poniedziałek, 9 stycznia 2017

Księga potworów - Michał Rusinek



Michał Rusinek, znany szerzej przede wszystkim ze względu na ścisłą współpracę z Wisławą Szymborską, której to pełnił obowiązki sekretarza, coraz częściej i śmielej wojuje na dziecięcej scenie literackiej, dając się (wreszcie!) poznać jako artysta samodzielny, z jasno określoną wizją twórczą, a nie jedynie jaki literaturoznawca i tłumacz, jak dotąd.

Napisana przez niego Księga potworów to nie tylko propozycja mająca zapoznawać z najpopularniejszymi strachami kulturowymi, ale także książka, mająca te strachy oswajać i okiełznać… śmiechem. Rusinek bowiem nie pisze – oto yeti, potwór z gór. Poeta, jak to poeci mają w zwyczaju, rymuje, bawi się słowem, przeinacza sensy, podmienia znaczenia, odwołuje się do wspólnoty doświadczeń z czytelnikiem, korzysta z zapożyczeń i słów modnych, a przy tym wszystkim nie traci z  oczy tego co najważniejsze – opisuje kolejne gatunki tak, by nie było już miejsca na strach, mimo że żaden z potworów odarty ze swoich cech charakterystycznych nie został.
Niespotykane dotąd kompendium potworów czeka na Wasze odkrycie. Są smoki, są ogry, są harpie, jest yeti, jest uroburos, jest też wiele innych, znanych mniej lub bardziej potworów, zazwyczaj budzących strach, zaciekawienie, czasem fascynację.

Wyróżnikiem książki jest – poza cudną warstwą językową – także skrótowy, alfabetyczny spis pojawiających się w niej potworów, wraz z krótkim objaśnieniem już w formie słownikowej, tradycyjnej.

Materiał ilustracyjny Daniela de Latour doskonale współgra z wierszowanym bestiariuszem dla (niby) najmłodszych. Jestem pod wrażeniem, moja wyobraźnia szaleje, a język wygina się celem szukania własnych rymów i oswajania strachów. Jest barwnie, nieszablonowo, konsekwentnie.
Mimo mojej całej sympatii do reszty, ulubionymi odtąd potworami będą dla mnie rusinki – ten gatunek niebywale mnie zachwyca. I wiecie co? Nie taki ten potwór straszny….:)



2 komentarze:

  1. naczytane.blogspot.com9 stycznia 2017 23:08

    Dla mnie - 25-letniej baby - to pozycja obowiązkowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że wszelkie straszydła od zawsze budziły we mnie dziką ciekawość. Od najmłodszych lat zaczytywałam się w baśniach i uparcie poszukiwałam jak najwięcej informacji na ich temat - wertowałam nawet staropolskie tezaurusy i leksykony. Kiedy byłam małą dziewczynką niestety nie miałam dostępu do przepięknie wydanych bestiariuszy, do których teraz możemy wzdychać, przechadzając się po księgarniach.

    Na podstawie przedstawionej przez Ciebie recenzji widzę jednakże, że powstało wydanie jedyne w swoim rodzaju. Oglądając zamieszczone fotografie - parskałam śmiechem, rozbawiona i urzeczona zarazem. Tak, szata graficzna doskonale współgra z błyskotliwymi i zaskakującymi reinterpretacjami Pana Rusinka. :) Z jednej strony niemalże dziecięca finezja, z drugiej zupełna świeżość skojarzeń, zakotwiczonych we współczesności. Jestem oszołomiona i zaintrygowana. Będę poszukiwać.

    Przesyłam ciepłe pozdrowienia. ;)

    OdpowiedzUsuń