Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klasyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klasyka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 kwietnia 2015

Świat Pożyczalskich


Zastanawialiście się kiedyś jak to by było, gdybyście byli niewielkich rozmiarów, a Wasze życie uzależnione było od wielokrotnie większych ludzi, od których musielibyście „pożyczać” niezbędne do życia przedmioty, a który za nic nie mogliby Was zobaczyć?  Jeśli nie, Mary Norton pozwoli Wam choć na chwilkę wyobrazić sobie podobną egzystencję.

Pożyczalscy idą w  świat, to drugi tom pięciotomowego cyklu o przygodach rodziny Pożyczalskich: Strączka, Dominiki i Arietty.
Nasi niewielkich rozmiarów bohaterowie, zmuszeni zostali do opuszczenia wygodnego mieszkania pod podłogą w  starej willi. Niestety, jej właściciele zdecydowali się na zerwanie podłogi, co skazało ich na tułaczkę. Zmuszeni do przemierzania świata Pożyczalscy, co rusz muszą stawiać czoła niebezpieczeństwom. Decydują się oni na odnalezienie swoich krewnych, Henryków. Niestety, teren, który muszą przeszukać jest dość duży. Na szczęście bohaterowie znajdują na swej drodze but, w  którym postanawiają się urządzić. Gdy wszystko zaczyna się układać, bohaterowie zauważają, że znajdują się w nieco innym niż dotąd miejscu – ich but ktoś zabrał ze sobą do domu!
Jak z  tym zagrożeniem poradzą sobie Pożyczalscy? Czy po raz kolejny będą skazani na tułaczkę? Wydaje się, że już nigdy nie zaznają oni spokoju.

Sytuacja niewiele zmienia się w  tomie trzecim – Pożyczalskich na wyspie.
Bohaterowie po wydarzeniach ostatniej części przy pomocy Spillera znajdują wreszcie swoich krewnych i wydaje się, że znaleźli w końcu bezpieczną przystań. Niestety, życie w  spokoju nie jest im dane, a sytuacja po raz kolejny zmusza ich do przeprowadzki. Dokąd udadzą się tym razem? Aż dziw bierze, że na ich drodze zawsze stanie ktoś, kto zaproponuje nowe rozwiązanie. Gdyby nie Spiller, Pożyczalscy już dawno byliby w  nieciekawej sytuacji. A dzięki niemu udają się w  miejsce legendarne, w  którego istnienie nie bardzo wierzono – do Małego Potoku, swoistej Ziemi Obiecanej, miniaturowego miasteczka obiecującego dobrobyt.
Oczywiście podróż nie jest wolna od trosk – zresztą czy przemierzanie świata w  czajniczku może być łatwe? Tu jakiś człowiek, tam zwierzę.

Norton stworzyła niezwykle ciepłą sagę, którą czyta się z  prawdziwą przyjemnością, choć momentami jest to lektura senna. To klasyka gatunku, która cieszy i uczy kolejne pokolenia dzieci. Nie myślcie, że skoro jest to tak dawno powstała książka, będzie zdezaktualizowana. Co to, to nie! Wartości w  niej prezentowane są niezmienne, a i sama historia opowiedziana z taką swadą, że nie sposób uznać jej za niedzisiejszą! Co prawda, znajdują się tu pewne formalne archaizmy – dziś już w  ten sposób wypowiada się niewielu – to raczej język jakim opowiadali historie nasze prababcie, lekko moralizatorski, ale przy tym przeuroczy. Autorka stworzyła świat, w  którym wszystko jest tak jak należy – mimo przeciwności, na przekór trudnościom rodzina trzyma się razem, wspiera się i szuka rozwiązań. Czytający te powieści dorosły odbiorca wiele wyczyta między wierszami, wiele pocieszenia znajdzie dla siebie samego, zobaczy jak niewielkim wysiłkiem można wykorzystać elementy otaczającego świata i jak to, co dla nas wydaje się błahostką (okruszek) dla innych może być sprawą życia i śmierci. 

Cudowna jest również kreacja postaci – typowe małżeństwo i ich nieco zawadiacka, niepokorna córka, nadająca ich życiu wiele smaczku. Nie sposób ukryć, że to jej decyzje i pociąg do przygód w  dużej mierze napędzają akcję. 


Atrakcyjność lektury potęgują przepiękne ilustracje Emilii Dziubak, które aż się proszą, by uczynić z  nich obrazki do dziecięcych pokoików.

To kandydatki do zaczytania!
 


niedziela, 5 października 2014

Dziewczę z sadu – Lucy Maud Montgomery


Tytuł: Dziewczę z sadu
Autor: Lucy Maud Montgomery
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-7047-3
Ilość stron: 192


Wspaniale jest wrócić do lat swojego dzieciństwa i wczesnego dorastania, do tych książek, z którymi spędzało się długie popołudnia, jeszcze raz spotkać bohaterki, których dylematy kiedyś – choć były często odległe – powodowały szybsze uderzenia serca i pobudzały wyobraźnię. Taką retrospektywną podróż umożliwia seria Romantyczna Wydawnictwa Egmont, w skład której wchodzą wznowienia klasycznych powieści, w których z wypiekami na twarzy zaczytywały się dawne nastolatki, a także i dziś robią to ich kolejne pokolenia.
To za jej sprawą nowe życie otrzymują postaci Lucy Maud Montgomery, Eleonor H. Porter czy Frances Hodgson Burnett, w które tchnięta została świeżość.
Polyanna, Sara czy Kilmeny to bohaterki wspaniałych historii, od dawna zasługujące na piękną oprawę, którą teraz otrzymały: cudowne, romantyczne, poręczne wydania klasycznych opowieści kuszą ze sklepowych półek, dla jednych dopiero otwierając drzwi do swoich cudownych światów, innych zapraszając ponownie, gwarantując powrót do czasów niewinnych i sielskich, niczym nieskażonych.
Gdy po latach wracam do książek Montgomery, zaskakują mnie one słodką naiwnością, którą cechuje się większość bohaterek tej poczytnej pisarki. I wcale nie jest to wada – czytając o tak rozkosznie prostodusznych dziewczynach, serce się raduje, ma się wrażenie przebywania w innej, lepszej rzeczywistości, do której nie ma dostępu zepsucie i gburowatość.

Kto z Was nigdy nie poznał sekretnej, niemej Kilmeny – teraz ma doskonały pretekst by to nadrobić. Dziewczyna ta od zawsze osnuta była mgiełką tajemniczości. Widziało ją niewielu, rozmawiali o niej wszyscy. Jej historia tak silnie zawładnęła wyobraźnią mieszkańców Wyspy Księcia Edwarda, że nigdy nie zdołała jej opuścić, urastając wręcz do rangi legendy. Przestano jednak mówić o niej oficjalnie, do czasu, gdy w lokalnej społeczności nie pojawił się nowy nauczyciel – świeżo upieczony absolwent college’u z ambicjami, który w ramach zastępstwa miał prowadzić szkółkę w Charlottetown. Zrządzeniem losu przypadkiem natyka się on na niemą piękność, zdolną porozumiewać się najpełniej za pomocą muzyki, którą sama komponuje. Skrzypaczka i nauczyciel szybko stają się bratnimi duszami, mając jednak świadomość, że na drodze do ich szczęścia stoi nie tylko uchodząca za zdziwaczałą i nad wyraz surową rodzina dziewczyny, ale też choroba, która każe się bohaterce uważać za niepełnowartościową kandydatkę na żonę.
Eric, na przekór nieprzychylnym spojrzeniom mieszkańców i uporowi samej Kilmeny, będzie robił wszystko, by zdobyć jej rękę.

Choć Dziewczę z sadu to nad wyraz tkliwa i romantyczna historia, opowiedziana jest ona z perspektywy młodego mężczyzny, który zakochany widzi świat zupełnie inaczej niż dotychczas.
Jeśli ktoś z Was myśli, że mężczyznom daleko do romantycznych uniesień i czułych słów (nawet tych niewypowiedzianych), znak, że nie czytaliście Montgomery.
Serdecznie polecam tę wdzięczną opowieść, która choć naiwna i mocno okrojona w końcówce, wciąż niezmiennie zachwyca swoją delikatnością.

sobota, 5 października 2013

Błękitny zamek - Lucy Maud Montgomery


Tytuł: Błękitny zamek
Autor: Lucy Maud Montgomery
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323776598
Ilość stron: 280


Lucy Maud Montgomery jest autorką mojego dzieciństwa, stawianą przeze mnie na równi z Frances Hodgson Burnett. Będąc uczennicą szkoły podstawowej zamieniałam długie godziny popołudniowej nudy spędzane w oczekiwaniu na mamę kończącą pracę, na czas niebywale magiczny. W oszałamiającym tempie prześledziłam wszystkie tomy opiewające losy Ani z Zielonego Wzgórza, z wypiekami na twarzy prosząc o kolejne książki autorki, która mnie po prostu oczarowała i do której wracałam zawsze chętnie i z przejęciem. Urzekł mnie klimat jej książek, ich baśniowość i niepowtarzalny nastrój. Nie wiem jak to się stało, że w wędrówkach wyobraźnią autorki pominęłam Błękitny zamek – nikt mi go nie podsunął, nikt nie zaproponował, a ja – wtedy jeszcze bez dostępu do Internetu i szczegółowych katalogów – o jego istnieniu nie miałam pojęcia. Lata mijały, Montgomery trochę się na mojej półce zdążyła zakurzyć, gdy Wydawnictwo Egmont wznowiło tę przez wielu uznawaną za niezwykłą opowieść. Niewiele było mi trzeba, bym wiedziona sentymentem znów zakosztowała w  jej prozie. Co niezwykłe – po latach książki jej autorstwa wcale nie straciły dla mnie na wartości i aktualności. Od wielu klasyków dzieciństwa po latach odpada się z nudów – dorastając zmieniamy się nie tylko my, ale też nasze czytelnicze preferencje, a to co kiedyś sprawiało, że policzki płonęły zaciekawieniem, dziś okazuje się naiwną i nieciekawą historią, niezdolną do wywoływania jakichkolwiek emocji. Z tego powodu niespecjalnie lubię wracać do uwielbianych w dzieciństwie książek, by nie zatracić ulotnego wrażenia o ich wiecznej aktualności. Wierzę i jestem głęboko przekonana, że konkretne książki odnajdują nas w idealnym dla nas momencie [co pięknie zostało opisane w Odessie] i nie ma sensu sztucznie próbować do nich wracać. Na szczęście Montgomery unosi się niejako ponad czasem, zachwycając tak samo mocno w dzieciństwie, jak i teraz.
Jest w jej prozie pewna unikatowość, piękno języka i opowiedzianej historii – często takiej, do której kobiety i dziewczynki, bez względu na wiek, tęsknią i jakiej pragną dla siebie. Ponadczasowe rozterki, wątpliwości, barwne i charakterne postaci damskie, to znaki rozpoznawalne jej tekstów.
Bohaterką Błękitnego Zamku jest Valancy, przez rodzinę nazywana Doss. Jej życie dalekie jest od bajki. W oczach najbliższych uchodzi za starą pannę bez jakichkolwiek perspektyw na zamążpójście. Nie posiada tradycyjnie ładnej buzi, nie budzi zainteresowania, a jedynym co mogłoby przykuć uwagę potencjalnego adoratora są jej skośne oczy. Valancy ma jednak coś, o czym inni nie wiedzą: ogromną wyobraźnię, w której zamieszkuje Błękitny Zamek, pełen wygód i bogactwa, miejsce idealne, bo uosabiające wszystko to, o czym bohaterka zawsze marzyła. W nim też nie musi silić się ona na wymuszoną uprzejmość względem bliskich, którzy wciąż ją poniżają. Nie musi się bać, udawać kogoś kim nie jest i trwać w sztywnych ramach panujących konwenansów.
Nie miały pojęcia, że Valancy miesza w dwóch domach: w przebrzydłym budynku z czerwonej cegły przy Elm Street i w Błękitnym Zamku w Hiszpanii. Zbudowała go sobie jako całkiem mała dziewczynka. Wystarczyło, by zamknęła oczy, a widziała bardzo wyraźnie wieżyczki, chorągiewki i porośnięte sosnami wzniesienie, otulone w delikatny błękit [1].
Życie Valancy odmienia się gdy ta dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora i został jej jedynie rok życia. Postanawia ona wówczas postawić wszystko na jedną kartę i ostatnie miesiące spędzić wedle własnego uznania. Zwalcza nieśmiałość i strach, wypowiadając szczere, choć dotkliwe uwagi względem bliskich, opuszcza rodzinny dom i wyrusza na poszukiwanie prawdziwego szczęścia, dalekiego od szarej domowej rzeczywistości. Postanawia się usamodzielnić i zaczerpnąć z życia to, co najlepsze, wprawiając tym swoich bliskich w konsternację i lęk o to czy aby nie postradała zmysłów.
Valancy to postać niebywale dynamiczna, zdolna postawić wszystko na jedną kartę w obliczu poznanej prawdy. To historia o sile charakteru, lekka satyra na życie wedle konwenansów, swoista pochwała życia na własną rękę i według własnych zasad, to wreszcie piękna historia miłości, a także zmiany nastawienia do człowieka po poznaniu zasobności jego portfela.

Piękna, pełna optymizmu, uciechy i nadziei. Antidotum na jesienne smutki i słotę, mieniąca się barwami wyobraźni i prawdziwie urocza opowieść, która nigdy się nie zdezaktualizuje.
Po latach, wciąż niezmiennie pozostaję oczarowana subtelnym i niewymuszonym stylem Montgomery; malowniczością jej opisów, melodyjnością języka, czułością na reakcje bohaterów i niebywały zmysł do opisywania wydarzeń kotłujących się i skrywanych w sercach wielu dziewcząt i wciąż nieujawnionych. Opowieść ta skąpana jest w cieple, które wyziera ze stronic, czyniąc nasze życie bardziej radosnym. Romantyczna, dodająca otuchy, piękna historia, do której warto wracać w każdym wieku.

__________________
[1] Błękitny Zamek, L.M. Montgomery, Warszawa 2013, s. 8.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Wielki Gatsby – Francis Scott Fitzgerald


Tytuł: Wielki Gatsby
Autor: Francis Scott Fitzgerald
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324020607
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 224
Cena: 32,90 zł




Klasyka ma jedną zasadniczą cechę: tytuły przynależące do tej kategorii znają wszyscy, o autorach każdy słyszał, a czytało – niewielu. Skala popularności jest wciąż taka sama, niezmienna od lat, a jedynie odstępstwa od normy pojawiają się, gdy na ekrany kin wchodzi kolejna ekranizacja – zazwyczaj robiona z coraz większą pompą.
Podobny renesans przeszedł Wielki Gatsby, odkryty na nowo dwukrotnie: zarówno za sprawą ekranizacji, jak i nowego tłumaczenia, na które odważył się Jacek Dehnel. Niezwykle dobry warsztatowo, a przy tym „odświeżający” dla historii Gatsby’ego przekład.
Polecam zatopić się w książkę, zanim w naszych głowach jedynym prawomocnym obrazem Jaya stanie się DiCaprio – mnie niestety przy nowym tłumaczeniu już się nie udało. Popowa wizja Gatsby’ego tak silnie oddziałuje, że niestety, nie sposób czytać dziś książki, nie mając przed oczami Leonarda. Powoduje to pewną dysharmonię, bo gdyby nie narzucony przez popkulturę obraz, moja wyobraźnia zupełnie inaczej skonstruowałaby sylwetkę głównego bohatera.
Nie to jest jednak najważniejsze.
Dehnel wykonał kawał dobrej, tłumaczeniowej roboty, oddając w ręce czytelnika Nowy Jork skrzący się barwami sztucznego oświetlenia i fajerwerków, wystawnymi przyjęciami, szampanem lejącym się strumieniami, kawalkadą gości oraz jazzem. 
Lata dwudzieste to czas, w którym prohibicja miała się doskonale, przestępczy półświatek rozkwitał, finansjera wzbogacała się o nowych członków, którymi niezwykle łatwo było się stać: wystarczyło podjąć wyzwanie, wdać się w stosowne układy i już zmieniał się status społeczny. Z człowieka bez grosza w krótkim czasie stawało się milionerem, którego życie i droga na szczyt owiane były mgiełką tajemnicy, zamieszanym w gangsterskie machlojki, a jednak w jakiś sposób chronionym. Nigdy oferty wzbogacania się nie były tak szerokie i tak łatwo dostępne. Gatsby swoją szansę wykorzystał: z nikomu nieznanego mężczyzny, stał się jednym z najbardziej rozpoznawanych przedstawicieli nowojorskiej finansjery. Organizował pełne przepychu przyjęcia w swojej ogromnej posiadłości, na które nikogo nie zapraszał, a które zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. U Gatsby’ego, o którym nikt tak naprawdę nic nie wiedział, należało bywać i bywano.
Mężczyzna miał tylko jedną znaną słabość: kobietę.
To przez uczucie, którym ją obdarzył dostał się na szczyt, ale też przez nie, został z niego strącony. W krótkim czasie utracił władzę, a wraz z nią przyjaźń fałszywych znajomych, miłość i szacunek. Szybkość zmian zachodzących w jego życiu, budowała w nim poczucie niezadowolenia. W oczach innych stawał się zaś niebezpiecznym przeciwnikiem, którego należy się pozbyć.

Wielki Gatsby długo czekał na uznanie czytelników. Znalazł je po wielu latach i wciąż zachwyca. Choć czasy zupełnie się zmieniły, to transformacji nie uległy ludzkie zachowania: wciąż ślepo dążymy do pieniędzy, głusi na to, że tak naprawdę nie dają nam one szczęścia, że mamona bardziej prowokuje fałszywych przyjaciół do bywania wśród nas niż do poznawania nas. Pieniądze nie sprzyjają relacji miłości i przyjaźni, zaślepiają, ukierunkowują na egoistyczne pragnienia. O tym jest Gatsby, o tym zdaje się przypominać, tym kłuje w oczy. Na skutek tych nauk z niej wypływających, książka jawi się jako rażąco aktualna. Stanowi gorzką analizę ludzkiej kondycji, która wcale się nie zmienia i nic sobie nie robi z upływającego czasu.

Wielki Gatsby stanowi obraz Ameryki lat dwudziestych wcale nie wydumany. Wskazuje na charakterystyczne dla tego czasu elementy, budując je na historii uczucia, w imię którego człowiek gotowy jest do największych i najgłupszych czynów. Warto