Oto prywatny detektyw, Szymon
Solański, znajduje się w nieciekawej sytuacji – Róża zniknęła bez śladu,
pozostawiając go z pytaniami bez odpowiedzi, a pieniądze kończą mu się w zastraszającym
tempie. Po rozwiązaniu sprawy Marianny Biel, jego życie diametralnie się zmieniło, z czym bohater nie do końca umie sobie poradzić. Gdy Gucio – psi detektyw – zaczyna widzieć ich przyszłość w ciemnych
barwach, na parę spada nieoczekiwane zlecenie – mają odnaleźć zaginioną wnuczkę
pewnego bogatego mężczyzny, płacącego krocie za podjęci się sprawy. Ślad za nią wiedzie aż na irlandzką wyspę
Inishmore, na którą to udaje się nasza nietypowa para.
Na miejscu – wbrew oczekiwaniom
Solańskiego – odnalezione zostają zwłoki. Bohater, który liczył na
prostą sprawę – wyrwanie Kasi Walasek z imprezowego ciągu i odstawienie
jej do dziadka – otrzymuje kolejną zagwozdkę z morderstwem w tle.
Podejrzanymi w sprawie stają się mieszkańcy Kelly’s Bed&Breakfest –
miejsca, w którym pracowała dziewczyna. Solański musi przesłuchać skąpą
właścicielkę pensjonatu, która wielu osobom zaszła za skórę, Francuza o dość
ekscentrycznym zachowaniu i innych podejrzanych znajdujących się w pobliżu.
Na miejscową policję nie ma co liczyć – zajęta jest nie czym innym, jak
romansowaniem z… Różą Kwiatkowską.
Zbrodnia nad urwiskiem pokazuje nie tylko, jak mały jest świat, ale
także jak przypadek może zdeterminować czyjeś życie, czyniąc z niewinnych
istot ofiary.
Przed Solańskim i Guciem wcale
nie łatwe dochodzenie, tym bardziej, że emocje buzujące w bohaterze i
wspierającej go w akcji Róży nie gasną, podgrzewając atmosferę śledztwa. W
irlandzkich warunkach słoty i mgły, takie buchające żarem relacje dodają życiu
pikanterii.
Marta Matyszczak po raz kolejny
trafiła w moje upodobania i zamiłowania – pierwsza część serii tocząca się w moich
okolicach urzekła mnie swojskością; druga zaś – irlandzka – to odpowiedź na
moje marzenie podróżnicze. Do Irlandii tęsknię od lat i bardzo się cieszę, że Zbrodnia nad urwiskiem połączyła zarówno
to pragnienie podróży, jak i jeden z moich ulubionych gatunków
literackich. A że przy okazji się pośmiałam, a wizerunek chłodnej i deszczowej
Irlandii został – paradoksalnie – ocieplony
– tym większe brawa dla autorki, która zdecydowanie wyróżnia się stylem na
wielkiej scenie polskiego kryminału.
Polecam!
blog książkowy, Chorzów, Guci, Irlandia, kryminał, książka, Marta Matyszczak, opinia, Publicat, recenzja, Wydawnictwo Dolnośląskie, Zbrodnia nad urwiskiem
Ja również chętnie bym się przy tej lekturze pośmiała :)
OdpowiedzUsuń