Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szwecja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szwecja. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 kwietnia 2019

Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą - Katarzyna Tubylewicz




Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą, to już kolejna książka Katarzyny Tubylewicz poświęcona Szwecji (patrz Moraliści; Szwecja czyta, Polska czyta).  Tym razem jednak autorka skupiła się na jednym mieście. Mieście, do którego każdy, kto raz je odwiedzi, zechce wracać. Wciąż i wciąż.

Bez względu na to czy już w Sztokholmie byliście, czy dopiero się wybieracie - ta książka będzie dla Was inspiracją, prowadzącą w miejsce nieoczywiste. Tubylewicz nie poprowadzi Was do Skansenu, Junibacken czy Vasa Museum. Pokieruje Was za to szlakiem Archipelagu. Millesgården, Vällingby, Djursholm czy Fotografiska. Miejsca te nie zajmują głównych stron w przewodnikach, stanowią jednak ogromną atrakcję dla wszystkich, którzy w ich strony zabłądzą. 

Mimo że w Sztokholmie byłam, od momentu opuszczenia go już wiedziałam, że muszę tam wrócić. Do tej pory trudno mi stwierdzić co takiego ma w sobie to miasto, że każdy przyjeżdżający tak dobrze się w nim czuje, wiem za to, że lokalizacji, w których warto się tam zgubić jest tak wiele, że podróż należy multiplikować. Nie znam ani jednej osoby, która miałaby inne odczucia - co zatem tak wyjątkowe ma w sobie to miejsce?

Tubylewicz nie tylko pozwala na sentymentalną podróż tym, którzy już zakosztowali w sztokholmskiej ciszy, ale także zachęca każdego, by odwiedził to niezwykłe miasto. Nie tylko prezentując własne doświadczenia, ale też oddając głos swojej rozmówczyni, prof. Ewie Teodorowicz-Hellman.

Liczne muzea, nieprawdopodobnie piękna przyroda, architektura warta zatrzymania się, klimatyczne uliczki i wreszcie cisza, która mimo natłoku ludzi - urzeka. Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą to podróż przez miasto nieoczywiste, pełne kontrastów, ale też pewnej segregacji na przekór oficjalnie głoszonym ideom o tolerancji i równości. Jeśli tylko uda Wam się zajrzeć do Sztokholmu, za Autorką zapraszam Was na przedmieścia - tam zakosztujecie miejskiej różnorodności i kontrastów, które w centrum aż tak bardzo w oczy się nie rzucają. 

Polecam Wam lekturę tej książki - książki, w której Sztokholm widziany jest oczami matki i syna, Polaków żyjących w nim i co dnia obserwujących tamtejszą mentalność. Całość upiększona jest klimatycznymi fotografiami, oddającymi piękno miasta i jego wielobarwność. 

Zanim wybierzecie się do stolicy Szwecji i swą podróż zaczniecie planować w oparciu o popularne przewodniki, zajrzyjcie do Tubylewicz - wszak najlepiej zwiedza się te miejsca, o których informatory milczą, a które mieszkańcy odkrywają. Tym bardziej, że Autorka jak mało kto zna się na tym, o czym pisze.

Do zaczytania!

A o moich wrażeniach z podróży do Sztokholmu przeczytacie tutaj:



niedziela, 11 lutego 2018

Komisarz Gordon. Pierwsza sprawa - Ulf Nilsson


Komisarz Gordon. Pierwsza sprawa to książka, którą spisał Ulf Nilsson otwierająca tę szwedzką serię publikacji, w których ropuszy szef policji walczy z przestępczością swojego leśnego regionu.

Oto sprawa niemała: wiewiórka Waleria została okradziona! Jej zimowe zapasy – dokładnie 204 orzechy – znajdujące się w jednej z dziupli bezpowrotnie zniknęły. Ze względu na prószący śnieg wszelkie ślady zostały w większości zatarte, a sprawca nieujęty. Kradzież ta otwarła całą serię podobnych incydentów mających miejsce w lesie.

Komisarz Gordon postanawia podjąć się sprawy zagrażającej mieszkańcom jego rewiru. Podejrzani są wszyscy. Albo nikt. Szef policji stawia na tradycyjne metody detektywistyczne – obserwację i prowokację. Ta druga zasugerowana została mu przez nową wspólniczkę – policyjną asystentkę Paddy, myszkę, która uratowała mu życie, wydostając go spod śniegu, który pokrył go podczas wstępnego rozeznawania miejsca zbrodni.

Niecodzienna i niepozorna para wyrusza śladem przestępcy, by ukrócić jego działalność. Czy im się uda? Kto stoi za zuchwałą kradzieżą i czym był powodowany?

Zanim bohaterowie rozwiążą sprawę, czekać  ich będzie seria nie lada niespodzianek oraz cała masa pysznych ciasteczek przygotowanych specjalnie na różne pory dnia, wyznaczające dobowy rytm. Książka jest niepozbawiona humoru – tak postaciowego, jak sytuacyjnego. Komisarz Gordon, mimo że wyposażony w sprzęt policyjny z  prawdziwego zdarzenia – pałkę oraz kajdanki – nie lubi uciekać się do ostateczności. Jego celem i misją jest (ach, jakie to szwedzkie!) pokojowe rozwiązywanie wszelkich sporów i sprawiedliwe karanie sprawców. Być może dlatego cela w jego areszcie wciąż jest wolna i mogła zostać zaanektowana dla Paddy? Czy i tym razem uda mu się sfinalizować śledztwo nie uciekając się do siły?

Dochodzenie prowadzone klasycznymi metodami ujmuje, a bohaterowie wspaniale sprawdzają się w osadzonych rolach. Budzą oni ogromną sympatię i z miejsca zachęcają do dalszej lektury. Opowieść ta może nie tylko sprawić dzieciakom frajdę, ale też nauczyć ich dedukcji, logicznego myślenia i eliminowania niepasujących do całości elementów, po to, by ułożyć niełatwą układankę prawdy. Wszystko to zaś okraszone sporą dawką humoru. Idealne oswajania z  gatunkiem!

Serdecznie polecam!


środa, 14 czerwca 2017

Moraliści - Katarzyna Tubylewicz



Katarzynę Tubylewicz poznałam dzięki doskonałej publikacji Szwecja czyta, Polska czyta obrazującej rodzimą oraz zamorską sytuację i kondycję czytelniczą. Tym razem, autorka ponownie zabiera nas w podróż do stolicy Wikingów, by pokazać kraj jawiący nam się jako kraina mlekiem i miodem płynący, jako państwo borykające się z podobnymi jak i my problemami.

Tytuł, jak wskazuje sama Tubylewicz, ma wydźwięk podwójny. Po pierwsze, jest lekko ironicznym wytknięciem Szwedom ich podwójnej moralności – wzniosłe ideały nie zawsze mają bowiem pokrycie w rzeczywistych wyborach dnia codziennego. Są jednak Szwedzi mimo wszystko moralistami oraz idealistami – dążą do równości, braterstwa i jedności w każdej dziedzinie życia, a że zdarzają się wyjątki oraz uchybienia – cóż, ciągle pozostają oni tylko ludźmi. Autorka nie ocenia, lecz prezentuje kraj, w jakim żyje od lat, pozwalając czytelnikowi na samodzielny osąd. Jedno jest pewne – po lekturze tej książki Szwecja przestanie jawić nam się jako idylla, stanie się bardziej przyziemna i nie tak odległa.

Tubylewicz bardzo wiele miejsca poświęca w książce rozmowom o uchodźcach, szwedzkiej wielokulturowości, dążeniach do odosobnienia, rasizmie, terroryzmie i jego współczesnym obliczom oraz sposobom zapobiegania, a także konfliktom religijnym. Mimo że publikacja tworzona była jeszcze przed sztokholmskim atakiem terrorystycznym, znajdujące się w niej rozważania są aktualne także i po nim. Całość ma znamiona uniwersalności.

W wielu miejscach jej rozmówcy zastanawiają się na ile przybywające do ich kraju osoby są uchodźcami, a na ile poszukiwaczami lepszego życia w kraju, o którym słyszy się jako o niezwykle otwartym i przyjaznym, i który króluje na internetowych listach najlepszych wyborów dla osób pragnących uciec z własnego kraju. Przeprowadza autorka wywiady z różnymi osobami, przedstawicielami różnych środowisk i głosicielami różnych poglądów, dzięki czemu jej książka stanowi prawdziwy przekrój szwedzkiej społeczności. Rozmowy dotyczą także kwestii solidarności, praw kobiet, feminizmu, tolerancji, człowieczeństwa, równości, integracji, a także uniwersalności, a więc wszystkich tych tematów, przez pryzmat których patrzy się na Szwecję jak na raj już na ziemi. Wokół nich się ogniskuje, jednak dygresjami dociera także dalej, pogłębiając te kwestie, które dla interlokutorów były szczególnie ważkie.

Tubylewicz wykonała kawał dobrej roboty, obłaskawiając i uładzając oraz odzierając z łatki „wzorowego i idealnego” kraj, wydający się nie do doścignięcia, szczególne nam, Polakom. Pokazuje jednak, jak różni się myślenie Szwedów piastujących różne stanowiska od myślenia przedstawicieli tych samych grup wywodzących się z Polski. Dzieli nas nie tylko morze wody, ale także morze ufności i sposobu patrzenia na drugiego człowieka. Te jednak wynikają u nas w dużej mierze z historii, jak i z sytuacji gospodarczej. Warto przyglądać się naszym sąsiadom i uczyć – od nich oraz na ich błędach, które przecież popełniają.

Moraliści to obraz Szwecji kolorowej, nie jedynie żółto-niebieskiej, lecz mieniącej się feerią barw, niejasności, problemów do przepracowania i błędów, z  których trzeba wyciągnąć wnioski. To bardzo dobre świadectwo życia w państwie uchodzącym za idealne, pokazujące jak wiele zależy tak naprawdę od nas samych i naszego sposobu myślenia – gdybyśmy mieli wpojone poczucie równości i braterstwa, wielu problemów – tak gospodarczych, jak społecznych – moglibyśmy uniknąć. Tam bowiem, gdzie to nie pieniądz i pragnienie jak najszybszego dorobienia się gra kluczową rolę, żyje się przyjemniej. I podobno – dłużej.

I o tym między innymi jest ta książka, którą szczerze polecam Waszej uwadze. 


czwartek, 23 marca 2017

I cóż, że o Szwecji - Natalia Kołaczek



I cóż, że o Szwecji to książka autorki, która jak nikt inny w polskiej blogosferze zna się na Szwecji – Natalii Kołaczek, autorki Szwecjobloga, którego czytam namiętnie, i którego lekturę polecam wszystkim tym, którzy chcieliby swoją wiedzę uzupełnić, jak i tym, którzy zasmakują w książce i nawet się nad kontynuowaniem szwedzkiej przygody nie będą zastanawiać.

Publikacja ta jest bardzo przekrojowa – autorka przyjęła sobie za cel opowiedzenie wszystkiego po trochu, po to, by rozbudzić zainteresowanie czytelnika opisywanym przez nią krajem i jego mieszkańcami. Będzie zatem trochę języka, trochę tradycji, trochę kultury, trochę kulinariów, trochę zwyczajów i ciekawostek.

Jako że literaturę faktu poświęconą Szwecji czytam nałogowo, ciekawa byłam czy w książce tej znajdę jakąkolwiek informację, której wcześniej bym nie przeczytała. Ku mojej wielkiej uciesze smaczków takich jest wiele. Autorka nie dość, że jest specjalistką od wyszukiwania szwedzkich newsów, wszak język opanowany ma do perfekcji, to jeszcze przekazuje informacje z pierwszej ręki – wiele anegdotek pochodzi z jej podróży do Szwecji. A te są zawsze najciekawsze.

I tak oto dowiecie się czym jest syndrom Bullerbyn, jak dogadać się z uchodzącym za introwertycznego i małomównego Szwedem, dlaczego w sklepowej kasie okazuje się, że płacicie inaczej niż sobie policzyliście (sprawdziłam empirycznie, prawda to!), dlaczego Szwedzi uważają, że królewskie dzieci są traktowane niesprawiedliwie, pogotujecie z niestroniącym od przekleństw Food Emperorem i dowiecie się dlaczego klnie po polsku z takim upodobaniem, poznacie wszelkie możliwe powody do świętowania, uzyskacie odpowiedź na to przez ile lat szwedzka zabudowa będzie jeszcze tak charakterystycznie czerwona i dowiecie się jak przejawia się słynne szwedzkie równouprawnienie.

Wielkim plusem jest to, że autorka podczas przytaczania kolejnych informacji, buduje możliwie najdokładniejszy kontekst – nierzadko historyczny. Jest to ogromną zaletą, bowiem pozwala usytuować zjawisko / słowo / wydarzenie w odpowiedniej przestrzeni, a co za tym idzie – lepiej je zrozumieć i zapamiętać.

Całość przeplatana jest fotografiami, które to budzą tęsknotę za Północą, to zaś wzmagają apetyt i rozbudzają ochotę na słodycze, innym zaś razem pozwalają na przeniesienie się w pamięci i wyobraźni do miejsc odwiedzonych i tych wciąż nieznanych. Kołaczek sprawia, że terra incognito staje się oswojona, zrozumiała, niemalże własna i swojska. Zdecydowanym walorem jest także wydanie, szczególnie zaś dobrej jakości papier.

Jeśli towarzyszy Wam fascynacja krajami skandynawskimi, jeśli Szwecja jest Waszym spełnionym lub wciąż niespełnionym marzeniem, jeśli lubicie odkrywać kultury bliskie, a jednocześnie całkiem inne niż nasza – książka będzie dla Was bardziej niż satysfakcjonująca. 

Nabierzecie ochoty na więcej, gwarantuję;)


poniedziałek, 18 lipca 2016

Do zobaczenia następnym razem - Rose Lagercrantz



Do zobaczenia następnym razem to kolejna część bestsellerowego cyklu Rose Lagercrantz i Evy Eriksson, wydawanego przez Wydawnictwo Zakamarki. W skład serii wchodzą Moje szczęśliwe życie, Moje serce skacze z radości, Kiedy ostatnio byłam szczęśliwa i Życie według Duni.
Główna bohaterka, Dunia, rozpoczyna właśnie drugą klasę. Wakacje się skończyły i pora zmierzyć się z nowymi obowiązkami oraz nauką. Zanim to jednak nastąpi, dziewczynka wraz z klasą udaje się na wycieczkę do sztokholmskiego Skansenu.

(...)

Książeczka ta w niezwykły sposób opisuje trudne uczucia jakimi szargane jest małe dziecko. Niezrozumienie, osamotnienie, tęsknota za bliską koleżanką – wszystkie te emocje kotłują się w dziewczynce, nie mając ujścia. Jak o nich rozmawiać? Jak o nich pisać? Co z nimi zrobić? Lagercrantz próbuje odnaleźć odpowiedzi na te i wiele innych pytań, mogących kłębić się w głowie dziecka podczas lektury, ale także ze względu na jego osobiste przeżycia i doświadczenia.

Uzupełnieniem publikacji są rewelacyjne rysunki, które doskonale oddają Skansen w Sztokholmie. Oglądając je, przypominałam sobie swoje własne spacery sprzed roku. Ilustratorka świetnie przedstawiła jego najbardziej charakterystyczne elementy, czyniąc książeczkę jeszcze bardziej wiarygodną i imitującą rzeczywistość.

(...)

Polecam gorąco tę opowieść o przyjaźni dwu dziewczynek i trudnych emocjach przeżywanych w szkole. Jeśli można prosto i stosownie mówić dziecku o uczuciach, to autorkom to właśnie udało się doskonale.  

Całość recenzji na:


czwartek, 4 lutego 2016

Najlepsza książka na świecie - Peter Stjernström



Najlepsza książka na świecie to mocno autoironiczna opowieść, uderzająca w świat pisarzy i wydawnictw.
Jej główny bohater, Tytus Jensen, to uzależniony od alkoholu pisarz – niegdyś osiągał szczyty popularności, dziś już jedynie bawi gości klubu swoimi zabawnymi – i zawsze pijackimi – interpretacjami głosowymi podawanych mu tekstów.

Podczas jednej z alkoholowych wieczorów po występie, wraz z kolegą po piórze, Eddiem X, wpada na pomysł stworzenia Najlepszej książki na świecie, łączącej w sobie wszystkie gatunki i mogącej zdobyć status bestsellera w kilku kategoriach jednocześnie: miałby to być kryminał, książka kucharska, poradnik odchudzania, podręcznik zarządzania, poradnik dla majsterkowiczów, instrukcja pierwszej pomocy, opowieść o miłości, porady dla goniących za szczęściem – słowem, wszystko (i nic, chciałoby się dodać).

Myśl o książce staje się jego idée fix. Bohater nie skupia się już na niczym innym, jak tylko na swoim przyszłym dziele. Pomysłem zaraża swojego wydawcę, który nie tylko godzi się na zainwestowanie w  przyszły bestseller, to jeszcze buduje wokół niego cały system zabezpieczający, pozwalający pisarzowi wyjść z nałogu i wrócić na właściwe tory, koncentrując się miast na spożyciu alkoholu – na tkaniu opowieści.

Na drodze do sukcesu Tytusa staje nie kto inny, jak Eddie X, na którym pomysł również wywarł ogromne wrażenie.

Rozpoczyna się wyścig twórców, z których jeden właśnie jest na szczycie i z łatwością zyskuje poparcie fanów, a drugi stara się odzyskać utraconą niegdyś popularność i szacunek. Kto pierwszy ukończy swoje dzieło?

Peter Stjernström jako udziałowiec w jednej z najważniejszych szwedzkich agencji literackich wie, co w trawie piszczy. Jego bohaterowie zdają się stanowić odpowiedź na to, co obecnie dzieje się na rynku wydawniczym – poszukiwanie pomysłu na pewny bestseller, wyścig szczurów wśród autorów, niemożność przewidzenia tego, co się sprzeda, a co nie, co spodoba się czytelnikom, a co zostanie przez nich odrzucone, jaka kreacja twórcy jest pożądana, a jaka paseé.

Czyta się ją z wielką przyjemnością, obserwując ten pełen autoironii i wychylania się twórcy przed szereg wyścig. Dobra lektura, słodko-gorzka, z przemyślaną intrygą i świetną grą tytułem.

Okładka idealnie oddaje synkretyzm tego, co ma powstać spod pióra Tytusa, a sam tytuł jest kapitalnym chwytem marketingowym - nie dość, że oddaje istotę, to jeszcze słusznie przyciąga uwagę.
Co niektórzy mogą sądzić, że jest mocno przesadzony i zuchwały i z tych względów po książkę nie sięgnąć, myślę jednak, że zwycięży ciekawość...:)
Jeden z wielu przykładów cudownej ironii


poniedziałek, 1 lutego 2016

Szwecja czyta, Polska czyta, red. Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko-Zyglewska




O kondycji polskiego czytelnictwa pisano już wiele.
Rokrocznie powstają raporty, od których czytającym włos jeży się na głowie. Polacy nie czytają, nie kupują książek, nie wypożyczają, unikają wszelkiego kontaktu ze słowem pisanym – podobno najgorzej jest wśród młodzieży.

Moje osobiste obserwacje zdają się zadawać kłam tego typu doniesieniom, bo – chyba mam ogromne szczęście lub to kwestia wyboru ścieżki życiowej – obracam się wśród niemalże samych czytających. Czytających i kupujących książki masowo. Lub masowo je wypożyczających. To jednak nie zmieni statystyk, nie zreformuje kultury czytania w Polsce w ogóle. Zawsze z wielka ochotą sięgam po teksty pochylając się nad tym tematem.

Wyjątkową pozycją poruszającą tę problematykę jest Szwecja czyta, Polska czyta biorąca pod lupę dwa sąsiadujące ze sobą kraje – Polskę i Szwecję, które dzieli nie tylko morze, ale także ocean jeśli idzie o sposób podejścia do czytania i wychowywania pokolenia młodych czytelników.

Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko-Zyglewska podjęły się rozmów z przedstawicielami Szwecji i Poski, mającymi znaczący wpływ na poziom czytelnictwa w tychże. Wśród nich znaleźli się pisarze, bibliotekarze, udziałowcy w największych wydawnictwach – wszyscy zatroskani o kulturę czytania, wskazujący na sposób walki o nią w obu krajach.

Niemalże już od pierwszych wypowiadanych przez nich słów widać różnice w sposobie rozumienia tematu – Polska po upadku komunizmu zachłysnęła się wolnością, która to widoczna jest również w  sposobie wydawania i promowania książek. O czytelnika nie dba się od najmłodszych lat, dopiero od niedawna słychać głosy wsparcia dla czytania od urodzenia, stąd wśród młodzieży znaczący spadek zainteresowania lekturą – szczególnie jeśli zamiast niej mogą sięgnąć po to co łatwiejsze i szybsze – film czy grę. Szwedzi natomiast statystycznie czytają 20 minut dziennie – niby nic, droga z pracy do domu – a jednak to właśnie między innymi ten drobiazg wskazuje na szacunek i przywiązanie Szwedów dla słowa pisanego w ogóle. My wracając z  pracy, najczęściej mamy w ręku telefon.

Nie sposób jednoznacznie ocenić powodów takiego stanu – jest ich wiele. Zupełnie inna sytuacja ekonomiczna, inny status pracownika, inne zarobki, inny czas pracy, inne warunki życia. Nie można zatem Szwecji czcić bałwochwalczo, można jednak przeczytać, wyciągnąć wnioski i wprowadzić – często naprawdę drobne – zmiany, mogące budować kulturę czytania od najmłodszych lat.

Kapitalna pozycja, dla wszystkich zatroskanych o stan czytelnictwa w Polsce - wydawców, bibliotekarzy, nauczycieli, księgarzy, czytelników. Kopalnia pomysłów, inspiracji i iskierka nadziei – wszak podobno w  tym roku Polacy książek kupowali więcej…


Lektura obowiązkowa!

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Żelazna krew - Liza Marklund




Rzecz dzieje się w Sztokholmie, zahaczając momentami o Hiszpanię. Annika Bengtzon postanawia powrócić do niewyjaśnionych wątków ze starych śledztw. Jej uwagę szczególnie przyciąga sprawa, do której kobieta ma stosunek mocno emocjonalny, jaką było zabójstwo młodej dziewczyny, do którego (jak i do czterech innych) przyznał się Gustav Holmerud. Detektyw jest pewna, że jego zachowanie podyktowane było chęcią zyskania popularności, nie zaś prawdziwym poczuciem winy. Annika widzi w nim mordercę jednorazowego, a co za tym idzie – kryjącego czterech innych zabójców, wciąż przebywających na wolności.

Gdy sprawa zostaje wznowiona, w tajemniczych okolicznościach znika siostra Anniki – Brigitta. Kobiety od dłuższego czasu nie utrzymywały ze sobą kontaktu, jednak niedawno bohaterka zaczęła dostawać od niej SMS-y zawierające prośbę o pomoc. Bardzo prędko wychodzi na jaw, że sprawa porwania powiązana jest z morderstwami sprzed lat, które dotąd nie dawały Annice spokoju

Żelazna krew nie wzbudziła we mnie takich emocji, jakie chyba powinna. Lekturę kilkakrotnie przekładałam, nie mogąc wgryźć się w początek. Gdy już jednak zmotywowana zaczęłam czytać na dobre – bardzo sprawnie przez nią przebrnęłam. Wszystko za sprawą języka, którym niczym się nie wyróżnia i stanowi świetne tło dla całości - jest prosty w odbiorze i wolny od sformułowań wyprowadzających go przed szereg. 

Niestety – podobnie jak szybko czytałam, równie prędko zaczęłam powieść tę z pamięci wypierać. Wszystko to wcale nie przez jej miałkość, lecz raczej przeciętność i klasyczność – nic mnie nie zaskoczyło, nie ujęło, nie zdziwiło, nie zaniepokoiło. Zabrakło wrażeń, których oczekuję od Czarnej serii, i które z niej pamiętam.


W rezultacie otrzymałam dobre, choć niczym niewyróżniające się czytadło kryminalne, które z żalem (choć bez żalu) odłożyłam na półkę. Szkoda, że cykl z Anniką Bengtzon w roli głównej (to była jedenasta już część) kończy się tak pospolicie, bo nie zachęca to wcale do powrotów.

Jeśli jesteście fanami cyklu - warto lekturę dokończyć, jeśli jednak nie - z powodzeniem możecie sięgnąć po inny tytuł Czarnej serii, niczego nie tracąc.

wtorek, 29 grudnia 2015

Szwedzi. Ciepło na północy – Katarzyna Molęda



Szwedzi. Ciepło na północy to jedna z lepszych książek poświęconych Szwecji, jakie czytałam. Autorka przygląda się Szwecji z wielu perspektyw: eksploruje zarówno dzielnice bogaczy, z  Södermalmem na czele, jak i dzielnice niemalże całkowicie muzułmańskie, bolejąc nad małą (pomimo starań) wewnętrzną integracją z imigrantami.

Prezentuje naród zaczytujący się w kryminałach, z nabożeństwem traktujący codzienną fikę, uwielbiający sport i uprawiający go w  każdym wieku, w  każdym stanie zdrowia. To faktycznie ten element życia, który sprawia, że podczas podróży do Szwecji można nabawić się wyrzutów sumienia – niemalże każdy biega, ćwiczy, rozciąga się lub chociażby spaceruje. Na cmentarzu spotyka się nagrobki ze średnią wieku 80+, co jest jedynie efektem zdrowego trybu życia. Szwedzi są niezwykle zbilansowani: odpoczywają, są aktywni fizycznie i zawodowo, ale robią przy tym wszystko, by stres ograniczać do minimum. I ten cel jest celem ogólnonarodowym – każdy robi wszystko, by żyło się coraz lepiej.

Kapitalnie czyta się o sprawach, których miało się okazję doświadczyć na własnej skórze: o braku realnie istniejącej poczty,  o urlopach tacierzyńskich, ojcach, który niemalże stadnie spacerują ze swoimi pociechami po parku, o setkach muzeów otwartych i przyjaznych zwiedzającym, o słonej lukrecji, umownych sklepowych cenach, snobizmom żywieniowym, umiłowaniu świętowania, spokoju, pięknie przyrody, umiłowaniu harmonii i równości, poszanowaniu dla drugiego i szwedzkiej kulturze, a także zaufaniu – nawet do obcych (w  Polsce nie do pomyślenia, a tu na każdym kroku rowery porzucone bez zabezpieczeń, otwarte domy, klucze pod wycieraczką).  Poznajemy Szweda-introwertyka, który choćby był i geniuszem, w  swej mądrości nigdy nie będzie się wywyższał, lecz wysłucha opinię interlokutora, naprowadzając go na prawidłowe wnioski tak, by nawet się nie zorientował.

Autorka zmierza się ze stereotypami, którym w  większości zadaje kłam. Pokazuje dwie strony medalu: Szwedów z  perspektywy Polaków i Polaków z perspektywy Szwedów. Maluje również obraz Szweda widziany jego oczami, co z kolei tworzy kompletny wizerunek całości, tworzony z wielu różnych perspektyw i pozwalający na konfrontację wyobrażeń i życzeń z  rzeczywistością.


Okraszone anegdotami, skrzące się ciekawostkami, kapitalnie napisane – do wielokrotnej lektury. 


Szwecja moimi oczami:

wtorek, 24 listopada 2015

Śmiercionośny upominek – Erik Axl Sund



Sztokholm został zainfekowany przez wirusa samobójstw. Co rusz słyszy się o kolejnej ofierze, która w chwili śmierci znaleziona zostaje ze słuchawkami na uszach, z muzyką Hungera w tle.
Podczas sekcji zmarłych okazuje się, że ich żołądki wypełnione są papierem, co wskazywać by mogło na dokonaną już wcześniej czynność patomorfologa. Śledczy podejrzewają, że każda z ofiar przed śmiercią zjadła własny pamiętnik.

Co jeszcze łączy wszystkich samobójców? Dlaczego każdy z nich ma rys powtarzalności? Czy za serią śmierci stoi ktoś inny?


Erik Axl Sund to pseudonim artystyczny dwu piszących w duecie pisarzy, którzy sprawdzają się jako twórcy niepokojących tekstów. Choć w Śmiercionośnym upominku było kilka momentów przestojowych, ostateczne wrażenie pozostaje dobre – autorzy sprawnie kołują czytelnika, wprowadzając zamieszanie do jego sposobu myślenia i powoli klarującego się rozwiązania. Co prawda brakuje tutaj wielkich emocji, wciąż jednak pozostaje to kryminał na dobrym poziomie, po który bez obaw możecie sięgnąć, gdy zapragniecie ponurzać się w literaturze skąpanej krwią i niejasnymi zgonami.

Na jakość mojego odbioru wpłynęła w znakomitej mierze moja znajomość większości opisywanych miejsc – niedawna wizyta w Sztokholmie pozwala mi teraz pełniej i głębiej wchodzić w narracje zbudowane właśnie w tym mieście, sprawia, że czytam bardziej świadomie i potrafię poradzić sobie z topograficznym rozmieszczeniem kolejno opisywanych przestrzeni bez konieczności nerwowego zerkania w mapę. Czytając o Södermalmie, widzę tę dzielnicę, jestem w stanie zwizualizować sobie to, o czym piszą autorzy. Świetne dopełnienie!


Lekturę polecam fanom kryminałów, w których trup ściele się gęsto, a wyjaśnienie zagadki nie przychodzi prędko, przynosząc chwałę detektywowi.  Wręcz przeciwnie – skandynawski mroczny klimat został utrzymany, prowadząc do nieoczywistego finału. 

piątek, 30 października 2015

Szwecja okiem Polki, cz. IV (Junibacken - Muminkowy raj)




Czas na ostatnią, czwartą część wrażeń z podróży. Co najlepszego ma do zaoferowania Szwecja?:)
Coś wyjątkowego, muminkowego...
Relacja zatem muminkowa, pamiątkowa i bardzo osobista;)

Niech te uśmiechy zostaną z Wami i ze mną - żebyście widzieli jak nam się podobało i jak dopisywały humory;)

Junibacken to miejsce marzeń (hej, w Sztokholmie do co drugiego miejsca mogłabym użyć tego określenia!:P). Wszędzie Astrid Lindgren i Tove Jansson - bajkowy, muminkowy raj! Co z tego, że za chwilę przekroczę ćwierćwiecze? W miejscu jak te każdy jest dzieckiem, uwierzcie!:))

Nie mogę podzielić się z Wami wszystkim, ale uwierzcie - było magicznie. Poza zwiedzaniem i wskakiwaniem do każdego domku, miałyśmy okazję przejechać się kolejką, w której nie tylko wysłuchałyśmy bajki opowiadanej po polsku, ale też przemierzyłyśmy cały świat Lindgren - cudo nie do wyrażenia słowami!

Muminkowy sklep był rzecz jasna obłędny, choć niektóre ceny nie pokrywają się z tym, co można wykombinować w Polsce;) Wielu rzeczy jednak do nas sprowadzić się nie da, więc z chęcią uległam czarowi zakupów;)







Willa Śmiesznotka wewnątrz...


... i z zewnątrz


W takich warunkach aż miło jeść!






Koszmar wielu:))









Puszki mnie urzekły...:)


















Oczywiście przywiozłam ze sobą kilka pamiątek - obowiązkowe herbaty i muminkową puszkę na nie, muminkowe zakładki i kartki, ciepły szalik we wszechobecne łosie, słabo widoczną zawieszkę-Muminka i rzecz jasna kilka pocztówek:) Do tego wieeeele czekolad, które zdążyły już zostać skonsumowane, więc na zdjęcie siłą rzeczy się nie załapały:)


Na koniec zostawiam Was z naszymi uśmiechami, mając nadzieję na prędki powrót do Sztokholmu:)













Gdzieś w Uppsali




czwartek, 29 października 2015

Szwedzka przyroda - relacji z podróży cz. III






Czas na to, co w Szwecji najpiękniejsze i pewnie przez wielu z Was najbardziej oczekiwane - obłędną przyrodę. Pogoda dopisywała nam przez cały pobyt, dzięki czemu zdjęcia nawet bez użycia jakiegokolwiek filtru są przepiękne! Zresztą sami zobaczcie. Można się zakochać, prawda?:)))
























Cmentarz

Nasza ulubiona miejscówa - widać po zadowolonych minach;)) 

































Relacja ze Szwecji cz. I - klik 
Relacja ze Szwecji cz. II - klik