Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 czerwca 2019

Raban! O Kościele nie z tej ziemi - Mirosław Wlekły



Polski Kościół nie ma się ostatnio najłatwiej, a za sprawą filmu Tomasza Sekielskiego Nie mów nikomu, dobrej prasy zdecydowanie mu brakuje. Nawet ludzie głęboko wierzący stają przed wieloma dylematami moralnymi, wypytywani są przez mniej praktykujących o swój stosunek do ostatnich doniesień i często mierzyć muszą się z kryzysami - niekoniecznie wiary, ale z pewnością zaufania do Kościoła jako instytucji. Problemy przed jakimi staje Kościół w Polsce, to nie jedyne trudności z jakimi mierzy się on na całym świecie.

Są jednak miejsca na świecie, gdzie siła wiary i chęć bycia we wspólnocie jest tak ogromna, że ludzie robią wszystko, by mimo słabej dostępności księży, krzewić wiarę i razem się modlić, działając dla dobra drugiego. W wielu przypadkach tworzą taki Kościół, jaki nam, Polakom, nie pomieściłby się w głowie. Z kobietami na czele, z księżmi posiadającymi żony i rodziny, z nabożeństwami zrzeszającymi w jednej świątyni chrześcijan i muzułmanów, z mszami otwartymi na wszystkich, szczególnie tych z kręgu LGBT. Mirosław Wlekły dotarł do Kościoła, który nikogo nie wyklucza, który tak jak Chrystus dwa tysiące lat temu, pochyla się nad tymi, których inni odrzucają. Kościół będący miejscem spotkania i tworzenia bliskości, przestrzeni bezpiecznej, skupionej na modlitwie i wspólnym dobru, miejscem, które nad wyznanie i życiowe wybory przekłada bycie razem i bliskość.  Miłość nad orientację seksualną, wiarę nad strach, zaufanie nad przemoc i terroryzm. Kościół szerzący pokój, diametralnie różny od tego, co widzimy obecnie wokół siebie. Nieprawdopodobnie odmienny, a jednak tak silnie zakorzeniony w Chrystusie. To Kościół, który za papieżem Franciszkiem wstaje z kanapy i robi raban. Nawet jeśli wielu ludziom jest to nie w smak.

Wlekły przemierza niemalże cały świat, by odnaleźć tych, który w swym Bożym szaleństwie szerzą naukę Jezusa. Wędruje do Argentyny, przez Brazylię, Birmę, USA, Kamerun, Belgię, Czechy, aż na Dominikanę, Haiti i do Libanu. Jego reportaż nikogo nie ocenia, nie podpowiada, co czytelnik ma sądzić, lecz prezentuje fakty w sposób tak sugestywny, że nie sposób, by ktokolwiek po lekturze tej książki nie miał w głowie kłębowiska myśli. Jest jednocześnie książka ta swoistym świadectwem kondycji ludzkiej i duchowej formy świata - prezentuje środowiska ubogie, europejskie siedlisko terroryzmu, pokazuje przemiany zachodzące w świecie, także w środowisku naturalnym. Jest zatem nie tylko doskonałym reportażem o kondycji Kościoła w świecie, ale także dowodem  zachodzących przemian. To takie chrześcijaństwo zza kulis, pokazanie tego, co dzieje się tam, gdzie mało kto zagląda. 

Książka ta otwiera oczy na wiele spraw, uświadamia skąd biorą się islamofobia czy homofobia, zmusza do weryfikacji swoich poglądów i zastanowienia się nad swoim stosunkiem do drugiego człowieka. Miejscami bardzo bolesna, bo godząca czytelnika w jego czułe punkty i wytykająca mu brak wrażliwości, a także rodząca wyrzuty sumienia - choć nigdy nie wprost. Niezwykły tekst, który w wielu miejscach należy czytać między wierszami, by jak najwięcej z niego zaczerpnąć. Nie ma tu gotowych rozwiązań, są za to pytania, z których główne brzmi: czy Polska będzie kiedyś gotowa na TAKI Kościół?

Odpowiedzi czytelnik musi udzielić sobie sam.

Gorąco polecam. Kapitalny, wysokiej próby zbiór reportaży. 


sobota, 25 sierpnia 2018

Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość - Katarzyna Surmiak-Domańska




Przedstawiam Wam dziś książkę, będącą jedną z moich większych wyrzutów sumienia. Choć tematyka interesowała mnie szalenie, reportaż musiał przeleżakować na regale długie miesiące, by w końcu znaleźć do mnie drogę. Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość.

I dobrze się stało - każda książka ma swój czas, ta ma go teraz. Reportaże zaś, w znakomitej części przypadków, nie ulegają tak łatwemu przedawnieniu jak beletrystyka. Na szczęście.


Katarzyna Surmiak-Domańska porywa czytelnika do świata Ameryki, która w oczach wielu uchodzi za krainę szczęśliwości i spełnienia marzeń. I tak też chce być postrzegana - jako mocarstwo i potęga, siedlisko sukcesu. Amerykańskie filmy, amerykańska muzyka, amerykańscy uczeni, którzy dowiedli... - zdawać by się mogło, że o tym, co amerykańskie, wiemy już wszystko.


Mało kto łączy tę krainę mlekiem i miodem płynącą z niewolnictwem, przestępczością, ruchami rasistowskimi i dysproporcjami ekonomicznymi. Owszem, wiemy o nich, ale to jakby inna Ameryka, inny świat, odseparowany i odległy.

Reporterka zabiera nas w samo centrum jednego ze zjazdów Ku Klux Klanu, w którym miała okazję uczestniczyć, a który stał się okazją nie tylko do pozyskania ogromu informacji i przypomnienia historii tej rasistowskiej organizacji, ale także szansą na pokazanie jej dzisiejszego funkcjonowania. Bo choć wielu może się zdawać, że KKK to przeszłość, ruch co rusz się odradza i zrzesza licznych członków. 

Autorka prezentuje losy trzech Ku Klux Klanów - pierwszego, utworzonego po wojnie secesyjnej w miejscowości Pulaski w Stanach Zjednoczonych ruchu dążącego do utrzymania supremacji białych i ograniczenia wpływów innych grup - tak rasowych, jak etnicznych i wyznaniowych (szczególnie Afroamerykanów, Żydów i katolików), drugiego działającego w latach 1915-1944 i trzeciego, obejmującego swą działalnością lata powojenne (aż do dziś).

Źródło

Jej rozważania obejmują tzw. Pas Biblijny, a więc stany południowe, które nigdy nie pogodziły się z równouprawnieniem czarnych mieszkańców kraju, dla których typowe było rysowanie czarnych mułów o
znaczających Sundown Towns - miasta zachodzącego słońca, w które Afroamerykanie nie powinni się zapuszczać i zrzeszanie się w kręgu, w białych kapturach naciągniętych na twarz wokół płonącego krzyża.
Reporterka w sposób zwięzły, rzeczowy i szalenie wciągający prezentuje historię nie tylko samego KKK, ale także (a momentami miałam wrażenie, że przede wszystkim) rasizmu. Pokazuje jak dziś, niemalże w białych rękawiczkach, w sposób pozornie pokojowy, jego członkowie dbają o czystość rasy i jak bardzo odbiega on od sposobu "wymierzania sprawiedliwości" sprzed lat. Wszystko to opowiedziała Surmiak-Domańska, dbając o zarysowanie bogatego kontekstu kulturowego Stanów i szerokiego tła historycznego. Jej reportaż jest nie tylko świadectwem i relacją z funkcjonowania KKK, ale też świetnie napisaną opowieścią, ukazującą Stany z perspektywy historycznej i pokazującej rysy na nieskazitelnym obliczu tychże.


Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość - owszem, mieszka. Pod warunkiem, że jesteś "czysty".

Bardzo dobra rzecz, nakreślona jak najlepsza powieść.




poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Rekin i baran - Marta i Adam Biernat



Rekin i baran to książka, którą smakowałam nad wyraz powoli. Mając za oknem słoneczne (mniej lub bardziej) polskie lato, czytałam o przeszywającym zimowym mrozie Islandii. Widząc połacie zieleni, w lekturze przemierzałam bezkresne, surowe i kamieniste przestrzenie. Obserwując stado owiec i baranów, czytałam o ich głowach spoczywających na talerzach Islandczyków, co – nie da się ukryć – powodowało pewien dyskomfort.

Książka Marty i Adama Biernatów stała się moją wakacyjną przygodą, wyjazdem-bez wyjazdu z  domu, próbą zmierzenia się z kulturą odmienną i niezmiernie fascynującą.

Oto para ludzi zakochanych w dalekiej Północy, zabrała mnie w czytelniczą podróż życia, pozwalając dotrzeć do miejsc, na których pewnie nigdy moja stopa nie postanie, umożliwiając obserwację fascynujących zwyczajów i poznawanie arcyciekawej historii i obyczajowości.  

Rekin i baran to kompletna książka dla wszystkich tych, którzy przeżywają swoją fascynację krajem, już w samej swej nazwie kryjącym obietnicę mroźnej (i nieraz mrożącej) przygody. Ulegały jej wielkie umysły, z  J.R.R. Tolkienem na czele, ulegnijcie i Wy. Obiecuję porywającą i zachwycającą lekturę, zaszczepiającą umiłowanie i szacunek do kraju, który wzięła sobie pod lupę.

Torfowe domy, prawo weta, wszędobylskie owce, superzdrowy i smaczny skyr, ryby pochodzące z krystalicznie czystej wody, regularne, prozdrowotne i napawające dumą spożywanie tranu, to jedynie wierzchołek góry uroków towarzyszących życiu na Islandii.  

Kapitalne, niebywale klimatyczne fotografie towarzyszące lekturze jedynie podkreślą nastrojowość miejsca, do którego porwie Was ta książka. Język zaś – co widać i co doceniam – rządzony jest miłością jego depozytariuszki i użytkowniczki do przestrzeni, które opisuje. Takie wydanie mogło wyjść spod pióra i aparatu jedynie tych, którzy kierowani byli pasją do Islandii i wszelkich elementów towarzyszących tejże. I to się czuje. Brawo, Marto i Adamie!

Ja jestem zachwycona i biorę pełną odpowiedzialność za stwierdzenie, że Wy również będziecie. Krajem, jego mieszkańcami, książką.


Zapalajcie świece, szykujcie ciepły pled, stawiajcie wodę na aromatyczną herbatę i zanurzcie się w tej pasjonującej lekturze. Ale uwaga! Nie denerwujcie elfów. Wszystko musicie najpierw z nimi przedyskutować. 

Polecam!


poniedziałek, 12 czerwca 2017

Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy - Paweł Reszka



Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy Pawła Reszki, to nowość wydawnicza, która odkąd tylko znalazła się na księgarnianych półkach, słusznie budzi emocje. Temat służby zdrowia, to w Polsce wątek gorący, powracający nieustannie, niemalże przy każdej okazji – tak w debacie publicznej, jak podczas spotkań (i zażaleń) prywatnych.

Reszkazatrudniając się jako sanitariusz w jednym ze szpitali, na jakiś czas wniknął w środowisko, obserwując to, co zwykłemu Kowalskiemu dane nie jest – mechanizmy rządzące przychodniami, oddziałami, zachowania lekarzy, pacjentów, a przede wszystkim śledząc błędy systemu, który jawi się jako główny winowajca – bez twarzy, bez nazwiska, bezkarny, choć winny temu, co w Polsce kuleje bardzo mocno.

Autor nie jest jednostronny – prezentuje krótkie rozmowy z lekarzami różnych specjalizacji, pracujących w różnych miejscach, o różnym stażu zawodowym i różnym stopniu zamiłowania do wykonywanego zawodu oraz różnej skali empatii. Łączy ich jedno – przepracowanie i wynikające z niego konsekwencje.

W książce pojawia się wiele świadectw lekarzy, których nigdy nie chciałabym spotkać na swojej drodze – w oddziałach państwowych wiedzących jak prosto i skutecznie ukarać pacjentów grubszą igłą wkłuwaną, gdy przybywają niechciani na SOR, pozbywających się ich, odsyłając do innego specjalisty, traktujących ich jak dzieci – krzykiem, sarkazmem, pobłażaniem; zaś prywatnie: do rany przyłóż. Tam przecież pacjent jest pracodawcą, może zatem pytać o wszystko i być traktowany po królewsku.

Są jednak także opowieści lekarzy z prawdziwego powołania, którzy dla pacjenta są w stanie zrobić wiele, w  których entuzjazm ustawicznie zabijany jest jednak przez system – skierowań wypisywać nie wolno, bo dyrekcja przychodni natychmiast zareaguje  reprymendą, groźbą zwolnienia lub inną formą egzekwowania stosowania się do wewnętrznych zasad. Na pacjenta – z wywiadem, przebadaniem, wypisaniem recepty – przysługuje szalone 5 minut; interesanci awanturują się, gdy lekarz wychodzi na chwilę do toalety lub odbiera ważny telefon, którego nie może przełożyć na później, gdyż zwyczajnie nie ma szans na przerwę. 

Rozwrzeszczany, zmęczony tłum żądający opieki od „darmozjadów kradnących ich pieniądze kontra lekarz od kilkunastu / kilkudziesięciu czasem godzin pracujący w kilku rożnych miejscach, by godnie zarabiać. Wyobraźcie sobie chirurga, który po dwudziestogodzinnym dyżurze zaczyna operować, bez przerw, jednego chorego za drugim. Z jakim nastawieniem jako pacjenci oczekiwać będziecie zabiegu lub poważnej operacji, mając świadomość, że Wasz lekarz od kilkudziesięciu godzin nie zaznał przerwy? On się martwić w sumie nie musi, ma opłacone OC, a sumienie nauczył się zagłuszać. Ma krycie.

Mamy zatem pacjentów, którzy nie wiedzą skąd czerpać pomocy, na wizytę w POZ szykujących się jak na wojnę oraz przepracowanych, przemęczonych, sfrustrowanych i wypalonych lekarzy, którzy choć pomóc by chcieli – mają związane ręce, bo NFZ nie zapłaci za 10 badań koniecznych pacjentowi, by zdiagnozować chorobę. Zapłaci za dwa, a to i tak za dużo. Ograniczenie kosztów jest najważniejsze.

Poza odmalowaniem przeróżnych wizerunków lekarzy, Reszka pochyla się także nad samymi pacjentami – nie zawsze miłymi czy bezbronnymi, często roszczeniowymi, bo naczytali się w Internecie i lepiej wiedzą co i jak zażywać, co im dolega, jak badać i właściwie przychodzą jedynie po wypisanie odpowiednich druczków – czysto formalnie, bo sami uprawnień nie mają.

Autor z pomocą wywiadów i fragmentów swojego dziennika, kreśli smutny i przerażający obraz polskiego systemu opieki zdrowotnej, w którym odpowiedzialność przerzucana jest z jednego na drugiego, i w którym tak naprawdę nikt nie jest winny i winni są wszyscy – pacjenci, którzy do lekarza wcale iść nie muszą, a idą, zabierając czas przysługujący bardziej potrzebującym; pacjenci zapisujący się na badania i niestawiający się na nie, opóźniając tym samym wizytę kogoś innego; pacjenci roszczeniowi, wymagający; lekarze, którzy się przepracowują i szybko tracą empatię; pracodawcy, którzy godnego wynagrodzenia dać nie chcą, zmuszając do pracy ponad siły i ponad normę – wymieniać można by długo, a i tak nie dotknie się każdego problemu.

Mali bogowie to kawał dobrej, reporterskiej roboty, książka, którą przeczytać powinien każdy – tak lekarz; student medycyny, jak każdy pacjent. Wrażliwość i empatia niezbędne są po każdej ze stron.

Pochłania się ją jednym tchem, co rusz łapiąc się za głowę, ale też przeglądając się w niej jak zwierciadle: Reszka odmalował tak wiele postaw, że z łatwością odnajdziemy w publikacji tej także i własną. Uświadomimy sobie to, co dotąd jakoś w ogóle nie przychodziło nam do głowy. I kto wie, może staniemy się wrażliwsi, uważniejsi, grzeczniejsi, bardziej wyrozumiali? A może znajdziemy sposób na zmianę?

Polecam gorąco. Ku refleksji, ku uświadomieniu. Kapitalna książka, szczególnie zaś jej pierwsza część, bezpośrednio dotykająca pacjentów oraz ich postaw. Do koniecznej lektury.

sobota, 2 stycznia 2016

Czarnobylska modlitwa. Kroniki przyszłości - Swietłana Aleksijewicz



Swietłana Aleksijewicz oddając głos swoim bohaterom, robi dobrze całej książce. Dzięki takiemu podejściu, całość wydaje się jeszcze bardziej przejmująca i wstrząsająca.

Mimo że o Czarnobylu słyszało się i czytało wiele, żaden dotychczasowy obraz – chcąc, nie chcąc dostarczany przez zakłamujące media – nie był tak pełny i zmieniający myślenie o tym co wydarzyło się w tamtym miejscu.

Historie kobiet, których mężowie brali udział w likwidacji szkód, opowieści całych rodzin zmuszonych do przesiedlenia i tych, które przesiedlić się nie chciały. Przejmujące, zapadające w pamięć, wdzierające się w serce i bolesne wspomnienia tych, którzy utracili bliskich bezpośrednio w wybuchu i wiele lat później, gdy promieniowanie zebrało swoje wielkie żniwo, powodując niebywale częste zapadanie na nowotwory krwi.

Choć wszystkie historie zebrane w tomie były mocne i wstrząsające, najbardziej porażające były opowieści z  początku i końca – tak jakby w środku autorka próbowała dać czytelnikowi wytchnienie. Szokujące, sprawiające fizyczny ból, a przy tym wszystkim kapitalnie napisane.

Mimo że dotąd nie byłam fanką reportażu i nigdy nie był on tą formą literacką, po którą sięgałam najchętniej, za namową koleżanek uczyniłam ten pierwszy, nieśmiały krok naprzód, trafiając na pozycję będącą prawdziwą bombą: przede wszystkim emocjonalną.

Aleksijewicz stawia pytania trudne, zmusza do zastanowienia się nad tym, co dzieje się wokół nas, pokazuje tragedie współczesnego świata, które choć zdarzyły się tak blisko, wciąż są niepojęte i dla wielu niepoznane. Ukazuje cierpienie niezawinione i dramat ludzki będący konsekwencją nieodpowiedzialnych działań i decyzji.

Sam Czarnobyl wciąż stanowi miejsce wyniszczone, opuszczone i tajemnicze, w  jakiś sposób mistyczne. Budzi przestrach, ale jest też niewyjaśnienie pociągający – po lekturze tych reportaży spojrzycie na niego zgoła inaczej. Bez tej niejasnej fascynacji, raczej z przestrachem i szacunkiem do osób, które dotknięte zostały bezpośrednio tą wielką tragedią XX wieku.

Kapitalna pozycja, do obowiązkowej lektury – nawet dla tych, którzy jak ja nie byli dotąd skłonni pochylać się nad reportażami. Czasem takie zetknięcie ze słowem może dać znacznie więcej niż setki wiadomości, przeczytanych gazet czy pozycji beletrystycznych.
Warto.



Jako uzupełnienie lektury polecam filmiki z opisywanego miejsca, świetnie oddające klimat tego, co pozostało:











wtorek, 29 września 2015

Skandynawia. Światło Północy - Zofia Miedzińska, Michał Miedziński



Nie sposób ukryć, że tereny Skandynawii od jakiegoś czasu święcą triumfy i cieszą się ogromną popularnością i zainteresowaniem (halo, właśnie jestem w Szwecji!). 

Europejczyków zaczęło ciągnąc na północ, na poły za sprawą świetnych kryminałów wędrujących do nas z tamtych terenów, na poły przez fascynację inną kulturą i poniekąd także tożsamością.


Mnie ciągnie również – bardziej surowy niż u nas klimat, świetna literatura, wspaniała przyroda, kultura i styl. Myślę, że z powodzeniem mogłabym urodzić się w Szwecji i pasowałabym tam równe dobrze jak do Polski.

Jako jednak, że jestem Polką z krwi i kości, pozostaje mi podróżować (najczęściej palcem po mapie) i śledzić relacje z wojaży innych. Tę druga, niewątpliwą przyjemność umożliwili mi Zofia i Michał Miedzińscy, autorzy książki Skandynawia. Światło Północy.

Oni to byli już chyba wszędzie! Widzieli takie rzeczy, że głowa mała, korzystali z takich uroków, że z zazdrości bieleją nam knykcie.

Pozwólcie, że wymienię gdzie zawędrowali i o czym zdecydowali się napisać:
Finlandia, Alandy, Laponia, Bornholm, Gotlandia, Olandia, Nowegia, Wyspy Owcze, Orkady i Szetlandy.


A widoki? Serce rośnie. Ich relacja bogata jest w fotografie odwiedzonych miejsc, obfituje w lokalne ciekawostki, a przede wszystkim w pigułce dzieli się miłością do Skandynawii i miejsc (nie)oczywistych.

Autorzy dzięki swojej książce zachęcają do podróży i podsycają i tak już niemałe uwielbienie dla opisywanych terenów. Są w tym naprawdę dobrzy! Wiecie, że od kilku dni o niczym tak nie marzę, jak o saunie w Finlandii? To się nazywa dar podprogowego przekonywania!


Jeśli względy zdrowotne, finansowe, organizacyjne czy jakiekolwiek inne nie pozwalają Wam na spakowanie plecaka i wyruszenie śladem Miedzińskich, proponuję zakup książki, która z całą pewnością da Wam namiastkę satysfakcji płynącej z odkrywania nowych światów.


Polecam!

czwartek, 7 listopada 2013

Może morze wróci – Bartek Sabela


Tytuł: Może morze wróci
Autor: Bartek Sabela
Wydawnictwo: Bezdroża
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 9788324667376
Ilość stron: 232
Cena: 39,90 zł

Jezioro Aralskie, zwane przez ludność zamieszkującą granice Kazachstanu i Uzbekistanu Morzem, mimo że w ciągu minionych czterdziestu lat z jednego z najpopularniejszego miejsc wakacyjnych oraz źródła utrzymania dla mieszkańców stało się jałową pustynią, na mapach wciąż funkcjonuje jako niebieska plama  - ślad po dawnej świetności i urodzajności.
W swoim czasie było to czwarte co do wielkości jezioro świata, dziś – bezkresny ląd, działający niczym wyrzut sumienia i przypominający o setkach gatunków zwierząt i roślin, które zostały zniszczone wraz życiem ludzkim i hektarami wyciętych lasów.

Jak do tego doszło? Wszystko w myśl mylnie rozumianego postępu, stawiającego na piedestale człowieka wszechrzeczy, zdolnego do każdego czynu, nawet zawłaszczenia i całkowitej degradacji środowiska naturalnego, a jednocześnie źródła utrzymania setek ludzi, którym odebrano chleb i miejsce pracy. Gdy Nikita Chruszczow zaczął realizować sowiecki plan postępu, w oczy rzuciła się jego arogancja, głupota i prymitywizm. Nic to, że jako przywódca mocarstwa zdaje się, że nie reprezentował sobą żadnych wartości. Stał na czele armii głupców i z sobie jedynie znaną cwanością dowodził coraz to bezsensowniejszymi projektami. Jednym z nich była myśl o stworzeniu wielkich pól bawełny, na wzór amerykańskich. Zapomniał jednak, że roślina ta wymaga wiele wody. Stworzył więc kolejny zmyślny projekt – systemy nawadniające, tak dobrze pomyślane, że zamiast wodę dostarczać, nieudolnie ją marnowały. Działania wbrew wszelkich zasad sztuki hydraulicznej przyniosło same szkody. Mało tego – Morze Aralskie pozbawione zostało dopływającej wody i zamieniło się w słoną pustynię – dziś możliwą do zaobserwowania na zdjęciach satelitarnych [patrz: klik ]. Wszystko dlatego, że woda płynąca w systemach irygacyjnych nie docierała ani do jeziora, ani do upraw, wysychając nierzadko nawet w 70%. Jezioro zanikło wskutek ludzkiej działalności. Dziś pozostały po nim cztery niewielkie zbiorniki. A wcześniej jedna z największych katastrof ekologicznych jakie pamięta państwo sowieckie, skądinąd bardzo zaskoczone takim obrotem spraw, wszak według przekonań jezioro było „oczywistą pomyłką natury”.

1989 i 2011.

To właśnie Morze Aralskie staje się motywem przewodnim książki Bartka Sabeli, który analizując opisywane wydarzenia, rysuje szerokie spektrum ludzkiej głupoty i arogancji, a także siejącej zniszczenie sile głupich pomysłów, popieranych przez masy. Cechy te uznaje autor za największą człowieczą zbrodnię, wciąż zbierającą swoje plony, każdego dnia na nowo.
Sabela jest fanem wspinaczki, a wyprawa do Uzbekistanu była jego pierwszą podróżą od wielu lat. Nie udał się tam jednak, by mierzyć się z kolejnymi ścianami skalnymi. Pojechał, by zobaczyć Morze Aralskie. Książka ta stanowi zapis jego wędrówki po Uzbekistanie, od pierwszej jej dni, aż po dotarcie do celu.

Autor porywa czytelnika w przestrzenie tajemnicze i egzotyczne. Rysuje bogate portrety środowiska w jakim przebywa, dociera do ludzi i ich historii związanych z zanikającym jeziorem. Pokazuje ludzkie dramaty, będące skutkiem jednej złej decyzji, powodowanej pychą i arogancją. Sabela każe się niejako zastanowić nad naszą zdradziecką chęcią posiadania wszystkiego, co mają inni, nawet na przekór warunkom i możliwościom.
Jego opowieść wstrząsa i zatrważa.
Otwiera oczy na niszczycielskie działanie ludzkiej głupoty, pokazuje jej dalekosiężne skutki, dociera do serca tragedii.
Sabela maluje Uzbekistan z dwu perspektyw: z jednej strony pokazuje państwo policyjne i biedne, z drugiej wskazuje na siłę ludzkiej przyjaźni i radości. Nad wszystkim tym unosi się duch islamu – wcale nie fanatycznego.
Ksiązka ta wzbogacona jest o wspaniałe zdjęcia, ilustrujące to, o czym Sabela w skrócie relacjonuje.
Jego narracja jest płynna, niebywale wciągająca. Pokazuje mentalność całkowicie nam obcą, daleką od pośpiechu i ciągłej gonitwy. Wiele przytoczonych historii jest dość komicznych, ze względu na próby porozumiewania się autora z miejscowymi bez znajomości wspólnego języka. Są też miłe polskie akcenty.
Wszystko to w tej niewielkiej objętościowo książce, otwierającej oczy na bogactwo świata, którego nie znamy.
Polecam gorąco!

wtorek, 5 listopada 2013

Między wariatami – Marcin Meller


Tytuł: Między wariatami. Opowieści terenowo-przygodowe
Autor: Marcin Meller
Wydawnictwo: Wielka Litera
ISBN: 9788364142154
Ilość stron: 464
Cena: 36,90 zł
Marcin Meller, mimo wydanej wespół z żoną książce Gaumardżos. Opowieści z Gruzji, do tej pory kojarzył mi się raczej z Playboyem i popularnym swego czasu programem Agent, niźli z jego karierą stricte dziennikarską. Wszystko zmieniło się, gdy Wielka Litera wydała publikację Między wariatami. Opowieści terenowo-przygodowe, a autor swoją obecnością na spotkaniu ją promującym umilił mieszkańcom Katowic i okolic popołudnie.

Książka ta, to zbiór reportaży i luźnych tekstów z bardzo dużego przekroju czasowego.
Obok gawędy o tym, jak Meller minął się z powołaniem na oceanografa znajdują się zapiski o wiele bardziej dramatyczne: widma wojny, walk, terroru, niebezpieczeństw, a także notki świeże, po roku 2010.

To swoisty przekrój przez reporterskie życie Mellera, z uwzględnieniem najniebezpieczniejszych, jak i najzabawniejszych epizodów. Książka ta pokazuje barwne życie dziennikarza z czasów, kiedy finansowanie wyjazdów nie było jeszcze niemożliwe, a osoba poszukująca dobrego materiału miała spore zaplecze terminowe, by zaznajomić się z tematem, o którym ma stworzyć materiał. Z lekkim rozrzewnieniem czyta się dziś teksty, do których dziennikarz rzeczywiście miał prawo i czas się przygotować, którym poświęcił wiele sił i energii, dotyczących spraw zbadanych dogłębnie, a nie jedynie powierzchownie na potrzeby dzisiejszych mediów, mających jedynie szokować i za wszelką cenę skupiać uwagę odbiorców. Meller raczy nas historiami o tym jak bez dokumentów przekroczyć granicę w czasach, gdy czyn taki uznać można było za cud, jak znaleźć się na linii frontu bez odpowiednich zezwoleń, jak odnaleźć się w zupełnie obcej rzeczywistości, jak wiele kosztuje oglądanie cudzej śmierci i jak łatwo zacząć się bać o własne życie.

Jego historie są różnorodne i wielobarwne: część skłania do zadumy nad społeczeństwem w ogóle, część pobudza do refleksji nad sprawami uniwersalnymi, inne zaś przyczyniają się do wywołania uśmiechu, radości, sentymentalnego westchnienia.
Nad wszystkim przyświeca stara jak świat zasada: całe życie z wariatami.
Meller pokazuje jak nie dać się ogłupić, jak żyć i pozostać sobą i wyjść z tego obronną ręką. I jak korzystać z pomocy innych, choćby tej najbardziej nieoczekiwanej.
Czyta się bardzo dobrze, szczególnie zaś teksty starsze, do których wcześniej nie miało się dostępu.W wielu z nich autor przybiera ton gawędziarski, dzięki czemu opowieści "słucha się" z prawdziwym zaciekawieniem.

Zapraszam wszystkich w teren! Przewodnik już czeka.

___________
Relacja ze spotkania autorskiego tutaj.

wtorek, 1 października 2013

Spotkanie z Marcinem Mellerem w Bibliotece Śląskiej








30 września 2013 w Bibliotece Śląskiej odbyło się kolejne spotkanie autorskie. Tym razem sala audytoryjna Parnassoss gościła Marcina Mellera, promującego swoją najnowszą książkę – Między wariatami. Opowieści terenowo-przygodowe.



Dziennikarz zdobył się na bardzo miły akcent – na spotkanie w stolicy Górnego Śląska przyszedł ubrany w koszulkę firmy Gryfnie, promującej gwarowe słowa – u Mellera było to koło [rowerJ]. Dokładnie taką.



Podczas spotkania gość kilkakrotnie zwracał uwagę na to, że w swojej książce starał się odciąć od celebryctwa, TVN-u i Playboya, pokazując tym samym swoje zupełnie inne oblicze: podróżnika, pasjonata historii. Jak sam mówi, zbudowana jest ona na kontrze.
Publikacja ta zredagowana została [bo napisana znacznie wcześniej – większość tekstów to publikowane wcześniej reportaże i felietony] pod wpływem popularności wcześniejszej – Gaumar
dżos.

Meller zdradził, że aktualnie szuka inspiracji do pisania, rozgląda się za tematem, który mógłby stać się materiałem na zwartą historię. 




Ponadto z sentymentem wspominał złote lata dziewięćdziesiąte, z których pochodzi większość zawartych w książce tekstów [trzeba dodać, że wcale nie przeredagowanych, mają podobno moc samodzielnego bronienia się w zmienionej rzeczywistości], kiedy to dziennikarstwo było pojęciem mieszczącym w sobie zupełnie inne znaczenie niż dzisiaj, dające o wiele większe możliwości. Dziennikarz dzielił się także swoimi motywacjami, pchającymi go wprost w ramiona wojny, opisywał co czuł, gdy znajdował się oko w oko ze śmiercią, wspominał o swojej zdolności resetowania się na przekór oglądanym strasznym rzeczom, a także wyłapywania historii niczym radar. Wyjawił jak dogaduje się Warszawiak ze Ślązaczką i jakie relacje panują u niego w domu.Zdradził także kilka swoich słabości, do których należą angielskie komedie romantyczne, Bollywood, ale też na drugim biegunie – Milan Kundera i Mario Vargas Llosa. Marcin Meller łączy w sobie wiele przeciwności, co wyraźnie widać w jego nowej publikacji, będącej czytelniczym roller coasterem, zawierającej prawdziwą mieszanką tekstów ułożonych wedle ściśle zamierzonego projektu literackiego, przekładańcem tematyk i gatunków.



Sam autor zrobił na mnie wrażenie pozytywne, choć momentami mówił bardzo chaotycznie, popadając w liczne dygresje. Miało to jednak swój niewątpliwy urok;)

Miał Meller kryzys pisania, ale jak to abstynencji – sprawia mu ono teraz frajdę podwójną.



Dziennikarz zdradził, że jego obsesją jest dążenie do tego, by tekst napisany był ciekawie – wie bowiem, że jeśli tego elementu zabraknie, chociażby książka poruszała ogromnie ważne tematy – nie znajdzie czytelnika i uznania. Stworzył więc publikację „do poczytania”. A czy jest zajmująca – oceńcie sami:) Zachęcam do kupienia i dzielenia się wrażeniami:)





poniedziałek, 7 listopada 2011

Anna Politkowska – Tylko prawda




Anna Stiepanowa Politkowska, to znana niezależna rosyjska dziennikarka, która swoją pracę zawodową przypłaciła życiem, gdy w 2006 roku została zamordowana pod drzwiami swojego mieszkania w centrum Moskwy.

Prestiż zdobyła głownie dzięki publikacjom, w których sprzeciwiała się i ostro krytykowała rządy Władimira Putina oraz wojny w Czeczenii. To im poświęciła sporą część reportaży wydawanych na łamach dziennika „Nowaja Gazieta” w latach 1999-2006.

Anna Politkowska, to przykład niezwykłej odwagi. Nie zważając na niebezpieczeństwo wkraczała w samo serce konfliktów, po to by bez zaciemniania i ubarwiania przekazać światu prawdę o zastanej sytuacji. Jej bezkompromisowość sprawiła, że naraziła się wielu jednostkom. Do samego końca walczyła jednak o to, co w jej odczuciu priorytetowe: obnażenie z  fikcji tego, co na potrzeby zysku oraz ze względu na dbanie o wizerunek publiczny władz w mediach przedstawia się inaczej. Nie bała się krytyki,  nie straszne były jej pogróżki. Praca dziennikarza stanowiła całe jej życie. Spalała się w niej, po to by inni mogli bez cenzury spojrzeć na rzeczywistość, by mogli dostać się w serce konfliktu. Pokazywała historię, taką jaką jest.
Jej działalność przysporzyła jej tyle samo wrogów, co zwolenników.

Tylko prawda to zbiór najwybitniejszych reportaży Politowskiej, których przedmiotem są między innymi wojny czeczeńskie, wydarzenia wewnątrz Rosji, atak na szkołę w Biesłanie oraz rozważania o politykach. To one zdobyły największe uznanie i największą rzeszę czytelników. To one w sposób niezwykle wnikliwy i precyzyjny stanowią świadectwo tego, co próbowano zaciemniać i ukrywać.
Ksiązka ta to hołd złożony przede wszystkim prawdzie i głoszącej ją autorce. To bunt przeciwko sztucznym, ubarwionym reportażom pisanym na zamówienie. To wreszcie lekcja współczesnej historii, rozgrywającej się praktycznie na naszych oczach. To doskonały zbiór ukazujący to z czym wciąż musimy walczyć i co w naszym życiu najważniejsze. To historia i wołanie ludzi, których nikt nie chciał słuchać. Tylko prawda. Bez koloryzowania. Naga. Bezbronna. Boleśnie szczera i brutalna. Niezwykle obfita. Tłumiąca śmiechy i zatrważająca. Zmuszająca do myślenia. Prowokująca ciąg krótkich, urywanych zdań. Porażająca.
Trzeba ją znać. Po prostu. 


Recenzja napisana dla portalu Lektury Reportera, dostępna także po kliknięciu w banner:

czwartek, 22 września 2011

Gdy nie nadejdzie jutro – Paweł Skawiński



Seria Lektury reportera wypuszczona na rynek przez Wydawnictwo Dobra Literatura to niezwykła podróż w głąb ludzkich tradycji, historii i sumień. Wraz z autorami każdej kolejnej książki poznajemy nowe kultury i światy, a co najważniejsze – ludzi, którzy te lokalne rzeczywistości kształtują. Historie ich życia służą temu, by w świecie przepełnionym fikcją i obdartym z prawdy, ukazać miejsca i osoby, które mogłyby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby ktoś zaczął o nich głośno mówić i dążyć do zmian.
Reportaż to charakterystyczny gatunek literacki balansujący na granicy publicystyki, literatury pięknej i literatury faktu. Jako jedyny pozwala na ukazanie zastanych wydarzeń w taki sposób, by kosztem pokazania prawdy nie rezygnować z wprowadzania niezbędnych opisów, dialogów i charakterystyk. Staje się on gatunkiem coraz popularniejszym i coraz bardziej potrzebnym współczesnemu czytelnikowi – ludzie przestają szukać w książkach ucieczki do świata wyobraźni, zamiast tego coraz częściej wybierają lektury mające nauczyć ich czegoś o świecie, w którym żyją i otworzyć oczy na wiele trudnych spraw.

Gdy nie nadejdzie jutro, to druga [zaraz po Każdy zrobił co trzeba] część serii, stawiająca sobie za cel opowiedzenie czytelnikowi o współczesnych Indiach.
Okiem wnikliwego reportera Pawła Skawińskiego i utalentowanej fotograf Ewy Morawskiej poznamy świat obdarty z piękna sari, bolywoodzkiego kina i pięknych widoków rodem z wycieczkowego folderu. Zamiast tego odwiedzimy brudne slumsy i burdele z egzotycznymi prostytutkami. Poznamy prawdziwe oblicze podziałów kastowych, które choć prawnie zabronione, wciąż istnieją i nadal determinują życie wielu mieszkańców.
Autor uświadomi nam jakie dramatyczne konsekwencje dla lokalnych kultur niesie za sobą technologizacja i proces przyspieszania życia objawiający się m.in. łatwością odbywania dalekich podróży.

Reportaż ten obnaży także prawdę o różnicach między przesądami a religią, między zabobonami a wiarą, które w Indiach w sposób szczególny ulegają zatarciu.
Rzeczywistość znana Europejczykom z bollywoodzkich produkcji drastycznie zderzy się z tym co tak naprawdę zastaniemy po przyjeździe do Indii.

Autor zaprezentuje nam również konflikt od lat trwający na kontynencie, zabierze w sam środek domowej wojny.
Po lekturze tej książki przestaniemy postrzegać Indie jedynie jako barwny świat zabytków o bogatej kulturze i religii. Dostrzeżemy, że jak każdy kraj, również i ten posiada swoje problemy, które nie zauważane przez resztę świata kumulują się i zamiast maleć, mają tendencję wzrostową.

Seria Lektury reportera, to kawał dobrej literatury, otwierającej oczy i kształtującej nasz światopogląd.

Koniecznie przeczytajcie! To książka z wyższej półki, napisana z polotem, wzbogacona o wspaniałe fotografie. Utrzymanie ich w tonie czarno-białym jedynie podkreśla atmosferę towarzyszącą wielu opisywanym wydarzeniom. Doskonałe uzupełnienie, pokazujące ciemne strony kolorowych Indii.

Za książkę serdecznie dziękuję Pani Agnieszce z Wydawnictwa Dobra Literatura:)

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Każdy zrobił co trzeba




Każdy zrobił co trzeba, to zbiór reportaży napisanych przez sześć różnych autorek. Choć reporterki różnią się między sobą doświadczeniem zawodowym i pisarskim, ich teksty razem tworzą spójną całość. Gdyby nie podpisy pod kolejnymi reportażami, nie sposób byłoby powiedzieć przez ile osób zostały one napisane. Każdy z osobna jest bardzo dobry, jednak dopiero połączone tworzą doskonałą całość, a zarazem pierwszy tom z serii Lektury reportera.  Na cykl ten składać się będą prawdziwe historie ludzi i wydarzeń podejmujące różnorodną tematykę. Łączyć będzie je jedno – chęć odnalezienia tego, co najważniejsze, a znajdujące się w naszym najbliższym otoczeniu.

Każdy zrobił, co trzeba to spojrzenie na Polskę z zupełnie innej perspektywy. To zbiór historii ludzi dbających o rozwój swoich pasji i dążenie do spełnienia swych marzeń. Każdy z bohaterów szuka szczęścia na swój własny sposób, odnajdując w otaczającej rzeczywistości źródła spełnienia. Są to najczęściej wielkie indywidualności, skarby narodu, mniejszości, których istnienia być może sobie nie uświadamiamy.
Ksiązka ta prezentuje także ciemniejszą stronę życia – pokazuje środowiska ludzi zmagających się z ciężkimi sytuacjami, wielokrotnie na trwałe odbijającymi się na ich psychice.
Autorki jakimi są Bożena Aksamit, Katarzyna Kokowska, Ewa Orczykowska, Oliwia Piotrowska, Ewa Wołkanowska oraz Honorata Zapaśnik śledząc rzeczywistość, natknęły się na wielu ludzi tworzących nasze realia. Swoje obserwacje zawarły w wyważonych, lecz wnikliwych reportażach. Ich różnorodne doświadczenie zawodowe nie stanęło na przeszkodzie do doskonałej i uważnej analizy ludzkich przeżyć i zachowań. Zarówno wprawione dziennikarki, jak i początkujące współpracowniczki gazet polskich spisały się świetnie. Ich teksty uzupełniają się i stanowią zwarty zbiór – zbiór tekstów niejednokrotnie bulwersujących, oburzających, ale także wzruszających i sentymentalnych. Choć jedne dotykają bardziej, a inne mniej, razem tworzą całość otwierającą oczy na  wiele spraw i potworności tego świata. Uczą wrażliwości i większej uwagi w obserwowaniu rzeczywistości. Zachęcają do zainteresowania się tym, co dzieje się podwórko dalej, skłaniają do poszukiwań i interesowania się historią oraz tradycją.

Autorki na swej drodze spotkały Amiszów zamieszkujących ziemie polskie; poetę niezrozumiałego przez najbliższe otoczenie, a docenionego dopiero na wyjeździe; aktorów teatru dla osób niepełnosprawnych; osoby dotknięte przez tragedię szantażu oraz samotności; Wietnamczyków tworzących bardzo silną mniejszość narodową w Polsce; pogan XXI wieku; kobiety, które nie boją się okazywać emocji. Reporterki zderzyły się z cudem teatru, tragediami rodzin pozbawionych miłości, a także bezkarnym zachowaniem niektórych służb mundurowych. Próbowały zrozumieć także wulgarność szerzącą się wśród kobiet oraz coraz częściej występującą agresję z ich strony, przejawiającą się w biciu partnera.

Książka ta obnaża rzeczywistość w jakiej przyszło nam żyć. Jest doskonałą lekturą dla osób poszukujących i pragnących poszerzać swoje horyzonty. Dla osób żądnych poznawania świata i ludzi. Doskonała zapowiedź serii Lektury reportera.
Polecam!

5/6

Za egzemplarz recenzyjny bardzo dziękuję Wydawnictwu Dobra Literatura.