Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróż. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 lipca 2015

Moja podróż po Imperium. Agatha Christie – oprac. Mathew Prichard


Moja podróż po Imperium to kolejna publikacja przybliżająca życie i podróże Agathy Christie, kojarzonej niezmiennie z fenomenalnymi kryminałami, triumfującymi na literackim piedestale od lat.

Urzeka mnie ta seria, bowiem pokazuje mi moją ukochaną pisarkę od strony, od jakiej jej nie znałam i nie miałam możliwości poznać – widzę kobietę odważną (zostawiła swoją córkę na 10 miesięcy!), złaknioną przygód, świata, spektakularnych widoków, nowych kultur, innych światów; karmiącą swoją wyobraźnię i doskonale obracającą się w  świecie mężczyzn (nie licząc kilku drobniejszych wpadek o podłożu kulturowym), a przy tym otrzymuję album pełen cudownych fotografii, które choć czarno-białe i klimatyczne w wyobraźni uzupełniam kolorami opisywanymi przez Christie.

Moja podróż po Imperium to zapis podróży pisarki, która wraz z mężem wyruszyła w trasę przygotowawczą do wielkiej wystawy dotyczącej Imperium. Szlak ich wojaży wiódł przez Afrykę Południową, Australię, Nową Zelandię, Honolulu, Kanadę, Nowy Jork… Czytając tę publikację podczas wakacji, można odnieść wrażenie, że podróżuje się wraz z Christie, tym bardziej, że dziś – dzięki zasobom Internetu – jej relacje można uzupełniać widokami zaczerpniętymi z bazy grafik.

Publikację tej książki umożliwił Mathew Pichard – wnuk pisarki – który zebrał i usystematyzował wszystkie materiały z  podróży babci, pieszczotliwie zwanej Nimą, którą sam, dzięki pracy redakcyjnej, mógł poznać od innej strony, niż ta, którą pamiętał z dzieciństwa i wczesnej młodości.

To opracowanie jest świadectwem tego jak bardzo podróże zmieniają i kształcą człowieka, jak wiele mogą o nim powiedzieć nawet tym, którym wydaje się, że znają podróżnika doskonale.
Świetne wydanie, kawał dobrej roboty, niezwykła frajda dla fanów Królowej Kryminału.
Polecam gorąco!

Inne książki Agathy Christie:


wtorek, 23 grudnia 2014

Księgarnia spełnionych marzeń – Katarina Bivald



Tytuł: Księgarnia spełnionych marzeń
Autor: Katarina Bivald
Wydawnictwo: Amber
ISBN: 978-83-241-5055-7
Ilość stron: 416
Cena: 44,80 z

Sophy podniosła książkę do twarzy, nadal ostrożnie i niepewnie, i powoli wciągnęła zapach przez nos. Uśmiechnęła się.
-Czujesz? Zapach nowych książek. Nieprzeczytanej przygody. Przyjaciół, których jeszcze się nie zna i czekających nas godzin magicznej ucieczki od rzeczywistości[1].

Czyż sam tytuł nie brzmi cudownie? Jak najpiękniejsza na świecie melodia, prawda?
I tak ciepło, serdecznie, pogodnie jest też we wnętrzu tej książki-czytadła.
Już sam fakt, że jest autotematyczna stanowi dla mnie ogromny plus – takie publikacje uwielbiam najbardziej w świecie, poluję na nie jak sroka na błyskotki – to moja wielka słabość.
Kataryna Bivald dała mej skłonności się „najeść”, sama mając podobną – autorka bowiem na co dzień pracuje w księgarni i mieszka w domu po brzegi wypełnionym książkami. Księgarnia spełnionych marzeń, to jej powieściowy debiut, będący przelaniem miłości do książek i wymyślanych historii na papier. Autorka nie do końca wie czy woli książki, czy ludzi i w tę wątpliwość wyposażyła też swoją główną bohaterkę.



środa, 16 lipca 2014

Ukryta brama – Eva Völler


Tytuł: Ukryta brama
Autor: Eva Völler
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770268
Ilość stron: 448

Ukryta brama to już trzeci tom przygód zakochanych w sobie podróżników w czasie – Anny i Sebastiana. Młoda para, mając za sobą udane misje ocalania biegu historii w Wenecji i Paryżu, tym razem trafia do XIX-wiecznego Londynu, by tam praktycznie bez żadnych wskazówek, zapobiec katastrofie, której ogromu nie mogli się domyślać.
Brak sugestii co do celu i rodzaju misji, miał być dla bohaterów ochroną – był to bowiem najniebezpieczniejszy z ich dotychczasowych przeskoków w czasie, mogący przebiec niepomyślnie jeśli tylko para wiedziałaby zbyt wiele na temat tego, czemu mają zapobiec i jak to zrobić.
O ważkości ich misji, świadczyć mógł status społeczny zapewniony im w Londynie – konto bohaterów wypełniono ogromnym majątkiem, przygotowano dla nich potężną rezydencję z mnogością służby, a ich samych przedstawiono jako parę rodzeństwa wracającą z Indii Zachodnich, gdzie na wielkich plantacjach dorobili się horrendalnego majątku. Podobne zaplecze nigdy wcześniej nie stało się ich udziałem – dotąd wysyłający ich na misje starali się możliwie jak najbardziej obniżyć koszty. Tym razem gra toczyła się o najwyższą stawkę, dołożono zatem wszelkich starań, by wszystko przebiegło w niej pomyślnie i bez jakichkolwiek, chociażby najmniejszych, przeszkód.
Tym, co ściągnęło ich do Londynu była próba zniszczenia wszystkich bram czasu przez jednego ze Strażników, który chciał zapewnić sobie własny przebieg historii w wybranej epoce i niepodzielną władzę nad światem. Zadaniem bohaterów będzie zatem rozpoznanie zdrajcy i powstrzymanie go przed szerzeniem dzieła zniszczenia. Niestety sprawy nie ułatwia ani utracony przez Annę dar wyczuwania niebezpieczeństwa, ani zbyt natarczywi adoratorzy, którym podróżnicy nie mogą zaufać, bojąc się, że wśród nich znajdują się wrogowie, starający się uśpić ich czujność.
Jedyne czym mogą kierować się Anna i Sebastian to instynkt, który jednak nie zawsze prowadzi ich we właściwym kierunku.

Ukryta brama niczym mnie nie zaskoczyła – stanowi dobrą kontynuację serii, którą polubiłam na tyle, by bez obiekcji sięgać po każdy kolejny tom. Tym razem jednak, odczuwałam już jednak pewne znużenie, spowodowane bardzo schematycznie budowaną fabułą – brakuje tutaj zaskoczeń i twistów fabularnych, brakuje niepewności, choć na pewno nie emocji. To powieść przygodowa, która zmierza do jasnego zakończenia, które nigdy nie zostaje zawieszone i nieodgadnione. W prozie autorki cenię sobie wprowadzanie do akcji postaci autentycznych i podkoloryzowanie ich życiorysów, sugerujące, że ich rola w historii była większa niż można by przypuszczać. Tym razem Völler wplotła w narrację Turnera i Stephensona – wybitne postaci swoich czasów – i nadała ich talentom zupełnie nowego znaczenia. Tym co również zwróciło moją uwagę, był znaczny przeskok czasowy – trzecia część nie rozpoczyna się bezpośrednio po zamknięciu poprzedniej, lecz wychyla się dalej: dzięki temu zabiegowi nie jesteśmy już świadkami świeżego związku głównych bohaterów, lecz związku z trzyletnim stażem, który ze strony na stronę staje się coraz poważniejszy.

Polecam lekturę fanom serii Poza czasem. Nie jest może tak rewelacyjna jak poprzednia, ale wciąż smaczna.

Recenzje poprzednich tomów:
http://shczooreczek.blogspot.com/2012/12/magiczna-gondola-eva-voller.html?q=voller

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/zoty-most-eva-voller.html?q=voller 

sobota, 3 maja 2014

Kręte ścieżki – Richard Paul Evans


Tytuł: Kręte ścieżki
Autor: Richard Paul Evans
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-2355-4
Ilość stron: 272
Cena: 32,90 zł

Kręte ścieżki, to trzeci tom powieści-drogi Richarda Paula Evansa, kontynuacja tekstów Dotknąć nieba i Na rozstaju dróg.
Alan jest człowiekiem, który w bardzo krótkim czasie stracił wszystko: ukochaną żonę, pracę i dorobek całego życia. Nie mając przed sobą właściwie żadnych perspektyw, spakował się i ruszył w drogę, bez planów i szczegółowego rysu. Podążał z Seattle do Kay West, najdalszego punktu, jaki mógł sobie obrać za cel.
Podczas swojej wędrówki napotkał wielu ludzi, którzy w krótkim czasie zmienili w nim bardzo wiele. Intensywność owych spotkań przełożyła się na jego sposób widzenia świata, sytuacji w jakiej się znalazł i samego siebie.
Homo viator w pierwszej kolejności spostrzegł, że śledzony jest przez Pamelę – matkę swojej zmarłej żony. Mimo jego jawnej niechęci, kobieta uparcie przemierza szlak w ślad za nim, po to, by pozyskać możliwość rozmowy, a później także i przebaczenia od jedynej osoby na świecie, która mogłaby jej teraz zapewnić spokój ducha. Rozmowa z nią, choć trudna, jest jednak dopiero preludium do  spotkań o wiele boleśniejszych i wymagających, między innymi z Leszkiem: Polakiem żydowskiej proweniencji, współczesnym dobrym samarytaninem, i ofiarą Holokaustu.
Podczas swej wędrówki w poszukiwaniu nadziei i sensu, Alan zdobędzie znacznie więcej – pokój, zapewniony przez przebaczenie Bogu, sobie i innym.

Przyjacielu – ciągnął Leszek – zniewalają nas rzeczy, których nie wybaczamy.[1]

Książka ta niesie przede wszystkim jedną uniwersalną prawdę – chowając urazy i decydując się na brak wybaczenia tym, którzy nas zranili, zapewniamy im miejsce w swojej przyszłości i codzienności, gwarantując sobie wciąż uciekające ku danej osobie myśli, wywołujące w nas zgorzknienie i cynizm. Wybaczając zatem – czynimy największy prezent samym sobie, uwalniając się od niechcianej obecności tych, których stała bliskość wciąż ewokuje w nas ból.

Wybaczyć to znaczy otworzyć klatkę, w której więził nas zły czyn innego człowieka i wyjść na wolność[2].

Mimo że prawda ta jest powszechnie znana, z jej realizacją bywa znacznie gorzej. Choć Alanowi wydawało się, że wybaczył – nigdy dotąd tego nie zrobił. Na swej drodze spotkał jednak wielu mądrych ludzi, którzy uświadomili mu sens i sposób w jaki należy dokonywać katharsis pojednania.
Kręte ścieżki to jednak tekst nierówny – rozpoczyna się niczym kolejna miałka powieść-droga, w której wszystko dzieje się zbyt szybko i bez namysłu: ludzie zatwardziali w sekundę weryfikują swoje poglądy i osądy, po czym następuje znacząca, choć niekoniecznie łatwa do uchwycenia zmiana – kolejne spotkania są już bardziej przemyślane, a przemiany czasochłonne, choć i tak, zważając na długość książki –  zbyt prędkie. Na niewielu ponad dwustu stronach, zawarty został tak silny ładunek emocjonalny i takie bogactwo metamorfoz, że nie sposób uwierzyć, by w prawdziwym życiu doszło do nich w takim szaleńczym tempie, co nieco rozmywa wiarygodność powieści, czyniąc z niej bardziej parabolę wyzutą z ram czasowych, emanującą symboliką, niż dziennik podróży. Rany nie znikają w mgnieniu oka. Nawet jeśli po latach ślepoty znajdziemy lekarstwo: kuracja trwa. U Evansa natomiast mamy do czynienia raczej z cudownym i natychmiastowym uzdrowieniem. Duszy, bo ciało kuleje.
Przypowieściowy charakter tekstu ma jednak dużą zaletę: posiada moc uwalniania i może być pomocny tym, którzy potrzebują uzdrowienia (jak sądzę – wszyscy) i przebaczenia. Lektura ta dla wielu może trącić banałem, dla wielu jednak stanie się przyczynkiem do odczytania w niej siebie i zachęty do wyjścia z gorsetu zatwardziałości i wyzwolenia samych siebie z okowów nienawiści.
I choćby dlatego – warto! I niekoniecznie musicie znać poprzednie tomy trylogii, by wydobyć z Krętych ścieżek to, czego w tym momencie najbardziej Wam potrzeba.


[1] Richard Paul Evans, Kręte ścieżki, Kraków 2014, s. 134.
[2] Tamże, s. 145.

czwartek, 1 maja 2014

Zieleń szmaragdu – Kerstin Gier


Tytuł: Zieleń szmaragdu
Seria: Trylogia Czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323752660
Ilość stron: 455
Cena: 34,99zł


Zieleń szmaragdu wysunęła się właśnie na prowadzenie w kategorii najlepsza część, obejmującej Trylogię Czasu autorstwa Kerstin Gier.
Choć z czytaniem ostatnio u mnie krucho i kradnę każdą minutę notorycznie czytając na raty, czego szczerze nie znoszę, nawet to nie przeszkodziło mi wciągnąć w tę zwichrowaną opowieść.
Gdy ja zasiadałam do lektury z nadzieją na klasyczne rozsupłanie akcji, typowe dla trzecich tomów, często nużących i przewidywalnych, autorka tymczasem zacierała rączki, patrząc na mnie znad książki i mrucząc: „haha, ja ci dam rozwiązanie”. Mieszała jednocześnie w kotle fabularnym, dorzucając do niego kolejne wybuchowe składniki, czyniące książkę tę frapującą ponad miarę. Nastolatką już od kilku lat nie jestem, a mimo to dałam się złapać na przynętę i do samego końca wodzić za nos.
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Gwendolyn cierpiącą, która teraz próbuje uporządkować swoje uczucia i uzdrowić złamane serce, metodą iście dziewczyńską: długie rozmowy przez telefon z przyjaciółką, rozpacz, próby uzasadnienia zachowania Gideona, rozkładanie swojego cierpienia na czynniki pierwsze i sadomasochistyczne próby wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, oczywiście ze zogniskowaniem całej winy na sobie. W międzyczasie na jej oczach rozgrywają się wydarzenia, mające mieć ogromny wpływ na losy jej, jej rodziny, a może i świata. Gwen musi więc mimo złamanego serca wziąć sprawy w swoje ręce. Nie po to, by pomóc Kręgowi Dwunastu, bo cierpiącej dziewczynie nie takie rzeczy w głowie, lecz po to, by przeżyć i w spokoju móc dalej rozpamiętywać swój ból.
Część ta lokuje nas na wyższym poziomie niż poprzednie. O wiele więcej w niej niebezpieczeństw, intryg, spisków. Bohaterka musi zdecydować się komu zaufać, a także wykazać ogromną pomysłowością. Mimo że zaplanowała sobie niemalże wszystko, by powstrzymać hrabiego de Sain Germain przed osiągnięciem celu, jej szyki popsuje niespodziewanie wyjawiona prawda o jej życiu, burząca jej dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa i przynależności.
Niezmiennie moją ulubioną postacią pozostaje Xemerius, choć w tym tomie w mych oczach zyskali także bohaterowie epizodyczni oraz – o dziwo! – Gideon, do tej pory kojarzący mi się niezbyt pozytywnie. Zieleń szmaragdu pełna jest niespodzianek, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że zachwyty nad całą trylogią nie są przesadzone, lecz w dużej mierze uzasadnione.
Mimo że nie jest to lektura najwyższych lotów, lecz prosta, mająca sprawić czytelnikowi przyjemność opowieść, jako młodzieżówka spisuje się rewelacyjnie! Pochłania, wyzwala z linearności, pozwala czytelnikowi na bezpieczne dryfowanie między XVIII a XXI wiekiem bez konieczności posiadania genu podróży w czasie, a jedynie za niewielką opłatą w formie poświęcenia kilku godzin z życia na lekturę. I te koszty warto ponieść!

Choć seria ta powstała wcześniej niż film, o którym chcę wspomnieć,  nie sposób nie dostrzec pewnych podobieństw i inspiracji. Już od pierwszego tomu w mojej głowie otworzyła się szufladka z produkcją Czas na miłość, w której to bohaterowie (tam jedynie mężczyźni, za to wszyscy) po przekroczeniu pewnego wieku otrzymywali dar podróżowania w czasie. Pomysł z zapisaniem w genach możliwość przekraczania ciągłości, jak i ogromu możliwości z tym związanych jest znany i… wciąż jeszcze nie do końca wyeksploatowany.
Jeśli spodobał wam się wspomniany film, a z trylogią tą nie mieliście jeszcze do czynienia – zachęcam! Nie są to idealne odwzorowania, bo przecież nie o to chodzi, ale powtarzalność motywów i stopnień przyciągania odbiorcy jest ten sam.

Poprzednie tomy (recenzje po kliknięciu):

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/czerwien-rubinu-kerstin-gier.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/bekit-szafiru-kerstin-gier.html

 


piątek, 25 kwietnia 2014

Błękit szafiru – Kerstin Gier


Tytuł: Błękit szafiru
Seria: Trylogia czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323778226
Ilość stron: 364

Błękit szafiru stanowi drugą część Trylogii Czasu – opowieści snutej przez Kerstin Gier, bestsellerową autorkę niemiecką. 
Tom ten rozpoczyna się w miejscu, w którym zawieszona została Czerwieńi rubinu – gdy Gwendolyn i Gideon wracają z początku XX wieku, gdzie po raz pierwszy dali ponieść się, rodzącemu się  w nich uczuciu zakochania. Wszystko wskazuje jednak na to, że ich związek nie będzie rozwijał się zgodnie z zarysowanymi w wielu podobnych książkach ramami. Choć już czytając tom pierwszy, wyczułam nieszczerość Gideona w stosunku do Gwen, dopiero teraz została ona faktycznie wyciągnięta na powierzchnię i zaprezentowana w całej okazałości.
Zanim jednak do tego dojdzie, bohaterowie będą musieli poradzić sobie na soirée, do którego byli sumiennie przygotowywani. Na nim to, Gwen ma bliżej poznać się z hrabią de Saint Germain, któremu wbrew powszechnym oczekiwaniom wcale nie ufa. Jej zadaniem będzie także przekonanie się o winie lub jej braku Paula i Lucy, którzy od lat są ścigani jako przestępcy i zdrajcy, zagrażający realizacji odwiecznego planu.

Część ta wprowadza kilka nowych, ciekawych postaci, nadających jej charakteru, a w wielu miejscach także i humoru. Niewątpliwym asem powieści jest Xemerius – duch demona w postaci kamiennego gargulca. To jego wypowiedzi i nieuchwytna dla wszystkich poza Gwen obecność sprawia, że prezentowane wydarzenia widzimy poprzez inny pryzmat – jego istnienie jest dopełnieniem akcji. Jest on niejako szpiegiem bohaterki, jej trzecim okiem, zdolnym wejść wszędzie tam, gdzie jego obecność z pewnością byłaby niepożądana, gdyby ktokolwiek się jej domyślał, dzięki czemu dziewczyna jest w posiadaniu informacji, których w żaden inny sposób nie mogłaby pozyskać, a które są jej niezbędne do zrozumienia sytuacji w jakiej się znalazła. Xemerius jest także jej suflerem – gdy tylko bohaterka nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości historycznej, duch spieszy jej z pomocą, prezentując kolejne postaci czy też tłumacząc niezrozumiałe słowa. Jego wsparcie jest zatem nieocenione, a jego obecność nadaje całości niewyrażalnego uroku.
Choć nie szczędzi on szczerości i nieraz gorzkiej prawdy, jest jednocześnie pocieszycielem i wybawicielem, tryskającym humorem, a nierzadko także i raczący innych sardonicznym uśmiechem.
Kolejną wprowadzoną postacią jest dziadek Gwen, z którym ta spotyka się w przeszłości. Liczę na to, że to on okaże się jokerem Zieleni szmaragdu.
Tom ów zawieszony zostaje w podobnej sytuacji co poprzedni: gdy sytuacja uczuciowa bohaterów po raz kolejny się komplikuje, stawiając na szali ich dotychczasowe relacje.  Autorka wierna jest stosowanym już raz rozwiązaniom fabularnym, spinając nie tylko poszczególne tomy, ale i całą serię klamrą kompozycyjną.

Błękit szafiru pod względem językowym utrzymany jest na podobnym poziomie, co część wcześniejsza. Stanowią one spójną całość, tak silnie się zlewającą, że podczas czytania książek jedna po drugiej miałam wrażenie ciągłości, nie zaś rozdzielenia na tomy. Śladem podziału są jedynie okazjonalne i lakoniczne przypomnienia niektórych co ważniejszych postaci i wydarzeń, rozgrywających się w Czerwieni rubinu, zwłaszcza zaś epizodycznych, o których czytelnik mógł dotąd zapomnieć.
 Jeśli więc spodobała Wams się poprzednia część i wciąż macie ochotę na kontynuowanie śledzenia losów podróżników w czasie, zachęcam Was do lektury.

Poprzedni tom:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/czerwien-rubinu-kerstin-gier.html



niedziela, 20 kwietnia 2014

Czerwień rubinu – Kerstin Gier


Tytuł: Czerwień rubinu
Seria: Trylogia czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 23 maja 2011
ISBN: 9788323734383
Ilość stron: 344
Cena: 24,99
Gdy Gwendolyn kończy szesnaście lat, okazuje się, że obdarzona została ona genem podróży w czasie. Sytuacja jest dla niej o tyle zaskakująca, że przez całe życie do jego przejęcie przygotowywana była jej kuzynka Charlotta. Ona to ukończyła lekcje fechtunku, gruntowny kurs historii i kultury dawnych czasów, poznała leksykę typową dla kilku stuleci wstecz, a także imponująco szybko opanowała języki obce i nauczyła się klasycznych tańców i etykiety dworskiej.
Niestety, to nie ona będzie przenosić się w czasie, lecz Gwen, która żadnej w powyższych umiejętności nie posiadła (za wyjątkiem rozmów z duchami, których nikt poza nią nie widzi), będąc tym samym zupełnie nieprzygotowaną do czekającego ją zadania. Co gorsza, uznana zostaje ona za spiskowca, który zagrozić ma misji nie tylko nie kompletnym beztalenciem, ale przede wszystkim brakiem ogłady i jakiejkolwiek chęci współpracy. Dziewczyna w oczach Mistrzów i swojego współpodróżnika  Gideona uchodzi za wyjątkowo oporną i niezdolną do przysłużenia się wykonaniu zadania. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że to ją zapowiadały przepowiednie i że to jej krew niezbędna jest do zamknięcia kręgu dwunastu.

Drugi podróżnik, Gideon, to wyjątkowo arogancki typ, który (podobnie jak wszyscy pozostali) nie ukrywa niechęci do Gwen ani ogromnego zachwytu nad Charlottą, „stworzoną do wyższych celów”. Chłopak onieśmiela jednak bohaterkę nieprzeciętną urodą, sprawiającą, że serce zaczynało jej przy nim szybciej bić. Tych dwoje będzie musiało dojść do konsensusu, by misja, którą chcąc, nie chcąc muszą wykonać wspólnie, została zwieńczona sukcesem. W interesie Gideona jest ekspresowe przygotowanie Gwen do przeskoków, w jej zaś jak najszybsze przyswojenie niezbędnej wiedzy i pozyskanie sojuszników.
Kerstin Gier zbudowała powieść dla nastolatków opartą na znanym i chętnie (a przy tym gęsto) wykorzystywanym schemacie – ona nieprzygotowana do tego, co ją czeka; on impertynencki i wyniosły, ale za to niewymownie przystojny i onieśmielający. Razem stworzą związek niewolny od słownych potyczek, iskrzącej wymiany zdań oraz… pocałunków, który jednak mimo schematyzmu będzie rozwijał się dość interesująco, tym bardziej, że w moim odczuciu intencje Gideona nie są do końca szczere, co czyni relację tej dwójki dość niejednoznaczną.
Książka ta istnieje poza czasem i to nie tylko ze względu na fabularne wycieczki do XVII i innych wieków, ale przede wszystkim dzięki żywej i barwnej narracji, która wyrzuca czytelnika poza linearność i gwarantuje zapomnienie o upływających godzinach.

Jeśli macie więc ochotę na lekką, niewymagającą, choć angażującą emocjonalnie (na poziomie rzecz jasna płytkich uczuć – przyjemności i ciekawości z poznawania losów bohaterów) lekturę, trylogia rozpoczęta tomem Czerwień rubinu, to coś dla Was. Nie braknie w niej lekcji historycznych i kulturalnych, krztyny romansu, elementu tajemnicy, pięknych kostiumów szytych na miarę, a także radości z poznawania innych niż znane nam światy.
Marzyliście o podróżach w czasie? Oto Wasza szansa!


PS Na podstawie książki film - Rubinrot.





wtorek, 11 lutego 2014

Lekkie życie Barnaby’ego Brocketa – John Boyne


Tytuł: Lekkie życie Barnaby'ego Brocketa
Autor: John Boyne
Wydawnictwo: Dwie siostry
ISBN: 9788363696924
Ilość stron: 304
Cena: 32 zł

Pamiętacie Chłopca w pasiastej piżamie? Oto jego autor powraca z niezwykłą propozycją: Lekkim życiem Barnaby’ego Brocketa, tytułem tyleż celnym (na co pozwala cudowny język polski!), co przewrotnym (w oryginale brzmiącym: The Terrible Hing That Happened to Baraby Brocket).

Tytułowy Barnaby, to ośmioletni chłopiec, który już od chwili urodzenia okazał się dla rodziców i całego świata wielką niespodzianką. Nie, nie – wcale nie dlatego, że o jego na przyjściu na świat nikt nie wiedział, ale dlatego, że natychmiast po wyjściu na świat… uniósł się w powietrze. Nasz bohater to jedyny chłopiec na świecie, który nic sobie nie robi z praw grawitacji, mimowolnie unosząc się wciąż nad ziemią. Gdyby nie rozmaite metody zabezpieczające, Barnaby całe życie bujałby w obłokach!
To co w oczach jego rodzeństwa i całego świata czyniło go wyjątkowym, dla jego rodziców było jednak czymś niewyobrażalnym: tak silnie, że przez wiele lat nie wychodzili z nim z domu, posłali go do szkoły dla odmieńców, a ostatecznie… cóż… pozwolili mu odfrunąć w siną dal!
Barnaby miał w tej kwestii niewiele do powiedzenia: na swojej drodze (powietrznej) spotkał na szczęście ludzi, którzy przyjęli do znacznie cieplej niż rodzice, uznający jego sprzeciw wobec praw grawitacji za godną pogardy próbę zwrócenia na siebie uwagi i bycia w centrum zainteresowania, na którą nie mogli dłużej przystawać.

Lekkie życie Barnaby’ego Brocketa to przypowieść o braku zrozumienia i akceptacji dla inności w rodzinie. Rodzice głównego bohatera to małomiasteczkowi ludzie, oddani rutynie bardziej niż czemukolwiek innemu, którym w głowie nie mieścił się tak jawny przejaw buntu wobec rzeczywistości, w ich mniemaniu normalnej – programów o gotowaniu, nie zaś opery.
Prezentują oni typ ludzi o sztywnych wzorcach zachowań, niedopuszczający do siebie nawet myśli o jakichkolwiek zmianach, mający w głowach tylko jedno pytanie: „co powiedzą inni” i jeden cel życia: „nie być w centrum uwagi”. Definiuje ich jedno zdanie wyrwane z książki:

„Niektórzy ludzie po prostu nie mogą zaakceptować czegoś, co jest obce ich doświadczeniom”[1].

Kiedyś byli inni: dorastali w miejscu, w którym bunt nie był tolerowany i gdy tylko się go dopuścili, popadli w rytualną wręcz przeciętność i zakorzenione głęboko przekonanie o tym, że – faktycznie – przeciwstawienie się narzuconym zasadom jest złem. Unoszenie się swojego syna nad ziemią uznali jako przejaw buntu od samego momentu narodzin – i nigdy nie byli w stanie go zaakceptować.

Barnaby miał pecha, że urodził się właśnie w takiej rodzinie, ale to właśnie dzięki temu, miał możliwość robienia rzeczy, których „normalni” nigdy by nie doświadczyli. W ciągu krótkiego czasu przemieszczał się od plantacji kawy w Brazylii, przez Nowy Jork, Toronto i Afrykę. Przemierzył cały świat właśnie dlatego, że był wyjątkowy. Zrozumienie znalazł u obcych – też „innych”, zwanych przez obwoźnego cyrkowca „Dziwolągarnią” – jednoznacznie pejoratywne konotacje, przywodzą mi na myśl krótkometrażówkę Cyrk Motyli, doskonale ukazującą to, co Boyne przekazuje mocą swojej książki – to co jedni wyśmiewają, w oczach innych uchodzi za dar.

To parabola świata pełnego znieczulicy, wytykania inności, braku tolerancji i akceptacji mimo pozornej kampanii na rzecz dostrzegania i wspierania wyjątkowości. To także sprzeciw wobec traktowaniu kogoś, kto się od nas różni, jako potwora i buntownika, pragnącego uprzykrzyć nam życie. To wreszcie świadectwo tego, jak wiele można osiągnąć właśnie dzięki temu, co odróżnia nas od innych. To różnice czynią nas wyjątkowymi i to one pozwalają zdobyć nam i przemienić świat.
Rewelacyjna powieść, nie tylko dla dzieci i dorastającej młodzieży, lubiącej inność obśmiewać, nierzadko rujnując cudze życie, ale też dla dorosłych, którym często brakuje owej wyrozumiałości i cierpliwości dla akceptacji tego, co nieznane.

Ogromnie polecam!


[1] John Boyne, Lekkie życie Barbaby’ego Brocketa, Warszawa 2013, s. 119.

czwartek, 7 listopada 2013

Może morze wróci – Bartek Sabela


Tytuł: Może morze wróci
Autor: Bartek Sabela
Wydawnictwo: Bezdroża
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 9788324667376
Ilość stron: 232
Cena: 39,90 zł

Jezioro Aralskie, zwane przez ludność zamieszkującą granice Kazachstanu i Uzbekistanu Morzem, mimo że w ciągu minionych czterdziestu lat z jednego z najpopularniejszego miejsc wakacyjnych oraz źródła utrzymania dla mieszkańców stało się jałową pustynią, na mapach wciąż funkcjonuje jako niebieska plama  - ślad po dawnej świetności i urodzajności.
W swoim czasie było to czwarte co do wielkości jezioro świata, dziś – bezkresny ląd, działający niczym wyrzut sumienia i przypominający o setkach gatunków zwierząt i roślin, które zostały zniszczone wraz życiem ludzkim i hektarami wyciętych lasów.

Jak do tego doszło? Wszystko w myśl mylnie rozumianego postępu, stawiającego na piedestale człowieka wszechrzeczy, zdolnego do każdego czynu, nawet zawłaszczenia i całkowitej degradacji środowiska naturalnego, a jednocześnie źródła utrzymania setek ludzi, którym odebrano chleb i miejsce pracy. Gdy Nikita Chruszczow zaczął realizować sowiecki plan postępu, w oczy rzuciła się jego arogancja, głupota i prymitywizm. Nic to, że jako przywódca mocarstwa zdaje się, że nie reprezentował sobą żadnych wartości. Stał na czele armii głupców i z sobie jedynie znaną cwanością dowodził coraz to bezsensowniejszymi projektami. Jednym z nich była myśl o stworzeniu wielkich pól bawełny, na wzór amerykańskich. Zapomniał jednak, że roślina ta wymaga wiele wody. Stworzył więc kolejny zmyślny projekt – systemy nawadniające, tak dobrze pomyślane, że zamiast wodę dostarczać, nieudolnie ją marnowały. Działania wbrew wszelkich zasad sztuki hydraulicznej przyniosło same szkody. Mało tego – Morze Aralskie pozbawione zostało dopływającej wody i zamieniło się w słoną pustynię – dziś możliwą do zaobserwowania na zdjęciach satelitarnych [patrz: klik ]. Wszystko dlatego, że woda płynąca w systemach irygacyjnych nie docierała ani do jeziora, ani do upraw, wysychając nierzadko nawet w 70%. Jezioro zanikło wskutek ludzkiej działalności. Dziś pozostały po nim cztery niewielkie zbiorniki. A wcześniej jedna z największych katastrof ekologicznych jakie pamięta państwo sowieckie, skądinąd bardzo zaskoczone takim obrotem spraw, wszak według przekonań jezioro było „oczywistą pomyłką natury”.

1989 i 2011.

To właśnie Morze Aralskie staje się motywem przewodnim książki Bartka Sabeli, który analizując opisywane wydarzenia, rysuje szerokie spektrum ludzkiej głupoty i arogancji, a także siejącej zniszczenie sile głupich pomysłów, popieranych przez masy. Cechy te uznaje autor za największą człowieczą zbrodnię, wciąż zbierającą swoje plony, każdego dnia na nowo.
Sabela jest fanem wspinaczki, a wyprawa do Uzbekistanu była jego pierwszą podróżą od wielu lat. Nie udał się tam jednak, by mierzyć się z kolejnymi ścianami skalnymi. Pojechał, by zobaczyć Morze Aralskie. Książka ta stanowi zapis jego wędrówki po Uzbekistanie, od pierwszej jej dni, aż po dotarcie do celu.

Autor porywa czytelnika w przestrzenie tajemnicze i egzotyczne. Rysuje bogate portrety środowiska w jakim przebywa, dociera do ludzi i ich historii związanych z zanikającym jeziorem. Pokazuje ludzkie dramaty, będące skutkiem jednej złej decyzji, powodowanej pychą i arogancją. Sabela każe się niejako zastanowić nad naszą zdradziecką chęcią posiadania wszystkiego, co mają inni, nawet na przekór warunkom i możliwościom.
Jego opowieść wstrząsa i zatrważa.
Otwiera oczy na niszczycielskie działanie ludzkiej głupoty, pokazuje jej dalekosiężne skutki, dociera do serca tragedii.
Sabela maluje Uzbekistan z dwu perspektyw: z jednej strony pokazuje państwo policyjne i biedne, z drugiej wskazuje na siłę ludzkiej przyjaźni i radości. Nad wszystkim tym unosi się duch islamu – wcale nie fanatycznego.
Ksiązka ta wzbogacona jest o wspaniałe zdjęcia, ilustrujące to, o czym Sabela w skrócie relacjonuje.
Jego narracja jest płynna, niebywale wciągająca. Pokazuje mentalność całkowicie nam obcą, daleką od pośpiechu i ciągłej gonitwy. Wiele przytoczonych historii jest dość komicznych, ze względu na próby porozumiewania się autora z miejscowymi bez znajomości wspólnego języka. Są też miłe polskie akcenty.
Wszystko to w tej niewielkiej objętościowo książce, otwierającej oczy na bogactwo świata, którego nie znamy.
Polecam gorąco!

środa, 25 września 2013

Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny – Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindeberg


Tytuł: Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny
Autor: Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindenberg
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788377852286
Ilość stron: 356
Cena: 44,90 zł


Gdy za oknem jesień w pełni, a w niepamięć odchodzą powoli wspomnienia o upalnym lecie i urlopie spędzonym w atrakcyjnym miejscu gdzieś w Polsce czy poza jej granicami, warto na chwilkę się zatrzymać i oddać wspomnieniom lub też  podróżom palcem po mapie, do miejsc cieplejszych i bardziej urokliwych niż te, które widzimy za oknem podczas pluchy. Kto powiedział, że na urlop można wybrać się tylko w sezonie lub na krótko po nim? Są przecież takie miejsca, które niczym magnes przyciągają turystów cały rok – należą do nich między innymi Toskania i Umbria.
W Polsce coraz więcej pasjonatów i miłośników podróży, którzy swoim entuzjazmem i doświadczeniem dzielą się z czytelnikami i potencjalnymi wojażerami, zarażając ich oraz inspirując. Anna Maria Goławska i Grzegorz Lindenberg oddali w ręce odbiorców subiektywny przewodnik po Toskanii i Umbrii, zachęcający do podróżowania w te zakątki świata lepiej niż niejeden profesjonalny i komercyjny informator. Ich publikacja uatrakcyjniona jest rewelacyjnymi fotografiami, mającymi moc skupiania uwagi i budzenia chęci do natychmiastowego zapuszczenia się w opisywane rejony.
Czytając tę książkę, tylko ją czytając, poczułam się ogromnie zrelaksowana i wypoczęta. Nie wyobrażam więc sobie jak cudownie miałabym się po wycieczce do Włoch opisywanych z taką dbałością o elementy, mające zachęcić i zauroczyć.
Przewodnik ów ma kilka zasadniczych części. W pierwszej z nich zawarte zostały podstawowe informacje turystyczne, mające sprawić, że będziemy czuli się komfortowo, będąc wyposażeni w podstawową wiedzę, torującą nam drogę do atrakcyjnego spędzenia czasu i sycenia się smakami oraz zapachami. To takie must have – garść wiadomości o rodzajach noclegów, środkach łączności, sjeście, klimacie, języku.
Dalej jest już tylko bardziej pociągająco – Asyż, Florencja, Piza, miejscowości małe acz równie (a może bardziej) atrakcyjne i wciąż nieodkryte przez masę.  Wspaniała wędrówka malowniczymi zakątkami, ulubionymi przestrzeniami autorów, którzy dzielą się tym, co najbardziej zapadło im w pamięć, tym, do czego wielokrotnie wracają. Wspólnie z nimi odkryjemy prawdzie turystyczne perły, często pomijane w oficjalnych przewodnikach,  miejsca nieskalane stopami milionów turystów. To takie subiektywne i ogromnie wnikliwe wejrzenie we Włochy marzeń, Włochy, które rozsiadają się w naszej wyobraźni i szaleją tam do nieprzytomności.
Oprócz swoich własnych relacji, autorzy zdecydowali się na zestawienie własnych opinii o konkretnym odwiedzanym miejscu z sądami wcześniejszych podróżników, którzy również je oceniali. Dzięki temu przed nami zarysowuje się bogata panorama poglądów, łącząca się w jeden kompletny obraz, będący źródłem prawdziwie miarodajnej oceny.

Tym co stanowi o wartości tego przewodnika, nie-przewodnika jest właśnie subiektywność. Oceny autorów, ich przemyślenia, wspomnienia dawkowane z dużą częstotliwością, to elementy najsilniej zachęcające do podróżowania. Bardziej niż suche fakty, uwagę przyciągają opisy wrażeń, podróż szlakami wspomnieniowymi, mnogość smaków, zapachów, silne doznania sensualne. To taki pamiętnik podróży, z którym warto się zaprzyjaźnić.

Polecam!

wtorek, 23 lipca 2013

Złoty most – Eva Völler


Tytuł: Złoty most
Autor: Eva Voller
Wydawnictwo: EGMONT
ISBN: 3833901683
Ilość stron: 439
Cena: 34,99 zł




Złoty most, to kolejna część z cyklu przygód Anny i Sebastiana – Obrońców czasu, których miałam okazję poznać przy lekturze Magicznej Gondoli. Tam też, w cudownej Wenecji, byłam świadkiem ich rodzącego się uczucia.
Tym razem parę zakochanych, która od ponad roku trudni się podróżami w czasie w celu niwelowania potencjalnego zagrożenia dla biegu historii, dotyka niezwykłe niebezpieczeństwo – oto Sebastian zostaje przeniesiony do Paryża czasów kardynała Richelieu z misją specjalną. Niestety, w podróży traci pamięć i mimo namowy ze strony zaufanych ludzi nie ma zamiaru wracać do swoich czasów. Jedynym ratunkiem ma okazać się Anna, zdająca właśnie egzaminy maturalne. Musi ona za wszelką cenę, po raz kolejny rozbudzić w nim uczucie, zanim ten stojąc po stronie brutalnego kardynała, nie spełni swojej groźby zdemaskowania królowej Anny i jej kochanka.
I nie przeszkodzi jej w tym unoszący się w powietrzu fetor, brak podstawowych środków czystości, wykształcenia ani nawet uwodzicielska natura Sebastiana, któremu wszczepiono rolę jednego z najbardziej oddanych Richelieu muszkieterów. Anna w swoją rolę wejdzie doskonale, stając się towarzyszką jednej z najbardziej znanych dam, biorąc udział w balach i zaskarbiając sobie sympatię najbardziej wpływowych mieszańców Paryża.
Völler  po raz kolejny wykazuje się prawdziwym pisarskim kunsztem, który sprawia, że od jej powieści nie sposób się oderwać. Wciąga ona czytelnika w świat swoich barwnych postaci, czyniąc go jednym z uczestników tej niecodziennej i osobliwej podróży w czasie.
Anna, zdając się na siłę kobiecej natury, musi dołożyć wszelkich starań, by zapobiec prawdziwej tragedii, która mogłaby zmienić bieg historii, lecz także utracie ukochanego, który zdaje się niezwykle oporny na jej wdzięki, a przy tym przebiegły i wyrachowany.
Dziewczyna musi przywrócić mu pamięć i jak najprędzej przekonać do powrotu.

Völler  prosto z Wenecji porywa czytelnika do siedemnastowiecznego Paryża, w którym kipi od emocji i intryg, a codzienność determinują sztywne układy polityczne. Klimat tej serii jest nieporównywalny do niczego! Uwierzcie mi – musicie zrobić dla niej miejsce na swojej półce, bo zawładnie ona Wami tak szybko, że nawet tego nie zauważycie i każdy, bez wyjątku, zapragnie mieć ją w swojej kolekcji. Autorka gwarantuje niezapomnianą podróż w czasie, która wyrwie Was z Waszej codzienności i pozwoli na kilka godzin przenieść się tam, gdzie nie ma miejsca na nudę i rutynę. Pomysłowość pisarki nie zna granic, a jej fantazja wznosi się daleko ponad przeciętność. Jej bohaterowie nie są byle jacy, mdli, nie są parą wpatrujących się w swoje oczy zakochanych, lecz dwójką młodych ludzi żądnych przygód, dla których uczucie jest dodatkowym mechanizmem, czyniącym ich potyczki niepowtarzalnymi. Język powieści jest niezwykle barwny, a sama narracja niewyobrażalnie płynna. To doskonała lektura na każdą okazję! Z niecierpliwością oczekuję kolejnego tomu i nie ukrywam, że cykl ten na chwilę obecną stanowi mój ulubiony!

niedziela, 24 marca 2013

Intryga małżeńska - Jeffrey Eugenides


Tytuł: Intryga małżeńska
Autor: Jeffrey Eugenides
ISBN: 9788324021208
Wydawnictwo: Znak
Cena: 39,90zł
Ilość stron: 496



Nie jestem przekonana czy uda mi się znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić to, co kłębi się w mej głowie po lekturze tej nieprawdopodobnie dobrej powieści.

Madeleine, Leonard i Mitchell właśnie kończą studia, stając przed czasem trudnych decyzji dotyczących przyszłego życia. Ich sytuacja wydaje się być tym silniej skomplikowana, że połączyło ich coś w rodzaju nierozerwalnej relacji. Mitchell od zawsze kocha Madeleine, która zdaje się widzieć w nim jedynie dobrego przyjaciela. Ona zaś pokochała Leonarda – geniusza cierpiącego na zaburzenia afektywne dwubiegunowe.
Chwile wzmożonej aktywności i pobudzenia umysłowego, przeplatają się u niego z wydłużonym czasem depresji i stagnacji. Wskutek choroby plany Leonarda ulegają zmianie, a wizja świetlanej przyszłości coraz częściej wydaje się jedynie mrzonką.
Mitchell z kolei, to młody mężczyzna pasjonujący się religiami, który postanawia wyruszyć w podróż po Europie, USA i Indiach, by odnaleźć siebie i określić swoje miejsce w świecie.
To od Madeleine zależy, jak potoczą się losy tej trójki – młodych ludzi z marzeniami i perspektywami; całkowicie rożnych, a jednak w jakiś sposób połączonych czytanymi przez siebie lekturami i niekończącymi się rozmowami.
Źródło
Intryga małżeńska, to wciągająca i doskonale skonstruowana opowieść, w której zapach książek i głośno cytowane słowa teoretyków i klasyków literatury mieszają się z wykrzyczanymi w złości i przypływie kąśliwej złośliwości epitetami. Historia miłości i dojrzewania do niej, bogata analiza psychologiczna człowieka borykającego się z kliniczną depresją, a także ludzi, którzy mu towarzyszą, wędrówka przez religijny miszmasz świata – to tylko próbka tego, co znajdziecie w tej wielopłaszczyznowej opowieści, którą czyta się z nieporównywalną do niczego zachłannością.


Jeffrey Eugenides wykonał kawał dobrej roboty, tworząc perełkę literacką o ogromnej sile. Intryga małżeńska to historia rozpalająca wyobraźnię i utwierdzająca w przekonaniu, że współcześni powieściopisarze mają jeszcze wiele do powiedzenia. To opowieść o szukaniu samego siebie, opieraniu życia na ideałach i niespełnionych marzeniach, wreszcie – o dorastaniu do wzięcia życia we własne ręce, której narracja jest niewymuszona i wzbija się wysoko ponad przeciętność. Autor w nieprzyzwoicie dobry sposób operuje dramaturgią i gra na ludzkich emocjach, wykorzystując przy tym wszelkie możliwości jakie daje analiza psychologiczna. Ponadto wciąga czytelnika w korowód postaci i wydarzeń, a nierzadko i pikantnych szczegółów. U Eugenidesa połączenie wątków Matki Teresy i scen łóżkowych w żaden sposób nie powoduje dysonansu. Wręcz przeciwnie – wskazuje na różnorodność i barwność postaci, a także na ich ciągłe poszukiwania i trwanie w drodze do samopoznania i odnalezienia własnego miejsca w świecie.
Pisarz posłużył się słowem w sposób tak przemyślany, że mimo zachowania narracji trzecioosobowej wykreował świat, w którym mamy do czynienia z intymnymi ludzkimi spowiedziami, gdzie bohaterowie obnażają swoje myśli i uczucia, otwierając się przed czytelnikiem i wskazując na to, co najsilniej ich dotyka.
Przy tym wszystkim nad powieścią tą unosi się duch semiotyki w ujęciu Barthesa, Derridy, Eco – wisienka na torcie dla wszystkich filologów – oraz duch literatury. To książka, na którą składają się inne książki, obfitująca w nazwiska i tytuły, stanowiące dla oczytanych doskonały odautorski prezent. W kontekście tytułu i całej tradycji intryg małżeńskich, Eugenides wyrywa się pewnym schematom. Cała książka przypomina uwspółcześnioną wersję tradycyjnych, znanych z wiktoriańskich powieści zachowań i zabiegów towarzyszących marriage plot, jednak zakończenie jest formą buntu – przekreśleniem znanego i wyjściem w nieznane, skądinąd zagraniem doskonale pomyślanym. Ciekawostką jest, że powieść ta zawiera elementy autobiograficzne.
Intryga małżeńska jest dopieszczona pod każdym względem. Wspaniała, pozostawiająca w czytelniku pewną dozę niezaspokojenia, przez co jeszcze silniej uzależnia i sprawia, że myśli się o niej na długo po skończonej lekturze.  Znakomita!

Mole książkowe, KONIECZNIE czytajcie Eugenidesa! Absolutny majstersztyk!


___
Zapraszam do zaglądania na polski oficjalny fanpage autora: klik.

czwartek, 27 grudnia 2012

Magiczna gondola – Eva Voller

Tytuł: Magiczna gondola
Autor: Eva Voller
ISBN: 978-83-237-5292-9
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: EGMONT
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 368

Do tej książki, jak do rzadko której robiłam nieporównywalne z niczym podchody. Bardzo ciągnęła mnie Wenecja, którą kusiła autorka, intrygowała mnie okładka, zachęcał opis wydawcy i rekomendacja Kerstin Gier, autorki Trylogii Czasu. Krótko mówiąc – wszystkie okoliczności wraz z moim wewnętrznym czytelniczym instynktem, zapraszały mnie do lektury.
Ja natomiast, spotkanie z Evą Voller i stworzonym przez nią światem, co rusz odraczałam. Przeczuwałam, że to lekturowe doświadczenie pochłonie mnie na tyle mocno, że nie będę w stanie zrobić czegokolwiek innego, dlatego czekałam na moment odpowiedni, który miał zaowocować doskonałą przygodą w piętnastowiecznej Wenecji. I, na szczęście, nie pomyliłam się.
Voller rozpoczyna swoją historię przytoczeniem dość enigmatycznej wiadomości pochodzącej z roku 1499, po to, by na kolejnej stronicy przenieść czytelnika w XXI wiek, do czasów, gdy pewien zapalony archeolog odnajduje ów rękopis i próbuje zdobyć dowody na potwierdzenie jego autentyczności. W tym celu przybywa do malowniczej Wenecji wraz z rodziną, oswajając ją z kulturą, zachęcając do zwiedzania i zainteresowania tym bogatym w zabytki miejscu.
Podczas jednego z rodzinnych wyjść, w dniu regat, jego córka Anna, zauważa czerwoną gondolę.  Pamiętając opowieść przewodnika o tym, że te weneckie środki transportu wodnego są stuprocentowo czarne, zaciekawiła się. Podeszła na tyle blisko, że w pewnym momencie przepychający się przez tłum mężczyzna, strącił ją do wody, po czym szybko się zreflektował i wciągnął ją na gondolę. Jedynym problemem okazało się to, że wraz z próbą zejścia na ląd Anna została przeniesiona do Wenecji sprzed pięciuset lat.
Jej dalsze losy, to ciąg nieprawdopodobnych przygód, mających na celu uratowanie znanego nam świata, przed ludzi co rusz odbywających podróże w czasie. Jaki udział w tych działaniach będzie miała Anna i niezwykle przystojny Sebastian – człowiek, który wciągnął ją na gondolę? Tego nie zdradzę, ale gwarantuję mocne wrażenia:) Okaże się bowiem, ze przeskok bohaterki w czasie nie jest bynajmniej dziełem przypadku, lecz skutkiem pewnego równie nieprzypadkowego zakupu w sklepie z maskami…

Książka Voller, to typowo młodzieżowa romantyczna opowieść o rodzącym się uczuciu, nie robiącym sobie nic z granic czasowych, o zgubnej żądzy władzy i sile zawieranych znajomości.
Magiczna gondola przeniesie Was z Wenecji, jaka jest nam dziś dostępna, do Wenecji kurtyzan, nierozwiniętej stomatologii, publicznych egzekucji, słabych możliwości dbania o higienę osobistą, ale też miejsca pełnego zagadek i tajemnic, nieskażonego przez technologię. Voller snuje swoją opowieść w sposób tak swobodny, że od książki nie da się oderwać! Nie tylko fabuła toczy się poza czasem – to my, rozpoczynając lekturę, jesteśmy oderwani od rzeczywistości, wyłączeni z drobiazgowego śledzenie pędzących minut.
Żywa akcja, tajemnicze układy, walka o przeżycie, próba powrotu do domu – to tylko niektóre elementy tej magicznej układanki, które sprawią, że godzina na zegarku w ogóle nas nie zainteresuje. Wszystko pisane jest językiem przejrzystym, nie zwracającym na siebie uwagi. Nie o język bowiem tutaj chodzi, lecz o przeżycie emocjonującej przygody wraz z bohaterami: Anną, Sebastianem, Jose, Jacopem, Alvisem, Doroteą, Mariettą, Esperanzą, Bartolomeem, Trevisanem i Klaryssą. Dzięki nim, choć przez chwilę będziecie mogli wyobrazić sobie barwne weneckie życie, zdominowane przez bale, w którym to siedemnastolatka przezywa nie tylko pierwsze prawdziwe uczucie, lecz uczy się także odwagi, niezłomności, sztuki radzenia sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Zapraszam na pokład czerwonej gondoli – dajcie się porwać przygodzie i przenieść w czasie:)

wtorek, 24 lipca 2012

Podróże życia



Tytuł: Podróże życia
Autor:
autor zbiorowy
Wydawnictwo
: G+J
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 214
ISBN: 978-83-7596-362-5


Podróże życia, to polecany przez Martynę Wojciechowską cykl, składający się z  książek, w obrębie których znajdziemy 10 krótkich relacji z różnych rejonów świata.
Tom, który miałam przyjemność przeczytać ilustruje wyprawy do Brazylii, Nepalu, Libanu, Egiptu, Korei Północnej, na Antarktydę, Wyspę Wielkanocą, Borneo, Mali oraz Alaskę.
Wolumin ten to barwny album z przeważającymi nad tekstem fotografiami.

Zakątki świata opisywane w tej publikacji, odwiedzane były przez ludzi trudniących się różnymi zawodami – Brazylię bez karnawału odwiedziła Barbara Radwańska – podróżnik, filmoznawca, tłumacz języka hiszpańskiego, znawca kultury latynoskiej. Kobieta omija te miejsce w czasie najpopularniejszego karnawału, by do woli cieszyć się urokami tego miejsca, które z całą pewnością zatarłyby się w momencie masowych przyjazdów turystów oraz drastycznego skoku cenowego. Jak sama podkreśla – karnawał to czas, w którym co mądrzejsi rodowici Brazylijczycy, biorą nogi za pas i udają się na zasłużone wakacje – z dala od zgiełku i sztucznie wytworzonego tłumu.

Himalaje na dzień dobry, to opis podróży Macieja Wesołowskiego – dziennikarza, którego pasją są wysokie góry. Miłością tą nie sposób nie zarazić się zerkając do tej publikacji – same fotografie zachwycają, a sposób relacjonowania podsyca tylko ciekawość.

Jedz módl się tańcz – hasło to stało się mottem Doroty Chojnowskiej, osoby, dla której Bliski Wschód stał się drugim domem, miejscem, który zna jak własną kieszeń i do którego wraca z nieukrywaną radością. Co tak bardzo ukochała ona w tej części świata? Ludzi! Fenicjan, którzy zarazili ją umiłowaniem zabawy i swoim niepoprawnym optymizmem.

Moją ulubioną relacją znajdującą się w tej książce jest Piknik pod lodową skałą, autorstwa Magdaleny Śliwki. Zachwycić mnie łatwo, ale tego co zrobiła ze mnie autorka tego reportażu, w słowa ująć nie potrafię. Widoki majestatycznie unoszących się nad wodą wierzchołków gór lodowych ujęły mnie za serce. Siedząc w ciepłym pokoju, poczułam przejmujące zimno, które promieniowało na mnie z kart tej książki.  Jeśli tak silnie ujęła mnie fotografia, cóż dopiero poczułabym na miejscu? Antarktyda zawsze kojarzyła mi się z wielką odwagą ludzi do niej zmierzających. Gromady pingwinów, ogromne przestrzenie pokryte śniegiem, idealnie niebieska i lodowata woda – oto z czym do tej pory kojarzyłam to miejsce. Dzięki temu reportażowi kojarzę je już tylko z jednym – z nieodłącznym pragnieniem, by się tam udać.

Rapa nui, to reportaż o zupełnie innej sferze klimatycznej. Z przejmująco zimnej Antarktydy, czytelnik zmierza nagle ku Wyspie Wielkanocnej, odwiedzonej przez Marcina Jamkowskiego – fana noszenia sandałów w zimie :) To dzięki niemu, każda z osób sięgających po tę książkę, ma okazję zaczerpnąć z legend tego wspaniałego miejsca, stać się świadkiem tajemnic strzeżonych przez ogromne kamienne posągi – znak rozpoznawczy tego miejsca.

Gwarancją wymarzonych wakacji stał się dla Agnieszki Franus Egipt. Piramidy, Sfinks, piaski Sahary, dorzecze Nilu, wielbłądy, grobowce faraonów – kogo nie przyciąga Afryka na samo brzmienie tych nazw? Autorka reportażu o podróży do tego miejsca marzyła od dziecka. Swoje pragnienie spełniła kończąc 33 rok życia. Zrobiła wszystko czego pragnęła, a dzięki niej zrobiłam to i ja – dosiadłam wielbłąda, przebywałam w niesłychanie dusznej Dolinie Królów, podziwiałam piękno i monumentalność piramid, głaskałam sfinksa i zastanawiałam się nad jego tajemniczością, targowałam się z najbardziej nieustępliwymi sprzedawcami. Egipt zapewnia wakacje aktywne i pełne wrażeń – bez dwóch zdań.

Kolejnym przystankiem mojej podróży życia był tekst Wśród łowców głów Mikołaja Jeżaka. Skrząca się z kart tej książki zieleń nieopisanie mnie przyciągała. Borneo zaczęło jawić mi się jako królestwo małp radośnie zerkających na mnie po każdorazowym zerknięciu do tej publikacji oraz domów na wodzie.
Życie w rytmie bębnów to zapis niezwykłej podróży Światka Wojtkowiaka, który zawędrował do krainy, w której króluje ekspresyjna muzyka, dochodzący zewsząd odgłos bębnów i pustynny piach. To miejsce, w którym wielobarwna kultura styka się z potęgą Sahary.

W domu wielkiego brata Moniki Witkowskiej, to chyba najmniej zaskakujący tekst, podkreślający to, o czym wszyscy doskonale wiemy – trudną sytuację Korei, rządzonej przez cenzurę i Intranet dający pozorne poczucie łączności ze światem.

Śladami Indian i traperów Tomasza Stan-Stanickiego, to mój drugi ulubiony wycinek tejże książki. Fotografia  szczytu Denali, któremu przygląda się rodzina niedźwiedzi – chwyta za serce i sprawia wrażenie wyjętej z kadru filmu o tych niezwykłych zwierzętach. Autor, posługując się wiedzą zdobytą za sprawą dzieł dzieciństwa – tekstów Karola Maya i Jacka Londona, zdobywa Góry Skaliste, szuka złota, podąża śladem Indian, a nas zabiera ze sobą –ukazując jak wielką wartość ma otwartość na świat i przygodę.

Polecam tę książkę wszystkim – zarówno miłośnikom dalekich wypraw, jak i osób pragnących poruszać się jedynie po kartach literatury. Zarówno Ci pierwsi, jak i drudzy, będą niezwykle zadowoleni ;)


niedziela, 18 marca 2012

126 dni na 'kanapie'. Motocyklem dookoła świata - Tomasz Gorazdowski


Elfowie i smoki! – powiadamo mojemu synowi. – Dla Ciebie i dla mnie ważniejsze są ziemniaki i kapusta.
(J.R.R. Tolkien, Władca pierścieni)


Ilu z nas nie marzyło kiedyś o tym, by całkowicie wyrwać się z szarej codzienności, zapomnieć o troskach czekających w domu i pracy, poddać się chwili i … wyjechać?
Wyjechać bez wcześniejszych długich przygotowań, podjąć decyzję całkowicie spontanicznie i nigdy jej nie żałować ani nie nosić w sobie poczucia winy. 

W dość podobny sposób na tolkienowskie „ziemniaki i kapustę” zareagował Tomasz Gorazdowski – człowiek radia od kilkunastu lat pozwalający się usłyszeć w radiowej Trójce. Poza pracą największą jego pasją są właśnie podróże, wyjazdy do krajów różniących się od naszej polskiej codzienności właściwie wszystkim.
Barwne życie Gorazdowskiego nigdy nie miało by smaku, gdyby nie jego odwaga i spontaniczność.
Wydawać by się mogło, że do wyprawy motocyklowej dookoła świata, należy przygotowywać się długie miesiące, jeśli nie lata. Załatwianie wiz, ubezpieczeń, sprawdzanie trasy, stosunków politycznych, możliwości noclegowych i zaplecza gastronomicznego – to tylko kilka spraw, na które należy zwrócić uwagę przed takim wyjazdem. Trudno wyobrazić sobie jak wiele czasu zajmuje dopięcie wszystkiego na ostatni guzik.
Nie dla Gorazdowskiego jednak takie numery! Decyzję o wyprawie motocyklowej podjął w jednej chwili – a chwila ta wydawała się być najwspanialszą w jego dotychczasowym życiu. Niewiele myśląc o tym, co trzeba będzie załatwić i jak wiele czasu to zajmie, zaproponował podróż koledze po fachu – Michałowi Gąsiorowskiemu. Jego spontaniczności dowodzi fakt, że w momencie podejmowania decyzji obaj panowie… nie mieli prawa jazdy na motocykl.
Ukrywając tę podstawową wiadomość przed pracodawcami wyszli z propozycją zrealizowania codziennej relacji z podróży na żywo, którą każdego ranka przekazywaliby radiowym słuchaczom.
Przełożeni pomysł zaakceptowali, sponsorzy również się znaleźli, a międzyczasie Gorazdowski i Gąsiorowski zdobyli potrzebne uprawnienia.
Byli gotowi do wyjazdu. Wtedy jeszcze wszystko jawiło się w jasnych barwach, wyjazd miał okazać się samą przyjemnością. Jak to jednak w życiu bywa, na trasie pojawiło się wiele trudności. Nie przesłoniły one jednak radości z odwiedzania kolejnych krajów i poznawania kolejnych kultur i zwyczajów.

Czytając tę publikację mamy niepowtarzalną okazję odwiedzić miejsca, w które wielu z nas nigdy nie dotrze w rzeczywistości. To nie tylko wędrówka po kartach książki, lecz wielka wyprawa marzeń ubogacona przepięknymi fotografiami.
Pisana żywym językiem relacja sprawia, że ma się wrażenie odbywania podróży wraz z autorami, ma się poczucie wspólnoty doświadczeń, poczucie bycia z nimi kolejno w każdym z opisywanych miejsc. To 21 tysięcy kilometrów skondensowanych na 287 stronach, które lepiej niż niejeden poradnik czy program rozrywkowy poprawiają samopoczucie i motywują do spełniania swoich największych marzeń. Książka Gorazdowskiego to dowód na to, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko wystarczająco mocno pragnie się osiągnięcia wymierzonego celu. Niezapomniana lektura, niezapomniana przygoda. Obowiązkowa pozycja dla miłośników podróży, ale także dla wszystkich, którzy wciąż boją się przekroczyć własne granice.

Książka wydana jest bardzo starannie, przyciąga swoją kolorystyką i fakturą. Po jej otwarciu ze stronic ulatnia się zapach wszelkich potraw, które smakowali podróżnicy, słychać ich śmiechy, gwar odwiedzanych przez nich targów i miejscowości. Niesłychanie oddziałująca na zmysły, z wieloma sensualnymi opisami, które każą w trybie natychmiastowym zakosztować w przysmakach krajów, z których akurat czytamy relację.
Idealna pozycja dla każdego. Czy to obieżyświatów, czy domatorów – dzięki tej publikacji każdy na chwilę stanie się odkrywcą nowych lądów, bez konieczności przekraczania progu własnego mieszkania.

Gorąco polecam!



Recenzja napisana dla serwisu: