wtorek, 9 czerwca 2015

Więcej niż możesz zjeść – Dorota Masłowska



Dorota Masłowska za sprawą swej książki niby-kulinarnej zjada rzeczywistość. Połyka, przeżuwa, trawi, czasem wypluwa. Wypluwa w  formie felietonów, które mamy okazję czytać, i które – trafnie oddają rzeczywistość. Nie czarują, nie gloryfikują, raczej odzierają z magii przypraw i dodatków. Przepisy są proste, czasem prostackie, zawsze prawdziwe, zazwyczaj niestrawne przy lekturze, a przecież realizowane nagminnie.

Te parakulinarne teksty zebrane w  jednym tomie publikowane były w  latach 2011-2013 na łamach „Zwierciadła”. Nie są raczej tym, czego moglibyśmy się spodziewać po rubryce kulinarnej – tutaj jedzenie jest jedynie punktem wyjścia do refleksji szerszej: socjologicznej, antropologicznej, kulturowej, czasem ideowej. Nie sposób ukryć, że są to refleksje gorzkie, obnażające rzeczywistość śmierdzącą spalenizną, zjełczałym tłuszczem, obrosłą w niezdrowe i puste kalorie. Ironia, sarkazm, spotęgowane rewelacyjnie oddającymi poziom apetyczności książki ilustracjami Macieja Sieńczyka.

Ale, ale. Po co właściwie czytać coś, co może odbić się czkawką? Inteligentny czytelnik sięgnie dla przyjemności, bo tę osiągnie bardzo szybko. Podśmiewać będzie się pod nosem, kiwać głową na znak zgody z  trafnymi spostrzeżeniami: dla osób obserwujących z  boku wydać się może dziwny.

Masłowska znowu gra – z  formą, z czytelnikiem, z  tematem. Niby o jedzeniu, a jednak o zachowaniach społecznych. Niby o grillu, a jednak o masowej sieczce. Niby o Warszawie, a jednak o czasach PRL-u.  Niby podaje przepisy, nic dobrego raczej z  nich nie wyjdzie, MasterChefa nie wygracie. Receptury te bowiem to społeczne zaklęcia znane od lat, almanach polskiej wiedzy tajemnej, kwintesencja życia. Felietony poruszają tematykę dowolną: każda obserwacja żywieniowych zachowań natychmiastowo przełożona zostaje na refleksję ogólnoludzką, w której spożywanie nie zawsze stanowi centrum rozważań.

Bo tak naprawdę ile tutaj kuchni w  kuchni? To wielopoziomowy, trudny do perfekcyjnej realizacji (a przecież perfekcja to dziś podstawa!) przepis na Polaka w  sosie własnym. To świadectwo tego, że produkujemy więcej niż możemy zjeść – duchowo, społecznie, kulturowo. Toniemy w  odpadach własnej produkcji. I Masłowska tak to zgrabnie ukrywa w  języku, że aż ślinka cieknie.

Bon appétit!






4 komentarze:

  1. Zakręcona książka :D Może być ciekawie bo tematyka nam bliska :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, nie wiem, jakoś Masłowska nigdy mnie specjalnie nie przekonywała... Ta zabawa formą i tematem... Nie przepadam za takimi klimatami. Najbardziej przekonują mnie w tej książce rysunki. Myślisz, że warto się przełamać do Masłowskiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: ja też mam do jej prozy różny stosunek. Raz mi się podoba, raz nie.
      Ale to są felietony i w tej formie kupuję Masłowską w 100% :)
      Myślę, że warto spróbować, może podejrzyj w sklepie jakiś fragmencik i zobacz czy już on Cię wciąga, czy raczej odrzuca:)

      Usuń
  3. Tak zrobię:) Warto się przekonać.

    OdpowiedzUsuń