piątek, 3 maja 2019

Około północy - Mariusz Czubaj



Około północy to moje pierwsze zetknięcie z prozą Czubaja (choć Dziewczynka z zapalniczką czeka na półce, teraz wreszcie się doczeka!), ale jak już zdążyłam się dowiedzieć, nie mam się co przyzwyczajać, bo spotkanie to można uznać za nietypowe.

Oto przed Wami powieść wymykająca się jakimkolwiek klasyfikacjom - ni to kryminał, ni to obyczajówka, ni to świadectwo minionych czasów. Wszystkiego w prozie tej jest po trochu, co czyni ją tak wyjątkową, zaś bogactwo intertekstualnych nawiązań zachwyca. Około północy to tekst, przy którym czytelnik ma szansę zamienić się w detektywa podwójnie - raz szukając sprawcy morderstwa popełnionego między jednym jazzowym taktem a drugim, po wtóre zaś, próbując wychwycić wszelkie dialogi z kulturą tamtych czasów. Tamtych, czyli lat sześćdziesiątych XX wieku. 

Rzecz zaczyna się nietypowo. Oto pogrzeb jazzmana, Krzysztofa Komedy, 28 kwietnia 1969 roku, na którym pojawia się kontrabasista, w pewnych kręgach nazywany specjalistą od nekrodżobów, bowiem to granie podczas ostatnich pożegnań jest tym, w czym się, można powiedzieć, wyspecjalizował. Pojawiają się na nim różne indywidua, z którymi bohatera łączy lub połączy pewna zażyłość. Mniej więcej w tym samym czasie, podczas rozmowy ze znanym podówczas pisarzem, pada dość nietypowa, niewypowiedziana wprost propozycja i pytanie w jednym: jak to byłoby kogoś zabić?

Nie mija wiele czasu, a ginie Jadwiga Ślusarek, kobieta, z którą bohatera złączyła krótka, acz namiętna relacja. Gdyby nie fakt, że nie jest to pierwsze morderstwo tego typu w okolicy, nasz bohater stałby się głównym podejrzanym. Tymczasem zaś staje się samozwańczym detektywem, który mając znajomości tu i tam, wnika niemalże bezszelestnie w jazzowy warszawski (pół)światek, by tam szukać odpowiedzialnego za mord. 

Intryga kryminalna jest w powieści tej niejako pretekstem do snucia narracji o mieście i muzyce tamtych lat. Ponury, niemalże dekadencki klimat, dźwięki jazzu słyszane z wielu różnych stron, Warszawa spowita mrokiem nagłych śmierci znanych nazwisk kształtujących ówczesną kulturę i budujących jej bohemę, to elementy tworzące klimat prozy Czubaja. Język powieści, czy też - ballady - także staje się niejako bohaterem - charakterystyczne frazy, szarpana budowa zdań, to znaki rozpoznawcze tej lektury, która - jak sam Autor wspomina - jest rodzajem hołdu oraz rękawicy rzuconej Tyrmandowi i jego Złemu, będącemu jedną z wielu inspiracji do jej napisania [klik]. Powieść ma swój rytm, za nic mający linearność, tak zgrabnie łączący się z brzmieniem muzyki i wydarzeń '69 roku.

Jeśli zatem lubicie opowieści o minionych czasach, przesiąknięte ich kapitalnie uchwyconym klimatem, upstrzone znanymi miejscami i nazwiskami, to doskonale trafiliście. Tam, gdzie Żegnaj, laleczko zderza się z kultowym klubem Hybrydy, nie może być miejsca na nudę.


Zachęcam Was do wsłuchania się w utwór pozostający nie bez znaczenia dla fabuły - klik, Kumanie Komedy spod szyldu Kornetu Olemana. Później zaś zostańcie z jazzem na dłużej, bo to on wytycza szlak Około północy.





0 komentarze:

Prześlij komentarz