Przed Jackiem Przypadkiem kolejna
sprawa do rozwikłania. Tym razem jego kroki skierują się w stronę
bezdomnych. To pośród nich zaginęła kobieta jego znajomego Winetu – Old Spejs –
którą teraz wspólnymi siłami chcą odszukać. Bohaterka zniknęła w dość dziwnych
okolicznościach, a ślady prowadzą zarówno do miejscowej czarownicy jak i do lekarza bezdomnych, podejrzewanego o handel
organami.
Nie jest to jednak jedyna zagadka
stawiana przed Przypadkiem – z każdą kolejną wydaje się robić coraz
dziwniej. Detektyw musi rozwiązać sprawę napadu i pobicia. Jest ona jednak o
tyle skomplikowana, że do czynu przyznaje się cały tabun zdeterminowanych
ludzi. Dlaczego, po co, jak?
Tego Przypadek musi się
dowiedzieć, wskazując prawdziwego sprawcę.
Ostatnia zagwozdka to kwestia
rozwiązania trudności ze stawianiem nowego osiedla mieszkaniowego – okazuje się,
że na terenie budowy ekolodzy odnaleźli ślad podfruwajki brązowonosej, która to
ma stać się przyczyną zaprzestania dalszych inwestycji w tym miejscu.
Straty pieniężne mogą być okrutnie dotkliwe, ekofanatycy nie chcą ustąpić,
właściciel skupu złomu mieszczącego się na tym terenie ma swoją teorię, a
pomocą w rozwiązaniu sprawy mają służyć Przypadkowi… fioletowoskórzy,
bezdomni, od których wszystko się zaczęło.
Książka ta – nawet gdyby
bohaterowie mieli imiona obcojęzyczne – ma w sobie klasyczny rys polskości
i swojskości. Czytając jednocześnie dwa kryminały pod rząd, z łatwością
można wskazać ten rodzimy – dla jednych będzie to zaletą, dla innych wadą.
Mnie taka swojskość nie
przeszkadza jedynie w powieściach obyczajowych – tutaj nieco raziła. Zbyt
prosto, banalnie językowo. Trudno nazwać to towarzyszące lekturze odczucie
przynależności książki. Ma ona jakiś podskórny rys lokujący ją w konkretnej
przestrzeni – i rzecz wcale nie w opisywanych miejscach czy osobach, lecz
raczej w sposobie ich wprowadzania na scenę.
Język zresztą jest u Getnera
sprawą jak się zdaje – paradoksalnie istotną, bo traktowaną z niezwykłym
luzem. Obok fachowego słownictwa pojawiają się kolokwializmy i wykwity mowy
potocznej, blisko błyskotliwych wypowiedzi, płytkie sformułowania. Zdaje się,
że autor poniekąd kpi sobie z formy, nie uznaje jej za obligującą do
czegokolwiek. Pisze, jak chce, wychyla się z tekstu, kilkakrotnie jako
narzędzie narracji wykorzystuje parabazę, sugerując, że może zrobić co chce i
kiedy chce. Na luzie, bez spiny.
Czyta się jednak tę pozycję
bardzo sprawnie – a jej wielkim plusem jest także okładka – przyciągająca uwagę
i budząca skojarzenia z Sherlockiem Holmesem. Najlepsza jak dotąd spośród wszystkich
książek Getnera – naprawdę zapada w pamięć.
Jeśli przygody tego rodzimego
detektywa nie są Wam jeszcze znane, a lubujecie się we współczesnej literaturze
polskiej – klasycznej, nie postmodernistycznej – sięgnijcie dla rozluźnienia.
Jeśli Przypadek Was zawojuje, do kolejnych tomów cyklu nie będzie trzeba długo
namawiać.
Recenzje innych książek Autora:
blog książkowy, blog o książkach, blog z recenzjami, co czytać, egzemplarz od autora, Jacek Getner, książka, opinia, Pan Przypadek i fioletowoskórzy, recenzja, recenzje książek
0 komentarze:
Prześlij komentarz