
Tworzenie wizerunku Ikony okupione jest cierpieniem wielu.
Walka w pogoni za sławą często sprawia, że człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się marionetką. Zabawką w rękach ludzi, którzy oczekują określonego zachowania, ścisłego przestrzegania reguł, grania wedle wymogów i całkowitej rezygnacji z prywatności.
Utracona wolność staje się największym kosztem popularności.
Nie inaczej rzecz miała się z jedną z największych światowych Ikon wszech czasów – Marilyn Monroe. Choć dziś postać ta jest wielu ludziom, zwłaszcza młodszemu pokoleniu, znana jedynie z powodu mienienia jej symbolem seksu oraz masowo dostępnym i powielanym wizerunkom, tak naprawdę gwiazda Księcia i aktoreczki była kimś znacznie więcej.
O jej wartości i kruchości jako człowieka miał okazję przekonać się Colin Clark, który ten krótki epizod ze swojego życia postanowił opisać w książce-wspomnieniu Mój tydzień z Marilyn.

Marilyn jest zaskoczona tym, że choć wyraźnie pociąga Colina, nie jest on nastawiony na przelotny romans z gwiazdą. Choć ekipa filmowa ma jasno wyrobione zdanie na temat ich potajemnych spotkań pod nieobecność męża Marilyn, ich relacja tak naprawdę opiera się na czystej i szczerej przyjaźni.
Sława spowija ją jak płaszcz, który zarówno chroni, jak przyciąga. Jej aura jest niewiarygodnie silna – wystarczająco silna, by trwać nadal po rozcieńczeniu przez tysiące ekranów kinowych na całym świecie. Na żywo ten stopień naturalnego gwiazdorstwa jest niemal nie do udźwignięcia. [1]
Colin robi coś, czego nie zrobił dotąd chyba nikt - odkrywa w Marilyn człowieka, daje jej szansę na chwile szczęścia spędzone z dala od reflektorów i błysku fleszy. Zauważa w niej niezwykle osamotnioną istotę, która za wszelką cenę pragnie akceptacji siebie, taką jaką naprawdę jest, a nie swojego wizerunku wykreowanego na potrzeby kolejnych produkcji filmowych. Marilyn bardzo silnie pragnie być dostrzegana, słuchana. Jej największą obawą jest porzucenie, przed którym wzbrania się na wszelkie sposoby.

Wspomnienia Colina Clarka, to opowieść nie o upadku gwiazdy, lecz o upadku człowieka, o nieuchronnej drodze ku przepaści i samozagładzie. To niewyobrażalnie smutna historia kogoś, o kim usłyszał cały świat. Pozbawiona subtelności, szczera i prawdziwie poruszająca narracja. To zaledwie opis kilku dni, podczas których Marilyn jawi się jako stłamszona osobistość, przygnieciona ciężarem sławy i oczekiwań współpracowników. Za sprawą spotkania z Clarkiem otrzymała od losu niepowtarzalną szansę na chwilę zabawy, odpoczynku i nabrania dystansu. Z tej perspektywy Mój tydzień z Marilyn to także studium psychiki celebrytki, której nie trzeba było wiele, by doświadczyć szczęścia, a która mimo wszystko od nikogo nie dostała nawet tego minimum potrzebnego jej, by żyć. Smutne, a co gorsza – prawdziwe.
Na podstawie książki powstał film w reżyserii Simona Curtisa pod tym samym tytułem.
[1]Colin Clark, Mój tydzień z Marilyn, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 19.
Rzuciłam się na Twoją recenzję, bo Marilyn wzbudza we mnie takie emocje, że nawet nie poczekałam na ukazania się książki tylko czym prędzej pobiegłam na film, który mnie po prostu wzruszył. Sięgnę na 100% po lekturę, prędzej czy później!Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńA ja musiałam aż wgryzać zęby w ścianę, żeby czasem nie obejrzeć filmu przed dotarciem do książki! Mam nadzieję, że szybko uda mi się zrobić seans z Marilyn;)
UsuńZ chęcią bym przeczytała książkę i obejrzała film, ale tylko z czystej ciekawości. Muszę przyznać, że wcale nie jest fanką urody Marilyn.
OdpowiedzUsuńWielką fanką jej urody również nie jestem, ale ona jest dla mnie fenomenem:) Nie ulega wątpliwości, że to wielka osobowość, która na trwałe wpisała się w historię kina i...nie tylko:)
UsuńFilm oglądałam dwa razy. Za pierwszym odebrałam go o wiele mocniej, drugi raz osłabił wrażenie. Na książkę tęsknie patrzę i czekam, aż będę mogła ją przeczytać. Twoja recenzja utwierdza mnie w tym niezłomnym przekonaniu. Film pokazał MM jako znacznie głupszą niż była. Uświadomiłam sobie to właśnie w trakcie drugiego seansu. Mam nadzieję, że książka jest inna.
OdpowiedzUsuńHmmm, nie wiem jaka była MM. W każdym razie - w książce przedstawiony jest raczej jej pozytywny obraz, przynajmniej z perspektywy Clarka. Otoczenie ostrzegało go przed jej wyrachowaniem, grą, przemyślaną taktyką uwodzenia. Na pewno nie odebrałam jej jako głupią:)
UsuńWidać taką tendencję. Ludzie utalentowani, mający cały świat u stóp bardzo często źle kończą np. Michael Jackson czy ostatnio Whitney Houston. To bardzo smutne....
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała - nie dlatego, że jestem jej fanką, ale mam słabość do ludzi o niestabilnej psychice i zagadkowej śmierci:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Obejrzałam niedawno film. Pokazano w nim Marilyn jako kapryśną, infantylną, niestabilną emocjonalnie, śliczną laleczkę. Byłam oburzona trochę takim jej przedstawieniem, ale chyba właśnie tak świat ją postrzegał. Po obejrzeniu filmu obejrzałam parę dokumentów na jej temat. Teraz z chęcią poczytałabym jakąś książkę o tej nietuzinkowej kobiecie. Fenomen Marilyn wciąż mnie ekscytuje. Bardzo ciekawa i zagadkowa kobieta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Uwielbiam Marilyn, książkę muszę koniecznie przeczytać, a mam już od dawna na nią straszetną ochotę :)
OdpowiedzUsuńZaczarowalam sie, na pewno przeczytam :-).
OdpowiedzUsuńHej, jestem wielką fanką książki o Marilyn. Uważam, że Clarkowi udało się świetnie oddać jej charakter i słabości, a przy tym pokazać trochę plan filmowy od środka oraz klimat tamtych czasów. Książkę przeczytałam jednym tchem i polecam wszystkim fanom do sięgnięcia po nią.
OdpowiedzUsuń