poniedziałek, 27 lipca 2015

Ile radości może dać rak?



Jakiego koloru jest Twój świat i otaczający Cię ludzie?

Rzeczywistość Alberta Espinozy jest żółta. Ta niewielkich rozmiarów, rażąco pogodna i optymistycznie nastrajająca książka to jego autobiografia – autobiografia człowieka, który chorował na raka od czternastego do dwudziestego czwartego roku życia i przez ten czas nauczył się znacznie więcej niż większość z  nas kiedykolwiek dostrzeże. Wiele też stracił: nogę, płuco i część wątroby. Wiele jednak zyskał: żółtych, otaczających go ze wszystkich stron.

Bez obaw! To wcale nie książka o raku, ale o tym ile radości ze sobą przyniósł do życia autora – o tym, czego się dzięki niemu nauczył (o sobie i codzienności). Zresztą jej wartość docenił sam Steven Spielperg, kupując prawa do filmu, którego scenariusz został napisany na jej podstawie (Polseres vermelles emitowany w  Hiszpanii i we Włoszech). Wiele w  niej optymizmu, ogromne pokłady humoru i przede wszystkim afirmacji życia. Uwierzycie? Rak tego uczy. 

Co byś zrobił, co zrobiłaby większość z  nas, gdyby w  tak młodym wieku utraciła nogę? Może przyjęcie pożegnalne na jej cześć? To nie żart, Espinoza swoją nogę nawet pochował, dzięki czemu dziś z  uśmiechem na twarzy może szarżować zdaniem „jestem jedną nogą w  grobie!”. Co za człowiek, co za dystans! Jego książka jest dowodem na to, że poczucie humoru może ocalić życie i człowieczeństwo. 

Autor wraz z  dziećmi, z  którymi przebywał na oddziale – z  Jajogłowymi – zawarł umowę na całe życie: mieli dzielić się życiem tych, którzy już odeszli. Wierzyli oni, że ci, którzy zmarli osłabili raka i ułatwili reszcie wygraną z  chorobą. Espinoza przejął 3, 7 życia, ma więc go teraz dokładnie 4,7. I te życia opisuje na kartach tejże książki.

Uroczo ironiczna, torpeduje doskonałym humorem i radością płynącą z przeżywania każdego kolejnego dnia. Z  niej trzeba się uczyć!

To książka, którą się przeżywa, której ocenianie byłoby chyba nie na miejscu – ostatecznie jakie mamy prawo, by oceniać cudze życie?

***
Książkę zdobyłam dzięki cudnej akcji promocyjnej Znaku – wystarczyło podejść do przedstawicieli wydawnictwa czekającymi z  książkami na krakowskim rynku o odpowiedniej  godzinie, w odpowiednim dniu i dodać selfie z  książka na Facebooka. I już – książka była mojaJ Świetny pomysł na masową promocję. Oby więcej takich akcji!

3 komentarze:

  1. Nie słyszałam o tej akcji, faktycznie znakomity pomysł;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świetna promocja! Szkoda, że u mnie takich nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie niestety też nie, dlatego cieszę się, że akurat byłam w Krakowie;)

      Usuń