Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Zysk i S-ka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Zysk i S-ka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 października 2017

Silmarillion. Wydanie ilustrowane - J. R. R. Tolkien


J.R.R. Tolkien był, jest i będzie dla mnie synonimem erudyty, człowieka z niekrępowaną wyobraźnią, której szlachetności dodał ogromny kunszt literacki i nieprawdopodobna wiedza. Te trzy elementy złączone w książkach mistrza fantastyki po dziś dzień zachwycają coraz to nowe rzesze fanów, zdolne docenić ponadczasowy talent i nieprawdopodobną zdolność do snucia wielopoziomowych opowieści.



Silmarillion jest tak naprawdę tym, od czego rzadko fani Tolkiena zaczynają wędrówkę przez Śródziemie, a od czego zaczynać powinni. Książka ta stanowi relację o Dawnych Dniach, a więc Pierwszej Erze Świata, o tym, co zdarzyło się na długo przed Władcą Pierścieni, przynależącego do końca Trzeciej Ery. Publikacja ta jest preludium do tego, co w kulturze masowej najbardziej rozpowszechnione. Nakreśla początki panowania Władcy Ciemności, Morgotha, władającego dużo wcześniej niż osławiony Sauron. Jest także świadectwem walk Elfów Wysokiego Rodu, mających na celu odzyskanie kamieni zwanych Silmarilami – tymi, które zawłaszczył Morgoth. Te jednak opowieści są jedynie wstępem do historii o wiele bogatszej i o wiele szerzej nakreślonej. Na kartach Silmarillionu poznamy bowiem nie tylko opowieść o kamieniach i ich losach, lecz także cztery pomniejsze historie Muzykę Ainurów (Ainulindalë) traktującą o powstaniu świata mocą muzyki, Historię Valarów (Valaquenta) – te dwie ściśle z Silmarillionem powiązane, jak i Upadek Númenoru (Akallabêth) oraz Pierścienie Władzy. Ostatnia z nich czytelnikowi znana będzie najbardziej, bo jest swoistym streszczeniem tego, co znamy z uniwersum Władcy Pierścieni.

Mimo że uznaję się za wielką miłośniczkę twórczości Tolkiena, muszę z pewnym żalem przyznać, że podobnie jak większość znanych mi osób, znajomość jego tekstów rozpoczęłam od Hobbita, do którego dziś sentyment mam wybitny. Jestem jednak zdania, że w życiu czytelnika nic nie dzieje się bez powodu i to, czego jako trzynastolatka prawdopodobnie bym nie zrozumiała i nie objęła kształtującym się dopiero umysłem, dziś doceniam w dwójnasób, widząc w Tolkienie nie tylko sprawnego powieściopisarza, ale przede wszystkim twórcę wysokiej próby, zdolnego kreować światy nie do podrobienia.

Jego pisarska wirtuozeria mnie zachwyca, wprawiając nierzadko w osłupienie. Częstokroć zastanawiam się, jak udało mu się napisać coś, co tak kapitalnie się łączy, zazębia i tłumaczy, jak stworzył uniwersum tak kompletne, że nawet najuważniejszy czytelnik początkowo bez linii rodów i map nie poradzi sobie z lekturą pełną. Mnogość dat, postaci, wydarzeń jest wręcz niepoliczalna, wszystkie jednak są spójne i wynikają jedne z drugiego. Silmarillion to kapitalne wprowadzenie do świata Śródziemia, doskonałe ukazanie początków tego, co w kolejnych tekstach zostaje uzupełnione. Język, którym posługuje się Tolkien jest tak bogaty i plastyczny, że odpowiednio nim nakierowana wyobraźnia czytelnika może wytworzyć w głowie takie obrazy, do których będzie się tęsknić.

Cudowne ilustracje Teda Nasmitha dodają całości dodatkowych walorów (choć nie brakuje mu ich wcale). Żałuję jedynie, że zostały one wydrukowane na zwykłym papierze, nie zaś na papierze kredowym, jak miało to miejsce w poprzednich edycjach. Nadawał on całości głębi, tutaj nieco utraconej. W żaden sposób nie wpływa to jednak na przyjemność lektury i wrażenie obcowania z literaturą najwyższej próby – ponadczasowej, uniwersalnej i tak głębokiej, że nie sposób przestać do niej wracać.

Ted Nasmith - źródło



Genialna, choć niełatwa w odbiorze, z pewnością nieprzeznaczona dla osób spragnionych lektury pospiesznej. 

Polecam gorąco.

***

wtorek, 26 lipca 2016

Harda - Elżbieta Cherezińska


Do książek Cherezińskiej dość długo dojrzewałam, po to, by teraz rozsmakować się w nich z wielką radością, przypominając sobie jednocześnie jak bardzo kocham polską historię.

Świętosława, siostra Bolesława Chrobrego, córka Mieszka I, w Szwecji znana jako Sigrida Storrada, w Dani zaś jako Gunhilda, w polskich podaniach imienia nie posiada. Historia zapamiętała ją jako Hardą – kobietę nieustępliwą, wojowniczą, mądrą, pretendującej do miana samodzielnej władczyni, nie zaś jedynie matki królów.

To właśnie ona, królowa Szwecji, Danii, Norwegii, matka króla Anglii, rozkochująca w sobie kolejnych zimnych i śmiałych mężczyzn sprawiła, że scena polityczna Skandynawii całkowicie się przeobraziła. Choć była to kobieta niespełniona w miłości, zapamiętana została jako mistrzyni strategii, barwna, dumna, niepokorna w działaniach. 

Opowieść snuta przez Cherezińską całkowicie mnie pochłonęła. Nie tylko ze względu na poruszanie przez nią oczywistych wątków historycznych, ale także przez wzgląd na wybór tematyki – Skandynawia i Polska to dwie szalenie interesujące dla mnie przestrzenie, a czytanie o tym, co je złączyło w jednej książce, napisanej tak sprawnie, że podczas lektury brakowało mi chwili na oddech, to doświadczenie niezapomniane. Początki państwa polskiego uzupełnione o konteksty relacji politycznych ze Skandynawią stają się podwójnie ciekawe. Silna postać Hardej dodawała zaś lekturze pikanterii i niesamowitego smaku. Choć autorka oddaje głos swojej bohaterce, nie unika przy tym opisywania losów złączonych z nią mężczyzn – najpierw Mieszka, później Bolesława, Olava, Svena, Eryka.

W powieści tej pogaństwo łączy się z początkami chrześcijaństwa, siła wikingów z siłą piastowską. Lektura całkowicie zmieniła moje wyobrażenie o rządach Mieszka, który nigdy dotąd nie wydawał mi się tak dobrym strategiem i nieugiętym władcą, za główny cel stawiający sobie wzmocnienie Polski na arenie międzynarodowej, bardziej niż synów ceniący córki, dające mu gwarancję korzystnych sojuszy.

Dwie pochodzące z małżeństwa z czasów sprzed przyjęcia chrztu – Astrydę i Geirę – wydaje kolejno za jarla Jomsborga (zapewniając sobie pokój na zachodzie) i za Olava Tryggvasona, potomka królów norweskich, dążącego do odzyskania korony. Świętosławę i Bolesława zaś, dzieci pochodzące ze związku z Dobrawą, przygotowuje do przejęcia po nim władzy. Uczy ich politycznych gier, sztuki zawierania sojuszy, rezygnowania z siebie na rzecz dobra kraju. Z tego też powodu wydaje Hardą, nie biorąc pod uwagę jej uczuć, za Eryka, króla szwedzkiego. Dla swoich dzieci pochodzących ze związku z Odą, ma zupełnie inne plany.

Świętosława uczy się od ojca więcej, niż ten mógłby się spodziewać, może nawet przewyższa go w mądrości. O losy swego rodzinnego kraju dba nawet zza morza, sama nie chcąc być jedynie pionkiem w grze o władzę i gwarantem sojuszu, ale przede wszystkim władczynią wielbioną i szanowaną za mądrość i spryt w walce o swoje. Za siebie, a nie za męża.

Mimo że Harda opiewa losy tej nie zawsze pamiętanej królowej, której oddaje należyty hołd, bardzo wiele miejsca zajmuje w niej początek kształtowania się polskiej państwowością, a co za tym idzie, historia Mieszka I. Zdaje się, że Świętosławę tak naprawdę poznamy dopiero w planowanej na jesień kontynuacji – Królowej – a to co czytamy tutaj, to jedynie prolog i zarys jej powolnej przemiany z buńczucznej pani w prawdziwie Hardą Królową.

Cherezińskiej udało się stworzyć szalenie porywającą powieść, której bohaterowie ożywają i stają koło nas. Rewelacyjna praca, zarówno historyczna, jak i literacka, której owoców zakosztować polecam każdemu.

Przy tych wszystkich obiektywnych walorach tekstu, na lekturę wybrałam doskonały moment – czytając o Uppsali, wspominałam własną w niej obecność; czytając stacjonowałam blisko Wolina, stąd lepiej było mi sobie pewne kwestie wyobrazić; tęsknie spoglądałam w kierunku Szwecji i wreszcie – planowałam wędrówkę przez Gniezno w drodze powrotnej z urlopu. Harda to doskonały przykład tego, że lektura oprócz tego, że sprawia przyjemność, to jeszcze może być kształcąca, przypominająca dawne pasje i zachęcająca do dalszych podróży. Kapitalna!

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

WYNIKI




Bez zbędnego przedłużania, Układ wędruje do:

Karoliny Tabackiej - za uchwycenie sedna ;) Faktycznie trafiłaś z argumentacją bezbłędnie, gratuluję!

Iwony S. - wycelowałaś w książkę, na którą od dawna mam ochotę, utwierdzając mnie w przekonaniu, że warto. Dziękuję!

Zwyciężczynie proszę o kontakt mailowy z podaniem adresu do wysyłki nagrody.

Wszystkim dziękuję z udział i zapraszam do udziału w kolejnych zabawach:)



poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Układ - Elle Kennedy (+niespodzianka dla czytelników)




Hannah Wells jako jedna z nielicznych uczennic zdołała zaliczyć test u nowej nauczycielki. Dla niej to powód do radości, niemający jednak większego wpływu na jej dalsze życie, dla innych jednak, wyniki tegoż miały znaczenie fundamentalne.

Jedną z  takich osób jest Garrett Graham, kapitan drużyny hokejowej, mięśniak, do którego wzdycha połowa szkoły, bawidamek i nieznośnie egotyczny chłopak, mający siebie za półboga. Jego celem jest zawodowa kariera sportowa, jednak szyki te może popsuć mu niebezpiecznie spadająca średnia ocen. Bohater przypadkowo wpadając na Hannah, i widząc jaki wynik testu udało jej się osiągnąć, próbuje wszelkimi sposobami przekonać ją, by udzieliła mu korepetycji. Dziewczyna jednak jest bardzo oporna. Jedynym argumentem jaki ją przekonuje, jest stworzenie niebezpiecznego układu – ona przygotuje go do poprawki, on z kolei umówi się z nią na fałszywą randkę, by wzbudzić  zaciekawienie i zazdrość u chłopaka, na którego uwadze dziewczynie niezwykle zależy.

Zasady wydają się jasne, jednak z każdym kolejnym dniem para coraz bardziej się ze sobą zżywa. Nieskory do tworzenia innych niż seksualne relacji z kobietami Garrett otwiera się przed nową znajomą, ona zaś ufa mu bardziej niż komukolwiek innemu. Nikt nie mógł przypuszczać (oprócz przewidującego czytelnika), że zrządzeniem losu ta dwójka zacznie się w  sobie zakochiwać.
Co jednak z układem?

Mimo że książka Elle Kennedy nie jest zaskakująca, a wręcz banalnie przewidująca, czyta się ją z wielką lekkością. Bohaterowie nie są jednoznaczni – budzą sympatię, tym bardziej, że ich pozorny obraz znacząco różni się od rzeczywistego. Fakt, że kapitan drużyny nie jest głupkiem na jakiego wygląda, skupionym jedynie na seksie z jak największą liczbą kobiet, a kujonka daleka jest od stereotypowego wyobrażenia wcale jednak nie dziwi - jest oczywiste, stanowi bowiem stały element literackich romansów, szczególnie w ostatnim czasie. To klasyczna Piękna i Bestia naszych czasów – pozory mylą, piękno ukryte jest we wnętrzu, a każdy człowiek niesie ze sobą bagaż historii, sprawiający, że buduje wokół siebie taki a nie inny mur, odgradzający go od bolesnej rzeczywistości
.
Nieco zadziwiają mnie hurraoptymistyczne opinie na temat tej książki, bowiem w  żaden sposób nie stanowi ona novum zdolnego zachwycić oryginalnym konceptem, nie jest także spektakularną realizacją znanej konwencji. Stanowi raczej poprawnie opowiedzianą historię, wolną od obscenicznej i wszechobecnej w gatunku nadmiernej wulgarności, którą właśnie z tego powodu, a także ze względu na bardzo szybkie zżycie się z bohaterami, czyta się przyjemnie i z ochotą.  Z  tego również względu bez obaw i większego zastanawiania się sięgnę po kolejny tom cyklu – moja ciekawość została rozbudzona, zastanawiam się jak autorka poprowadzi narrację, jakie jeszcze zawiłości czekają na drodze głównych bohaterów. Nie jest to jednak tego typu książka, po której nie sposób zasnąć, która zniewala i powoduje niemożność sięgania po cokolwiek innego. Nie ukrywam jednak, że bohaterowie na tyle wzbudzili moją sympatię, że z radością będę śledziła ich dalsze losy.

To powieść dobra na jedno lekkie popołudnie lub wieczór – zarezerwujcie je tylko dla siebie, nalejcie do kieliszka szampan (lub wodę – jak ja) i delektujcie się chwilą. 


***
Jako że ostatnio większość konkursów odbywała się na Facebooku, pora na zmianę zasad i wyrównanie rachunków:) Tym razem zabawa przeznaczona jest jedynie dla obserwatorów blogu - w ramach podziękowania i docenienia Waszej stałej obecności.

Co należy zrobić? Poza byciem obserwatorem, napisz w komentarzu jaką książkę o tematyce miłosnej powinnam Twoim zdaniem obowiązkowo przeczytać. Jeśli masz ochotę (a wierzę, że palce będą Cię aż świerzbić!) napisz proszę w kilku zdaniach, dlaczego wybór padł akurat na tę.

Jeśli możesz i chcesz - poinformuj o konkursie na blogu, G+, Facebooku czy gdzie tylko Ci się spodoba.

Ciekawskim zdradzę, że w przygotowaniu drugi tom cyklu, stąd warto zapoznać się z częścią pierwszą:)
Bawimy się do 23.04 - dzień po Światowym Dniu Książki ktoś otrzyma miłą wiadomość uświetniającą tę okazję;)




piątek, 5 lutego 2016

Lodowy smok – George R. R. Martin



Powiastka George'a R.R. Martina dla młodszego czytelnika (czy aby na pewno? Mam wątpliwości), która jednak wydaje mi się nie do końca dobrze pomyślana – to nie tak, że przestałam być docelowym odbiorcą tego typu historii. Coś jednak poszło nie tak, bo ani nie zmarzłam, ani nie zdążyłam się historią zainteresować. Skupiałam się raczej na tym, co nieoczywiste.
Jak na baśniową opowieść wiele w niej niedopowiedzeń i niejasności, szczególnie jeśli idzie o pochodzenie niektórych istot.

Adara, to dziewczynka, która jako jedyna mogła nie tylko dotknąć lodowego smoka (budzącego notabene wielki postrach), ale też go dosiąść. Z  natury była bowiem zimna jak on – nikt nie wiedział dlaczego. Cechowała ją nieprzystępność, brak uśmiechu, zlodowacenie. Jedynie jej relacja ze smokiem – takim jak ona – budziła ją do życia.

Oboje byli niezrozumiani przez innych – budzili lęk i niepokój, a w swoim towarzystwie mogli wreszcie poczuć się sobą. Przywiązali się do siebie tak bardzo, że byli zdolni do największych poświęceń…

Odnoszę wrażenie, że Martin nie sprawdza się w krótkiej formie. Szkoda, że powiastka ta nie została zatem pomyślana jako powieść, lecz jako baśń, która swą zwięzłością miała porazić, a czego zrobić nie zdołała.



Nie sposób jej polecać ani odradzać – na pewno zaciekawi tych, którzy lubią czytać o smokach, bo postać ich lodowego przedstawiciela na pewno jest interesująca. Z pewnością jej lektura ucieszy także wielbicieli talentu Martina – tych pewnie nawet nie będzie trzeba zachęcać. Pozostali jednak z powodzeniem mogą sobie jej lekturę podarować, kierując wzrok na coś lepszego…

wtorek, 17 listopada 2015

WYNIKI



.... Marcina Cichonia.

GRATULUJĘ!

Tradycyjnie proszę o kontakt mailowy do 3 dni (shczooreczek@interia.pl). Proszę o deklarację odnośnie okładek - miękkiej lub twardej do wyboru.


Zgłoszeń było BARDZO dużo (dziękuję!), dlatego postanowiłam zrobić nieco większy konkurs już niedługo i wyróżnić kolejnych z Was;) Będziecie mogli się wykazać i zdobyć dużą pakę nagród:) Zapraszam do śledzenia strony;)


czwartek, 12 listopada 2015

KONKURS



Jeśli ktoś ma ochotę na pachnący zestaw Bridget Jones (do wyboru w twardej lub miękkiej oprawie) zapraszam na mojego Facebooka - klik. 




środa, 28 października 2015

WYNIKI KONKURSU



Po raz kolejny oczarowaliście mnie swoimi odpowiedziami, stąd wybór był niezwykle trudny. 
Niektóre wypowiedzi były jednak na tyle przekonujące, że nie sposób było ich nie zauważyć pośród innych.

Tym sposobem  ostatecznie przekonały mnie do siebie następujące osoby:


Pakiety książek Przypadki Callie i Kaydena oraz Ocalenie Callie i Kaydena wędrują do:

Karoliny Nowak i Teresy Kaczały

zaś egzemplarz Ocalenia Callie i Kaydena otrzymuje:

 Jerzy Gniazdowski

Gratuluję!


Bardzo proszę o kontakt mailowy do 3 dni (shczooreczek@interia.pl) - proszę podesłać dane do wysyłki, żebym jak najprędzej mogła przekazać je Wydawnictwu. W przypadku braku kontaktu któregoś ze zwycięzców, nagrodę otrzyma osoba, której odpowiedź podobała mi się jako następna w kolejności. 

poniedziałek, 19 października 2015

Wygraj "Ocalenie Callie i Kaydena" i pakiet książek Jessiki Sorensen!




Zaczytani,

zgodnie z zapowiedzią na Facebooku wraz z Wydawnictwem Zysk i S-ka oraz portalem Rzecz Gustu mam do rozdania 2 pakiety książek Jessici Sorensen oraz jeden samodzielny egzemplarz Ocalenia Callie i Kaydena.
Wszystko co musicie zrobić, by otrzymać, którąś z trzech nagród to odpowiedzieć na pytanie.


Zainspiruj się premierową recenzją książki Jessiki Sorensen i napisz dlaczego książka/książki ma/mają trafić właśnie do Ciebie? 

Spośród wszystkich odpowiedzi udzielonych tutaj oraz na Facebooku, wybiorę 3 najbardziej przekonujące i to do ich autorów trafią nagrody.

W miarę możliwości proszę także o udostępnianie banneru - niech wieść o konkursie dotrze do jak największej liczby zainteresowanych:)

Życzę powodzenia!

Ocalenie Callie i Kaydena - Jessica Sorensen



Po trudnych doświadczeniach części pierwszej, Callie i Kaydena czekają kolejna zmagania – nie tylko ze sobą, ze swoimi uczuciami, ale także z otoczeniem. Po bójce z Calebem i pobiciu przez ojca nastolatek w ciężkim stanie trafia do szpitala. Po mozolnym dochodzeniu do zdrowia, na  życzenie matki przeniesiony zostaje do placówki gwarantującej specjalistyczną opiekę psychiatryczną, a środowisko obiega wieść o jego nieudanej próbie samobójczej. Lekarze nie pozwalają Callie na odwiedzenie Kaydena, zatem dziewczyna musi  samotnie zmagać się z kolejnym koszmarem – wyrytym w pamięci obrazem ukochanego leżącego w kałuży własnej krwi. 

Mimo wielu przeciwności, młodych wciąż ciągnie jednak ku siebie i zdaje się, że żadna przeciwność losu nie jest w stanie stanąć im na drodze. Jedynym zagrożeniem dla ich związku jest ich mroczna przeszłość i niechęć do dzielenia się z innymi własnymi bolesnymi doświadczeniami.



W części tej będą oni zarówno osobno, jak i wspólnie zawalczyć o nieznane dotąd uczucie budzącego się zaufania i coraz głębszego uczucia. 

Dla mnie – rewelacja.

Dalece lepsza od tomu pierwszego, który również budził ogromne emocje, choć zdecydowanie nieporównywalne do tego co dzieje się w kontynuacji. Tutaj nie ma miejsca na wyciszenie – kolejne stronice buzują od emocji, napięć i przemożnego pragnienia, by bohaterowie wreszcie zaczęli odbudowywać swoje załamane życia.  Choć nie pojawia się wiele nowych wydarzeń, a całość opiera się raczej na rozważaniach i dochodzeniu do tego w jaki sposób uporać się z traumatyczną przeszłością, to właśnie owo odnajdywanie drogi do „naprawienia siebie” staje się kluczowe.

Ocalenie Callie i Kaydena to kontynuacja na naprawdę wysokim poziomie, udowadniająca, że emocje właściwie nigdy nie mogą sięgnąć zenitu – zawsze jest szansa, by granicę jeszcze trochę przesunąć, gwarantując lekturę nie do zapomnienia, tak jak robi to Sorensen. Powieści o młodzieży dla młodzieży (głównie) niezwykle rzadko powodują u mnie książkowego kaca, a tutaj – nie da się ukryć – będzie on mi towarzyszył jeszcze jakiś czas.


Tak rozedrgana nie byłam już dawno po żadnej powieści z tego kręgu tematycznego. Sorensen zdaje się składać hołd uzdrawiającej sile uczucia: zarówno miłości jak i przyjaźni. Pokazuje ona, że nieważne co złego dotknęło nas w życiu, przy wsparciu drugiego człowieka jesteśmy w stanie zbudować siebie na nowo. I że każdy, bez względu na wszystko – zasługuje na miłość i akceptację.


Poprzedni tom:

PS Wieczorem konkurs, w którym do wygrania pakiet dwu tomów Sorensen. Zapraszam!

środa, 23 września 2015

3 x "Walizka Pani Sinclair" ma nowych właścicieli! WYNIKI


Dziękuję za tak liczny udział w rozdaniu i już teraz zapraszam do kolejnego, który już za parę dni - uwielbiam Was obdarowywać i szalenie cieszy mnie Wasza aktywność. Jeśli już raz wygraliście - nie krępujcie się uczestniczyć dalej;) Nagród nie braknie.

Nie przedłużając, ogłaszam, że Walizka Pani Sinclair wędruje do:


Emilii Sity
kwiatusi

Andzeliki Zamiary

Gratuluję!


Bardzo proszę o kontakt mailowy do 3 dni (shczooreczek@interia.pl) - proszę podesłać dane do wysyłki, żebym jak najprędzej mogła przekazać je Wydawnictwu. W przypadku braku kontaktu wyłonię innych zwycięzców.


poniedziałek, 21 września 2015

Przypadki Callie i Kaydena - Jessica Sorensen


Przypadki Callie i Kaydena to książka budząca wśród czytelników tak wielkie emocje, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. Okładka i opis sugerują klasyczne czytadło w stylu young adult jakich przeżywamy ostatnio prawdziwy wysyp. Wydaje się, że niewiele może zaskoczyć, a jednak  dzieje się zgoła inaczej.

Bohaterami tej powieści, będącej tak naprawdę preludium do dalszej narracji, swoistym wydłużonym prologiem, są Callie i Kayden – zranieni nastolatkowie, którym wielką trudność sprawia prawdziwe zaufanie i okazanie uczuć drugiemu człowiekowi. Oboje przeżyli piekło zgotowane przez własną rodzinę i każdy z nich trzyma swój sekret głęboko na dnie serca, nikomu o nim nie mówiąc i samodzielnie próbując sobie radzić z ranami zadanymi przez życie. I nie, wcale nie chodzi o klasyczne zranienia wieku młodzieńczego, kłótnie rodzinne czy minidramaty, których doświadczył każdy z nas, będąc nastolatkiem.

Ona, mając dwanaście lat i dopiero powoli wchodząc w kobiecość, została zgwałcona przez starszego brata, które to wydarzenie zmieniło ją nie do poznania – zaczęła ukrywać się pod luźnymi bluzami, na siłę próbując uczynić się niewidoczną. Rodzice, choć mocno przeżywali jej zachowanie, złożyli je na karb młodzieńczej depresji. A ona nie chciała wyprowadzać ich z błędu. Przez swoje zachowanie była wytykana przez otoczenie, wyśmiewana i  nierzadko szykanowana, jednak dzięki temu mogła trzymać się z dala od ludzi i ograniczać każdy fizyczny kontakt do minimum.

On, mimo pozornej siły, którą okazuje na zewnątrz jako futbolista, jest tak naprawdę sponiewieranym przez ojca nastolatkiem. Ten, upatrując w nim gwiazdę, karze go fizycznie za każde najdrobniejsze wykroczenie. Przelewa na siebie swoje frustracje, znacząc jego ciało i psychikę kolejnymi bliznami. Pewnego dnia, gdy ojciec osiągnął nienawiść tak wielką, że bicie syna doprowadziło go niemalże na skraj morderstwa, widzi ich Callie, która zmyślnie przerywa ten popis agresji.

Od tamtej pory ścieżki tej dwójki młodych ludzi będą się przecinać, po to, by w końcu młodzi zdołali sobie zaufać na tyle, by zwierzyć się ze swojej przeszłości i spróbować budować prawdziwą relację, której przez wcześniejsze doświadczenia byli pozbawieni.

Sorensen to autorka, która pod osłoną historii dla nastolatków zaprezentowała bolesny i często zbywany milczeniem w tej grupie ludzi problem przemocy domowej i agresji, o której się milczy.

Ważna książka, konieczną do podsuwania młodym ludziom, którzy – mam nadzieję – dzięki tej powieści zaczną nie tylko mówić o swoich problemach i szukać wsparcia, ale przede wszystkim zostaną dotknięci nadzieją na stworzenie relacji z drugim człowiekiem i dojrzeją do zdania, że miłość nie zawsze musi boleć, a rodzina może być (powinna być!) ostoją i pociechą.


Cieszę się z istnienia tej powieści i z niecierpliwością wypatruję kolejnego tomu – jestem okrutnie zainteresowana tym, w jakim kierunku poprowadzona zostanie narracja i jak ułożą się życia głównych bohaterów.

poniedziałek, 14 września 2015

Walizka Pani Sinclair - Louise Walters (ROZDANIE)

Kolejny konkurs dzięki uprzejmości Zysk i S-ka! Dziś do rozdania mam trzy egzemplarze książki Walizka Pani Sinclair Louise Walters.
Zabawa potrwa  do 22 września. Nagrody zostaną wysłane przez Wydawcę na wskazane przeze mnie adresy.

Zasady:
1. W komentarzu zgłoś chęć wzięcia udziału w zabawie.
2. Zostaw swój adres e-mail.
3. W miarę możliwości udostępnij banner z linkiem do konkursu na blogu/ FB/ Google+/ etc.
4. Jeśli jesteś obserwatorem bloga - napisz drugi komentarz, w którym podasz jedynie swój nick, pod którym obserwujesz - tym samym zwiększysz swoje szanse na wygraną.


Osoby anonimowe oczywiście mogą brać udział, nie jest to konkurs zarezerwowany jedynie dla obserwatorów.

Konkurs odbywa się równolegle na Facebooku. Wzięcie udziału tu i tu oczywiście zwiększa szansę na wygraną.

Życzę powodzenia!

czwartek, 12 grudnia 2013

Mniej znaczy więcej – Brian Draper


Tytuł: Mniej znaczy więcej. Duchowość dla zabieganych
Autor: Brian Draper
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 978-83-7785-170-8
Ilość stron: 176

Mniej znaczy więcej stoi od dziś na mojej półce zaraz obok innej, o podobnej tematyce  - Skup się!.
Oba tytuły to niewyczerpane źródło inspiracji i motywacji dla mnie – człowieka zabieganego, chcącego ciągle więcej, szybciej, bardziej. Niezmiennie jest to swoisty kopniak w tyłek, ustawiający mnie do pionu i przypominający o tym, co naprawdę się w życiu liczy. Mimo że świadomość tego, co najistotniejsze ciągle mam przed oczami, w erze konsumpcjonizmu i ogromnej zachłanności, często ciężko jest w odpowiedniej chwili przypomnieć sobie, że tak naprawdę ważniejsza jest jakość, nie zaś ilość, że nie muszę mieć wszystkiego i to natychmiast, że nie warto zaśmiecać sobie głowy bezwartościowymi treściami, podczas gdy chwila oczekiwania i refleksji, pozwoliłaby na uniknięcie wielu wpadek: czy to zakupowych, czy to czytelniczych, czy właśnie – duchowych.
O ile Skup się! skupiało się raczej na konkretnych wskazówkach, przepisach  i zadaniach do wykonania, by w cywilizacji instant pozwolić sobie na chwilę oddechu i wyciszenia, o tyle Mniej znaczy więcej jest raczej refleksją teoretyczną, która – owszem – prezentuje kilka pomysłów do wdrożenia w życie, ale bardziej skupia się na wyjaśnieniu problemu, przy użyciu wielu metafor i anegdot. Przyjmuje także formę – tak ją przynajmniej odczytuję – pogadanki uświadamiającej i dyscyplinującej, mającej wyzwolić nas spod jarzma rozgorączkowanej i zabieganej kultury Zachodu, zalewającej nas z niesłabnącą siłą.

Książa ta stara się wyodrębnić ze świata technologii, szumu informacyjnego i trwałego zalewu treściami dla nasz zupełnie zbędnymi to, co dla nas, konkretnie dla Ciebie, jest sprawą ważką i wartą uwagi. Próbuje odpowiedzieć na pytania i doradzić jak wyrwać się z obezwładniających pęt ciągłego i natychmiastowego uaktualniania statusów, sprawdzania skrzynki pocztowej, odczytywania SMS-ów, zerkania na krótkie i często kłamliwe artykuły, brania na siebie większej liczby obowiązków i projektów, niż jesteśmy w stanie zrealizować bez konieczności rezygnowania ze snu czy spotkań z przyjaciółmi albo też z chwili relaksu w sposób najbardziej nam odpowiadający. Na skutek życia we współczesnym świecie, coraz więcej ludzi niezdolnych do świadomego i w miarę możliwości zorientowanego na to, co wartościowe i konieczne życia, cierpi na załamania nerwowe, depresje i nerwice. Rozpadają się międzyludzkie więzi, a rodzi frustracja, smutek i permanentne poczucie, że nie jest się wystarczająco dobrym.
Draper radzi jak skutecznie temu przeciwdziałać.

I choć książka ta stanowi dla mnie ogromną wartość, nie sposób nie zauważyć, że jej końcówka jest już mocno przegadana i, jak sądzę, zbędna.
To właśnie pierwsze kilka działów świadczy o jej ogromnej sile, uczy zachwytów nad światem; obecności w teraźniejszości, a nie tylko biernego przelewania się przez kolejne dni, których nie dość, że nie przeżywamy w pełni, ale w oczekiwaniu na emeryturę, mającą być wyzwoleniem z okowów tego, co nieinteresujące, to jeszcze trwonimy ją na zajęcia frustrujące. Autor próbuje nauczyć nas jak nie dążyć do posiadania, jak sprawić, by mniej znaczyło więcej, jak przedłożyć jakość nad ilość, jak się dzielić i czerpać z tego radość, jak uporządkować swoją przestrzeń, zrezygnować z zadań i towarzystwa, które nas nie rozwijają, lecz wyzwalają negatywne emocje.
Dzięki tej książce będziecie mogli znaleźć swoje własne duchowe źródło energii i inspiracji, swój własny rytm, nauczycie się robić na raz jedną rzecz i dawać w niej z siebie wszystko, spróbujecie inaczej niż dotychczas spojrzeć na otaczających Was ludzi.
Warto poświęć jedno popołudnie swojego cennego czasu, by dowiedzieć się jak go rozmnożyć. Warto zajrzeć w głąb siebie, dokonać introspekcji i poznać swoje, nawet najgłębiej ukryte i najszczelniej chronione, myśli.


Przed Wami szansa, by coś zmienić.
Nie będzie łatwo – za pierwszym, drugim, a być może nawet za trzecim razem się nie uda. Warto jednak wciąż od nowa próbować i się starać. Efekty przekroczą Wasze najśmielsze oczekiwania. I choć będzie to metoda małych kroczków, nie wolno się zniechęcać. Mniej znaczy więcej.
Zrealizujcie ten plan, uporządkujcie myśli.


Jak więc chcesz przeżyć swoje życie?

Zawsze w biegu?

Ciągle niezadowolony?

Bezustannie chcąc więcej?

Oczywiście, że nie.[1]

W tych pytaniach, niestety, widzę siebie.
Od kilku miesięcy żyję w pogłębiającym się strachu: przed porzuceniem przez przyjaciół, przez tym, że nie spełnię oczekiwań i pokładanych we mnie nadziei, przed tym, że nie będę wystarczająco dobra, przed tym, że zostanę sama, przed samą sobą, przed wszystkim.



Lęki potrafią bardzo szybko się rozprzestrzeniać. Szepczą głośniej, niż większość z nas potrafi krzyczeć.[2]


Strachowi towarzyszą złość, bezsilność i niechęć do korzystania z czyjejkolwiek pomocy, a w konsekwencji frustracja. Kto chciałby tak żyć? Nikt. Zatem książka w ręce - czas na porządki.


[1] S. 27
[2] S. 65.

____

Recenzja książki Skup się!

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/09/skup-sie-prosta-droga-do-sukcesu-leo.html?q=skup+si%C4%99


środa, 25 września 2013

Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny – Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindeberg


Tytuł: Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny
Autor: Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindenberg
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788377852286
Ilość stron: 356
Cena: 44,90 zł


Gdy za oknem jesień w pełni, a w niepamięć odchodzą powoli wspomnienia o upalnym lecie i urlopie spędzonym w atrakcyjnym miejscu gdzieś w Polsce czy poza jej granicami, warto na chwilkę się zatrzymać i oddać wspomnieniom lub też  podróżom palcem po mapie, do miejsc cieplejszych i bardziej urokliwych niż te, które widzimy za oknem podczas pluchy. Kto powiedział, że na urlop można wybrać się tylko w sezonie lub na krótko po nim? Są przecież takie miejsca, które niczym magnes przyciągają turystów cały rok – należą do nich między innymi Toskania i Umbria.
W Polsce coraz więcej pasjonatów i miłośników podróży, którzy swoim entuzjazmem i doświadczeniem dzielą się z czytelnikami i potencjalnymi wojażerami, zarażając ich oraz inspirując. Anna Maria Goławska i Grzegorz Lindenberg oddali w ręce odbiorców subiektywny przewodnik po Toskanii i Umbrii, zachęcający do podróżowania w te zakątki świata lepiej niż niejeden profesjonalny i komercyjny informator. Ich publikacja uatrakcyjniona jest rewelacyjnymi fotografiami, mającymi moc skupiania uwagi i budzenia chęci do natychmiastowego zapuszczenia się w opisywane rejony.
Czytając tę książkę, tylko ją czytając, poczułam się ogromnie zrelaksowana i wypoczęta. Nie wyobrażam więc sobie jak cudownie miałabym się po wycieczce do Włoch opisywanych z taką dbałością o elementy, mające zachęcić i zauroczyć.
Przewodnik ów ma kilka zasadniczych części. W pierwszej z nich zawarte zostały podstawowe informacje turystyczne, mające sprawić, że będziemy czuli się komfortowo, będąc wyposażeni w podstawową wiedzę, torującą nam drogę do atrakcyjnego spędzenia czasu i sycenia się smakami oraz zapachami. To takie must have – garść wiadomości o rodzajach noclegów, środkach łączności, sjeście, klimacie, języku.
Dalej jest już tylko bardziej pociągająco – Asyż, Florencja, Piza, miejscowości małe acz równie (a może bardziej) atrakcyjne i wciąż nieodkryte przez masę.  Wspaniała wędrówka malowniczymi zakątkami, ulubionymi przestrzeniami autorów, którzy dzielą się tym, co najbardziej zapadło im w pamięć, tym, do czego wielokrotnie wracają. Wspólnie z nimi odkryjemy prawdzie turystyczne perły, często pomijane w oficjalnych przewodnikach,  miejsca nieskalane stopami milionów turystów. To takie subiektywne i ogromnie wnikliwe wejrzenie we Włochy marzeń, Włochy, które rozsiadają się w naszej wyobraźni i szaleją tam do nieprzytomności.
Oprócz swoich własnych relacji, autorzy zdecydowali się na zestawienie własnych opinii o konkretnym odwiedzanym miejscu z sądami wcześniejszych podróżników, którzy również je oceniali. Dzięki temu przed nami zarysowuje się bogata panorama poglądów, łącząca się w jeden kompletny obraz, będący źródłem prawdziwie miarodajnej oceny.

Tym co stanowi o wartości tego przewodnika, nie-przewodnika jest właśnie subiektywność. Oceny autorów, ich przemyślenia, wspomnienia dawkowane z dużą częstotliwością, to elementy najsilniej zachęcające do podróżowania. Bardziej niż suche fakty, uwagę przyciągają opisy wrażeń, podróż szlakami wspomnieniowymi, mnogość smaków, zapachów, silne doznania sensualne. To taki pamiętnik podróży, z którym warto się zaprzyjaźnić.

Polecam!

środa, 2 lutego 2011

"Rio Anaconda" Wojciech Cejrowski

"Rio Anaconda" to moje pierwsze spotkanie z Wojciechem Cejrowskim. Pewnie wyjdę na ignorantkę, ale ani nie oglądałam jego programów, ani nie czytałam publikacji. Wiedziałam, że jest, wiedziałam czym się zajmuje, ale nie ciągnęło mnie. Mimo, że wiele znajomych zachwalało jego książki, wizja typowo podróżniczych opowiastek mnie nie zachęcała. Aż do czasu. Zachęcona recenzjami poczułam nagłą potrzebę zgłębienia tematu.  Wydziałowa biblioteka była mi w tej kwestii przychylna, więc szybko zarezerwowałam "Rio Anacondę" i zaczęłam czytac.
Spodziewałam się wielkiego 'wooow', zapowiadanych wybuchów śmiechu, euforii. Tymczasem doszłam prawie do połowy i nic takiego nie nastąpiło. Co więcej, poczułam rozczarowanie. Owszem, czytało się przyjemnie, jednak czułam, że to nie mój typ. Fotografie były chyba największym atutem książki. Aż do strony około 300, kiedy coś we mnie pękło. Przyłapałam się na podśmiewaniu pod nosem. Przestało mnie  AŻ TAK irytować raz po raz wtrącane przez autora "Posłuchajcie..." [ nie wiem co mnie w tym irytuje, po prostu mnie irytuje i nie ma na to bata.:D].
Nie jestem w stanie ocenić tej książki w  kategoriach podróżniczych, gdyż, przyznam bez bicia, książek podróżniczych z reguły nie czytam.
Zdecydowanie jest dobrym kompendium wiedzy o Dzikich Ziemiach, bardzo dobrym opisem kultury tam panującej. Można się zakochać :)
Podróż do Ameryki Południowej, była dla mnie podróżą nieopisaną. Jednak co innego czytać, a co innego przeżyć to na własnej skórze. Częściowo Panu Wojciechowi zazdroszczę. Częściowo cieszę się, że mogłam przezywać te 'niebezpieczeństwa' siedząc w wygodnym fotelu. Ta książka to chyba złoty środek dla osób takich jak ja, które chciałyby, ale nie mogą. Chciałyby, ale czegoś się boją. Podróżowanie jedynie przez stronice książki.

4,5/6