(...) – Pewnie też dlatego, że chciałam walczyć o coś potężnego i pięknego – ciągnę, śledząc lot ptaka. – Zaryzykować, że stracę życie, ale najpierw je znaleźć... Poza tym marzyłam o tym, żeby dotrzeć na koniec świata, znaleźć granicę, gdzie wszytko się kończy.
Wielki marynarz reklamowany jest jako męska książka dla kobiet.
Męska, bo o sprawach mężczyzn
rozprawiająca (połowy ryb, krabów, walka o przeżycie na statku rybackim,
zwulgaryzowany świat, pełen przemocy i braku litości); kobieca, bo jedną z bohaterek
wrzuconych w sam środek świata rządzonego testosteronem czyniąca Lili.
Życie autorki, Catherine Poulain,
tak jak jej dłonie, znaczone jest bruzdami i śladami ciężkiej, fizycznej pracy.
Zarabiała ona nie tylko w wytwórni konserw rybnych czy przy zbiorze i
produkcji syropu klonowego, ale także przez 10 lat (zanim zainteresował się nią
urząd imigracyjny) stacjonowała na kutrach rybackich.
Doświadczenia tamtych lat stały
się dla niej nieocenionym źródłem inspiracji oraz wiedzy niezbędnej do napisania
Wielkiego marynarza, quasi-autobiograficznej
historii kobiety, która zamiast domowych pieleszy wybrała życie na otwartym
morzu, walkę o każdy kolejny dzień, o szacunek, i hart ducha, zdobywany między
okrzykami i docinkami samotnych i szorstkich mężczyzn a zimnem przeszywającym
do szpiku kości oraz bólem kolejnych ran będących wynikiem ciężkiej pracy. Jej
marzeniem jest dotarcie do Point Barrow, odpoczynek na klifie stanowiącym
koniec świata, opuszczenie nóg nad tą granicą wyobraźni i odetchnięcie pełną
piersią w miejscu, do którego nikt nie chciał jej dopuścić.
Na drodze do spełnienia jej
marzeń staje jednak ktoś niespodziewany, mężczyzna, wielki marynarz, szlak za
którym wiedzie nie do Point Barrow, lecz na Hawaje.
Odnoszę wrażenie, że książka ta
jest mocno podzielona – przez pierwszą część brnie się z mozołem,
ślamazarnie, niespiesznie, ma się wrażenie, że powieść zmierza donikąd, trudno
wyczuć ostateczny zamysł autorski. Za połową jednak dochodzi do przełomu,
całość nabiera delikatnego rozpędu, dojrzewa, tak jak bohaterka, wszelkie refleksje towarzyszące wcześniejszej
lekturze znajdują punkt odniesienia, nabierają mocy i ostatecznie zostawiają
czytelnika z wrażeniami dobrej lektury, choć nie tak porywającej, jak
sugerowałby opis.
Dostajemy opowieść o kobiecej
sile, zawziętości, determinacji, odwadze i niestrudzonej walce. Zostajemy
wpuszczeni w świat dyskryminacji płciowej (objawiającej się tak w zachowaniu,
jak w stawkach za podjętą pracę), gdzie charakterna i zadziorna kobieta potrafi
się odnaleźć, jeśli tylko odnajdzie w sobie niezłomność, którą wciąż
trzeba trenować i poddawać próbom.
Książka aż prosi się o to, by
czytać ją nad morzem, by zabrać ją na urlop i tam przy szumie morza i unoszącym
się w powietrzu zapachu świeżo złowionych ryb oddawać się lekturze.
Wówczas z całą pewnością doznania lekturowe będą zwielokrotnione, a sama
historia zapamiętana na dłużej, dzięki synestezyjnym doznaniom.
blog z recenzjami książek, Catherine Poulain, egzemplarz od wydawnictwa, książka, opinia, recenzja książki, recenzje książek, Wielki marynarz, współpraca z wydawnictwami, Wydawnictwo Literackie
Mam tę książkę na półce już jakiś czas, ale trochę mnie odpycha właśnie to, że jest to męska książka dla kobiet. Nie lubię się też nudzić podczas czytania, a ma wrażenie, że to właśnie tam znajdę skoro początek jest taki jak piszesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Niestety nie przepadam za tego typu literaturą i w dodatku nic w tej ksiazce nie zachęca.
OdpowiedzUsuńWow, nie słyszałam o tej książce, ale brzmi interesująco. Uwielbiam takie silne postaci kobiece, z chęcią poznałabym Lili. :)
OdpowiedzUsuńWarto, warto, to naprawdę wyjątkowa postać;)
OdpowiedzUsuńJa niestety się wynudziłam początkowo, także specjalnie zachęcać nie zamierzam ;P
OdpowiedzUsuń