sobota, 31 marca 2012

Problem cierpienia – Clive Staples Lewis


Po raz pierwszy ciężko napisać mi cokolwiek o kolejnej książce Lewisa. Jedyne co przychodzi mi na myśl, to określenie jej ciężką. Wymagająca pozycja, która bardziej niż literaturę popularną przypomina literaturę fachową. Słownictwo oraz sposób konstruowania wypowiedzeń, sprawiały, że wielokrotnie odbiór tekstu był utrudniony. Przy zasiadaniu do lektury Lewisa zawsze należy być przygotowanym na erudycyjny wywód, jednak tym razem forma książki zbliża się niemalże do traktatu naukowego podejmującego problematykę cierpienia, toteż i poziom skupienia czytelnika musi być odpowiedni.

Tekst jest bardzo interesujący, autor podnosi tematykę ważną i szeroko dyskutowaną od lat, jednak koniecznym jest zaznaczenie, że książka ta z całą pewnością nie znajdzie uznania u każdego. Osoba, która spodziewa się jedynie luźnych myśli Lewisa na temat cierpienia, srogo się zawiedzie, bowiem otrzyma znacznie więcej, w znacznie innej formie.

Problem cierpienia, to pozycja na kilka dni. Kilka dni wysiłku umysłowego i wzmożonej uwagi. Kilka dni refleksji, kilka dni próby odnalezienia się w szeroko nakreślonym przez autora kontekście.
Choć cierpienie dotyka każdego z nas, niewielu zastanawia się nad jego istotą. Prawie każdy jednak prędzej czy później zadaje sobie pytanie o to, jak w świecie stworzonym przez dobrego i wszechmocnego Boga cierpienie w ogóle jest możliwe. Dlaczego potężny Stwórca nie zatrzyma machiny dostarczającej najsilniejszego obok miłości uczucia, które często jest siłą destrukcyjną?
Lewis, który sam został bardzo silnie doświadczony przez los, dzieli się swoimi spostrzeżeniami z czytelnikami – nie tylko w tej konkretnej książce, lecz także za pośrednictwem bohaterów swoich powieści. Wystarczy wspomnieć tutaj Aslana znanego odbiorcom z Opowieści z Narnii.

Choć książkę czyta się dość trudno, nie trzeba się tym zrażać. Wręcz przeciwnie – przyjemność płynąca z odkrywania kolejnych, nieraz zaskakujących myśli autora jest wówczas o wiele większa.
Oczywiście, marzeniem byłoby, gdyby została ona przekodowana na język bardziej swobodny, dostępniejszy dla przeciętnego czytelnika i wydana w dwóch odsłonach, jednak niestety na to Lewis się nie pokusił – i wielka to szkoda, i dobrze, że jest jak jest. Nic nie sprawia bowiem większej satysfakcji książkowym molom, niż stały rozwój, przede wszystkim ten pod wpływem wymagającej lektury.
A taką niewątpliwie jest Problem cierpienia.





Z głębokości wołam do Ciebie, Panie. 100 modlitw w trudnych chwilach życia – O. Jean-Yves Jaffre




Życie człowieka to sinusoida zbudowana z chwil szczęścia, lecz także z momentów przejmującego cierpienia. W wielu takich sytuacjach ludzie zatracają umiejętność dobierania słów, a tragedie, które przeżywają powodują uczucie ściśniętego gardła, kiedy to mimo przemożnej chęci wzniesienia swoich modlitw do Boga, nie potrafią wypowiedzieć ani jednego słowa. W takim momencie z pomocą może przyjść książka Z głębokości wołam do Ciebie Panie. 100 modlitw w trudnych chwilach życia.

Publikacja ta jest zbiorem mającym być wsparciem i podporą dla osób, które w ciężkich momentach chciałyby skorzystać z gotowych tekstów, których zadaniem jest niesienie pociechy i duchowego wsparcia. Nie są to modlitwy pisane przez przypadkowych ludzi – ich autorami są między innymi św. Jan Vianney, św. Teresa z Lisieux czy Matka Teresa z Kalkuty. Mając świadomość, że modlitwy te zostały stworzone przez tak niezwykłe osoby w najtrudniejszych momentach ich życia, czytelnik prócz pociechy może odczuwać silne poczucie łączności z Kościołem. 

Prócz znanych osób, wśród nieprzypadkowych autorów modlitw do tego zbioru znajdują się także ludzie nieznani. Ludzie, którzy przechodząc prawdziwe męki i bolączki związane ze współczesnym życiem, takie jak utrata pracy – nie poddali się, lecz z wytrwałością zanosili do Boga najszczersze błagania.
Na publikację tę składają się modlitwy na każdą chwilę życia – znajdziemy tu nie tylko wołania alkoholika, lecz również prośby o uzdrowienie zanoszone do Najwyższego przez kobietę cierpiącą z powodu aborcji, której dokonała. By zaświadczyć o różnorodności zawartych tutaj tekstów wystarczy wymienić kilka: czytelnik znajdzie w tej książce modlitwy oddania; wypraszające łaskę dobrej spowiedzi; w niebezpieczeństwie śmierci; o działanie zgodnie z wolą Bożą; o uzdrowienie wewnętrzne; za ofiary czarów; wiele rodzajów koronek; różaniec Krwi Chrystusa i wiele, wiele innych.

o.Jean-Yves Jaffre zbudował swój zbiór w taki sposób, by wszyscy na każdym etapie swojego życia znaleźli w nim potrzebne modlitwy. Ten „błagalny niezbędnik”, to pozycja, bez której moglibyśmy dać sobie radę, jednak teraz nie jest to już konieczne. Osoby, które zajmują się prowadzeniem różnego typu modlitw w większych grupach, a także indywidualni odbiorcy po zaopatrzeniu się w tę publikację nie będą już musieli wertować wielu innych ksiąg w poszukiwaniu jakiegoś błagania, bowiem te najważniejsze zostały starannie wyselekcjonowane i zamieszczone w tej książce.
Serdecznie polecam – nawet jeśli nie będziecie z tej publikacji korzystać systematycznie, z pewnością niejednokrotnie do niej zaglądniecie.



niedziela, 25 marca 2012

Anne Holt, Even Holt - Arytmia



Anne Holt, to jedna z najpopularniejszych norweskich pisarek, której kryminały cieszą się wielką poczytnością zarówno w kraju, jak i za granicą. Autorka ukończyła prawo, a swoją praktykę zawodową odbywała między innymi jako młodszy prokurator w Oslo oraz jako prowadząca własną kancelarię adwokacką. Rok piastowała urząd ministra sprawiedliwości w Norwegii. Doświadczenie ugruntowało jej wiedzę z zakresu prawa, co z kolei wielokrotnie pomagało jej przy pisaniu książek wpisujących się w gatunek powieści kryminalnych.
Arytmia, to powieść stworzona i wydana przy współpracy z bratem pisarki – lekarzem i konsultantem na oddziale kardiochirurgii. Połączenie doświadczenia prawniczego, pisarskiego i medycznego zaowocowało pojawieniem się w księgarniach publikacji, którą wielu będzie czytać z zapartym tchem.
Nie sposób jest mi osadzić ją w kontekście pozostałych powieści autorki, bowiem Arytmia, to pierwszy tekst Holt, na którego lekturę się zdecydowałam. Do tej pory obok jej książek przechodziłam raczej obojętnie, co spowodowane było recenzjami niespecjalnie zachęcającymi.
Thriller medyczny, to dla mnie nowość, a właśnie do tego gatunku wlicza się powieść rodzeństwa Holt.
Jej przedmiotem jest historia, która, co najgorsze, mogła i ciągle może wydarzyć się w rzeczywistości. Oto wiosną 2010 roku w krótkich odstępach czasu umierają dwie chorujące na serce osoby, którym kilka dni wcześniej wszczepiono ICD. ICD, to kardiowerter-defibrylator, który w chwilach zagrożenia życia ma przywracać pacjentom chorującym na arytmię prawidłowy rytm serca. Wynaleziony został po to, by ratować, niestety od pewnego czasu ten wszczepiany milionom osób na całym świecie, wyprodukowany przez konkretną, cieszącą się doskonałą opinią firmę sprzęt, zaczyna pełnić rolę odwrotną.
Obie zmarłe osoby operowała dr Sara Zuckermann, jedna z największych specjalistek w swojej dziedzinie. Do tej pory nikt nigdy nie zmarł na jej stole operacyjnym, a większość pacjentów po operacji cieszyła się jeszcze długim życiem. Początkowo lekarka obwinia się o jakiś błąd, wszystko jednak zmienia się gdy w jej fartuchu zostaje odnaleziony zakrwawiony ICD, który wszczepiła swojemu niedawno zmarłemu pacjentowi, a który wciąż powinien znajdować się w jego klatce piersiowej lub już u koronera. Dr Zuckermann wraz z kolegą po fachu dr Olą Farmenem odkrywają, że ICD został zaprogramowany tak, by zabijać, poprzez wgranie do niego wirusa. Bohaterowie zaczynają poszukiwania na własną rękę, które mają doprowadzić ich do osoby odpowiedzialnej za zaprogramowanie tego mechanizmu. Nie wiedzą, że ciągle są obserwowani…


Powieść rodzeństwa Holt jest powieścią dosyć nierówną. Pierwsze kilka stron, podczas których szczegółowo została opisana operacja na otwartym sercu, spowodowało u mnie dreszcze oraz poczucia uczestniczenia w niej, a wręcz stania bezpośrednio nad pacjentem. Niezwykle dokładny opis sprawił, że od razu zostałam przez książkę pochłonięta. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że na tym te bardzo dobre momenty się kończą.
Później, autorzy popadają już w zdecydowany schematyzm. Akcja rozwija się w sposób charakterystyczny dla powieści sensacyjnych, wiele zdarzeń staje się łatwych do przewidzenia, co sprawia, że historia już tak nie wciąga. Zaletą jest jednak osadzenie wydarzeń w rzeczywistości medycznej, całkowicie mi obcej, bowiem to właśnie fachowe nazewnictwo czy opis pewnych profilaktyk utrzymywał we mnie jako taki poziom zainteresowania.
Nie można powiedzieć, że jest to książka nudna czy nieciekawa. Co to, to nie! Dla osób dopiero rozpoczynających czytelniczą przygodę z sensacją, będzie jak znalazł.
Jednak dla czytelnika ze sporym doświadczeniem w tego typu lekturach, stanie się kolejną odhaczoną pozycją na liście o podobnej tematyce, schematycznie rozwijającej się akcji z dodatkiem sztampowych bohaterów.




sobota, 24 marca 2012

Powrót Młodego Księcia – A. G. Roemmers



Myślę, że wszyscy z nas doskonale znają Małego Księcia. Jednak ilu z Was kiedykolwiek zastanawiało się, co się z nim stało? Gdzie teraz jest, czym się zajmuje, jak płynie jego życie?
Swego czasu na rynek wkroczyła książka Mały Książę odnaleziony – swoista kontynuacja przygód małego podróżnika, napisana przez Jeana-Pierra Davidtsa. Były jeszcze Mały Książę i Róża Krzysztofa Wiczkowskiego, książka będąca kontynuacją jego losów po powrocie na planetę B-612, a także Powrót Małego Księcia Iwony Kańciak-Litewczuk inspirowany powieścią Antonie de Saint Exupery’ego, jednak w żaden sposób nie odnoszący się do tego bohatera.
Nadszedł wreszcie i czas na Powrót Młodego Księcia Alejandro Guillermo Roemmersa, wywodzącego się z Buenos Aires, gdzie zadebiutował mając niespełna dwadzieścia lat. Autor pełni dziś wiele ważnych funkcji w instytucjach zajmujących się literaturą, między innymi jest wiceprzewodniczącym Argentyńskiej Fundacji na rzecz Poezji.
Czym jest jego najnowsza książka w relacji do Małego Księcia? Z pewnością nie jest to czysta kontynuacja, o wiele bardziej pasuje tutaj słowo dopełnienie, które jednak także w pełni nie oddaje istoty tej publikacji.
W wielu momentach wydaje się bowiem, że książka ta w swojej formie zachodzi wręcz na granicę z poradnikiem – jednak z poradnikiem o tyle niezwykłym, że ubranym w poetycką formę. Nie sposób jednoznacznie określić czym tak naprawdę Powrót Młodego Księcia jest. Niewątpliwie jest to niezwykła podróż po planecie Ziemi, po planecie, która na nowo nauczyć musi się podstawowych prawd, o których dawno już zapomniała.

Bohaterami tej opowieści są podróżnik przemierzający właśnie Patagonię oraz dość ekscentryczny chłopak, którego ten spotyka skulonego na skraju autostrady – jak się okazuje niepozornie wyglądający młodzieniec, to właśnie Książę, który postanowił powrócić na Ziemię po wielu nieprzyjemnościach jakich doznał na swojej planecie.
Podróżnik zabiera w swoją wędrówkę młodzieńca, który sporą część drogi w ogóle się nie odzywał. Gdy udało im się już rozpocząć jakikolwiek dialog, w oczy rzucił się brak możliwości porozumienia, jaki między nimi zaistniał. Oboje nie potrafili się komunikować – ziemski podróżnik, a zarazem narrator całej opowieści wykazywał się snobizmem językowym – używał zwrotów i terminów obcych dla Młodego Księcia, jedynie po to, by popisać się przed nim swoją elokwencją i wiedzą. Taki sposób działania niestety niczemu nie służył – jeden nie rozumiał drugiego, narrator zamiast tłumaczyć przybyszowi wiele wydarzeń, stwarzał je jeszcze bardziej skomplikowanymi i niezrozumiałymi. Na swojej drodze spotykają oni wielu ludzi, których zachowanie i wygląd u niejednego człowieka mogło spowodować bunt, odrzucenie czy nawet wstręt. Nie u mieszkańca planety B-612. Dla niego oczywistym jest działanie z miłością i poświęceniem – w odniesieniu do każdego, bez wyjątków. Czy to do bogacza, czy śmierdzącego żebraka – bohater chce poznać każdą historię życia, czym przekonuje czytelnika, jak często pozory mylą i jak wiele tracimy nie próbując pomóc i zbliżyć się do osób społecznie odrzuconych.
Młody Książę początkowo jawi się jako naiwny, czasami wręcz skrajnie głupi bohater, który nie potrafi odnaleźć się w żadnej rzeczywistości – jego nadmierna ufność przysparza mu wiele problemów, jak się jednak później okazuje, każdy z nich jest drogą do zmiany czyjegoś życia na lepsze. Ponadto chłopak co rusz zadaje banalne pytania, na które odpowiedzi wydają się być oczywiste. Przez takie zachowanie wydaje się być bardzo nierozgarniętym, zmusza jednak swojego towarzysza do udzielania odpowiedzi. Dzięki temu narrator musi zastanawiać się nad pozornie znanymi i oczywistymi sprawami, które jednak już dawno temu przestały zaprzątać jego uwagę, a które stanowią o jego człowieczeństwie. U kresu podróży okazuje się więc, że tak naprawdę Młody Książę to niezwykle inteligentny człowiek, który zgrywając tak naiwnego zmusił podróżnika do refleksji nad własnym życiem, nad tym co jest w nim najważniejsze, nad sposobem budowania relacji, wpływania na otoczenie. Młodzieniec udzielił narratorowi wielkiej lekcji człowieczeństwa i miłości.  Choć cały czas wydaje się, że to Młody Książę odbiera nauki od narratora, w istocie jest odwrotnie.

Cała powieść jest niezwykle symboliczna – trwa trzy dni, podczas których bohater doznaje całkowitej przemiany duchowej oraz mentalnej. Trójka, jako symbol doskonałości nie jest tutaj z pewnością bez znaczenia. Jej pojawienie się nie może być przypadkowe, za czym przemawia chociażby niezwykła dedykacja znajdująca się na końcu – książka poświęcona jest w pierwszej kolejności Jezusowi Chrystusowi. Odwołań do religii nie trudno się tutaj doszukać, jednak dopiero dedykacja ta ukazuje je w zupełnie innym świetle – nadaje im pewności i w pewien sposób podkreśla ich rangę.

Książka Roemmersa, to poetycka opowieść o fundamentach naszego życia. Jest próbą uporządkowania świata naszych wartości oraz impulsem do wprowadzenia w nie diametralnych zmian. To historia, którą nie pogardzą zarówno sympatycy Małego Księcia, którzy często stawiali sobie pytania o to co dalej, jak  i osoby poszukujące w literaturze motywacji do zmian i ukazania w sposób obrazowy tego, co w życiu liczy się najbardziej.
Polecam.



Zaproszenie

Drodzy Czytelnicy
serdecznie zapraszam Was na 3 z serii spotkania autorskie z pisarką Larą la Voe, które w najbliższym czasie odbędą się w trzech polskich miastach.
Szczególnie zachęcam do udziału w spotkaniu w mojej rodzinnej Rudzie Śląskiej - stanie się to okazją do poznania się oraz dyskusji;))











Lara la Voe – polska powieściopisarka, która w wieku 19 lat zadebiutowała powieścią „3 płatki kamelii”.

Życie i twórczość
Lara la Voe, a właściwie Sandra Stempniewska, urodziła się 15 czerwca 1992 roku w Zielonej Górze.
Przez długi czas największą miłością młodej autorki było aktorstwo, od najmłodszych lat próbowała swoich sił na szkolnych scenach, dopiero  w 2009 roku związała się z Teatrem Lubuskim, gdzie wraz z grupą teatralną Proforma, szkoliła warsztat aktorski i występowała w happeningach promujących spektakle, pod opieką aktorki Olgi Paszkowskiej.
W wolnych chwilach tworzyła również wiersze i opowiadania, jej teksty poetyckie kilkukrotnie były wyróżniane i nagradzane na łamach wielu literackich konkursów.
Pod koniec roku 2007 stworzyła swoją pierwszą bohaterkę późniejszej powieści „3 płatki kamelii” Kathy Kalwin, a cała historia rozpoczęła się na forum internetowym o charakterze gry RPG poświęconej serialowi „Zagubieni”. Niebanalna, pozbawiona chronologii fabuła i bohaterowie przedstawiający świat w niezwykły sposób, przypadła do gustu użytkownikom, a później również redakcji wydawnictwa Novae Res, które wydało powieść „3 płatki kamelii” pod patronatem portalu i stowarzyszenia Sztukater w listopadzie 2011 roku, a Sandra Stempniewska, przybrała pseudonim artystyczny Lara la Voe. Wbrew pozorom, fikcyjne nazwisko nie ma na celu ukrycie prawdziwej tożsamości Sandry, z pseudonimem wiąże się bowiem literacka historia, którą pisarka ma zamiar ukazać w formie związku frazeologicznego w kolejnej powieści. Lara la Voe nie ma zamiaru spocząć na laurach po swoim debiucie i już teraz pracuje nad kolejną, tajemniczą książką.

Inspiracje
Lara la Voe określa swoją powieść literackim barokiem, który poza przepychem – emocjonalnym - nie ma z epoką zbyt wiele wspólnego. Prawdziwą inspiracją autorki jest Romantyzm z czołowymi przedstawicielami George Sand i Aleksandrem Dumas synem, w twórczości pisarki widoczne są również cechy dekadentyzmu i zafascynowanie modernizmem. Wśród ulubionych artystów Lary la Voe znajduje się również Salvador Dali, ponadto ceni postaci Kleopatry VII i jest wielką obrończynią honoru tragicznej francuskiej królowej Marii Antoniny i paryskiej kurtyzany „Damy Kameliowej” Marie Duplessis. W swojej twórczości stara się również oddać hołd powyższym postaciom.




niedziela, 18 marca 2012

126 dni na 'kanapie'. Motocyklem dookoła świata - Tomasz Gorazdowski


Elfowie i smoki! – powiadamo mojemu synowi. – Dla Ciebie i dla mnie ważniejsze są ziemniaki i kapusta.
(J.R.R. Tolkien, Władca pierścieni)


Ilu z nas nie marzyło kiedyś o tym, by całkowicie wyrwać się z szarej codzienności, zapomnieć o troskach czekających w domu i pracy, poddać się chwili i … wyjechać?
Wyjechać bez wcześniejszych długich przygotowań, podjąć decyzję całkowicie spontanicznie i nigdy jej nie żałować ani nie nosić w sobie poczucia winy. 

W dość podobny sposób na tolkienowskie „ziemniaki i kapustę” zareagował Tomasz Gorazdowski – człowiek radia od kilkunastu lat pozwalający się usłyszeć w radiowej Trójce. Poza pracą największą jego pasją są właśnie podróże, wyjazdy do krajów różniących się od naszej polskiej codzienności właściwie wszystkim.
Barwne życie Gorazdowskiego nigdy nie miało by smaku, gdyby nie jego odwaga i spontaniczność.
Wydawać by się mogło, że do wyprawy motocyklowej dookoła świata, należy przygotowywać się długie miesiące, jeśli nie lata. Załatwianie wiz, ubezpieczeń, sprawdzanie trasy, stosunków politycznych, możliwości noclegowych i zaplecza gastronomicznego – to tylko kilka spraw, na które należy zwrócić uwagę przed takim wyjazdem. Trudno wyobrazić sobie jak wiele czasu zajmuje dopięcie wszystkiego na ostatni guzik.
Nie dla Gorazdowskiego jednak takie numery! Decyzję o wyprawie motocyklowej podjął w jednej chwili – a chwila ta wydawała się być najwspanialszą w jego dotychczasowym życiu. Niewiele myśląc o tym, co trzeba będzie załatwić i jak wiele czasu to zajmie, zaproponował podróż koledze po fachu – Michałowi Gąsiorowskiemu. Jego spontaniczności dowodzi fakt, że w momencie podejmowania decyzji obaj panowie… nie mieli prawa jazdy na motocykl.
Ukrywając tę podstawową wiadomość przed pracodawcami wyszli z propozycją zrealizowania codziennej relacji z podróży na żywo, którą każdego ranka przekazywaliby radiowym słuchaczom.
Przełożeni pomysł zaakceptowali, sponsorzy również się znaleźli, a międzyczasie Gorazdowski i Gąsiorowski zdobyli potrzebne uprawnienia.
Byli gotowi do wyjazdu. Wtedy jeszcze wszystko jawiło się w jasnych barwach, wyjazd miał okazać się samą przyjemnością. Jak to jednak w życiu bywa, na trasie pojawiło się wiele trudności. Nie przesłoniły one jednak radości z odwiedzania kolejnych krajów i poznawania kolejnych kultur i zwyczajów.

Czytając tę publikację mamy niepowtarzalną okazję odwiedzić miejsca, w które wielu z nas nigdy nie dotrze w rzeczywistości. To nie tylko wędrówka po kartach książki, lecz wielka wyprawa marzeń ubogacona przepięknymi fotografiami.
Pisana żywym językiem relacja sprawia, że ma się wrażenie odbywania podróży wraz z autorami, ma się poczucie wspólnoty doświadczeń, poczucie bycia z nimi kolejno w każdym z opisywanych miejsc. To 21 tysięcy kilometrów skondensowanych na 287 stronach, które lepiej niż niejeden poradnik czy program rozrywkowy poprawiają samopoczucie i motywują do spełniania swoich największych marzeń. Książka Gorazdowskiego to dowód na to, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko wystarczająco mocno pragnie się osiągnięcia wymierzonego celu. Niezapomniana lektura, niezapomniana przygoda. Obowiązkowa pozycja dla miłośników podróży, ale także dla wszystkich, którzy wciąż boją się przekroczyć własne granice.

Książka wydana jest bardzo starannie, przyciąga swoją kolorystyką i fakturą. Po jej otwarciu ze stronic ulatnia się zapach wszelkich potraw, które smakowali podróżnicy, słychać ich śmiechy, gwar odwiedzanych przez nich targów i miejscowości. Niesłychanie oddziałująca na zmysły, z wieloma sensualnymi opisami, które każą w trybie natychmiastowym zakosztować w przysmakach krajów, z których akurat czytamy relację.
Idealna pozycja dla każdego. Czy to obieżyświatów, czy domatorów – dzięki tej publikacji każdy na chwilę stanie się odkrywcą nowych lądów, bez konieczności przekraczania progu własnego mieszkania.

Gorąco polecam!



Recenzja napisana dla serwisu:


Szachownica chmur – Lidia Lipska



Lidia Lipska, to jedna z członkiń Związku Literatów Polskich – osoba tajemnicza, bowiem ani w Internecie, ani w książce nie sposób odnaleźć jej biografii.
Szachownica chmur sprawiła mi wielką trudność, a z napisaniem jej recenzji zwlekam od dobrych kilku tygodni.
Pierwszy raz bowiem autor poezji całkowicie do mnie nie dotarł. Długo zastanawiałam się w czym tkwi problem, konfrontowałam swoje wrażenia po lekturze ze znajomymi i tu – zaskoczenie – opinie były różne. Jedni przychylali się do mojej opinii, drudzy wyrabiali sobie skrajnie inną. Mamy więc chyba autorkę kontrowersyjną, której poezję mam nadzieję Wam przybliżyć.

Tomik Szachownica chmur jest bardzo nierówny. Mniej więcej połowę stanowią wiersze, których lektury nie sposób porzucić – lekkie, kobiece, finezyjne. Są zbudowane w takiej formie, by tematykę miłosną, uczuciową wyrazić niesłychanie delikatnie, przy zastosowaniu licznych metafor. Uczuciom towarzyszy przyroda, wyraźnie realizowana jest tutaj poetyka sentymentalna.

Zaginione kumulusy
w maratonie wiosny
chcą być latem
aby Twoja i moja miłość
mogła siebie pokochać [1]

Gdy czytelnik podda się wytworzonej atmosferze, zostaje ona nagle, całkowicie bez ostrzeżenia drastycznie zmieniona. Tematem wiersza staje się Katyń. Jego wpływ na literaturę, zwłaszcza poezję staje się coraz silniejszy. W co drugim tomiku znajdują się utwory go upamiętniające. Nie inaczej jest u Lipskiej. Choć większość jej tekstów jest lakoniczna, króciutka – Katyń 2010 stanowi jedną z dłuższych wypowiedzi.

Na uwagę zasługuje również cykl utworów poświęconych porom roku.
Głównym środkiem obrazowania jest w nim metafora.

Lato rozkrzyczało się
gorącym podmuchem rozmyślań
zatroskana jesień przyniosła
fontannę mgły alby ulżyć uczuciom [2]

Mimo tak wielkiej różnorodności, a co za tym idzie braku tematycznej spójności, większość tekstów stanowi lirykę miłosną. Podmiotem lirycznym jest zakochana kobieta zwracająca się w nich do ukochanego mężczyzny.

Nie pojmuję
nie rozumiem
ale wyciągam
obie ręce po więcej Ciebie [3]

Wiele tekstów z tego tomiku pozostaje dla mnie niezrozumiała. Mimo ich pozornej oczywistości, jasności przekazu, tak naprawdę brakuje mi w nich przesłania. Gdyby założyć, że poezja ta jest poezją oczywistości, całkowicie straciłaby ona swoje znaczenie, zgubiłaby je.
To nagłe załamanie, ta nagła nieczytelność ujawniająca się w połowie tomiku powoduje uczucie narastającej frustracji. Nie spełnia oczekiwań, które czytelnik mógłby mieć po kilkunastu pierwszych wierszach. Druga część tomiku kumuluje wrażenie, jakby była napisana przez zupełnie innego twórcę. Kompletnie nie umiem jej odczytać, nie znajduję w niej sensu. W pewnym momencie przepiękna poezja ustąpiła tutaj miejsca bełkotowi, paplaninie pozbawionej głębszego sensu, tyle że ubranej w piękne, metaforyczne zdania.
Tomik ten wywołał we mnie skrajnie różne emocje: od zachwytu aż do nieopisanej wściekłości. Gorę wzięły jednak te negatywne, całkowicie przyćmiewając pozytywne wrażenia.

Cóż mogę napisać jako podsumowanie? Szachownica chmur, to zbiór różnorodnej tematyki, której patronuje chaos, niezdecydowanie autorki i wyraźne rozbicie. Widać tutaj niepewność, swoisty brak pomyślunku nad konstrukcją. Całkowity miszmasz przeznaczony dla osób nie tylko o wielkiej wrażliwości, lecz także – stalowych nerwach. Wielkie metafory zderzają się tu z nazwami potocznymi; kunsztowność z banalnością spotykaną na autorskich blogach nastolatek.
Utworom towarzyszą dość abstrakcyjne grafiki Adama Fiali, które chyba jako jedyne świadczą na korzyść autorki – może bowiem w tym szaleństwie jest metoda?
Spróbujcie ją odkryć.
Mnie się nie udało, znam jednak osoby, które sprostały wyzwaniu.

___________
  [1] Lidia Lipska, Szachownica chmur, Wydawnictwo Miniatura, Kraków, s.7
  [2] Tamże, s. 19.
  [3] Tamże, s. 23.



sobota, 17 marca 2012

"Od nieba do Piekła. Od Piekła do Nieba"












Wczoraj miałam okazję zwiedzić wystawę "Od nieba do Piekła. Od Piekła do Nieba. Motyw Anioła i Diabła na scenie teatru polskiego drugiej połowy XX w." mieszczącą się w oddziale Muzeum Śląskiego -  Centrum Scenografii Polskiej w Katowicach.


Link do fachowego opisu wystawy tutaj.

Ja ze swojej strony mogę dodać, że jest ona naprawdę godna polecenia. Jeśli ktoś interesuje się teatrem, lubi podziwiać często rewelacyjne scenografie, to w miejscu tym odnajdzie się wspaniale.
Centrum organizuje lekcje edukacyjne dla uczniów każdego szczebla nauki - zarówno najmłodsi uczniowie podstawówek jak i licealiści znajdą tu coś dla siebie, bowiem wystawa dostosowana jest do odbiorców w różnym wieku. Centrum oferuje także zabawy umilające zwiedzanie, dzięki czemu nie ma czasu na nudę, która często towarzyszy tego typu wystawom.
Wystawa dostępna będzie jeszcze jedynie do 27 marca, dlatego warto się pospieszyć.




Osobom z Katowic i okolic serdecznie polecam i zapraszam!


Małgorzata Warda – Dziewczynka, która widziała zbyt wiele



Czy zastanawiałeś się kiedyś, Czytelniku, jak wiele zła byłbyś w stanie znieść? Ilu strasznych wydarzeń musiałbyś być świadkiem, by wreszcie na nie zareagować i spróbować mu się sprzeciwić?
A czy myślałeś jak wiele krzywd jest w stanie wytrzymać psychika małego dziecka? Jak na jego przyszłym życiu odciśnie się bycie świadkiem najgorszej przemocy, której doświadczała najbliższa mu osoba?


Dziewczynka, która widziała zbyt wiele opowiada historię dwójki rodzeństwa – Ani i Aarona.
Oboje są do siebie niezwykle przywiązani, bowiem od najwcześniejszych lat życia wiąże ich relacja szczególna – chłopak, jako straszy brat stał się obrońcą swojej siostry, która bardzo szybko się od niego uzależniła. Relacja zapoczątkowana we wczesnym dzieciństwie odcisnęła trwałe piętno na jej życiu.
Gdy matka rodzeństwa, Cecylia, wpada w depresję, dziećmi zaczyna się opiekować ciocia Gabi. Niestety, decyzja o umieszczeniu ich  w jej domu okazuje się być najgorszą decyzją życia.
Kobieta jest rozchwiana emocjonalnie, nie ma pojęcia o wychowaniu dzieci, a na dodatek przejawia skłonności do uległości i poddaństwa. Gabi jest narzeczoną Andrzeja, z którym mieszka na stałe. Mężczyzna okazuje się być brutalnym i agresywnym człowiekiem, który na każde drażniące sytuacje reaguje przemocą. Swoje frustracje wyładowuje na dzieciach, w których obronie nie staje nikt. Gabi przygląda się sytuacji, jednak nigdy nie jest w stanie stanąć w obronie dwójki rodzeństwa. Milczeniem przyzwala na to, by jej narzeczony bił je i upokarzał.
Na skutek swojej sytuacji rodzinnej dzieci mają problemy w szkole. Są wycofane, nie potrafią zawierać znajomości. Ania staje się klasowym pośmiewiskiem, Aaron natomiast budzi ciche zainteresowanie kolegów i koleżanek, jednak mimo to z nikim nie potrafi wejść w relację.

Rodzeństwo przeszło wiele, a Aaron cierpiał podwójnie, z racji, ze zawsze stawał w obronie swojej młodszej siostry. Oboje byli wyczerpani zarówno fizycznie, jak i psychicznie, stanęli na skraju załamania nerwowego i wydawać by się mogło, że już nic nie będzie im w stanie pomóc.
W obliczu tej sytuacji, Ania decyduje się na śmiały krok. Postanawia rozprawić się z oprawcą i zwrócić na siebie uwagę otoczenia. By to osiągnąć decyduje się na złożenie zeznań, które wstrząsną całym środowiskiem rodzinnym i szkolnym.
Ania wyzna coś, czego nikt nie mógłby się spodziewać. Zgodnie z oczekiwaniami jednak, na rodzeństwo skierują się wówczas spojrzenia wszystkich, a oni będą mogli wyznać prawdę i uwolnić się od traumatycznej przeszłości.


Powieść Małgorzaty Wardy jest powieścią głęboko poruszającą. Wstrząsające opisy budzą morze emocji. Oburzenie przeplata się w niej z niedowierzaniem; zaskoczenie z brakiem akceptacji i buntem.
Temat przemocy domowej nie jest w literaturze niczym nowym, jednak wciąż skutecznie porusza. Problem przemocy seksualnej i związanej z nią traumą jest wciąż aktualny i nośny.
Warda pozwoliła sobie na tak przekonujące opisy, że jej książka uciekła od banału szokując i oburzając.
Jej książka, choć porusza tematykę bolesną, rodzi wiele współczucia. Bulwersuje obrazem społecznego przyzwolenia na agresję, sprawiając jednocześnie, że czytelnik ma przemożną chęć uczynienia czegoś w kierunku zmiany tej sytuacji.
W powieści tej brakuje szczegółowych opisów brutalnych scen, jednak właśnie te niedopowiedzenia i niedookreślenia pozostawiają pole wyobraźni. To dzięki nim książka tak wstrząsa i uderza. To one stanowią o jej największej wartości.

Sposób prowadzenia narracji pozwala na pełniejsze poznanie uczuć bohaterów. Pomysłem na książkę są liczne retrospekcje. Linearność została tutaj całkowicie zaburzona, na próżno szukać więc jakiejkolwiek chronologii.

Wszystko to łącznie składa się na powieść bardzo dobrą. Poruszającą, zmuszającą do refleksji, pozwalającą docenić własne szczęście i tragedię innych. To powieść o heroicznej próbie walki z traumatyczną przeszłością i przykład na to, że z każdej sytuacji można, nawet mimo braku wsparcia najbliższych, wyjść, po to, by na nowo spróbować poukładać własne życie. Historia, która po raz kolejny kieruje nasze spojrzenie na domową przemoc, fizyczne i psychiczne znęcanie się, molestowania seksualne i szereg innych dramatów, które rozgrywają się pod naszym nosem. Wystarczy chcieć widzieć i chcieć pomóc.
Niewiele, a jednak dzięki temu możemy uratować czyjeś życie


czwartek, 15 marca 2012

Szósty – Agnieszka Lingas-Łoniewska



W szóstym dniu Bóg stworzył człowieka - mężczyznę i kobietę. W szóstym dniu... odbiorę ci życie, bo ja jestem twoim bogiem...


Co dzieje się, gdy czytelnik trzyma w ręku książkę będącą wybuchowym połączeniem romansu i kryminału? Tylko jedno – nie sposób jej wypuścić, nie sposób ująć słowa emocji towarzyszących lekturze.

Tytułowy Szósty, to seryjny morderca grasujący na Górnym Śląsku, którego ofiarami padają młode blondynki o zielonych oczach. Wszystkie są przez niego przetrzymywane i poddawane torturom fizycznym i psychicznym, po to by nim minie szósty dzień stać się już tylko wspomnieniem, mającymi uwolnić zabójcę od traumy przeszłości.


Sprawą zajmuje się Śląska Grupa Śledcza, sekcja ciesząca się renomą i poważaniem, która nie raz doprowadzała do szczęśliwego finału pozornie nierozwiązywalne śledztwa. Jej głównodowodzącym jest Marcin Langer. Tym razem dochodzenie wydaje się być na tyle trudne, że sekcja podejmuje decyzję o przydzieleniu do sprawy najlepszego profilera – okazuję się nim być piękna Alicja Szymczak, kobieta, na którą zupełnie nieświadomie czekał Marcin.

Losy dwójki bohaterów nie splotły się bowiem dopiero w Śląskiej Grupie Śledczej. Przed sześcioma laty spotkali się oni w dramatycznych okolicznościach – w przestrzeni szpitalnej.
Ona czuwała przy łóżku swojego ciężko rannego, świeżo poślubionego męża; on leżał w powypadkowej śpiączce. Wtedy też za sprawą onirycznych wizji oraz metafizycznych przeżyć na zawsze splotły się ich losy.

Gdy spotykają się ponownie, nie wiedzą jeszcze jak bliscy sobie są i jak długo wzajemnie się poszukiwali. Ich współpraca zawodowa bardzo szybko przeradza się w namiętny romans, a ten z kolei w prawdziwe uczucie.


Tytułowa szóstka ma tutaj znaczenie fundamentalne. Spotkanie bohaterów po sześciu latach, sześć ofiar, szósty dzień, w  którym morderca dopełniał ofiary. Warto więc przyjrzeć się kulturowemu znaczeniu przypisywanemu tej cyfrze. Od dawien dawna szóstka ma kilka funkcji: jest symbolem doskonałości, ale także walki dobra ze złem. W Apokalipsie cyfrze tej przypisywane jest znaczenie jednoznacznie negatywne – oznacza ona grzech. Jaką wymowę ma ona w tej powieści? Wydawać by się mogło (i z pewnością nie będzie to wrażenie mylne), że u Lingas-Łoniewskiej znaczenia te się nachodzą i wzajemnie uzupełniają. Szósta ofiara ma być najdoskonalsza, ma być rozliczeniem ze złem, a drogą do niego prowadzącą staje się grzech – morderstwo. W ten sposób cyfra ta całkowicie realizuje swoje kulturowe znaczenie i osiąga swoją pełnię.

Choć książka ta jest gatunkowo synkretyczna, tak naprawdę na pierwszy plan wysuwa się wątek romansowy, dla którego zagadka kryminalna staje się jedynie tłem.
Sprawa śledztwa jest przez autorkę niezwykle przemyślana, zaskakuje swoją nieprzewidywalnością i napięciem trzymającym do ostatniej stronicy.
Nim przerzuciłam setną stronę miałam w swojej głowie wizerunek mordercy, byłam niemalże w 100% pewna, że rozgryzłam zagadkę i tylko czekałam na jej rozwiązanie na kartach powieści. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że dałam się całkowicie nabić w butelkę! Ja, kryminalny wyjadacz, pomyliłam się w swoich podejrzeniach o milimetry!
W tym momencie kłaniam się autorce, która tak niezwykle mnie zaskoczyła. Doskonale poprowadzony wątek, rewelacyjnie zarysowane postaci – wszystko to czyni lekturę niezapomnianą.

Książkę tę można czytać na wielu poziomach. Polecam co najmniej dwukrotne prześledzenie tej historii: pierwszy raz ze zwróceniem szczególnej uwagi na cechy gatunkowe kryminału, drugi raz, spojrzenie na Szóstego jako na romantyczną historię miłosną.
Mojej pierwszej lekturze towarzyszyło wejrzenie drugie. Co tam morderca! Co tam ofiary! Najważniejsze było uczucie łączące Marcina i Alicję, ich stykające się spojrzenia, wyraźnie wyczuwalne napięcie i dialog prowadzony w ich głowach. Ich historia pochłonęła mnie całkowicie, łapałam się nawet na tym, że przeskakiwałam wzorkiem momenty nie dotyczące bezpośrednio tej dwójki, po to, by jak najszybciej dowiedzieć się co dalej. Później wracałam do ominiętych fragmentów i ponownie czytałam co u "moich" Ali i Marcina.

Z tego też powodu za mocniejszą stronę książki uważam właśnie wątek miłosny oraz doskonałe zarysowanie portretów psychologicznych postaci. W sprawie kryminalnej, dość typowej, a mimo to zaskakującej zdecydowanie najbardziej interesujące jest wejście w umysł mordercy, poznanie przyczyn jego zachowania oraz próba przeniknięcia jego świadomości.

Książka ta jest pełna sprzeczności – brutalność opisów molestowania mordercy przeplata się z niezwykle sugestywnymi i pikantnymi opisami scen łóżkowych głównych bohaterów; racjonalizm zderza się z metafizycznymi wizjami, przeczuciami i marzeniami; zło ustępuje miejsca dobru. Lingas-Łoniewska jest mistrzynią w obrazowaniu zarówno najbardziej brutalnych scen, jak i tych delikatnych, subtelnych momentów, w których górę biorą uczucia. Z każdą stroną chce się czytać więcej i więcej.

Zakończenie – takie jak lubię. Otwarte. Czekające na kontynuację.
Podobnie jak ja.

Pani Agnieszko, chapeau bas!

___________
A tak mniej formalnie – najlepszą recenzją tej książki niech będzie fakt, że czytając ją w autobusie zostałam tak pochłonięta, że o mały włos przegapiłabym swój przystanek. Byłam obrażona na mój środek lokomocji za to, że tak szybko dojechał do celu.
Czy może istnieć lepsza rekomendacja czy dowód na „wciągliwość” tej pozycji?:)

PS Wszystkie książki Pani Agnieszki od miesięcy stoją na moich półkach. Z wypiekami na twarzy zjawiam się na każdym katowickim spotkaniu autorskim, kupuję kolejne powieści, lecz nigdy nie zaczęłam ich czytać. W moich zbiorach brakowało jedynie Szóstego. Teraz wiem, że to na niego czekałam. Od niego zaczynam tę, mam nadzieję, fascynującą przygodę z powieściami autorki.



Baza recenzji Syndykatu ZwB



środa, 14 marca 2012

Recital Michała Bajora. "Od Piaf do Garou"



Trochę czasu już minęło, jednak wydarzenie, o którym wspomnę zdecydowanie warte jest opisania i chwili uwagi, dlatego nie waham się robić tego, mimo kilkudniowego poślizgu.
10 marca miałam przyjemność wsłuchiwać się w fenomenalny recital Michała Bajora „Od Piaf do Garou”.
Od dobrych kilku miesięcy próbowałam się na niego załapać, za każdym razem jednak bilety rozchodziły się tak szybko, że rezerwacja była niemożliwa. Cena również każdorazowo zwalała z nóg - tym bardziej, że nie chciałam iść sama, lecz z całą rodziną. Tym razem było inaczej i... udało się. Co więcej, byłam jedną z pierwszych osób rezerwujących miejsca, toteż były one idealne.

fot. Dawid Siekiera

Artysta po raz kolejny zagościł w Miejskim Centrum Kultury mojego miasta, tym razem promując swoją najnowszą płytę, na którą składają się piosenki francuskie w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego.
Michał Bajor jest osobistością, którą niezwykle cenię. Lekkości z jaką zachowuje się na scenie pozazdrościć mogłoby mu wielu. Co jeszcze w nim urzeka, to niesłychany dystans do sławy oraz otwartość na publiczność.
Wielu twórców uzurpuje sobie dziś prawo do dawania autografów jedynie na swoich płytach – on nie zważając na tworzącą się powoli tradycję podpisuje się wszędzie, dzięki czemu zaskarbia sobie sympatię wielu odbiorców, a także – nowych nabywców swoich płyt, którzy całkowicie rozbrojeni jego deklaracjami, bez zająknięcia są w stanie wydać ostatnie pieniądze na kolejną płytę.
Głosu Michała Bajora słuchać mogłabym non stop. Któż nie zna utworów „Taka miłość w sam raz” czy „Quo vadis Domine?”. Wybrałam te dwa przykłady, bo to one doskonale pokazują różnorodność dorobku artystycznego Bajora.
Dziś jednak, przychodzi mi pisać o utworach zgoła innych. Utworach klasycznych i niesłychanie klimatycznych – w muzyce bowiem chyba nic nie zachwyca mnie bardziej niż charakterystyczne francuskie motywy.
I w tym recitalu, odnalazłam to, czego oczekiwałam. Płyta „Od Piaf do Garou”, z której gros utworów została wykonana na rudzkiej scenie, to kolekcja dwudziestu pięciu piosenek z repertuaru ulubionych przez artystę piosenkarzy francuskich: Piaf, Aznavoura, Becauda, Dassina, Treneta, Garou, Brassensa.
To prawdziwa uczta dla miłośników tego typu muzyki, jak i dla ludzi otwartych na doznania estetyczne. Jeśli tylko będziecie mieli okazję – wybierzcie się na ten recital. Nie pożałujecie wydanych pieniędzy.

Zostawiam Was z kilkoma utworami:
Moim ulubionym z najnowszej płyty: „Życiem na różowo” oraz z dwoma wspomnianymi wyżej.
A Wy? Lubicie Michała Bajora? Słuchacie muzyki francuskiej?

Oficjalna strona: http://www.michalbajor.pl/

___________________
Zdjęcie dzięki uprzejmości znajomego, którego prace znajdziecie TUTAJ. Dziękuję!

wtorek, 13 marca 2012

Mój tydzień z Marilyn – Colin Clark




Tworzenie wizerunku Ikony okupione jest cierpieniem wielu.
Walka w pogoni za sławą często sprawia, że człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się marionetką. Zabawką w rękach ludzi, którzy oczekują określonego zachowania, ścisłego przestrzegania reguł, grania wedle wymogów i całkowitej rezygnacji z prywatności.
Utracona wolność staje się największym kosztem popularności.
Nie inaczej rzecz miała się z jedną z największych światowych Ikon wszech czasów – Marilyn Monroe. Choć dziś postać ta jest wielu ludziom, zwłaszcza młodszemu pokoleniu, znana jedynie z powodu mienienia jej symbolem seksu oraz masowo dostępnym i powielanym wizerunkom, tak naprawdę gwiazda Księcia i aktoreczki była kimś znacznie więcej.


O jej wartości i kruchości jako człowieka miał okazję przekonać się Colin Clark, który ten krótki epizod ze swojego życia postanowił opisać w książce-wspomnieniu Mój tydzień z Marilyn.

Rok 1957. Właśnie trwa nagrywanie ujęć do filmu Książę i aktoreczka, w którym jedną z tytułowych ról gra nasza legenda kina. Aktorka jest w trakcie miesiąca miodowego spędzanego ze swoim kolejnym mężem – Arthurem Millerem. Choć ludziom z zewnątrz wydawać by się mogło, że małżeństwo to było sielankowe, prawdę znali jedynie najbliżsi współpracownicy gwiazdy, którzy co rusz byli świadkami kłótni młodych małżonków. Jednym z nich, zupełnie przypadkiem stał się Colin – młodziutki chłopak, pełniący funkcję trzeciego asystenta reżysera. Nocą natknął się na skuloną w kącie Marilyn, która w niczym nie przypominała gwiazdy światowego formatu znanej z kina. Aktorka wezwała go do siebie następnego dnia, sądząc, że jest jednym ze szpiegów wysłanych po to, by śledzić każdy jej ruch. Gdy przekonuje się, że w dorastającym mężczyźnie odnaleźć może pokrewną duszę, każdego dnia aranżuje niby przypadkowe spotkania, które kończą się długimi rozmowami.



Marilyn jest zaskoczona tym, że choć wyraźnie pociąga Colina, nie jest on nastawiony na przelotny romans z gwiazdą. Choć ekipa filmowa ma jasno wyrobione zdanie na temat ich potajemnych spotkań pod nieobecność męża Marilyn, ich relacja tak naprawdę opiera się na czystej i szczerej przyjaźni.


Sława spowija ją jak płaszcz, który zarówno chroni, jak przyciąga. Jej aura jest niewiarygodnie silna – wystarczająco    silna, by trwać nadal po rozcieńczeniu przez tysiące ekranów kinowych na całym świecie. Na żywo ten stopień  naturalnego    gwiazdorstwa jest niemal nie do udźwignięcia. [1]

Colin robi coś, czego nie zrobił dotąd chyba nikt - odkrywa w Marilyn człowieka, daje jej szansę na chwile szczęścia spędzone z dala od reflektorów i błysku fleszy. Zauważa w niej niezwykle osamotnioną istotę, która za wszelką cenę pragnie akceptacji siebie, taką jaką naprawdę jest, a nie swojego wizerunku wykreowanego na potrzeby kolejnych produkcji filmowych. Marilyn bardzo silnie pragnie być dostrzegana, słuchana. Jej największą obawą jest porzucenie, przed którym wzbrania się na wszelkie sposoby.
Colin widzi w niej nie rozhisteryzowaną gwiazdę, lecz kobietę, która bardzo silnie pragnie opieki i poczucia stabilizacji. To już nie bogini, o której słyszał cały świat, lecz przenikliwie smutna osoba z nawracającą depresją. Co gorsza – gdy wydawać by się mogło, że w filmie aktorka może być kim tylko zapragnie, a co za tym idzie, oderwać się od konwenansów i oczekiwań innych, dla Marylin opcja ta jest wyłączona. Widzowie nie oczekują kolejnego wspaniałego aktorskiego wcielenia. Ich żądania są jasne – na ekranach pojawić ma się Marylin Monroe – bogini seksu. Ani więcej, ani mniej. Ogromna presja, której poddawana jest aktorka sprawia, że nie jest ona w stanie poradzić sobie z własnym życiem.

Wspomnienia Colina Clarka, to opowieść nie o upadku gwiazdy, lecz o upadku człowieka, o nieuchronnej drodze ku przepaści i samozagładzie. To niewyobrażalnie smutna historia kogoś, o kim usłyszał cały świat. Pozbawiona subtelności, szczera i prawdziwie poruszająca narracja. To zaledwie opis kilku dni, podczas których Marilyn jawi się jako stłamszona osobistość, przygnieciona ciężarem sławy i oczekiwań współpracowników. Za sprawą spotkania z Clarkiem otrzymała od losu niepowtarzalną szansę na chwilę zabawy, odpoczynku i nabrania dystansu. Z tej perspektywy Mój tydzień z Marilyn to także studium psychiki celebrytki, której nie trzeba było wiele, by doświadczyć szczęścia, a która mimo wszystko od nikogo nie dostała nawet tego minimum potrzebnego jej, by żyć. Smutne, a co gorsza – prawdziwe.

Na podstawie książki powstał film w reżyserii Simona Curtisa pod tym samym tytułem.

_____________________________
[1]Colin Clark, Mój tydzień z Marilyn, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 19.



poniedziałek, 12 marca 2012

Zabójcy bażantów - Jussi Adler-Olsen

Jussi Adler-Olsen przebojem wdarł się na polski rynek czytelniczy za sprawą książki Kobieta w klatce[recenzja]. Książki, która od pierwszej do ostatniej stronicy trzymała w nieustającym napięciu, która mimo ogromu zawartej w niej brutalności nie pozwalała oderwać się od siebie ani na chwilę. Inaczej sprawa ma się z najnowszym wydanym w Polsce thrillerze – Zabójcy bażantów. Mimo początkowego, mylnego jak się okazało, wrażenia, że książka ta okaże się kolejnym strzałem w dziesiątkę, lekturze szybko zaczęło towarzyszyć poczucie zmęczenia, narastającej senności i rosnącej niecierpliwości. Całość wydała mi się nieudolna i pełna dłużyzn. Monotonia książki sprawiała, że z coraz mniejszą ciekawością brnęłam dalej. Nie tego spodziewałam się po autorze tak rewelacyjnej pozycji jak Kobieta w klatce. Nie tego oczekiwałam po powieści, która choć ocieka brutalnością, choć jest prozą prawdziwie męską, okrucieństwem wypełnioną po brzegi, to jednak potrafi zabić swoją przewidywalnością.
Przykro dodać, że choć pomysł wydawał się oryginalny, to jego realizacja okazała się być całkowitym poddaniem konwencji, bez minimalnej próby zaskoczenia czytelnika. Tym sposobem ponad 400 stron, wobec których moje oczekiwania były ogromne, okazało się być prawdziwą próbą czytelniczego samozaparcia.


Zabójcy bażantów, to pseudonim nadany grupie młodych ludzi pochodzących z bogatych i znaczących rodzin, którzy w wolnych chwilach trudnili się polowaniami.
Jak się szybko okazało, polowaniami nie tylko na zwierzynę, lecz – przede wszystkim – ludzi.
Obława na wystraszone ofiary sprawiała im prawdziwą przyjemność, nie tylko psychiczną, ale także fizyczną. Przemoc, którą zadawali budziła w nich skrywane na co dzień emocje i wielkie okrucieństwo.
Pewnego dnia grupka zostaje zamieszana w sprawę brutalnego morderstwa. Jeden z jej przedstawicieli bierze na siebie całą winę i odsiaduje wyrok. Sprawa wydawać by się mogła zakończoną, jednak po dwudziestu latach na biurko szefa Departamentu Q, Carla Mørcka, w tajemniczych okolicznościach, ponownie dostają się akta feralnego wydarzenia.

Sprawa, choć pozornie wyjaśniona, okazuje się nadal niesłychanie frapująca. Wiele wątków niewyjaśnionych, moc tropów nie zbadana. Przy pomocy swojego asystenta Assada oraz nowej pracownicy, Rose, detektyw postanawia odnowić śledztwo, nieświadomy, że bierze sobie na barki cały świat najbogatszych i najbardziej wpływowych dziś ludzi. Jego dochodzeniu wielokrotnie przeszkadzać będą sami zainteresowani, jak i wyznaczeni przez nich ludzi. Śledztwo okaże się prowadzić do historii zawieszonej kary i nieodpokutowanej winy, niosąc ze sobą niebezpieczeństwo, jakiego nikt by się nie spodziewał.

Czego autorowi nie można odmówić, to niebagatelny talent do tworzenia niesłychanie sugestywnych, brutalnych opisów, silnie oddziałujących na wyobraźnię, napisanych tak dobrze, że czasami obrzydzenie brało górę nad próbą dalszej lektury. W tym tak silnie skonwencjonalizowanym i przewidywalnym gatunku, zdolność ta wciąż stanowi o klasie autora i jego pisarskim kunszcie.
A jednak w ostatecznym rozrachunku to nie wystarcza. Czytelnika thrillerów trudno zaskoczyć. Stały odbiorca gatunku, choć często podświadomie oczekuje na konkretny, łatwy do przewidzenia rozwój akcji i stałe motywy, to tak naprawdę wciąż jest żądny nowości. Pragnie nagięcia konwencji na rzecz zaskakujących rozwiązań. I tego, niestety, zabrakło.

Nie polecam ani nie odradzam. Osobom, które zakosztowały w poprzedniej części cyklu, doradzam kontynuację lektury o oczekiwanie na kolejne tomy. Mam nadzieję, że będą stały na wyższym poziomie i będą w stanie sprostać oczekiwaniom. Poprzeczkę ustanowił sobie sam autor, nie sposób więc mieć innych wymogów.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

Historia Santiago Corteza – Radosław Lemański



Mając w ręku tę miniaturę literacką spodziewałam się wszystkiego, oprócz tego, co czekało na mnie wewnątrz.
Radosław Lemański, to jeden z nielicznych polskich autorów, którym ufam na tyle, że po jego książki sięgam bez uprzedniego zaglądania do opisu – dzięki temu zawsze czeka mnie zaskoczenie i – jak dotąd – nigdy nie było ono połączone z rozczarowaniem.

Okładka Historii Santiago Corteza nie wiedzieć czemu na pierwszy rzut oka przywiodła mi na myśl ryciny powstałe podczas nowożytnych odkryć geograficznych. Mimo, że po dokładniejszym przyjrzeniu się, obraz ten całkowicie się zamazuje, pierwsze wrażenie pozostało. Z taką też myślą rozpoczęłam lekturę, wciąż nie spodziewając się jak mocno się zdziwię i jak brutalnie zostanę przywrócona do pionu.


Santiago Cortez, to człowiek w swoim mniemaniu spełniony, posiadający wszystko czego mogłaby pragnąć ludzka istota. W rzeczywistości jednak właśnie stanął na rozstaju dróg, gdzie przyjdzie mu dokonać niejednego trudnego wyboru

Do tego momentu Cortez był pisarzem, cieszącym się uznaniem zarówno czytelników jak i krytyków; posiadającym spory majątek i wierzącym, że to co robi, to jego prawdziwe powołanie.

Wielką zmianę w jego życiu zwiastowały pięćdziesiąte urodziny, podczas których zaczął zastanawiać się nad sobą i sposobem w jaki spędził dane mu lata. Refleksja ta przyniosła mu świadomość ciągłego życia w kłamstwie, otaczania się „przyjaciółmi”, którzy go nie znali. Cortez nieustannie poszukiwał Prawdy; powoływał się na literaturę, filozofię, jednak nie opuszczało go poczucie stałego utrzymywania się na powierzchni i niemożność dotarcia do głębi, której tak pragnął. Niezmienne poczucie utraty Najważniejszego towarzyszyło mu przez całe jego życie, a pragnienie napisania prawdziwego Dzieła, w którym objawiłby Prawdę stało się jego obsesją, a także i nieuchronnie celem życia.
Dla wielu najtrudniejszym momentem zmiany jest podjęcie ostatecznej decyzji. Santiago nie miał z tym większego problemu. Postanowił zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, po to by na półmetku swojego ziemskiego bytowania odnaleźć Prawdę. Drogą do poznania stało się dla niego podróżowanie. Podróżowanie dosłowne i metaforyczne. Jego wędrówka miała znamiona fizycznego przemieszczania się, lecz również duchowego migrowania w odległe tereny wspomnień głęboko zakopanych.
W swojej wędrówce dotarł i do Auschwitz – etapu, w którym został postawiony przed najbardziej dramatycznym wyborem w życiu.

Dramat Lemańskiego, to niezwykle chwytająca za serce miniatura literacka. Jest głęboko poruszającą dawką Prawdy, historii człowieka, który wzrusza, jednocześnie przy tym zasmucając jak i radując. W książce tej stykają się różne opozycyjne pojęcia: prawda-kłamstwo, smutek-radość, ciepło-przenikający chłód, dobro-bestialstwo, spełnienie-frustracja.

Dramat głównego bohatera, który został wrzucony w przejmującą rzeczywistość obozowego życia ukazuje czytelnikowi jego bestialstwo, brutalność, brak miłosierdzia i nieopisane okrucieństwo. W takich okolicznościach bohater musiał podjąć decyzję, która albo uratuje jego ukochaną, albo ją zgubi. Wybór nie był jednak prosty, bowiem prawdopodobne przeżycie wiązało się również z całkowitą utratą.
Ksiązka Lemańskiego, to piękna historia o próbie ocalenia człowieczeństwa i dania świadectwa Prawdzie. To rewelacyjne świadectwo człowieka doświadczonego przez życie, a mimo to próbującego żyć dalej. Ta pozycja to niezwykle intensywne przeżycie, przepełnione emocjami, trudnymi wyborami, wielkim bólem i cierpieniem, a jednocześnie nieustającą nadzieją.

Podobnie jak większość książek dotykających przeżyć obozowych, także i ta staje się pretekstem do snucia refleksji nad godnością, miłosierdziem, poświęceniem, ubranymi w jedno słowo – człowieczeństwo. Jest także próbą opisania życia poobozowego, naznaczonego wielką traumą. To pean na cześć miłości i pochwała dążenia do Prawdy.


Gorąco polecam, to przepiękna książka, której lektura choć nie zajmie Wam wiele czasu, naznaczy Was na zawsze. Nie sposób ubrać w słowa jej wartości.


niedziela, 11 marca 2012

Kuchnia – laboratorium zdrowia i urody – Urszula Lemańska


Wielkimi krokami zbliża się wiosna, a wraz z nią nieubłagane zrzucenie grubych swetrów i  puchowych kurtek. W takiej chwili większość z nas zaczyna się gorączkowo zastanawiać jak pozbyć się zbędnego tłuszczyku zgromadzonego podczas zimowych wieczorów. Tym bardziej, że na horyzoncie coraz wyraźniej malują się wakacje i perspektywa ubierania krótkich spódniczek i bikini.

Urszula Lemańska z myślą o swoich czytelniczkach, postanowiła podzielić się tajemnicą młodości i zgrabnej sylwetki.
W swojej książce Kuchnia - laboratorium zdrowia i urody przekazuje wartościowe informacje na temat tego, jak zachować równowagę organizmu oraz zawsze być w dobrej kondycji – i duchowej, i fizycznej, i psychicznej. W momencie silnie oddziałującego na wielu ludzi przesilenia wiosennego lekcje te są niesłychanie przydatne.
Autorka udziela odpowiedzi na wiele pytań o źródło pięknego wyglądu.

Kuchnia, staje się tutaj nie tylko miejscem codziennego przygotowywania posiłków, lecz prawdziwym tytułowym laboratorium zdrowia i urody. Każdego dnia tworzymy w niej codzienne posiłki, które stają się prawdziwymi eliksirami. I jak to z magią bywa – mogą one być albo dobre, albo złe. Mogą być źródłem wielu witamin i składników pozytywnie wpływających na organizm, ale także źródłem czynników szkodliwych, których jedynym zadaniem jest wzbogacanie naszego ciała o dodatkowe kilogramy.

Choć przeciętny człowiek kilkakrotnie w ciągu roku podejmuje decyzję o diecie, mało kto wie jak się prawidłowo do niej zabrać. Dzięki tej książce, nawet najbardziej oporni czytelnicy będą w stanie przyswoić sobie podstawowe informacje o zdrowym odżywianiu. Dzięki zbilansowanej diecie, na zawsze będziemy mogli porzucić myślenie o kaloriach. Zmieni się nasz wygląd, sylwetka, ale przede wszystkim – myślenie i samopoczucie.
To co w swoje ciało włożymy, będzie z niego promieniowało. Dlatego tak ważne jest, by unikać chemicznie przetworzonych produktów, a żywić się przede wszystkim tym, co naturalne. Oprócz przepisów na zdrowe posiłki, czytelnik znajdzie tutaj również pomysły na maseczki oraz informacje z serii „czy wiesz, że…”. By osiągnąć pełnię sukcesu, o ciało należy dbać bowiem zarówno od wewnątrz jak i od zewnątrz.


Jeśli marzysz o tym, by już nigdy nie musieć martwić się o wagę – ta książka jest dla Ciebie.
Dzięki niej, bez konieczności katowania się kuracjami odchudzającymi, dopasujesz do siebie zbilansowaną dietę, która pomoże Ci utrzymać linię, a także stawić czoło wielu życiowym sytuacjom.
Nie czekaj na lato! Zadbaj o siebie już dziś.



sobota, 10 marca 2012

To nie jest książka – autor anonimowy



Co rozbudza największą ciekawość?
Zakaz.

Gdy tylko coś zostanie nam wzbronione, odradzone, ale przy tym wcale nie uzasadnione, to jedyne czego w danym momencie pragniemy, to zerwanie owocu z drzewa zakazanego i poznanie tajemnicy rzeczy nieosiągalnej, bo zabronionej.
Podobnie rzecz ma się z tworem o wdzięcznej nazwie To nie jest książka.
Czytelnika zainteresować coraz trudniej. Lista wyczerpanych tytułów jest niesłychanie długa, lista powielanych – jeszcze obfitsza. Jak więc stworzyć nazwę, która wciąż miałaby niesłychaną siłę rażenia, która samym swoim byciem, zachęciłaby rzesze odbiorców do sięgnięcia właśnie po nią, a nie tysiące innych pozycji zalegających na półkach?

Gdy tylko ujrzałam tytuł To nie jest książki, z miejsca musiałam ją zdobyć. I nie ważne było dla mnie to, jaką tematykę będzie poruszała ta publikacja. Nie liczył się opis, recenzje, okładka, wydawnictwo, wydanie – nic na co zazwyczaj zwracam uwagę. Najważniejsze było rozwikłanie zagadki – czym jest, jeśli nie książką. Co skrywa w swoim wnętrzu i dlaczego wydaje się to nieosiągalne.

Anonimowy autor swoją pomysłowością urzekł nie tylko mnie. Do tej pory posiadł wielu czytelników, którzy zachęceni niespotykanym tytułem, nie wahali się, by dać tej pozycji szansę. I z czystym sumieniem mogę zawyrokować, że w większości z całą pewnością się nie zawiedli.
To nie jest książka jest wszystkim tym, czego szukacie w literaturze. Posiada swoją własną tajemnicę, akcję rozwijającą się w kierunku nie do przewidzenia, niezwykle barwnych bohaterów, szereg atrakcyjnych aluzji literackich, jest doskonała pod względem merytorycznym, a przy tym stanowi kuriozum. Pozycja ta rozpala wyobraźnię, wciągając jednocześnie czytelnika w korowód niezwykłych postaci i wydarzeń, stanowi prawdziwą literacką ucztę.

Mimo pozornie mylącego tytułu, To nie jest książka jak najbardziej książką jest. Z małym zastrzeżeniem – nie jest TYLKO książką. Skrywa w sobie znacznie więcej niż jedną tajemnicę.
Bohaterami tej niezwykłej historii są Miłosz i Wieśka. Jak widać autor nie próżnuje – aluzje rozpoczyna już nadając swoim bohaterom imiona niesłychanie podobne do polskich noblistów.
To tylko rozgrzewka przed prawdziwą rozgrywką w poszukiwaniu szeregu odniesień.
Dziewczyna i chłopak są właśnie w klasie maturalnej. Stanowią parę niezwykłych znajomych – on choruje na raka i nieuchronnie zbliża się ku śmierci, ona – zafascynowana jest nieśmiertelnością, której po części stała się także kolekcjonerką. Dziewczyna nie wie o cierpieniu swojego przyjaciela, bowiem ten nie chcąc szukać u innych współczucia, nie zdradza przyczyny swoich wielu nieobecności i pobytów w szpitalu nawet nauczycielom.
Jego życiu nieuchronnie towarzyszy jednak strach przed przedwczesnym odejściem, a w przyjaźni z Wieśką odnajduje poszukiwany spokój.
Pewnego dnia Wieśka przekazuje mu niezwykłą wiadomość – szukając kolejnych publikacji nt. nieśmiertelności odnalazła trop To nie jest książki, książki której od dawna poszukiwali. Zupełnie przypadkowo natknęła się w Internecie na wiadomość, która pozwalała zlokalizować jeden z jej egzemplarzy w pobliskiej bibliotece - bibliotece niebywałej, bo wcale nie państwowej.
Zdobycie go jednak okaże się nie tak proste jak mogłoby się wydawać. Każda napotkana osoba, będzie skutecznie komplikować historię To nie jest książki, po to, by młodzi bohaterowie nie mogli do niej dotrzeć. Pozycja ta może być bowiem pokazana jedynie nielicznym, gdyż prawdy w niej zawarte zmieniają życie jej czytelnika tak mocno, że już nigdy nie będzie w stanie wrócić do pierwotnego stanu, często zatracając resztki swojego człowieczeństwa w szaleństwie.

Książka ta to nie tylko historia odwiecznego poszukiwania lekarstwa na śmierć, lecz także niezwykła opowieść o przyjaźni, poświęceniu, samotności. Wydarzenia, które pozornie dzielą ludzi, w tej pozycji zaczynają ich łączyć – w obliczu zagrożenia wróg staje się przyjacielem, wyniosłość ustępuje miejsca współczuciu, a wiedza dostępna jest jedynie tym, którzy nie mają już drogi powrotnej.
To także paraboliczna opowieść o wyniszczającej sile człowieczej ciekawości oraz o tym, jak niewiele wiemy o życiu, a także o największym marzeniu rodzaju ludzkiego – posiadaniu świętej księgi odpowiadającej na wszelkie pytania. W dobie racjonalizmu i rozwoju nauki jej funkcję pełni dziś Wikipedia.
Nie o tej księdze jest jednak ta historia, choć nie da się ukryć, że to książka jest tutaj motywem przewodnim porywającym czytelnika. Autotematyzm na wielu poziomach, stanowi dla odbiorcy nie lada gratkę, podobnie jak niezliczona liczba aluzji literackich.  Wiele z nich pozostało dla mnie zakrytych, na chwilę obecną nieczytelnych. Odnajdywanie intertekstualności dostarcza krocie przyjemności, jednak wymaga sporej świadomości literackiej i dużego zaplecza wiedzy oraz znajomości tekstów kultury. To nie jest książka jest wbrew pozorom niesłychanie wymagającą i erudycyjną pozycją. A jednak, nawet dla odbiorcy niezaznajomionego z większością przywoływanych tekstów stanowić będzie doskonałą rozrywkę i niezapomnianą podroż po kartach literatury. Różnica będzie jedynie w recepcji, która stanowi tutaj klucz do sukcesu. Pozycja ta nie ma chyba odbiorcy idealnego, nastawiona jest na indywidualne przyjmowanie przedstawionych treści i samodzielne doszukiwanie się ukrytych znaczeń.
By jednak wskazać na wielość aluzji, wystarczy wymienić kilka tytułów pojawiających się na pierwszych kartach To nie jest książki, a są to: Biblia, Ulisses, Radość pisania Szymborskiej, Buntownik bez powodu, Imię Róży, Dowcip, Matrix, Harry Potter, Władca Pierścieni, historia życia Wojaczka, Gwiezdne Wojny, Mistrz i Małgorzata, mity greckie, dzieła Zdzisława Beksińskiego, publikacje Milana Kundery i wiele, wiele innych. Autor przywołuje je na wiele sposobów, czasem wprost, czasem przy użyciu cytatu, czasem przypominając fabułę filmu: niejednokrotnie są to jedynie urywki, słowa-klucze pozwalające się domyślić z czego czerpie twórca.
Biorąc pod uwagę mnogość podejmowanych przez autora tematów i wielość nawiązań do innych tekstów kultury, wydawać by się mogło, że książka ta jest opasłym tomiskiem. Nic bardziej mylnego! To przystępne, niespełna trzysta stronicowe wydanie, z którego każdy powinien zaczerpnąć.  Chapeau bas!




środa, 7 marca 2012

Zaproszenie do współpracy








Uwaga Pisarze!
Wydawnictwo "Drzewo Laurowe"
zaprasza was do współpracy przy tworzeniu nowej serii e-booków
o roboczym tytule „Jak...”,
Czekamy na Twoje niebanalne, krótkie, oryginalne dzieło w równie oryginalnej formie, które zachwyci, wzruszy, poruszy, rozbawi, a może i pomoże czytelnikowi przejść cało i z uśmiechem przez smutną rzeczywistość dnia codziennego, obwarowaną zakazami i nakazami, pełną norm i dziurawych wzorców...

Szczegóły na http://www.skryby.pl

UWAGA!
Wydawnictwo wydaje też opowiadania



***
Wiem, że wielu z Was próbuje swoich sił pisząc. Pokażcie na co Was stać - z wielką chęcią przeczytam Wasze prace w jednym z e-booków Drzewa Laurowego:) Zapraszajcie również swoich znajomych pisarzy, to dla nich niepowtarzalna szansa!

sobota, 3 marca 2012

ZAPOWIEDZI


Premiera: 24.02. 2012


Zaskakujący horror metafizyczny!


Punkt wyjścia to historia trzech mężczyzn, których losy zbiegły się w pewnej białej chacie – tajemniczym miejscu, gdzie nawet najcięższe choroby zmieniane są w literaturę. To mroczna opowieść o neurotycznym pisarzu Damianie, żyjącym na krawędzi Rafale i bezimiennym uzdrowicielu, który jest w stanie wyleczyć każdą dolegliwość z taką samą łatwością, z jaką zaraża ludzi strachem i odbiera im duszę.

Podejrzane kluby nocne, w których główną atrakcję stanowią tortury, ukryte w leśnych gęstwinach pradawne sekrety, szokująca terapia sztuką i słowa potrafiące zainfekować szaleństwem…

Dawid Kain ¬ -- powieściopisarz, poeta i eseista. Jest autorem powieści Prawy, lewy, złamany oraz współautorem antologii Piknik w piekle i Horrorarium. Publikuje też na łamach takich pism, jak „Fraza” i „Magazyn Fantastyczny”.


Korea Szerokopasmowa
Konrad Godlewski

„...Aby rozwikłać zagadkę tej dysproporcji, obejrzałem po raz kolejny słynną Defiladę Andrzeja Fidyka, nadal chętnie powtarzaną w polskiej telewizji i uważaną za perełkę dokumentalistyki. Film powstał wiosną 1988 roku, kiedy w Pjongjangu odbywała się wielka defilada z okazji 40-lecia założenia Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Widowisko pomyślane zostało jako komunistyczna odpowiedź na Igrzyska Olimpijskie na Południu... ...Przez 20 lat jedyny model rozwojowy, z jakiego chciała korzystać Polska, odnajdywano w Unii Europejskiej. Szukano go tam niewątpliwie słusznie, ale świat – szczególnie teraz, gdy już na dobre wkroczyliśmy w wiek XXI – nie kończy się na Starym Kontynencie, ani na Nowym Świecie. W chwili, gdy trzęsie się w posadach ład wypracowany po II wojnie światowej i po Jesieni Ludów, a do roli największej gospodarki świata aspirują Chiny, czas najwyższy odłożyć Defiladę na półkę i przestać epatować przeszłością. Czas przyjrzeć się uważniej blaskom i cieniom dalekowschodniej modernizacji. Czas wkroczyć w Koreę Szerokopasmową”.


Żyjąc marzeniami można wypięknieć, nabrać majestatu i wspaniałości”

Książka „O kurze, która opuściła podwórze” to opowieść o kurze, która realizuje swoje wielkie pragnienie.

Ipsak - bohaterka książki - kura mieszkająca w kurniku, której zadaniem było znoszenie podbieranych codziennie jaj, chce choć raz wysiedzieć jajo i zobaczyć narodziny pisklęcia. Wyglądając na zewnątrz z klatki umieszczonej w kurniku, marzy o tym, by żyć jak kura mieszkająca z kogutem na podwórzu i jak ona wychowywać tam pisklęta. Ale spełnienie tego marzenia nie jest możliwe. 

Pewnego dnia mocno osłabiona Ipsak zostaje wyrzucona z kurnika, jako bezużyteczna nienioska i wywieziona do dołu na martwe kury. Udaje się jej wydostać z wykopu i dzięki pomocy kaczora – samotnika należącego do gatunku kaczek krzyżówek - umknąć przed polującą na nią łasicą. Powraca na podwórze, jednak tylko po to, żeby je znowu za chwilę opuścić. Podwórzowa rodzina nie chce mieć z nią nic wspólnego.

Żyjąc na polu, Ipsak musi głodować, cierpieć samotność i wytrzymywać odrzucenie ze strony innych oraz ryzykować życie w obliczu zagrożenia łasicy. Wysiaduje nienależące do niej, kacze jajo, i wychowuje kacze pisklę, które dorasta i opuszcza ją, odlatując ze stadem dzikich kaczek. Ostatecznie, stara, wychudzona, pozbawiona piór Ipsak zostaje złapana i zjedzona przez śledzącą ją od bardzo dawna łasicę.

Tuż przed śmiercią Ipsak  mówi:

„Miałam jedno pragnienie. Wysiedzieć jajo i zobaczyć narodziny pisklęcia! Spełniło się. Żyłam intensywnie, ale bardzo szczęśliwie. To dzięki marzeniu dożyłam dzisiaj”.

„O kurze, która opuściła podwórze” nie jest po prostu historią ekscentrycznej kury wychowującej kacze pisklę. To książka pełna miłości i nadziei; opowieść o wolności i marzeniach, stawiająca pytania o to, kim jesteśmy, jaki jest cel naszego życia, wypełniona refleksjami. W książce mamy trzy rodzaje kur. Kury w kurniku, kury na podwórzu i Ipsak. Na świecie jest wiele stylów życia. Książka rodzi w czytelniku przemyślenia: Jak żyję? Jak chciałbym żyć? Jakie mam pragnienia? Czy mogę je spełniać? Czytelnik zaczyna myśleć o człowieku, co żyje jak kura w kurniku, o człowieku, co żyje jak kura na podwórzu, o człowieku, co żyje jak Ipsak…


Premiera książki 14 lutego.


czwartek, 1 marca 2012

Ręce – Ryszard Sawicki



Ryszard Sawicki, to wrocławianin, który przez prawie dwadzieścia lat mieszkał i pracował w Stanach Zjednoczonych.
Jest pisarzem, ale także tłumaczem, który od lat publikuje w zagranicznych pismach. Ponadto próbował swoich sił jako dziennikarz współpracując z polonijnymi gazetami w Ameryce.
Utwory Sawickiego zostały wydane również p angielsku w kilku niewielkich antologiach amerykańskich.

Jego tomik Ręce to zbiorek tematyczny, który przy wykorzystaniu metafory ręki na wiele różnych sposobów przedstawia najważniejsze relacje międzyludzkie.

W książeczce wyraźnie wydzielone zostały dwie części, nazwane Układami.

Układ I zawiera wiersze, których przedmiotem w przeważającej części są oddalenie, samotność. Autor podnosi kwestię niemożności sięgnięcia po szczęście, mentalnego marazmu, zniechęcenia i niezdolności do działania. Sawicki zauważa dręczące ludzi bolączki, do których należy przede wszystkim niechęć czy też nieumiejętność otwarcia się na drugiego.
Poeta bierze pod lupę relacje międzyludzkie, które coraz częściej zostają burzone; poddaje analizie związki, przyzwyczajenia, w które popadamy.
W piękny sposób ilustruje dobraną parę, której dwie splecione ręce przestają stanowić odrębne części ciała, lecz stają się jednością nie do rozdzielenia, a przede wszystkim nie do wydzielenia.

Im bardziej dłonie
do siebie zbliżone,
tym w nich obydwu
jest mniej samych siebie
a więcej tego
co jest jedną dłonią.[1]


Układ II, to w znacznej części wiersze, dotykające tematyki odrzucenia, niezdecydowania.
Ręce ilustrują w nich związki, są zaprezentowane jako „przewodniki miłości”
Część ta jest zdecydowanie krótsza od części pierwszej. Z czego to wynika nie sposób określić.


Tomik jest ubogacony fotografiami samego autora. Wszystkie utrzymane są w tonacji czarno-białej, są niewyraźne, ich granice zacierają się – podobnie jak w relacjach, które opisują utwory Sawickiego. Na każdym zdjęciu pojawia się jedna dłoń, czasem sama, czasem „towarzystwie”. Żadna z jej póz nie powtarza się, wszystkie są indywidualne i dobrze dopasowane do nastroju wierszy, w otoczeniu których się znajduje.
Fotografie te stanowią dobre uzupełnienie tomiku, uaktywniają wiele pól do interpretacji czy to w kontekście utworów, czy też jako samoistne miniatury artystyczne.

Jeśli zaś idzie o budowę wierszy – są to utwory białe, pozbawione rymów; zazwyczaj o stałej wersyfikacji. Nie są tekstami przegadanymi, w większości autor ogranicza się do kilkuwersowych form, w których kondensuje maksimum treści i uczuć.
Polecam.




[1] Ryszard Sawicki, Ręce, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2010, s.12.