Tytuł: LolitaAutor: Vladimir Nabokov
Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.
Książkę tę przeczytałam już
niemalże tydzień temu, jednak do napisania o niej czegokolwiek dojrzewałam o
wiele dłużej. Nie sposób bowiem ubrać w słowa tego, co siedzi w mojej głowie po
jej lekturze, nie sposób moim ubogim słownictwem oddać tego, co powinno być oddane.
O tej książce można by pisać wiersze, można by tworzyć kolejne książki, można
by krytykować i rozpływać się z zachwytu – a to wciąż będzie za mało. To wciąż
będzie pustka, wyzuta z tego, co naprawdę stworzył Nabokov. Nie ma więc dla Was
innego rozwiązania, jak z tą pozycją usiąść i nią się delektować. Bo to właśnie
robiłam ja i tysiące czytelników przede mną
- smakowaliśmy każde słowo, degustowaliśmy piękno języka, częstowaliśmy
się tą na pozór kontrowersyjną, choć przepiękną historią miłości, raczyliśmy
się każdym wersem i prawdopodobnie, staraliśmy się jak najbardziej oddalić myśl
o rozstaniu z tą książką, co sprawiało, że lektura się wydłużała, wydłużała, a
my wracaliśmy do poszczególnych fraz, by jeszcze raz doświadczyć tej
literackiej finezji.
Czytając pierwszy wers, który przytoczyłam na wstępie, z moich ust wydobył się tylko okrzyk – Co za język, co za styl! Wystarczył moment, by Nabokov mnie zdobył. Sekunda, bym została uwiedziona i zaprogramowana na taki a nie inny odbiór tej książki.
Czytając pierwszy wers, który przytoczyłam na wstępie, z moich ust wydobył się tylko okrzyk – Co za język, co za styl! Wystarczył moment, by Nabokov mnie zdobył. Sekunda, bym została uwiedziona i zaprogramowana na taki a nie inny odbiór tej książki.
Przedmiotem narracji jest
historia miłości głównego bohatera, Humberta Humberta, do swojej
dwunastoletniej pasierbicy, zwaną przez niego nimfetką. Mężczyzna swoje zadurzenie tłumaczy niespełnionym uczuciem z dzieciństwa, które
spowodowało, że w swoich pragnieniach wciąż ma obraz dziewczynki, która dopiero
wkracza w świat kobiet, która nie została jeszcze skażona okresem pokwitania i
która balansuje na krawędzi dzieciństwa oraz kobiecości. Bohater zatrzymał się
na etapie młodzieńczej miłości, która ugruntowała jego późniejsze spojrzenie na
nimfetki sprawiła, że wdał się w relację w naszej kulturze uchodzącej za chorą.
Jego fascynacja, to dewiacja – pedofilia, którą należy ukracać, którą należy tępić
i szykanować. Bohater próbuje się tłumaczyć, podając przykłady z innych dzieł
kultury, biorąc pod włos inne miejsca świata, gdzie uczucie do młodziutkiej
dziewczynki nie jest niczym złym, nie jest traktowane jako zboczenie, lecz jako
normalna kolej rzeczy. Nie u nas.
Warto więc, już teraz, przytoczyć opinię znajdującą się na okładce, która winna ukrócić wszelkie komentarze osób oburzonych:
Warto więc, już teraz, przytoczyć opinię znajdującą się na okładce, która winna ukrócić wszelkie komentarze osób oburzonych:
Elio Vittorini: Tylko analfabeta, bigot albo tępak może się w tej powieści doszukać czegoś gorszącego lub skandalicznego.
Nie o to bowiem chodzi, by
hołubić pedofilię i nakłaniać do jej społecznej akceptacji w krajach
europejskich – chodzi o opis przeżyć, o głęboką fascynację, o obnażenie tego,
co jest w stanie zrobić człowiek zaborczy. Autor ukazuje piękno duchowej więzi,
a potem tragedię rozerwania tej nici. Prezentuje relacje dziewczyny krnąbrnej,
opryskliwej, wyrachowanej, która mnie, jako czytelnika doprowadzała do szału
oraz mężczyzny, który za wszelką cenę stara się o nią dbać, niestety w sposób
niedopuszczalny – czyniąc z niej psychicznego więźnia. Oboje byli siebie warci,
dobrali się jak w korcu maku. Dla osób pruderyjnych: nie znajdziecie tutaj
opisów aktów seksualnych, są one spowite mgiełką niedopowiedzeń, brak tu
fragmentów ostentacyjnie erotycznych i wulgarnych. Wręcz przeciwnie – przez tę
relację promieniuje piękno i mimo wszystko, subtelność. Choć niektórych ogarnia
obrzydzenie i bunt na myśl o wywlekaniu tak tabuistycznych tematów [czego
dowodem były liczne kontrowersje związane z wydaniem tejże książki] na światło dzienne, to dla większości nie jest
to nic gorszącego. Dziwne, bowiem hasło „pedofilia” budzi niechęć i zgorszenie
w każdym wydaniu. A tutaj – odbiorcą miotają sprzeczne emocje. Dopóki skupia
się na języku, zapomina, ze główny bohater opowiada o fascynacji tak młodą
dziewczyną. Gdy sobie to uświadomi – rodzi się bunt. Nabokov jednak do buntów
nie dopuszcza, cały czas starając się, by jego tekst był spektaklem słowa. Jednak czy perwersja ubrana w piękne wyrażenia
przestaje być perwersją i staje się sztuką? Wiele rzeczy balansuje tutaj na
cienkiej granicy wstydliwości i społecznego przyzwolenia.
Historia ta opisana jest w sposób, który przywodzi na myśl mowę obronną. Humbert zeznaje w sądzie i chcąc ocalić swoją duszę oraz ukazać prawdziwe oblicze swojej fascynacji, opisuje ją krok po kroku, nie omijając niczego.
I dzięki temu pewnie lektura staje się niespieszna – ja chłonęłam każde słowo, wiedziałam bowiem, że nic – nawet kropka – nie jest w tym tekście bez znaczenia. I to jedno uznaję za najważniejsze doświadczenie - obcowanie z takim słowem, to coś, czego pragnie każdy czytelnik.
To literatura przez wielkie L, nie żadna tania podróbka ani próba wierszoklety - to dzieło świadomego i doświadczonego artysty, człowieka, który został obdarzony darem słowa. Dzięki niemu lektura przestaje być czczą rozrywką czy też czytelniczą fanaberią, lecz staje się książką, którą bezwzględnie, każdy powinien przeczytać. Jest tylko jedno zagrożenie – po zakosztowaniu takiej prozy, wszystko inne wydaje się być mdłe i bez wyrazu. To książka z serii moich ulubionych – tych, które zmuszają, by podczas lektury zerkać do słownika, po to, by nie uronić żadnego zapomnianego już lub nieużywanego od dawna słowa, którego znaczenie gdzieś nam się zatraciło. Nabokov zmusza społeczeństwo do pogłębiania swojego słownictwa, zmusza do poszukiwań. Stosuje liczne zwroty dod odbiorcy, budując z nim intymną relację.
Książka ta bogata jest w makaronizmy, pęka od nawiązań do innych tekstów kultury, jest prawdziwym popisem pisarskiego kunsztu.
Historia ta opisana jest w sposób, który przywodzi na myśl mowę obronną. Humbert zeznaje w sądzie i chcąc ocalić swoją duszę oraz ukazać prawdziwe oblicze swojej fascynacji, opisuje ją krok po kroku, nie omijając niczego.
I dzięki temu pewnie lektura staje się niespieszna – ja chłonęłam każde słowo, wiedziałam bowiem, że nic – nawet kropka – nie jest w tym tekście bez znaczenia. I to jedno uznaję za najważniejsze doświadczenie - obcowanie z takim słowem, to coś, czego pragnie każdy czytelnik.
To literatura przez wielkie L, nie żadna tania podróbka ani próba wierszoklety - to dzieło świadomego i doświadczonego artysty, człowieka, który został obdarzony darem słowa. Dzięki niemu lektura przestaje być czczą rozrywką czy też czytelniczą fanaberią, lecz staje się książką, którą bezwzględnie, każdy powinien przeczytać. Jest tylko jedno zagrożenie – po zakosztowaniu takiej prozy, wszystko inne wydaje się być mdłe i bez wyrazu. To książka z serii moich ulubionych – tych, które zmuszają, by podczas lektury zerkać do słownika, po to, by nie uronić żadnego zapomnianego już lub nieużywanego od dawna słowa, którego znaczenie gdzieś nam się zatraciło. Nabokov zmusza społeczeństwo do pogłębiania swojego słownictwa, zmusza do poszukiwań. Stosuje liczne zwroty dod odbiorcy, budując z nim intymną relację.
Książka ta bogata jest w makaronizmy, pęka od nawiązań do innych tekstów kultury, jest prawdziwym popisem pisarskiego kunsztu.
Choć miała ona momenty pełne
dłużyzn, gdy wydawało mi się, że te
partie napisał chyba ktoś inny, nie pozostaje wątpliwym, że jest to
klasyk, który KONIECZNIE musi zostać wpisany w listę lektur obowiązkowych
każdego bibliofila. Chwile znużenia i
zmęczenia nie skreślają tej pozycji, pokazują tylko, że takie jest życie – jak sinusoida.
Polecam!
Polecam!
Ja się do niej przymierzam już od jakiegoś czasu, może w końcu?...
OdpowiedzUsuńKurcze, oczarowałaś mnie swoją recenzją, koniecznie muszę poszukać tej lektury ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;)
Poszukaj, poszukaj!
UsuńNa pewno przeczytam. Historia niebywale interesująca. Ekranizacja już za mną, choć nie obejrzałam jej do końca, żeby najlepsze zostawić sobie przy książce :P
OdpowiedzUsuńJa do ekranizacji zasiądę dziś lub jutro - czekam jeszcze chwilkę aż emocje opadną;)
UsuńFilmowa "Lolita" to jedno z niewielu dzieł Kubricka (którego uważam za reżysera wybitnego, genialnego etc.), których jeszcze nie oglądałem. I długo zabieram już za tę produkcję, ale właśnie dlatego, że w pierwszej kolejności chciałbym przeczytać książkę, a ona jeszcze w moje ręce nie trafiła. Ale po tej recenzji, która faktycznie oddaje emocje, jakie musiały Ci towarzyszyć w trakcie i po przeczytaniu powieści; emocje, które udzielają się też zainteresowanemu - po tej recenzji chyba nie będzie już wielkiego ociągania się z mojej strony:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco
Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz;)
UsuńJa również z filmem zwlekałam ze względu na książkę, a z książką z uwagi na moją wmówioną niedojrzałość. Myślę, że wybrałam idealny moment:)
To jedna z tych lektur, na które mam ochotę od lat, ale jakoś mi z nimi nie po drodze; chciałabym to jak najszybciej zmienić!
OdpowiedzUsuńWidziałaś może film z Jeremym Ironsem w roli Humberta?
Pozdrawiam serdecznie!
Czekałam z tym filmem do momentu, aż przeczytam książkę, a teraz z kolei czekam aż opadną emocje po lekturze;) Ale ale - już dziś, najdalej jutro będę spędzała z nią błogie, mam nadzieję, 2,5 h :)
UsuńScathach, czytanie Twojej recenzji było jak (porównanie może nie do końca odpowiednie, jeśli chodzi o czytanie) muzyka dla mych uszu. W kwestii "Lolity" mam dokładnie to samo zdanie. Jak sama piszesz, z jednej strony delektujemy się każdym zdaniem i doskonałą narracją, a z drugiej, sami siebie próbujemy przekonać, że nie powinno się z taką pasją czytać historii o bądź co bądź miłości niewłaściwej, dewiacyjnej. Ale gdyby Humbert pisał o dziewczynie dwudziestoletniej, "Lolita" nie miałaby już w sobie TEGO CZEGOŚ, co tak bardzo porywa. Z ciekawości zerknęłam na moją ocenę "Lolity" (czytałam ją jakieś 3-4 lata temu). Oceniłam na 9/10, a niewiele jest takich książek :)
OdpowiedzUsuńOtóż to! "Lolita" bez dwunastolatki nie byłaby "Lolitą", a wtedy też nie byłoby kontrowersji, a co za tym idzie - popularności;)
UsuńJa również mam niewiele książek, które oceniam tak wysoko, Lolita znalazła się w tym gronie:)
za miłe słowo - dziękuję!:)
"Co za język, co za styl!" - miałam identyczne wrażenie na nowo poznając prozę Nabokova. Tu tak dosłownie można smakować każde słowo, degustować się pięknem języka,nic nie jest przypadkowe, nawet kropki (zgadzam się). Świetny ten cytat Elio Vittorini - tylko anaflabeci będą dostrzegać tu zgorszenie lub pochwałę pedofilii.
OdpowiedzUsuńI świetna recenzja, taka się Nabokovi należała :))
Dziękuję za ciepłe słowo:)
UsuńZ tego wszystkiego muszę bliżej zaprzyjaźnić się z Nabokovem:)
To jedna z moich ulubionych książek. Cieszę się, że także i Tobie przypadła do gustu. Wydania z tą okładką jeszcze nie widziałam, ale bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to czytałam wydanie z inną okładką, ale nie mogłam jej nigdzie znaleźć;) A to jest najnowsze, wyszło całkiem niedawno nakładem MUZY :)
UsuńBardzo nie spodobały mi się słowa pana Vittorini, bo moim zdaniem każdy ma prawo odbierać w dowolny sposób daną lekturę, a my - z racji, że nie jesteśmy wyroczniami - powinniśmy szanować zdanie innych, nawet jeśli krytykują oni naszą ukochaną powieść. A przecież ktoś patrzący na Lolitę z innej perspektywy mógłby zobaczyć w niej cokolwiek...
OdpowiedzUsuńW każdym razie lekturę mam w planach i cieszę się, że po raz kolejny spotkałam się z zachęcającą recenzją - to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że po prostu muszę ją przeczytać:D
Jego słowa są rzeczywiście bardzo ostre i właściwie nie pozostawiające pola do dyskusji. Zgadzam się z Tobą odnośnie do tego, że nikt nie ma prawda odbierać nam możliwości spojrzenia na książkę w dowolny sposób - właśnie ze względu na naszą wrażliwość, czytelnicze doświadczenie, poglądy. Tylko, że w tym wypadku, on ma sporo racji - bo to nie jest jakaś tam pierwsza lepsza powieść, do której każdy może usiąść w dowolnej chwili i skrytykować li jedynie za to, że nie podoba mu się bulwersujący temat. Krytykować i owszem, może. Ale tak samo i on miał prawo wypowiedzieć się, choć dosadnie, to tak jak chciał. Właściwie nie ma tutaj braku szacunku do zdania innych, tylko krótkie ucięcie wszelkich potencjalnych dyskusji - równie rażące. Dlaczego jednak przytoczyłam jego słowa? Bo wielu ludzi, właśnie tych "analfabetów" [pojęcie to rozumiem tu nie dosłownie,pewnie inaczej niż Vittorini, ale jako osobę, która po prostu nie patrzy w głąb, zostaje na powierzchni] nie dostrzeże w "Lolicie" nic ponad obleśną historię pedofila i jego wychowanki. I ja pewnie też bym ją tak odebrała - gdyby nie perfekcjonizm językowy Nabokova, gdyby nie jego sposób operowania słowem i sposób kreowania postaci. Dlatego właśnie nie należy się z góry burzyć [choć można!], ale spojrzeć głębiej, dać się oczarować i być może zmanipulować? Bo może o to właśnie chodzi, że Nabokov manipuluje czytelnikiem i mami go, tak samo jak Lolita Humbertem, a on nią.
UsuńU mnie na półce "Lolita" czeka na lepsze czasy. Jakoś tak nie potrafię się za nią zabrać. Pozycja kultowa i boję się że nie zrozumiem tego zachwytu innych ludzi i mi się ona nie spodoba :P
OdpowiedzUsuńPodobne obawy zawsze pojawiają się w takich sytuacjach;) Poczekaj jeszcze, zobaczysz, nadejdzie taki moment, że ręka sama Ci się do niej wyrwie - i to będzie to;)
UsuńCzytałam Lolitę dokładnie rok temu, w wakacje, i doskonale pamiętam jakie uczucia towarzyszyły mi podczas lektury... Zachwyt nad językiem przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie...:)
UsuńPlanuję rozejrzeć się za tą książką w bibliotece, chcę ją przeczytać już od dłuższego czasu. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie udanych łowów;)
UsuńPowiem tak - jest to jedna z najlepszych recenzji Lolity, jaką w życiu czytałam. Większość zdań z jakimi się spotykałam opierały się na obrzydzeniu do pedofilii. Nie chce mi się z takimi osobami polemizować.
OdpowiedzUsuńPięknie tę książkę wyniosłaś na należny jej piedestał w swojej recenzji.
Aż mi dech zaparło z wrażenia! Dziękuję!
UsuńPiękna książka. Krytykują Ci, którzy nie czytali lub nie zrozumieli. Fajna recenzja:)
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie;)
UsuńDziękuję:)
czytałam dawno i chyba musze wrócić. ogladałam też film, ale nie dorównuje książce, spłyca ją. a okłądka, którą zamieściłaś, jest nieziemska. ostatnio czytałam ciekawy artykuł, gdzie pokazywano okładki prawie wszystkich wydań Lolity w różnych językach. było na co popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym go zobaczyła, masz jakieś namiary?
UsuńA okładka to z nowego wydania MUZY:)
W planach, mam własne wydanie w twardej oprawce. Jeszcze do końca sierpnia chcę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńGorąco Ci polecam i czekam na recenzję!:)
UsuńŚwietna recenzja! "Lolita" od dawna jest jedną z pozycji, którą koniecznie chcę przeczytać. Widziałam film, ale Twoja wypowiedź utwierdziła mnie w przekonaniu, że książka jest o wiele lepsza. :)
OdpowiedzUsuńTego nie wiem - filmu nie widziałam;) Ale chyba w ciemno mogę powiedzieć, że tak. Wątpię, by w adaptacji całościowo zachowany był ten język:))
UsuńDziękuję:)
Jakoś nie miałam do czynienia z Nobakovem, ale chyba muszę to zmienić. O ,,Lolicie" słyszałam wiele dobrego. Mam nadzieję, że mi również się spodoba.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! A ja ostatnio zastanawiałam się nad Nabokovem, bo pojawił się w mojej głowie z powodu klipu do piosenki Lany Del Rey. Teraz wiem, że nie ma co zwlekać z sięgnięciem po książkę.
OdpowiedzUsuńCudownie czytało się Twoją recenzję. Książkę czytałam jako nastolatka i pamiętam jak zachwycałam się nad kolejnymi stronami. To była rozkosz dla serca i umysłu. Historia z jednej strony szokująca, z drugiej pisana w końcu przez życie. Bo czy i teraz nie czyta się o podobnych "zboczeniach" (w sumie dużo gorszych). Twoja recenzja zmusza mnie wręcz, by ponownie usiąść nad lekturą i zatracić się w tej historii. Ja również miałam okazję obejrzeć film - z pewnością aktorzy zagrali bardzo dobrze, ale tak wspomniano wcześniej, nie oddaje tego, co jest w książce.
OdpowiedzUsuń