wtorek, 9 lutego 2016

Żniwa zła – Robert Galbraith




Gdy do biura Cormorana Strike’a dociera odcięta kobieca noga, zaadresowana na nazwisko jego partnerki – Robin – sytuacja ich biura detektywistycznego robi się dramatyczna. Bohaterowie tracą zaufanie swoich klientów, coraz rzadziej otrzymują nowe zlecenia i z trudem wiążą koniec z końcem. Sytuacja robi się coraz bardziej skomplikowana, co rusz odbijając się na życiu prywatnym bohaterów. 
Robin, jeszcze do niedawna zaręczona, rozstaje się z wieloletnim partnerem, a Cormoran wikła się w coraz mniej interesujący go związek z Elin. Doskonale zdaje sobie również sprawę, że osoba przesyłająca mu kobiecą nogę, a więc grasujący seryjny morderca, zbierający coraz większe żniwo, grozi jego partnerce z pracy, chcąc tym samym jak najmocniej uderzyć w jego firmę. Policja i detektyw wzajemnie się wspierają, chcąc jak najszybciej ująć przestępcę i ocalić niewinne kobiety.
Świetne zakończenie, cliffhanger co prawda spodziewany, a jednak piorunujący.

W sposobie budowania relacji między bohaterami, zauważam pewne podobieństwa do prozy Dennisa Lehane’a – para współpracujących ze sobą detektywów, którzy powinni być razem także w życiu prywatnym (czemu gorąco kibicujemy!), a którzy od lat wikłają się w przedziwne, często toksyczne związki; przyjaciel głównego detektywa pochodzący z półświatka, zawsze gotowy nieść pomoc, wyróżniający się siłą i wyglądem budzącym postrach u każdego, który go nie zna, dochodzący swojego poprzez przemoc. Wszystko to znana mi melodia pochodząca z tekstów ulubionego pisarza, stąd pewnie i moje upodobanie do lektury Galbraith(a). Różnica jest jednak zasadnicza – Lehane mimo wszystko, mocno angażując się w zapis życia osobistego swoich postaci, nie traci rezonu przechodząc na powrót do scen czyniących z jego książek, kryminałów. U autorki czasami wątki sensacyjne, a więc stanowiące oś narracyjną, kuleją i odbiegają od reszty, przede wszystkim poprzez słabą dynamikę. Nie sposób nie zauważyć jednak znaczącego progresu od czasów Wołania kukułki.

Kapitalna zabawa towarzyszyła mi podczas całej lektury, co jedynie dowodzi ogromnego talentu Rowling, którego nie sposób jej odmówić – nieważne czy tworzy ona powieść o czarodzieju dla nastolatków, czy rasowy kryminał – wychodzi jej to przednio (choć jak wiemy, nie od początku tak było). W każdym kolejnym tomie widać drogę jaką przeszła autorka – książka za książką staje się coraz lepsza i bardziej interesująca, a namnożenie wątków coraz lepiej wykorzystane i ujęte w  całość.


Jeśli jeszcze nie znacie tej serii – gorąco zachęcam do lektury. Tym bardziej, że ta część zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie ze wszystkich dotychczas wydanych – zarówno pod względem treściowym, jak i przez uwagę na zdolność wciągania. 




Recenzje poprzednich tomów:




19 komentarzy:

  1. Katarzyna Kat.9 lutego 2016 13:50

    Że też do tej pory nie znałam tej serii! Piorunujące zakończenie to coś co lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zjadam Skarpety9 lutego 2016 14:08

    Kiedyś chciałam poznać Rowling z tej drugiej strony, ale jakoś nigdy nie mam okazji... Ciągle jakieś inne książki czytam i nie wiem, kiedy znajdę czas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klaudia Stępień9 lutego 2016 16:12

    Zabrałam się właśnie za Wołanie kukułki i choć niezbyt mnie wciągnęła, zechęciłaś mnie do dalszego czytania. Może jakoś się rozwinie :)
    Pozdrawiam,
    szumiabooki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Póki co czytałam tylko pierwszy tom i nawet miło wspominam :). Na półce czeka na mnie "Jedwabnik". Mam nadzieję, że się nie zawiodę na lekturze ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj przyszedł do mnie egzemplarz! *_*

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię serię Lehane'a o Angie Gennaro i Patricku Kenzie :) "Wołanie kukułki" też mi się podobało, ale "Jedwabnik" wciąż jeszcze czeka na przeczytanie" :/

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie szukam, szukam.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Turkusowa Sowa14 lutego 2016 21:56

    Bardzo chcę przeczytać tę pozycję! Mam na swojej półce "Wołanie kukułki", ale wciąż czeka na łaskawszy dzień, kiedy to po nią sięgnę.
    Po Twojej recenzji czuję jednak, że na Rowling się nie zawiodę!

    Pozdrawiam!
    Turkusowa Sowa

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze przeczytać pozytywną opinię na temat tej książki, ja jakoś podchodzę do niej mocno sceptycznie i wciąż się zastanawiam: po co ten pseudonim?

    OdpowiedzUsuń
  10. Również się nad tym zastanawiałam, ale teraz się cieszę - zbyt łatwo byłoby tutaj o wyobrażanie sobie Cormorana jako jedną z postaci z HP:)
    Nie wnikam ile w tym marketingu, a ile naprawdę niechęci do łączenia kryminałów z Rowling, która stała się marką samą w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem tak - każdy kolejny tom jest lepszy od poprzedniego, ale przepaść między "Wołaniem..." a "Żniwami..." jest ogromna.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja kolejka powoli się zmniejsza, mam nadzieję, że zdążę Ci ją pożyczyć nim sama skądś wydobędziesz:)

    OdpowiedzUsuń
  13. O matko, ja wielbię Lehane'a, wielbię!:)))

    "Wołanie..." było dobre, ale tak jak już wspominałam wyżej, każda kolejna część jest doskonalsza.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tutaj nie ma opcji na "nawet miłe wspominanie" - będziesz wspominać bardzo dobrze!:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Znam to, oj znam. Trzymam kciuki, by znalazł się dla niej czas!:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie żartuj, że nie znałaś! Jak to możliwe?:P
    Cieszę się w takim razie, że mogłam ją przed Tobą odkryć;) I zachęcam do sięgnięcia!:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Właściwie to już napisałam do wydawnictwa... no i chyba prześlą... ;)

    OdpowiedzUsuń