Po Tajemniczej
śmierci Marianny Biel i Zbrodni
nad urwiskiem nadszedł czas na Strzały
nad jeziorem. Po irlandzkich perypetiach wydawało się, że wszystko powoli
się unormuje. Solański z Guciem nie muszą się już martwić o pieniądze,
Róża została odnaleziona – życie wróciło na właściwe tory. Niestety,
Kwiatkowska długo nie wytrzymała i w wielkiej tajemnicy znów wyjechała.
Dokąd? Po co? Mimo że Solański głowił się nad tą kwestią nie raz, nic nie
wywnioskował.
Sprawa wyjaśniła się sama, gdy
bohater odebrał telefon od rzeczonej Róży. Kobieta dzwoniła prosto z więzienia,
bowiem podczas pobytu na obozie odchudzającym znalazła zwłoki swojego trenera, w związku
z czym została z miejsca oskarżona o morderstwo. Miejscowa policja
nie miała wątpliwości, że to właśnie przyjezdna jest winna śmierci wybitnego
archeologa podwodnego, tym bardziej, że w dzień poprzedzający jego zgon
dokonała z nim niezwykłego odkrycia na skalę światową.
Róża może zaufać jedynie
Solańskiemu, który natychmiast udaje się nad Jezioro Barlineckie, by tam dowieść
niewinności kobiety. Niestety, sprawa jest nad wyraz skomplikowana, bowiem
dowodów nie ma żadnych. Czy Gucio i Szymon wspólnie podołają rozwiązaniu
sprawy?
Strzały nad jeziorem to kolejny kryminał pod psem, który łączy w sobie
sporą dawkę humoru i grozy, starannie wyważonych tak, by jedno nie przysłaniało
drugiego. Napisany nad wyraz sprawnie (pisarka chyba coraz lepiej czuje się w swoim
fachu i coraz śmielej eksperymentuje słowem), z ciekawym wątkiem, zmyślnie
zawikłany, jednak pozwalający czytelnikowi na samodzielne główkowanie i (być
może!) rozwiązanie sprawy. Grunt to szare komórki!
Nie sposób nie skomentować także okładki
– dotąd starałam się, by nie przysłaniała mi ona treści i nie zaciemniała
obiektywnego spojrzenia na warstwę merytoryczną, jednak seria ta ma tak
urokliwą warstwę graficzną, że pozostaję pod jej nieustannym wrażeniem.
Kapitalnie wyróżnia ona cykl na sklepowych półkach, a to już pierwszy klucz do
sukcesu, który niewątpliwie stał się udziałem Matyszczak.
Autorka wciąż dochowuje wierności
Królowej Kryminału, Agacie Christie, do której ochoczo nawiązuje – tak rozwiązaniami,
jak wspomnianym en passant Poirotem,
czym u mnie rzecz jasna plusuje. Właściwie nie ma tutaj niczego, do czego
mogłabym się przeczepić, jak rzep psiego ogona (sic!). Widać, że pisarka ma sprawny warsztat i głowę pełną pomysłów. Oby tak dalej!
Bardzo sprawnie napisana i
wciągająca opowieść kryminalna, którą serdecznie polecam.
Barlinek, blog, Kawiarenka kryminalna, kryminał, książka, Marta Matyszczak, opinia, Publicat, recenzja, recenzje książek, recenzjeksiazek, Strzały nad jeziorem, Wydawnictwo Dolnośląskie
0 komentarze:
Prześlij komentarz