Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Sonia Draga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Sonia Draga. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 czerwca 2016

Sekret Wesaliusza - Jordi Llobregat



Wesaliusz to flamandzki uczony, twórca współczesnej anatomii, którego dzieła po dziś dzień cieszą się ogromnym zainteresowaniem i popularnością. Legenda głosi, że poza oficjalnymi siedmioma księgami Budowy ludzkiego ciała, istnieje jeszcze jedna – ósma – nikomu nieznana, za to kluczowa dla możliwości leczenia wielu przypadłości.

Wokół owej zagadki osnuta została cała fabuła Sekretu Wesaliusza, książki aspirującej do Cienia wiatru. Tym co faktycznie łączy obie publikacje jest gatunek – obie są powieściami przygodowymi z wątkiem historycznym w tle, wokół którego zbudowano główną intrygę. Na tym jednak podobieństwa się kończą – brakuje bowiem zarówno niezwykłej lekkości pióra kojarzonej z Carlosem Ruizem Zafonem, jak i zdolności do realnego przykuwania uwagi czytelnika. Nie wspominam nawet o klimacie miasta, którego tutaj praktycznie nie ma, a który w  Cieniu wiatru był niezapomniany. 

(...)

Jordi Llobregat utkał historię, w której zagadka bardzo płynnie balansuje między przeszłością a latami życia głównych bohaterów, sprawiając, że Wesaliusz staje się jakoby postacią na powrót ożywioną, a jego poczynania niezwykle istotne dla wydarzeń współczesnych bohaterom. Sam dziennik może okazać się czymś cenniejszym niż skłonni jesteśmy - jako czujni czytelnicy - przypuszczać.

(...)


Całość recenzji dostępna tutaj:

sobota, 30 kwietnia 2016

Kwiecień w książkach



Pomijając niezwykle obfitą wymianę, w kwietniu byłam wyjątkowo grzeczna.
Niewiele kupiłam, niewiele zamówiłam. Za to maj zapowiada się nieprawdopodobnie :) Jednak ćśśs... może nie ulegnę stosom nowości;)



Tymczasem przywędrowały do mnie:
Tylko Ty [recenzja], Fynf und cfancyś, Mówiąc inaczej [recenzja], Korytarzem w  mrok
Sekretne życie CeeCee Wilkes, Madeline w Paryżu, Ukojenie, Historia pszczół, Pozwól jej odejść (ebook), Fatum i furia (ebook), Poza czasem szukaj (ebook), Koktajle. Klinika soku [recenzja], Chwila szczęścia, Miejsce dla dwojga [recenzja 03.05.16], Dom z witrażem, Pułapka, Sekret Wesaliusza

Większość książek jest wynikiem promocji na stronie Znaku. No cóż, uległam jej kilkakrotnie, grzechem byłoby nie skorzystać;)

A z wymiany:
Zaginiona dziewczyna, Disco, Lawendowy pokój, Dom z papieru, Zakochany Dracula, Ścieżki miłości, Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką, Przygoda z owcą, Księga o niewidzialnym, Śmieszne miłości, Tylko Ciebie chcę, Podróż Bena, Ścieżki miłości, Kasieńka, Second Hand, Uwierzcie w koniec świata.

Zapowiada się arcysmaczna majówka!
A Wy, co macie na tapecie?


PS Zapraszam na kolejną wymianę. Może ktoś z Was ma ochotę i mieszka nieopodal?:)


wtorek, 24 listopada 2015

Śmiercionośny upominek – Erik Axl Sund



Sztokholm został zainfekowany przez wirusa samobójstw. Co rusz słyszy się o kolejnej ofierze, która w chwili śmierci znaleziona zostaje ze słuchawkami na uszach, z muzyką Hungera w tle.
Podczas sekcji zmarłych okazuje się, że ich żołądki wypełnione są papierem, co wskazywać by mogło na dokonaną już wcześniej czynność patomorfologa. Śledczy podejrzewają, że każda z ofiar przed śmiercią zjadła własny pamiętnik.

Co jeszcze łączy wszystkich samobójców? Dlaczego każdy z nich ma rys powtarzalności? Czy za serią śmierci stoi ktoś inny?


Erik Axl Sund to pseudonim artystyczny dwu piszących w duecie pisarzy, którzy sprawdzają się jako twórcy niepokojących tekstów. Choć w Śmiercionośnym upominku było kilka momentów przestojowych, ostateczne wrażenie pozostaje dobre – autorzy sprawnie kołują czytelnika, wprowadzając zamieszanie do jego sposobu myślenia i powoli klarującego się rozwiązania. Co prawda brakuje tutaj wielkich emocji, wciąż jednak pozostaje to kryminał na dobrym poziomie, po który bez obaw możecie sięgnąć, gdy zapragniecie ponurzać się w literaturze skąpanej krwią i niejasnymi zgonami.

Na jakość mojego odbioru wpłynęła w znakomitej mierze moja znajomość większości opisywanych miejsc – niedawna wizyta w Sztokholmie pozwala mi teraz pełniej i głębiej wchodzić w narracje zbudowane właśnie w tym mieście, sprawia, że czytam bardziej świadomie i potrafię poradzić sobie z topograficznym rozmieszczeniem kolejno opisywanych przestrzeni bez konieczności nerwowego zerkania w mapę. Czytając o Södermalmie, widzę tę dzielnicę, jestem w stanie zwizualizować sobie to, o czym piszą autorzy. Świetne dopełnienie!


Lekturę polecam fanom kryminałów, w których trup ściele się gęsto, a wyjaśnienie zagadki nie przychodzi prędko, przynosząc chwałę detektywowi.  Wręcz przeciwnie – skandynawski mroczny klimat został utrzymany, prowadząc do nieoczywistego finału. 

poniedziałek, 7 września 2015

Plantacja Somerset - Leila Meacham

Choć Plantacja Somerset obfituje w sporą ilość stron i wydarzeń – nie ma w niej miejsca na nudę.
To saga wysokiej próby – zanim poznamy wydarzenia główne, dotyczące wojny domowej między Północą a Południem, prześledzimy losy kilku rodów: rodziny Toliverów, naznaczonej – jak sądzą jej członkowie – klątwą, Warwiców, Wyndhamów i DuMontów.

Rzecz zaczyna się, gdy córka wielkiego i wpływowego plantatora zaczyna przejawiać skłonności abolicjonistyczne – pomaga zbiegowi, przynosząc hańbę swojemu ojcu. By uratować resztki jej godności, ten proponuje jej dwa wyjścia – wstąpienie do niezwykle rygorystycznego zakonu lub też małżeństwo z  Thomasem i wyjazd z nim do Teksasu, gdzie wspólnie założą nową farmę i rozpoczną powolną walkę o fortunę i pozycję.

Decyzja byłaby prostsza, gdyby Thomas nie był zaręczony z najlepszą przyjaciółką Jessici - Lettie. Książka od samego początku naznaczona jest tragedią i to ona – w różnych formach – zdaje się towarzyszyć kolejnym rodzinom w ich życiowej drodze. Czarne chmury stale towarzyszą postaciom stanowiącym podporę sagi. Istotną kwestią są w niej bowiem relacje międzyludzkie, które niezwykle splątane prowokują wydarzenia nie zawsze możliwe do przewidzenia i nie zawsze pożądane przez czytelnika.

Saga ta posiada niewątpliwą siłę oddziaływania – bez względu na to, w  którym momencie historii się znajdujemy, losy bohaterów śledzimy z niesłabnącym zainteresowaniem, ich kolejne posunięcia ciekawią i zachęcają do niestrudzonej lektury, nawet jeśli niekoniecznie znajdujemy radość w śledzeniu wydarzeń historycznych, których tutaj na pewno nie zabraknie. Osadzenie akcji w  tak konkretnym czasie historycznym nadaje jej prawdziwego kolorytu.

Plantacja Somerset stanowi nie tylko świetnie pomyślaną sagę rodzinną, której podwaliną jest chęć budowania imperium, lecz przede wszystkim opowieść o powolnym dojrzewaniu do odejścia od niewolnictwa ku wolności. 
To świadectwo zmian społeczno-obyczajowych, które zachodziły nierzadko krwawo i boleśnie, ale które ostatecznie ugruntowały nową pozycję byłych niewolników.
Wielki plus za tak sprawnie wplecioną w  narrację lekcję historii.

Zdaje się, że jedyną zauważalną wadą książki są sporadyczne skoki czasowe powodujące, że nie zawsze jesteśmy w  stanie z  całą pewnością stwierdzić do czego i dlaczego doszło w  tak zwanym międzyczasie. Brakuje pełnego obrazu całości, jednak mimo tej usterki, całość wypada niezwykle przekonująco. Do tego stopnia, że z  prawdziwą przyjemnością sięgnę po jej ciąg dalszy – Róże.


Jeśli znajdujecie upodobanie w sagach, lubicie śledzić często leniwie płynące losy bohaterów, z  którymi bardzo szybko można się utożsamić – zachęcam do lektury. Autorka z  całą pewnością przekona Was do siebie na dłużej, a lektura tej książki rozpocznie długi romans czytelniczy.



piątek, 28 sierpnia 2015

Kiedy odszedłeś - Maggie O’Farrell

Pierwsze chwile z  książką Maggie O’Farrell są trudne. Nie od razu dostajemy bowiem spójną całość, lecz raczej pudełko z 10000 elementów puzzli do szybkiego ułożenia. Nic nie wydaje się  składne - biegniemy od historii do historii, od osoby do osoby, bez jakichkolwiek podpowiedzi gdzie aktualnie się znajdujemy: skoki czasowe nic sobie nie robią z kolejnych rozdziałów, zdarza się, że każdy akapit dotyczy innej osoby, a także – o zgrozo! – czasu. Dopiero po chwili zorientujecie się, że czytacie o czymś zupełnie innym niż jeszcze dwa zdania temu. Brak linearności, chaos opisów i wielogłosowość robią swoje – co bardziej niecierpliwy czytelnik może się w krótkim czasie zdenerwować i powieść porzucić. Lektura książki tak (pozornie) rozbitej to bowiem wielki wysiłek. Autorka nie bierze nas za rękę, nie dołącza instrukcji obsługi – liczy raczej, że prędko zdamy sobie sprawę z  kolejności wydarzeń, które rozparcelowała i porozrzucała w przypadkowe miejsca swojej opowieści po to, by zarysować tło pod obraz życia głównej bohaterki.

Alice Raikes niespodziewanie wsiada do pociągu, by odwiedzić rodzinę w Szkocji. Na miejscu widzi coś, co każe jej niezwłocznie wrócić do Londynu. Jej podróż okazuje się brzemienna w  skutki: parę godzin później bohaterka ulega wypadkowi i zapada w śpiączkę. Lekarze podejrzewają próbę samobójczą, która - w opinii bliskich - byłaby możliwa. 
Odtąd świadkować będziemy odwiedzinom rodziny Alice w szpitalu – ich reakcje będą przeróżne. Im więcej będą ze sobą rozmawiać, tym więcej będą przed sobą ukrywać. Im więcej ukrywać, tym więcej się kłócić. Równocześnie z podpatrywaniem rodziny kobiety, będziemy mogli wejrzeć w głąb jej umysłu, odbywającego właśnie trudną podróż do przeszłości i romansu zakończonego całkiem niedawno. Jego wspomnienie, wraz z  rozmowami toczącymi się przy łóżku bohaterki złożą się na obraz jej życia. To on, obok powoli odkrywanej przyczyny tragedii, jest najważniejszym punktem książki.

Emocje i wrażenia towarzyszące lekturze tworzą całą paletę barw: od braku zrozumienia, rozgoryczenia, złości, smutku, przez współczucie aż do powolnej akceptacji tego, co zastane. Na plan pierwszy wysuwa się autorska próba szkicowania psychiki ukształtowanej przez wydarzenia życia, które to zostały szczegółowo omówione, wraz z  kolejnym wskazaniem zachodzących w  bohaterce zmian.
Odnoszę wrażenie, że lektura tej książki znacznie więcej przyjemności sprawi tym, którzy lubią opowieści gorzkie i niepewne – bo na radość miejsca tutaj właściwie nie ma. Światło dziennie ujrzy zdrada, błędy rodzicielskie i inne przewinienia kształtujące psychikę i nierzadko charaktery ludzkie. By jednak się z nimi zmierzyć, sami musimy przejść przez pole minowe trudności lekturowych i wykazać się nie lada silną wolą. Nagroda będzie sowita.

Skłonni do poświęceń? Zatem książka w  rękę!






niedziela, 4 stycznia 2015

Zamknij oczy - Sophie McKenzie


Tytuł: Zamknij oczy
Autor: Sophie McKenzie
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-995-0
Ilość stron: 432
Cena: 36,90 zł


Ta książka to prawdziwa bomba emocji – nie spodziewałam się tego po dość szablonowej okładce – liczyłam raczej na thriller, który choć dobry, wcale nie będzie zapierającą dech w  piersiach lekturą, lecz zwykłą rozrywką. Jakże srodze się pomyliłam!
Sophie McKenzie, brytyjska powieściopisarka dziennikarka i redaktorka, autorka ponad piętnastu cieszących się ogromnym powodzeniem powieści dla dzieci i młodzieży postanowiła zaryzykować i spróbować swoich sił w  historii dla dorosłych – efekty tej próby możemy dziś śledzić dzięki Wydawnictwu Sonia Draga. Jak wyszło? Rewelacyjnie!
Już dawno nie byłam w sytuacji, gdy od ksiązki nie mogłam się (dosłownie) oderwać i podczas lektury nie dochodziło do mnie żadne sygnały z zewnątrz. To pozycja, która całkowicie zawłaszcza czytelnika, czyniąc go niezdolnym do normalnego funkcjonowania nim nie zakończy lektury i… dość długo po tym.

Geniver Loxley, to żona cenionego biznesmena, pnącego się coraz wyżej po szczeblach kariery, która od ośmiu lat nie może uporać się z  traumą. Oto gdy była już bliska rozwiązania, dowiedziała się, że jej córeczka – Beth – zmarła na skutek mutacji chromosomów, tak mocno zniekształcającej jej ciało, że lekarz odradził jej nawet jednego spojrzenia na utracone przedwcześnie dziecko.
Kobieta przez wiele lat nie potrafiła poradzić sobie z  cierpieniem, które stało się jej udziałem.  Ból tkwił w niej tak głęboko, że obracał wniwecz każdą kolejną próbę zapłodnienia in vitro.
Tracąc Beth, młode małżeństwo utraciło szansę na potomstwo. Gen tym trudniej było przepracować własną stratę, że wśród jej znajomych co rusz rodziły się dzieci, będące owocem miłości rodziców, niepotrafiących zrozumieć dlaczego kobieta tak kurczowo trzyma się pamięci po nienarodzonym maleństwie.
Gdy wydaje się, że nic bardziej bolesnego nie spadnie na jej ramiona, w  drzwiach jej domu pojawia się kobieta twierdząca, że Beth wcale nie zmarła, a w sprawę zamieszany jest nie tylko cały personel asystujący przy porodzie, lecz także mąż bohaterki – Art. Wiadomość ta – choć szokująca i wielce nieprawdopodobna – rozpaliła w  Gen to, czego już dawno nie miała – iskierkę nadziei każącą jej bliżej przyjrzeć się sprawie przed lat. Kosztować będzie ją to niemało – bliscy, na czele z  jej najbliższą przyjaciółką posądzają ją bowiem o całkowite załamanie nerwowe i utratę zmysłów, starając się jednocześnie odwieść ją od dociekania prawdy. Jaki mają w tym cel? Co tak naprawdę wiedzą? Sytuacja mocno się komplikuje, gdy na scenę wkracza były współpracownik Arta, wyraźnie pożądający  Gen.

Doskonała proza, naszpikowana emocjami i choć brzmi to trywialnie – trzymająca w napięciu do ostatniego słowa. Już dawno nie byłam tak rozemocjonowana w czasie lektury i nie pamiętam kiedy tak przyspieszałam codzienne czynności, by możliwie jak najprędzej powrócić do lektury. Fenomenalny pomysł na fabułę, imponujące wykonanie, żywi, pełnowymiarowi bohaterowie ze świetnie zarysowaną, znaczącą przeszłością, która każdy ich kolejny ruch czyni ciekawszym, a jednocześnie bardziej skomplikowanym, choć umotywowanym psychologicznie.
Kapitalna proza, thriller psychologiczny z najwyższej półki.

Polecam rękami, nogami – MUSICIE go przeczytać!

sobota, 14 czerwca 2014

W matni – Daniel Glattauer


Tytuł: W matni
Autor: Daniel Glattauer
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 9788375088823
Ilość stron: 312
Cena: 35,90 zł

Judith, to trzydziestosześcioletnia kobieta, dotąd niemająca szczęścia w miłości.  Wraz z młodziutką praktykantką, Biancą, prowadzi sklep z lampami i to właśnie on stanowi centrum jej życia. Nadzieje na odnalezienie mężczyzny, z którym mogłaby spędzić resztę dni i być może prowadzić interes, już dawno przestały mieć dla niej znaczenie.
Życie jest jednak pełne niespodzianek – Judith w supermarkecie poznaje mężczyznę, który przypadkowo następuje jej na piętę. Ich znajomość mogłaby się zakończyć na niezobowiązującej wymianie formułek grzecznościowych, a jednak tak się nie dzieje – Hannes jakiś czas później odwiedza jej sklep i od tamtej pory staje się stałym towarzyszem jej życia. Niestety, wyobrażenia bohaterki o miłości, całkowicie rozmijają się z wyobrażeniami jej wybranka. On: szarmancki, gotowy do poświęceń, urzekający, romantyczny, zasypujący ją prezentami, publicznie okazujący jej czułość i oddany staje się dla niej zbyt uciążliwy. Wolność Judith została mocno ograniczona, a przyjemna początkowo adoracja, szybko zaczęła być przez nią odczuwana jako natarczywa i niechciana. W oczach najbliższych, Hannes był idealnym partnerem dla Judith – szybko zyskał ich akceptację i absolutne poparcie we wszystkich działaniach. I choć kobieta starała się dać szansę ich związkowi, gdy tylko zdecydowała o rozstaniu, jej życie stało się jeszcze gorszym koszmarem niż dotąd, co niestety przez jej bliskich nie zostało zauważone i uznane za naturalną reakcję obronną na cierpienie po rozpadzie idealnego wszak związku.
Hannes nie przyjmował do wiadomości odrzucenia, wciąż nachalnie, za pośrednictwem rodziny, znajomych i kurierów obdarowywał ukochaną prezentami, układającymi się w zagadkę, której rozwiązanie wcale nie miało być przyjemne.
Judith stała się ofiarą stalkingu, który nie tylko obezwładniał ją strachem, ale też doprowadził na skraj załamania psychicznego. Kobieta ląduje w szpitalu psychiatrycznym, uznana za schizofreniczkę nękaną psychozami. Gdy ona próbuje uporać się z nękającym ją poczuciem bycia pod ciągłą obserwacją Hannesa, ten z kolei nadal zjednuje sobie jej bliskich, odgrywając rolę troskliwego, odrzuconego kochanka, który wciąż martwi się stanem zdrowia swojej wielkiej miłości i dąży jedynie do zapewnienia jej szczęścia. Tymczasem jednak prawda jest zupełnie inna.
Gęstniejąca atmosfera i duchota odczuwane przez bohaterkę, zostały zarysowane tak perfekcyjnie, że odczuwa je także czytelnik. Daniel Glattaure utkał tekst w taki sposób, by klaustrofobiczna aura wyzierała z książki i tłamsiła odbiorcę, zdolnego odtąd czuć to samo spętanie, co bohaterka.
Autor podejmuje tematykę trudną, choć nierzadką na kartach beletrystyki: analizuje proces przechodzenia od namiętności do prześladowania, ukazuje sedno toksycznych związków i zdolności stalkerów do tworzenia ułudy bycia kimś zupełnie niewinnym. Udało się Glauttauerowi ukazać spętanie Judith, jej strach przed codziennością, ciągłe poczucie bycia śledzoną, brak wsparcia w bliskich, osaczenie, prowadzące do choroby. Powolne kroczenie ku obłędowi zostało zarysowane z wielką dbałością o szczegóły. Zabrakło mi jednak spojrzenia z drugiej perspektywy, z perspektywy Hannesa, człowieka owianego aurą tajemniczości, skrywającego własne mroczne sekrety, wychodzące na światło dzienne dopiero pod koniec. Pokazanie wydarzeń widzianych jego oczami mogłoby wzmocnić siłę oddziaływania tej książki, a także doskonale ukazać sposób, w jaki projektował pajęczynę, w którą wplątał swoją ofiarę. Bez tego narracja zdaje się niepełna, nieukończona (wrażenie to wzmaga szybkie rozwiązanie, ekspresowy finał, mogący z powodzeniem zostać rozbudowany), chociaż powoduje, że czytelnik w pewnym momencie sam zaczyna się gubić: czy Hannes naprawdę jest taki zły, czy to jedynie projekcja chorego umysły Judith?
Tym, co rozpraszało moją uwagę podczas lektury i całkowicie wytrącało z rytmu było dość nieudolne zaproponowanie dialogów w formie bliskiej scenariuszom – moim zdaniem zupełnie zbędny, bezcelowy zabieg, który nie dość, że niczego powieści nie dodawał, to raczej tylko jej ujmował, powodując pewną dysharmonię.
Poza tym jednak jest to lektura warta uwagi, zwłaszcza osób, które cenią sobie ciekawe portrety psychologiczne i tematykę stalkingu. Choć jeśli brać pod uwagę ten motyw, o wiele bardziej polecam tekst rodzimej autorki - Cichego wielbiciela Olgi Rudnickiej. Propozycja Glattauera dobra zaś jest dla tych z Was, którzy nad napięcie przedkładają penetrowanie ludzkiej pokiereszowanej psychiki.
Polecam!

poniedziałek, 28 października 2013

Inferno – Dan Brown


Tytuł: Inferno
Autor: Dan Brown
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-712-3
Cena: 44,90 zł
Ilość stron: 592
 Lasciate ogne speranza, voi ch'entrate

Dan Brown wiele lat temu zdobył sobie tak wielkie uznanie, że dziś jego książki stają się jednymi z najbardziej wyczekiwanych pozycji roku.
Nie inaczej stało się z Infernem, tekstem o tyle intrygującym, że w sposób jawny korespondującym z jednym z najwybitniejszych dzieł stworzonym przez człowieka – Boską Komedią. Tekst ów od pokoleń inspiruje artystów różnych sztuk, czyniąc Dantego nieśmiertelnym. Jego Inferno zdefiniowało średniowieczne pojęcie piekła, po to, by po setkach lat ustalić piekło ponowoczesności, zdanej na łaskę genetyków lubujących się w teoriach transhumanizmu.
Po raz kolejny w zapobieżeniu tragedii wynikającej z ludzkich pragnień ocalenia świata, będzie musiał pomóc Robert Langdon – wybitny znawca symboli, uniwersytecki wykładowca, a przy tym nieustraszony wybawiciel ludzkości, czego dowiódł już nie raz.
Mężczyzna zostaje zwerbowany przez Światową Organizację Zdrowia do powstrzymania szalonego naukowca, upatrującego szansę na pomoc ludzkości w wytworzeniu groźnego wirusa, mającego drastycznie zmniejszyć ilość populacji, podobnie jak kiedyś czarna śmierć. Genetyk ów, to wyznawca idei transhumanizmu, a przy tym wybitny znawca Boskiej Komedii, przybierający postać Cienia odzianego w ptasią maskę lekarską, noszoną  w czasach dżumy.

 Swój misterny plan ocalenia świata od zagłady, oparł na tekście Piekła. Wydaje się, że jedyną osobą, która jest w stanie zlokalizować miejsce ukrycia wirusa, jest Langdon. Niestety, podczas akcji doznaje on amnezji, na skutek tego nie wie, jakim sposobem znalazł się we Florencji ani też komu powinien zaufać. Na jego drodze staje pielęgniarka, cudowne dziecko – Sienna Brooks, która według niego, jest jedyną osobą, która będzie w stanie mu pomóc.
Razem stają w obliczu wielu niebezpieczeństw i uciekają przed pościgiem. Dokąd poprowadzi ich Dante? W który krąg piekieł przyjdzie im zstąpić?

Brown z charakterystyczną dla siebie plastycznością kreuje dantejskie obrazy i katastroficzną wizję świata. Słowami zdaje się malować to, co wiele lat temu wyrazili Dante i Botticelli.  Przejmujące obrazy silnie korespondują z wieloma tekstami kultury, a kolorytu dodaje wszystkiemu Symfonia Dantejska Liszta pobrzmiewająca w tle wydarzeń.

Inferno oparte na takim samym jak poprzednie teksty autora schemacie fabularnym, niczym pod tym względem nie zaskakuje. Daleko książce tej do fenomenalnych według mnie Aniołów i Demonów oraz Zaginionego Symbolu. Twórca pisze w sposób tendencyjny, nie wnosząc do swoich dzieł niczego nowego, zmienia jedynie scenerie.
Brown to autor, który jest doskonały w typie literatury, którą tworzy, toteż kurczowo trzyma się wytworzonych przez siebie samego sprzedających się motywów i rozwiązań fabularnych.
To pisarz, który niczym już raczej nie zaskoczy – każda kolejna publikacja wychodząca spod jego pióra zdaje się bliźniaczo podobna do poprzednich, stąd też czytelnicy mogą czuć się bezpiecznie – dostaną dokładnie to, czego się spodziewają – ni mniej, ni więcej.
Mimo tej sztampowości Brown jest fenomenem na rynku książki – nie nudzi się i pewnie jeszcze długi czas tak się nie stanie, a każda kolejna jego książka obwarowana jest tak potężną kampanią reklamową na całym świecie, że nie sposób przejść obok niej obojętnie.
Autor Kodu Leonarda da Vinci zdobył sobie uznanie w oczach fanów właśnie dzięki jednolicie prowadzonej narracji bez zaskoczeń [bo choć te występują, to tak naprawdę są quasi-zaskoczeniami, każdy tylko na nie oczekuje, co przekreśla ich właściwą funkcję].
Ja, mimo że czytając Interno troszkę się wynudziłam [pierwsze 200 stron mocno mnie zaintrygowało, później napięcie zaczęło spadać, pomimo że powinno być odwrotnie], wciąż pozostaję pod ogromnym wrażeniem pracy badawczej, jaką musiał wykonać Brown, by połączyć wszystkie fakty historyczne, spleść je z tekstami kultury i z wieloma interpretacjami, a później zmiksować z fikcją, wytwarzając tekst, który się po prostu dobrze czyta i który nie jawi się jako przerysowany i pseudointelektualny. Autor pozostaje mistrzem zacierania granic między fikcją a rzeczywistością i po raz kolejny tym właśnie kupi sobie czytelników.
Dla mnie jego powieść stała się impulsem do niecierpliwego wertowania Boskiej komedii i głębszego zainteresowania się innymi dziełami nią inspirowanymi. To, czego mi brakowało, to tłumaczenie dialogów odbywanych po włosku - niestety, nie wszystkiego udało mi się domyślić.

Z wielką ciekawością śledziłam te momenty narracji, w której Langdon popisuje się swoją wiedzą na temat oglądanych tekstów kultury. Znów pozazdrościłam mu erudycji i inteligencji, ale też żałowałam go za jego naiwność. To taka postać, która jednocześnie budzi mój podziw i współczucie -  i tak od początku do końca.
Polecam tę lekturę wszystkim miłośnikom pióra Browna oraz tym, którzy namiętnie śledzą losy twórców zainspirowanych nieśmiertelnym tekstem Dantego. Nie otrzymacie nic wbijającego w fotel, ale za to przyjemnie spędzicie czas w otoczeniu dzieł najwyższej próby.
Plastyczne opisy Browna i malownicze umiejscowienie akcji podziałają na waszą wyobraźnię, gwarantując niezwykłe doznania. Podczas lektury z książki unosi się zapach historii i starego papieru – poczujecie się jak w monumentalnym muzeum, po brzegi wypełnionym wspaniałymi eksponatami. 





wtorek, 24 września 2013

Na szafocie – Hilary Mantel


Tytuł: Na szafocie
Autor: Hilary Mantel
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 9788375086799
Ilość stron: 432
Cena: 39 zł



Na szafocie to drugi tom trylogii Hilary Mantel, opiewającej losy dynastii Tudorów, widzianej z perspektywy Tomasza Cromwella. Przez wielu krytyków i czytelników uznana jest za dzieło najwyższej próby, przewyższające poziomem część pierwszą, która to robiła ogromne wrażenie. O jakości tekstu świadczy kolejna nagroda Bookera, nieprawdopodobne wyróżnienie, zwłaszcza, że i tom pierwszy zgarnął ten laur.
Cieszę się, że docenia się autorów, który z tak ogromnym pietyzmem oddają się tworzonemu przez siebie dziełu. Tak, dziełu i to monumentalnemu.
Styl Mantel i jej sposób prowadzenia narracji to wyjątkowo wymagające elementy, wymuszające na czytelniku wzmożoną uwagę i aktywność. To one stanowią o niepowtarzalności jej tekstów, jednak to również one mogą tych mniej wprawionych czytelników odrzucić. Jako że to już tom drugi – przyzwyczajona do sposobu prowadzenia opowieści, z gładkim wejściem w powieść nie miałam już większych problemów i uczyniłam to z tym większą przyjemnością.
Na szafocie to część kontynuująca historię Cromwella, polityka przez historię zapamiętanego jako pozbawionego skrupułów manipulatora, a przez Mantel prezentowanego w zupełnie innym świetle, zezwalające na ujrzenie w nim człowieka charakteryzujące się troskliwością i opiekuńczością, a także sporym darem dyplomacji.
Tom ten upamiętnia wydarzenia po upadku kardynała Wolseya – pracodawcy Cromwella sprzed czasów, gdy ten stał się wiernym doradcą króla. Małżeństwo Henryka VIII z Katarzyną Aragońską już dawno uznane jest za niebyłe, a monarcha oficjalnie i prawomocnie związał się z Anną Boleyn, co Cromwellowi jest bardzo nie na rękę.
„Wicekról od spraw religijnych” przeżył wiele i ze wszystkich wydarzeń mogących nieść ze sobą katastrofalne skutki wyszedł obronną ręką. Mało tego – dzięki swemu sprytowi i inteligencji, ma realny wpływ na politykę kraju. Okupione jest to ciężką pracą i przybieraniem wielu masek, a także pozyskiwaniem kolejnych wrogów. Jego beznamiętności i brak sentymentów, na trwałe utrwalił wizerunek doradcy pozbawionego skrupułów i jakiejkolwiek litości. Jako wykonawca woli monarchy, starał się za wszelką cenę doprowadzić do rozwiązania jego wymuszonego małżeństwa z Anną Boleyn. Kobieta zrzucona zostaje ze sceny politycznej i miłosnej, okryta hańbą i ścięta, a jej miejsce zajmuje Jane Seymour, kolejna miłostka i w konsekwencji żona króla.
Tudorowie cieszą się jedną z najchętniej powtarzanych i rekonstruowanych historii w dziejach świata. Ich losy z wypiekami na twarzy, pod różną postacią, śledzą ludzie całego globu.
Cieszę się, że to właśnie Mantel, zdecydowała się na „odkurzenie” ich losów, stworzenie narracji tyleż trudnej, co pociągającej. Doskonały zabieg wymuszający uwagę, a przy tym przyczyniający się do zapamiętania większej ilości szczegółów, których nie brakuje. Mnożą się i mnożą, końca nie widać, a autorka jak najwytrawniejszy znawca balansuje między nimi, racząc czytelnika kolejnymi wątkami i malowaniem pobocznych bohaterów i historii. Wszystko to przefiltrowane przez świadomość i postrzeganie Cromwella, co dodaje opowieści dodatkowego kolorytu.
Autorka przedstawia nam prawdziwy spektakl polityczno-prawny, w którym do końca nie wyjaśnia się kto i czego tak naprawdę był winny. Twórczyni zmyślnie operuje zgromadzoną wiedzą, koncentrując się przy tym na faktach, a nie relacjach panujących na monarszym dworze. Mimo wielości i obfitości portretów postaci, tak naprawdę ważniejsze stają się wydarzenia niż motywacje. Co ciekawe (i trochę przerażające) z równym zainteresowaniem śledzimy zarówno ślubne uczty jak i egzekucje. Zrzucam to na karb talentu Mantel, potrafiącej tak opowiadać, że wszystkie wydarzenia zdają się równie absorbujące, bez względu na ich moralny wydźwięk i konsekwencje. 

Wielka szkoda, że na tom wieńczący trylogię autorka każe czekać aż do roku 2015, wiem jednak, że czas poświęcony tworzeniu przekuje ona w jakość, toteż czekam cierpliwie i pokornie. Dla niektórych tekstów warto – i on jest jednym z nich.


Polecam gorąco! Zakosztujcie w talencie autorki, której teksty wyróżnione zostały podwójnym Bookerem. Prawdziwy talent!


W komnatach Wolf Hall – Hilary Mantel


Tytuł: W komnatach Wolf Hall
Autor: Hilary Mantel
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 9788375087529
Ilość stron: 656
Cena: 41,90 zł

Jeśli macie dużo czasu, dysponujecie przestrzenią umożliwiającą skupienie, interesujecie się historią, szczególnie zaś losami Tudorów, a przy tym pragniecie rzetelnej i sprawnie napisanej powieści – przedstawiam Wam Hilary Mantel i jej W komnatach Wolf Hall.

Tudorowie to dynastia od wieków ciesząca się nieprzemijającym zainteresowaniem. Nie zliczę filmów ani projektów literackich czy opracowań naukowych im poświęconych, a każdy kolejny stara się podejść do tematu w sposób innowacyjny, by móc ciekawić. Mantel również przełamała model – nie prezentuje jedynie perypetii Henryka VIII, tak namiętnie eksploatowanych w przeróżnych tekstach kultury. Pochyla się za to nad wieloma postaciami, zdawać by się mogło – pobocznymi – a jednak ogromnie znaczącymi dla historii, przyglądając się Tudorom oczami Tomasza Cromwella.
Trylogia Mantel, zapoczątkowana tomem W komnatach Wolf Hall, to kolejny głos, mający przybliżyć przeciętnemu zjadaczowi chleba losy tej niezwykłej dynastii. Któż bowiem dziś o nich nie słyszał? Któż nigdy nie zetknął się chociażby z serialem poświęconym ich losom i nie wiem o kim tak naprawdę mowa? Myślę, że nie wielu. Tudorowie mają doskonały PR.
A jednak – wciąż można powiedzieć o nich coś nowego, wciąż jest szansa na świeżość opowieści, co udowadnia swoimi działaniami Mantel.
Oczywiście, jest to historia fabularyzowana, toteż wielu bohaterów nabrało rumieńców dzięki literackim zabiegom autorki, mającym sprawić, by jawili się oni nie tylko jako ciekawe postaci historyczne, ale też atrakcyjne postaci literackie. Nie dzieje się to kosztem prawdy – Mantel daleka jest od uciekania się do zabiegów zakłamujących historię, jej opowieść jest podparta ogromną wiedzą merytoryczną, co czyni ją wiarygodną. Można z powodzeniem traktować ją jako źródło historyczne – oczywiście nieco podkoloryzowane, ale nie inaczej tworzono przecież wszelkie kroniki, biografie, a do niedawna także i powieści historyczne.
Autorzy biegli byli w zmyślaniu niebyłych dialogów po to, by ich opowieść stała się bardziej absorbująca i paradoksalnie – wiarygodna. Mantel idąc tym śladem, dodaje od siebie rozmowy nigdy niemające miejsca, a jednak to właśnie one nadają kolorytu jej opowieści.

Przedmiotem narracji są oczywiście losy dynastii Tudorów, szczególnie zaś Henryka VIII i jego żon, widziane oczami wspomnianego już Cromwella. To on dostarcza czytelnikowi wiedzę o wszystkim, co dzieje się na dworze. Posiadł ją gdy z prawnika kardynała Wolseya awansował na najważniejszego doradcę króla. To w jego rękach dzierżona była odpowiedzialność za rozdzielenie kościoła anglikańskiego od Rzymu, to on uzyskał zaszczytny w mniemaniu monarchy tytuł „wicekróla do spraw religijnych”. Był zatem Cromwell obecny wszędzie tam, gdzie działo się coś znaczącego, dzięki czemu może relacjonować wydarzenia i być przy tym niezwykle godny zaufania.
W ciekawy sposób zbudowała Mantel bohaterów – w dużej mierze dzięki charakterystycznej i nieco trudnej w odbiorze narracji – poznajemy ich bogaty rys psychologiczny, a często także o drugie oblicze, zupełnie nieznane z kart historii. Cromwell, po lekturze tej nagrodzonej Bookerem książki, to już nie tylko bezlitosny i bezkompromisowy polityk, lecz także czuły mąż i ojciec, a także wielki dyplomata, o co nigdy nie podejrzewałby go król. Zmiana naszego stosunku do postaci wynika z jego hojnie przedstawionych losów – poznajemy jego życie niejako od zaplecza, wchodzimy niczym podglądacze w miejsca i zdarzenia, które go ukształtowały i nakazały przybrać maskę polityka bez skrupułów, czyniąc go szwarccharakterem każdej relacji o życiu Tudorów.
Już sam fakt tworzenia tak bogatych portretów swoich postaci, wyraźnie sugeruje jak drobiazgowa i precyzyjna jest w opisach Mantel. Jej tekst, to mozaika szczegółów, tworzących przepiękny witraż mieniący się tysiącem barw. Gdyby nie zamieszczony na początku książki spis bohaterów, ich koligacji rodzinnych oraz drzew genealogicznych, z łatwością można by się zgubić w korowodzie niezliczonych postaci. Mantel wychodzi jednak naprzeciw czytelnikowi, wykonując kawał rzetelnej pracy, mającej ułatwić nam lekturę tej wymagającej, ale jakże wartościowej książki.
Rewelacyjny tekst, który należy czytać z podobnym pietyzmem, z jakim autorka go skonstruowała. Nieprawdopodobna zdolność do łączenia wątków i umiejętność zachowania logiki i chronologii. Doskonała, naprawdę doskonała książka, której lekturę zalecam każdej osobie spragnionej wiedzy o Tudorach, podanej w nowy, kapitalny sposób.

wtorek, 18 czerwca 2013

Co dalej, szary człowieku? - Hans Fallada


Tytuł: Co dalej, szary człowieku?
Autor: Hans Fallada
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-618-8
Ilość stron: 360




Hans Fallada, niemiecki pisarz uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli swojej profesji XX wieku, stworzył powieść, w której z prawdziwą przyjemnością można się zatracić, a która mimo upływu czasu wciąż się nie zdezaktualizowała.

Akcja toczy się w międzywojennych Niemczech, kiedy to Johannes Pinneberg, podobnie jak wielu mu podobnych robotników, musi zmagać się z bezlitosnym czasem kryzysu, który odbiera człowiekowi wszystko: od poczucia bezpieczeństwa zaburzonego trwałym widmem bezrobocia, dotykającego coraz większej rzeszy ludzi, przez poczucie godności i wolności skutecznie niszczone przez litościwych pracodawców, aż po ludzkie uczucia, na które albo nie ma czasu, albo pieniędzy.
Pinneberg niczym nie różni się od pozostałych pracowników – zaharowuje się, stara się robić wszystko, by osiągnąć jak najlepsze rezultaty, nie reaguje na pomiatanie sobą przez pracodawcę, godzi się na wszystkie dodatkowe obowiązki, przyjmuje nadgodziny, pracuje ponad normę, tylko po to, by nie utracić tego, co wypracował. Na jakiekolwiek pochwały czy awanse nie ma co liczyć. Mało tego – mimo swojej zawziętości, sumienności i pracowitości – traci posadę, o którą tak bardzo zabiegał. Sytuacja jest o tyle problematyczna, że nie ma perspektyw na jakiekolwiek zatrudnienie. Czasy w jakich przyszło mu żyć, nie gwarantowały luksusów, nie zapewniały nawet tego, co niezbędne do życia. Każdy, nawet kosztem innych, starał się przetrwać, skuteczne eliminując konkurencję. Pinneberg w całym tym świecie zdominowanym przez strach o przyszłość, pozwolił sobie na chwilę zapomnienia, pozwolił sobie na człowieczeństwo i – zakochał się, ożenił, począł dziecko. Nawet to, a może należałoby powiedzieć – przede wszystkim to – sprawiało, że potencjalni pracodawcy obracali się do niego plecami. Traktowali go protekcjonalnie, skoro mógł sobie pozwolić na założenie rodziny, to pewnie go stać. Skoro ma brzemienną żonę, to z pewnością ma warunki.
Jego ukochana, Jaginka, nie godzi się jednak na takie życie. Za plecami męża pisze do jego matki, która może okazać się dla nich ratunkiem… Gdy dowiaduje się o ich sytuacji, wzywa ich do siebie, zapewniając im mieszanie, a jemu – pracę. Wydaje się, że niczego więcej nie potrzeba im do szczęścia, szybko jednak przekonują się, że podróż do Berlina wcale nie była takim dobrym pomysłem, a ich życie z pewnością nie będzie usłane różami.
Pinnberg, będąc jednym z tłumu, jednym z tysięcy szarych ludzi, decyduje się na walkę o szczęście i jak najbardziej godne warunku do życia. Mimo że w jego głowie ciągle kołacze się pytanie „co dalej?” stara się żyć z dnia na dzień, wydając jak najmniej i podejmując kolejne próby odłożenia jakiejkolwiek gotówki.

Narracja snuta przez Falladę hipnotyzuje. Problemy jego bohaterów jawią się jako niesłychanie bliskie i aktualne. Być może dzisiejsza sytuacja nie przedstawia się aż tak ponuro, z aż tak przytłaczającą powagą, a jednak – bezrobocie, wyzysk, ciężkie warunki do życia, niemożność pozwolenia sobie na to, czego się naprawdę pragnie – jak wielu z nas zmaga się z tymi problemami?
Jak wielu z nas, szarych ludzi, co dnia nie budzi się z pytaniem „Co dalej?”.
Mimo wyzierającego z tej powieści smutku, niesie ona wielką otuchę. Wieczna tułaczka głównych bohaterów zarysowana z ogromną prostotą językową, porusza.
Niemcy przestają się jawić jako mocarstwo. Fallada pokazuje graj pędzony problemami, brakiem pieniędzy, różnicami klasowymi, wyzyskiem, nierównością i niesprawiedliwością, korupcją. W tym wszystkim brak miejsca na miłość i relację, ale tutaj właśnie Pinneberg jawi się jako ktoś wyrastający poza tłum – ktoś kto kocha, kto potrafi się poświęcić, kto dba o drugiego. Bez względu na bezrobocie, na brak pieniędzy, na ciągłą konieczność oszczędzania. Fallada zdaje się podkreślać, jak wielką wartość w takich sytuacjach ma rodzina. Przekazuje tym samym prawdy uniwersalne, czyniąc ze swojej książki powieść ponadczasową, wyrywającą się schematom. Nie jest to lektura prosta, bowiem dotyka i rozgrzebuje rany. Jest jednak niesłychanie potrzebna i w jakiś sposób – oczyszczająca.
Polecam.

niedziela, 17 lutego 2013

Nowe oblicze Greya... i Any.


Tytuł: Nowe oblicze Greya
Autor: E L James
ISBN: 978-83-7508-596-9
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 688



Całą jeszcze drżę od emocji po przeczytaniu ostatniego tomu trylogii Pięćdziesiąt odcieni i powrocie do kilku fragmentów tomu pierwszego.
Obie książki dzieli przepaść nie do ogarnięcia.
Książa stricte erotyczna ewoluowała w nieprawdopodobnie wciągający i emocjonujący thriller, w którym bohaterowie w dalszym ciągu ulegają dynamicznym przemianom. Coraz mniej w niej wpadek językowych, coraz lepiej wykorzystywany jest potencjał.
I proszę Państwa, Anastasia Steele, przepraszam, Grey, nareszcie pokazała charakter!

W części tej wiele się dzieje. Bliżej poznajemy bohaterów pobocznych, częściej zaglądamy do przeszłości głównych bohaterów. Na wszystkim jednak cień rzuca postać Jacka Hyde’a, który poprzysiągł sobie zemstę na Greyu i jego świeżo poślubionej żonie.

Cieszy mnie, że autorka zdecydowała się skupić na tym wątku i rozwinąć go na ile umiała, wprowadzając tym samym pożądane napięcie. Żałuję jedynie, że scena porwania, która miała zadatki na najlepszą ze wszystkich, została znów potraktowana nieco po macoszemu, zbyt szybko się rozwiązując.
Cieszę się, że ukazane zostało dzieciństwo Greya, że mężczyzna ów otworzył się i wreszcie ogromnie cieszę się, że nie stało się to na hip hip hurra!
Oczywiście, pomijając coraz bardziej nużące sceny łóżkowe, windowe, bilardowe, czerwonopokojowe i inne, opisywane niesłychanie tendencyjnie (których notabene w tomie tym jak na lekarstwo w porównaniu z tomem pierwszym), książka ta staje się zaskakująco dobrym czytadłem. Wyłączającym intelekt, pozwalającym na odprężenie, a jednocześnie… uzależniającym.
Niebywałe jest to, że nie mogłam się od książki oderwać. Brałam ją ze sobą wszędzie, czytałam w każdym możliwym miejscu, zapominałam o bożym świecie, upływającym czasie i otaczających mnie ludziach. Cóż, nie będę ukrywać – to najlepsza część trylogii, rozbudzająca apetyt na jeszcze i dająca nadzieję na to, że być może James w końcu nabierze umiejętności pisania o czymś innym niż tylko seks. Zdecydowanie bowiem w tej książce nie o niego chodzi.

Rewelacyjna końcówka, która może nie jest popisem wizjonerstwa i wirtuozerii James, ale z całą pewnością rości sobie prawo do miana jednego z najbardziej emocjonujących finałów książek, jakie w ostatnim czasie czytałam. Zaświadczyć mogą o tym moje nocne krzyki wściekłości na bohaterów, rzucanie książką, zamykanie jej z hukiem, po to, by za parę sekund znów do niej powrócić, gdyż nie dawała o sobie zapomnieć. O spokoju mogłam na czas lektury ostatnich stu pięćdziesięciu stron zapomnieć. Być może za bardzo się wczułam, ale o to przecież chodzi, prawda?:)
Język, cóż… bez zmian. Momentami ordynarny, wulgarny, momentami drażniąco naiwny. Na tyle jednak do niego przywykłam, że gdyby nie wewnętrzna bogini pojawiająca się od czasu do czasu, zupełnie przestałabym na niego zwracać uwagę.

Epilog, który stanowi opis sceny poznania się Greya ze Steele z perspektywy Christiana jest dla mnie zapowiedzią i obietnicą zupełnie nowej serii. Mam nadzieję, że James do czasu jej napisania zrezygnuje z tworów na kształt wewnętrznych bogiń czytających Dickensa czy wyświechtanych, irytujących frazesów, które staną się jedynie kiepskim powtórzeniem tego, co wszyscy już zdążyliśmy doskonale poznać.

Prawdopodobnie ta powieść wcale nie jest tak dobra, jak piszę. Być może jest jedynie tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Nie zmienia to jednak faktu, że czytało mi się ją doskonale i że kiedyś do niej wrócę. I tak – polecam serdecznie!
Nie spodziewałam się, że to powiem, gdy sięgałam po Pięćdziesiąt twarzy Greya. Nowe oblicze… to jednak zupełnie inna bajka.

__________
Poprzednie tomy:




sobota, 16 lutego 2013

Ciemniejsza strona Greya – E L James


Tytuł: Ciemniejsza strona Greya
Autor: E L James
ISBN: 978-83-7508-595-2
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 632


Pierwsza część trylogii wzbudziła we mnie morze różnorodnych emocji, a tym samym rozbudziła nadzieję na dużo lepszy tom drugi. Zakończenie zwiastowało kontynuację serii w sposób charakterystyczny dla tradycyjnych historii miłosnych. Po części tak też jest.
E L James rezygnuje z wielu scen erotycznych, by bardziej skupić się na rozwoju fabularnym.
Drugiej części już nie można tak bardzo zarzucić, że jest jedynie zlepkiem scen łóżkowych, pozbawionych jakiejkolwiek treści dodanej, bowiem fabularnie jest zdecydowanie lepsza.
Niestety, wśród wielu nieporadności, James posiada również niezdolność do prowadzenia akcji. Powieść zyskuje na dodaniu tak wielu wątków obyczajowych, niestety jednocześnie traci na traktowaniu ich po macoszemu. Autorka dusi w zarodku własne pomysły, za szybko rozwiązuje akcję, marnuje potencjał wielu wplecionych w treść wydarzeń. I choć wątki te książkę urozmaicają, jednocześnie obnażają też niezdolność do poprowadzenia właściwiej narracji, innej niż powtarzalne sceny erotyczne, które w tej części robią się coraz bardziej nużące.
Od początku jednak.
Powieść zaczyna się trzy po wydarzeniach poprzedniej części. Anastasia cierpi katusze z powodu rozstania, Grey zupełnie dla siebie niespodziewanie – wydaje się cierpieć jeszcze mocniej.
Po raz kolejny został bowiem opuszczony. Zaangażował się na poziomie emocjonalnym, inaczej niż do tej pory. Przestał być Panem. Część druga, to właściwie obserwacja przemiany Greya – z Pana w Uległego. Niestety, jak dla mnie rzeczą nieprawdopodobną jest, by zmiany takie dokonały się w tak krótkim czasie. Rozumiem, że szok i cierpienie jakiego doznał kazało mu przewartościować całe życie i zrezygnować z sadomasochizmu. Nie wierzę jednak, że przeszedł przez to tak prosto i bezboleśnie, jak zdaje się sugerować.
Część ta z powodzeniem mogłaby stać się thrillerem psychologicznym, gdyby nie nieudolność warsztatowa autorki. Wątek Leili, Jacka, Pani Robinson, zaginięcia Greya – to świetne pomysły, które zostały zupełnie niewykorzystane. Miałam wrażenie, że nie stanowią dla pisarki żadnej wartości – są tylko nieudolną próbą połączenia ze sobą kolejnych scen łóżkowych za pomocą czegoś, co ma przypominać wciągającą akcję.
Co jest wielkim plusem tej części, to coraz większa otwartość Greya w mówieniu o swojej przeszłości. Czytelnik ma dzięki temu okazję zrozumieć to, co podczas lektury pierwszego tomu jedynie przypuszczał; ma szansę skonfrontować swoje teorie z wersją autorską.
Przyznaję, że Grey z części drugiej nie jest już tak magnetyczny, jak Grey-Pan. Cenię sobie jego zmianę w imię miłości, jednak wciąż diabelnie irytująca jest dla mnie jego chęć do sprawowania nad wszystkimi kontrolę, przypominająca raczej permanentną inwigilację niż troskę o bezpieczeństwo.
Nie sposób zbyć milczeniem warstwy językowej powieści. Święty Barnaba pojawił się tylko raz, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Niestety, wewnętrzna bogini, której funkcji zrozumieć nie potrafię, psuła w tej powieści wszystko. Sprawiała, że czyniłam gest nietolerowany przez Greya – wywracałam oczami ilekroć wewnętrzny głos Any wkraczał na scenę akurat w tym momencie, gdy akcja zaczynała się rozwijać. Bogini niszczyła wszelkie napięcie, wywołując na mej twarzy uśmiech politowania. Nie wspomnę już o wszelkich odchyłach, które mogłabym zrozumieć w dialogach z książek dla nastolatków, ale na pewno nie w powieści pretendującej do miana historii dla dorosłych; a także o namolnych powtórzeniach całych konstrukcji zdaniowych, przywodzących na myśl metodę kopiuj-wklej.


Wadą jest również fakt, że wszystko dzieje się za szybko.
Pięć tygodni, podczas których rozpoczyna się intensywny związek Greya z Aną, jego rozpad, wielki powrót, przemiana Christiana, oświadczyny, zaginięcie, szantaże Pani Robinson, prześladowania Leili, molestowanie Jacka, awans i przemiana Any – za dużo, za szybko.
Pięć tygodni to akurat czas na zachłyśnięcie się związkiem i uczuciem, ale wciąż nie mogę pojąć jak można być tak naiwnym, by wierzyć, że ci ludzie są w stanie kochać się nawet kilkanaście razy dziennie, za każdym razem doznając równoczesnego spełnienia, cały czas się rumieniąc i namawiając jedne drugiego do ponownego przejścia do trybu BDSM. 
Wiem, że to tylko książka, ale niestety niezwykle przekonująca w swej naiwności, bez stawiania pytań o to, co będzie z ich związkiem później, gdy się już wypalą, gdy nie będzie im się chciało spędzać całych dni w łóżku. Co im zostanie?
Nie ma tu wspólnoty dusz, na próżno jej szukać. Nadal pozostaje książka ta powieścią erotyczną, jednak zdecydowanie mniej intensywną i brutalną. O wiele bardziej kieruje się w stronę psychologizmu, niestety nieumiejętnie wplatanego w akcję.
Mimo wszystko, ciągle mam nadzieję, że część trzecia, finalna, pozytywnie mnie zaskoczy.
Póki co, bardziej podobał mi się tom pierwszy, mimo że od nieporadności językowych roiło się w nim o wiele bardziej, a fabuły… prawie nie było.
Pewnie dlatego, że część druga, mimo że chciała mnie zaskoczyć, to sama tę szansę zmarnowała.


_________________
Recenzja poprzedniego tomu:


sobota, 13 października 2012

Pięćdziesiąt twarzy Greya – E L James


Tytuł:Pięćdziesiąt twarzy Greya
Cykl: Pięćdziesiąt odcieni

Autor: E L James
ISBN:  978-83-7508-556-3
Wydawnictwo: Sonia Draga - dziękuję!
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 608







Ból w odróżnieniu od przyjemności, nie nosi maski – Oscar Wilde

Jeśli jesteś wrażliwy, nie lubisz ulegać kontrowersjom, tematyka sadomasochizmu i seksualnych perwersji budzi twoją odrazę i wstręt; jeśli wiesz, że nawet drugie dno książki nie zatrze nieprzyjemnego wrażenia spowodowanego fabułą – to nie jest książka dla Ciebie. Jeśli jednak wiesz, że niewiele jest w stanie Cię oburzyć, spróbuj wybrać się w podróż do granicy bólu i płynącej z niego przyjemności wraz z Christianem Greyem i Anastasią Steele.

Uległa i Pan. BDSM - skrótowiec pochodzący od słów "związanie" i "dyscyplina" (ang. bondage & discipline, ), "dominacja" i "uległość" (ang. domination & submission).
W świetle wolności, każdy ma prawo wybrać taką relację seksualną, jaka najbardziej mu odpowiada. Forma związku uległa-Pan zawiera w sobie szerokie spektrum doświadczeń powszechnie uznawanych za sadyzm i masochizm. Czerpanie przyjemności seksualnej z bólu, ma swoje źródło jeszcze w czasach Markiza de Sade’a, nazwiska będącego źródłosłowem dla tego typu zachowań. Jak uczy historia, de Sade’a nie był pierwszą osobą lubującą się w takim przeżywaniu swojej seksualności, stał się jednak pierwszym odważnym, który tak dosadnie opisał tę sferę. Książki  Sto dwadzieścia dni Sodomy czy Justyna czyli nieszczęścia cnoty, pomimo swej kontrowersyjności, są już klasyczne, a sama postać markiza na tyle ważna, że opiewa go niejeden film. Trudno więc nie zgodzić się z tym, że sadyzm ma szczególne miejsce w ludzkiej świadomości i nie jest jej obcy. Zwłaszcza, że dziś książek opiewających te zachowania, przybywa coraz więcej i więcej.
Sadyzm, to nie tylko krępowanie drugiej osoby, kneblowanie, fetyszyzm, spis zasad, za których nieprzestrzeganie grozi cielesna kara, to nie tylko dominacja jednej ze stron i uległość drugiej. To nade wszystko interakcja, której każda osoba ma prawo powiedzieć „dość”, ma prawo określić swoje granice bezwzględne i na bieżąco je korygować. Wszystko dzieje się za zgodą. Ten przydługi wstęp konieczny był do zrozumienia tego, co tak naprawdę wydarzyło się między dwójką bohaterów pierwszej części trylogii Pięćdziesiąt odcieni.


Pozornie ułożona, bardzo wykształcona, mądra, inteligentna, z perspektywami na przyszłość miłośniczka literatury i perwersyjny, surowy multimiliarder, który w bardzo młodym wieku dorobił się fortuny, to dwa różne światy, a jednak w pewnym momencie chciałoby się krzyknąć: trafił swój na swego. Zupełnie różni, a jednak podświadomie pragnący tego samego, przyciągający się pomimo przepaści dzielącej ich światy. On szuka kolejnej uległej, ona nigdy nią nie będzie, a mimo to, po raz pierwszy jedno i drugie nie potrafi się sobie oprzeć.
Na jego punkcie szaleją kobiety, ona do tej pory pozostawała daleko od relacji damsko-męskich. Dla niego liczy się tylko seks, dla niej tylko książki. Gdy przypadkowo na siebie trafiają, ich życie ulega diametralnej zmianie. Elektryzujące przyciąganie, rosnące pożądanie i narastające między nimi erotyczne napięcie sprawi, że każdy z nich przesunie swoje granice, byle tylko być bliżej drugiego.

To książka, w której zacierają się granice między bólem a przyjemnością, która momentami przez dokładne opisy odrzuca, budzi odrazę, jakieś poczucie wstydu i przyzwoitości, które każą nam zasłonić oczy i udawać, że nie będziemy tego dalej czytać. To opowieść o tym, jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić i zaryzykować dla drugiego, o tym, jak przyciąga nas niebezpieczeństwo, tajemnica, surowość, stanowczość i magnetyzm innych. O tym, jak pociąga nas nieznane, o tym jak fascynujące i onieśmielające może być poddanie się. Faktem jest, że bohaterowie na pierwszy rzut oka wydają się być mocno zachwiani psychicznie – ich zapędy nie wzięły się bowiem z niczego, są wynikiem traumy dzieciństwa. Chęć kontrolowania innych i podporządkowywania ich sobie jest skutkiem wykorzystywania w pierwszych latach życia, niezdolność do zaangażowania się uczuciowego jest konsekwencją braku miłości, a paraliżujący strach, który bohater ukrywa pod płaszczem surowości jest kontynuacją bezbrzeżnego przerażenia wypływającego z wczesnej młodości.

Książka kipi od erotyzmu i seksualnego napięcia, od którego nie da się uciec. Choć autorka nie wzniosła się na wyżyny literackiego kunsztu, trudno tego oczekiwać. Co nie ulega wątpliwości to fakt, że powieść ta intensywnie wciąga, wciąga tak, jak mało która powieść na najwyższym poziomie. Publikacja ta nie wymaga od nas intelektualnego wysiłku, nie oczekuje naszego literackiego obycia, znajomości jakiejś zawoalowanej konwencji– to przykładna powieść erotyczna, więc trzeba liczyć się z jej konsekwencjami gatunkowymi.
Fenomenem jest dla mnie to, że autorka dokonała czegoś niemożliwego – magnetyzm jej bohatera wylewa się wręcz z kart powieści i nieopisanie oddziałuje na czytającego – Grey „każe” nam czytać, a my pokornie, niczym ulegli, spełniamy jego zachciankę. I choć większość dialogów podczas opisywanych scen łóżkowych jest tendencyjna, trywialna, wystudiowana, powtarzalna [dalej mała, zrób to dla mnie pojawia się niezliczoną ilość razy], to jednak nie one są tutaj najważniejsze. Co mnie irytowało to pewna nieścisłość – Grey został przedstawiony jako postać o wysokiej kulturze osobistej i mimo, że prawie przez całą książkę zachowywał się nienagannie, to ani razu nie zdarzyło mu się zachować poprawnie w sytuacji przedstawiania kogoś drugiej osobie – każdorazowo popełniał w tej sferze błędy, które negują jego kulturę osobistą i obycie. Wielki zgrzyt. Co mnie jeszcze rozbawiło, to nazwanie „szaleńczą inwokacją” zwrotu „Ana!”. Szaleńcza na pewno, ale gdzie tu inwokacja [rozbudowana apostrofa]?  Tyle wpadek.

Żywię nadzieję, ba, jestem głęboko przekonana o tym, że cała erotyka stała się tu jedynie pretekstem do opowiedzenia o czymś ważniejszym – drugiego dna nie szukałam bowiem wcale na siłę, rzuciło się w oczy momentalnie, przez co jasnym jest dla mnie to, że kolejne części odsłonią przede mną skrywaną tajemnicę. Autorka zachowała kompozycję otwartą, urwała opowieść w momencie całkowitej zmiany akcji, zawiesiła fabułę, zmuszając czytelnika do lektury kolejnych części, niczego nie wyjaśniając.
Być może sama rzucam się przez to na pożarcie krytyków i przeciwników trylogii, ale po drugi tom sięgnę z nieskrywaną przyjemnością, bo co tu dużo kryć, tę książkę po prostu rewelacyjnie się czyta. I choć nie jest literackim majstersztykiem, nie jest nawet oryginalna, bo jej podobnych w księgarniach znajdziemy na pęczki – to jednak jest w niej coś, być może właśnie to drugie dno, które tak bardzo chcę odkryć, co sprawia, że nie sposób przejść wobec niej obojętnie.
Niesłychaną moc ma również reklama, a właściwie antyreklama tej powieści. Gdy w myśl zasady "nieważne jak, byle mówiono" same księgarnie i dystrybutorzy obrzucają ją obraźliwymi epitetami, to ciekawość czytelnika niemożliwie rośnie – taką publikację trzeba przeczytać, chociażby ze względu na to, by przekonać się o co tyle szumu. Marketing zdziałał cuda, przez co ta, pod wieloma względami sztampowa powieść dla dorosłych, stała się niewątpliwym hitem.
Dziwię się, gdy ktoś obrzuca ją błotem ze względu na mnogość zawartych w niej scen erotycznych – czego innego spodziewać możemy się po książce, która z założenia ma być tekstem o perwersjach i takim, a nie innym seksie? Kunsztu literackiego, pięknych słów, wzniosłych deklaracji i patetycznych wyznań w niej nie znajdziemy, ale ludzie - litości, to byłoby wręcz dziwne, nie współgrałoby z treścią, burzyłoby harmonię, stanowiło widoczny zgrzyt.
Po książce erotycznej nie spodziewajmy się wzruszającej historii miłosnej, tak jak po książce dokumentalnej nie spodziewajmy się zaskakującej i sensacyjnej akcji. Nie ten gatunek.
A jeśli mogę coś zdradzić, to powiem jedynie, że dla wnikliwego oka i czujnego czytelnika, ta książka mimo wszystko MOŻE stać się preludium do wzruszającej, pomimo całej otoczki bólu i zboczeń, historii miłosnej.
A jak to będzie naprawdę, dopiero się okaże.
I tak, polecam. Nie dla samej książki, ale dla zjawiska jakim się stała. Proszę Państwa, mamy (nie)godnego następcę Zmierzchu.

 _________________
Dopisek: Zauważam w tej książce jeszcze jedno, co w samej recenzji mi umknęło: to wielki apel do społeczeństwa amerykańskiego. Powieść ta została napisana z myślą o przeciętnym człowieku, zmęczonym życiem takim, jakie przedstawiane jest w wieczornych wiadomościach, udręczonym nudną codziennością, dawno temu rezygnującym z niedoścignionych marzeń, uznając je za nienależne sobie. Przedstawicielem tychże ludzi jest Anastasia - dziewczyna młoda, mądra, z ambicjami, a mimo to przeciętna i w tę przeciętność coraz silniej wrastająca. Przeciwwagę dla niej stanowi Christian - daleki od przeciętności mężczyzna, przed którym kobietom miękną kolana, a który mogąc mieć wszystko i każdego, zdecydował się na związek z Aną, przeciętną Amerykanką. To czytelny sygnał do przeciętnego czytelnika: możesz wszystko, nie jesteś gorszy, mierz wysoko, a wiele osiągniesz, jesteś wiele wart.
Przeszłość Christiana udowadnia, że nawet taki człowiek jak on - mający za matkę prostytutkę, trafiający później do idealnej rodziny, zapewniającej wszystko, ale też z wielkimi oczekiwaniami; człowiek, którego psychika w bardzo młodym wieku została silnie nadszarpnięta, może osiągnąć wiele: wystarczy samozaparcie, wystarczą chęci. Mamy więc tutaj sygnał podwójny: Grey nie urodził się miliarderem i pewniakiem - takim uczyniło go życie, które postanowił chwycić mocno w garść, z którego postanowił wycisnąć tyle, ile się da. James podprogowo namawia: rób to samo.
Może część się z tym nie zgodzi, ale pomimo wszystko, ta książka, to powieść wielowarstwowa, której w żaden sposób nie nadinterpretuję. Wszystkie fakty podane są czarno na białym, wystarczy chcieć je dostrzec.
Niesprawiedliwością byłoby uznanie jej za całkowicie nieudaną, tylko dlatego, że ktoś mądry tak orzekł. Mamy prawo decydowania o tym, co nam się podoba, a co nie. Mamy prawo interpretować, mamy prawo szukać drugiego dna i jakiegokolwiek przekazu. Mamy też prawo tego nie widzieć:)