacja Katharine Henshaw. Agent zajmujący się sprawą to Lauri Nurmi. Jest on jedną z nielicznych osób, która domyśla się jak katastrofalny w skutkach może okazać się ewentualny atak wykorzystujący skradzione pierwiastki.

Akcja utworu jest wartka, napięcie jest przez autora umiejętnie stopniowane. Choć tematyka wydawać by się mogła trudna, a dla niektórych także i nużąca, takich odczuć podczas jej lektury na pewno nie doznamy. Towarzyszyć nam będzie raczej stale rosnąca ciekawość i próba zrozumienia wątków jakich dotyczy fabuła. Wiele spraw jest wyjaśnionych bardzo szczegółowo, dzięki czemu nie ma się wrażenia, że treść jest niejasna, a co za tym idzie – ciężko uznać ją za absorbującą.
Lektura skłania do rozważań nad rozwojem techniki. Autor stawia pytania, jakie pewnie wielu z nas sobie zadaje: czy człowiek poprzez swoje wynalazki aby na pewno dąży do dobra, czy celem jest raczej samozagłada? Czy najnowsze osiągnięcia nauki przynoszą więcej pożytku, czy szkody?

Książka przeznaczona jest przede wszystkim dla osób, którym nie są obojętne zagadnienia energii jądrowej, dla zainteresowanych problematyką broni masowego rażenia, a także dla czytelników szukających na swojej literackiej ścieżce czegoś nowego – emocji wypływających z brania udziału w światowym spisku mogącym zburzyć dotychczas panujący porządek i nie tylko doprowadzić do masowej zagłady, lecz także zniszczyć wszelkie sojusze i być może doprowadzić do kolejnej światowej wojny.
Niech nie odstrasza Was tematyka – warto podejmować wyzwania.


4/6



poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Ostatni autobus do Woodstock- Colin Dexter




Colina Dextera jako autora trzynastu powieści o inspektorze Morsie i sierżancie Lewisie można uznać za znawcę gatunku. Tak też jest w istocie. Wykreowana przez niego para detektywów niezmiennie kojarzyła mi się z Poirotem i Hastingsem – bohaterami stworzonymi przez moją mistrzynię kryminałów Agathę Christie. Być może właśnie to porównanie, które podczas całej lektury kłębiło się w zakamarkach mojej głowy sprawiło, że autor zdobył moje uznanie, a tym samym przysporzył sobie kolejnego czytelnika. Historie morderstw z jakimi muszą zmierzyć się sympatyczny piwosz i miłośnik muzyki Wagnera oraz jego asystent, stały się dla mnie okazją do pogłówkowania wraz z nimi. Wszystko to na bardzo przyzwoitym poziomie, bez przesadnego rozlewu krwi czy sensacyjnej pogodni za kryminalistą. Tu również pojawia się podobieństwo z bohaterem Christie – większość dochodzenia przeprowadzona jest w umyśle detektywa i polega na logicznym łączeniu faktów i wykorzystaniu swojej siły perswazji. Podejrzewam, że to między innymi te czynniki wpłynęły na fakt wydania powieści Dextera w 40 językach oraz kręceniu serialu opartego na podstawie cyklu, a także na uhonorowanie autora w 2000 roku Orderem Imperium Brytyjskiego przez księcia Karola za wybitne zasługi dla literatury.  Twórczość Pana Colina była doceniana wielokrotnie. Stał on się zdobywcą najważniejszych nagród w swojej dziedzinie, między innymi: Diamond Dagger, Gold Dagger, Silver Dagger. Wyróżnienia te przyznawane są każdego roku przez Stowarzyszenie Pisarzy Literatury Kryminalnej za najlepszą powieść kryminalną.

O czym traktuje Ostatni autobus do Woodstock? Akcja rozpoczyna się kiedy dwie młodziutkie dziewczyny planują spędzić weekend w tytułowym mieście. Niestety, zrządzeniem losu ostatni autobus już odjechał i bohaterki muszą w inny sposób dostać się na miejsce. Ku ich zadowoleniu udaje im się złapać okazję, bowiem pewien mężczyzna proponuje im podwiezienie. Niestety, wydarzenie to kończy się tragicznie dla jednej z nich i staje się przyczyną skomplikowanego śledztwa, w którym nic nie wydaje się tak oczywiste jak na początku. 
Gdy do śledztwa wkracza inspektor Morse i jego asystent, obaj mają nadzieję na szybkie rozwiązanie sprawy. Wydawać by się mogło, że wystarczy poznać nazwisko mężczyzny, który podwoził dziewczyny i sytuacja sama się wyklaruje. Niestety, nie potrafią oni odnaleźć ani jego, ani współpasażerki zamordowanej… Do tego, jak na ironię, detektyw spadając z drabiny kontuzjuje sobie stopę, a po wizycie w szpitalu pozostaje mu pamiątka – uczucie jakim zapałał do jednej z pielęgniarek, niejakiej Sue. Na tym jednak nie koniec! W międzyczasie bowiem do morderstwa nieoczekiwanie przyznaje się osoba, która całkowicie miesza szyki Morsowi i Lewisowi. Jak w tej sytuacji zachowają się panowie i jaki będzie tego końcowy efekt? Kto tak naprawdę stoi za sprawą śmierci autostopowiczki?
Powieść czyta się jednym tchem. Wartka akcja nie pozwala oderwać się od lektury, a ciągła zmiana wydarzeń i pojawianie się nowych wątków skutecznie buduje napięcie, które rozwija się stopniowo. Nieoczekiwany finał staje się wisienką na torcie.

Jako, że Wydawnictwo Funky Books oferuje czytelnikom znacznie więcej powieści Colina Dextera, w najbliższym czasie zaopatrzę się w kilka z nich i przekonam czy dobre wrażenie pozostawi po sobie także reszta sagi, czy być może Ostatni autobus do Woodstock będzie ostatnią interesującą mnie pozycją napisaną przez autora. W skrytości liczę na to, że już niedługo będę mogła się mienić wierną czytelniczką cyklu o inspektorze Morsie i sierżancie Lewisie. Póki co, polecam zrecenzowaną pozycję. Swoją zachętę kieruję przede wszystkim do miłośników książek Agathy Christie oraz fanów gatunku, a także do osób szukających niezobowiązującego, pozwalającego na pogłówkowanie kryminału na lato. Nie wywołuje nocnych koszmarów!;)
Polecam.


4,5/6



niedziela, 21 sierpnia 2011

Niewyznane grzechy siostry Juany – Kyra Galván




Mam mieszane uczucia. Bardzo mieszane. Książka Kyry Galván to istna mieszanka wybuchowa, w której nuda łączy się z wciągającą akcją, język stylizowany na XVII-wieczny ze współczesnymi wulgaryzmami, piękna opowieść z płytką historią rodem z harlequinów.
Nic nie jest tu takie jak być powinno. Mam wrażenie, że doszło do przypadkowego przemieszania dwóch książek z całkowicie innej bajki: niezwykłej powieści historycznej i taniego romansidła z infantylnym bohaterami i dialogami.
Ale od początku. Przyjrzyjmy się niezwykle intrygującej okładce: grafika przedstawia trzy zlewające się ze sobą ujęcia tej samej twarzy wyglądające jakby zostały wyryte w skale lub pokryte warstwą gliny lub błota. Tajemnicza, w sposób magiczny przyciągająca i będąca zwiastunem książki pełnej zagadek z przeszłości. To się zgadza.
Fabuła bowiem opiera się właśnie na odkrywaniu jednej z nich. Oto Laura Ulloa odkrywa w jednym z muzeów nieznane manuskrypty dotyczące Juany Ines De La Cruz i postanawia podjąć się ich lektury, a w przyszłości poświęcić im swoją pracę doktorską.
Jak się jednak szybko okazuje nie będzie to takie proste, gdyż tajemnicy słynnej meksykańskiej zakonnicy strzeże wiele osób, w tym władze kościelne. Za wszelką cenę będą one utrudniać bohaterce poznawanie życiorysu Juany i rozpowszechnianie go.
Siostra Juana [1]  





Kim była ta meksykańska siostra, której sekretów tak pilnie strzeżono? Według historyków była ona pisarką oraz astronomem. Pierwsze utwory literackie zaczęła tworzyć jako dziecko, a znana zaczęła być już w wieku lat 14, kiedy to obok talentu poetyckiego zaczęto doceniać także jej niezwykłą wiedzę oraz urodę. Gdy ukończyła 16 lat wstąpiła do zakonu. Tego co działo się potem spróbujemy się dowiedzieć wraz z Kyrą Galván i jej bohaterką Laurą.

Niewyznane grzechy siostry Juany to wielogłosowa opowieść o poszukiwaniu ukrywanej prawdy. Prawdy zakrytej przed całym światem, kręcącej się wokół jednego z obrazów, na którym to zakonnica miała być przedstawiona jako dopuszczająca się bezwstydu. Tajemnica związana z kobietą sięga jednak o wiele dalej i pociągnie za sobą o wiele większe skutki.

Zapowiadała się ona niezwykle, niestety efekt popsuła część dotycząca Laury. Pomysł na taki sposób przedstawienia historii znanej Meksykanki był bardzo dobry, gorzej jednak z jego realizacją. Niepotrzebnie do tekstu wprowadzony został wątek romansowy Laury, który przywodził na myśl kiepskie romansidła. Jest przedramatyzowany, jej wypowiedzi i relacje z mężczyznami infantylne, a sam sposób emocjonalnego myślenia bohaterki bardzo naiwny. Jej zachowanie denerwowało mnie niesłychanie. Dodatkowo wielość  używanych wulgaryzmów oraz słów „cool” czy „sexi” wyraźnie gryzła się ze stylizacją językową stosowaną w częściach dotyczących Juany. Sceny erotyczne raz bywały odrażające, innym razem subtelne. Niekonsekwencja autorki dała się wyraźnie zauważyć również w sposobie prowadzenia narracji. Zapisane przez nią słowa wywoływały wiele emocji, po to by za chwilę całkowicie je zgasić i doprowadzić do bezwzględnie panoszącej się nudy.
Pod koniec utworu wyraźnie zaznacza się negatywny stosunek bohaterki/autorki do Kościoła – brak tutaj poszanowania, ujawnia się raczej wyraźna niechęć granicząca z atakiem. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. I bez tego dało się wyczuć jakie są zapatrywania Laury.

Gdybym miała podsumować napisałabym, że książka ta nie została do końca przemyślana. Cały czas miałam wrażenie, że autorka wpadła na dobry pomysł i zamiast gruntownie go przestudiować, napisała cokolwiek, byle go utrwalić i właśnie to „cokolwiek” oddała do druku. Brak tu spójności i dobrego połączenia dwóch światów, które dzieli od siebie trzysta lat. Zmarnowany został niezły materiał na dobrą powieść historyczną. Wiele spraw potoczyło się zbyt szybko, a wiele nie zostało wyjaśnionych w ogóle.
Mimo to odradzać nie będę. Spędziłam z Kyrą Galván kilka godzin, które skłoniły mnie do poszukiwań informacji na temat siostry Juany i już samo to uważam za wielki sukces.
Decyzję o tym czy warto podjąć się wyzwania pozostawiam Wam.



3,5/6

Za egzemplarz książki dziękuję portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Mała Kurka.


______________________
[1]   źródło zdjęcia: http://www.dartmouth.edu/~sorjuana/

sobota, 20 sierpnia 2011

Kobieta w klatce – Jussi Adler-Olsen




Przy lekturze tej książki zaskoczeniom nie było końca. Pierwszym było autorstwo. Dałabym wiele w zakładzie o to, że autorką jest kobieta.  Przegrałabym z kretesem.
Jussi Adler-Olsen to postać niezwykle barwna. W wieku pięciu lat otrzymał królewskie pozwolenie na posługiwanie się swoim oryginalnym imieniem. Zanim zaczął pisać trudnił się wieloma zajęciami: był redaktorem encyklopedii, harcerzem, kompozytorem, operatorem i scenarzystą filmowym, a także rockowym gitarzystą.  Studiował politologię, socjologię, medycynę. Wiele doświadczeń wyniósł ze szpitali psychiatrycznych, w których przebywał za sprawą zawodu ojca.  Jego debiut przyda na rok 1997, kiedy to na europejskie listy bestsellerów trafił Alfabethuse, jednak jego nazwisko rozsławiło się dopiero za sprawą serii powieści o Departamencie Q, do której należy Kobieta w klatce.

Ów Departament Q to oddział zajmujący się trudnymi sprawami z przeszłości, które nie doczekały się do tej pory rozwiązania. Oglądaliście kiedyś Dowody zbrodni?  Mniej więcej ten sam sposób działania. 
Carl, do tej pory pracował w wydziale zabójstw, lecz po wypadku, w którym jeden z jego kolegów stracił życie, drugi walczy o nie w szpitalu, a on sam wyszedł z niego jedyne z urazem psychicznym, został przeniesiony do nowo stworzonego Departamentu. Wraz ze swoimi pomocnikiem o nieznanej przeszłości – Assadem – poszukują  sprawców zbrodni, którzy przez wiele lat pozostawali bezkarni. Winę za ich przebywanie na wolności ponoszą opieszałe organy ścigania, a po części także i niedoskonałość metod dochodzeniowych, które ulegają ciągłej ewolucji.
Pierwszą sprawą jaką zajmie się detektyw jest sprawa zaginionej przed pięcioma laty parlamentarzystki. 

Narracja prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony możemy obserwować postępy w śledztwie i sposoby dochodzenia prawdy o zaginięciu młodej kobiety przez Carla i jego pomocnika, a z drugiej czeka na nas coś zupełnie innego – będziemy świadkami tego co działo się z zaginioną Merete od dnia porwania do momentu rozwiązania sprawy. Autor zafundował nam coś niezwykłego – wiemy znacznie więcej niż śledczy, na bieżąco obserwujemy co dzieje się z zaginioną, a co w tym samym czasie robią organy ścigania.
Widzimy jak każda minuta prowadzi do nieopisanego cierpienia bohaterki uwięzionej przez bezwzględnych porywczy szukających zemsty za wydarzenia z przeszłości.  Jedyną szansą na jej ratunek jest przypomnienie sobie kto i dlaczego mógł chcieć ją ukarać. Niestety, nie przychodzi to łatwo…

Książka zawiera wiele opisów powodujących pojawianie się ciarek. Męki jakim poddawana była bohaterka są przedstawiane tak realistycznie i szczegółowo, że czasami miałam wrażenie, jakbym to ja była uwięziona i to ja przeżywała to co Merete. Czytelnik bez problemu może wyobrazić sobie co czuła, myślała bohaterka. Do samego końca zadziwiała mnie jej determinacja i siła. Nie poddała się, mimo, że wielokrotnie miała ku temu okazję. Postanowiła walczyć dla czekającego na nią upośledzonego brata.
Autor wykreował niezwykle barwne i indywidualne postaci: oprócz zdeterminowanej Merete na uwagę zasługuje Assai – bystry, piekielnie inteligentny i dokładny pomocnik Carla.
Jedyną wadą powieści jest jej przewidywalność. Książka ma 410 stron, a ja już na 175 wiedziałam kto jest sprawcą. Mimo wszystko, to drobne niedociągnięcie nie wpływa na odbiór tekstu. Jest on tak skonstruowany, że znajomość porywacza zamiast utrudniać, wiele ułatwia.

Seria o Departamencie Q zapowiada się niezwykle interesująco. Moi Drodzy, zwolnijcie miejsce na półkach. Jussi Adler-Olsen musi się na nich znaleźć!:)


4,5/6



Plaża muszli – Marie Hermanson



Dość długo zwlekałam z napisaniem recenzji tej książki. Emocji, które towarzyszyły lekturze nie sposób ubrać w słowa, bo właściwie nie umiem ich określić ani nawet jednoznacznie stwierdzić czy były. Najlepszym określeniem do opisania tego, co przyniosła ze sobą ta pozycja, to niepokój, ale jednocześnie… wyciszenie.
Marie Hermanson okazała się być autorką skandynawska piszącą w sposób, który nie pozwala mi jednoznacznie ocenić tego tekstu.
Bardzo ważnym zabiegiem jest prowadzenie narracji dwutorowej.
Poznajemy tutaj dwie splatające się historie osób na pozór się nie znających – Ulriki i Kristiny. Pierwsza z nich jako nastolatka wakacje spędzała z rodziną Gattmanów, o której marzyła jako o własnej. Przyjaźniła się z Anne-Marie i razem z nią przeżywała najpiękniejsze chwile swojego życia, snuła plany, fantazjowała. Jej przyjaciółka była dla niej niedoścignionym ideałem. Wszystko zmieniło się gdy pewnego dnia zniknęła adoptowana przez Gattamanów dziewczynka – Maja – a wraz z nią życie rodziny wywróciło się do góry nogami. Choć ich mała córeczka wróciła, nic nie jest już takie jak przed jej zniknięciem.
Historię tych czasów opowiada nam Ulrika, która po latach wróciła do swojej wioski dziecięcych marzeń z własnymi pociechami. To właśnie jej synowie odnajdują szkielet kobiety, która okazuje się być powiązana z tajemniczym zniknięciem dziewczynki sprzed lat… Znalezione szczątki należą do Kristiny, drugiej bohaterki, z której perspektywy prowadzona jest opowieść.

Akcja powieści, jeśli mówić już o jako takiej, toczy się niespiesznie. Nie ma tu wzlotów i upadków, jest za to jednostajna, uspokajająca narracja z ciekawą historią w tle. Czytając ją miałam wrażenie, że ktoś mnie tuli do snu. Marie Hermanson opowiedziała mi wyciszającą bajkę na dobranoc, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nudy tu nie uświadczyłam, gdzieś w mojej głowie słyszałam cichutką melodyjkę, a z oddali płynął głos snujący narrację. Takie właśnie odczucia towarzyszyły mi przy tej książce, taki właśnie spokój i wyciszenie ogarnia mnie gdy o niej myślę.

Jest w niej jednak coś niesamowicie niepokojącego
Nie umiem zlokalizować źródła tego niepokoju, wiem, że jest gdzieś ukryte, że być może coś mi umknęło, a miało to kolosalne znaczenie.
Jeśli miała swoje wady, nie zauważyłam ich, bo narracja mnie zahipnotyzowała. Czytałam jak w transie, nie bacząc na ewentualne słabsze momenty. Czy były? Oceńcie sami. Ja czuję się ukojona.

4/6

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Słowo/obraz terytoria. :)

Ludzie na walizkach. Nowe historie- Szymon Hołownia


Gdy tylko dowiedziałam się, że Wydawnictwo Znak planuje wydanie drugiej części Ludzi na walizkach [recenzja pierwszej tutaj], bez wahania chciałam ją zdobyć. Dzięki Ukochanemu marzenie szybko stało się rzeczywistością, a ja posiadaczką tej książki.

Tak samo jak w części wydanej kilka lat temu, także i w Nowych historiach będziemy musieli dokonać konfrontacji z ludźmi cierpiącymi, którzy postanowili podzielić się swoimi przeżyciami. W części pierwszej tematem wiodącym były choroby, w tej, choć nadal przewijają się one w większości opowieści, tak naprawdę dostajemy historie bólu i historie prób pogodzenia się ze śmiercią osób bliskich.
Wiele osób wypowiadających się w programie Szymona Hołowni, których relacje zostały wykorzystane w tej książce – odeszło. Ich wypowiedzi zamieszczone w tej publikacji są niejako ich spuścizną. Co ważne, Nowe historie, opierają się przede wszystkim na wywiadach z osobami kojarzonymi głównie z życiem publicznym, a nie tak jak było w części poprzedniej z ludźmi anonimowymi. Tutaj, przeczytamy co czuli i jak przeżywali/przeżywają swoje cierpienie ludzie znani, których co rusz widzimy na szklanym ekranie. Poznamy ich z całkowicie innej strony, będziemy wysłuchiwać historii o drodze do decathexis ich bliskich.

Bohaterowie tej książki to ludzie z krwi i kości, którzy doświadczyli okrutnie wyniszczających chorób, molestowań, byli świadkami dramatycznego, długiego umierania swoich bliskich lub stracili ich w wypadkach. Znajdziemy tu świadectwo księdza pomagającego rodzinom ofiar Smoleńska uporać się z momentem przed i po identyfikacji ciał; odnajdziemy przeżycia znanych aktorów i ich dzieci; staniemy przed możliwością refleksji nad prostytuowaniem śmierci z jakim mamy dziś coraz częściej do czynienia. Wiele historii chorób zamieszczonych w tej książce pewnie znamy. Tym razem jednak otrzymamy je w formie najczystszej, bez manipulacji, bez sztucznego smutku. Bo taka właśnie jest ta książka: przeraźliwie prawdziwa i smutna, a przy tym niezwykle optymistyczna. Paradoks? Być może, ale tak właśnie jest.

Choć miałam wielką ochotę przeczytać ją jednym tchem, nie mogłam tego zrobić. Każda z osobnych historii była dla mnie tak wielkim przeżyciem, że musiałam lekturę przerywać. Zastanawiałam się, rozważałam, płakałam i uśmiechałam się. Skrajne emocje budzi ta książka. Nieraz chciałoby się zbuntować, wykrzyczeć swoje lęki i obawy, jednak w obliczu tak wielkiej pogody ducha osób wypowiadających się to zwyczajnie nie przystoi. Pytania Pana Szymona nieraz były trudne i dość brutalne, jednak dzięki temu i odpowiedzi przypierały do muru. Uczyły wielkiej pokory, pogodzenia się z samym sobą i ze śmiercią, z jej nieuchronnością.

Wiele razy powtarzałam i wiele razy będę to robić: takie książki są potrzebne. Trzeba je czytać, trzeba je znać, trzeba je mieć. W chwilach zwątpienia powinniśmy przypominać sobie historie osób z Ludzi na walizkach.
Polecam!

piątek, 19 sierpnia 2011

Mały krakowski stosik


Wczorajszy wypad do Krakowa zaowocował kilkoma nabytkami książkowymi. Cztery pozycje zakupione w Dedalusie:
Wielki Gatsby 5,50zł
Hakata 1,50zł
Narty Ojca Świętego 14zł
Pocałunki 4,50zł


Wizyty w księgarni Znaku to była największa radość i niespodzianka dnia. Czekała na mnie zniżka -40%, z której skorzystałam zaopatrując się w poszukiwane przeze mnie:
dwie pozycje z dorobku Szekspira, w tłumaczeniu Barańczaka:
Koriolan i Poskromnienie Złośnicy,
a także
Inne rozkosze Jerzego Pilcha i  
Kwiatki błogosławionego Jana Pawła II.

Z Krakowa wrócił ze mną również uroczy Miś Paddington:)
Choć stosik nie jest wielki, to stał się realizacją kilku najbardziej pożądanych przeze mnie w ostatnim czasie książek. Gdyby nie czujna ręka Ukochanego i Przyjaciółki, wróciłabym z o wiele większymi nabytkami, ale także z o wiele lżejszym portfelem.:))
Niestety po powrocie czekało mnie niemiłe zaskoczenie, jakim był spalony zasilacz do laptopa. Z tego też powodu zaległe recenzje zaczną się pojawiać dopiero jutro, gdy sytuacja zostanie już opanowana:)
Tymczasem życzę udanego czytelniczego piątku!



środa, 17 sierpnia 2011

Baśnie o marzeniach i tęsknocie za piękniejszym życiem- Elżbieta Zarych


Gdy myślę „dzieciństwo”, myślę „baśnie”. Andersen, bracia Grimm oraz cała gama mniej lub bardziej znanych twórców na stałe wpisała się w moje wspomnienia. Kilkanaście już lat wstecz nie było dnia, w którym nie przeczytałabym choć jednej baśni. Zaraz po lekturze uzupełniałam swoją znajomość poszczególnych pozycji adaptacją filmową, a później mogłam już godzinami rozprawiać z błyskiem w oku o księżniczkach, królewiczach, wiecznym szczęściu i walce dobra ze złem.
Świat baśni od małego przygotowywał mnie na świadomość istnienia psychomachii. Pełna fantastycznych postaci, niezwykłych miejsc i wydarzeń rzeczywistość pochłaniała mnie bez reszty i chociaż częściowo odrywała od codzienności, to jednak uczyła jak się w niej odnaleźć. Rozwijała moją wyobraźnię, wrażliwość na dobro i piękno, uczyła podstawowych wartości oraz tego, że wszystko co uczynię w życiu wróci do mnie z nawiązką. Z tej też przyczyny moją wielką radość wzbudziła możliwość przeczytania, zrecenzowania i podzielenia się wrażeniami z lektury książki Baśnie o marzeniach i tęsknocie za piękniejszym życiem Elżbiety Zarych.
Zbiór baśni zawartych w tej książce był dla mnie niezwykłym powrotem do krainy dzieciństwa, sentymentalną podróżą w głąb samej siebie. Nie od dziś wiadomo, że człowiek, jak to człowiek charakteryzuje się słomianym zapałem i wygodnictwem. Lubimy marzyć i śnić o odległych krainach, dalekich podróżach w poszukiwaniu szczęścia i lepszego życia. Tęsknimy do wielkiej miłości i prawdziwej przyjaźni, w wyobrażeniach jesteśmy wojownikami i bohaterami wielkiej przygody. Sytuacja zmienia się, gdy marzenia konfrontują się z rzeczywistością. Tęsknimy do czegoś, póki jest dla nas nierealne, a gdy tylko na horyzoncie pokaże się możliwość spełnienia swoich marzeń i tęsknot – chowamy się niczym ślimak w swojej skorupie. Boimy się urzeczywistnić swoje pragnienia. Tchórzymy.
Mimo to, nadal marzymy, nadal rozmyślamy. Pewnie dlatego tak bardzo kochamy baśnie, które stają się oddechem w gonitwie dnia codziennego, uczą pozytywnego myślenia i opiewają historie bohaterów, choć często fantastycznych, to jednak odważnych i bez lęku wyruszających w podróż po piękniejsze życie. Postaci te potrafią porzucić wszystko, cały swój dobytek, rodzinę, dom, by odnaleźć naprawdę cenny skarb i zdobyć prawdziwe szczęście. Nie boją się opuścić wspomnień, by oddać się w spełnianiu marzeń.
„marzenie stało się dla niego ważniejsze od wspomnień”
Elżbieta Zarych w swojej książce zderza baśniowość ze światem realnym. W zbiorze nie brak charakterystycznych dla gatunku postaci – żeglarzy, piratów, królewiczów, księżniczek, biedaków, jednak historie o nich opatrzone są pięknymi obrazkami, które wykonane są z rzeczy występujących w naturze – listków, kwiatków. Odczytuję to jako kontrast czy też próbę zderzenia świata fantastycznego, świata marzeń z rzeczywistością, próbę przeniesienia naszych pragnień na życie. Zabieg ten robi na mnie duże wrażenie. Jako człowiek dorosły, inaczej odczytuję baśnie niż 15 lat temu. Nie są to już dla mnie jedynie rozrywkowe historyjki, lecz nauczycielki życia, które w sposób prostolinijny przekazują prawdy, które mają niesamowite odzwierciedlenie w życiu. Przypominają o tym, czego nauczyłam się lata wcześniej, a co po drodze zagubiłam.
Drogi Czytelniku, jeśli tylko otworzysz się na świat baśni – z lektury takiej wyjdziesz bardzo ubogacony, a nic nie pozostanie takie samo jak do tej pory. Odwaga i radość, staną się nieodłącznymi towarzyszami Twojego życia, a Ty zupełnie inaczej będziesz spoglądał na potrzebujących oraz na wszystko co do tej pory nagromadziłeś.
Zanurz się w baśni, rozbudź w sobie dziecko.

Zyska sławę, królem będzie,
kto na szklaną górę wejdzie.

5/6 





wtorek, 16 sierpnia 2011

Zagadka Błękitnego Expressu- Agatha Christie


Któż nie zna Agathy Christie, królowej kryminałów, matki cykli nie do pobicia z Herkulesem Poirot, Jane Marple, a także Parkerem Pynem w rolach głównych? Któż nie słyszał o tej ukrywającej się również pod pseudonimem Mary Westmacott, pisarki, żony słynnego archeologa, której przeszłość jest równie zagadkowa jak jej utwory? Któż nigdy nie zetknął się z filmami i serialami nakręconymi na kanwie jej znakomitych tekstów? Chyba nie ma wśród czytelników ni jednej osoby, która w tej chwili mogłaby podnieść rękę. Są? Gwarantuję Wam, że prędzej czy później zetkniecie się z Jej Znakomitością, Agathą Christie – jedną z pisarek kształtujących mój światopogląd i stosunek do literatury, będącą niezwykłym magnesem przyciągającym mnie do książek w chwilach zwątpienia i znudzenia.  Gdyby nadal żyła, mogłaby stać się jedną z najbardziej wpływowych kobiet świata.

Przed Wami i przede mną, jedna z jej wcześniejszych powieści kryminalnych, po raz pierwszy wydana w roku 1928 – Zagadka Błękitnego Expressu. Tekst ten wpisuje się w cykl utworów poświęconych Małemu Belgowi- Herkulesowi Poirot i jego szarym komórkom. Jego wcześniejszą wersję odkryjemy także w publikacji Wczesne sprawy Poirota, gdzie widniał pod tytułem Ekspres do Plymouth.

Znajdujemy się właśnie na początku wieku XX, kiedy to córka znanego miliardera – Ruth Kettering – zostaje zamordowana podczas tajemniczej podróży jednym z najbardziej luksusowych pociągów owych czasów, Błękitnym Expressem. Zrządzeniem losu wśród pasażerów był także detektyw Herkules Poirot, który zostaje poproszony o pomoc w prowadzeniu śledztwa. Szybko dochodzi do wniosku, że zabójstwo popełniono na tle rabunkowym. Na kilka bowiem dni przed podróżą, Ruth dostała od ojca niezwykły prezent – rubin zwany Sercem Płomienia, według podań należący niegdyś do  carycy Katarzyny. Klejnotem od lat interesowali się najznamienitsi kolekcjonerzy, będący w stanie zapłacić za niego każdą cenę. Jak na złość, Ruth zaczęła się również ponownie spotykać ze swoim byłym ukochanym, słynącym z łamania kobiecych serc i okradania ich z największych skarbów. To on stanie się jednym z głównych podejrzanych, wraz z mężem Ruth, z którym właśnie miała się rozwodzić. Do jednej z przyczyn tej decyzji należał jego romans ze znaną tancerką.
W śledztwie pomoże Herkulesowi Katarzyna Grey, jedna z pasażerek, która niedawno odziedziczyła pokaźny spadek umożliwiający jej podróż tak luksusowym środkiem transportu, jakim był ów Błękitny Express i która jako jedna z ostatnich rozmawiała z zamordowaną. Dzięki jej wnikliwym obserwacjom i mądrym spostrzeżeniom, detektyw szybko znajdzie sprawcę.

Powieści Agathy Christie, to nie tylko dobre kryminały dostarczające rozrywki i wprawiające w ruch szare komórki. To także niezwykłe źródła wiedzy o ludzkiej psychice, popędach, pragnieniach i motywacjach. Autorka, jest jedną z najbardziej wnikliwych badaczek ludzkiego umysłu, jakie przyszło mi „spotkać” mając za przekaźnik tylko jej  teksty. Wykreowany przez nią Herkules Poirot żyje własnym życiem, nie jest od nikogo zależny i stał się postacią tak indywidualna i rozpoznawalną jak mało który bohater literacki.

Przygoda z książkami Agathy Christie ma to do siebie, że gdy już zacznie się lekturę, to wszystko inne nagle przestaje mieć znaczenie: mijający czas, pora obiadowa – to wszystko blednie, bo w centrum Twojej głowy właśnie wygodnie rozsiadł się Herkules Poirot prowadzący śledztwo. Wasze szare komórki łączą się po to, by po kilku godzinach, setce stron i tysiącu słów – razem dojść prawdy. Z tym, że po rozwiązaniu Herkules Poirot nigdzie się nie wybiera. Będzie u Ciebie siedział jeszcze długie godziny, spokojnie popijając ziółka i podkręcając nieprzyzwoicie czarnego wąsa. Mały Belg stanie się częścią Twojego życia – w moim zagościł już na dobre wiele lat temu. Doskonały, wcale nie irytujący, choć mało skromny, pewny siebie człowiek.
Ksiązki Agathy Christie, to nie przygoda na kilka dni – to życie. Raz poznany Poirot już nie pozwoli się zapomnieć.
I choć autorka ma w swej karierze teksty lepsze i gorsze, to bez wątpienia jest Królową.

Zagadka Błękitnego Expressu klasyfikuje się do zestawu książek słabszych. Sama autorka nie była z niej zadowolona, ja jednak pozostając pod jej niezwykłym urokiem stawiam 4+.


4,5/6

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję grupie Publicat oraz portalowi Sztukater. 



Konkurs


Po kliknięciu w zdjęcie zostaniecie przeniesieni na stronę konkursu, gdzie do wglądu widnieje cały regulamin:)
Zachęcam do brania  udziału i życzę powodzenia!

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Miasto upadłych aniołów- Cassandra Clare

Książka ta trafiła do mnie, mam wrażenie, przypadkowo. Wiedziałam, że seria Dary Anioła istnieje, jednak nigdy szczególnie mnie do niej nie ciągnęło. Złożyło się jednak tak jak się złożyło. Na skutek tego znalazłam się w samym centrum nieznanej sobie opowieści, wśród obcych bohaterów, nie wiedząc nic o ich wcześniejszych doświadczeniach, relacjach i historii. Książka ma niewiele ponad 400 stron, a ja aż do momentu przewrócenia kartki z numerem 350 nie do końca wiedziałam co się dzieje. Zarys ogólnej fabuły miałam uformowany już dawno, jednak wciąż wiele spraw pozostało dla mnie niejasnych. I bynajmniej nie dlatego, że ciężko zrozumieć mi co autorka napisała. Wynikało to raczej z tego, że nikt, nawet twórca, chyba nie przypuszcza, że ktoś zacznie lekturę serii książek od tomu IV. Ja zaczęłam i niezbyt wiele dobrego z tego wniknęło – Cassandra Clare niespecjalnie sili się na przypominanie wydarzeń z tomów wcześniejszych. Książka wyraźnie adresowana jest do osób znających tę sagę od podszewki. Nowym: wstęp wzbroniony pod karą nudy i zniecierpliwienia.
Akcja toczy się w Nowym Jorku, gdzie dochodzi do serii zabójstw Nocnych Łowców. Wydarzenia te wywołują niezdrowe napięcie i sieją niezgodę między rasą zabijanych a Podziemnymi. Głowni bohaterowie to Clara i Jace i to wokół nich toczy się cała historia. Jest jeszcze Simon, Mia, Isabelle, Jordan i wiele, wiele innych.
Simon, świeżo upieczony wampir, wyznaje prawdę o swojej naturze matce, po czym musi opuścić dom. Pomieszkuje z nowo poznanym Kylem, który okazuje się być nie tylko byłym chłopakiem jednej z  dwóch obecnych dziewczyn Simona [;o ?!], lecz także wilkołakiem. W tym czasie między Jace i Clarą  przestaje się układać. Mało atrakcji?
Dodam więc jeszcze, że ich przyjaciel wampir zaczyna otrzymywać wiele propozycji współpracy od najpotężniejszych z demonów. Każdy chce mieć go po swojej stronie, ze względu na pewną klątwę. Uff, tyle się działo. Jak to możliwe, że się tak wynudziłam?

Bardzo żałuję, że nie rozpoczęłam znajomości tej serii po Bożemu, od pierwszej części. Stało się jednak jak się stało, do sagi raczej prędko nie wrócę, ale też nikomu jej nie odradzam – jest wciągająca, pisana językiem prostym, do przeczytania w jeden wieczór. Autorka ma dar prowadzenia narracji i tworzenia ciekawych postaci. Niestety, za dużo było ckliwych scen, młodzieńczych rozstań, kłótni i nieporozumień, których podłoża nie potrafiłam zlokalizować i zrozumieć.
Zalecam nie rozpoczynać przygody z Darami anioła od środka. Odbierzecie sobie przyjemność czytania.
Ciężko jest mi ocenić tę pozycję. Wynudziłam się jak mops, dopiero ostatnie 50 stron wiązało się dla mnie z wartką akcją. Wcześniej spędziłam lekturę na domysłach i próbie złożenia wszystkich faktów w jedną spójną całość. Nie udało się do samego końca.  Wiem jednak, że to nie kwestia przeciętności tej książki, lecz mojej nieznajomości tomów wcześniejszych. Oceniam jednak tę konkretną pozycję, przez wielu uważaną za najlepszą z cyklu, a nie całą sagę. Stąd też niska nota.

3,5/6

 Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu MAG.