piątek, 19 maja 2017

Na wodach Północy - Ian McGuire



Na Wodach Północy to powieść męska, zwulgaryzowana i mięsista.

Opowiada o hermetycznym środowisku wielorybników, gdzie przeszłość jednocześnie ani nie ma znaczenia, ani nie może być zapomniana – w odpowiedniej chwili zostać może bowiem wykorzystana. Wiedza to najcenniejsze co posiadają członkowie okrętowej załogi, a zemsta jest tutaj cierpliwa.

W roku 1859 na pewien okręt zaciąga się Patrick Sumner, medyk ze zszarganą reputacją, pragnący zapomnieć o przeszłości i jako lekarz okrętowy uciec od tego, co minione, a co wiąże się z głośnym skandalem. Na tym samym statku nieopatrznie przebywa brutalny morderca – prawdopodobnie sodomita i niezwykle mściwy człowiek, zdolny zamknąć usta każdemu, kto zdecyduje się świadczyć przeciwko niemu. Jego tożsamość jest nieznana, jednak czujne oko Sumnera zauważa drobne szczegóły, które innym zdają się umykać. Gdy odnalezione zostają zwłoki młodego chłopaka, którego lekarz wcześniej badał, postanawia on przyjąć rolę samozwańczego detektywa. Niestety, jego decyzja dociekania prawdy wiązać będzie się z czymś daleko gorszym od tego, co widział do tej pory. Szukając mordercy, Sumner odkrywa prawdziwy cel wyprawy, w którą się udał. Jego wiedza komuś będzie bardzo nie w smak.

Osadzona z daleka od bezpiecznego lądu historia, to prawdziwie soczysty kąsek dla tych, którzy szukają powieści niewolnej od mało subtelnego języka – dosadnego, czasem skatologicznego, naturalistycznego i wyjątkowo brutalnego.

Ian McGuire swej prozy nie uładza. Od początku jest ona odpychająca – ani mnogość wulgaryzmów, ani towarzystwo bohaterów wątpliwego pochodzenia i sławy tego nie ułatwia, a ulokowanie akcji na dalekiej Północy, w ekstremalnych warunkach, jedynie owo pragnienie zarzucenia lektury potęgują. Jednocześnie nie sposób tego zrobić, bowiem McGuire opowiada tak, że mimo odrzucenia, chce się brnąć dalej – bez względu na chłód, brud i fetor, który wręcz unosi się nad kolejnymi stronicami. Opisy męskich rozmów dotyczących ich fizjologii czy też dalekie od jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości czy smaku dominują w książce, ukazując prymitywne oblicza głównych bohaterów, a w czytelniku wzbudzając jedynie niesmak.

Brak u McGuire’a jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego, w jaki mógłby wyposażyć bohaterów – zdaje się, że jedynie Sumner, mimo wątpliwej przeszłości, posiada coś na kształt sumienia i dopóki nie musi – do brutalności się nie odwołuje. Inni zaś przeciwnie – mordują,  zachowują się plugawie i za nic mają ludzkie odruchy. Powieść jawi się jako niezwykle przytłaczająca, posępna, mglista i mroczna. Nie ma w niej miejsca na jakiekolwiek dobro, zdaje się, że nad bohaterami wciąż unoszą się czarne chmury, czyniące ich czoła marsowymi. Z całą pewnością nie jest to lektura zdolna poprawić humor, próżno szukać w niej lekkiej rozrywki.

Bardzo gorzka w wymowie i przygnębiająca, będąca jednocześnie studium człowieczej natury.




1 komentarz:

  1. Bardzo cieszę się, że trafiłam na recenzję - przyznaję, że czasem lubię sięgać po powiecie brutalne, pełne zła i na swój sposób odpychające. Dlatego powieść sobie zapamiętam i będąc w nastroju na taką lekturę, po książkę na pewno sięgnę.

    OdpowiedzUsuń