piątek, 29 kwietnia 2011

"Hakus Pokus" Katarzyna Leżeńska, Darek Milewski


Z wielką nieufnością i zwłoką zabierałam się za książkę Hakus Pokus.
Powodów było wiele- choć tytuł mnie zaintrygował, opis z okładki już niekoniecznie. Trochę trąciło banałem, spodziewałam się kolejnego tekstu na ten sam temat, z jednym małym urozmaiceniem- wątkiem hakerskim. Dodatkowy problem- dwóch autorów. Przyznaję, nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wygląda współtworzenie książki przez kilka osób. Kto proponuje więcej, czyje propozycje wygrywają, jak ostatecznie wygląda proces twórczy, czyje myśli są zapisywane, a czyje odrzucane? Czy może tylko jedna osoba odpowiada za wymyślenie fabuły, a druga za sam zapis i ewentualne poprawki merytoryczne? Na czym polega współpraca? Czy komuś tytuł autora przysługuje bardziej, a komuś mniej?
Na te i wiele innych pytań próbowałam odpowiedzieć sobie przed lekturą.
Wszelkie moje wątpliwości odpłynęły jednak wraz z przeczytaniem kilku stron.
Przyznaję, że nadal, już po wielkim „hokus pokus” i dokładnemu przyjrzeniu się treści książki, nadal mam do niej stosunek ambiwalentny.
I jestem zadowolona, i jestem niezadowolona.
O tym jednak za chwilę.

Powieść opowiada o dwójce dorosłych ludzi okrutnie potraktowanych przez los, których drogi krzyżują się na skutek wielu zbiegów okoliczności.
Ona, Beata, mająca polskie korzenie, mieszka i pracuje w Chicago jako psycholog. Tam też boryka się z chorobą dwubiegunową swojej matki, która zostaje na stałe przeniesiona na oddział zamknięty. Ojca bohaterka nie poznała nigdy.

On, Robert, polski matematyk, pracownik firmy hakerskiej CounterVision zajmującej się wyłapywaniem dziur w systemach zabezpieczających firmy i instytucje przed atakami hakerów, dopiero co rozstał się z żoną, gdy odkrył, że ta nie chce już dłużej być Christiną, lecz …Chrisem i właśnie szykuje się do operacji zmiany płci.

Żadnego z dwójki bohaterów życie nie oszczędza. Spotykają się w firmie Roberta, gdzie Beata zostaje zatrudniona jako shrink. Szybko nawiązuje się między nimi nić porozumienia, a wydarzenia, które bardzo szybko zmieniają obrót spraw i prowadzą do zaskakujących odkryć, staną się próbą ich zażyłości.

Tekst przepełniony jest retrospekcjami, wspomnieniami,  które bardzo łatwo da się wychwycić, gdyż są zaznaczone kursywą. Język jest prosty, klarowny, stara się być odwzorowaniem potocznego. Myślę jednak, że na tej płaszczyźnie autorzy wpadli w pułapkę. Wielokrotnie powtarzane ‘fuck’ bardzo kłóciło się z zastosowanym wcześniej językiem, sprawiało wrażenie wtłoczonego na siłę, nienaturalnego. Choć założenie było prawdopodobnie zupełnie odwrotne-  niestety, w moim odczuciu, cały efekt został udaremniony.
Wielkim plusem powieści są subtelne wątki miłosne kończące uczucie dwojga ludzi w sypialni. Takie jak lubię- plastyczne, ale nie wulgarne; niedopowiedziane, niedookreślone, pozwalające popuścić wodze fantazji… albo ją zatrzymać w odpowiednim momencie.

Hakus pokus zdecydowanie zasługuje na lekturę i uwagę czytelnika. Mimo pozornej błahości i banalności, jest tak naprawdę utworem o dobrze i złu, o wyborach jakich musimy dokonywać codziennie i skutkach jakie ze sobą niosą. Nade wszystko jednak, jest doskonale wyważoną powieścią, nie będącą ani błahym romansidłem czy powieścią psychologiczną, ani przepełnionym hakerskim żargonem tomiszczem naukowym. Co  tu dużo mówić- autorzy odnaleźli złoty środek, by zadowolić zarówno czytelnika-mężczyznę, jak i czytelnika-kobietę.

4/6



środa, 27 kwietnia 2011

"Kazio i skrzynia pełna wampirów"- Iwona Czarkowska

Odkąd wampiry zawładnęły rynkiem czytelniczym i filmowym nie sposób się od nich opędzić.
Teraz także i dzieci mogą zapoznać się z postaciami, które okazały się fenomenem na skalę światową. Wydawnictwo Wilga wypuściło
na rynek książkę Kazio i skrzynia pełna wampirów,  której bohaterami są tytułowy Kazio, Zuzulinda, Fibrycukella, Hingogard, Wuj Dracula, Staś, Baśka, pies Wampir oraz rodzice Kazia.

Kaziowa rodzina przeprowadza się do domu stojącego na skraju miasteczka. Wszystko za sprawą ojca- malarza, który dostał zlecenie przeprowadzenia renowacji. Miejscowość, w której znajduje się ów dom ma bardzo wymowną nazwę- Wampirzyce.

Główny bohater, Kazio, podczas próby ukrycia się przed rodzeństwem na strychu, odnalazł starą skrzynię, w której postanowił się schować. Okazało się jednak, że stanowi ona przejście do innego świata- świata rodziny Wampirów. Tam też czekała na Kazia nie lada niespodzianka. Utarte wyobrażenia o wampirach zostały zachwiane, a znajomość chłopca z Zuzulindą stała się zaczątkiem ludzko-wampirskiej przyjaźni.
W świecie stworzonym przez Iwonę Czarkowską, z wykształcenia dziennikarkę, wampiry uwielbiają czosnek, nie boją się srebra ani nie wysysają krwi. Zamiast tego noszą we włosach szczypiorek, ubierają się ekstrawagancko i są bardzo sympatyczne.

Książeczka, prócz dostarczenia rozrywki, promuje uniwersalne wartości, takie jak uczciwość. Pokazuje zachowania złe i namawia do ich zmiany. Wszystko to zostaje zmyślnie ukryte w fabule.
Symbolem sumienia staje się tutaj postać babci Fibrycukelli umiejącej czytać w myślach.

Wielkim atutem książki jest oprawa graficzna. Krwistoczerwona okładka i czarno-białe ilustracje wewnątrz nadają jej niezwykłego klimatu. Wkrótce ukaże się kolejny tom przygód Kazia, po który z wielką przyjemnością sięgnę- Kazio i szkoła wampirów.
Polecam!

5/6



Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga oraz portalu Sztukater. Dziękuję!

Autor:Iwona Czarkowska
Przedział wiekowy:od 6 do 12 lat
Wydawca:Wilga
Kategoria:Beletrystyka
Typ okładki:miękka
Liczba stron:80
Format:21 x 29 cm

_______________________

Moi drodzy, od dziś, po prawej stronie bloga będzie widniał odnośnik do KONKURSÓW, które współorganizuję z portalem SZTUKATER. Zapraszam do udziału!
Sukcesywnie będę informowała o wszelkich nowo pojawiających się zabawach, już teraz zachęcam jednak do odwiedzania strony.
Aktualnie do wygrania między innymi Cień Gejszy Anny Klejzerowicz !

wtorek, 26 kwietnia 2011

"Z ciemnością jej do twarzy" Kelly Keaton

Odkąd pamiętam uważałam się za sympatyka kryminałów i literatury pięknej. Do fantastyki specjalnie mnie nie ciągnęło, sięgałam jedynie po pozycje klasyczne, sprawdzone, przeanalizowane  z każdej możliwej strony. Podobnie rzecz miała się z książkami młodzieżowymi. Polski oraz zagraniczny rynek przeżywa wysyp pseudo-pisarzy próbujących stworzyć coś dobrego dla nastolatków. Czasami zastanawiam się co ma na celu ich pisanina- stworzenie czegoś wartościowego czy próbę zaistnienia na rynku bez zwracania uwagi na odbiorców. W czasach, w których na sklepowych półkach wręcz roi się od masy książek dedykowanych młodzieży, coraz trudniej znaleźć coś naprawdę wartościowego, będącego syntezą dobrej literatury, akcji oraz przyjemności. Coraz trudniej o książkę, która wykorzystując motywy będące na czasie, nie stanie się tylko nieudaną kopią jakiegoś dzieła już istniejącego, lecz indywidualnością, od której ciężko będzie się oderwać.  Indywidualnością, która zachęci młodego czytelnika do sięgania po kolejne książki, a nie zniechęci do dalszej przygody z literaturą.


Oczekiwaniom tego pokolenia wychodzi naprzeciw Wydawnictwo Znak emotikon, wypuszczając na rynek nową serię- Bogowie i potwory.
Paranormal romance, to gatunek budzący coraz większe zainteresowanie tak wśród twórców, jak wśród czytelników.
Kelly Keaton popełniła książkę doskonale się w nim odnajdującą.


Główna bohaterka- Ari- niegdyś oddana do domu dziecka, próbuje poznać prawdę o swojej biologicznej rodzinie. Dowiaduje się, że jej matka przebywała w szpitalu psychiatrycznym i tam popełniła samobójstwo przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia. Ari, podążając za śladem matki trafia na list, po którego przeczytaniu życie bohaterki drastycznie się zmienia. Odkrywa swoją tożsamość, dowiaduje się dlaczego tak bardzo różni się od swoich rówieśników zarówno pod względem wyglądu (srebrzystobiałe włosy nie dające się obciąć, nieopisanie jasne zielone oczy, tatuaż na twarzy w kształcie półksiężyca) jak i zainteresowań. Ari opuszcza swoją rodzinę zastępczą i udaje się do Nowego Orleanu- siedziby czarownic, wampirów,  zmiennokształtnych i wszelkich innych fantastycznych postaci, gdzie dowiaduje się o klątwie ciążącej nad kobietami z jej rodziny, zakochuje się i staje do walki ze swoją przeszłością. Towarzyszyć jej będą nowopoznani przyjaciele, dzięki którym wreszcie poczuje się dobrze w swojej skórze.
Akcja toczy się w przyszłości, czego dowiadujmy się w momencie podania przez Ari daty swoich urodzin.


Kelly Keaton wykorzystała tematykę wampirów, by w sposób niecodzienny połączyć ją z mitologią. W książce tej znajdziemy wiele zaskakujących nawiązań. Odnajdziemy motyw święta Mardi Gras, które również  w rzeczywistości odbywa się w Nowym Orleanie, poznamy tajemnice wampirów i będziemy uczestnikami wielu zaskakujących zwrotów akcji.


Rzadko zdarza się, by książka tak bardzo wciągała już od pierwszych stronic. Keaton nie sili się na długie wprowadzenia, od samego początku porywa czytelnika, nie traci czasu na zbędne opisy. Po punkcie kulminacyjnym akcja miast spowalniać, przyspiesza jeszcze bardziej, po to by zakończyć się w momencie wielkiego napięcia. Do ostatniej stronicy nie wiadomo co się stanie, a rozwiązanie odnajdziemy dopiero w kolejnej części, która- mam nadzieję- będzie równie porywająca. Autorka nie podaje rozwiązań tajemnic na tacy. Każda z nich prowadzi do kolejnej, wprowadzając nastrój niepokoju, napięcia i oczekiwania.
Z ciemnością jej do twarzy to prawdziwie wciągająca pozycja. O mały włos przeszłabym obok niej obojętnie, na szczęście jednak, tak się nie stało. Z wielką przyjemnością poświęciłam jej popołudnie, które zakończyło się dla mnie znajomym uczuciem, jakie ogarnia mnie po przeczytaniu czegoś, co spełniło moje oczekiwania i było naprawdę dobre.
Polecam ją zarówno młodzieży (gwarantuję, że po lekturze będzie chciała czytać więcej i więcej),  jak i dorosłym. Każdym, którzy oczekują książki z wciąż przyspieszającą akcją, kompozycją otwartą,  zapowiadającą dalsze czytelnicze uczty w częściach kolejnych.

Premiera 5 maja. Już dziś zachęcam do kupna;)


5,5/6



Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak emotikon.


Tytuł oryginału:(Darkness Becomes Her)
Tłumaczenie: Anna Gralak
Oprawa miękka
Wydanie: pierwsze
W sprzedaży od: 2011-05-02
ISBN: 978-83-240-1533-7
Rok wydania: 2011
Format: 144x205
Ilość stron: 264
Wydawnictwo: Znak emotikon
Cena detaliczna: 29,90 zł

http://www.youtube.com/user/WydawnictwoZnak#p/u/0/NnGV8H4y5VA 

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

"Mila księżycowego światła"- Dennis Lehane

Nie bez przyczyny na miano autora życia zasługuje tylko jeden autor.
Choć do panteonu moich ulubionych należy kilku mających dla mnie wielkie znaczenie twórców, to właśnie Dennis Lehane jest moim numerem jeden.
Odkąd w 2005 roku zetknęłam się z napisaną przez niego Rzeką tajemnic i z filmem powstałym na jego kanwie, wracam do niego przy każdej okazji, a nowe pozycje kupuję w dniu premiery. Jego dzieła [tak, dla mnie są to dzieła] mają honorowe miejsce na moich półkach i  stanowią jedne z nielicznych, których nie pożyczam.
Nie zdarza mi się czytać jakiejś książki dwa razy, chyba że wymaga tego sytuacja. Wyjątkiem są jedynie powieści Lehane’a, po które wracam przynajmniej raz w roku. Szczególnie ukochałam sobie serię z detektywami Kenzie i Gennaro.
Mila księżycowego światła jest kolejną częścią tego cyklu, mam wrażenie, że już ostatnią.
Powieści Lehane’a nie są dla mnie li powieściami sensacyjnymi.
Stworzył on świat i detektywów, wśród których czuję się jak u siebie. Znajduję w nim swoje życie, każda kolejna część jest dla mnie czymś więcej niż tylko książką. Angie i Patricka- głównych bohaterów- traktuję prawie jak rodzinę, ich historię życia śledzę od samego początku, byłam świadkiem ich wzlotów i upadków, świadkiem przeciwności z jakimi musieli walczyć, świadkiem rozkwitającej miłości, której zwieńczenie obserwujemy z Mili księżycowego światła.
Nie jest to część, której nie da się zrozumieć bez lektury poprzednich. Nawiązuje ona do wątków z Gdzie jesteś Amando? (na jego kanwie również film w reżyserii Bena Afflecka- polecam!), jednak na tyle subtelnie i umiejętnie, że każdy nowy czytelnik zrozumie o co chodzi.
Ja jednak nie wyobrażam sobie, by czytać ją bez zaznajomienia się z poprzednimi. Nie jest to ważne dla fabuły, ale na pewno ważne, by zrozumieć Angie i Patricka, by zrozumieć wątek Bubby, zachowanie Amandy i pozostałe postaci. Kto więc tylko będzie miał okazję- polecam lekturę całości.

W Mili księżycowego światła Patrick i Angie stoją przed wielkim wyzwaniem- oto po raz kolejny muszą odnaleźć zaginioną Amandę McCready, którą dwanaście lat wcześniej uprowadził jej wujek. Wtedy też dziewczynka została odnaleziona i mimo tego, że w rodzinie, która ją uprowadziła miała znacznie lepsze warunki niż w biologicznej, została oddana matce, a porywacz wtrącony do więzienia. Wydarzenie to zaważyło na całym jej życiu, jak i na życiu detektywów.
Zważając na skutki wydarzeń minionych lat, ponowne jej odnalezienie nie jest zadaniem łatwym. Oboje bohaterowie, zwłaszcza detektyw Kenzie, muszą zmierzyć się z duchami przeszłości, z wyrzutami sumienia. Ponadto teraz już inaczej patrzą na sprawę porwania dziecka- sami zostali rodzicami i wiedzą co to strach o swoje jedyne potomstwo. Stają przed niepowtarzalną szansą na odkupienie swoich win, cały czas zadając sobie pytanie czy jest to w  ogóle możliwe i czy ich praca nie narazi życia ich dziecka.
Dochodzenie prowadzi ich do zaskakujących miejsc i wydarzeń. Książka pełna jest zwrotów akcji. Lehane przyciąga uwagę i nie pozwala oderwać się od książki.
Mimo to, mam wrażenie, że jest to jedna z jego słabszych powieści. Dość czułostkowa, już nie tak brutalna jak poprzednie, już nie tak sensacyjna. Momentami miałam wrażenie, że znalazłam się w książce na miarę Dana Browna. Nawiązania do Zmierzchu, zaginione przedmioty o znaczeniu historycznym- to do Lehana nie pasuje. Nie po tym, co było dotychczas.
Mimo tych niedociągnięć książkę jak najbardziej polecam.
Lehane pozostanie Lehanem. Dla mnie jest najlepszym autorem amerykańskim, jednak niestety wciąż mało rozpowszechnionym na polskim rynku.
Co dziwi, bo przecież filmy takie jak ubiegłoroczna Wyspa tajemnic, stworzone na kanwie jego powieści odnoszą u nas niemały sukces.

Osobom, które nie miały jeszcze przyjemności zaznajomić się z pisarstwem autora- serdecznie polecam! Pozostałym pewnie polecać nie trzeba, bo autor raz czytany, nie pozwala o sobie zapomnieć.

4/6

 Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Kategoria: Horror, sensacja, kryminał
ISBN: 978-83-7648-674-1
Tytuł oryginału: Moonlight Mile
Data wydania: 05.04.2011
Format: 140mm x 205mm
Liczba stron: 280

wtorek, 19 kwietnia 2011

"Listy do Trynidadu"- Annika Idström

Od czasu rozpoczęcia przygody ze współczesną literaturą skandynawską, zaczęłam zauważać główne motywy, do których sięgają autorzy.
W powszechnym przekonaniu mieszkańcy Skandynawii jawią się jako osoby poważne, smutne, ze względu na klimat mające skłonności do stanów depresyjnych.
W wielu książkach natknęłam się jednak na charakterystyczny humor. Tak-po lekturze kilku pozycji zupełnie różnych autorów skandynawskich, mogę użyć podobnej kategorii.  Do tej pory rozróżniałam jedynie humor angielski, teraz bez problemu wskażę również cechy tego nowo odkrytego.
Mimo to, problematyka książek skandynawskich, z którymi do tej pory miałam styczność, sięga raczej po tematy zgodne z naszymi wyobrażeniami o tym terenie. W wielu z nich kreślone są bogate portrety psychologiczne bohaterów, autorzy dogłębnie analizują ludzką psychikę, kondycję i pobudki. Sięgają do najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy, ogołacając ją i wystawiając nagą i bezbronną na oceny czytelników.
Skandynawscy autorzy wielokrotnie poruszają wątek patologicznych stosunków panujących w rodzinie, chorób psychicznych oraz ludzkiej samotności.
Nie inaczej dzieje się w Listach do Trynidadu. Książka ta jest syntezą wszystkich wymienionych przeze mnie cech. Stanowi studium ludzkiej psychiki.

Jej głównym bohaterem jest Seppo Sirén, przeciętny pracownik Urzędu Skarbowego, od czasu do czasu miewający niezobowiązujący skok w bok.

Jego życia rodzinnego nie można nazwać sielanką- żona ewidentnie ma problemy z psychiką, podobnie jak uważana za upośledzoną córka. Ponadto jego małżonka na jednej z fundowanych przez męża wycieczek, znalazła sobie kochanka, o którym bez jakiegokolwiek zażenowania mu opowiada. Niczym zakochana nastolatka kwitnie i czerwieni się na samo jego wspomnienie.
Seppo ma także kiepski kontakt z dorastającą córką, która zaczyna zachowywać się agresywnie, szukając u ojca zrozumienia, zainteresowania i miłości.

Bohater wraz z rodziną wyrusza w Podróż do Izraela- Ziemi Świętej, która może symbolizować jego podróż ku wyzwoleniu. Wolność ta jednak okupiona będzie wielką tragedią.

Autor na wielu płaszczyznach nawiązuje do Pisma Świętego- zarówno na płaszczyźnie językowej, bezpośrednio przywołując cytaty, jak i na płaszczyźnie fabularnej, czego przykładem jest wykorzystanie motywu podróży do Ziemi Obiecanej. W polskim wydaniu również okładka realizuje ten pomysł.
Sfera sacrum brutalnie styka się tutaj ze sferą profanum, liczne opisy zdrad, erotyka, rozbudzona seksualność mogą niepokoić i wywoływać oburzenie, a nawet niesmak. Jest to jednak kolejnym bodźcem i zachętą do zagłębienia się w meandry ludzkiej świadomości i psychiki.

Zachęcam do lektury, Annika Idström zabierze Was w podróż jakiej z pewnością nie zapomnicie.

 Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Kojro.

Tytuł oryginału: Kirjeitä Trinidadiin
Autorka: Annika Idström
Tłumaczenie: Bożena Kojro
Rok wydania: Grudzień 2002
ISBN: 83-916458-0-0
Liczba stron: 144


poniedziałek, 18 kwietnia 2011

"Trzy żywoty świętych" Eduardo Mendoza

Eduardo Mendoza, to jeden z najpopularniejszych, wybitny współczesny pisarz hiszpański. Jego książki rozchodzą się jak świeże bułeczki, a każda kolejna przynosi mu coraz większą sławę i uznanie. Do najpopularniejszych należy Lekka komedia, a przede wszystkim trylogia detektywistyczna, rozpoczynająca się od Przygód fryzjera damskiego.

Prozę Mendozy charakteryzuje duża porcja czarnego humoru, ironia, wielokrotnie pojawiające się elementy absurdalne oraz niesamowita umiejętność i lekkość w posługiwaniu się słowem.

W swojej najnowszej książce Trzy żywoty świętych puszcza do czytelnika oczko już na samej płaszczyźnie tytułu.
Święty to osoba, która realizując na ziemi wartości moralne, żyjąc według przyjętych zasad, swoją postawą zasłużyła na życie w niebie. Otacza się go kultem, obiera za przykład, autorytet w dążeniu do doskonałości. Jako osoby idące za głosem Boga, mają być drogowskazami na naszej drodze do pełni człowieczeństwa i świętości.

W świecie wykreowanym przez Mendozę poznajemy postaci, którym do świętości daleko. Przynajmniej w naszym ludzkim jej rozumieniu.
Na książkę składają się trzy opowiadania:

- Wieloryb, opowiadający historię biskupa, który pojawia się w Barcelonie na Kongresie Eucharystycznym i w związku z wybuchem rewolucji w swoim kraju oraz wyznaczeniem ceny za swoją głowę, jest zmuszony do pozostania w obcym dla siebie miejscu.

- Finał Dubslava,  w którym poznajemy życiowego nieudacznika, który dostaje wezwanie na rozdanie Nagród Nobla w związku z nominacją jego zmarłej matki za osiągnięcia w dziedzinie okulistyki.

- Pomyłka, gdzie główną postacią jest przestępca, który w więzieniu trafia na fakultet z literatury do pewnej nauczycielki, która zapala w nim miłość do słowa pisanego, pomaga mu wyrobić sobie czytelniczy gust i sprawia, że więzień decyduje się na bardzo odważny krok.
Przyznam, że podobało mi się ono najbardziej.

Opowiadania łączy jedno- kontrowersyjni bohaterowie, zachowujący się niezgodnie z normami kulturowymi  i moralnymi, przykłady anty-świętości, wyrzutkowie społeczni, którzy dostali od losu szansę- spotkali osoby, które na zawsze odmieniły ich życia. Każdy z bohaterów trzech opowiadań miał okazję znaleźć się w innym środowisku niż to, do którego przywykł, a to jak ją wykorzystał, dowiecie się sięgając po lekturę:)

Minusem korektorskim książki są sporadyczne, acz bardzo rażące błędy interpunkcyjne.


4/6

niedziela, 17 kwietnia 2011

"Mapy ludzkich serc" Jacek Ponikiewski

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że do lektury książki Jacka Ponikiewskiego zachęciła mnie okładka. Ta nie podoba mi się wcale. Monstrualnych, nieproporcjonalnych rozmiarów kroplówka i widoczna podłączona do niej dłoń, a w tle zarys postaci, która uśmiecha się złowieszczo, z widocznym złem w oczach, przywodzi mi na myśl skojarzenia z książkami o tematyce doświadczeń na ludziach, horrorów, dziwnych przeszczepów, zabawą ludzkim ciałem i umysłem. Patrząc na okładkę widzę zło. Nic więcej. Byłaby dobra dla książki poruszającej problemy ludzi, na których dokonywano straszne doświadczenia, może podczas wojny, może przez jakiegoś psychopatę. Bo tak- postać w tle, budzi we mnie skojarzenia z psychopatą. Jak ma się to do treści książki? Właściwie nijak.
Jedyne związki jakie widzę, to „doświadczenia” na ludziach, jednak nie tak drastyczne, jak można by pomyśleć. Jedna z bohaterek wyraziła bowiem zgodę na testowanie na sobie nowego leku. Tyle z badań na ludziach. Właściwie nic drastycznego, nic bez zgody, nic co naruszałoby wolność.
Drugie skojarzenie, to dość luźna wizja wojny. W mojej interpretacji okładki jednak, wojna= zło, wojna= psychopata robiący doświadczenia na ludziach.
W ksiązce tej wojna jawi się inaczej.
Nie ma psychopatów.
Jest tylko generał w stanie spoczynku- Jonathan- który po strzale w kręgosłup przeżywa śmierć kliniczną. Po powrocie do świata żywych ląduje w domu starców. W miejscu tym boleśnie doświadcza samotności, lęku. Swoje obawy tłumi w sobie, a dla ludzi jest oschły, niemiły. Wojna i opuszczenie przez rodzinę odcisnęły na nim trwałe piętno.

Sytuacja zmienia się, gdy poznaje Oscara, siedemnastoletniego chłopca cierpiącego na progerię- chorobę starczą. Chłopak wie, że nie dożyje swoich dwudziestych urodzin i proponuje Jonathanowi, by nauczył go życia, pokazując mu mapę swojego serca, dzieląc się z nim wspomnieniami, odpowiadając na wszystkie jego pytania.
Jonathan, godząc się, zyskuje prawdziwego przyjaciela. Okazuje się, że to nie on uczy Oskara, lecz Oskar jego. Staje się uczestnikiem wydarzeń jakich nigdy by się nie spodziewał, ma szansę podzielić się z kimś swymi rozterkami i naprawić błędy przeszłości.

Książka ta jest piękną opowieścią o przyjaźni, przemijaniu, dobroci, a nade wszystko o wielkości i znaczeniu człowieka. O stosunku Boga do ludzi i ludzi do Boga. Pokazuje co jest w życiu najwazniejsze, promuje uniwersalne wartości, uczy nowego spojrzenia na zdanie „całe życie przepływające przed oczami”, wskazuje na wartość cierpienia dla rozwoju duchowego. Autor czerpie z Pisma Świętego i, co zaskakujące, z Dziadów Adama Mickiewicza. Aluzja literacka jest subtelna, jednak dla uważnego czytelnika zauważalna. Dzieł tych nie cytuje Ponikiewski dosłownie, kamufluje je i umieszcza w swoim tekście w formie kryptocytatów i parafraz.

Jedynym zastrzeżeniem, rzeczą, która kilkakrotnie uderzyła mnie podczas lektury, jest zupełne niepotrzebne, nienaturalne,  nie pasujące do całości i zaburzające harmonię i spójność tekstu wprowadzanie między narracje utartych frazesów, typu „nadzieja umiera ostatnia”.
Ilekroć pojawiało się jemu podobne zdanie, poziom irytacji drastycznie się we mnie podnosił.

Książka, mimo swoich małych rozmiarów, przekazuje wiele ważnych prawd, o których często zapominamy. Uczy szacunku do rodziny i osób niepełnosprawnych. Uczy cieszyć się życiem, przeżywać każdy dzień, jak pierwszy dzień nowego życia.
Nie dajcie się zwieść okładce- ukrywa pod sobą wartościowe i piękne wnętrze. Można, by rzec, że na całej płaszczyźnie, włączając w to obwolutę książka uczy, jak bardzo pozory mylą.

4,5/6


sobota, 16 kwietnia 2011

"Co widział pies i inne przygody" Malcolm Gladwell

Nazwisko Malcolma Gladwella wielokrotnie obiło mi się o uszy, recenzje jego książek spotykałam na każdym kroku. Mimo to nie byłam przekonana co do sięgnięcia po książkę będącą zbiorem artykułów, książkę popularnonaukową. Moje złe doświadczenia z tego typu publikacjami odbiły się echem na całym stosunku do nich.

Postanowiłam jednak przełamać zniechęcenie, dać szansę publicystom raz jeszcze i proszę bardzo… nie zawiodłam się!  
Mimo, że podchodzenie do lektury trochę czasu mi zajęło, musiałam sama siebie przekonać, że warto, to w momencie gdy zaczęłam czytać- przepadłam.
Nic nie było w stanie oderwać mnie od lektury. Mimo, że początkowe plany obejmowały przeczytanie jednego artykułu dziennie, skończyło się na tym, że ich dzienna dawka została zdecydowanie powiększona.
Zaczynam żałować, że z serią wydawniczą Punkty przełomowe spotkałam się dopiero pierwszy raz.

Malcolm Gladwell zaskoczył mnie i zaimponował szerokim zakresem swojej wiedzy. Pisać, jak wiadomo- każdy może. Jednak pisać tak, żeby ktoś chciał to czytać i pisać o tym, co ludzie chcieliby przeczytać, to niewątpliwa sztuka, którą autor opanował do perfekcji.
Książka jest przepełniona anegdotami, humorem, czasem ironią. Porusza zarówno tematy wydawałoby się błahe ( jak funkcje kulturowe hasła „Ponieważ jesteś tego warta”), jak i tematy trudne, kontrowersyjne, zahaczające o sferę wiary czy moralności ( problem pigułki antykoncepcyjnej).
Gladwell nie boi się niczego, swoim słowem wkracza na tereny niezbadana przez przeciętnego zjadacza chleba, proponuje przygody, które chciałby z nim przeżyć, zachęca do odkrywania świata, interesowania się rzeczami, którymi nikt się nie interesuje.

Książka podzielona została na trzy zasadnicze części. Są nimi:
- Maniacy, pionierzy i inni geniusze mniejszego formatu – traktująca o ludziach, którzy w jakiś sposób zrewolucjonizowali świat, często wpadając na dziwne pomysły.
- Teorie, prognozy i diagnozy - o teoriach jakie snuje człowiek, o jego sposobach na porządkowanie swoich doświadczeń.
- Osobowość, charakter i inteligencja – o tym, jak wielkie znaczenie ma pierwszy kontakt z jakąś osobą, o grze pozorów i szufladkowaniu.

Ciężko powiedzieć mi jednoznacznie, która część była najlepsza- w każdej znajdowałam artykuły odpowiadające na pytania, których nie przyszłoby mi do głowy zadawać, jak i takich, które zadawałam, a na które odpowiedzi nie znajdowałam. Każda wprowadziła coś nowego, a jednocześnie uzupełniała pozostałe.

Polecam wszystkim osobom spragnionym przygód, wszystkim dociekliwym, poszukującym, ciekawskim. To książka dla Was, nie możecie jej przegapić.


4,5/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak litera nova

czwartek, 14 kwietnia 2011

"Jestem tu, przy Tobie" Anetta Kołodziejczyk- Rieger

Przy pisaniu recenzji książki Anetty Kołodziejczyk- Rieger jestem wewnętrznie rozbita.
Od kilku dni biję się z myślami i zwlekam z jej napisaniem, bo tak naprawdę nie jestem w stanie dociec co w tej pozycji stało się dla mnie tak kolosalnym problemem, że ciężko było mi przez nią przebrnąć. Może błędem było wcześniejsze przeczytanie innych opinii, które sugerowały, że książka jest nudna, wręcz słaba. Może problemem była czcionka. Nie wiem.
Wiem jedynie, że mimo fabuły, która mnie zainteresowała, mimo plastycznych opisów, coś było nie tak. Coś stanęło na drodze do mojego dobrego odbioru.

Autorka stworzyła niesamowitą bohaterkę- Olę. Posiada ona niespotykany dar- niezwykłą empatię, która sprawia, że wokół siebie potrafi wskazać wszystkie osoby cierpiące, mało tego, jest w stanie zrobić wszystko, by tym osobom pomóc, często narażając się przy tym na ich nienawiść. Bo czy uszczęśliwianie kogoś na siłę, bez pytania o zgodę, może nieść ze sobą coś naprawdę dobrego? Czy to jest właśnie to czego oczekujemy?

Za nachalną dobrocią Oli, za jej chęcią niesienia pomocy wszystkim stoi jej przeszłość. Jako mała dziewczynka stała się ofiarą pedofilii ze strony członka swojej rodziny. Była molestowana, cierpiąca, zgwałcona. Doświadczyła kazirodczej „miłości”, była wykorzystywana i wtedy nie znalazł się nikt, kto widziałby jej ból i przyniósł pomoc.

Jedyną pociechą dla Oli było dobre relacje  z babcią, jednak po jej śmierci doświadczyła kolejnego traumatycznego przeżycia- ojciec znalazł sobie kochankę, jej rodzina została rozbita, a ona nie była już nikim innym jak tylko pozowanym dzieckiem, będącym wizerunkiem dobrze spełnionego rodzicielstwa swojej matki i ojca.
Jej niespełniona miłość, zazdrość, uraz do mężczyzn wpływa na związki z ludźmi, Ola nie potrafi być rozluźniona, boi się dotyku, boi się opuszczenia, zdrady.
Z tego też powodu gdy w jej życiu pojawia się Marek- chłopak, w którym się zakochuje, który budzi w niej do życia kobietę- Ola gubi się. Oboje starają się zabić łączące ich uczucie.

W  życiu bohaterki do największych zmian dochodzi za sprawą tajemniczej postaci, którą zaczyna widywać- pięknej blondynki, dzięki której Ola czuje się lepsza i piękniejsza, która wlewa w nią garść optymizmu.  Dzięki której czuje się wyjątkowa.

Jak skończy się jej historia? Przeczytajcie;)

Wspomniałam na początku, że język jakim posługuje się autorka jest bardzo plastyczny, momentami bardzo sugestywny. Niektóre sceny, np. scena operacji opisywana jest tak dokładnie, że z trudem powstrzymywałam się od zamknięcia książki.
Mimo to, zdarzają się wpadki. W książce znajdziemy fragmenty, w których język jest bardzo niechlujny- roi się od dziwnie skonstruowanych zdań i powtórzeń, co bardzo niekorzystnie wpływa na odbiór całości.

Pomijając jednak te drobne uchybienia, książka jest naprawdę wartościowa. Dobrym słowem na jej określenie będzie: oryginalna.
Okładka jest urzekająca, współgra z naprawdę pięknymi opisami, jakimi raczy nas autorka. Nie wiem czy to nie one są prawdziwymi bohaterami tej książki, to one świadczą o jej wartości, bo sama postać Oli- co tu dużo kryć- raczej irytuje, niż zachwyca, raczej odrzuca, niż przyciąga.

 3,5/6

  • Rodzaj literatury: Beletrystyka
  • Wydawca: Novae Res, 2010
  • Format: -
  • Wydanie: Pierwsze
  • Liczba stron: 396
  • ISBN: 978-83-7722-060-3


środa, 13 kwietnia 2011

"Klub filmowy" David Gilmour

David Gilmour to kanadyjski pisarz i dziennikarz telewizyjny, zdobywca wielu literackich nagród.  Swoim Klubem filmowym budził we mnie skrajne emocje.

Są książki, które choć robią na nas wrażenie, choć czytaliśmy je z wielkim zainteresowaniem, właściwie nie przerywając lektury niczym innym, są nie do opisania.

Tak jest tym razem. Mam wielki problem z doborem odpowiednich słów do jej zrecenzowania. Nie chcę jej ani skrzywdzić, ani nadmiernie wychwalić.  Nie chcę popełnić błędu, nie chcę by została źle odebrana i być może przez to niezrozumiana,

David Gilmour opowiada historię, o której chciałoby się rzec „to się nie mogło zdarzyć naprawdę!”.
Ksiązka dotyka problematyki wieku dojrzewania, wieku buntu, w którym najczęściej większość rodziców traci dobry kontakt ze swoim dzieckiem, w którym cała miłość okazywana mu przez całe życie zostaje niewdzięcznie odrzucona.
Niewielu rodziców jednak zastanawia się nad tym, jak ciężki to okres w życiu ich dziecka. Nie pamięta, jak trudno poradzić sobie z burzą emocji, poznawaniem świata, pierwszymi związkami, pasjami, niechęcią do szkoły.

David, ojciec nastoletniego syna, dzięki swojej mądrości i być może, przypadkowości, chęci bycia dobrym tatą, należy do grona nielicznych rodziców, którym dane było przeżycie okresu dojrzewania swojego dziecka, jako momentu największego z nim zbliżenia i wytworzenia niesamowitej więzi.
Jego syn, Jesse, kiepsko radzi sobie z nauką, nie odrabia zadań, ukrywa je przed rodzicami. Dla Davida jest to przypomnienie koszmaru, który sam przeżył chodząc do szkoły.
Być może właśnie dlatego, mając na względzie dobro swojego dziecka, gdy te oświadcza, że nie chce już do niej chodzić- zgadza się. Stawia jednak warunek- Jesse nie musi pracować ani płacić czynszu, ma jedynie oglądać z nim 3 filmy tygodniowo, jednak w momencie nakrycia go na braniu narkotyków cała umowa zostaje zerwana.
David, podejmując taką decyzję wykazuje ogromne zaufanie do swojego dziecka, jednocześnie nie będąc pewnym czy właśnie nie przyczynił się do zmarnowania przez niego życia. Jest pełen obaw i wątpliwości. Jednak od raz podjętej decyzji już nie odchodzi.
Wspólne oglądanie filmów staje się pretekstem do rozmów o życiu, dorastaniu, dziewczynach, rozterkach. Rozmów być może momentami zbyt intymnych. Ich klub filmowy pomaga im w budowaniu zdrowej relacji, jakiej często brakuje między ojcem a synem.
Autor w swojej książce dotyka problemu rodzicielstwa, wychowania, stawia pytania o to jaki tak naprawdę mamy wpływ na to co robią i czym zajmują się nasze dzieci, jak wiele jesteśmy w stanie zrobić by uchronić je przed złem.

Jako, że wielką fanką kina nie jestem, Gilmour wywarł na mnie podwójne wrażenie. Jego książka oprócz tego, że jest książką o dorastaniu do podejmowania pewnych decyzji i konsekwencji z nimi związanych, jest także doskonałym przewodnikiem po świecie filmów. Znajdziemy w niej opisy kinowych klasyków wraz z załączonym z tyłu indeksem wszystkich wykorzystanych w powieści filmów.
Poczułam się zobligowana do obejrzenia chociaż części z nich, do sprawdzenia skąd można zeprać większą wiedzę- ze szkoły czy z telewizji.

Książkę polecam wszystkim fanom kina, wszystkim rodzicom, którzy przeżyli trudności związane z wychowaniem dzieci oraz wszystkim osobom, przed którymi rodzicielstwo stoi jeszcze otworem. Ponadto jest to powieść dla osób dorastających- o tym, jak wspólna pasja może połączyć pokolenia.


4/6

Przekład: Emilia Skowrońska
Seria: Bliżej siebie
Wydawca: Dobra Literatura
ISBN: 978-83-930559-9-9
Miejsce i rok wydania: 29 marca 2011
Format : 145x205 mm
Okładka : miękka ze skrzydełkiem


wtorek, 12 kwietnia 2011

"Szukając Noel" Richard Paul Evans

Kiedy przed świętami Bożego Narodzenia zobaczyłam na sklepowych półkach Stokrotki śniegu wiedziałam, że muszę je mieć. Po lekturze pomyślałam, że Richard Paul Evans może być dla mnie autorem, po którego powinnam sięgać w chwilach zwątpienia, melancholii i który naprawdę może zafascynować.
Stokrotkami zostałam urzeczona, postanowiłam więc sięgnąć po najnowszą książkę- Szukając Noel. Choć to dopiero moje drugie spotkanie z pisarstwem Evansa, w oczy rzuca się jego wyraźne zamiłowanie do tematyki świąt Bożego Narodzenia, do kojarzonej z nimi nadziei, atmosfery przebaczenia i miłości.

W książce tej poznajemy Marka. Chłopak traci matkę, dziewczynę, zawala studia, traci wiarę w siebie i w swoje możliwości. Na domiar złego w wybuchu złości ojczym wyrzuca go z domu. Mark wpada w depresję, postanawia skończyć ze swoim życiem.
Jednak zrządzeniem losu psuje mu się samochód i próbując znaleźć w okolicy telefon chłopak poznaje Macy. Dziewczyna, podobnie jak on, wiele w życiu przeszła, straciła matkę, odebrano ją ojcu, rozdzielono z siostrą i umieszczono w rodzinie adopcyjnej, która stosowała wobec niej przemoc.
Po spotkaniu z Markiem postanawia zmienić swoje życie i odnaleźć młodszą siostrę, Noel.

Pomysł na fabułę wydaje mi się dobry. Gorzej już z jego realizacją. Czułam się jak bohaterowie bajki, w której niezmiennie dobro zwycięża ze złem, w której mimo pozornych przeciwności losu bohaterowie wciąż i wciąż spotykają niewyobrażalnie, wręcz sztucznie dobrych ludzi, którzy chętnie pomagają i są życzliwi. Zbyt łatwo i zbyt szybko wszystko się układa.
Przewidywalność aż boli, razi naiwnością.
W związku z tym książka momentami wzrusza, momentami irytuje tak mocno, że miałam ochotę rzucić ją w kąt.

Jednak nie rzucałam. Wyobrażanie o tak idealnym świecie, jest przecież tym, czego szukamy. Każdy z nas chciałby żyć w kraju, w którym istnieje tylko dobro, w którym zło przy odrobinie dobrej woli człowieka samo się naprawia, w którym urazy znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chciałabym, żeby w Polsce proces adopcyjny był tak samo prosty, jak ten przedstawiony w utworze.
Ta idylliczność i idealność może wzbudzać nadzieję, może wzruszać, zachęcać do zmian, z drugiej jednak strony, to właśnie przez nią książka bardzo traci na autentyczności. Mimetyczną z pewnością bym jej nie nazwała, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że balansuje na krawędzi z baśnią albo nawet, że właśnie baśń to gatunek jaki reprezentuje.
Gdyby rozpatrywać ją w tej kategorii- broni się idealnie. Czyta się przyjemnie, język jest prosty, czasem pojawi się jakaś warta zapamiętania sentencja, wygrywa dobro.

Ja jednak, mając w pamięci Stokrotki w śniegu, w których dobro również wygrywało, jednak musiało się wysilić ciut bardziej, w których prostota również była pomysłem na powieść, jednak miała znamiona oryginalności- ocenę obniżam.Chyba nie muszę wspominać, że okładkowe nawiązanie do Schmitta ma się nijak do treści.

Komu polecam? Osobom, które cenią baśniowość, które cenią książki, w których dobro zwycięża, które chcą chwili wzruszeń, które jako odskoczni od zła na świecie, potrzebują literackiego substytutu idylli.

3,5/6

Oprawa twarda
Wydanie: pierwsze
ISBN: 978-83-240-1616-7
Opracowanie graficzne: Monika Klimowska , Anna Pol
Rok wydania: 2011
Format: 123x174
Ilość stron: 320
Wydawnictwo: Znak literanova
Cena detaliczna: 32,90 zł

niedziela, 10 kwietnia 2011

"Pismak" Marek Harny,

O Marku Harnym do tej pory wiedziałam tyle, co nic. O ile moje zainteresowanie polskimi autorami ciągle wzrasta, o tyle na pisarzy powieści kryminalnych patrzę z powątpiewaniem. Zrażona przez Joannę Chmielewską, nie do końca i nie zawsze wciągnięta przez  Joe Alexa, pomyślałam, że chyba nie ma już szansy na coś dobrego [dla mnie] w tej dziedzinie. W związku z tym zaprzestałam lektury polskich kryminałów. Anglojęzyczne pochłaniałam w dalszym ciągu maniakalnie, również- z lepszym lub gorszym skutkiem- jednak nie poddając się, wciąż poszukując nowych autorów albo pałając miłością do raz odkrytych. Do czasu.

Marek Harny zmienił moje zdanie o polskiej literaturze kryminalnej. Porwał mnie, zaskoczył, zaniepokoił, zaintrygował i rozochocił do czytania kolejnych pozycji.
Tytułowy Pismak, to Adam Bukowski, niegdyś dziennikarz działający w Polsce, piszący podobnie jak sam autor do „Głosu Krakowa”, później paryski korespondent robiący nieco spóźnioną, jednak wielką karierę. Pięćdziesięcioletni bohater mimo to wraca do Polski. Dzieję się tak za sprawą wieści o śmierci jego dawnej kochanki- Doroty, do której uczucie nigdy nie wygasło, a którą potraktował w iście okrutny sposób. Bukowski w rozwikłaniu zagadki jej śmierci widzi szansę na zrobienie czegoś dobrego, na próbę oczyszczenia jej wizerunku. Dorota bowiem, z wyróżniającej dziennikarki stałą się alkoholiczką i ćpunką. Nie cieszyła się poważaniem, dlatego jej śmierć nikogo specjalnie nie zdziwiła. Uważano ją za naturalną kolej rzeczy, gdy prowadzi się podobny do niej styl życia, gdy zostaje się wplątanym w narkobiznes.
Podczas śledztwa Bukowski dowiaduje się jak niewiele wiedział o Dorocie, o tym czym się zajmowała oraz co tak naprawdę się z nią stało po jego wyjeździe.

Harny jest idealnym przykładem na wykazanie różnic między pisarstwem męskim a kobiecym. Wykreował bohatera brutalnego, aroganckiego, bezwzględnego. Mroczna okładka ksiązki może być ukrytą symboliką jego charakteru. Co mnie zaskoczyło, mimo swej kolorystyki, motywu przewodniego, kontrastuje ona z fakturą. Ta jest delikatna, bardzo przyjemna w dotyku. To z kolei stało się dla mnie utajonym symbolem ukrywanej przez Bukowskiego wrażliwości na krzywdy innych, zwłaszcza na krzywdy Doroty.
Pozornie brutalny mężczyzna kryje w sobie mężczyznę wrażliwego.

Harny serwuje czytelnikowi wiele sugestywnych, wręcz naturalistycznych opisów. Na tym jednak nie kończy. By złagodzić nieco opisywane przez siebie sceny, teoretycznie spowolnić wciąż narastającą akcję stosuje liczne retrospekcje. Wraca do wydarzeń minionych, wspomnienia Bukowskiego wylewają się ze stronic książek. W praktyce jednak, liczne retrospekcje miast spowolnić akcję, wyjaśnić czytelnikowi motywacje bohaterów, robią coś dokładnie odwrotnego- potęgują napięcie, wywołują niepokój, plączą wydarzenia. Komplikują zamiast wyjaśniać.
Autor zręcznie operuje ironią, sarkazmem, na kartach ksiązki powołuje do życia przewrotnych gangsterów, wykazuje się znajomością topografii Warszawy oraz Katowic.
Dodatkowo, opisywanym wydarzeniom autentyczności dodają liczne powołania na wydarzenia  czy postaci historyczne [patrz: Hitler, Kuroń, Michnik, Jaruzelski].
Właściwie, podczas całej lektury książki nie ma momentu, w którym można by się na chwilę od niej oderwać. Nie ma chwili, by nie działo się coś ważnego, by można było przerwać czytanie i zająć się czymś innym. Pismak raz zaczęty, musi zostać przeczytany natychmiast.
Akcja nie zwalnia, jest pełna niespodziewanych zwrotów. A zakończenie? Mistrzostwo.
Absolutnie nieprzewidywalne. To właśnie w kryminałach cenię najbardziej.

Jako ciekawostkę mogę dodać,, że w książce, jako, że autor urodził się na Górnym Śląsku został wykorzystany motyw mojego rodzinnego miasta- Rudy Śląskiej. Ponadto jednym z bohaterów jest Szczurek, co dodatkowo wywoływało uśmiech na mej twarzy.:) Niektórzy z Was będą wiedzieli dlaczego;)

Całość jest majstersztykiem.
5/6

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za możliwość odkrycia Marka Harnego.

czwartek, 7 kwietnia 2011

"Córki hańby" Jasvinder Sanghera


Autorka ksiązki “Córki hańby”, Jasvinder Sanghera, urodziła się i dorastała w Wielkiej Brytanii. Tam też założyła organizację Karma Nirvana, zrzeszającą i pomagającą ofiarom przemocy domowej, wymuszonych małżeństw oraz zbrodni honoru. Stara się także przeciwdziałać honorowym zabójstwom.
Jej poprzednia powieść- „Zhańbiona”- była powieścią biograficzną i rozeszła się w wielkim nakładzie.  Autorka przeżyła okropności o jakich wielu ludziom nawet się nie śniło.
Tym razem, Jasvinder zmieniając nazwiska postaci postanowiła opowiedzieć historię swojej organizacji oraz osób, które się do niej zgłaszają.
Jest to opowieść szczera, odważna, poruszająca i rodząca wielki bunt przeciwko złu, jakie mimo życia w XXI wieku, wieku, w którym tak głośno o prawach i wolności człowieka, nadal dzieje się na świecie.
Porusza niewyobrażalnie trudne tematy cierpiących kobiet, jak i mężczyzn. Jest wielkim protestem przeciwko takiemu traktowaniu przez ich bliskich, przez władze  oraz przez nie same. Jest uświadomieniem tego, co dzieje się tuż za naszymi plecami, tego czego często nie chcemy widzieć, o czym nie chcemy słuchać.
W książce tej znajdziemy historie kobiet bitych, maltretowanych, terroryzowanych, narkotyzowanych.  Kobiet, na których stosowano przemoc zarówno fizyczną, jak i psychiczną, kobiet nie zdolnych do zmian, kobiet ze zniszczoną psychiką, strachem wpojonym od samych narodzin. Tylko nieliczne z nich okażą wielką siłę, odwagę, determinację i wytrwałość w walce o wolności i godne życie.
Mimo, że decydując się na tak odważny krok, stracą wszystko- rodzinę, dom, szansę na powrót, a niejednokrotnie także i życie.
Ksiązka ma na celu ukazanie tego jak wiele zła jeszcze na świecie, jak ciężko wyrwać się z okowów bezkompromisowej tradycji, jak bardzo potrzebna jest pomoc i jak ważne jest uświadamianie ludzi.
Jest to kolejna, niezwykle ważna pozycja na polskim rynku.
Polska, mam wrażenie, ciągle jest zamknięta na takie tematy. Zbywa się je milczeniem, media nie specjalnie się nimi interesują.
Być może pora to zmienić, być może pora nagłośnić sprawę i to w godzinach największej oglądalności czy słuchalności. Nie po nocach, nie w ramach napełniaczy.
Książka ta jest kolejną próbą zwrócenia naszej uwagi.
Jak najbardziej godną polecenia.

Ocena 5/6

By Scathach

Tytuł oryginału:Daughters of Shame
Wydawnictwo:Prószyński i S-ka/ Prószyński Media , Kwiecień 2011
ISBN:978-83-7648-677-2
Liczba stron:248
Wymiary:140 x 200 mm
Tłumaczenie: Bogumiła Nawrot

środa, 6 kwietnia 2011

"Listy w niebieskich kopertach" Grzegorz Sokołowski

Anioł, to według definicji słownikowej byt duchowy, który na różne sposoby służy Bogu oraz ludziom. Wiara w osobistych stróżów występuje w bardzo wielu religiach, nie jest to li jedynie wymysł chrześcijan.
Na temat anielskich wysłanników Bożych powstało wiele książek, zarówno fantastycznych, jak i naukowych. Przyznaję jednak, że tak wspaniałej książki wykorzystującej motyw anioła do tej pory nie czytałam.

Grzegorz Sokołowski posłużył się dość popularną formą, a mianowicie nadaniem książce formy epistolarnej, po to by przekazać uniwersalne wartości i skłonić czytelnika do zastanowienia.
Listy znajdujące się w książce, to osobista korespondencja z Aniołem Stróżem.
W tych wymianach myślowych poruszane są bardzo ważne tematy, dotykające nas każdego dnia. Autor listów rozmyśla między innymi nad śmiercią, miłością, bezinteresowną przyjaźnią. Podsuwa czytelnikowi przepis na zdrowie duszy i ciała, posługuje się motywami wanitatywnymi, by podkreślić wartość życia.
Podejmuje próbę przeniesienia „usług anielskich” na realia współczesne [reklama, rekrutacja nowych osób do nieba]. W sposób zabawny celnie podsumowuje stany polskich plaż.

Autor posługuje się finezyjnym językiem, stosuje przepiękne metafory, niezwykle poetycko opisuje wybrane przez siebie zagadnienia.  Najbardziej urzekły mnie listy o odejściach oraz zapachu duszy.
Książka składania do refleksji, zatrzymania się nad swoim życiem Jest próbą odpowiedzi na pytania egzystencjalne oraz prowokacją do zastanowienia się nad miejscem i rolą Anioła Stróża w moim życiu.
Wreszcie, jest książką uniwersalną. Nie posiada jedynego właściwego odbiorcy, kierowana jest do każdego, w każdej sytuacji życiowej, w każdym nastroju. Z czystego serca polecam ją każdemu, zwłaszcza osobom poszukującym wzruszeń, pięknych, wyszukanych metafor, prostych przykładów z życia.
Osobom, które poszukują czegoś naprawdę pięknego. Bo piękno to słowo, które opisuje tę pozycję najlepiej.

Finalnie, zaimponowała mi jej niezwykła poprawność ortograficzna, interpunkcyjna oraz gramatyczna listów. Rzadko, naprawdę rzadko zdarza się tak idealny zapis, a uwierzcie mi- wiem co mówię, bo jestem na tym punkcie szczególnie wyczulona.

To wszystko, doskonałość w każdym aspekcie, stanowi o niezwykłej wartości tej pozycji.
POLECAM! Perełka na polskim rynku.


„Każdy człowiek jest flakonikiem z zapachem swej duszy”

6/6
 
  • ISBN 978-83-61989-46-2
  • EAN 9788361989462
  • Format 130x200
  • Stron 280
  • Rok wydania 2011
  • Wydanie I
  • Oprawa broszurowa


wtorek, 5 kwietnia 2011

"Jadę sobie" Marzena Filipczak





Do te pory skutecznie wzbraniałam się przed audiobookami. Byłam zdania, że książki są po to, żeby je czytać, a nie słuchać. Jedynym uzasadnieniem dla korzystania z tego formatu było dla mnie zachęcenie słuchowców, osób, które za nic nie są w stanie nic przeczytać, bo tego formy rozrywki nie lubią, ale za to z chęcią posłuchają jeśli ktoś podejmie wysiłek lektury za nich, a oni spokojnie, w każdych okolicznościach będą mogli posłuchać.
Z racji, że dostałam egzemplarz recenzencki w formie audiobooka musiałam nie tylko zmienić nastawienie, ale i znaleźć w sobie chęci i czas, by wykonać to, nie ukrywajmy, trudne dla mnie zadanie.
Na szczęście wpadłam na pomysł wykorzystania audiobooka, w celu umilenia podróży na oraz z uczelni. Pomysł trafny- w autobusowym zgiełku oraz tłumie niejednokrotnie czytać nie sposób, a słuchać – jak najbardziej. Moją wędrówkę z książką Marzeny Filipczak mogłabym podsumować tytułem, który wspaniale dopasował się w moje realia- Jadę sobie.

Mimo, że byłam pełna obaw nie tylko co do formy, ale również wykonania, z pewną nieufnością rozpoczęłam wysłuchiwanie książki czytanej przez Marię Peszek.
Przyznam szczerze- bardzo pozytywnie się rozczarowałam. Pani Maria doskonale poradziła sobie z powierzonym jej zadaniem. Nie trudno wyobrazić ją sobie jako główną bohaterkę podróżującą samotnie po Azji.
A o tym właśnie traktuje książka.
Składa się ona z dwóch części- pierwszej powstałej na bazie blogu pisanego przez Marzenę Filipczak z Azji oraz drugiej, praktycznej, odpowiadającej na pytania dotyczące bezpieczeństwa w podróży.
Przyznaję, mimo wszystko o wiele bardziej interesowała mnie część pierwsza. Możliwość dowiedzenia się jak wyglądał każdy dzień w podróży, jakie miejsca zostały odwiedzone, jakie warunki w nich panowały, jak traktowani byli turyści, kobiety, które miejsca warte są wizyty, a które lepiej omijać- to wszystko utwierdziło mnie w przekonaniu o tym jak barwną częścią świata jest Azja.

Książkę, w obu dostępnych formach, polecam zarówno zapalonym podróżnikom planującym wyjazd do Azji, jak również podróżnikom mentalnym- takim jak ja, którzy wolą poczytać, niż samemu odważyć się na wyruszenie w świat.
Oboje będą równie zadowoleni;) Nie wspomnę już o pięknym mini-albumie dołączonym do nagrania, w którym znajdziemy zdjęcia bardzo różne. Zarówno kolorowe, radosne, jak i poważniejsze. One również będą miłym dodatkiem oraz wizualizacją chociaż kilku  opisywanych scen.

PS: tutaj istnieje możliwość odsłuchania kilku próbnych rozdziałów oraz pobrania albumu ze zdjęciami. Polecam!

4/6
Oprawa: kartonowa
Liczba stron w mini-albumie – 16
Czas nagrania: 6 godzin 43 minuty
Wielkość: 132 x 182 mm
Format zapisu plików – mp3

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

"Żywoty domniemane" Fleur Jaeggy


Zawsze jestem pełna podziwu dla autorów mikro-książeczek, które choć objętościowo małe,  treściowo wypełniają wszelkie ewentualne luki.

Fleur Jaeggy, autorka między innymi utworów takich jak „Gniew niebios”, „Szczęśliwe lata udręki” czy „Proletarka”, zachwyciła mnie oszczędnością słów i lakonicznością wypowiedzi.
Jako autorka sztuk teatralnych oraz żona włoskiego eseisty i wydawcy, doskonale zdaje sobie sprawę z wpływu doboru słów na odbiór całego dzieła. Skutek tego widoczny jest w jej najnowszym zbiorze portretów.

W zaledwie siedemdziesięciu dwu stronicowej książeczce nie znajdziemy żadnej zapchajdziury.
Autorka w sposób niezwykle konkretny, a także momentami zabawny prezentuje sylwetki czterech pisarzy: Thomasa De Quinceya, Johna Keatsa, Marcela Schwoba i Roberta Walsera.  

Pierwszy z nich wybiera życie, którego konsekwencją staje się śmierć z wycieńczenia, drugi nieszczęśliwie zakochany wyrusza w podróż do Rzymu, by dam wydać ostatnie tchnienie, trzeci rusza w ślad za Robertem Louisem Stevensonem, zakończoną porażką, czwarty z kolei, podejrzany o skłonności depresyjne spędza znaczną część swojego życia w zakładzie psychiatrycznym, po to by dokonać żywota podczas zimowego spaceru, który wcześniej wielokrotnie opisywał.

Wszystkie przedstawione portrety łączy jedno- nieodłączna wizja śmierci.
Śmierci, do której prowadzą bohaterów absurdalne wydarzenia i próby stoczenia walki z zastaną rzeczywistością.

Choć z założenia „żywot” powinien przytaczać najważniejsze wydarzenia z życia człowieka, Jeaggy ucieka od tego schematu. Miast konkretnych, logicznie po sobie następujących wydarzeń, wybiera momenty z życia przedstawionych postaci, które według niej odegrały najbardziej znaczącą rolę. Stąd też tytuł- żywoty DOMNIEMANE.

Czytelnik szukający naukowych faktów z życia pisarzy, będzie rozczarowany. Czytelnik szukający wartościowych portretów, rozważający wpływ przypadkowych wydarzeń na życie człowieka znajdzie o wiele więcej niż oczekuje.

Nie bez przyczyny jednak, Fleur Jeaggy zwana jest pisarką dla wybranych, znaną nielicznej rzeszy czytelników. Myślę, że warto się w tym gronie znaleźć.

4/6
  • Tytuł oryginału: Vite congetturali
  • Język oryginału: włoski
  • Przekład: Stanisław Kasprzysiak
  • Oprawa: broszurowa
  • Ilość stron: 72
  • Format: 120 x 170 mm
  • ISBN: 978-83-7392- 349-2
  • Data wydania: marzec 2011


niedziela, 3 kwietnia 2011

"Błękitny chłopiec" Rakesh Satyal


Rakesh Satyal pracował jako redaktor w amerykańskim Random House, współpracując z Chuckiem Palahniukiem i Tori Amos. Aktualnie, jako  redaktor w wydawnictwie Harper Collins, sprawuje pieczę na książkami Paula Coelho.

Z bohaterem jego debiutanckiej powieści, Kiranem, łączy go miejsce urodzenia, jakim jest Ohio.

Kiran to hinduski chłopiec wyróżniający się wśród swoich rówieśników nie tylko ponadprzeciętną inteligencją, lecz także zachowaniami, które według powszechnie uznanych norm nie przystają chłopcu i nie są wyznacznikami męskości.
Znajduję się on w trudnym wieku, ma dwanaście lat, rozpoczyna niełatwą drogę ku dojrzałości oraz poszukiwania tożsamości.
Zaczyna podejrzewać, że jest kolejnym wcieleniem Kriszny, dlatego wytycza sobie cele do zrealizowania, by w pełni osiągnąć boskość.
Stawia bardzo wiele pytań, zwłaszcza dotyczących wiary oraz relacji międzyludzkich.
Znajduje się w miejscu, w którym stykają się dwa światy- świat dorosłych oraz świat dzieci, a on czuje, że nie należy do żadnego z nich. Jego dorosłość zaczyna być wymuszana przez środowisko. Kiran staje się świadkiem erotycznej sceny rozgrywającej się między szkolnymi kolegami. Zaczyna dostrzegać ludzką seksualność, wkracza w sferę erotyki oraz pornografii, jednocześnie dostrzegając jak opacznie rozumiane jest dążenie do miłości. Dostrzega różnicę między seksem powodowanym miłością a pożądaniem. To drugie jawi mu się jako dehumanizacja, uprzedmiotowienie ludzi, budzi w nim wstręt i obrzydzenie.
Kiran, jako wielki esteta uwielbiający muzykę, taniec, grę zmysłów, seksualność widzi jako piękno, idealne zespolenie ciał i dusz, postanawia więc stanąć w obronie moralności.
Jednak odrzucony przez środowisko, poznaje smak zemsty i wybuchów niekontrolowanej złości.
Szansą na akceptację wśród rówieśników i rodziny staje się dla niego coroczny Festiwal Talentów, na którym Kiran chce pokazać całemu światu, kim tak naprawdę jest.

Tłem dla toczącej się akcji jest bogata, niezwykle skrupulatnie opisana kultura, a także wierzenia hinduskie
Prowadzona narracja, jest narracją pierwszoosobową, czytelnik ma więc szansę poznać i zrozumieć odczucia Kirana, niejako wejść w jego umysł.


Książka ta jest ważną lekcją o poszukiwaniu własnej tożsamości. Kończy się bardzo poetycką i metaforyczną sceną o odnalezieniu siebie.
Uczy, że do samego końca należy walczyć o siebie samego, że nie należy poddawać się presji grupy, lecz walczyć o swoje „ja”. Uświadamia, że świat nie kończy się na szkole i obowiązkach z nią związanych, że należy mieć pasje, których rozwijanie będzie kształtowało naszą osobowość.

Debiut Rakesha Satyala na długo pozostanie w mojej pamięci.
Osoba czytająca nieuważnie, widząca tylko warstwę powierzchniową, nie próbująca odnaleźć w utworze tym głębszego sensu, mogłaby uznać go za kolejną naiwną historyjkę próbującą przemycić kulturę hinduską między wierszami. Tak jednak nie jest.
Dlatego zachęcam do lektury i bycia mądrym czytelnikiem, odważnym krytykiem i uważnym obserwatorem literackiej głębi.


Czasami jesteśmy tak pochłonięci płomieniem, tak boleśnie spalamy się w jego gorącu, że nie dostrzegamy absolutnej wspaniałości ognia[1]


Oprawa miękka
Wydanie: pierwsze
ISBN: 978-83-240-1509-2
Opracowanie graficzne: Katarzyna Borkowska
Rok wydania: 2011
Format: 140x205
Ilość stron: 312
Wydawnictwo: Znak
Cena detaliczna: 34,90 zł
______________
[1] Rakesh Satyal, Błękitny chłopiec, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, s. 299.