środa, 2 sierpnia 2017

Światło nie może zgasnąć - Diane Chamberlain


Gdy doktor Olivia Simson ma właśnie kończyć dyżur na pogotowiu i wrócić do oczekującego na nią męża, z którym od jakiegoś czasu, ze względu na jego chorą fascynację miejscową artystką Annie O’Neill, jej się nie układa, zostaje wezwana do nagłego przypadku – rany postrzałowej klatki piersiowej.

W rannej rozpoznaje ona kobietę odpowiedzialną za kryzys w jej małżeństwie, jednak urazy nie biorą u niej góry nad zdrowym rozsądkiem. Widząc, że stan pacjentki jest krytyczny, jej serce przestrzelone na wylot i że z pewnością umarłaby ona podczas transportu do innego szpitala, zdecydowała się na natychmiastową operację, będącą dla rannej jedyną szansą na przeżycie. Niestety, Annie zmarła, pozostawiając w rozpaczy nie tylko swoją rodzinę, ale także całą miejscową społeczność, w oczach której uchodziła ona za świętą oraz jej męża, który w tym momencie postanowił od niej odejść.

Każdy zadawał sobie jedno pytanie: czy Olivia zrobiła wszystko, by pomóc Annie, czy może z premedytacją podjęła taką, a nie inną decyzję, skazując ją na śmierć?

Śmierć miejscowej świętej była dla kobiety szokiem oraz okazują do tego, by w końcu bliżej poznać tę, która zabrała jej męża. Bohaterka zaprzyjaźnia się z Alekiem, wdowcem po swojej pacjentce i małymi kroczkami zgłębia tajniki życia i legendy Annie. Po drodze okazuje się, że do świętości wiele jej brakowało, a losy jej i męża Olivii są dziwnie splecione...

Jestem pod ogromnym wrażeniem lektury i wciąż zachodzę w głowę, jak to możliwe, że każda książka Chamberlain jest tak świetnie i płynnie nakreślona, pisana z widoczną wprawą i lekkością, bez żadnych większych pisarskich wpadek (przynajmniej tych jeszcze nie miałam okazji czytać). Autorka ma całkowitą władzę nad językiem, który nie wymyka jej się ani na moment.

To opowieść tkana w taki sposób, że gdy się ją czyta, cały świat wokół znika – nieważne jest śniadanie, stygnąca herbata, nawołujący domownicy, upływający czas – tego praktycznie się nie czuje. Wsiąknęłam w tekst tak bardzo, że ani się obejrzałam, a był środek nocy. Chamberlain jest depozytariuszką niekwestionowanego daru snucia narracji – jest w tym prawdziwą mistrzynią. Jej książki czytam namiętnie, ale jeszcze nigdy aż tak bardzo nie zżyłam się z ich bohaterami. Tym bardziej cieszy mnie, że planowane jest niedługie wydanie drugiego i trzecie tomu, które autorka napisała na wyraźne życzenie (lub żądanie, jak kto woli) fanów jej twórczości.

Powieść jest tak emocjonująca, że nie sposób przejąć koło niej obojętnie. Wyróżnia się na tle innych książek należnych do jej gatunku, promieniuje niczym tytułowe światło, zachęcając do sięgnięcia po nią. Także bohaterowie zostają z czytelnikiem na dłużej – ich zagmatwane losy, zranienia, kłamstwa, w które się uwikłali i wreszcie oczyszczające i wyzwalające spotkanie z prawdą, zrzucającą łuski z oczu i odzierającą ze złudzeń, sprawiają, ze czuje się z  nimi wręcz namacalną łączność. Chamberlain stawia szereg pytań do dyskusji: czy warto strzec tajemnic pomimo wszystko i za wszelką cenę, czy zdrada może zostać wybaczona, co jest gorsze: ukrywanie prawdy czy niewierność? To jedynie wierzchołek góry lodowej, bowiem równie istotne co kwestie uczciwości, są tutaj zagadnienia relacji rodzicielskich, (nie)wydolności wychowawczej, zdolności do stawiania granic, umiejętności radzenia sobie ze stratą, szukania winnych w obliczu tragicznych wydarzeń, a także wielu innych, których czytelnik sam może dociekać, bowiem – jak to u Chamberlain – powieść nie jest naskórkowa, porusza wiele wątków i rodzi wiele wątpliwości, często ukrytych głęboko pod powierzchnią. Zmusza niejako do odkrywania kolejnych warstw.

Nie mogę się doczekać kolejnych tomów, a Wam szczerze polecam lekturę książki – pochłonie Was bez reszty.


Inne książki w serii Kobiety To Czytają: 

0 komentarze:

Prześlij komentarz