poniedziałek, 29 stycznia 2018

Zbrodnia nad urwiskiem - Marta Matyszczak



Oto prywatny detektyw, Szymon Solański, znajduje się w nieciekawej sytuacji – Róża zniknęła bez śladu, pozostawiając go z pytaniami bez odpowiedzi, a pieniądze kończą mu się w zastraszającym tempie. Po rozwiązaniu sprawy Marianny Biel, jego życie diametralnie się zmieniło, z czym bohater nie do końca umie sobie poradzić. Gdy Gucio – psi detektyw – zaczyna widzieć ich przyszłość w ciemnych barwach, na parę spada nieoczekiwane zlecenie – mają odnaleźć zaginioną wnuczkę pewnego bogatego mężczyzny, płacącego krocie za podjęci się sprawy. Ślad za nią wiedzie aż na irlandzką wyspę Inishmore, na którą to udaje się nasza nietypowa para.

Na miejscu – wbrew oczekiwaniom Solańskiego – odnalezione zostają zwłoki. Bohater, który liczył na prostą sprawę – wyrwanie Kasi Walasek z imprezowego ciągu i odstawienie jej do dziadka – otrzymuje kolejną zagwozdkę z morderstwem w tle. Podejrzanymi w sprawie stają się mieszkańcy Kelly’s Bed&Breakfest – miejsca, w którym pracowała dziewczyna. Solański musi przesłuchać skąpą właścicielkę pensjonatu, która wielu osobom zaszła za skórę, Francuza o dość ekscentrycznym zachowaniu i innych podejrzanych znajdujących się w pobliżu. Na miejscową policję nie ma co liczyć – zajęta jest nie czym innym, jak romansowaniem z… Różą Kwiatkowską.

Zbrodnia nad urwiskiem pokazuje nie tylko, jak mały jest świat, ale także jak przypadek może zdeterminować czyjeś życie, czyniąc z niewinnych istot ofiary.

Przed Solańskim i Guciem wcale nie łatwe dochodzenie, tym bardziej, że emocje buzujące w bohaterze i wspierającej go w akcji Róży nie gasną, podgrzewając atmosferę śledztwa. W  irlandzkich warunkach słoty i mgły, takie buchające żarem relacje dodają życiu pikanterii.

Marta Matyszczak po raz kolejny trafiła w moje upodobania i zamiłowania – pierwsza część serii tocząca się w moich okolicach urzekła mnie swojskością; druga zaś – irlandzka – to odpowiedź na moje marzenie podróżnicze. Do Irlandii tęsknię od lat i bardzo się cieszę, że Zbrodnia nad urwiskiem połączyła zarówno to pragnienie podróży, jak i jeden z moich ulubionych gatunków literackich. A że przy okazji się pośmiałam, a wizerunek chłodnej i deszczowej Irlandii został –  paradoksalnie – ocieplony – tym większe brawa dla autorki, która zdecydowanie wyróżnia się stylem na wielkiej scenie polskiego kryminału.

Polecam!


1 komentarz: