Małgorzatę Kalicińską znałam
dotąd tylko „ze słyszenia” i „z widzenia”. Wiedziałam jakie książki pisze,
ale nigdy specjalnie chętnie po nie nie sięgałam. Miałam epizod z Ireną, ale była to jedyna powieść
autorki, po którą sięgnęłam.
Moje nastawienie zmieniło się po
rudzkim spotkaniu autorskim, na którym pisarka wydała mi się kobietą niezwykle
mądrą, doświadczoną, która pisząc o pewnych rzeczach, widzi je zupełnie inaczej,
niż odczytujący je później czytelnicy. Wspominała o swoim blogu. Z doświadczenia
wiem, że dziennik internetowy to miejsce, na którym można być bardziej sobą,
lepiej wyrazić myśl kłębiącą się w głowie – nie ma metafor, bohaterów, za
którymi skrywamy swoje poglądy. I gdy tylko okazało się, że blogowe zapiski
Kalicińskiej zostały wydane – musiałam przeczytać. Właśnie po to, by trochę tej
prawdziwej twarzy i mądrości zaczerpnąć.
Z wieloma sprawami się nie
zgadzam, na kilka mam inne spojrzenie. W paru miejscach nasz światopogląd
zupełnie się nie styka. Nie zmienia to jednak faktu, że notatki czytałam ze
zrozumiem i szacunkiem. I czerpałam – ze znakomitej większości tekstów.
Zakładki indeksujące co druga strona – a bo jakaś myśl cenna, a bo jakaś
kontrowersyjna, a bo z którąś się nie zgadzam i chciałabym ją z kimś
przedyskutować. Kalicińska ma w sobie wiele odwagi, ale tez – taki wniosek
wysnułam na podstawie jej zapisków – wiele wewnętrznego spokoju. Odniosłam wrażenie,
że jest pogodzona: ze sobą, ze światem, mimo że ma świadomość jego
niedoskonałości. Jest bystrą obserwatorką codzienności i przemian zachodzących
na naszych oczach, niekoniecznie pozytywnych.
Czasami jednak lubi uogólniać – już na spotkaniu poczułam, że młodzi jej jakoś
nie pasują, wiele uwag było kierowanych właśnie do osób w moim wieku –
nie wiem czy miały umoralniać, czy otwierać oczy, ale zabolały, bo zupełnie nie
są ze mną spójne – podobnie miejscami w książce wyziera obraz młodzieży i
młodych dorosłych jako gorszych? Słabszych? Bardziej leniwych?
Nie lubię takich uogólnień, bo przykłady na podobne zachowania znaleźć można u starszych, a im przecież nikt niczego nie wytyka. To moja jedyna uwaga, a właściwie samoobrona.
Reszta – klasa. O „magii” świąt,
o wyjazdach za granicę, relacjach z córką, umieraniu, języku, feminizmie,
facetach, ocenianiu innych (ha! Pisze: nie
oceniaj, a sama za chwilkę to robi), pieniądzach, starszych, opiekunach,
literaturze współczesnej, słupkach, świętości w XXI wieku (niepotrzebna),
rasizmie i wielu innych.
Dobra do kawy, herbaty, na świeże
powietrze. Ja czytałam tygodniami na działce: powoli, z otwartym umysłem,
sączyłam jak dobry koktajl.
Polecam na te letnie dni: wiele
dobrego można zaczerpnąć, nad wieloma sprawami się zastanowić i ujrzeć z nowej
perspektywy.
blog, egzemplarz recenzencki, Małgorzata Kalicińska, przemyślenia, refleksje, Wydawnictwo Filia, zapiski, życie
Jestem bardzo ciekawa przemyśleń pani Kalicińskiej. Mam nadzieję znaleźć w tej książce wiele porad i inspiracji, jak uzyskać stan wewnętrznego spokoju i pogodzenia ze światem:)
OdpowiedzUsuńCoś mnie odstrasza od tej książki, raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńWydanie swoich zapisków to faktycznie ciekawa sprawa, pewnie mało kto zdecydowałby się na coś takiego. Chyba, że ktoś nie boi się czyichś opinii, nie ma obaw przed ujawnieniem swoich myśli przed innymi w tak bezpośredni sposób. Ale w końcu do odważnych świat należy :)
OdpowiedzUsuń