Tytuł: Ciemniejsza strona Greya
Autor: E L James
ISBN: 978-83-7508-595-2
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 632
Pierwsza część trylogii wzbudziła we mnie morze różnorodnych
emocji, a tym samym rozbudziła nadzieję na dużo lepszy tom drugi. Zakończenie
zwiastowało kontynuację serii w sposób charakterystyczny dla tradycyjnych historii
miłosnych. Po części tak też jest.
E L James rezygnuje z wielu scen
erotycznych, by bardziej skupić się na rozwoju fabularnym.
Drugiej części już nie można tak bardzo zarzucić, że jest jedynie zlepkiem scen łóżkowych, pozbawionych jakiejkolwiek treści dodanej, bowiem fabularnie jest zdecydowanie lepsza.
Niestety, wśród wielu nieporadności, James posiada również niezdolność do prowadzenia akcji. Powieść zyskuje na dodaniu tak wielu wątków obyczajowych, niestety jednocześnie traci na traktowaniu ich po macoszemu. Autorka dusi w zarodku własne pomysły, za szybko rozwiązuje akcję, marnuje potencjał wielu wplecionych w treść wydarzeń. I choć wątki te książkę urozmaicają, jednocześnie obnażają też niezdolność do poprowadzenia właściwiej narracji, innej niż powtarzalne sceny erotyczne, które w tej części robią się coraz bardziej nużące.
Drugiej części już nie można tak bardzo zarzucić, że jest jedynie zlepkiem scen łóżkowych, pozbawionych jakiejkolwiek treści dodanej, bowiem fabularnie jest zdecydowanie lepsza.
Niestety, wśród wielu nieporadności, James posiada również niezdolność do prowadzenia akcji. Powieść zyskuje na dodaniu tak wielu wątków obyczajowych, niestety jednocześnie traci na traktowaniu ich po macoszemu. Autorka dusi w zarodku własne pomysły, za szybko rozwiązuje akcję, marnuje potencjał wielu wplecionych w treść wydarzeń. I choć wątki te książkę urozmaicają, jednocześnie obnażają też niezdolność do poprowadzenia właściwiej narracji, innej niż powtarzalne sceny erotyczne, które w tej części robią się coraz bardziej nużące.
Od początku jednak.
Powieść zaczyna się trzy po
wydarzeniach poprzedniej części. Anastasia cierpi katusze z powodu rozstania,
Grey zupełnie dla siebie niespodziewanie – wydaje się cierpieć jeszcze mocniej.
Po raz kolejny został bowiem
opuszczony. Zaangażował się na poziomie emocjonalnym, inaczej niż do tej pory.
Przestał być Panem. Część druga, to właściwie obserwacja przemiany Greya – z
Pana w Uległego. Niestety, jak dla mnie rzeczą nieprawdopodobną jest, by zmiany
takie dokonały się w tak krótkim czasie. Rozumiem, że szok i cierpienie jakiego
doznał kazało mu przewartościować całe życie i zrezygnować z sadomasochizmu.
Nie wierzę jednak, że przeszedł przez to tak prosto i bezboleśnie, jak zdaje
się sugerować.
Część ta z powodzeniem mogłaby
stać się thrillerem psychologicznym, gdyby nie nieudolność warsztatowa autorki.
Wątek Leili, Jacka, Pani Robinson, zaginięcia Greya – to świetne pomysły, które
zostały zupełnie niewykorzystane. Miałam wrażenie, że nie stanowią dla pisarki
żadnej wartości – są tylko nieudolną próbą połączenia ze sobą kolejnych scen
łóżkowych za pomocą czegoś, co ma przypominać wciągającą akcję.
Co jest wielkim plusem tej części, to coraz większa otwartość Greya w mówieniu o swojej przeszłości. Czytelnik ma dzięki temu okazję zrozumieć to, co podczas lektury pierwszego tomu jedynie przypuszczał; ma szansę skonfrontować swoje teorie z wersją autorską.
Przyznaję, że Grey z części drugiej nie jest już tak magnetyczny, jak Grey-Pan. Cenię sobie jego zmianę w imię miłości, jednak wciąż diabelnie irytująca jest dla mnie jego chęć do sprawowania nad wszystkimi kontrolę, przypominająca raczej permanentną inwigilację niż troskę o bezpieczeństwo.
Co jest wielkim plusem tej części, to coraz większa otwartość Greya w mówieniu o swojej przeszłości. Czytelnik ma dzięki temu okazję zrozumieć to, co podczas lektury pierwszego tomu jedynie przypuszczał; ma szansę skonfrontować swoje teorie z wersją autorską.
Przyznaję, że Grey z części drugiej nie jest już tak magnetyczny, jak Grey-Pan. Cenię sobie jego zmianę w imię miłości, jednak wciąż diabelnie irytująca jest dla mnie jego chęć do sprawowania nad wszystkimi kontrolę, przypominająca raczej permanentną inwigilację niż troskę o bezpieczeństwo.
Nie sposób zbyć milczeniem
warstwy językowej powieści. Święty
Barnaba pojawił się tylko raz, co było dla mnie sporym zaskoczeniem.
Niestety, wewnętrzna bogini, której
funkcji zrozumieć nie potrafię, psuła w tej powieści wszystko. Sprawiała, że
czyniłam gest nietolerowany przez Greya – wywracałam oczami ilekroć wewnętrzny
głos Any wkraczał na scenę akurat w tym momencie, gdy akcja zaczynała się
rozwijać. Bogini niszczyła wszelkie napięcie, wywołując na mej twarzy uśmiech politowania.
Nie wspomnę już o wszelkich odchyłach,
które mogłabym zrozumieć w dialogach z książek dla nastolatków, ale na pewno
nie w powieści pretendującej do miana historii dla dorosłych; a także o
namolnych powtórzeniach całych konstrukcji zdaniowych, przywodzących na myśl
metodę kopiuj-wklej.
Wadą jest również fakt, że wszystko dzieje się za szybko.
Pięć tygodni, podczas których rozpoczyna się intensywny
związek Greya z Aną, jego rozpad, wielki powrót, przemiana Christiana,
oświadczyny, zaginięcie, szantaże Pani Robinson, prześladowania Leili,
molestowanie Jacka, awans i przemiana Any – za dużo, za szybko.
Pięć tygodni to akurat czas na zachłyśnięcie się związkiem i uczuciem, ale wciąż nie mogę pojąć jak można być tak naiwnym, by wierzyć, że ci ludzie są w stanie kochać się nawet kilkanaście razy dziennie, za każdym razem doznając równoczesnego spełnienia, cały czas się rumieniąc i namawiając jedne drugiego do ponownego przejścia do trybu BDSM.
Wiem, że to tylko książka, ale niestety niezwykle przekonująca w swej naiwności, bez stawiania pytań o to, co będzie z ich związkiem później, gdy się już wypalą, gdy nie będzie im się chciało spędzać całych dni w łóżku. Co im zostanie?
Nie ma tu wspólnoty dusz, na próżno jej szukać. Nadal pozostaje książka ta powieścią erotyczną, jednak zdecydowanie mniej intensywną i brutalną. O wiele bardziej kieruje się w stronę psychologizmu, niestety nieumiejętnie wplatanego w akcję.
Mimo wszystko, ciągle mam nadzieję, że część trzecia, finalna, pozytywnie mnie zaskoczy.
Pięć tygodni to akurat czas na zachłyśnięcie się związkiem i uczuciem, ale wciąż nie mogę pojąć jak można być tak naiwnym, by wierzyć, że ci ludzie są w stanie kochać się nawet kilkanaście razy dziennie, za każdym razem doznając równoczesnego spełnienia, cały czas się rumieniąc i namawiając jedne drugiego do ponownego przejścia do trybu BDSM.
Wiem, że to tylko książka, ale niestety niezwykle przekonująca w swej naiwności, bez stawiania pytań o to, co będzie z ich związkiem później, gdy się już wypalą, gdy nie będzie im się chciało spędzać całych dni w łóżku. Co im zostanie?
Nie ma tu wspólnoty dusz, na próżno jej szukać. Nadal pozostaje książka ta powieścią erotyczną, jednak zdecydowanie mniej intensywną i brutalną. O wiele bardziej kieruje się w stronę psychologizmu, niestety nieumiejętnie wplatanego w akcję.
Mimo wszystko, ciągle mam nadzieję, że część trzecia, finalna, pozytywnie mnie zaskoczy.
Póki co, bardziej podobał mi się tom pierwszy, mimo że od
nieporadności językowych roiło się w nim o wiele bardziej, a fabuły… prawie nie
było.
Pewnie dlatego, że część druga, mimo że chciała mnie zaskoczyć, to sama tę szansę zmarnowała.
_________________
Recenzja poprzedniego tomu:
Pewnie dlatego, że część druga, mimo że chciała mnie zaskoczyć, to sama tę szansę zmarnowała.
_________________
Recenzja poprzedniego tomu:
Najlepszy temat spotkania blogerów :)
OdpowiedzUsuńNo koniecznie muszę wreszcie przeczytać - "reklama" Sardegny mnie rozbroiła :)
O tak! Wylizywanie butów było zdecydowanym hitem spotkania;))) Haha, to mnie rozbroiło:D
UsuńCoś mi mówi że naprawdę sporo przegapiłam ;-)
UsuńA co do recenzji to całkowicie się zgadzam, że były szanse na to, by stała się naprawdę ciekawa ale wszystkie zmarnowano... I niestety w trzeciej też lepiej nie będzie...
A wiesz, póki co ona mi się wydaje najlepsza;) Zobaczymy co będzie dalej - rozwój akcji czy jej powolne wykańczanie;)
UsuńOj tak, straciłaś! Ale mam nadzieję, że następnym razem uda się spotkać już w większym groni i nadrobimy straty!:)
Nie czytałam nawet pierwszego tomu i kompletnie nie mam ochoty. ;)
OdpowiedzUsuńZatem nie namawiam na siłę;)
UsuńTo już chyba byłaś na samym końcu, skoro dziś recenzja :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się odważę sięgnąć po te książki. W dalszym ciągu mam mieszane uczucia.
Podczas naszego spotkania ta recenzja leżała już zapisana w komputerze;)) Mówiłam, że jestem w trakcie czytania tomu III, który jest chyba... najlepszy :) Póki co :D
UsuńPrzeczytałam pierwszy tom, który wydawał mi się beznadziejny i stwierdziłam, że po kolejny już nie sięgnę. Tak się akurat zdarzyło, że moja uczelniana koleżanka wypożyczyła z biblioteki kontynuację, a że nudziło mi się w pociągu, a ona spała, to stwierdziła, że zobaczę, co tam autorka wymyśliła. W 40 minut przeczytałam około 75 stron i póki co nie było źle, więc może spróbuję doczytać do końca. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńA mnie właśnie pierwszy nieprawdopodobnie wciągnął. I tego właśnie się bałam sięgając po książkę - że mimo jej naprawdę niskiego poziomu, będzie miała niesłychanie przyciągającą moc. I właściwie z tego powodu czytam dalej, ale też po to, by naprawdę zobaczyć w końcu światełko w tunelu i jakiś, chociaż minimalny, postęp warsztatowy James;)
UsuńMuszę przeczytać, żeby osobiście się przekonać, jak złe to jest;P
OdpowiedzUsuńHaha, naprawdę nie jest tak źle;)
UsuńMizernie językowo, ale mimo wszystko ta książka ma w sobie jakąś niesłychaną moc przyciągania i uzależniania :)
Kurczę, wbrew sobie jestem coraz bardziej zaintrygowana! Ale to pewnie wina (lub zasługa) wczorajszego spotkania :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!