Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zemsta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zemsta. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 września 2014

Zwierciadło pęka w odłamków stos – Agatha Christie


Tytuł: Zwierciadło pęka w odłamków stos
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
ISBN: 978-83-245-9293-7
Ilość stron
: 280
Cena: 24,90zł


Zwierciadło pęka w odłamków stos urzekło mnie w dwójnasób – raz, że intryga skonstruowana jak zwykle misternie, a przy tym rozwiązanie zagadki prostsze być już nie mogło, co potęguje wrażenie mistrzostwa Christie, dwa, że autorka wspomina w nim wielokrotnie uwielbiany przeze mnie tekst Tennysona, z którego zaczerpnięty został tytuł, a który przez lata stawał się inspiracją dla innych artystów. Pod recenzją prezentuję piosenkę, będącą jedną z najpiękniejszych znanych mi korespondencji tekstów, a której melodię słyszałam i którą nuciłam  niemalże przez całą lekturę.  





Zerwana nić jak cienki włos,
Zwierciadło pęka w odłamków stos,
,,Klątwa nade mną”, woła w głos
Pani na Shalott1.


Podczas przyjęcia w Gossington Hall spotyka się wielu ludzi, w tym fanów znaczącej aktorki Mariny Gregg. Jedną z jej wielbicielek obecnych na fecie, była Heather Badcock, z wielkim zapałem opowiadająca o tym, jak przed laty mimo choroby, pobiegła na spotkanie z nią, by zyskać autograf. Krótko po ich rozmowie, Heather ginie, wypiwszy truciznę przeznaczoną, jak sądzono, wcale nie dla niej, lecz dla gwiazdy filmowej, która oddała jej swój koktajl po niefortunnym wypadku.
St Mary Mead po raz kolejny staje się sceną dla licznych morderstw, popełnianych raz po raz na ludziach obecnych na przyjęciu. Sprawą zajmuje się nie kto inny, jak wiekowa już Jane Marple, dla której rozwiązywanie zagadek kryminalnych jest najlepszym medykamentem na świecie. Tylko ona jest w stanie spojrzeć na sprawę z należytej perspektywy i przyjąć spojrzenie mordercy, z niezwykłą precyzją łącząc fakty dla policji nieczytelne. W swoim rozumowaniu korzysta – co częste dla utworów Christie – z utworu literackiego, idealnie opisującego sytuację na fecie oraz późniejsze wydarzeni: jest on nie tylko poszlaką, ale też doskonałą puentą.
Autorka po raz kolejny proponuje nam zmyślną intrygę, której rozwiązanie jest tak oczywiste, że nikomu – poza starszą panią – nie przychodzi nawet do głowy. Morderca popełnił zbrodnię doskonałą, korzystając ze sprzyjających okoliczności i świetnie maskując swoje poczynania.

To jedna z książek Christie, którą dzięki licznym odwołaniom i własnym porównaniom przeżyłam wyjątkowo silnie.
Polecam ją gorąco, w tle koniecznie puszczajcie wersję Joli Koryckiej i Wojciecha Dudzińskiego (Marta – dzięki Tobie!) lub – dla lubujących się w wersjach obcojęzycznych – Loreeny McKennit. Wtedy gwarantowane są o wiele bardziej intensywne doznania
:)




Wojciech Dudziński i Jola Korycka - Pani na Shalott




1. Alfred Tennyson, Pani na Shalott, [online] http://www.anneofgreengables.fora.pl/tworczosc-wykorzystywana-w-powiesciach-i-ekranizacjach-powiesci-lmm,177/pani-na-shalott-alfred-tennyson,541.html, wejście z dnia 11.09.2014r.

piątek, 18 października 2013

Carrie – Stephen King


Tytuł: Carrie
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378396314
Ilość stron: 208
Cena: 32 zł

Carrie White, to szesnastoletnia dziewczyna wychowana przez matkę ogarniętą narastającym fanatyzmem religijnym. Nie, to nie to, że chodziła do kościoła codziennie, pokornie prosiła i przepraszała Boga na kolanach, wszem i wobec głosiła jego nauki. Nie.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wiele jej poglądów przypomina swego czasu modne przekonania księdza Natanka [kto wie, może podczas formułowania sądów, inspirował się Kingiem]. Z tą różnicą, że Margaret White zamykała córkę w ciasnej komórce, której przestrzeń zawłaszczona została przez ogromny krzyż rodem ze średniowiecza, z charakterystyczną dla tego czasu ideą Boga karzącego, wygiętego grymasem nieopisanego bólu, ociekającego krwią i poranionego, a niemalże każde jej zachowanie uważała za grzech, możliwy do zmazania jedynie krwią - mama mówiła, że prysznice są grzechem[1].
  
Naucz ją, że gdyby pozostała bez grzechu nie dosięgłoby jej przekleństwo krwi. Może popełniła grzech nieskromnych myśl. Może słuchała rock and rolla przez radio[2]. [znak, że coś się dzieje].



Margaret była wysoką, tęgą kobietą o masywnych, muskularnych ramionach.

Karała ją fizycznie, znęcała się psychicznie, kilkakrotnie próbowała zabić, mając jej istnienie za efekt niszczycielskiej siły szatana. We własnych oczach była przedstawicielem boskiej sprawiedliwości, zobligowanym do dawania nauczki za każde potępiane przez siebie zachowanie; w oczach sąsiadów stanowiła obraz groźnej maniaczki, często wpadającej w furię, której lepiej nie wchodzić w drogę.


Mama była bardzo wysoka i zawsze chodziła w kapeluszu(...) Nosiła czarny wełniany płaszcz z czarnym futrzanym kołnierzem. (...)Jej niebieskie oczy, powiększone przez dwuogniskowe okulary bez oprawek, patrzyły bystro i surowo.



Wyrastająca w takich warunkach Carrie nie miała szans na zdobycie uznania w towarzystwie ani tym bardziej wyniesienie podstawowej wiedzy o sobie i  świecie. Wiedziała jedynie, że istnieje Bóg karzący, który nie uratuje jej jeśli dobrowolnie podda się ogarniającym ją siłom zła. Matka powoli niszczyła ją jako osobę, a ona sama tłumiła wszelkie oznaki sprzeciwu, bo na dnie serca wciąż o swą rodzicielkę się zamartwiała, mimo że to głównie przez nią i jej skrajny fundamentalizm Carrie była szykanowana, poniżana, wyśmiewana, co pociągało za sobą trwałe odstawanie od grupy rówieśniczej. Z nikim nie udało jej się nawiązać nici porozumienia, w nikim nie zdołała znaleźć oparcia. Jej wygląd był jedynie manifestacją tego jak się zachowywała i jak ją traktowano – dziewczyna nienauczona społecznych zachowań, na każde pytanie odburkiwała przygłupim „ehem”, powodującym kolejne salwy śmiechu. Przez lata sprawiała wrażenie tępej i głupiej i nie robiła nic, by zapracować sobie na inną opinię – pogodziła się z własnym losem. Wiedziała bowiem, że cokolwiek zrobi, w jej domu nadal będzie czekała matka, zachęcająca ją do wielogodzinnych modłów odprawianych na kolanach. Nie było więc sensu się buntować.


Była niezgrabną, przysadzistą dziewczyną z pryszczami na szyi, plecach i pośladkach. Mokre, kompletnie pozbawione koloru włosy uparcie lepiły jej się do twarzy.

Wówczas Carrie nie była jeszcze w pełni świadoma tego, jak ogromną włada mocą.
Po jednej z najbardziej upokarzającej dla niej chwil w szkolnej szatni, dziewczyna doznała ogromnej przemiany. Wraz z osiągnięciem dojrzałości fizycznej, ujawniły się jej zdolności telekinetyczne. Bohaterka siłą umysłu była w stanie rzucić człowiekiem o ścianę, spowodować wybicie wszystkich szyb i tym podobne.



Ogrom jej mocy miał się jednak ukazać dopiero na wiosennym balu, na który to została zaproszona przez chłopaka jednej ze swoich klasowych koleżanek…

Powieść Kinga, to prawdziwy obraz furii narastającej w człowieku szykanowanym i poniżanym, niezdolnym znaleźć ukojenia nawet w rodzinnym domu, który to stanowi epicentrum wszystkich traumatycznych wydarzeń.
Choć to telekineza jest tym, co powoduje najważniejsze wydarzenia, cały czas miałam wrażenie, jakby był to temat poboczny, uchwycony przez Kinga dla zachowania pozorów o tworzeniu kolejnej powieści grozy.

W moim odczuciu na plan pierwszy wysuwa się problem fanatyzmu religijnego, ślepoty innych na cierpienie otaczających osób, bezlitosne poniżanie i niechęć do niesienia pomocy przez wzgląd na społeczne uprzedzenia.
Kto wie, jak potoczyłyby by się losy Carrie i mieszkańców miasteczka Chamberlain, gdyby ktokolwiek z osób świadomych tego, co dzieje się w czterech ścianach domu White’ów [a wiedzieli wszyscy] zdecydował się na powiadomienie odpowiednich służb czy też samodzielną próbę pomocy. Nikt się jednak nie zainteresował, czego konsekwencje mieli ponieść wszyscy.
Grzech został zmazany krwią, strumieniami płynącą przez uśpione dotąd ulice miasta.



Książka ta napisana jest w sposób bardzo charakterystyczny: prawidłowa narracja przeplatana jest wywiadami, fragmentami przesłuchań i artykułów spisanych już po zdarzeniach finalnych, przez co czytelnik od samego początku ma nieuchronne wrażenie zmierzania ku katastrofie. Bardzo ważnym elementem wydają mi się spostrzeżenia Sue – chyba jedynej trzeźwo myślącej bohaterki, która jednak nieumyślnie przyczyniła się do rozgrywającego się później dramatu. King bardzo dobrze uchwycił i zarysował źle ukształtowaną  psychikę Carrie, rewelacyjnie oddał manię jej matki i z wielką troską zadbał o realizm opisywanych zdarzeń.
Bardzo dobra książka.


Od dziś zapraszam do kin na ekranizację.

________
Cytaty pod obrazkami pochodzą z książki


[1] Carrie, Stephen King, Warszawa 2013.
[2] Tamże

czwartek, 17 października 2013

Wichrowe Wzgórza – Emily Bronte


Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Autor: Emily Bronte
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324020768
Ilość stron: 368
Cena: 32,90 zł

Wichrowe Wzgórza, to jedna z tych książek, do których lubię wracać i robię to często.
Zwłaszcza jesienną porą, wieczorami, gdy wręcz czuje się chłód wiatru wiejącego od wrzosowisk opisywanych przez Emily Bronte.

Nie ma tutaj duchów, nie ma zjaw, a jednak odczuwa się to przenikliwe zimno, ulatujące z kart książki, gdy opisywane są ludzka samotność i nieszczęście.
Bohaterami swojej powieści uczyniła Bronte Cathy i Heathcliffa – dwójkę ludzi, którym nie dane jest cieszyć się pięknem miłości, lecz jedynie jej mroczną stroną, niosącą ból i rozrywające cierpienie. Spędzający ze sobą czas od dzieciństwa, odnajdują w sobie pokłady rodzącego się uczucia, skazanego jednak na porażkę w oczach rodziny Catherine – po śmierci ojca, ostatnie słowo należy bowiem do jej brata, który od początku nie akceptował obecności Heathcliffa, przyjętego przez ich ojca pod opiekę. Upokarzany i poniżany, w nikim nie znajduje oparcia, bowiem jego ukochana nie znajduje w sobie dość siły, by sprzeciwić się porywczemu bratu.
Kobieta mając za nic porywy serca i próbując oszukać sama siebie, decyduje się na zawarcie związku małżeńskiego z mężczyzną, którego wybrał dla niej rozsądek.
Heathcliff czując się ostatecznie upokorzony za nic ma jej wybór, nie zamierza bowiem rezygnować z intensywnego uczucia, którego oboje nie mogą się wyprzeć. Zapala się w nim żądza zemsty, która ostatecznie staje się największym i jedynym celem jego życia.
Rozpaczliwa miłość dwojga młodych ludzi nie zaznaje ukojenia, nie dane jej jest się spełnić.

Niezwykły klimat, bogactwo języka, narracja rozpalająca wyobraźnię.
Choć często stosuje się to trywialne sformułowanie, to Wichrowe Wzgórza naprawdę są opowieścią, którą powinno się czytać jedynie o zmierzchu, pod kocem i przy kominku.
Sięgając do tej książki, każdorazowo mam wrażenie przeniesienia się w czasie. Sugestywna narracja sprawia, że wielokrotnie miałam już ochotę wyjrzeć przez okno, z nadzieją, że ujrzę za nimi nie śląski krajobraz, lecz wrzosowiska, wśród których świszczy wiatr i pomiędzy którymi przechadza się żądny zemsty Heathcliff.
Po latach mijających od mojej pierwszej lektury, nieco inaczej odbieram tę książkę, znajduję w niej inne interesujące mnie elementy, a jednocześnie wciąż jestem tak samo oczarowana nieporównywalnym do niczego innego klimatem, który moim zdaniem doskonale oddaje piosenka Kate Bush, stworzona na potrzeby jednej z ekranizacji. Nie znam drugiej tak nastrojowej powieści, pulsującej podskórnym rytmem.
Bronte posiadła nieprzeciętną biegłość w posługiwaniu się słowami, a kolejne zdania wychodzące spod jej pióra czyta się łapczywie i z narastającym pragnieniem.
Zawsze, czytając tę powieść miałam wrażenie życia we śnie -  autorka w jakiś niepojęty dla mnie sposób uchwyciła klimat pełen intensywności doznań, wcale niepozytywnych. Mroczna jest to książka, przejmująca bólem, niewypowiedzianym cierpieniem i niezrozumieniem, ale to właśnie te elementy stanowią o jej wdzięku. To powieść, która oddycha, która nie przemija i wciąż niezmiennie tętni życiem. Często tęsknię do bogatego słownictwa, wyjątkowego stylu i wspaniałej atmosfery jaką można spotkać tylko w klasyce – u Bronte znajdziemy wszystkie te elementy, bez potrzeby sięgania po kilka książek, by doszukiwać się w nich namiastek.

sobota, 14 września 2013

Ona już nie wróci – Hans Koppel


Tytuł: Ona już nie wróci
Autor: Hans Koppel
Seria: Granice zła
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379431144
Ilość stron: 304

Ona już nie wróci, to obok Ulic Bangkoku, jedna z dwu pierwszych książek wpisujących się w nową serię wydawniczą Świata Książki – Granice zła, mającą na celu prezentowanie czytelnikom mrożące krew w żyłach kryminały i thrillery, które zdobyły uznanie na całym świecie.
Twórczość Hansa Koppela przyrównywana jest do tekstów Henninga Mankella, a przygotowaniem filmu na jej podstawie zajęła się ta sama wytwórnia, która z dużym powodzeniem zekranizowała bestsellerowe Millenium. Zdaje się, że po takiej rekomendacji, książka powinna z miejsca stać się wartą uwagi i według rankingów światowych tak właśnie się dzieje. Czy polski czytelnik dołączy do grona wielbicieli pióra Koppela?

Autor bohaterami swojej opowieści uczynił Mike’a Zetteberga, mieszkającego z żoną i córeczką Sanną w helsingborgowskiej willi. Ich małżeństwo nie należy do najbardziej udanych – przed rokiem Ylva zdradziła męża i według wielu robi to nadal, co rusz zmieniając partnerów. Chcąc ratować swój związek, para zdecydowała się na to, by nie ograniczać swojej wolności. Gdy więc pewnego dnia kobieta nie wraca na noc do domu, Mike nie jest zaniepokojony jej nieobecnością, lecz raczej tym gdzie i przed kim rozkłada aktualnie nogi.
Po kilkudziesięciu godzinach absencji, braku jakiejkolwiek wiadomości i ciągłym pytaniom córki, postanawia zadzwonić do znajomych, pobliskich szpitali i zgłosić zaginięcie policji.
Niefortunnie, wszystkie podejrzenia padają na niego – w oczach funkcjonariuszy sytuacja przedstawia się sztandarowo: oto zdradzany małżonek postanawia zakończyć uwłaczającą mu sytuację, mordując żonę, pozbywając się jej ciała i udając zaniepokojonego, troskliwego mężczyznę.

W tym czasie jednak, Ylva została uprowadzona przez rodziców Anniki – dziewczyny, która upokarzana przez nią i Bandę Czworga w czasach szkolnych, popełniła samobójstwo wieszając się. Para wprowadziła się właśnie do okolicznego domu, budując w nim wytłumione studio nagraniowe, tak naprawdę służące do innych celów, niż uważają sąsiedzi.
Zamontowali oni w nim ekrany zdające na żywo relację z życia Sanny i Mike’a. Ylva, znajdująca się nie dalej niż kilka metrów od swojego domu, nie mogła w żaden sposób wezwać ratunku, lecz tylko biernie obserwować nowe życie swojej rodziny, sama będąc gwałcona i poniżana przez porywaczy.
Pikanterii dodaje fakt, że Gösta w sposób bezceremonialny, choć zupełnie przypadkowy, zbliżył się do męża Ylvy i zdobył jego zaufanie jako psychiatra.

Gdy wszyscy uwierzyli już w śmierć Ylvy i zaczęli układać swoje życia od nowa, dzieje się coś, co zaburza wszystko…

Koppel zarysował dobrze pomyślaną i skonstruowaną fabułę, w której jednak – moim zdaniem – jak na thriller psychologiczny, brakuje szczegółowych i bogatych portretów bohaterów. Informacje o ich pobudkach są raczej zdawkowe, nie do końca omówione, a przeżycia niekoniecznie obficie opisane. To raczej thriller skupiający się na budowaniu suspensu, nieoczekiwanych zwrotów akcji, wszechogarniającego poczucia bestialstwa i bezlitosności. Dobry, choć z nie do końca wykorzystanym potencjałem. Ma jednak ogromną zaletę – nie przytłacza. Wielu szwedzkich pisarzy posiada w sobie tę zdolność do zasmucania i przygnębiania mnie swoimi tekstami. Koppelowi udało się tego uniknąć, zbliżając raczej swój styl pisania ku autorom światowym, niekoniecznie skandynawskim, których styl można bardzo łatwo wyodrębnić na tle innych. Jego powieść, choć obfitująca w ludzie dramaty, nie obciążą tak, jak np. teksty Jo Nesbo.
Polecam tym, którzy opowieści o tym, jak daleko człowiek jest się w stanie posunąć, by dokonać zemsty, jak wiele może uczynić, by demony przeszłości przestały go prześladować i jak wielkiej ulega wówczas dehumanizacji.


piątek, 21 września 2012

Szaleństwo elfów


Tytuł:
Szaleństwo elfów
Autor:
Karen Marie Moning
Seria:
Kroniki Mac O’Connor

ISBN:978-83-7480-261-1
Liczba stron: 440
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2012


Szaleństwo Elfów – Karen Marie Moning

Seria Kroniki Mac O’Connor, to aktualnie mój ulubiony cykl fantastyczny. Akcja osadzona w deszczowej i pochmurnej Irlandii, opatulona celtyckimi wierzeniami, mitami i legendami, atmosfera unoszącej się nad miastem mgły, miasta spowitego mrokiem, z zanikającymi uliczkami i drogami, a do tego postaci będące indywiduami nieprzewidywalnymi, których nikt, nawet główna bohaterka, nie potrafi do końca rozpracować – to coś, czego zdecydowanie można oczekiwać po tej książce, co więcej – są to elementy dopracowane do perfekcji. Żadne wydarzenie nie jest przypadkowe, bohaterowie są na tyle tajemniczy, że właściwie niewiele się o nich dowiadujemy, a przez to wciąż są pociągający.
Z wielką przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem śledzę dalsze losy Mac, która przeniosła się ze słonecznej Kalifornii do deszczowej Irlandii, by dokonać zemsty za tragiczną śmierć swojej siostry.

Nieskrywaną radość sprawia mi obserwacja, jak ze ślicznej i, co tu dużo kryć, pustej dziewczyny stała się ona zdeterminowaną, cwaną, pomysłową i energiczną kobietą, która potrafi zjednać sobie ludzi i za wszelką cenę dowieść prawdy. Jako widząca sidhe przekonuje się, że jej wartość jest ogromna – prawdopodobnie tylko dzięki temu jeszcze żyje.
Po dramatycznych wydarzeniach ostatnich dwóch części, Mac wchodzi w jeszcze intymniejszą relację z elfickim Księciem, ale też Jericho Barronsem. Odkrywa, że jej znajomi nie są tym, za kogo się podają, a ich życie to ciąg sekretów, których nie sposób odkryć do końca.
Na domiar złego, Mac z coraz większą częstotliwością dostaje do swojej skrzynki listowej fragmenty pamiętnika Aliny – swojej siostry – w której krok po kroku opisuje ona swoje dublińskie życie, lecz także fakty, które odkrywała, a które zaważyły na jej życiu i mogą mieć też ogromny wpływ na życie MacKayli.
Kto i w jakim celu podrzuca Mac urywki słów jej ukochanej siostry? Komu zależy na tym, by bohaterka poznała prawdę?

Jak każda poprzednia część, także i Szaleństwo elfów pozostawia otwarte pole dla następnej części. Wiele spraw wciąż pozostaje niewyjaśnionych, gros komplikuje się coraz bardziej, a stawka jaką są losy całej ludzkości wydaje się jedynie szczytem góry lodowej. Niezmienna pozostaje także wartka akcja, stopniowo narastające napięcie, szereg tajemnic, które miast do rozwiązań, prowadzą do kolejnych sekretów; ograniczone zostały jedynie sceny, w których kipi od namiętności i erotyzmu. W tej kwestii część ta jest bardziej stonowana, skupia się przede wszystkim na akcji właściwej, a nie na pobocznych opisach potencjalnych stosunków seksualnych, które mogłyby zostać odbyte, gdyby nie wielka łaskawość elfów.

Polecam serdecznie, zachęcam jednak do rozpoczęcia od pierwszej części cyklu. Dla niecierpliwych jednak powiem, że na początku skrótowo zostaje przypomniana cała historia Mac, po to, by ktoś, kto dopiero wkracza w jej świat, nie czuł się wyobcowany przez mnogość terminologii. Jak w każdej poprzedniej części, także i w tej na końcu znajdziemy mały słowniczek pojęć, wraz z ich prawidłową wymową. Większość słów pochodzi z języka gaelickiego.

Dla miłośników celtyckich klimatów, będzie to z pewnością duża gratka.
Polecam gorąco!


 Recenzje poprzednich części:




wtorek, 14 sierpnia 2012

Koriolan – William Szekspir + Koriolan Ralpha Fiennesa



Tytuł: Koriolan
Autor: William Szekspir
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 240
Rok wydania: 2003
Cena: 28 zł
ISBN 83-240-0283-9

O tym, że Szekspir od wielu lat zasiada w panteonie moich ulubionych twórców, wspominałam już nie raz. O tym, że za każdym razem czytając jego sztukę lub widząc jakąś jej adaptację, odkrywam go na nowo – również.
O tym, że zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie jego tragedie niż komedie – też.
Nikogo z Was pewnie więc nie zdziwi, gdy pozachwycam się troszkę nad Koriolanem, przypominając także o ubiegłorocznej uwspółcześnionej adaptacji filmowej, będącej reżyserskim debiutem Ralpha Fiennesa, którego notabene, jako aktora bardzo cenię i podziwiam. A mój podziw wzrósł po wielokroć właśnie za sprawą kolejnej próby przeniesienia Szekspira na duży ekran.
źródło

Żeby nie być gołosłowną, przypomnę Wam fabułę tej tragedii, posiłkując się tłumaczeniem Stanisława Barańczaka.
Powstanie Koriolana datowane jest na rok 1607, a książka ta oparta jest na trzech innych tekstach kultury:  Życiu Koriolana, fragmencie Żywotów równoległych Plutarcha oraz na Ab Urbe condita Liwiusza.
Jej bohaterem jest wybitny rzymski żołnierz, Kajus Marcjusz, który wykazując się swoją niezłomnością i odwagą, zyskał przydomek Koriolan, gdy szturmem zdobywa Koriole.
Mężczyzna ów od lat toczy zaciekłą wojnę z innym przywódcą – Aufidiuszem, stojącym na czele armii Wolsków. Ich potyczki zawsze kończą się zwycięstwem Marcjusza, co dla jego przeciwnika jest powodem rosnącej nienawiści.
W pewnym momencie lud rzymski oskarża Koriolana o brak zapasów zboża w Rzymie, które zostały odebrane jego mieszkańcom, budząc tym samym zamieszki i bunt przeciwko Marcjuszowi. Konflikt podżega złe traktowanie ludu przez zainteresowanego, który od dziecka wytrenowany na wojownika, a nie na mówcę zachowuje się arogancko, traktuje lud jako nic niewartych przypadkowych ludzi, którzy nie reprezentują sobą nic. Mimo swego zachowania, przyjaciel Koriolana, Meneniusz, próbuje uspokoić lud i pozyskać dla Koriolana głosy w wyborach na konsula. Gdy już mu się to udaje, zazdrośni trybuni, Brutus i Sycyniusz, pałający do Marcjusza nienawiścią, postanawiają zacząć podżeganie ludzi, mające doprowadzić ostatecznie do wygnania obrońcy Rzymu.
Tak też się dzieje i to właśnie staje się przyczyną klęski Rzymian. Marcjusz wyrzeka się wszystkich przydomków i łączy swoje siły z odwiecznym wrogiem – Aufidiuszem, po to, by w ramach zemsty podbić niewdzięczne miasto i pokazać ludowi, co sam sobie zgotował.
Wtedy też następuje prawdziwy pokaz sił, a u Marcjusza gości wielu posłów, próbujących go przekonać, by zaniechał swoich działań.
źródło

Tragedia Szekspira, to kolejna genialnie ukazana historia stosunków społecznych, różnic między plebsem a patrycjuszami, ukazująca zarzewie konfliktu i podatność prostego ludu na manipulacje. To także, a może przede wszystkim, opowieść o zemście i nienawiści, która powodowana upokorzeniem sprawia, że nic nie jest w stanie jej zatrzymać i przejednać. To opowieść o niewdzięczności, ale też o złym traktowaniu ludzi prostych, o wynoszeniu się na piedestał i uznawaniu za kogoś lepszego. To wreszcie opowieść o silnych jednostkach i ludzkich namiętnościach, a także relacji matka-syn.
Koriolan to postać nietuzinkowa – nie wiadomo do końca, jak go oceniać i co nim myśleć. To też cecha charakterystyczna dzieł Szekspira – nie podaje on rozwiązań na tacy, nie kreśli bohaterów jednoznacznych, unika oceniania i jasnego podziału na dobro i zło.
Marcjusz bowiem,  to postać nie tylko przesadnie dumna, wyniosła i z zawziętością pielęgnująca nienawiść, lecz także jednostka zajadle walcząca w imię swojej ojczyzny, która nie chce wykorzystywać swoich wpływów do celów politycznych. Brakuje mu jednak ogłady, co czyni go mało sympatycznym. Nie jest to jednak bezuczuciowy robot zaprogramowany li wyłącznie na zemstę.
To osoba, którą targają sprzeczne emocje, nieprzenikniona i niedefiniowalna.

źródło
Ekranizacja Fiennesa z kolei to próba przeniesienia historii w realia współczesne, z zachowaniem oryginalnego tekstu. Fiennes wykorzystuje w swojej opowieści konflikt bałkański, rewelacyjnie ukazując machinerię polityki.


Oczywiście, wiele rzeczy jest poprzez to przeniesienie niejasnych i niespójnych. Moja siostra, oglądająca ze mną film, bardzo długo nie potrafiła się zorientować o co chodzi, co spowodowane było jej nieznajomością Szekspirowskiego Koriolana.  Z tego też powodu, lepiej najpierw sięgnąć do pierwowzoru, by później ze spokojem podziwiać fenomenalną grę aktorską.  Fiennes swoją kreacją zachwyca, udało mu się stworzyć postać dumną, autorytarną, nieprzejednaną, zaciętą. Każdy jego krzyk, powodował przechodzenie ciarek po ciele.
Dla tej gry – warto film obejrzeć.
Wolę adaptacje klasyczne, zachowującą wszystkie elementy, bez prób ich uwspółcześniania, jednak tej wersji warto się przyjrzeć, chociażby w celach poznawczych i porównawczych. Większą gratką będzie ona jednak dla osób znających lekturę, ale też dla lubujących się w krwawych scenach i doborowym aktorstwie – odegranie głównych ról spoczęło bowiem w rękach Fiennesa, Butlera i Redgrave – majstersztyk. To wbrew pozorom wielkie widowisko teatralne, wykorzystujące wszelkie dostępne środki, by stworzyć coś niesztampowego. Ktoś może powiedzieć – ot, zwykła historia wojenna. Nie wtedy, gdy zna się pierwowzór.

Polecam zarówno tekst Szekspira, jak i adaptację Fiennesa. W tej właśnie kolejności.









piątek, 27 lipca 2012

Tarantula – Thierry Jonquet


Tytuł: Tarantula
Autor:
Thierry Jonquet
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN:
978-83-7648-905-6
Tytuł oryginału:
Mygale
Rok wydania:
2011
Liczba stron:
144
Cena detaliczna:
24,90 zł

Ile znacie książek krótkich, ale za to kipiących od emocji, mocnych i utrzymujących napięcie od pierwszego do ostatniego słowa?
Taką nieprzewidywalną historią, niewyjaśnioną do samego końca, w której w każdej chwili wszystko może zmienić się o 360 stopni, a bohaterowie nie są jednolici, jest właśnie Tarantula Thierry’ego Jonqueta.
Jeśli cierpicie na klaustrofobię czy arachnofobię, a myśl o tym, że ktoś może Was osaczyć niczym tarantula swoją ofiarę – nie czytajcie.
Ta mikropowieść jest nie tylko buzującym od emocji wycinkiem rewelacyjnej prozy, lecz przede wszystkim tekstem jakich zaczyna brakować – spójnym, zagadkowym, mocnym i brutalnym, ale przy tym nieprzesadzonym. Cała brutalność jest psychologicznie wyjaśniona, zemsta z premedytacją ma swoje podłoże w silnej nienawiści, a żadne z wydarzeń nie jest kwestią przypadku ani jedynie wynikiem umiłowania autora do makabry.

Tarantula to opowiedziana z kilku perspektyw historia zemsty, prawdziwe jej studium.  Autor nie bawi się w subtelność, lecz w sposób jednoznaczny nakreśla portret osoby gotowej na wszystko w imię pomszczenia niesprawiedliwego cierpienia bliskiej sobie osoby. Intryga jakiej dopuścił się wyrachowany lekarz, Richard, przypomina sceny z najgorszych horrorów. W czasie realizacji swojego planu zemsty zachowywał się niczym rasowy psychopata – był cwany, z nerwami na wodzy, krok po kroczku postępował w swoim zamierzeniu, zaplanowane miał wszystko – każdy szczegół, a przy tym nie zwracał uwagi otoczenia, które go szanowało i u którego cieszył się wielką renomą. Nikt nie mógłby nawet przypuszczać co tak naprawdę robi doktor, gdy opuszcza mury szpitala…

Książka ta jest o tyle intrygująca, że nie sposób opisać fabuły – gdy to zrobię, każdy potencjalny czytelnik straci, to co najcenniejsze – element zaskoczenia.
Jako zachęta niech posłuży fakt, że pozycja ta szokuje na każdym kroku. Gdy już myślimy, że wszystko zostało wyjaśnione, że sytuacja się klaruje – niczym obuchem autor uderza w nas nowymi faktami i wątkami. Choć to dziełko liczy niespełna 145 stron, co chwila zmieniana jest w nim perspektywa. Do samego końca odbiorca nie jest pewien o czym tak naprawdę czyta i czego właśnie staje się świadkiem.
Nie uszło mojej uwadze powolne dawkowanie napięcia, jakim raczy nas twórca – i to jedna z najmocniejszych stron tej mikropowieści. Dzięki jej zastosowaniu dla tak krótkiej książki, nie sposób jej w żaden sposób porzucić, bo brakuje w niej miejsca na dłużyzny i niespieszność. Sposób w jaki Jonquet przedstawia relację kat-ofiara doskonale oddaje przywołanie tytułowej tarantuli. Zwabia w pułapkę, owija w kokon, sprawia, że ofiara zostaje zezwierzęcona, czuje, że ma nad sobą kogoś wyższego – Pana, od którego zależy jej życie i którego należy czcić i szanować, a który jednocześnie sprawia wrażenie kogoś opiekuńczego. Budzenie poczucia fałszywego bezpieczeństwa opanował sprytny bohater do perfekcji. Jego oddziaływanie na słabą psychikę ofiary możemy śledzić na bieżąco za sprawą licznych retrospekcji, które raz po raz wyjaśniają sens, tej początkowo poplątanej opowieści.

O książce tej zrobiło się głośno za sprawą filmu Almodovary – Skóra, w której żyję.
Prawdopodobnie, gdyby nie ta produkcja nigdy o prozie Jonqueta bym nie usłyszała. I myślę, że nie tylko ja. A to byłoby niepowetowaną stratą, bowiem z pisarzem tym, mam zamiar wejść w dłuższą relację i każdemu z Was, żądnych mocnych wrażeń, polecam to samo!
Z niecierpliwością oczekuję kolejnych tłumaczeń jego książek.
POLECAM!

sobota, 21 lipca 2012

Zatrute pióra polskich pisarzy


Tytuł: Zatrute pióra
Wydawnictwo
:Replika
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 312



Zatrute pióra, to antologia kryminału, w której znalazły się teksty zarówno jednych z najbardziej znanych dziś polskich twórców tego gatunku, jak i utwory pisarzy na co dzień trudniących się inną formą  wypowiedzi literackiej, którzy jednak na potrzeby tej publikacji, postanowili spróbować swoich sił w tymże gatunku.

Pozycja ta stanowi doskonałą pod względem kompozycyjnym całość. Choć jak w każdym zbiorze tego typu, znajdują w niej teksty lepsze i gorsze, ogólne wrażenie pozostaje jedno i niezmienne – Zatrute pióra to naprawdę przyzwoita kompilacja tekstów autorstwa całkowicie różniących się pod względem stylu pisarskiego twórców, stanowiąca zgraną i co najważniejsze, spójną, dawkę kryminału.
Podobnie jak różnią się formalne rozwiązania pisarzy, których krótkie formy literackie składają się na ten tom, tak samo różnią się podgatunki, które postanowili oni zrealizować. Nie znajdziemy w tym woluminie bowiem dwóch podobnych sobie tekstów, które mogłyby wywołać znudzenie materiałem – każde kolejne opowiadanie należy do innego typu, dzięki czemu całość staje się różnorodna, a co za tym idzie – każdy ma szansę znaleźć w niej coś dla siebie, każdemu może przypaść do gustu inny fragment. Inną zaletą tej antologii jest promowanie polskich autorów, którzy w powszechnej opinii jeśli nie są Pilchem czy Krajewskim, tak często uważani są za gorszych.
Jak wskazuje na to tenże zbiór – polski kryminał istnieje i ma się całkiem dobrze. Mało tego! On się rozwija w wielu kierunkach – znajdziemy tu kryminał obyczajowy, społeczny, polityczny, gangsterski, historyczny, humorystyczny, z przymrużeniem oka, a także rasowy dreszczowiec, w niczym nie ustępujący zachodnim odpowiednikom królującym na listach bestsellerów.
Opowiadanie jest o tyle wymagającą formą, że wymaga ujęcia na kilkunastu stronach tego, co z powodzeniem nadałoby się na pełnowymiarową powieść. Od autora krótkiej formy wymaga się wyczucia, odpowiedniego budowania napięcia i rozwiązania na miarę mistrzów. Nie może nudzić, nie może też podawać wszystkiego od razu na tacy. Opowiadanie wymaga konsekwentnego i umiejętnego wytworzenia odpowiedniej atmosfery – a najlepiej napięcia, dzięki któremu czytelnik ma ściśnięte gardło od pierwszego do ostatniego słowa.
W przypadku tej antologii udało się to jednej autorce – Annie Klejzerowicz.
Jej opowiadanie (Zatruta krew) otwiera tę publikację i, choć podobnie jak wszystkie teksty w tym zbiorze, traktuje o zemście, to jako jedyne ma w sobie coś, co nie pozwala się od niego oderwać. Pisarka umiejętnie operuje suspensem, sprawia, że dreszcz napięcia nie opuszcza odbiorcy do samego końca. Tajemnica została utrzymana niemalże do ostatniego słowa, dzięki czemu czytelnik zostaje tak bardzo pochłonięty przez lekturę, że z permanentnie napiętymi nerwami, oczekuje zaskakującego zakończenia. Perełka, która pozwoliła mi odkryć tę notabene znaną autorkę.
Pozostałe teksty wchodzące w skład antologii, to kolejno: Recepta Krzysztofa Koziołka, Wakacjusz Romualda Pawlaka, Sprawiedliwość i zemsta Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, Zabawy przy torach Gai Grzegorzewskiej,Transakcja Marcina Pilisa, Ostatnia kołysanka Roberta Ostaszewskiego, Krew jest osobliwym sokiem Joanny Jodełki, Efekt domina Jacka Skowrońskiego, Memento Agnieszki Krawczyk oraz Spokojnie, spokojnie Lucyny Olejniczak.
Spośród nich warto wyróżnić jeszcze tekst Jodełki, który podobnie jak Klejzerowicz do końca trzyma w napięciu oraz opowiadanie Skowrońskiego, którego najmocniejszą stroną jest zaskakujące zakończenie.

Komu polecam? Miłośnikom kryminałów, fanom intrygujących zagadek i osobom, które lubią pogłówkować oraz… troszkę się bać. Chociażby tylko fikcyjnie.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

wtorek, 24 kwietnia 2012

Płatki na wietrze - Virginia C. Andrews

Płatki na wietrze, to druga część serii autorstwa Virginii C. Andrews, opisującej losy rodziny Dollangangerów.

Ciężko jest mi oceniać tę powieść jednostkowo – przeczytałam ją w kilka chwil po odłożeniu tomu pierwszego, dlatego lektura stanowiła dla mnie czystą kontynuację. I pod tym względem należy się autorce spore uznanie. Książki łączą się płynnie, nie zawierają niepotrzebnych wstawek przypominających wydarzenia z części poprzedniej. Gdyby historia ta nie została podzielona na tomy, równie dobrze mogłaby stanowić jedną, choć bardzo obszerną całość. Płatki na wietrze rozpoczynają się bezpośrednio po wydarzeniach Kwiatów na poddaszu, nie zawierają żadnych, nawet najmniejszych przeskoków czasowych.
Zabierają one czytelnika wprost w życie rodzeństwa Dollangangerów po ich ucieczce z domu dziadków.
Wydarzenia tej części obejmują wiele lat – lat, podczas których bohaterowie powinni dojrzeć emocjonalnie, psychicznie i fizycznie. Wydaje się jednak, że przynajmniej jednemu z nich, nigdy się to nie uda.
Cathy, zamiast skupić się, podobnie jak jej brat, na zadbaniu o swoją przyszłość i zapomnieniu o przeszłości, uparcie pielęgnuje w sobie pragnienie zemsty.
Jej plan ułożyła sobie już wiele lat temu, na poddaszu, a teraz robi wszystko, by swój cel osiągnąć.
Choć na drodze Cathy staje mężczyzna pragnący zapewnić jej należytą opiekę, miłość i stabilizację, bohaterka wdaje się w relacje, które raz po raz zamykają jej drogę do wolności.
Ale po kolei.

Po ucieczce z posiadłości, w której bohaterowie spędzili w zamknięciu ponad trzy lata, trafiają oni na doktora Paula Sheffielda – człowieka, który niedawno stracił ukochanego syna i żonę, a  teraz pragnie roztoczyć opiekę nad Dollangerami. Pieniędzy mu nie brakuje, jest bowiem poważanym lekarzem. Chrisowi wydaje się, że to prawdziwie zrządzenie losu zesłało mu tego człowieka – od zawsze pragnął on  zostać lekarzem, a teraz widział w tym marzeniu realną szansę. Paul pomaga mu w nauce, opłaca możliwie najlepszą szkołę, w której młody Dollanganger kształci się na doskonałego lekarza. W tym samym czasie straszy mężczyzna wdaje się w romans z Cathy, szybko przeradzający się w prawdziwe uczucie. Niestety, przeznaczenie dorastającej dziewczyny ma być inne. Koszmar przeszłości rzuca ją wprost w objęcia Juliana, tancerza, z którym na scenie tworzy idealną parę. Ich małżeństwo przypomina jednak klatkę, z której Cathy nigdy nie miała zostać wypuszczona.
Rodzinne fatum ciąży nad nią i nie pozwala o sobie zapomnieć. Brat, pomimo upływu lat, wciąż żywi do siostry uczucia dalekie od braterskich.
Małżeństwo Cathy na skutek śmierci Juliana kończy się, a wtedy bohaterka zaczyna wprowadzać w swoje życie długo planowaną zemstę. Odnalazła matkę, zaczęła spotykać się z jej nowym mężem i za wszelką cenę postanowiła go uwieść, by zranić niegdyś ukochaną mamę.
Choć otaczający ją ludzie starają się odwieść dziewczynę od jej zamiarów, pragnienie zemsty jest w niej na tyle silne, że nie potrafi już się cofnąć.
Ze zranionej, połamanej duchowo dziewczynki, stała się kobietą mściwą, zdolną do każdego czynu, byle tylko zasłużyć na chwilę sprawiedliwości. Jej zasadą naczelną stało się „oko za oko”. Jedyną rzeczą frustrującą czytelnika, jest niedojrzałość bohaterki. Mimo, że od kilkunastu lat nie jest już czternastolatką, jej umiejętność posługiwania się językiem zatrzymała się właśnie na tym etapie. Wiele z jej wypowiedzi jest infantylnych, przez co czytelnik zapomina, że tak naprawdę nie śledzi już losów dorastającej dziewczynki, lecz kobiety. Widzę w tym jednak pewną celowość i konsekwencje – jeśli Andrews chciała zapewnić czytelnika o pewnym zatrzymaniu rozwojowym, zarówno psychicznym jak i emocjonalnym Cathy, na etapie czternastolatki, kiedy to pod silną presją i w ogromnym strachu znajdowała się w zamknięciu – doskonale jej się to udało. Jeśli jednak nie było to jej zamysłem, można mieć wrażenie, że zbyt dużo tutaj wątków i dialogów mających swoje źródło w telenowelach. Silne emocje, infantylne teksty, romanse z dużo starszymi mężczyznami, związki kazirodcze – gdy na motywy te spojrzymy przez pryzmat poetyki klasycznej telenoweli, książka ta stanie na granicy absurdu i groteski. Okaże się miałka, nudna, bez wyrazu, wystawiona na śmieszność.
Jeśli jednak przyjmiemy(co ja niniejszym uczyniłam), że wątki te, są celową kontynuacją sytuacji nakreślonej w tomie pierwszym, wtedy też książka ta wyda nam się rewelacyjnym studium psychiki kobiety mściwej, w pewien sposób niedorozwiniętej psychicznie, kierującej się jedynie popędami i żądzą zemsty. Powieść tę ujrzymy jako bardzo dobrą kontynuację losów Dollangangerów, w której wciąż główną rolę odgrywa fatum, jednak, w której równie ważne, jak opisywanie stanów psychicznych, stanie się skierowanie uwagi czytelnika ku wątkom obyczajowym.
Andrews udowadnia jak wielki wpływ na nasze życie mają wydarzenia z przeszłości, pokazuje jak kształtują one nasze postrzeganie rzeczywistości i jak trudno uwolnić się od pewnych schematów. Cathy z każdą przewróconą stronicą, stawała się coraz wierniejszą kopią mściwej i fanatycznej babki oraz niezdolnej do działania wbrew pewnym zasadom matki. Chcąc je ukarać, zaczęła się w nie przepoczwarzać.

Płatki na wietrze
, to wciąż dramatyczna historia, jednak w nieco innej odsłonie niż tom pierwszy.
Jestem bardzo ciekawa, co przyniosą ze sobą następne…


***
Książka ma swoją premierę w maju.
Za jej wcześniejsze udostępnienie serdecznie dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.



czwartek, 15 marca 2012

Szósty – Agnieszka Lingas-Łoniewska



W szóstym dniu Bóg stworzył człowieka - mężczyznę i kobietę. W szóstym dniu... odbiorę ci życie, bo ja jestem twoim bogiem...


Co dzieje się, gdy czytelnik trzyma w ręku książkę będącą wybuchowym połączeniem romansu i kryminału? Tylko jedno – nie sposób jej wypuścić, nie sposób ująć słowa emocji towarzyszących lekturze.

Tytułowy Szósty, to seryjny morderca grasujący na Górnym Śląsku, którego ofiarami padają młode blondynki o zielonych oczach. Wszystkie są przez niego przetrzymywane i poddawane torturom fizycznym i psychicznym, po to by nim minie szósty dzień stać się już tylko wspomnieniem, mającymi uwolnić zabójcę od traumy przeszłości.


Sprawą zajmuje się Śląska Grupa Śledcza, sekcja ciesząca się renomą i poważaniem, która nie raz doprowadzała do szczęśliwego finału pozornie nierozwiązywalne śledztwa. Jej głównodowodzącym jest Marcin Langer. Tym razem dochodzenie wydaje się być na tyle trudne, że sekcja podejmuje decyzję o przydzieleniu do sprawy najlepszego profilera – okazuję się nim być piękna Alicja Szymczak, kobieta, na którą zupełnie nieświadomie czekał Marcin.

Losy dwójki bohaterów nie splotły się bowiem dopiero w Śląskiej Grupie Śledczej. Przed sześcioma laty spotkali się oni w dramatycznych okolicznościach – w przestrzeni szpitalnej.
Ona czuwała przy łóżku swojego ciężko rannego, świeżo poślubionego męża; on leżał w powypadkowej śpiączce. Wtedy też za sprawą onirycznych wizji oraz metafizycznych przeżyć na zawsze splotły się ich losy.

Gdy spotykają się ponownie, nie wiedzą jeszcze jak bliscy sobie są i jak długo wzajemnie się poszukiwali. Ich współpraca zawodowa bardzo szybko przeradza się w namiętny romans, a ten z kolei w prawdziwe uczucie.


Tytułowa szóstka ma tutaj znaczenie fundamentalne. Spotkanie bohaterów po sześciu latach, sześć ofiar, szósty dzień, w  którym morderca dopełniał ofiary. Warto więc przyjrzeć się kulturowemu znaczeniu przypisywanemu tej cyfrze. Od dawien dawna szóstka ma kilka funkcji: jest symbolem doskonałości, ale także walki dobra ze złem. W Apokalipsie cyfrze tej przypisywane jest znaczenie jednoznacznie negatywne – oznacza ona grzech. Jaką wymowę ma ona w tej powieści? Wydawać by się mogło (i z pewnością nie będzie to wrażenie mylne), że u Lingas-Łoniewskiej znaczenia te się nachodzą i wzajemnie uzupełniają. Szósta ofiara ma być najdoskonalsza, ma być rozliczeniem ze złem, a drogą do niego prowadzącą staje się grzech – morderstwo. W ten sposób cyfra ta całkowicie realizuje swoje kulturowe znaczenie i osiąga swoją pełnię.

Choć książka ta jest gatunkowo synkretyczna, tak naprawdę na pierwszy plan wysuwa się wątek romansowy, dla którego zagadka kryminalna staje się jedynie tłem.
Sprawa śledztwa jest przez autorkę niezwykle przemyślana, zaskakuje swoją nieprzewidywalnością i napięciem trzymającym do ostatniej stronicy.
Nim przerzuciłam setną stronę miałam w swojej głowie wizerunek mordercy, byłam niemalże w 100% pewna, że rozgryzłam zagadkę i tylko czekałam na jej rozwiązanie na kartach powieści. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że dałam się całkowicie nabić w butelkę! Ja, kryminalny wyjadacz, pomyliłam się w swoich podejrzeniach o milimetry!
W tym momencie kłaniam się autorce, która tak niezwykle mnie zaskoczyła. Doskonale poprowadzony wątek, rewelacyjnie zarysowane postaci – wszystko to czyni lekturę niezapomnianą.

Książkę tę można czytać na wielu poziomach. Polecam co najmniej dwukrotne prześledzenie tej historii: pierwszy raz ze zwróceniem szczególnej uwagi na cechy gatunkowe kryminału, drugi raz, spojrzenie na Szóstego jako na romantyczną historię miłosną.
Mojej pierwszej lekturze towarzyszyło wejrzenie drugie. Co tam morderca! Co tam ofiary! Najważniejsze było uczucie łączące Marcina i Alicję, ich stykające się spojrzenia, wyraźnie wyczuwalne napięcie i dialog prowadzony w ich głowach. Ich historia pochłonęła mnie całkowicie, łapałam się nawet na tym, że przeskakiwałam wzorkiem momenty nie dotyczące bezpośrednio tej dwójki, po to, by jak najszybciej dowiedzieć się co dalej. Później wracałam do ominiętych fragmentów i ponownie czytałam co u "moich" Ali i Marcina.

Z tego też powodu za mocniejszą stronę książki uważam właśnie wątek miłosny oraz doskonałe zarysowanie portretów psychologicznych postaci. W sprawie kryminalnej, dość typowej, a mimo to zaskakującej zdecydowanie najbardziej interesujące jest wejście w umysł mordercy, poznanie przyczyn jego zachowania oraz próba przeniknięcia jego świadomości.

Książka ta jest pełna sprzeczności – brutalność opisów molestowania mordercy przeplata się z niezwykle sugestywnymi i pikantnymi opisami scen łóżkowych głównych bohaterów; racjonalizm zderza się z metafizycznymi wizjami, przeczuciami i marzeniami; zło ustępuje miejsca dobru. Lingas-Łoniewska jest mistrzynią w obrazowaniu zarówno najbardziej brutalnych scen, jak i tych delikatnych, subtelnych momentów, w których górę biorą uczucia. Z każdą stroną chce się czytać więcej i więcej.

Zakończenie – takie jak lubię. Otwarte. Czekające na kontynuację.
Podobnie jak ja.

Pani Agnieszko, chapeau bas!

___________
A tak mniej formalnie – najlepszą recenzją tej książki niech będzie fakt, że czytając ją w autobusie zostałam tak pochłonięta, że o mały włos przegapiłabym swój przystanek. Byłam obrażona na mój środek lokomocji za to, że tak szybko dojechał do celu.
Czy może istnieć lepsza rekomendacja czy dowód na „wciągliwość” tej pozycji?:)

PS Wszystkie książki Pani Agnieszki od miesięcy stoją na moich półkach. Z wypiekami na twarzy zjawiam się na każdym katowickim spotkaniu autorskim, kupuję kolejne powieści, lecz nigdy nie zaczęłam ich czytać. W moich zbiorach brakowało jedynie Szóstego. Teraz wiem, że to na niego czekałam. Od niego zaczynam tę, mam nadzieję, fascynującą przygodę z powieściami autorki.



Baza recenzji Syndykatu ZwB



środa, 9 lutego 2011

"Korsarze Czarnej Róży" Dorota Gadomska



  • Rodzaj literatury: Beletrystyka
  • Wydawca: Novae Res, Gdynia 2011
  • Wydanie: Pierwsze
  • Liczba stron: 338
  • ISBN: 978-83-7722-137-2
  • Nośnik: Druk

Gdy dzięki wydawnictwu Novae Res w moje ręce wpadła książka Doroty Gadomskiej, byłam zachwycona. Wszystko za sprawą tego, że na słowo „pirat” przeszywa mnie dreszczyk. Dlatego też do książki „Korsarze Czarnej Róży” zasiadłam z nieukrywaną przyjemnością, przedkładając ją ponad wszystkie inne.
Opis zapowiadał wielkie emocje. Oto Roberta- córka arystokratów, której ojciec niesłusznie oskarżony o zdradę musiał zbiec z ojczyzny i stał się piratem- zapowiada dokończenie dzieła zemsty na wszystkich osobach zamieszanych w spisek. Staje się nowym kapitanem Czarnego Korsarza i pod pseudonimem Czarnej Róży sieje postrach na morzach.
Posiada jednak jedną „zaletę”, która w pirackim świecie  może przysporzyć niemało problemów- wielkie serce, dzięki któremu jeszcze nikogo nigdy nie zabiła. Mimo to niejednemu zakładnikowi potrafi napędzić stracha.
Roberta wraz z przyjaciółmi rozpoczyna podróż, której celem jest zemsta na ostatniej osobie, przez którą nie wiedzie teraz życia opływającego w luksusy, lecz jest kapitanem pirackiego okrętu.
Mimo, że powieść jest pisana lekkim językiem, posiada irytujące znamię. Już od początku wiadomo, że wszystko pójdzie gładko, że każde przedsięwzięcie powzięte przez Robertę zwieńczone będzie sukcesem, że nic i nikt nie stanie jej na przeszkodzie. I niestety na ponad trzystu stronach nic się w tej kwestii nie zmienia. Żaden wątek, który mógłby wprowadzić trochę nieprzewidywalnej akcji nie został rozwinięty. Dobro zadziwiająco łatwo zwyciężą, Roberta w sposób niesamowity zdobywa sobie przychylność każdej napotkanej osoby, dzięki czemu ma spore zaplecze dyplomatyczne.
Wszystko to sprawiło, że mimo naprawdę niezłego pomysłu na książkę, wypadła ona znacznie poniżej moich oczekiwań. Czuję się trochę oszukana, bo spodziewałam się powieści pełnej napięć, a tymczasem dostałam wysoce przeciętną lekturkę. Podejrzewam, że gdybym pominęła niektóre fragmenty książki i tak doskonale wydedukowałabym co się stało.
Nie mogę więc ocenić wyżej, jak tylko na 3,5/6. Szkoda.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res.