Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Papierowy Księżyc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Papierowy Księżyc. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 maja 2020

Skrzywiona litera - Tom Franklin



Skrzywiona litera Franklina najpierw bardzo długo czekała na lekturę, później drugie tyle na moment, w której o niej napiszę. 
Z tak długiej perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jest to kryminał przeciętny, który - choć do przeczytania na raz - równie szybko odpłynie z Waszej pamięci.

Do lektury skusiła mnie opinia Dennisa Lehane'a, autora, którego wczesną prozę szalenie cenię i do której wracam z przyjemnością. Jako że rzadko można znaleźć jego nazwisko przy blurbach, uznałam, że nie nazywa Franklina "genialnym" przez czystą sympatię.

Niestety, ja owego geniuszu zdobywcy Złotego Sztyletu chyba należycie nie doceniłam. Książkę tę porównywano do Zabić drozda, którego lektura właśnie za mną, a który zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wniosek nasuwa się jeden: po raz kolejny wydawca poszedł o krok za daleko z porównaniami. Owszem, widoczne jest podobieństwo wątków i postaci, jednak realizacja daleka jest od brawurowej powieści Harper Lee - nie wyobrażam sobie, by można je było postawić na tej samej półce. 

Ad rem.

Małe, ciche miasteczko Amos - takie, jakie często zobaczyć możecie w wielu amerykańskich filmach. Porządku pilnuje w nim Silas Jones, który - mówiąc szczerze - roboty nie ma za dużo. Ostatnia afera miała miejsce dwadzieścia lat wcześniej, lecz jak to bywa w takich mieścinach - to, co wstrząsnęło ludźmi wówczas, pamiętają oni do dziś. Wtedy zaś skandal obił się szerokim echem, oto bowiem nastoletnia dziewczyna zaginęła po randce z Larrym Ott, nota bene, jednym z dawnych przyjaciół Silasa. Choć oficjalnie Larry nigdy nie został uznany za winnego, miejska społeczność dokonała samosądu, wykluczając go ze swojej społeczności i zdecydowanie opowiadając się za jego winą. 

Po latach ów chwiejny spokój Amos zostaje zaburzony, Larry bowiem zostaje zaatakowany, kolejna dziewczyna ginie, a na domiar złego lokalny handlarz narkotyków zostaje zamordowany. Jak to mówią - nieszczęścia chodzą parami. Tutaj zaś, poza wzmiankowanymi przypadkami unosi się jeszcze jedno - tajemnica łącząca dwu mężczyzn - białego i czarnego. Jak się pewnie domyślacie, to ona ma związek między innymi z niedawnymi wydarzeniami.

Choć pomysł na fabułę nosi znamiona historii, która powinna się podobać, mogłaby wciągać, to jednak toporny język kompletnie nie pozwala się w niej zatracić. Pytanie jest jedno: czy to efekt fatalnego tłumaczenia, czy nieporadności językowej oryginału? Nie mam zamiaru tego sprawdzać, bowiem tak umęczona podczas lektury dobrze rokującego kryminału nie byłam już dawno. Dość powiedzieć, że leżakował on u mnie rok zanim po niego sięgnęłam i drugi rok, zanim byłam w stanie zmusić się do napisania o nim czegokolwiek.

Siermiężny styl, kanciasty język - tego nie uratuje nawet najznakomitszy pomysł. I mimo że można by znaleźć w niej plusy, jak na przykład ukazanie tego, jak rasizm może wpłynąć na losy jednostki, jak ostracyzm społeczny może naznaczyć człowieka, jak melancholijni i mroczny może być świat (co potęgowane jest tu przez nagromadzenie odpowiednich środków językowych), to jednak moim zdaniem nie jest w stanie uratować tejże historii. A szkoda. 

Jestem na nie.


sobota, 10 czerwca 2017

Moja siostra mieszka na kominku - Annabel Pitcher



Moja siostra mieszka na kominku to debiutancka książka Annabel Pitcher, która – na co wskazuje chociażby jej ponowne wydanie – wciąż pozostaje aktualna. Teraz być może bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Opowieść pisana jest z perspektywy dorastającego chłopca – jego rodzice nie żyją razem, odkąd ich małżeństwo rozsypało się po stracie córki, jednej z bliźniaczek, tragicznie zmarłej podczas ataku grupy terrorystów wywodzących się ze środowiska islamskiego.

Jasmine, druga z sióstr, żyje i ma się doskonale, jednak a wszelką cenę próbuje zmienić wizerunek w taki sposób, by nie przypominać sobie i rodzicom o ich utraconym dziecku - różowe włosy i kolczyk w nosie mają skutecznie temu przeciwdziałać. Sama bardzo cierpi po stracie.

Tata nie radzi sobie zupełnie – pije i pławi się w nienawiści do muzułmanów. Skremowane szczątki Rose trzyma w urnie na kominku, nie potrafiąc się z nimi rozstać. Mama zaś, nie znajdując oparcia w rodzinie, wdaje się w romans i porzuca dotychczasowe życie.

Jedynie Jamie nie płacze – nie do końca rozumie tragedię, która dotknęła jego rodzinę, i z którą ta nie potrafi sobie poradzić. Nie wie, dlaczego czas nie uleczył ran, skąd w tacie tyle złości, w Jasmine tyle buntu i dlaczego mama w ogóle go nie odwiedza. Staje się szkolnym outsiderem, a oparcie znajduje w podobnie jak on odrzuconej przez resztę szkolnej społeczności dziewczynie. Pech chce, że jest ona nie kim innym, jak właśnie muzułmanką. Jamie uczony był przez tatę, że jej środowisko jest niebezpieczne, zwodnicze i tylko czeka, by zaatakować, a tymczasem Sunya nie tylko jest sympatyczna, ale jeszcze wywodzi się z kochającej się, opiekuńczej, pełnej ciepła i serdeczności rodziny – takiej, jakiej jemu od śmierci siostry bardzo brakuje. Jest zaprzeczeniem oskarżeń rzucanych przez tatę.

Opowiedziana przez chłopca historia jest dziecięcą próbą przepracowania traumy i uporania się z szeregiem pytań bez odpowiedzi – o to, jak niszczącym uczuciem jest nienawiść, jak łatwo dać się jej zaślepić, z jaką prostotą przychodzi człowiekowi skoncentrowanie się na swoim przeżywaniu tragedii i kompletne zamknięcie się na bliskich, jak kruche są rodzinne relacje, które nadwątlone, złamać może każdy cios. Wreszcie, między wierszami, podejmuje autorka temat terroryzmu i wiążącego się z nim coraz większego zamknięcia na inne kultury, etykietowania oraz uciekania się do stereotypowego myślenia. Język dziecka nadaje jej niezwykłej świeżości i trafności spostrzeżeń - to co dla zranionego dziecka staje się zagadką, rodziców w ogóle nie zastanawia: nie mają czasu, bo pławią się w cierpieniu albo próbują je wypierać. Pitcher z niezwykłą subtelnością wytyka to, jak łatwo nam się pogubić, podkreślając jednocześnie jak wielką moc ma rodzina, która powinna trzymać się razem i wzajemnie wspierać - bez względu na okoliczności.

Ważna, wzruszająca, niezwykle lotna historia. Choć opowiedziana głosem dziecka, mądrości może z niej zaczerpnąć niejeden dorosły. Polecam - ku rozwadze, ku refleksji, ku rachunkowi sumień własnych.

sobota, 7 stycznia 2017

Siedem minut po północy - Patrick Ness


Ta niepozornie wyglądająca książka kryje w sobie więcej treści, niż skłonni bylibyście przypuszczać.

Wybija siedem minut po północy. Powietrze staje się cięższe, a do uszu Conora dochodzą nawołujące go głosy. Oto nadchodzi potwór. Nie szalejący wiatr, nie skrzypiące drewno, nie trzaskające gałęzie. Potwór. Realny i niemożliwy jednocześnie. Nie chce on jednak krzywdy chłopca. Wręcz przeciwnie – przyszedł na jego wezwanie, przyszedł mu pomóc. Pomóc mu poradzić sobie z  tym, z czym trzynastolatek ma problem, a uwierzcie – problem ów daleki jest od błahostek dręczących dzieci w jego wieku. Pomoc jego nie jest jedna bezinteresowna – w zamian potwór żąda jednego. Prawdy.

Patrick Ness na kanwie pomysłu zmarłej przed jego realizacją Siobhan Dowd, stworzył książkę nietuzinkową – skondensowaną, poruszającą, odwołującą się do bogatej symboliki koszmarów nocnych, traum i skrywanych lęków. Jest to opowieść o tym, czego się boimy, o tym z  czym się zmagamy i o tym, z czym nie potrafimy sobie dać rady, wypierając to lub przenosząc głęboko do podświadomości – tam, gdzie rodzą się koszmary: te realne i te wyobrażone, karmiące się naszymi własnymi potworami. Mimo że książka podnosi tematykę trudną, autorowi udało się znaleźć złoty środek – cierpienie dziecka nie jest ani zinfantylizowane, ani przesadzone czy patetyczne.

Wyróżnikiem powieści jest to, że poruszany problem i sposób radzenia sobie z nim są uniwersalne – przeżywanie nie ma związku z wiekiem. Ból bowiem, poczucie straty, osamotnienia, sieroctwa – są ponadczasowe, niezmienne i stałe. Ness pisze o człowieku. I robi to ujmująco, bez pompatyczności czy sztuczności.


Tak naprawdę nie wiemy czy to, co dzieje się w pokoju chłopca każdej nocy to rzeczywistość, czy też jego sposób na radzenie sobie z trudnościami, polegający na uciekaniu w  wyobraźnię i unikaniu konfrontacji z trudną codziennością do czasu, aż sobie jej nie uporządkuje. Jakkolwiek jednak jest – nie ma to znaczenia. Liczy się przesłanie. A to jest uniwersalne. 

Polecam. 

poniedziałek, 22 lutego 2016

Lewa strona życia – Lisa Genova



 To taka zatroskana mina - połączenie odrobiny horroru ze szczyptą lęku, którą miałby każdy, kto zostałby zmuszony do siedzenia przy którymkolwiek pacjencie oddziału neurologicznego [1].

Dziwne przypadki neurologiczne, to przez dłuższy czas była moja codzienność. Z  tego powodu zdecydowanie trudniej czytać mi o chorobach mających swoje źródło w funkcjonowaniu mózgu – przypominają przytłaczające szale szpitalne, oddziały neurologiczne, na których z rzadka czuło się nadzieję, częściej zaś atakowała rozpacz i smutek na twarzach odwiedzających bliskich ludzi.

Lisa Genova poświęca rzadkim chorobom wiele swojej uwagi i w sposób – mimo wszystko – niosący nadzieję, opisuje je, tkając fabuły mogące zwrócić uwagę na istniejące, choć rzadko omawiane problemy wielu (mimo wszystko) ludzi. Paradoksalnie to, co rzadkie – jest częste. Nawet w  Polsce, nawet na naszym podwórku. Wiem, widziałam.

Lewa strona życia opowiada historię kobiety, która w wyniku wypadku samochodowego doznała urazu i cierpi zespół pomijania stronnego. Do tej pory samowystarczalna bizneswoman, teraz uzależniona jest od innych – bez ich pomocy nie potrafi sobie poradzić, gdyż zupełnie nie dostrzega rzeczy znajdujących się po jej lewej stronie. Problemem staje się chodzenie, jedzenie, ubieranie się, korzystanie z toalety. Każda czynność, która do tej pory zajmowała jej chwilkę, urasta teraz do rangi czasochłonnego zajęcia ponad jej siły, nieraz wymagającego więcej determinacji i siły niż szereg zadań wykonywanych przez nią wcześniej w pracy.

Choroba Sary jest szansą na jej pogodzenie się z mamą, która odtąd – w  miejsce dotychczasowej opiekunki – zajmuje się nią i jej małymi dziećmi oraz domem. Bohaterka musi zmagać się nie tylko z trudną sytuacją poszpitalną, lecz także przyzwyczaić się do ponownej obecności mamy w  jej życiu. Życiu – należy dodać – znaczonym teraz pomarańczową taśmą, wydzielającą lewą stronę, pozwalającą się skupić i dostrzec to, co na pierwszy rzut oka nie istnieje.

Kobieta po raz pierwszy w swoim życiu musi pozwolić, by kontrolę przejęli jej bliscy. Musi nauczyć się nowej rzeczywistości i zawalczyć o powrót do pełnej lub chociaż częściowej sprawności. Musi przyzwyczaić się do nowej relacji z ukochanym, który przyjął rolę jej opiekuna (wszak gdzie miejsce na pożądanie, gdy większość dnia spędza się na pomocy chorej żonie). Przede wszystkim zaś musi uporządkować swoje priorytety i podjąć ostateczną decyzję co do dalszej pracy zawodowej. We wszystkim tym wspierają ją bliscy, z mężem Bobem na czele.

Genovie po raz kolejny udało się stworzyć opowieść chwytającą na serce i afirmującą życie. Autorka pokazuje jak wielką wartość mają zdrowie, rodzina i codzienność ukierunkowana na coś innego niż tylko praca. Czyta się jednym tchem, mając w tyle głowy dziękczynienie za własną sytuację życiową.

Do zaczytania, pochłonięcia, polecania.

Recenzja innej książki Lisy Genovy



[1] Lewa strona życia, Lisa Genova, Słupsk 2013, s. 118.