środa, 16 kwietnia 2014

W słusznej sprawie – Diane Chamberlain


Tytuł: W słusznej sprawie
Autor: Diane Chamberlain
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378397496
Ilość stron: 456
Cena: 38 zł


W latach 1929-1975 w Karolinie Północnej wysterylizowano ponad siedem tysięcy obywateli, w ramach Programu Sterylizacji Eugenicznej. Decyzję o podjęciu zabiegu podejmowały opiekunki socjalne, najczęściej za zgodą prawnych opiekunów młodocianych.  Wysyłając wniosek, miały dać rodzinom żyjącym w skrajnym ubóstwie gwarancję tego, że nie pojawią się w niej kolejne niechciane dzieci, na których wychowanie nie będzie ich stać. Program podejrzanie przypominał nazistowskie dążenia, mające wyłonić i zachować „rasę wyższą”, zupełnie eliminując słabszą. Osoby, które kwalifikowały się do zabiegu, były najczęściej ubogimi, nieświadomymi swoich praw nastolatkami, z „upośledzeniem” lub „ograniczeniem” umysłowym (w celu jego wykrycia przeprowadzano test IQ, gdzie wynik poniżej 70 predysponował do zabiegu), a często także i cierpiące na epilepsję lub inne choroby, mogące być przekazywane następnym pokoleniom. Sterylizacji poddawano zarówno chłopców jak i dziewczęta, zazwyczaj nie dość, że nie pytając ich o zgodę, to jeszcze ukrywając przez nimi informacje o odbytym zabiegu. Powszechnie uznawano, że w interesie dobra publicznego leży eliminowanie wszelkiego ewentualnego potomstwa, którego przyszłość nie będzie rysowała się w jasnych barwach. Prawdopodobnie wielu pracowników socjalnych żywiło przekonanie o niesieniu pomocy i dobrodziejstwa, niestety wielu z nich dopuszczało się nadużyć.

Wśród nich nie znalazła się Jane – jedna z głównych bohaterek najnowszej powieści Diane Chamberlain, uznawanej w Polsce za jedną z najlepiej charakteryzujących ludzkie losy autorek.

Jane Forrester to dwudziestodwuletnia młoda mężatka, której nie w głowie wstąpienie do Ligi Żon i potulne dbanie o mieszkanie pod nieobecność małżonka-pediatry, mimo że ten chętnie widziałby ją właśnie w takiej roli i nie w smak mu jej inne zapędy. Choć czasy, w których żyje (lata 60-te) i doskonała sytuacja materialna nie zmuszały jej do podjęcia pracy zarobkowej, jej wielkim pragnieniem było niesienie pomocy innym – właśnie jako pracownica socjalna, co wybitnie nie podobało się Robertowi, co rusz podważającemu sensowność jej zachowania, które – w jego przekonaniu – przynosiło wstyd całej rodzinie, sugerując jakoby im się nie powodziło. Należy pamiętać, że rzeczywistość lat sześćdziesiątych wciąż była czasem dominacji patriarchatu w klasycznym wydaniu: mąż pracował, żona dbała o dom i opiekowała się gromadką dzieci. Robert jednak, w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów przyzwalających na pasje swoich ukochanych,  nie dość, że traktował żonę jako własność, która ma się przy nim dobrze prezentować i niewiele odzywać, to jeszcze na siłę pragną ją wtłoczyć w ramy swoich wyobrażeń o idealnej kobiecie i z pogardą wypowiadał się o innych, którym nie wiodło się tak dobrze jak jemu. W jego krwi obok bufonowatości i ważniactwa płynął rasizm, co sprawiało, że nie był w stanie pogodzić się z tym z kim i w jakich warunkach pracuje jego żona – w jego przekonaniu istnieli bowiem ludzie równi i równiejsi. Nie on jest jednak w powieści najważniejszy.

Choć już po pierwszej rozmowie przełożeni Jane zwrócili uwagę, że jest ona dziewczyną zbyt wrażliwą i empatyczną, by mogła dać sobie radę z surowymi przepisami bez nadmiernego angażowania się w życie swoich podopiecznych, dali jej szansę na pracę. Choć trwała ona bardzo krótko, wywróciła do góry nogami nie tylko życie rodzin, nad którymi miała pieczę, ale też wprowadziła ogromny chaos do biura, jawnie sprzeciwiając się polityce przymusowej kastracji.
Jane szczególnie zaangażowała się  w relacje z rodziną Hartów: Nonny, Ivy, Mary Ellą oraz Williamem, zwanym Dzidziusiem. Bardzo szybko zawiązała nić szczególnej przyjaźni z Ivy, której losami żywo się interesowała i z którą mimo różnic społecznych połączyła ją wspólnota doświadczeń.  W odróżnieniu od poprzednich pracowników socjalnych, ta zachęcała do zwierzeń i była szczerze zaciekawiona historiami dziewczyny, z której opowieści dowiadywała się między wierszami znacznie więcej, niż z wywiadu, do którego przeprowadzania szkoliły ją podręczniki. Jane wykazała się upodobaniem do  nietypowych i nieregulaminowych zachowań: po godzinach pracy spełniła marzenie nastolatek, cierpliwie słuchała zwierzeń Ivy, dzieliła się z nią swoim doświadczeniem, okazywała szczerą troskę o dobro jej i całej rodziny. Niestety, zbytnia poufałość sprowokowała szereg problemów w pracy, zwłaszcza gdy Jane zdecydowała się na wyjawienie Ivy i Mary Elli prawdy o zabiegu na, jak sądziły, „rostek”. Kobieta uważała, że mają one prawo wiedzieć, co się z nimi dzieje, bez względu na to czy Ośrodek Socjalny uzna je za nierozumne i niezdolne do pojęcia idei sterylizacji i jej pozytywnych konsekwencji.
Choć droga, którą wybrała bohaterka nie była łatwa i przysporzyła jej wiele cierpienia, stała się głosem sprzeciwu wobec społecznego przyzwolenia na bezprawną segregację i decydowanie o losach nastolatek, pozbawianych prawa do wyboru, a nawet wiedzy.

Jane swoim buntem uratowała godność niejednej istoty, a mnie jako czytelnikowi dodała odwagi do sprzeciwiania się niesprawiedliwości, nawet kosztem wyjścia z własnej strefy komfortu.
Chamberlain po raz kolejny wykazała się niezwykłą drobiazgowością i troską o szczegóły. Zadbała o to, by język bohaterów różnił się, w zależności od ich wykształcenia, pokazała przepaść dzielącą ludzi, będących pod opieką ośrodków socjalnych a śmietanki towarzyskiej tamtych czasów. Zatroszczyła się również o doskonałe sportretowanie postaci, nękanych różnymi trudnościami i wątpliwościami, różniące się charakterami, co zostało precyzyjnie wyostrzone, ale złączone jednym: człowieczeństwem.

Trudna tematyka po raz kolejny poddaje w wątpliwość wiele naszych poglądów, zmusza do przedefiniowania pojęć, burzy hierarchię i na nowo ją ustanawia. Emocji towarzyszących lekturze nie sposób oddać słowami, które nie trąciłyby banałem i truizmem. Wystarczy powiedzieć, że takich przeżyć i refleksji, jak teksty Chamberlain nie dostarcza mi dziś wiele tekstów kultury. Autorka nie stara się bowiem wpisać w rwący nurt popkultury, ślepo idąc za trendami, lecz konsekwentnie wyznacza własną ścieżkę, mnogą od zakrętów i zawirowań, znaków stopu i bolesnych doświadczeń, które wpijają się w nasze głowy niczym uciążliwy kamyk w stopę, a przez to wartościową i wyróżniającą się na tle innych, otwierającą pole do dyskusji mocno rozwijających wrażliwość.
Serdecznie polecam! Jeśli od literatury i siebie wymagacie czegoś więcej niż czczej rozrywki – Chamberlain na pewno Was nie zawiedzie.





Recenzje innych książek autorki:


http://shczooreczek.blogspot.com/2012/09/tajemnica-noelle.html?q=chamberlainhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/08/zatoka-o-ponocy-diane-chamberlain.html?q=chamberlain




4 komentarze:

  1. Nie znam tej autorki, ale jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak opisałaś zarówno ją, jak i jej dzieło. Jest coś, co przyciąga mnie do tamtych stron i tamtych czasów, dlatego chciałabym poznać "W słusznej sprawie". Chociaż nie sądzę aby teraz, w ciąży, było dla mnie wskazane dostarczanie sobie tego typu wrażeń, w dodatku w tej konkretnej tematyce :) Choć kto wiem, może i mnie natchnęłaby ona do zmiany w sposobie myślenia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam ci PRAWO MATKI, jeśli nie czytałaś. Mnie styl pisarki trochę podchodzi pod Jodi Picoult, przejmujący, ujmujący i dający wiele do myślenia nad moim światopoglądem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli twórczość Chamberlain dostarcza Ci tyle przeżyć i refleksji to i ja muszę przeczytać w końcu którąś z jej powieści :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w trakcie czytania i jak najbardziej podpisuje się pod tym co napisałaś ;)

    OdpowiedzUsuń