środa, 17 czerwca 2015

Collide – Gail McHugh


Collide otwiera serię romansów, których bohaterami jest trójkąt damsko-męski.

Ona, Emily, po ukończeniu college’u traci matkę, która umiera na raka.

On, Dillon, w  tych trudnych chwilach jest dla niej ogromnym wsparciem. Gdy dziewczyna nie potrafi już znaleźć sił na ostatnią opiekę nad mamą, przychodzi jej z  pomocą, będąc dla niej oparciem i niosąc jej pocieszenie. Oboje wyprowadzają się do Nowego Jorku, gdzie Dillon ma dobrze płatną pracę, a Emily będzie mogła rozpocząć wszystko od nowa.

Choć bohaterka kocha swojego chłopaka, zdarzają jej się chwile zwątpienia, gdy ten pokazuje swoje prawdziwe – i niezbyt dobre – oblicze.

Emily w  Nowym Jorku poznaje Gavina – mężczyznę tak elektryzującego, że wystarczyło jedno spotkanie, aby kobieta oszalała na jego punkcie. Przystojny, zmysłowy, elegancki – nie sposób było mu się oprzeć, mimo że starała się wyjątkowo intensywnie. Niestety, okazało się, że mężczyzna to przyjaciel Dillona, co mocno skomplikowało i tak już niełatwe sprawy – Emily i Gavin będą musieli często się spotykać i jakimś sposobem ukrywać to, co z  łatwością można  wyczytać z  ich oczu. Kobieta znajduje się odtąd w  bardzo trudnym położeniu – musi wybierać między wiernością mężczyźnie, który wspierał ją gdy było jej najtrudniej, a rosnącym przyciąganiem do tego, który pragnie jej udowodnić, że to co do niej czuje to nie jedynie namiętność, a prawdziwa miłość.

Choć zarys fabularny powieści nie zaskakuje, jest to doskonała – i pewnie dlatego tak wyczekiwana – propozycja na zbliżający się czas: wypełnia ona pustkę wakacyjnego rozleniwienia i lekkiej, przyjemnej nudy, poprawia nastrój, pozwala na relaks i oddanie się powieści, z  której najlepiej rozgrzesza właśnie letnia aura.

Nie jest rozwleczona, epatująca nadmiernym erotyzmem czy obarczona odrzucającym językiem (choć i tu zdarzają się wpadki – oczywiście wulgarne). To raczej klasyczny romans, w którym nie brakuje emocji, dylematów, trudnych wyborów, irracjonalnych kłótni, decyzji dyktowanych chwilą, szalejącymi uczuciami i kipiący namiętnością.

Bohaterka jest zmanipulowana przez swojego dotychczasowego partnera, nie potrafi poradzić sobie z  decyzją o odejściu, szybko ulega i – ze względu na dotychczasowe doświadczenia – z  niezwykłą łatwością można ją zranić. Nie wie czy kierować się sercem, czy rozumem, nie potrafi rozpoznać komu zaufać, z  kim się związać i czy w  ogóle kolejna zmiana to dobry pomysł.

A postaci mężczyzn? Za ich sprawą poznajemy nie tylko nowojorski świat bogaczy i mechanizmy rządzące biznesem, ale też nieprzekraczalne granice pewnych zachowań, nękanie psychiczne, przemoc emocjonalną, uzależnienie od drugiego człowieka, niemożność wyjścia z  toksycznego związku, trudną przeszłość skłaniającą do zakładania masek.

To dopiero pierwszy tom – jestem ciekawa w  którym kierunku podąży autorka dalej: czy rozwinie wątki obyczajowe, rozbuduje portrety psychologiczne postaci, czy raczej zdecyduje się na poszerzenie elementów stricte romansowych. 

Nie wiem, jestem zainteresowana – tym bardziej, że powieść kończy sygnalny rozdział kolejnego tomu – on jeden wystarczył, by jeszcze bardziej skomplikować to, co samo w  sobie było wystarczająco zapętlone.


Polecam tę pełną pasji lekturę na zbliżające się wakacje – dodatkowo podniesie  temperaturę ciała i otoczenia, bo:


Uwaga! Podczas lektury robi się gorąco! Ubierzcie się lekko i zapomnijcie o herbacie. 


Premiera dziś.

7 komentarzy:

  1. Fiu, fiu... czekam na tę książkę. Po Twojej recenzji moja cierpliwość sięga zenitu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zadziwia mnie lekkość z jaką takie książki zdobywają popularność. Chociaż, może mnie już nie zadziwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przestań - przecież romanse zawsze zdobywały i będą zdobywać popularność:) To proste, że każdy szuka w literaturze takiego życia, jakiego nigdy nie będzie miał, emocji i historii, których nigdy nie zazna. Romans nigdy nie umrze, a póki ludzie czytają - chwała mu! Bo ten akurat nie jest harlequinem bez sensu,ale też wiele spraw przekazuje podprogowo;)

      Usuń
  3. Zdecydowanie robi się gorąco. Właśnie zabieram się do pisania recenzji :)

    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno mnie u Ciebie nie było, a tu tyle nowości:) Podziwiam Cię, że potrafisz tak szybko czytać i recenzować:) Okładka "Collide" przypomina mi trochę klimat Greya, ale z Twojej recenzji wynika, że jest to bardziej klasyczny romans. Zobaczymy, może uda mi się go przeczytać jeszcze w czasie urlopu:)

    OdpowiedzUsuń