Tytuł: Prawdziwe morderstwa
Autor: Charlaine Harris
ISBN: 978-83-7674-182-6Data wydania: 11/07/2012
Charlaine Harris poznałam już za sprawą serii z Sookie Stockhouse, a także innej – z Lily Bard, jednak dopiero o serii powieści z Aurorą Teagarden w roli głównej, którą zapoczątkowały Prawdziwe morderstwa, mogę uznać za najlepszą i najbardziej wciągającą. Dlaczego ryzykuję takie stwierdzenie już po pierwszej części?
Do tej pory słysząc peany na cześć talentu Harris, kiwałam nieznacznie głową, sądząc, że tak naprawdę jest ona jedynie dobra, nie zaś jak twierdzą niektórzy – wybitna, jeśli idzie o pisanie tekstów komercyjnych. W wybieraniu tematyki, która pociągnie miliony, prawdopodobnie zasiada ona dziś na podium, jako jedna z trójki najlepszych pisarzy w tej kategorii. Jej książki są lekkie, pisane prostym językiem, z fabułą może niekoniecznie bardzo wciągającą, ale mającą w sobie coś nienazwanego, co sprawia, że po prostu chce się czytać dalej, chce się sięgać po kolejne części, choć są lepsze i gorsze [z przewagą tych drugich].
Do tej pory Harris nie potrafiła jednak wykreować świata, który miałby w sobie jakiś element, który przyciągnąłby mnie na tyle, bym sama mogła nazwać się fanką pisarstwa tej autorki. Aż do teraz.
Stworzenie głównej bohaterki, którą byłaby niepozorna bibliotekarka, siedząca z nosem, na który opadają duże okulary utkwionym w książkach, a która interesuje się sprawami morderstw, a po czasie staje się także ich niemalże główną bohaterką, było strzałem w dziesiątkę. Harris wreszcie wybrała temat, który sprawia, że choć do wybitności, wciąż Prawdziwym morderstwom daleko, ja już wiem, że serię, którą ta książka zapoczątkowała będę śledzić z należytą jej uwagą, nie opuszczając ani jednej jej części, nawet jeśli jej wartość daleka będzie od zadowalającej. I to jest chyba to, na czym najbardziej zależy twórcom komercyjnym – owinięcie sobie czytelnika wokół palca, za sprawą drobnych elementów.
Za to, Harris należą się gratulacje.
Czym jednak tak bardzo mnie zainteresowała? Brawa należą się w pierwszej kolejności Wydawnictwu, które zdecydowało się na taką okładkę – nie znając opisu fabuły, wiedząc jedynie, że to kryminał – kupowałabym w ciemno. I nie zawiodłabym się, bowiem wnętrze jest nie mniej frapujące.
Inteligencja, przenikliwość, bystrość, zdolność szybkiego kojarzenia faktów – cztery cechy, których zewnętrznym symbolem są w przypadku Aurory duże okulary, to elementy, które powinien mieć każdy szanujący się „detektyw”, nawet amatorski. Myślę, że takim mianem z powodzeniem można nazwać bohaterkę, która wraz z innymi mieszkańcami Lawrenceton należy do klubu o wdzięcznej nazwie Prawdziwe Morderstwa, zrzeszającego ludzi interesujących się dawnymi zbrodniami, wspólnie dochodzącymi do prawdy i dzielącymi się celnymi spostrzeżeniami. Grupa spotyka się raz w miesiącu, wtedy też jedna z osób przedstawia jakąś znaną sprawę, którą wspólnie analizują.
Tym razem swoją kolej ma Aurora, która postanawia wygłosić konferencję na temat sprawy Julii Wallace. Nieprzypadkowo tego samego dnia dochodzi do brutalnego morderstwa, które w najdrobniejszych szczegółach przypomina sprawę, którą miała omawiać Roe.
Od tego dnia miasteczkiem zaczyna wstrząsać seria zabójstw kopiowanych, wiernie przypominających te sprzed lat. Automatycznie w gronie podejrzanych znajdują się wszyscy członkowie klubu Prawdziwe Morderstwa, a Aurora wraz z należącym do grupy policjantem, starają się szybko odnaleźć sprawcę. Niestety, oprócz tego, że osoby zrzeszające się co miesiąc na spotkaniach grupy stały się podejrzane, okazały się być także potencjalnymi ofiarami…
W najnowszej książce Harris trup ściele się gęsto, nikt nikomu nie ufa, każdy żyje w strachu, a jednocześnie bardzo przeżywa całą sprawę – wszyscy bowiem niezdrowo interesują się morderstwami i nie ma dla nich znaczenia fakt, że sami mogą okazać się kolejnymi ofiarami.
Autorka zbudowała intrygę, która nie pozwala o książce zapomnieć, czyta się ją jednym tchem, zapominając przy tym, że na moment sami stajemy się nadmiernie interesującymi się sprawą morderstwa czytelnikami.
Lektura z całą pewnością przypadnie do gustu osobom, które lubują się w makabrze, interesują się starymi zbrodniami i marzą o tym, by samym należeć do podobnego klubu. Dla mnie była to doskonała lektura i idealne rozpoczęcie serii, budzące apetyt na więcej.
Szkoda, że książka ta jest stosunkowo niewielkich rozmiarów, bowiem nie do końca pozwala to intrygę rozbudować fabularnie, jednak z drugiej strony sprawia, że napięcie zaskakująco szybko rośnie, a podejrzanym staje się niemalże każdy. Zakończenie na miarę hollywoodzkich filmów, książka stanowi zatem doskonały materiał na film lub też, idąc w ślad za Czystą krwią – na serial.
Polecam i z niecierpliwością oczekuję kolejnych części!
Baza recenzji Syndykatu ZwB
b, Baza recenzji Syndykatu ZwB, detektyw, kryminał, literatura powszechna, morderca, morderstwo, zabójstwo, zbrodnia
Autorkę znam, jednak z kryminałami nie miałam dużo do tej pory do czynienia, aczkolwiek mam zamiar to zmienić :) Zatem książkę, szczególnie po takiej recenzji, dodaję do listy ;)
OdpowiedzUsuńO książce już czytałam wiele dobrego, a ty też ją polecasz. Więc nie pozostaje mi nic innego jak po nią sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńBardzo cieszy mnie Twoja pozytywna ocena - obawiałam się trochę, że Harris, zamykając się w "grobowej" serii lub cyklu o Sookie, nie odnajdzie się w podobnych klimatach:) Zaczynam się pomału przekonywać do sięgnięcia po tę powieść:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Czytam właśnie serię z Sookie Stockhouse, a jeśli ta jest jeszcze lepsza to koniecznie muszę ją przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńGenialna okładka!
Chcę zapoznać się z tą książką :)
OdpowiedzUsuńHmm, zainteresowałaś mnie :) Książek o Sookie nie lubię, te o Lily całkiem mi się spodobały, więc może ta będzie jeszcze większym progresem?:)
OdpowiedzUsuńCzyżby wreszcie naprawdę coś na poziomie od Charlaine Harris? Niesamowicie miło mi to czytać! :) Przyznam, że rozbudziłaś mój apetyt na tę książkę. Będę na nią polować.
OdpowiedzUsuńAch, pocieszyłaś mnie tą recenzją! Już niedługo będę miała tę książkę w swoich zbiorach i myślałam, że jest kiepska, a tu taki zonk :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu 4 części serii o Sookie, trudno mi uwierzyć, ze pani Harris ma jakikolwiek talent :D Ale serial uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńO jesteś tą szczęściarą, której jednak wydawnictwo tą książkę wysłało....
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Tobie również książka tak bardzo przypadła do gustu :)
OdpowiedzUsuńŚliczna szata graficzna.
Hej! Nie wiem, czy mam problem z moją przeglądarką, czy po prostu nie publikujesz komentarzy...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Z Twoją przeglądarką wszystko w porządku, przez kilka dni rzeczywiście nie opublikowałam żadnego komentarza;)
UsuńW porządku, rozumiem - dziękuję za odpowiedź.
UsuńCzasami blogspot robi mi takie figle, że piszę komentarz, a on się nie dodaje i myślałam, że coś jest nie tak.
Pozdrowienia! :)
Książka już dawno przykuła moją uwagę , a teraz jestem przekonana, że po nią sięgnę. Jeżeli chodzi o serię o Sookie to jak dla mnie była ona bardzo wciągająca. Fakt nie jest to może literatura najwyższych lotów, ale bardzo mile spędza się z nią czas.
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji na pewno przeczytam! ;D
OdpowiedzUsuńMam jej kilka książek o Lily Bard, ale jeszcze ich nie czytałam. Po początkowym zapale odłożyłam je i leżą. Ta też mnie ciekawi i mam nadzieje, że będzie inaczej niż z tymi co mam ;)
OdpowiedzUsuń