Miasto cieni to kontynuacja kapitalnego Osobliwego domu Pani Peregrine, którego adaptację zrealizowaną
przez Tima Burtona, już niedługo będzie można oglądać w kinach, i której
wyczekuję jak dawno niczego.
W części tej grupa
osobliwych dzieciaków, z Jacobem dopiero poznającym swoje umiejętności na
czele, zdeterminowana wyrusza do Londynu, stolicy osobliwości, by tam szukać rozwiązania
swoich problemów. Do działania napędzają ich dwie kwestie: po pierwsze muszą
uciekać przed goniącymi ich upiorami i głucholcami, próbującymi zawładnąć ich światem
i pragnącymi zniszczyć wszystkie istniejące pętle czasowe, z tak wielką
troską tworzonymi i strzeżonymi od lat, po drugie zaś – ważniejsze – muszą uratować
swoją opiekunkę, która na skutek czarów została przemieniona w ptaka, bez
możliwości powrotu do ludzkiej postaci własnymi siłami. Jedynie inna ymbrynka
zdolna jest do zdjęcia zaklęcia i przywrócenia pani Peregrine jej ludzkiej
postaci. Niebagatelną rolę gra tutaj jednak czas, a większość opiekunek pętli
czasowych została już porwana. Czym dłużej kobieta tkwi w ciele ptaka,
tym bardziej się w niego przemienia, szybko tracąc szansę na odzyskanie człowieczeństwa.
Historia zna wiele przypadków ymbrynek na wieki uwięzionych w swoich ptasich
ciałach, w niczym nieprzypominających dawnych siebie. Zdaje się, że
pozostała tylko jedna opiekunka. Dzieci muszą dołożyć wszelkich starań, by ją
odnaleźć i przekonać, że należą do jej świata.
Miasto cieni to kontynuacja na wysokim poziomie, napisana z jeszcze
większą pasją niż tom poprzedni. Poza klasycznym klimatem grozy i osobliwości, jej
dużym walorem jest ulokowanie akcji w różnych przestrzeniach czasowych, a
co za tym idzie, wprowadzenie do narracji historii, jako jednej z istotnych
bohaterek. Ransom Riggs zaprasza na scenę także cały korowód nowych, barwnych
osobliwców, których talenty udokumentowane klimatycznymi fotografiami robią
ogromne wrażenie. Poznamy dziewczynkę z wielką dziurą w brzuchu, chłopców
połączonych umysłami, psa ćmiącego fajkę, emurafę i wiele innych kuriozów.
Z radością muszę
powiedzieć, że ta część zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie niż
poprzednia, co doskonale rokuje na przyszłość, ale także stawia przed autorem
duże wymagania.
Jako wisienka na torcie, całość
zakończona jest klasycznym cliffhangerem,
tak, aby czytelnik pozostawiony sam sobie tęsknie czekał kontynuacji. Także i ja z niecierpliwością
wypatruję tomu trzeciego, oby jeszcze lepszego, który – ku mojej uciesze –
jeszcze w tym roku zawita do księgarń.
Książkę kupisz na:
blog, blog recenzencki, BookMaster.pl., książka, Miasto cieni, opinia o książce, Osobliwy dom Pani Peregrine, Ransom Riggs, recenzja książki
Nie do końca jestem pewna, czy to książka dla mnie. Chyba po raz pierwszy zrobię wyjątek i poczekam na film, później może zdecyduję się na pierwowzór. :)
OdpowiedzUsuńI chociaż jeszcze przede mną pierwsza część - to i tak coś czuję, że mi się spodoba i zrobię wszystko, by zdobyć też drugą :) Tym bardziej, że twoja recenzja jest tak urokliwa, że tak naprawdę nie zostaje mi nic innego, jak pędzić do księgarni :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie znam I części, więc zacznę od niej.
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszy tom dość dawno temu, ale przed lekturą kolejnego będę chyba musiała sobie trochę poprzypominać dlatego w planach mam film, a później "Miasto cieni" :)
OdpowiedzUsuń