Michał Rusinek, znany szerzej przede wszystkim ze względu na ścisłą współpracę z Wisławą
Szymborską, której to pełnił obowiązki sekretarza, coraz częściej i śmielej
wojuje na dziecięcej scenie literackiej, dając się (wreszcie!) poznać jako
artysta samodzielny, z jasno określoną wizją twórczą, a nie jedynie jaki
literaturoznawca i tłumacz, jak dotąd.
Napisana przez
niego Księga potworów to nie tylko
propozycja mająca zapoznawać z najpopularniejszymi strachami kulturowymi,
ale także książka, mająca te strachy oswajać i okiełznać… śmiechem. Rusinek
bowiem nie pisze – oto yeti, potwór z gór. Poeta, jak to poeci mają w zwyczaju,
rymuje, bawi się słowem, przeinacza sensy, podmienia znaczenia, odwołuje się do
wspólnoty doświadczeń z czytelnikiem, korzysta z zapożyczeń i słów
modnych, a przy tym wszystkim nie traci z oczy tego co najważniejsze –
opisuje kolejne gatunki tak, by nie było już miejsca na strach, mimo że żaden z potworów
odarty ze swoich cech charakterystycznych nie został.
Niespotykane
dotąd kompendium potworów czeka na Wasze odkrycie. Są smoki, są ogry, są
harpie, jest yeti, jest uroburos, jest też wiele innych, znanych mniej lub
bardziej potworów, zazwyczaj budzących strach, zaciekawienie, czasem fascynację.
Wyróżnikiem
książki jest – poza cudną warstwą językową – także skrótowy, alfabetyczny spis
pojawiających się w niej potworów, wraz z krótkim objaśnieniem już w formie
słownikowej, tradycyjnej.
Materiał
ilustracyjny Daniela de Latour doskonale współgra z wierszowanym bestiariuszem
dla (niby) najmłodszych. Jestem pod wrażeniem, moja wyobraźnia szaleje, a język
wygina się celem szukania własnych rymów i oswajania strachów. Jest barwnie,
nieszablonowo, konsekwentnie.
Mimo mojej całej sympatii do
reszty, ulubionymi odtąd potworami będą dla mnie rusinki – ten gatunek
niebywale mnie zachwyca. I wiecie co? Nie taki ten potwór straszny….:)
bestiariusz, Daniel de Latour, do recenzji, książka, Księga potworów, Michał Rusinek, opinia o książce, recenzja książki, Zwierciadło
Dla mnie - 25-letniej baby - to pozycja obowiązkowa :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że wszelkie straszydła od zawsze budziły we mnie dziką ciekawość. Od najmłodszych lat zaczytywałam się w baśniach i uparcie poszukiwałam jak najwięcej informacji na ich temat - wertowałam nawet staropolskie tezaurusy i leksykony. Kiedy byłam małą dziewczynką niestety nie miałam dostępu do przepięknie wydanych bestiariuszy, do których teraz możemy wzdychać, przechadzając się po księgarniach.
OdpowiedzUsuńNa podstawie przedstawionej przez Ciebie recenzji widzę jednakże, że powstało wydanie jedyne w swoim rodzaju. Oglądając zamieszczone fotografie - parskałam śmiechem, rozbawiona i urzeczona zarazem. Tak, szata graficzna doskonale współgra z błyskotliwymi i zaskakującymi reinterpretacjami Pana Rusinka. :) Z jednej strony niemalże dziecięca finezja, z drugiej zupełna świeżość skojarzeń, zakotwiczonych we współczesności. Jestem oszołomiona i zaintrygowana. Będę poszukiwać.
Przesyłam ciepłe pozdrowienia. ;)