niedziela, 14 lipca 2019

Żyj i pozwól żyć - Hendrik Groen


Żyj i pozwól życia Hendrika Groena to kolejna wydana w Polsce powieść holenderskiego autora ukrywającego się pod pseudonimem.  Historia opowiedziana przez autora ma wszelkie znamiona tekstusarkastycznego. Zarówno zamysł fabularny, jak i zwieńczenie opowieści ociekają gorzką ironią.

Bohater opowieści to mężczyzna po pięćdziesiątce, który wiódł dotąd niezbyt szczęśliwe, ale za to przewidywalne życie. Nudna praca; żona, z którą dawno nic go już nie łączy; wzdychania do dawnej kochanki; golf z kolegami.

W zasadzie nic nie musiałoby się zmieniać, gdyby nie fakt, że z powodu restrukturyzacji szef postanowił go zwolnić. To wydarzenie przelało czarę i spowodowało, że Arthur postanowił... zaszaleć.

Wpadł na genialny pomysł sfingowania własnej śmierci i pogrzebu, po to, by zacząć nowe życie w malowniczej Italii, z dala od narzekającego teścia i zrzędzącej żony. Przygotowania - wcale niełatwe - ruszyły pełną parą, a zaangażowani zostali w nie najbliżsi przyjaciele bohatera. Pomogli mu zdobyć odpowiednią odprawę w pracy, założyć fałszywe konto, na które mógłby odkładać oszczędności, załatwić dom pogrzebowy, wszelkie sfingowane papiery, zaświadczenia i dokumenty niezbędne do zakończenia starego i rozpoczęcia nowego życia. Cały proceder ciągnął się miesiącami i zdawał się przygotowany perfekcyjnie. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę, że wystarczy jeden błąd, a cała sprawa rozpadnie się w drobny pył...

Narracja prowadzona jest dwutorowo - z jednej strony śledzimy relację Arthura z toczących się właśnie przygotowań i towarzyszących im emocji, z drugiej zaś wczytujemy się w pamiętniki jego podejrzliwej żony. Taki sposób prowadzenia powieści pozwala czytelnikowi zarówno wejrzeć wgłąb ich relacji, jak i przyjrzeć się wszelkim niedostatkom planu mężczyzny, wynikającym w dużej mierze z jego braku umiejętności kłamania, ale również z doskonałego odczytywania jego zachowań przez niegdyś ukochaną kobietę.

Groen zbudował historię utkaną z misternego kłamstwa, doprawioną sporą dawką humoru, ale też gorzkiego chichotu losu. Jego obserwacje są celne, zaś w ich następstwie czytelnik zastanowi się nad tym, do czego zdolni są ludzie, by osiągnąć szczęście - ilu wyrzeczeń i trudów są w stanie się podjąć, byle tylko uzyskać to nieuchwytne poczucie spełnienia. 

Zabawna, lekka, doprawiona szczyptą dziegciu. Polecam - ironia, dobry (często czarny) humor, a przy tym trafność odautorskich spostrzeżeń budują wartość tej historii.

Niby lekka, a jednak w jakimś stopniu pouczająca. Oswajająca śmierć i zmuszająca do refleksji o własnym odchodzeniu i zadania sobie pytania o to, kto nam towarzyszyłby w ostatniej drodze.


0 komentarze:

Prześlij komentarz