Co za wyobraźnia! Leonie Swann nie
ma sobie równych w tkaniu zwariowanych fabuł.
Po owieczkach prowadzących dochodzenie w sprawie morderstwa, spodziewałam się już chyba wszystkiego, choć autorka znów udowodniła, że jej imaginacja sięga daleko poza moje fantazje.
Oto przed Wami szalona i niemalże
surrealistyczna opowieść o przygodach tresera pcheł, dyrektora pchlego cyrku, złotnika i
niespełnionego włamywacza w jednym. Bohater pewnego dnia postanawia skoczyć
z mostu i gdy przypadkowo udaje mu się to osiągnąć, uwikłany zostaje w zwariowaną
historię. Życie ratuje mu istota żądająca od niego w zamian wyzwolenia
rusałki spod – jak się okazuje – niewoli Fawkesa, cyrkowca prezentującego
występy wszelkich kuriozów jakich moglibyście oczekiwać. Sprawa nie jest łatwa,
toteż bohater angażuje w nią detektywa Greena, ten zaś wikła się w niejedną
absurdalną historię. Losy postaci komplikują się niemożliwie, gdy Fawkes postanawia
wykraść pchły, zdobyć smoka osiągnąć gros
innych szalonych celów. Zatem mamy pchły, rusałki, smoki i wiele innych postaci
wydobytych z klasyki fantasy oraz
zwierząt, których byśmy się nie spodziewali, a które zostały spersonifikowane i
traktowane są jako pełnoprawni bohaterowie.
Jeśli to co piszę, wydaje Wam się
chaotyczne – to bardzo dobrze! Urok tej powieści tkwi w jej zwichrowanym bałaganie
i (pozornym) szaleństwie. Bohaterowie wydają się postrzeleni i narwani, ich
decyzje absurdalne, z kolei ich skutki stają się momentami tak groteskowe,
że czytelnik łapie się za głowę i pęka ze śmiechu. Swann wykreowała świat magnetyzujący i
magiczny. Roi się w nim od wartkiej akcji i dynamicznych postaci,
na każdej kolejnej stronie grasuje skrajna nieprzewidywalność i przyjemność
lektury. Autorka wierna była swoim filozoficznym dociekaniom, bowiem i tutaj
zamieściła wstawki o sensie życia, choć nie jest ich już tak wiele jak w Sprawiedliwości owiec. Krocząc w ciemności
bardziej pochyla się w stronę powieści fantasy i baśni. Całość jednak osadzona jest na kanwie powieści
kryminalnej, co tak doskonale pamiętamy z poprzednich książek autorki.
Co jeszcze rzuca się w oczy w stosunku do poprzednich tekstów pisarki, to podobna kreacja relacji na linii zwierzęta-opiekun.
Znów przedstawiciele fauny muszą stanąć w obronie człowieka i pomóc mu
wykaraskać się z kłopotów. Nie ma tutaj już tylu urzekających postaci co w
Sprawiedliwości owiec (czy może być
bowiem coś lepszego niż mówiące, inteligentne
owce?), a same pchły nie zostały wyposażone w sztafaż wyróżniających je
cech, moją wielką sympatię zyskał Legulas.
Nieszablonowa, wariacka powieść,
o której nigdy nie zapomnicie – takie właśnie jest najnowsze literackie dziecko
Swann. Zatem do księgarni!
Ja umieram z ciekawości i z nadzieją na kolejną część!
blog książkowy, blog o książkach, egzemplarz recenzencki, fantasy, Krocząc w ciemności, książka, Leonie Swann, opinia, pchły, recenzja, smok, sprawiedliwość owiec, Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Brzmi naprawdę niesamowicie, to zdecydowanie coś oryginalnego. Chętnie bym przeczytała. :-)
OdpowiedzUsuńNieeee, to nie jest w ogóle oryginalne, totalna wtórność.
OdpowiedzUsuńNie polecam:P Lepiej poświęcić czas czemuś innemu, naprawdę;)